-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant1
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik1
Biblioteczka
2024-05-06
2024-04-01
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Są takie książki, po przeczytaniu których łzy same płyną po policzkach, a opowiedzianej historii nie da się wyrzucić z głowy i z serca. Zostanie z nami na zawsze, bo jest wyjątkowa. I pewnie nie raz będziemy do niej wracać. Bo kiedy zanurzamy się w niej wkraczamy do świata niekoniecznie doskonałego, a jednak takiego, którego nie chcielibyśmy za nic opuścić.
Płynęłam przez tę opowieść z zachwytem dla maestrii pióra, dla znakomicie wykreowanych bohaterów, którzy, choć oddaleni od współczesności, byli ludźmi z krwi i kości, a ich emocje zrozumiałe i bliskie czytelnikowi naszej epoki. Nie każdemu autorowi książek bazujących na historii, udaje się wykrzesać świat bez sztuczności, przesadnego patosu i nadmiaru nudnej, suchej faktografii. Świat, który pokaże, że, odlegli o setki lat, nasi antenaci borykali się z takimi samymi życiowymi problemami, jak my współcześnie, chociaż musieli ściśle trzymać się właściwych ich czasom ograniczeń.
Ania Szepielak należy do tych autorek, które z niezwykłym wdziękiem wydobywają na światło dzienne postacie, które, utrwalone w dawnych rocznikach, kronikach i aktach są dziś w większości jedynie przedmiotem naukowych poszukiwań historyków. Ci jednak rzadko odtwarzają postacie historyczne jako zwykłych ludzi, lokując ich w szeroko ujętych uwarunkowaniach politycznych, ekonomicznych, militarnych czy kulturowych. Ania zaś bazując na bogatej faktografii, bardzo umiejętnie i oszczędnie ją dawkuje, skupiając się na czysto ludzkich działaniach, na życiu osobistym, wymiar polityczny umieszczając na drugim tle. Dostajemy w efekcie piękną literacką wizję historii, która jest nam bliska, bo przybiera uniwersalny charakter. Wizję lekką, przystępną i smakowitą. Odpowiednią nawet dla najbardziej opornych na faktografię czytelników albo traktujących historię jako nudny, nic nie wnoszący, przedmiot.
W drugim tomie dylogii “Serce w koronie” odnajdziemy kontynuację życia i działalności państwowej Zygmunta I zwanego Starym, przedostatniego z dynastii Jagiellonów. Fabuła obejmuje lata 1505 – 1548, a więc poprowadzona została do końca panowania króla. Zresztą dzień śmierci - 1 kwietnia 1548 – stanowi klamrę otwierającą i kończącą opowieść. A chociaż Zygmunt będzie tu księciem śląskim, potem wielkim księciem litewskim i w końcu polskim królem, my patrzymy na niego jak na syna, brata, ojca, kochanka i męża. I odnajdujemy w nim mężczyznę pochłoniętego miłością do kobiet – kochanki i dwóch żon, kochającego ojca, zawsze lojalnego, chociaż nie bez konfliktów, wobec rodziny syna i brata, człowieka religijnego, honorowego, ufnego i wierzącego w ludzi. Wrażliwego na sztukę i muzykę, ceniącego nowości, nienawidzącego wojen i śmierci. Ania, w swoim doskonałym, poetyckim stylu, znakomicie odmalowała wszystkie rozterki, marzenia i pragnienia Zygmunta. Te najbardziej intymne, przyziemne i zwykłe. Z wieloma zetknęliście się w swoim własnym życiu, więc tym bardziej władca sprzed pół tysiąca lat stanie się wam bliższy.
Czy literacki wizerunek Zygmunta zgadza się z opiniami historyków? W tej książce nie jest to istotne. Należy bowiem rozgraniczyć go jako władcę i jako człowieka. A przecież tu nie o ocenę faktów i decyzji politycznych chodzi, lecz o człowieka z krwi i kości. A to w pełni się Ani udało. Zygmunt kochał i był kochany, troszczył się o byt materialny rodziny, walczył z długami, modlił się gorliwie, ale i z chęcią oddawał rozrywkom. Jak każdy z nas.
Nie oddałabym w pełni klimatu powieści, gdybym nie odniosła się do kobiet w otoczeniu Zygmunta. Muszę o nich napisać, bo Ania już nie pierwszy raz fascynuje mnie swoimi bohaterkami. A te zawsze są nietuzinkowe. Odważne, bezkompromisowe, mądre, walczące o dobro swoich dzieci. Cierpliwie znosząca ból i oddana do końca rodzinie Matka Królów - Elżbieta Rakuszanka, walcząca z fizyczną ułomnością, matka trzynaściorga dzieci, umiłowana żona Kazimierza. Nieco wyzwolona i bezpruderyjna, ale honorowa i godnie znosząca przytyki środowiska Katarzyna z Trenczyna. Oddana mężowi, nad wyraz pokorna i cicha Barbara Zapolya – pierwsza żona Zygmunta. I w końcu ta, którą potomność odsądzała od czci i wiary, a przysłużyła się krajowi i rodzinie jak mało która. Tu mowa oczywiście o Bonie. Jej zaradność, gospodarność i energia nie miała sobie równych wśród polskich królowych.
Jeśli chcecie się zanurzyć w opowieść o znanych ludziach sprzed pięciuset lat, a nie zanudzić, tylko zachwycić, to zapewniam Was, że wybór serii “Serce w koronie” będzie strzałem w dziesiątkę. Tu historia jest tylko tłem dla uniwersalnej opowieści o wartości życia człowieka. “Wielkość człowieka mierzy się trudem jego służby” (s. 202). Stylizowany język, detale strojów, kuchni, obyczajów, czy architektury nie przesłaniają tak sformułowanej prawdy o człowieku, bo ta jest właściwa każdej epoce. Może odnajdziecie tu swój własny portret.
Życzę Wam takiego zatracenia w tej książce, jakiego ja doświadczyłam.
Dziękuję Ci bardzo Aniu za niezapomnianą, cudowną przygodę. Jedenastą. Wiem, że nie ostatnią.
Składam podziękowania także Wydawnictwu Filia za możliwość przeczytania powieści jeszcze przed oficjalną premierą. Ta pojutrze, 3 kwietnia.
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Są takie książki, po przeczytaniu których łzy same płyną po policzkach, a opowiedzianej historii nie da się wyrzucić z głowy i z serca. Zostanie z nami na zawsze, bo jest wyjątkowa. I pewnie nie raz będziemy do niej wracać. Bo kiedy zanurzamy się w niej wkraczamy do świata niekoniecznie doskonałego, a jednak takiego, którego nie chcielibyśmy za nic...
2024-01-22
I co z tego, że ta wiktoriańska powieść ma już 160 lat, że nikt już nie pisze tak wzniośle, tak górnolotnie i składniowo w całkiem niedzisiejszy sposób, skoro przez dwie trzecie powieści serce w człowieku dosłownie zamiera ze strachu.
A mimo tego nie sposób tej opowieści porzucić, bo los biednej Maud Ruthyn z Knowl wyzwala w nas tyle emocji, tyle współczucia i tyle niepokoju, że gorączkowo wyczekujemy zakończenia, bo musimy sprawdzić jaki finał miały jej, przyprawiające o dreszcze, potyczki z diabolicznym stryjem Silasem.
To jedna z takich książek, które mało dają wytchnienia, tak są absorbujące. Może tych kilka scen z towarzyskich herbatek i spacerów, a może urokliwe opisy angielskich krajobrazów nieco rozładowują napięcie, ale poza tym na pięciuset stronach dominuje mrok, tajemnica i horror.
Stare angielskie dworzyszcza, pełne ciemnych amfilad i korytarzy, opuszczonych pokoi i tajemnych przejść, oświetlane jedynie nikłym światłem świec (rzecz dzieje się w latach 1844-1845), a w nich tyleż odpychających, i wyglądem, i charakterem, postaci to niewątpliwie wystarczająca mieszanka. Do tego intrygi, knowania, morderstwa i wszechogarniające poczucie czystego zła.
Niewątpliwie w swoim gatunku “Stryj Silas” to powieść najwyższych lotów, a autor dał znakomity popis swego krasomówstwa, kreacji bohaterów i budowania klimatu grozy. Nie oczekujcie jednak historii z użyciem mechanicznych pił, dekapitacji, krwawych tortur i innych historii wypełniających współczesne kryminały. Tu mamy starą, gotycką scenerię, podsycaną opowieściami o duchach, fałszywych, podstępnych ludzi i chytre plany pozbycia się niewygodnych osób.
Jakże się cieszę, że mam akurat ferie zimowe i mogę poświęcić się książkom, które czekały na swą kolej od miesięcy. Bo ta akurat nabyta jesienią, z uwagi na objętość, wymagała większej ilości czasu. Ale było warto!
Klasyka w najlepszym wydaniu. Jednakowoż nie radzę czytać przed snem, bo wiele scen i postaci może wywołać koszmary senne. Serio!
Znalazłam starą, czarno-białą ekranizację tej powieści w internecie. Ciekawa jestem, czy film odda w pełni wszystkie walory powieści.
Na tej jednej pozycji autora na pewno nie poprzestanę.
I co z tego, że ta wiktoriańska powieść ma już 160 lat, że nikt już nie pisze tak wzniośle, tak górnolotnie i składniowo w całkiem niedzisiejszy sposób, skoro przez dwie trzecie powieści serce w człowieku dosłownie zamiera ze strachu.
A mimo tego nie sposób tej opowieści porzucić, bo los biednej Maud Ruthyn z Knowl wyzwala w nas tyle emocji, tyle współczucia i tyle...
