Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , , , , ,

Marzec 2006 rok, Oksford w Anglii. W ekwinokcjum, 20 marca, czyli w momencie zrównania dnia z nocą ginie pierwsza studentka. Ktoś brutalnie, ale bardzo precyzyjnie wyciął jej serce, a jego miejsce umieścił złotą monetę, stylizowaną na starożytną, rodem z Egiptu.

Ale to jedynie wstęp do całej serii brutalnych morderstw na studentkach, których w Oksfordzie nie brakuje. Dlaczego wyrafinowany morderca wybierał dokładne terminy związane z ruchem planet i dlaczego akurat tego roku? Czy chodziło o przypadającą na koniec marca koniunkcję pięciu planet? Zjawisko niezwykle rzadkie, które poprzednio wydarzyło się w 1851 roku i też zaowocowało serią morderstw na kobietach? I co wspólnego koniunkcja z 1690 roku miała z Izaakiem Newtonem? Tak, tym samym Newtonem od zasad dynamiki.

Czy za tym wszystkim nie kryje się czarna magia? Czy Newton nie był znakomitym alchemikiem? Czy od wieków nie dążono do pozyskania kamienia filozoficznego, złota i nieśmiertelności? Czym był Zakon Czarnego Sfinksa działający ongiś pod wodzą wspomnianego Newtona?

Dużo zagadek, dużo tajemnic. Od historii pierwszych egipskich monet, przez alchemię uprawianą w starożytności aż po dziś dzień napotykamy w tej książce na mnóstwo fascynujących informacji, które autor tak zgrabnie połączył z czasami współczesnymi, że trudno tego nie kupić.

“Połknęłam” tę opowieść prowadzoną w kilku płaszczyznach czasowych w kilka godzin. Zaczęłam i nie mogłam przestać. Klimat grozy, tajemnicy, rytualnych mordów, pradawnych wierzeń jest niesamowity. Połączenie astronomii, astrologii, magii, okultyzmu, kryptografii i kryminału, czyli trochę czegoś nierzeczywistego, a trochę realnego w jednym to nieziemsko wciągający misz-masz. Uwielbiam takie historie na miarę Indiany Jonesa. Wprawdzie tutaj musiałby to być raczej kryminał i to mocno krwisty, ale i przygód nie brakuje, wziąwszy pod uwagę pełne zasadzek penetrowanie labiryntów pod oksfordzką biblioteką.

A chociaż wszystkie książki Michaela White’a mają kiepskie oceny na LC, ja w zachwycie nie ustanę. I co z tego, że mamy tu parę nadzwyczajnie łaskawych dla bohaterów zwrotów akcji, skoro uwielbiam klimat tajemnicy, nierozwikłanych od wieków zagadek, a historia pasjonuje mnie od dziecka. Poza tym autor sam był wykładowcą na Oksfordzie, a jako autor biografii Newtona wie, o czym pisze (w posłowiu zamieszcza kilkadziesiąt stron wyjaśnień, tym razem w postaci faktów historycznych)

I tylko jedno pozostaje niezmienne. Bez względu na upływ czasu i zwykli śmiertelnicy i genialne, nadzwyczajnie wykształcone i zdawałoby się nadzwyczaj racjonalne umysły skłonne są do ulegania magii, do zbrodni i wszelkiej podłości, by sięgnąć po to, co wydaje się nieosiągalne - nieziemskie bogactwa i nieśmiertelność. To znakomita książka o konflikcie nauki i fanatyzmu, racjonalizmu i okultyzmu.

Może za parę tygodni detali fabuły już nie będę pamiętać, ale fascynacja i emocje, jakie towarzyszyły mi przy tej lekturze są bezcenne.

Marzec 2006 rok, Oksford w Anglii. W ekwinokcjum, 20 marca, czyli w momencie zrównania dnia z nocą ginie pierwsza studentka. Ktoś brutalnie, ale bardzo precyzyjnie wyciął jej serce, a jego miejsce umieścił złotą monetę, stylizowaną na starożytną, rodem z Egiptu.