2024-01-18
Są takie książki, których wielkość uświadamiamy sobie dopiero po ich przeczytaniu. Wczoraj tak właśnie się stało. Czytałam tę niepozorną z wyglądu książeczkę kilka godzin, niemal bezustannie i dopiero zakończenie uświadomiło mi, z jakim diamentem miałam do czynienia.
Podtrzymać zainteresowanie czytelnika fabułą, w której niewiele jest akcji, to dla autora powód do dumy. Wątek sensacyjny, związany z brutalnymi morderstwami dzieci, przykuwa większą uwagę, ale paradoksalnie usytuowany jest na drugim planie. To, co najistotniejsze to niezdrowe relacje ojca z synem, relacje, których dramatyzm rozwija się z różnym nasileniem, aż do tragicznego finału. I ten finał, genialny, choć dla mnie niejednoznaczny i zmuszający do roztrząsania poprzednich wydarzeń, finał, którego nadejście zapowiada coraz większe napięcie i coraz to potężniejsza groza, ten finał to nie tylko prawdziwy majstersztyk literacki, ale i element, który stanowi o wartości tej powieści.
Z początku nic nie zapowiadało, że będzie to powieść niezapomniana. Ot zwykłe życie dorosłego już ucznia ostatnich klas szkoły średniej z dobrze sytuowanej rodziny, relacje z kolegami, spotkania w kawiarniach. W dodatku cała masa powtórzeń, które może trochę denerwowały, choć w ogólnym rozrachunku dobrze spełniły swoje zadanie.
Ale pozorna młodzieńcza radość ma jednak drugie dno. I to ono tworzy cały klimat tej książki. Jest nim cała gama negatywnych uczuć - niepokój, gniew, złość, pragnienie odwetu, a w końcu ucieczki z domu. Obserwujemy katusze psychiczne chłopaka wychowywanego samotnie przez despotycznego, zasadniczego ojca, szefa krajowej policji, tytułowego radcę Heumanna. Dom jawi się jako więzienie, rygor jest nie do wytrzymania, niewspółmiernie ostry w stosunku do postępowania syna.
Głęboka i wnikliwa analiza psychologiczna obu mężczyzn, obu dramatis personae, zasługuje na wielkie uznanie.
W tle tych patologicznych stosunków sprawa, która radcy nie daje spokoju, a którą musi on rozwiązać, bo takie jest jego posłannictwo jako obrońcy prawa. Przedłużające się poszukiwania sprawcy morderstw dokonanych na dzieciach, wrogie opinie prasy o nieskuteczności policji nie pozostają bez wpływu na radcę, który za punkt honoru stawia sobie dbałość o swoją reputację i o honor rodziny. Do czego doprowadziło tak rozumiane poczucie obowiązku musicie przeczytać, a zapewniam, że będzie to absolutny szok!
Język powieści nie epatuje przesadną elokwencją, nie ma w nim słów górnolotnych, może też niektórym czytelnikom nieco trącić myszką, bo książka ma już ponad 50 lat, ale czytałam tę powieść zachłannie, z dużym zainteresowaniem. Gęsta atmosfera, rosnące napięcie i finalne poczucie coraz to większej grozy zapowiadające spektakularne zakończenie uruchomiły, po skończeniu lektury, całą lawinę ochów i achów, ale też zmusiły do głębokiej zadumy.
Dzisiaj obejrzę polską ekranizację tej powieści. Liczę na taką samą gamę emocji .
Klasyka z górnej półki. Polecam!
Są takie książki, których wielkość uświadamiamy sobie dopiero po ich przeczytaniu. Wczoraj tak właśnie się stało. Czytałam tę niepozorną z wyglądu książeczkę kilka godzin, niemal bezustannie i dopiero zakończenie uświadomiło mi, z jakim diamentem miałam do czynienia.
Podtrzymać zainteresowanie czytelnika fabułą, w której niewiele jest akcji, to dla autora powód do dumy....
2023-12-31
Moja ostatnia pozycja w tym roku. Setna.
Chociaż mamy tu do czynienia z morderstwem, to jednak próżno doszukiwać się w tej książce śledztwa i prawdziwego kryminału. Jest to zapis rozmowy komisarza policji ze świadkiem i jednocześnie jedynym podejrzanym w sprawie.
Dialog jest nieco wyrafinowany, czasem przewrotny, czasem intrygujący przez niedomówienia i zaskakujące zwroty myślowe. Odkrywa powoli psychikę i osobowość nie tylko przesłuchiwanego, ale i komisarza.
Chociaż to niewielkich rozmiarów rzecz, wymaga jednak koncentracji i skupienia po to, by właściwie odczytać znaczenia i wciągnąć się w dysputę na wpół filozoficzną, na wpół psychologiczną.
Finalnie jednak czuję pewien niedosyt, a zakończenie jest mało wyraziste i mało czytelne.
Opowiastka do szybkiego zapomnienia.
Moja ostatnia pozycja w tym roku. Setna.
Chociaż mamy tu do czynienia z morderstwem, to jednak próżno doszukiwać się w tej książce śledztwa i prawdziwego kryminału. Jest to zapis rozmowy komisarza policji ze świadkiem i jednocześnie jedynym podejrzanym w sprawie.
Dialog jest nieco wyrafinowany, czasem przewrotny, czasem intrygujący przez niedomówienia i zaskakujące...
2023-12-30
Ta niewielkich rozmiarów książka ma już ponad dwadzieścia lat, ale nie zestarzała się wcale.
W krótkim wycinku życia Martyny – zdolnej, inteligentnej, nowoczesnej i wrażliwej studentki anglistyki, poprzez jej, na pierwszy rzut oka banalne, perypetie miłosne i życiowe, odnajdujemy ponadczasowe prawdy o wartości przyjaźni, rodziny, wiary, ale przede wszystkim o miłości i relacjach damsko-męskich. A uczucie do partnera to nie zawsze euforia i motyle w brzuchu, bo jakże często wiąże się z tęsknotą, cierpieniem i bólem. Martynie przyszło doświadczyć wszystkiego...
To opowieść o podejmowaniu nie zawsze korzystnych i akceptowalnych społecznie życiowych wyborów, umiejętności radzenia sobie z błędnymi decyzjami, oswajania samotności, odrzucenia i stygmatyzacji.
Pisana prze kilka osób i zawierająca drugie, alternatywne zakończenia wszystkich historii może powodować pewien mętlik w głowie, może także stwarzać wrażenie niedopowiedzianej i niedokończonej, chociaż u mnie nie wywołała takiego odczucia.
Całkiem przyjemna lektura, chociaż tylko miejscami słodka, a miejscami gorzka i bolesna. Myśli i rozważania o życiu, których tu sporo, aż nadto dojrzałe jak na studentkę, zmuszają do głębokiej refleksji i podwyższają wartość książki, w tym moją ocenę.
Wiele z opisywanych wydarzeń rozgrywa się w studenckim pokoju i dlatego ta pozycja uruchomiła we mnie nostalgię za dawnym akademickim życiem. To był czas, kiedy i u mnie, podobnie jak u Martyny, przez pokój studencki przewijały się tabuny ludzi, a każdy z nich wnosił coś wartościowego w moje życie - rozpalał zainteresowania innym gatunkiem muzyki, kierował uwagę na jakiegoś pisarza, czy w końcu pozwalał wsłuchać się w brzmienie gitary...
Ta niewielkich rozmiarów książka ma już ponad dwadzieścia lat, ale nie zestarzała się wcale.
W krótkim wycinku życia Martyny – zdolnej, inteligentnej, nowoczesnej i wrażliwej studentki anglistyki, poprzez jej, na pierwszy rzut oka banalne, perypetie miłosne i życiowe, odnajdujemy ponadczasowe prawdy o wartości przyjaźni, rodziny, wiary, ale przede wszystkim o miłości i...
2023-12-29
Książeczka wydana nakładem WSiP w roku 1980, w ramach serii Biblioteczka historyczna. Powróciłam do niej z sentymentem, bo przecież zaczytywałam się w tych skromnych objętościowo i bardzo przystępnie napisanych historycznych opowiastkach już w szkole podstawowej, a i potem nie raz do nich wracałam. To m.in. one rozbudziły moje zainteresowania i zdeterminowały późniejszy wybór kierunku studiów.
Jak na tamte lata, które przyzwyczaiły nas do ubogich wydań, w biało-czarnej tonacji, znajdziemy tu lepszą szatę graficzną, bo naliczyłam aż osiem kolorowych ilustracji całkiem niezłej jakości.
Sama treść skupiając się na dworze królewskim ostatnich Jagiellonów dotyka nie tylko tematów poświęconych strukturze i funkcjonowaniu dworu, ale i szeroko pojętej kulturze Odrodzenia. Sporo miejsca poświęcono jego genezie i wpływom włoskim na polskim dworze, a przez to nie mogło zabraknąć i królowej Bony z włoskiego Bari.
Cała seria ma dużą wartość popularyzatorską i dla takich, jak ja, którzy przed laty odnaleźli pasję w poznawaniu przeszłości, albo takich, którzy dopiero ją odkrywają, te książeczki są nieocenione i głęboko zapadną w pamięć.
Książeczka wydana nakładem WSiP w roku 1980, w ramach serii Biblioteczka historyczna. Powróciłam do niej z sentymentem, bo przecież zaczytywałam się w tych skromnych objętościowo i bardzo przystępnie napisanych historycznych opowiastkach już w szkole podstawowej, a i potem nie raz do nich wracałam. To m.in. one rozbudziły moje zainteresowania i zdeterminowały późniejszy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-23
Po lekturze “Pierścienia Borgiów”, który mnie zachwycił, szperałam w bibliotece poszukując kolejnych tytułów Michaela White’a, ale że z nimi całkiem krucho, zakupiłam dwie pozycje przez internet. Nie mogłam sobie odmówić. Na pierwszy ogień wzięłam “Tajemnicę Medyceuszy”. A chociaż ma ona na LC niestety dosyć marne oceny, ja w zachwycie nie ustaję. I co z tego, że mamy tu całkiem sporo nieco dziwnych zbiegów okoliczności, trochę nadzwyczajnie łaskawych dla bohaterów zwrotów akcji, skoro uwielbiam klimat tajemnicy, nierozwikłanych od wieków zagadek, a historia późnego średniowiecza pasjonuje mnie od dziecka.