Ale to jedynie wstęp do całej serii brutalnych morderstw na studentkach, których w Oksfordzie nie brakuje....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po przeczytaniu całej, dziesięciotomowej serii “Milicjanci z Poznania” przedstawiających słusznie minioną epokę PRL przyszedł czas na nowe otwarcie i nową serię. Oto więc porzucamy Polskę Ludową i wkraczamy w rok 1990 do Polski demokratycznej obserwując POLICJĘ.

Stare, znane persony pracują nadal. Ale to nie zarzut, bo ekipa Freda Marcinkowskiego, czyli Olkiewicz, Grubiński, Brodziak i Blaszkowski stanowią drużynę, która jest gwarancją dobrej rozrywki i moich niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Jednak pojawia się - i to kompletne novum u Ćwirleja - świeżo upieczona, ostra jak brzytwa i zasadnicza prokurator Brygida Bocian. U niej nie ma żartów, niedopatrzeń i trudno o jakiś humor. Jest uosobieniem rozsądku, precyzji i logiki. Dobrze, że autor wykreował tę postać. Wszak w nowym ustroju trzeba świeżej, nowoczesnej krwi, która bezbłędnie rozeznaje się w nowych metodach złodziejskiego bezprawia.

Bo mimo zmiany ustroju jeszcze więcej jest takich, którzy chcą zarobić, a się nie narobić. Wiatr zmian sprzyja, bo w końcu zgniły Zachód przestał być niedostępny i kusi mnóstwem możliwości szybkiego wzbogacenia się. Kradzieże zachodnich aut, handel narkotykami, seks biznes, szantaże to nowości, którym musi podołać w większości starszawa i nieco zagubiona ekipa z Poznania.

Poza tym jak zwykle. Humor słowny i sytuacyjny, który zawsze jest celny, poznańska gwara pełna szuszwoli, ksiut i gemeli. Smaczki polityczne, które uwielbiam, bo się z nimi zgadzam i rozbudowana, wielowątkowa intryga kryminalna, którą trzeba dobrze kontrolować, by się nie pogubić.

Niewiele zmienił autor w nowej serii, hołdując utartym schematom, konstrukcji książki, a nawet ilości rozdziałów. I słusznie. Bo po co? Nadal jest to przednia rozrywka i fani Ćwirleja z pewnością nie przestaną piać z zachwytu. Mnie osobiście autor nigdy się nie znudzi.

Po przeczytaniu całej, dziesięciotomowej serii “Milicjanci z Poznania” przedstawiających słusznie minioną epokę PRL przyszedł czas na nowe otwarcie i nową serię. Oto więc porzucamy Polskę Ludową i wkraczamy w rok 1990 do Polski demokratycznej obserwując POLICJĘ.

Stare, znane persony pracują nadal. Ale to nie zarzut, bo ekipa Freda Marcinkowskiego, czyli Olkiewicz,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Z wszystkich trzech, przeczytanych dotąd, powieści Macieja Siembiedy ”Kołysanka” najlepiej wpisała się w moje gusta. W każdej opowiedzianej przez autora opowieści historia odgrywa dużą rolę, ale tym razem dobór tematyki, okresu i bohaterów to dla mnie strzał w dziesiątkę.

Od pierwszych stron z wielkim zainteresowaniem śledziłam zwłaszcza najstarszą wersję czasową książki osadzoną w połowie XIX wieku. Dzieje gospodarczego geniusza – Karola Goduli - i jego podopiecznej Joanny Gryzik, zwanej śląskim Kopciuszkiem pochłonęły mnie bez reszty. Sposób przedstawienia autentycznych wydarzeń z ich życia, w wersji fabularyzowanej, wzbudził mój zachwyt. W tle pobrzmiewała mi w głowie muzyka Chopina i Czajkowskiego. Obejrzałam całą internetową grafikę pałacu w Kopicach. W wydarzeniach lokowanych na 1945 rok największą uwagę przykuł Aram Chaczaturian i nie mogłam sobie odmówić wysłuchania jego Tańca z szablami.

W warstwie współczesnej może nie było już takiej ekscytacji, ale nie zmienia to faktu, że Siembieda potrafi w mistrzowski sposób i za pomocą wielu nitek połączyć przeszłość z teraźniejszością w taki sposób, że trudno temu odmówić racjonalności. Powiązać ze sobą tyle elementów, detali, spleść fakty z fikcją literacką i stworzyć rozbudowaną i wielowątkową opowieść w trzech warstwach czasowych to nie lada wyczyn.

Czym jest zatem “Kołysanka“? Inteligentnie i precyzyjnie wykreowanym mikstem historii, przygody, sensacji, kryminału i obyczajówki.

Kto zaczął przygodę z Siembiedą łatwo jej nie zakończy. Tak napisał na LC w opinii jeden z czytelników autora. Pełna zgoda. Autor uzależnia. Jego pióro, pomysły i niewyczerpana wyobraźnia ciągle będą przyciągać jak magnes. Warto!

Z wszystkich trzech, przeczytanych dotąd, powieści Macieja Siembiedy ”Kołysanka” najlepiej wpisała się w moje gusta. W każdej opowiedzianej przez autora opowieści historia odgrywa dużą rolę, ale tym razem dobór tematyki, okresu i bohaterów to dla mnie strzał w dziesiątkę.

Od pierwszych stron z wielkim zainteresowaniem śledziłam zwłaszcza najstarszą wersję czasową książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Po serii mocnych kryminałów w scenerii przedwojennego Kłodzka wzięłam lekturę lekką, przyjemną, optymistyczną i w typowo babskim klimacie. Wiem, co oferuje Anna Karpińska, bo to moja szósta pozycja z jej dorobku. Oczekiwania pokryły się w stu procentach.

Otrzymałam kolejną, pełną życiowych zawirowań historię kobiety – tym razem trzydziestolatki z Trójmiasta. Autorka nie pozwoliła mi się nudzić, ale ponad 470 stron spowodowało już pod koniec niezłe przeciążenie i przesyt. Uff, ta kobieta to wulkan energii! W opisie czytam, że bohaterka z determinacją dąży do szczęścia. Ok, ja powiedziałabym, że raczej z desperacją, nie pozwalając sobie na kwadrans refleksji.

Ale co z tego, że takie historie są mocno przerysowane i zbyt cudne, bym ja, kobieta w wieku matki bohaterki, mogła uznać je za wiarygodne, skoro czyta się o nich szybko, płynnie, czasem z politowaniem, czasem ze współczuciem, a czasem, także, z łezką w oku. Pani Karpińska pisze świetnie. Plastycznie, drobiazgowo i czule. I dlatego wszelkie przerysowania, nadmiary zbiegów okoliczności, zbyt troskliwe i hojne teściowe, zbyt poukładane, a zapracowane żony i zakochania od pierwszego drinka jej daruję.

Poza tym, co warto podkreślić i docenić, Pani Karpińska pełnymi garściami korzysta z obserwacji świata i ludzi. Bo jak na obyczajówkę przystało lokuje w tych opowieściach wszystko, z czym mierzą się współczesne kobiety. Zdrady, rozwody, samotność, macierzyństwo w pojedynkę, przelotne romanse – to o kobietach romantycznych. Te rozważne siedzą w kuchni, lepią knedle, wychowują męża i dzieci i ...myślą. Ale i im zdarzają się potknięcia i upadki. Nie ma przepisu na szczęście, bo los niezależnie od nas i naszego wkładu pracy kształtuje nam życie.

Zwariowana słodko-gorzka, bajkowa historia, w której pióro autorki jest największym atutem.

Po serii mocnych kryminałów w scenerii przedwojennego Kłodzka wzięłam lekturę lekką, przyjemną, optymistyczną i w typowo babskim klimacie. Wiem, co oferuje Anna Karpińska, bo to moja szósta pozycja z jej dorobku. Oczekiwania pokryły się w stu procentach.

Otrzymałam kolejną, pełną życiowych zawirowań historię kobiety – tym razem trzydziestolatki z Trójmiasta. Autorka nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Pan Duszyński trzyma poziom. Trzeci tom serii to kolejne rasowe retro i kolejny rasowy kryminał. Aby dodać smaczku w kryminalną awanturę angażuje osobiście kapitana Wilhelma Kleina i znanego wszystkim kurdupla z wąsikiem. Wszak początek 1923 roku to już pierwsze widoczne w skali kraju przebłyski nazizmu w Republice Weimarskiej. Tak, tym razem w morderstwa uwikłana jest wielka polityka (tematykę politycznej, gospodarczej i społecznej rzeczywistosci w Niemczech po Wielkiej Wojnie autor nieco rozwinął i za to duży plus). A scenerią w większości są góry i wszechobecny śnieg.