Autor zrobił całkiem sprawny misz-masz lokując wydarzenia w kilku płaszczyznach czasowych i w kilku państwach. Współczesny wątek kryminalny, w którym poszukiwania tytułowej tajemnicy Medyceuszy doprowadzają do śmierci kilku ofiar, miesza się ze wspaniałą historią Wenecji początków XV wieku, środowiskiem pierwszych włoskich humanistów, w którym Kosma Medyceusz miał swój udział, z fascynującymi odkryciami starożytnych woluminów.
Towarzyszymy Kosmie w jego epokowych odkryciach. Krążymy z nim po kryptach i zaułkach Florencji, płyniemy po weneckich kanałach, zaglądamy do pałacu doży i apartamentów papieża w Rzymie, odbywamy podróż do odizolowanego od świata monastyru w górach Macedonii. Wyczerpująca, ale jakże niezapomniana to podróż! Przybliżająca nie tylko znany ród Medyceuszy, ale i wiele innych sławnych postaci, jak choćby Giordano Bruno czy Antonio Vivaldi. Jasne, że prawda miesza się z fikcją, a wyobraźnia autora nie ma granic, ale historia nie jest traktowana byle jak, lecz z należnym jej szacunkiem i atencją. Autorowi należą się brawa za doskonały research i drobiazgowo oddany polityczny i społeczno-obyczajowy klimat XV-wiecznych Włoch.
A że współczesny człowiek łasy na starożytne artefakty, który nie waha się zabijać, by je zdobyć, marnie kończy, to fakt znany i chętnie, a jakże by inaczej, powielony przez autora.
Smakowita lektura!
Po lekturze “Pierścienia Borgiów”, który mnie zachwycił, szperałam w bibliotece poszukując kolejnych tytułów Michaela White’a, ale że z nimi całkiem krucho, zakupiłam dwie pozycje przez internet. Nie mogłam sobie odmówić. Na pierwszy ogień wzięłam “Tajemnicę Medyceuszy”. A chociaż ma ona na LC niestety dosyć marne oceny, ja w zachwycie nie ustaję. I co z tego, że mamy tu...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-01
Dziewięć opowiadań Marii Szczepowskiej zawartych w tym tomiku to jedynie niewielka część dorobku literackiego autorki. Ten znany był bardziej wąskiemu gronu jej krewnych i przyjaciół. Pierwsze, nieliczne, utwory publikowała już w latach pięćdziesiątych na łamach znanych czasopism “Twórczość” i “Nowe sygnały”.
Wydanie książkowe, o którym piszę, pod tytułem “Sosenka i inne opowiadania” wydane nakładem Spółdzielni Wydawniczej “Czytelnik” w 1989 roku, ze znakomitym przedsłowiem Anny Tatarkiewicz, to w zasadzie pośmiertny debiut literacki autorki. Komunistyczna władza, jak widać, do samego swego końca wzbraniała się przed ujawnieniem prawdy.
Nigdy nie było mi dane poznać jej twórczości, aż do minionego tygodnia.
Maria Szczepowska, córka Wacława i Janiny z Mianowskich, urodziła się w 1919 roku w Wilnie, zmarła w 1985 roku w Warszawie. Dzieciństwo spędziła w majątku Sołowin na Wołyniu, potem w Lublinie. Przed wojną zaczęła studia dziennikarskie w Warszawie. W kwietniu 1940 razem z rodzicami i siostrą wywieziona do Kazachstanu nad Irtysz. Pracowała w stepie wypasając owce i barany, potem w Pawłodarze w radiostacji dla Polaków. Wiosną 1943 roku aresztowana za odmowę wpisania do dowodu obywatelstwa radzieckiego więziona w Pawłodarze, a następnie w łagrach w Karagandzie i na Kaukazie. Amnestia uwolniła ją 20 października 1944 roku. Już w Polsce związała swe losy z Lublinem, a potem Warszawą. Do końca życia nie odzyskała równowagi psychicznej, a to niestety nie pozwoliło jej na rozwinięcie literackich skrzydeł.
Opowiadania są wstrząsającym pokłosiem wojennych, obozowych przeżyć. A chociaż nie doszukacie się w nich samej bohaterki, to obraz tamtego życia, relacji międzyludzkich, tamtego cierpienia i zwykłej bezsilności jest bardzo sugestywny i oparty na własnych doświadczeniach i obserwacjach.
Bohaterowie opowiadań Marii Szczepowskiej, z których jedne liczą kilka, a inne kilkanaście stron urzekają realizmem, a miejscami naturalizmem i bardzo dokładnym, psychologicznym obrazem bohaterów, mimo szczupłości miejsca. Znakomite kreacje obnażające ludzi uwikłanych w bolesne i bezduszne tryby totalitaryzmu. Smutne i przygnebiające historie obnażające ludzkie cierpienie, krzywdę i niemoc. Nie ma tu jednak jedynie ludzi biernych, pogodzonych z losem, są i tacy, którzy kombinują, by przeżyć.
Autorka na przykładzie bardzo szczegółowych historii obnaża machinę totalitarnego państwa, wyraża protest przeciw przemocy i zniewoleniu, obłudzie, kłamstwu i niszczeniu dobra w ludziach.
To lektura absolutnie angażująca emocjonalnie, której nie da rady czytać bez złości, dojrzała warsztatowo i do bólu autentyczna.
Pozostaje tylko żal, że duża moc twórcza Marii Szczepowskiej została uszczuplona przez tragiczne koleje życia.
Dziewięć opowiadań Marii Szczepowskiej zawartych w tym tomiku to jedynie niewielka część dorobku literackiego autorki. Ten znany był bardziej wąskiemu gronu jej krewnych i przyjaciół. Pierwsze, nieliczne, utwory publikowała już w latach pięćdziesiątych na łamach znanych czasopism “Twórczość” i “Nowe sygnały”.
Wydanie książkowe, o którym piszę, pod tytułem “Sosenka i inne...
2023-11-18
Na wstępie dziękuję bardzo autorowi za propozycję przeczytania i udostępnienie mi swojej książki w wersji ebooka.
Ależ to była polityczna podróż! Fascynująca opowieść o tym jak “wchodzi się” w politykę, jak “robi się” politykę i jak polityka determinuje życie człowieka, którego apetyt na władzę, wpływy, sławę i “kasę” jest nieograniczony.
Stosunkowo niewielkich rozmiarów pozycja, licząca zaledwie 160 stron, to lektura na zaledwie dwie godziny, a tyle w niej treści, tyle wątków i tyle nasuwających się refleksji, że aż dziw bierze, jak autorowi się to udało.
W przedmowie Rafał Krzysztof Jaworowski zastrzega nie identyfikować współczesnej sceny politycznej naszego kraju z obrazem zawartym w książce i traktować ją jako political fiction.
Więc zupełnie abstrahując od naszego politycznego poletka skupiłam się na fabule i dostałam bardzo dobrze, zgrabnie, plastycznie i przekonywująco napisane studium człowieka, którego głównym życiowym celem jest, obok posiadania szczęśliwej rodziny, osiągnięcie sukcesu w polityce, z prezydenturą w finale.
To nie jest typowy Dyzma – oszust z nizin społecznych. Jacek Liszewski ma mocne zaplecze do wejścia w politykę przez znanego ojca i jego układy. Skończył studia, dobrze się ożenił, kroczy mozolnie od samych politycznych nizin na coraz wyższe szczeble. Jest elokwentny, sprytny, zaradny.
Liszewski zachłyśnięty polityką, łatwą kasą zdobywaną na różne sposoby ze źródeł publicznych, wygodnym, uporządkowanym życiem, szacunkiem i uznaniem w partii, aprobatą coraz większego grona wyborców musi po drodze tracić kręgosłup moralny. Czy rzeczywiście musi? Jego mistrz i mentor w zdobywaniu politycznych szlifów działający w polityce dwa razy dłużej pozostaje tym, kim jest. Posłem w dalszych rzędach. Lecz z czystymi rękami, spokojnym sumieniem i niezłomnymi zasadami moralnymi.
I tak, chcąc czy nie chcąc, z jednej strony podziwiamy błyskotliwość kariery i szybko rosnący stan konta, a z drugiej dopada nas gorzka refleksja o kondycji polityki, która niektórym karierowiczom daje szansę na wielki awans społeczny kosztem zwykłych patologii - korupcji, kumoterstwa czy szantażu. Polityki bez skrupułów, bez wstydu, bez honoru.
A wyeksponowanie wszystkich grzechów i brudów politycznego establishmentu udało się autorowi nadzwyczaj dobrze. Uraczył mnie znakomitą opowieścią o tym, jak można “kiwać” społeczeństwo, pokazując mu drugą, oficjalną twarz - pełną frazesów o Bogu, honorze i Ojczyźnie, patriotyzmie, rodzinie i wartościach. Własna twarz, ukryta przed publicznością, pełna jest hipokryzji i megalomanii.
W tym wszystkim jednak główny bohater nie zatraca się do końca. Nie chce przekraczać granic, sam mając na uwadze dobro swej rodziny. Nie akceptuje chwytów poniżej pasa. Nie szuka haków na politycznego rywala. Fakt, że autor nie ubarwia go jedynie w czarnych kolorach działa na jego korzyść, bo w innej sytuacji wołałabym: Quo vadis Polsko? Idziesz prostą drogą ku zgubie, gdy wszelkie hamulce moralności puszczają.