26 lutego 1923 na Śnieżniku, na szczycie Wieży Cesarza Wilhelma, przewodnik górski Markus Henke odnajduje powieszone i zmasakrowane okrutnie zwłoki mężczyzny, którego dosłownie pozbawiono skóry twarzy. A to dopiero początek krwawej serii... Czy morderstwa są efektem spisku, czy też zemstą za dokonane wcześniej zło. A może to działanie demonicznego mściciela znanego z ludowych legend: Ducha Gór - Rübezahla?

Krwisty, mroczny i przenikliwie zimny jest ten tom. Zło wyziera z każdego akapitu tej książki. Trudno się do końca rozeznać kto jest rzeczywistym sojusznikiem śledczych z Kłodzka, a kto jedynie udaje sprzymierzeńca.

Pozyskujemy także szereg informacji z przeszłości kapitana Kleina, która nie daje mu spokoju i wraca po latach ze zdwojoną siłą, by uderzyć. Ten jednak znowu wyrwie się ze szponów śmierci...

Wartka akcja, znakomita scenografia, wiele zimnych trupów bez twarzy, polowanie na demony z przeszłości i ...piękna, inteligentna, intrygująca młoda kobieta. Czego chcieć więcej?

Przy najbliższej bytności w bibliotece biorę kolejny tom. Zakochałam się w tej serii.

Pan Duszyński trzyma poziom. Trzeci tom serii to kolejne rasowe retro i kolejny rasowy kryminał. Aby dodać smaczku w kryminalną awanturę angażuje osobiście kapitana Wilhelma Kleina i znanego wszystkim kurdupla z wąsikiem. Wszak początek 1923 roku to już pierwsze widoczne w skali kraju przebłyski nazizmu w Republice Weimarskiej. Tak, tym razem w morderstwa uwikłana jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Drugi tom jeszcze lepszy niż pierwszy. Międzywojenne Kłodzko i Duszniki Anno Domini 1921 otworzyły przede mną swe mroczne podwoje. Kłodzkie hrabstwo – Kraj Pana Boga - przesiąknięte jest zachłannością, zdradą, oszustwem, zbrodnią i hipokryzją. Jednak Bóg nie do końca o nim zapomniał - pozostały tam jednostki, dla których prawda, honor i sprawiedliwość jeszcze coś znaczą i które będą w stanie postawić swe życie na szali w zamian za rozwikłanie kryminalnej pajęczyny zła.

Klimat retro genialny, detalicznie zrekonstruowana topografia miast, a intryga kryminalna rozbudowana, mocna i ociekająca krwią. To największe atuty tego tomu. I nie znalazłam tu grama przedobrzenia czy przekombinowania, które finalnie rzucały się w oko w tomie pierwszym.

Kapitan Klein jeszcze nie do końca usłyszy szczegóły sprawy, a już działa. Co za umysł! Wachmistrz Koschella – jego pojętny uczeń z pierwszego tomu - także wspina się na wyżyny zawodu. Do tego duetu dołącza piękna i szlachetna hrabianka. Wszak bez prawdziwych dam przedwojenny klimat nie ma smaku.

“Glatz” to absolutna perełka. Czytam niczym kolejne odcinki kryminalnego serialu. Zaraz zabieram się za trzeci tom - “Zamieć”.

Polecam tym, którzy nie czytali, a lubią retro z kryminałem lub kryminał w klimacie retro. Jak kto woli, bo tu proporcje są zrównoważone.