Bardzo dobrze skonstruowana książka, bez dłużyzn, niepotrzebnych opisów, nadmiaru bohaterów, nazwisk i wydarzeń. Mocna i poruszająca, nie do szybkiego zapomnienia. Wywołująca całą gamę emocji – od rozbawienia po zwyczajną wściekłość. Napisana rzetelnie i przekonywująco. Widać, że polityczną kuchnię autor zna od podszewki. Czyta się błyskawicznie i z dużym zainteresowaniem.
Wszyscy, którzy polityką żyją na co dzień, ale i ci, którzy jej nienawidzą, powinni ją przeczytać.
Motto tej książki to słowa Franciszka Pieczki: „Najważniejsze to godnie przeżyć życie, a po drodze nikogo nie krzywdzić”. Aktorowi może się to udać, ale politykowi?
Czytajcie i oceniajcie sami.
Polecam i gratuluję autorowi.
Na wstępie dziękuję bardzo autorowi za propozycję przeczytania i udostępnienie mi swojej książki w wersji ebooka.
Ależ to była polityczna podróż! Fascynująca opowieść o tym jak “wchodzi się” w politykę, jak “robi się” politykę i jak polityka determinuje życie człowieka, którego apetyt na władzę, wpływy, sławę i “kasę” jest nieograniczony.
Stosunkowo niewielkich...
2023-10-01
“Nie da się uciec od przeszłości i zniknąć, jak gdyby nigdy nic. Zawsze cię dopadnie. Choćbyś był pewien, że jesteś bezpieczny, to nigdy tak nie jest”.
O tym, jak długim cieniem na teraźniejszości kładzie się przeszłość przekonała się autorka powieści erotycznych – Lukrecja Woźniak-Bąk - niegdyś luksusowa prostytutka, potem była żona biznesmena. Starannie ukrywa przed światem swoją tożsamość, do tego stopnia, że zatrudnia dublerke, która w jej imieniu prowadzi profile społecznościowe. Kiedy kontakt z dublerką urywa się z niewiadomych powodów zatrudnia Annę Marię Kier, byłą policjantkę, a obecnie właścicielkę agencji detektywistycznej. Potwierdzona śmierć dublerki, nie mająca żadnych uzasadnionych motywów, od razu nasuwa przypuszczenie, że celem ataku była pisarka. Czy owładnięta żądzą zemsty jest osoba z dawnych kręgów seks biznesu, czy też ma to związek z wypadkiem drogowym, w którym Lukrecja uczestniczyła przed wielu laty? Kim jest mściciel? Możliwości jest co najmniej kilka. Lukrecja wyraźnie ma na pieńku z niejednym dawnym znajomym czy krewnym i boi się wspomnień. Wiele wysiłku trzeba włożyć, by zmusić ją do wyznań. Przed Anną Marią Kier nie lada wyzwanie, które wymaga szukania tropów w wydarzeniach sprzed kilku dekad.
Obok intrygi kryminalnej autorka skupia się na osobistych perypetiach pani detektyw. Jej również na każdym kroku towarzyszy przeszłość. Ma to związek głównie z jej ojcem, wpływowym niegdyś prokuratorem.
Wprawdzie jedna przynajmniej rzecz mi nie zagrała, bo czytam kryminały pasjami, więc dostrzegam pewne niedociągnięcia, ale mimo wszystko cała historia wypadła przekonująco i nadzwyczaj zgrabnie została poprowadzona.
Wkręciłam się w odkrywanie przeszłości bohaterek tak bardzo, że zabrały mi ponad połowę niedzieli. Autorka umie trzymać napięcie, kusi mylnymi tropami, ma świetny styl.
Pierwszy raz czytałam kryminał Pani Dagmary Andryki. Źle zaczęłam, bo to drugi tom serii, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. Muszę uzupełnić tom pierwszy, bo pióro autorki jest niezłe i na tej jednej książce nie skończę z nim przygody.
Chętnie zagram z damą Kier w kolejnych odsłonach jej śledztw zawodowych i prywatnych.
Kto lubi kryminalne zagadki z historią w tle i znakomitym tłem obyczajowym znajdzie tu wszystko w naprawdę dobrym rozdaniu.
“Nie da się uciec od przeszłości i zniknąć, jak gdyby nigdy nic. Zawsze cię dopadnie. Choćbyś był pewien, że jesteś bezpieczny, to nigdy tak nie jest”.
O tym, jak długim cieniem na teraźniejszości kładzie się przeszłość przekonała się autorka powieści erotycznych – Lukrecja Woźniak-Bąk - niegdyś luksusowa prostytutka, potem była żona biznesmena. Starannie ukrywa przed...
2023-09-09
Wiwat Elżbieta Batory! - takim tajnym hasłem mieli wołać do siebie członkowie Socjalistycznego Towarzystwa Opieki nad Pionierami ze Szczecina. Czym było dziwnie brzmiące towarzystwo i jaką działalnością się parało znajdziecie w książce, ale jednego jestem pewna: Krwawej Hrabinie sprzed czterech wieków nie należą się takie wzniosłe okrzyki.
Wiwat Przemysław Kowalewski! brzmi o wiele lepiej i przynajmniej jest w pełni zasłużone.
Nie mogłam się oprzeć i nabyłam “Najlepszy debiut kryminalny tego roku". Musiałam. Szturmem wkroczył na portale czytelnicze, przetoczył się przez Instagrama niczym najcięższe działo i wywołał piorunujące efekty. Było warto!
Maksymalnie mroczna, zaskakująca i diabelsko wciągająca historia jest połączeniem jakby dwóch światów. Ten pierwszy, do bólu realny, oparty o detaliczny research pokazuje powojenną rzeczywistość Szczecina w każdym wymiarze: politycznym społecznym, obyczajowym a nawet gospodarczym. Nie ma najmniejszych braków. Dyktatura partii, rządy UB, inwigilacja, terror, cenzura, propaganda, kształtowanie nowego obywatela oddanego władzy, wierzącego w świetlaną przyszłość narodu. Obok tego trwające w wielu mieszkańcach niemożliwe do zapomnienia obrazy wojny, wracające zawsze wraz z mijanymi na mieście miejscami dawnych kaźni. Obrazy zalewane wódką w knajpach, których wszędzie pełno. Gwara ukraińska zmieszana z polskim i jidysz. Topografia miasta lat pięćdziesiątych musi budzić podziw precyzją i dokładnością. Jedne ulice to ruiny dawnych secesyjnych cudeniek i sterty gruzu, a inne to zaczątki nowych, socjalistycznych szarych blokowisk. Widać w tym pasję autora.
Drugi świat to pełnia mroku, tajemnicy, ale i odrazy. Szokujące, krwawe, kanibalistyczne rytuały, w których spożywane ciało ludzkie ma być drogą ku zbawieniu. Klimat bynajmniej nie socjalistyczny czy ludowy. Zakapturzeni ludzie z wizerunkiem kozła na plecach oddający cześć potwornym siłom, za nic mający odwieczne prawa. W tej grupie sama śmietanka urzędnicza, wierchuszka partyjna latami chroniona przez służby bezpieczeństwa. Jednak, mimo wszystko, do czasu...
Wśród postaci rej wodzi Unge Galant – porucznik MO, urodzony na Litwie, doświadczony pobytem w obozie, świadek masowych zbrodni, napiętnowany na duszy i ciele, raczący się zbyt często wódką dla ratunku przed bólem pamięci. Ale niezrównany w sprawnym łączeniu wszystkich nitek, spontaniczny w działaniu, a chociaż służący w szeregach znienawidzonej formacji, to sam nienawidzący systemu. Można go polubić, nawet bardzo. Świetna kreacja.
Bierzcie “Kozła” i czytajcie. Powala dojrzałym, plastycznym językiem, a, co tym bardziej dla mnie ważne, nie epatuje wulgaryzmami. Znakomita konstrukcja spaja na koniec zgrabnie wszystkie wątki, aż do kulminacji. I chociaż autor przez pierwszą połowę książki sugeruje zupełnie inne tory myślenia, rozwiązanie zagadki i postawienie na sektę, było dla mnie bardzo satysfakcjonujące. Imponująca praca autora dla odtworzenia realiów topografii Szczecina i charakteru miasta w tamtych latach jest godna największej pochwały - to prawdziwy majstersztyk.
I w końcu sam pomysł. Oparty częściowo na faktach, ale genialnie rozwinięty. Ostatnio coraz mocniej zdarza mi się podkreślać w recenzjach, że wszystko w kryminałach, thrillerach i horrorach już czytałam. Jestem w błędzie. Nie czytałam, bo trafiłam na Kowalewskiego. Jestem pewna, że będzie jaśnieć w towarzystwie kolegów po piórze. “Szóstkę” i kolejne jego opowieści biorę w ciemno.
Jedno ale. Fiołków mi naprawdę szkoda.
Wiwat Elżbieta Batory! - takim tajnym hasłem mieli wołać do siebie członkowie Socjalistycznego Towarzystwa Opieki nad Pionierami ze Szczecina. Czym było dziwnie brzmiące towarzystwo i jaką działalnością się parało znajdziecie w książce, ale jednego jestem pewna: Krwawej Hrabinie sprzed czterech wieków nie należą się takie wzniosłe okrzyki.
Wiwat Przemysław Kowalewski!...
2023-08-28
Jak to dobrze, że są jeszcze czytelnicy, którzy czytają książeczki z serii “Koliber”. Popieram, bo to wspaniałe, nieśmiertelne pozycje i niejednokrotnie mają większą wartość od współczesnych szumnych bestsellerów. Otóż ja też mam w domu ostatnie egzemplarze, które się ostały po latach. Kiedyś dominowały na moich półkach, w czasach licealnych, dziś niestety wyglądają skromniutko. Ale podobnie jak nie szata zdobi człowieka, tak nie okładka i nie byle jakie wydanie decyduje o wymowie książki. Chyba się zgadzacie, prawda?
“Biuro matrymonialne” to tytuł jednego z ośmiu opowiadań francuskiego prozaika i poety żyjącego w latach 1911-1996. Są to w kolejności: "Święty Mikołaj", "Kaleczka", "Znaleźne", "Biuro matrymonialne", "Znawca Serc Ludzkich", "Pomyłka", "Testament", "Nic się nigdy nie dzieje". Wszystkie pochodzą z dwóch tomów opowiadań: "Bureau des mariages" z roku 1951 oraz "Chapeau bas" z roku 1963.
Ktoś powiedziałby może, że są banalne, bo przecież opisują jedynie zwyczajne życie zwyczajnych ludzi. Ba, ale tu niestety nie ma żadnego banału. Tu jest pole do refleksji i zadumy nad motywacjami kierującymi człowiekiem, nad jego charakterem i stosunkiem do innych. A wszystko jakże pięknie napisane, jak głęboko wdzierające się do serca czytelnika. Jeśli sięgniesz po tę książeczkę, nie dasz rady pozostać obojętnym, nie unikniesz zadumy i refleksji, a może i mocniejszego bicia serca, może nawet uronisz łzę, może się uśmiechniesz ze wzruszenia albo politowania. Nic się nie zestarzało mimo kilku dekad, to wszystko jest wciąż aktualne, mimo innych okoliczności kulturowych i ekonomicznych.
Autor pokazuje cały przekrój francuskiego społeczeństwa. Bohaterami są zarówno wysoko sytuowane elity, cała masa urzędników, dziennikarz, a nawet złodziej i prostytutka. Są cisi i skromni, wyniośli i gardzący innymi, kalecy i niewidomi, szczęśliwi i poturbowani przez los. Autor z tą samą dokładnością odkrywa wady i zalety każdego z nich. Nie ucieka od realizmu i prawdy. Obnaża hipokryzję, pazerność i perfidię. Dostrzega prawość i dobroć.
Każde opowiadanie udowadnia, że w konkretnych sytuacjach człowiek jest zdolny zachować się inaczej, wbrew sobie, wbrew swoim nawykom, przekonaniom i wychowaniu. Bo w każdej z tych krótkich opowieści ludzie postawieni zostają w niezwyczajnych sytuacjach, mają poczucie sprawczości i działania dla innych.
Wszystkie opowiastki są bardzo równe, prawdziwe perełki, w których autor pokazuje dobitnie swój kunszt literacki, wyrażony pięknym stylem, znakomitym językiem i konstrukcją formy, a także genialnymi kreacjami bohaterów. Do tego dodam znajomość głębi psychiki ludzkiej, francuskiej obyczajowości i moralności, nieco ironii i mamy prawdziwe dzieło. No może objętościowo dziełko. Ale to tym bardziej godne pochwały, bo wyrazić się efektywnie w małej formie literackiej nie jest łatwo.
Chapeau bas!
Jak to dobrze, że są jeszcze czytelnicy, którzy czytają książeczki z serii “Koliber”. Popieram, bo to wspaniałe, nieśmiertelne pozycje i niejednokrotnie mają większą wartość od współczesnych szumnych bestsellerów. Otóż ja też mam w domu ostatnie egzemplarze, które się ostały po latach. Kiedyś dominowały na moich półkach, w czasach licealnych, dziś niestety wyglądają...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-18
Początek rejsu wyglądał naprawdę obiecująco. Kipiało luksusem, a perspektywa wielu interesujących rozrywek oferowanych przez MS “Baltica” zapowiadała niezłą zabawę. Na to liczyły główne dramatis personae tej eskapady. Sebastian z Dorotą świętowali rocznicę ślubu, emerytka Celina miała szansę na podróż życia, a Laura na niezapomniane szaleństwa młodości.
Jednak jeszcze przed rejsem, już przy odprawie, zaczynają się kłopoty. A potem jest coraz gorzej. Sceny, jedna po drugiej, przechodzą na kolejne, coraz to wyższe poziomy najpierw zadziwienia, potem oszołomienia, a w końcu przerażenia i makabry. Bohaterowie miotają się ujawniając różne swoje oblicza, od skrajności w skrajność. Z kolei w naszej głowie mnożą się i mnożą pytania. Czy w postrzeganiu rzeczywistości bohaterom płata figle ich umysł, natrętne wspomnienia, projekcje przyszłości, czy tajemnicze moce, których istnienia próżno jednak szukać na pokładzie promu. Może to tylko jakaś podstępna manipulacja, a może dziwny rodzaj amnezji, w której luki w pamięci raz są dokuczliwe, a potem nagle wszystko wydaje się nie być tym, czym być miało....
Przyznaję, że dotychczas żaden autor, absolutnie żaden, nie wprowadził mnie w taki stan umysłowego popłochu. Nie znalazłam choćby śladu jakiegoś klucza do piętrzących się, raz po raz, zagadek. A przecież, wsiadając na prom, pomna informacji na obwolucie książki, czytałam bardzo uważnie, nie pozwalając sobie choćby na chwilę na zboczenie z kursu. I do czego mnie to zaprowadziło? Mój racjonalny umysł odmówił posłuszeństwa! Nic tu nie jest tym, czym powinno być, a kolejne wersje tych samych scen to rollercoaster czytelniczy. Autor zaserwował nam prawdziwie psychodeliczną podróż. Rzecz, jakiej do tej pory z pewnością w książkach nie znalazłam, bo odkurzyłam w tym celu wszystkie zakamarki pamięci. Pozostaje bić mu wielkie, naprawdę wielkie brawa za pomysł i nagrodzić pochwałą za to, że sam nie pogubił się w kolejnych wersjach.
Że wyjaśnienie całej historii wbije was w fotel, albo wyrzuci za burtę, to mało powiedziane. Rozmach najpierw może wstrząsnąć waszą psychiką, ale w samym finale zaskoczy pozytywnie. Więcej zdradzać nie będę, spróbujcie sami tego doświadczyć.
“Baltica” to spektakularne novum w swoim gatunku. Oszałamiający thriller, ze scenami rewelacyjnego horroru. Do tego na plus zaliczam znakomite tło obyczajowe i podzielam troskę o bałtyckie foki szare.
Opowieść niesamowita i niezapomniana. Po setkach kryminałów, thrillerów i dziesiątkach horrorów myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy. A jednak.
Wsiądźcie na prom. To będzie nieziemska przygoda.
10/10.
Współpraca barterowa - za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Prószyński.
Początek rejsu wyglądał naprawdę obiecująco. Kipiało luksusem, a perspektywa wielu interesujących rozrywek oferowanych przez MS “Baltica” zapowiadała niezłą zabawę. Na to liczyły główne dramatis personae tej eskapady. Sebastian z Dorotą świętowali rocznicę ślubu, emerytka Celina miała szansę na podróż życia, a Laura na niezapomniane szaleństwa młodości.
Jednak jeszcze...
2018-06-19
Wydawnictwo Muza sprawiło mi nie lada niespodziankę przesyłając gratisowy egzemplarz ostatniego tomu trylogii Federica Moccii. To na wskroś romantyczna, tym razem mocno melodramatyczna historia. Utwierdziła mnie całkowicie w przekonaniu ( po niedawnej lekturze „Trzy metry nad niebem”) że chyba nikt, spośród znanych mi pisarzy, nie umie pisać tak pięknie o miłości, jak Moccia. Przez zastosowanie w narracji pierwszej osoby czytelnik czuje się wprowadzony w najintymniejsze myśli i odczucia bohaterów, w tok ich rozumowania i podejmowane decyzje. To swoisty ”rachunek sumienia” odkrywany przed czytelnikiem. Czy wszyscy czytelnicy zgodzą się jednak z uczuciami i motywacjami bohaterów? Śmiem wątpić. Autor stara się także odmalować bardzo precyzyjny obraz każdej z postaci, nie tylko pod kątem charakterologicznym. Prowadzi nas do ich restauracji, sadza przy stole zastawionym ulubionymi potrawami, odkrywa ich ulubione melodie i piosenki.