Drugi tom jeszcze lepszy niż pierwszy. Międzywojenne Kłodzko i Duszniki Anno Domini 1921 otworzyły przede mną swe mroczne podwoje. Kłodzkie hrabstwo – Kraj Pana Boga - przesiąknięte jest zachłannością, zdradą, oszustwem, zbrodnią i hipokryzją. Jednak Bóg nie do końca o nim zapomniał - pozostały tam jednostki, dla których prawda, honor i sprawiedliwość jeszcze coś znaczą i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Odkąd w ubiegłym roku przeczytałam po raz pierwszy książkę Sylwii Chutnik , a niedawno kolejną, pozostaję pod urokiem jej prozy. Wzięłam więc z biblioteki “Smutek cinkciarza” nie dla tytułu, przywołującego lata PRL-u, które dobrze pamiętam, nie dla serii (którą skądinąd znam i cenię), ale właśnie dla autorki.

Pani Chutnik po raz kolejny pokazuje postać, która wymyka się społecznej presji, stereotypom i dezyderatom. Nie wpasowuje się w zuniformizowane komunistyczne społeczeństwo. I znowu świetnie jej to wychodzi.

Nie jest to reportaż ani dokument, ale fabularyzowana opowieść oparta jednakże na prawdziwych faktach. Autorka (ur. 1979) zdobywała wiadomości również z pierwszej ręki, od rodziców i babci, którym dedykuje książkę.

Życiowe sukcesy, rozterki i problemy tytułowego bohatera - Wiesława R. - opisane w pierwszej osobie i znakomicie stylizowane czyta się szybko, lekko, czasem z uśmiechem, czasem z lekkim zażenowaniem, a często ze współczuciem i niestety politowaniem. Autorka wprowadza nas w każdy aspekt życia, nawet najbardziej intymny. To nie tylko portret cinkciarza – cwaniaka, króla życia i imprezowicza - ale też syna, męża i ojca. Jego życiowa filozofia pełna jest skrajności. Z jednej strony oszukuje klientów pod PEWEX-ami, robi lewe interesy, korumpuje i kłamie, a z drugiej bardzo kocha i szanuje najbliższych, bo najważniejsza jest dla niego rodzina i zabezpieczenie jej bytu.

Czuć klimat tamtych lat, chorej gospodarki, w której albo stoi się tygodniami pod sklepem, albo kombinuje. Autorka nie koncentruje się jednak jedynie na pracy i nadludzkich staraniach o zwykły byt, ale i na rozrywkach, jakie w tamtych latach królowały. Dancingi, nocne imprezy, hektolitry alkoholu, a wszystko okraszone fragmentami peerelowskich szlagierów.

Zachwycająca precyzja w odtwarzaniu wszystkich realiów codziennego życia dla wielu starszych czytelników będzie powrotem do lat młodości, dla młodszych lekcją historii, jakiej nie ma w podręcznikach.

Po tej lekturze, od dwóch dni, godzinami słucham starego hitu “Jak się masz, kochanie” zespołu Happy End😊

Odkąd w ubiegłym roku przeczytałam po raz pierwszy książkę Sylwii Chutnik , a niedawno kolejną, pozostaję pod urokiem jej prozy. Wzięłam więc z biblioteki “Smutek cinkciarza” nie dla tytułu, przywołującego lata PRL-u, które dobrze pamiętam, nie dla serii (którą skądinąd znam i cenię), ale właśnie dla autorki.

Pani Chutnik po raz kolejny pokazuje postać, która wymyka się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

“Przeszłości czasami trzeba stawić czoło. Inaczej nie pozwoli nam uciec. Przeszłość jest jak kotwica”.

Wstyd, że dotąd nie czytałam Małeckiego. Z ilości opinii o książce wnioskuję, że jest popularny, jeśli nie rozchwytywany. I pewnie nie jest trudno się z tym nie zgodzić, bo “wykonanie” opowieści o żałobnicy z Torunia to, według mnie, prawdziwy majstersztyk. Chodzi mi jednak o kwestie konstrukcyjne i językowe. Trzy warstwy czasowe, detalicznie oddane odczucia bohaterki, narracja pierwszoosobowa, świetny klimat, mroczny i duszny, mnogość krótkich zdań, niedopowiedzenia, tajemnice, powolne odkrywanie przeszłości w kolejnych scenach niczym klatki taśmy filmowej... To sprawia, że chce się czytać, a potrzeba dotarcia do prawdy staje się paląca i trudno odłożyć książkę. Zarwałam noc, by po pięciu godzinach snu, z samego rana, chłonąć ją od nowa... Tak, napisane to jest niewątpliwie świetnie. Do tego absolutnie perfekcyjnie oddane są realia społeczne, potwierdzające, że luksus i wygodne życie niekoniecznie są gwarancją szczęścia rodzinnego, a wieś, mimo zmian obyczajowych, tkwi w swoim konserwatyzmie i hipokryzji, chętnie stygmatyzując tych, którzy odstają w tym środowisku i takim postawom nie hołdują.