W ostatnim tomie Step i Babi, w pełni dojrzali, prowadzą własne życie. On nie ma już nic z dawnego nastolatka, porywczego zawadiaki, skłóconego z całym światem. To opanowany biznesmen, producent telewizyjny, osiągający coraz to większe sukcesy w branży. Babi, idąc za namową matki, po poślubieniu Lorenza, którego nie kochała, żyje w przepychu, ale w emocjonalnej pustce. Rozumie, że popełniła błąd zrywając niegdyś ze Stepem. Czy jednak obydwoje zapomnieli o swojej szaleńczej, nastoletniej namiętności? „Prawdziwej miłości nie sposób wymazać. Zostaje na zawsze wytatuowana w sercu i nie ma lasera, który by ja usunął. Czy tego chcesz, czy nie, będziesz nosił tę bliznę do końca życia” – pisze Moccia. Babi jest cały czas obecna w myślach i wspomnieniach Stepa, wiele sytuacji i miejsc w Rzymie przypomina mu dawne spotkania z ukochaną. Ona z kolei, notorycznie zdradzana przez nieobecnego w domu męża, tęskni za dawną miłością. Ta trzecia to Gin - narzeczona Stepa – piękna, inteligentna prawniczka, czuła i wybaczająca. Przecież wybaczyła mu zdradę sprzed sześciu lat. Zdradę z Babi. Przez te sześć lat Step i Babi nie widzieli się wcale. On niczego nieświadomy rozkręcał firmę i cieszył się wzajemnością Gin, ona wychowywała jego syna, Massima, owoc zdrady. W piękny majowy dzień Step najpierw od Babi dowiaduje się prawdy o ich wspólnym synu, a potem Gin chwali się nowiną o swojej ciąży. Step, dotychczas uporządkowany, szykujący się do ślubu z Gin, niemal do końca powieści targany jest rozterkami. Czy wrócić do Babi, czy żyć zgodnie z poczuciem obowiązku wobec Gin i oczekiwanej córki? Step robi jedno i drugie. Wybiera żonę i Babi jednocześnie. Czy racjonalne jest ponowne zdradzanie żony, wynajmowanie gniazdka dla siebie i Babi, kiedy Gin w nerwach oczekuje dziecka, tając jednocześnie przed Stepem prawdę o swoim raku? Nie umiem wyobrazić sobie, by istniała w rzeczywistości tak doskonała , idealna kobieta. Po urodzeniu córki, pogodzona z losem, nie tylko wybacza kochankom wielomiesięczne zdrady, ale przed śmiercią prosi Babi o stworzenie Stepowi i córce Aurorze szczęśliwego życia. Wielu czytelników przyzna mi zapewne rację. Brak zdecydowania u Stepa i decyzje Gin trudno wytłumaczyć. To niewątpliwie negatywy tej powieści.
In minus należy też odnotować dużo pobocznych wątków, które pojawiają się w książce. Bardzo dużo miejsca zajmują sprawy zawodowe Stepa, w których występuje szereg postaci nie mających zresztą większego wpływu na główny temat powieści, rozbudowanej do prawie 800 stron. Poznajemy detale prowadzonych przez Stepa i jego współpracownika Giorgia negocjacji biznesowych, przebieg nagrań programów telewizyjnych i seriali, ale to wszystko, moim zdaniem, rozmywa główny wątek powieści i może niewątpliwie znużyć czytelnika. Zostajemy wciągnięci w zawirowania osobiste Danieli – siostry Babi - wychowującej samotnie syna, a nawet w relacje ich przyjaciół i znajomych, których trochę trudno ogarnąć.
Trzeci i ostatni tom trylogii jest zwieńczeniem nie tylko wątku miłości Stepa i Babi. Tu rozwiązuje się wszystko. Główni bohaterowie, wdowiec i rozwódka, są już formalnie wolni i wraz z dwojgiem (na razie ) dzieci spędzą najbliższe lata w rozleglej willi z widokiem na plażę Feniglia, gdzie miał miejsce ich „pierwszy raz”. Daniela w zaskakujących okolicznościach odkrywa tożsamość ojca swego syna i zanosi się na miłość z wzajemnością. Koleżanki obojga bohaterów albo wychodzą za mąż, albo się zaręczyły. I tylko współpracownik Stepa – Giorgio- zostaje na lodzie. Jego dziewczyna, Teresa, nie jest skłonna tak wspaniałomyślnie wybaczyć mu zdradę, jak zrobiła to Gin wobec Stepa.
Powieść jest na wskroś klimatyczna, na wskroś włoska. Moccia prowadzi nas ulicami Rzymu, przystaje obok znanych zabytków, sadza nas przy obleganych restauracjach, rozkoszujemy się serwowanymi włoskim daniami pełnymi ryb, owoców morza, serów i szynki parmeńskiej, oddychamy z nim morskim powietrzem na plaży Feniglia. Pięknie i słonecznie, prawdziwy przedsmak wakacji!
„Trzy razy ty” to niewątpliwie lektura na wskroś wzruszająca, czasem zabawna, na pewno w wielu miejscach zaskakująca. Z całą pewnością jednak zbyt rozbudowana. Niemniej czyta się lekko, a zainteresowanie treścią nie mija. Czy jednak dorównuje pierwszemu tomowi? Niekoniecznie. I zgodzi się ze mną pewnie większość czytelników.
Wydawnictwo Muza sprawiło mi nie lada niespodziankę przesyłając gratisowy egzemplarz ostatniego tomu trylogii Federica Moccii. To na wskroś romantyczna, tym razem mocno melodramatyczna historia. Utwierdziła mnie całkowicie w przekonaniu ( po niedawnej lekturze „Trzy metry nad niebem”) że chyba nikt, spośród znanych mi pisarzy, nie umie pisać tak pięknie o miłości, jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-21
Pamiętacie jeszcze westerny? Ja owszem. Dziki Zachód. Dziki, bo jeszcze mało zagospodarowany, a bezprawie panoszy się jak chwasty. Szeryf niekoniecznie zawsze ma coś do powiedzenia. Grasują bandy rewolwerowców, które za nic mają podstawowe zasady życia społecznego. Ich szefowie trzęsą całą okolicą, siejąc strach i zgorszenie, a kto próbuje podjąć z nimi walkę z góry skazany jest na porażkę. W całej masie tych, skądinąd rozgrywających się w pięknych krajobrazach, filmów niezapomniany dla mnie obraz z Sharon Stone z 1995 roku pt. “Szybcy i martwi” jest najbardziej adekwatny do fabuły “Zła”. Małe miasteczko na Dzikim Zachodzie trzymane jest w garści przez psychopatycznego bogacza. Wszyscy są od niego zależni i wszystkich trzyma w garści. Sharon stawia opór szukając zemsty za zbrodnię na ojcu –szeryfie. I wygrywa. Czy bohaterowi “Zła”, przeciwstawiającemu się lokalnej sieci plugastwa, również dane będzie zwycięstwo? Odsyłam do książki, ale z góry uprzedzam, że różowo nie jest.
Nie mogłam w trakcie lektury uwolnić się od oczywistych podobieństw do Dzikiego Zachodu. Fabuła powieści Mariusza Zielke i Artura Nowaka to klasyczny obraz Polski prowincjonalnej. Autorzy zastrzegają jednak, że fabuła jest absolutnie fikcyjna, a wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń przypadkowe.
Miasteczko Mirów, gdzieś w centralnej Polsce, dla przyjezdnych nie jest przystankiem do wielkiej kariery. Nie jest też oazą spokoju, sielskości i bezpieczeństwa, chociaż na taką wygląda. Tu rządzi Szymura. Właściciel wszystkich największych zakładów, restauracji, setek hektarów, w dodatku syn prokuratora, z koneksjami w samej stolicy. On dyktuje warunki, uzależnia, manipuluje, zastrasza, bo przecież jest największym pracodawcą w okolicy. Ma w kieszeni proboszcza, burmistrza, prokuratora rejonowego, miejscowych adwokatów i innych prominentów.
Zło w Mirowie rozpanoszyło się na dobre. Szymura jest nietykalny. A dzieje się tam tak wiele, że w pewnym momencie uznałam to jednak za obraz nieco przerysowany. Tajemnicze zaginięcia kobiet, samobójstwa, morderstwa, ba, nawet urządzanie polowań na ludzi i wymuszanie prawa pierwszej nocy od pracownic! No, przyznacie, że trudno to ogarnąć racjonalnie.
I główny bohater. Adwokat z Warszawy, który z rodziną przybył tu pięć lat wcześniej szukając spokoju i nieskomplikowanych spraw. I otrzymał je w sporej ilości oczywiście od Szymury. Jako specjalista prawa karnego i gospodarczego mógł się wykazać. Ale stopniowo uzależniony został od tego lokalnego kacyka i wplątany w jego nieczyste gry. Nie mogło być inaczej. Jedno zlecenie zmieni go diametralnie i ustawi w kontrze do lokalnej sieci zła.
Ta książka jest inna od klasycznych kryminałów. Tutaj na zbrodnię czeka się dosyć długo, ale gubi się ona w zalewie innych niewyjaśnionych morderstw i jest tylko jednym z ogniw całego łańcucha zła. Autorzy snują rozważania o kondycji polskiego sądownictwa i prawa, patologiach, brakach, nadużyciach i lokalnych układach. Temida bywa nazbyt łaskawa dla wybrańców losu, a dla maluczkich nieubłagana. To obraz przerażający i dający do myślenia.
Powieść duetu Zielke – Nowak jest ważną pozycją. Tytułowe zło jawi się jako szybko rozpleniająca się siła, która potrafi zarazić nawet najbardziej odpornych i wciągnąć szybko w swoje szpony w sprzyjających okolicznościach. A w takich dziś żyjemy. Materializm, posiadanie więcej i jeszcze więcej, bycie kimś, są w cenie. Do tego nadmuchane wizje osaczenia przez imigrantów, obcych, innych i temu podobnych. A stąd rodzi się wrogość, nienawiść, plotki, pomówienia. Wystarczy spojrzeć na nasze społeczeństwo. Brak tolerancji, pycha, chciwość, zazdrość, kariera po trupach, oczernianie innych. Diabeł zaciera ręce.
I chociaż na początku książki jest dosyć niemrawo, lekko nużąco, to potem akcja nabiera szybkiego tempa, zło się potęguje, a wypieki na twarzy są coraz większe. Historia trudna, wybuchowa, skłaniająca do refleksji. Byłby z tego świetny film. Fikcja, ale czy na pewno?
Pamiętacie jeszcze westerny? Ja owszem. Dziki Zachód. Dziki, bo jeszcze mało zagospodarowany, a bezprawie panoszy się jak chwasty. Szeryf niekoniecznie zawsze ma coś do powiedzenia. Grasują bandy rewolwerowców, które za nic mają podstawowe zasady życia społecznego. Ich szefowie trzęsą całą okolicą, siejąc strach i zgorszenie, a kto próbuje podjąć z nimi walkę z góry skazany...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-18
Po wielu świetnych recenzjach i zachętach skusiłam się na nieznaną mi dotychczas Sylwię Bies. To była doskonała decyzja.
Po pierwsze książka jest znakomicie wydana. Przyciąga okładką. Nieszablonową, bardzo profesjonalną i zachwycającą swą estetyką i formą. Tytuł książki odbiera się nie tylko wzrokiem, poszczególne litery wyczuwa się dotykiem, są rzeczywiście sygnowane, sprawiając wrażenie samoprzylepnych naklejek, tak odmiennych od papieru. Obok tytułu widnieje wyjęty z fabuły powieści znak literowy. Symbol, tytułowa sygnatura, a tak naprawdę podpis mordercy. Pierwotnie potraktowany jak duże H, co wydaje się oczywiste na pierwszy rzut oka, ale w rzeczywistości nie mający z H nic wspólnego. Patrząc na okładkę czujemy każdym zmysłem zapowiedź pierwszorzędnej tajemnicy i fascynującej lektury. I rzeczywiście tak jest.
Co do zawartości książki jestem nią absolutnie urzeczona i oczarowana. Zadecydował o tym przede wszystkim odczuwalny od samego początku powiew świeżości. Autorka pisze pięknym językiem, ma doskonały styl, w którym się rozkochałam i smakowałam, a to w powieściach kryminalnych nie jest powszechne. Po drugie, co do samej fabuły, to nie rezygnując z klasycznego śledztwa, wprowadza, obok policji, dodatkową bohaterkę, która nie tylko będzie prowadzić własne prywatne dochodzenie, ale wejdzie także w kontakt ze sprawcą, najpierw wirtualny, a potem osobisty. Rozalia, czyli Rosie R., bo o niej mowa, miejscowa blogerka, fascynuje się sprawami niewiarygodnymi i niewyjaśnionymi zbrodniami, a bardzo chce wyprzedzić miejscowych śledczych i samodzielnie rozwikłać tajemnicę brutalnych mordów. Po trzecie same zabójstwa mają być dla opinii publicznej teatrem. Ofiary są odpowiednio upozowane, ubrane, wyposażone w rekwizyty, wyróżniają się specyficznym makijażem, a każda napiętnowana została znakiem rozpoznawczym sprawcy. Mały Kamieniec jeszcze nigdy nie był świadkiem tak spektakularnych i wyrafinowanych zabójstw. Czy seryjny morderca to klasyczny dewiant, czy też naśladowca nieznanych dzieł sztuki? A może symbole, które zostawia na ciałach swych ofiar nie są nowe, a używając ich zmusza śledczych do sięgnięcia wstecz. Czy kieruje nim czyste szaleństwo, czy zemsta za doznane przez niego, czy kogoś mu bliskiego krzywdy? Zaintrygował mnie ten pomysł, bo chociaż motyw okazał się być stary jak świat - zemsta po latach – to dokonany został w absolutnie nowatorski sposób i przerósł moje oczekiwania.
Do tego autorka wykorzystuje odważnie aktualne problemy społeczno-obyczajowe naszego społeczeństwa. Pojawia się kwestia braku tolerancji w postrzeganiu osób o orientacji homoseksualnej i wszelkich problemów zawodowych i rodzinnych z tym związanych, sprawa samotnego macierzyństwa czy przemocy psychicznej w rodzinie. Warstwa współczesna przeplatana jest wspomnieniami sprzed kilku dekad i w każdej płaszczyźnie czasowej równie wiarygodnie i znakomicie nakreślona.
Ten kryminał-thriller serwuje nam wydarzenia zaskakujące, nieodgadnione i nieprzewidywalne, wciąga rodzinnymi tajemnicami z głębokiego PRL-u, w końcu zachwyca głębią psychologiczną bohaterów. Uruchamia w czytelniku wszystkie możliwe emocje.
Znakomity. Kompletny. Nieodkładalny. Otwarte zakończenie skłania do natychmiastowego sięgnięcia po kolejny tom.
Po wielu świetnych recenzjach i zachętach skusiłam się na nieznaną mi dotychczas Sylwię Bies. To była doskonała decyzja.
Po pierwsze książka jest znakomicie wydana. Przyciąga okładką. Nieszablonową, bardzo profesjonalną i zachwycającą swą estetyką i formą. Tytuł książki odbiera się nie tylko wzrokiem, poszczególne litery wyczuwa się dotykiem, są rzeczywiście sygnowane,...
2023-03-23
Braniewo i okolice. Czasy współczesne. Rzut beretem i rosyjski Kaliningrad. Obszar od lat znany z przemytu papierosów i alkoholu, ale jak się okazuje nie tylko tego. To także terytorium ćwiczebne Czterdziestego Trzeciego Batalionu Lekkiej Piechoty Wojsk Obrony Terytorialnej. Jest weekend i akurat przypadł czas ćwiczeń bojowych. W batalionie sporo młodych głów, fanatycznie oddanych górnolotnym hasłom, zindoktrynowanych i nastawionych na rychłą wojną z Putinem. Wszelkie drwiny i memy, którymi społeczeństwo karmi się opisując terytorialsów, są im niestraszne. Mają nowoczesny sprzęt, najnowsze wozy, a przede wszystkim broń w garści. Ona niszczy wszelkie bariery, nie tylko daje poczucie władzy i sprawczości, ale wyzwala w nich prawdziwe bestie. Na drugim biegunie inna formacja – policja z Braniewa – jak w całym kraju niedoinwestowana i niedoceniana, ale, niestety, nie ciesząca się większym od WOT zaufaniem społecznym.
Tragiczne wydarzenia spowodują, że obie służby przystąpią do akcji z tym samym celem: ujęcie mordercy i zapewnienie bezpieczeństwa miejscowym obywatelom. Akcja szybko się rozwinie, niejednemu czytelnikowi włosy staną dęba na głowie albo krew zmrozi się w żyłach, a jej konsekwencje będą długofalowe i wstrząsną lokalną społecznością.
Przyznam szczerze, że dawno nie czytałam książki z tak świetnym pomysłem na fabułę. Trochę kryminał, trochę thriller, trochę powieść obyczajowa, a nawet political fiction. Bardzo odważna książka, zważywszy, że autorka rozprawia się tutaj z prawdziwym “oczkiem w głowie” obecnej władzy. Powieść jest znakomicie napisana, doskonała warsztatowo, a klimat mrocznego, podmokłego, mglistego lasu towarzyszy nam przez cały czas.
Sama historia, z przemytem diamentów w tle, pokazuje jak wielkim zagrożeniem może być karabin w rękach nieodpowiednich i nieodpowiedzialnych ludzi. Wojska Obrony Terytorialnej - ci, których zadaniem jest niesienie pomocy cywilom - sieją popłoch i spustoszenie, przekraczają swe uprawnienia, łamią prawo z pełnym przekonaniem, że pozostaną bezkarni. I mają rację, bo bezkarni pozostaną. W tej książce mordercy nie poniosą kary, a ich dowódcy zostaną nawet odznaczeni i awansowani. Bolesna w finale i niestety skłaniająca do myślenia opowieść jest fikcyjna, ale ... Obyśmy nigdy nie musieli się o tym przekonywać.
Autorce gratuluję pomysłu i jego wykonania. Świetnej konstrukcji akcji, perfekcyjnie skrojonego klimatu i wyrazistych postaci, które przemówią do każdego czytelnika. Książkę czyta się błyskawicznie, nie ma żadnych dłużyzn i nudnych przerywników, wydarzenia gonią jedno za drugim, wprawiając w coraz większe osłupienie i złość. “Terytorium” długo zostanie w mojej pamięci.
Koniecznie muszę sięgnąć po wcześniejsze tytuły autorki. To dobre, dojrzałe pisarstwo.
Braniewo i okolice. Czasy współczesne. Rzut beretem i rosyjski Kaliningrad. Obszar od lat znany z przemytu papierosów i alkoholu, ale jak się okazuje nie tylko tego. To także terytorium ćwiczebne Czterdziestego Trzeciego Batalionu Lekkiej Piechoty Wojsk Obrony Terytorialnej. Jest weekend i akurat przypadł czas ćwiczeń bojowych. W batalionie sporo młodych głów, fanatycznie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-26
Książki Pani Małgorzaty Rogali to znakomita odskocznia od dominujących dziś na rynku mocnych, brutalnych, ociekających krwią kryminałów. Bo choć są pisane współcześnie, to w dobrym starym stylu, bez epatowania golizną, wulgaryzmami czy scenami wyrafinowanych tortur. Tego wszystkiego nie trzeba, a i tak mamy niebanalny, dobrze przemyślany pomysł na morderstwo i świetną jego realizację. Po prostu klasyczny, rasowy kryminał na najwyższym poziomie. Doceniam piękny styl, spokojne, metodycznie i ciekawie prowadzone śledztwo oraz wyrazistych bohaterów.
Skradła też moje serce bardzo ciekawie dobrana, na zasadzie wyraźnego kontrastu, para stołecznych policjantek śledczych - nadisnspektor Michalina Czaplińska i sierżant Zofia Maciejka. W różnym wieku, z różnym doświadczeniem zawodowym i prywatnym, odmiennym podejściem do świadków, diametralnie innym usposobieniem, znakomicie się uzupełniają, doskonale łącząc wszystkie tropy. Chociaż nadinspektor wydaje się być nieco wypalona, a sierżant aż nadto entuzjastyczna obie z równym zaangażowaniem dążą do wykrycia sprawcy. Dla Michaliny to jedynie kolejna sprawa, dla Zosi, dotychczas pracującej w prewencji, to naprawdę wielka rzecz.
Scenerią dla wątku kryminalnego są targi jubilerskie i cyrkowy namiot. Diamenty i akrobacje. Nietuzinkowe zestawienie, prawda? Pani Rogala zrobiła z tego prawdziwie niezły cyrk i zwodziła mnie prawie do samego końca, bo typowałam całkiem innego mordercę. A powód? Stary jak świat. Chciwość i pragnienie luksusu. Diamenty są drogie i wieczne, ale ich kradzież, a przy okazji morderstwo mają swoją cenę. Równie wysoką.
Można pisać bez krwi i wynaturzeń? Można. Wychodzi nawet lepiej.
Idąc za ciosem zabieram się za drugi tom przygód Czaplińskiej i Maciejki.
Polecam fanom klasycznych kryminałów.
Książki Pani Małgorzaty Rogali to znakomita odskocznia od dominujących dziś na rynku mocnych, brutalnych, ociekających krwią kryminałów. Bo choć są pisane współcześnie, to w dobrym starym stylu, bez epatowania golizną, wulgaryzmami czy scenami wyrafinowanych tortur. Tego wszystkiego nie trzeba, a i tak mamy niebanalny, dobrze przemyślany pomysł na morderstwo i świetną jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-24
Od Rachel Abbott na pewno – wbrew tytułowi - nie odwrócę wzroku. Po tej jednej i jedynej dotąd przeczytanej pozycji widzę, że jest to pisarka, która pisze z wielkim szacunkiem dla czytelnika. Fabułę kryminalną obudowuje znakomitym przygotowaniem merytorycznym opisywanych zjawisk i tworzy maksymalnie wiarygodną historię, od której ciężko się oderwać, chociaż wymaga nerwów ze stali i olbrzymiej odporności.
Wygraną na loterii można wykorzystać na wiele sposobów. Zainwestować, objechać świat, a może i rozdać innym. Można także oddać się uzależnieniom, zapić albo zaćpać na śmierć. Bohaterowie powieści - małżeństwo nazwiskiem Kalu z Londynu- kupiło wielką rezydencję nieco na uboczu od innych ludzi. Ktoś powie, że to całkiem niezły pomysł. Też tak uważam, ale jednak zmiana sposobu życia matki, dotąd skromnej sprzątaczki, spowodowała u niej przygnębienie i poczucie utraty sensu życia. Aram miał pomóc odnaleźć jej równowagę.
Jakże kiepsko na tle tej opowieści wygląda naukowe stwierdzenie, że homo sapiens to najdoskonalszy twór ziemskiej fauny. Obdarzony inteligencją, wyobraźnią, logicznym i krytycznym myśleniem, a tak łatwo poddaje się psychologicznym wampirom, ulega manipulacji i indoktrynacji, traci zdolność rozeznania dobra i zła, gubi hierarchię wartości, zaczyna ranić najbliższych, oddaje swój majątek, godzi się na poniżanie i upokarzanie, stając się bezwolną marionetką i akceptując nawet zbrodnie swego przywódcy. I nie mam na myśli totalitaryzmów czy fanatyzmów religijnych, ale sekty i to w dodatku absolutnie nie związane z żadną religią. Autorka tak znakomicie przedstawiła całą sekwencję powstawania i rozwoju takich grup, tak głęboko wniknęła w sposoby psychologicznej manipulacji, stosowane przez przywódcę, tak namacalnie przedstawiła ich skutki działalności z procesem rozkładu rodziny, w której matka daje się zbałamucić dopiero co poznanemu świrowi, bo inaczej nie nazwę tego osobnika, że książkę czyta się z zaciśniętymi pięściami i przerażeniem, a jednocześnie niedowierzaniem, że nowocześni ludzie w XXI wieku zdolni są do takiego podporządkowania, oddania duszy i ciała, w imię wzniosłych haseł o szczęściu i pogodzie ducha.
Jednakowoż temat sekt i dokonywanych tam przestępstw z morderstwami włącznie nie jest jedynym w tym thrillerze. Mamy także, w sumie banalnie dokonane, morderstwo żony biznesmena z branży technologicznej i o wiele lepszą i bardziej skomplikowaną próbę wrobienia w to morderstwo jednej z pracownic firmy. Autorka wspaniale połączyła ze sobą oba wątki. Zważywszy, że pracownica była skryta, zamknięta w sobie, mało towarzyska i mało lubiana, a przy tym nie okazująca żadnych emocji stała się całkiem dobrą ofiarą. A dlaczego znacznie odbiegała od przyjętych norm funkcjonowania w grupie łatwo się domyślić.
Takich książek szybko się nie zapomina. Emocje towarzyszące czytaniu zostają w umyśle i sercu na długo. Świetnie napisana merytorycznie książka, wiele scen mrożących krew w żyłach, znakomicie nakreśleni bohaterowie, drobiazgowe śledztwo, bardzo sympatyczny nadinspektor, doskonałe tło obyczajowe to główne atuty tego thrillera. Warto go także przeczytać ku przestrodze, bo sekty niereligijne plenią się jak chwasty, o co nietrudno, skoro spełnienie materialne współczesnego człowieka nie zapewnia mu coraz częściej psychicznego komfortu.
A ja Rachel Abbott wpisuję do ulubionych autorów.
Od Rachel Abbott na pewno – wbrew tytułowi - nie odwrócę wzroku. Po tej jednej i jedynej dotąd przeczytanej pozycji widzę, że jest to pisarka, która pisze z wielkim szacunkiem dla czytelnika. Fabułę kryminalną obudowuje znakomitym przygotowaniem merytorycznym opisywanych zjawisk i tworzy maksymalnie wiarygodną historię, od której ciężko się oderwać, chociaż wymaga nerwów ze...
więcej mniej Pokaż mimo to
Marzec 2006 rok, Oksford w Anglii. W ekwinokcjum, 20 marca, czyli w momencie zrównania dnia z nocą ginie pierwsza studentka. Ktoś brutalnie, ale bardzo precyzyjnie wyciął jej serce, a jego miejsce umieścił złotą monetę, stylizowaną na starożytną, rodem z Egiptu.
Ale to jedynie wstęp do całej serii brutalnych morderstw na studentkach, których w Oksfordzie nie brakuje. Dlaczego wyrafinowany morderca wybierał dokładne terminy związane z ruchem planet i dlaczego akurat tego roku? Czy chodziło o przypadającą na koniec marca koniunkcję pięciu planet? Zjawisko niezwykle rzadkie, które poprzednio wydarzyło się w 1851 roku i też zaowocowało serią morderstw na kobietach? I co wspólnego koniunkcja z 1690 roku miała z Izaakiem Newtonem? Tak, tym samym Newtonem od zasad dynamiki.
Czy za tym wszystkim nie kryje się czarna magia? Czy Newton nie był znakomitym alchemikiem? Czy od wieków nie dążono do pozyskania kamienia filozoficznego, złota i nieśmiertelności? Czym był Zakon Czarnego Sfinksa działający ongiś pod wodzą wspomnianego Newtona?
Dużo zagadek, dużo tajemnic. Od historii pierwszych egipskich monet, przez alchemię uprawianą w starożytności aż po dziś dzień napotykamy w tej książce na mnóstwo fascynujących informacji, które autor tak zgrabnie połączył z czasami współczesnymi, że trudno tego nie kupić.
“Połknęłam” tę opowieść prowadzoną w kilku płaszczyznach czasowych w kilka godzin. Zaczęłam i nie mogłam przestać. Klimat grozy, tajemnicy, rytualnych mordów, pradawnych wierzeń jest niesamowity. Połączenie astronomii, astrologii, magii, okultyzmu, kryptografii i kryminału, czyli trochę czegoś nierzeczywistego, a trochę realnego w jednym to nieziemsko wciągający misz-masz. Uwielbiam takie historie na miarę Indiany Jonesa. Wprawdzie tutaj musiałby to być raczej kryminał i to mocno krwisty, ale i przygód nie brakuje, wziąwszy pod uwagę pełne zasadzek penetrowanie labiryntów pod oksfordzką biblioteką.
A chociaż wszystkie książki Michaela White’a mają kiepskie oceny na LC, ja w zachwycie nie ustanę. I co z tego, że mamy tu parę nadzwyczajnie łaskawych dla bohaterów zwrotów akcji, skoro uwielbiam klimat tajemnicy, nierozwikłanych od wieków zagadek, a historia pasjonuje mnie od dziecka. Poza tym autor sam był wykładowcą na Oksfordzie, a jako autor biografii Newtona wie, o czym pisze (w posłowiu zamieszcza kilkadziesiąt stron wyjaśnień, tym razem w postaci faktów historycznych)
I tylko jedno pozostaje niezmienne. Bez względu na upływ czasu i zwykli śmiertelnicy i genialne, nadzwyczajnie wykształcone i zdawałoby się nadzwyczaj racjonalne umysły skłonne są do ulegania magii, do zbrodni i wszelkiej podłości, by sięgnąć po to, co wydaje się nieosiągalne - nieziemskie bogactwa i nieśmiertelność. To znakomita książka o konflikcie nauki i fanatyzmu, racjonalizmu i okultyzmu.
Może za parę tygodni detali fabuły już nie będę pamiętać, ale fascynacja i emocje, jakie towarzyszyły mi przy tej lekturze są bezcenne.
Marzec 2006 rok, Oksford w Anglii. W ekwinokcjum, 20 marca, czyli w momencie zrównania dnia z nocą ginie pierwsza studentka. Ktoś brutalnie, ale bardzo precyzyjnie wyciął jej serce, a jego miejsce umieścił złotą monetę, stylizowaną na starożytną, rodem z Egiptu.
więcej Pokaż mimo toAle to jedynie wstęp do całej serii brutalnych morderstw na studentkach, których w Oksfordzie nie brakuje....