Jednak sama fabuła książki wydaje mi się zbyt wydumana, a zakończenie mało realne. Trochę trudno przyjąć za pewnik, że mąż grzebie w przeszłości żony aż dwadzieścia lat wstecz. I nie rozumiem absolutnie finalnej decyzji bohaterki. Dodatkowo pewne okoliczności ujrzały światło dzienne na ostatniej stronie, a szkoda, że nie zostały wcześniej rozbudowane.

Jako thriller psychologiczny jest to świetne, ale warstwa kryminalna zbytnio mnie nie zafascynowała.

I nie rozumiem, dlaczego żałobnica musi być suką. Wiem, że takie mocne słowa są dziś modne, że współczesna literatura podąża za codziennym językiem, ale ta “suka” była tu wyraźnie nadużywana. Niepotrzebnie.

Czy sięgnę po kolejne tytuły autora? Tak - dla klimatu i umiejętności budowania napięcia. A może trafię na lepszą historię kryminalną. Oby.

“Przeszłości czasami trzeba stawić czoło. Inaczej nie pozwoli nam uciec. Przeszłość jest jak kotwica”.

Wstyd, że dotąd nie czytałam Małeckiego. Z ilości opinii o książce wnioskuję, że jest popularny, jeśli nie rozchwytywany. I pewnie nie jest trudno się z tym nie zgodzić, bo “wykonanie” opowieści o żałobnicy z Torunia to, według mnie, prawdziwy majstersztyk. Chodzi mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Podobnie jak w czytanym przez mnie niedawno “Medalionie z bursztynem” autorka podejmuje tu temat poszukiwania odpowiedzi na zagadki, które rozegrały się w czasie ostatniej wojny, a rzutowały na życie kilku kolejnych pokoleń. Tym razem w przededniu klęski powstania warszawskiego.

Śmierć szanowanego warszawskiego lekarza i jego żony w pożarze willi na Żoliborzu w końcówce września 1944 roku, a także tajemnicze zniknięcie ich starszej córki, uczestniczki powstania, stały się obsesją tej, która przeżyła gehennę wojny.

Młodsza córka, bo o niej mowa, poświęciła całe życie na odnalezienie odpowiedzi na pytania o tragiczne losy rodziny, angażując w to ryzykowne - jak na powojenną, komunistyczną rzeczywistość - przedsięwzięcie także swego męża, a potem córkę. Cień przeszłości nie dał o sobie zapomnieć przez kolejnych sześć dekad. Prywatne śledztwo uruchomiło całą lawinę dziwnych, tragicznych w skutkach wydarzeń, ale nie przyniosło jej, aż do nagłej i nieprzypadkowej śmierci, żadnych odpowiedzi. Co więcej poturbowało psychicznie jej jedyną córkę.

Anna Klejzerowicz stworzyła fenomenalnie skonstruowaną i bardzo emocjonalną opowieść, w której odrzucona wojenna miłość łatwo przerodziła się w nienawiść, doprowadziła do zbrodni, a próba jej ukrycia w kolejnych latach uruchomiła cały ciąg, tragicznych w skutkach, wydarzeń.

Historia sióstr z Żoliborza dowodzi, że opętanie poszukiwaniem prawdy nie zawsze przynosi ukojenie bólu i straty po najbliższych. Wyzwala złość, rozgoryczenie i dojmującą potrzebę zemsty. Staje się siłą niszczącą życie, prawdziwym przekleństwem...

Książka cudowna w każdym wymiarze. Wyzwalająca mnóstwo emocji, pokazująca oblicze człowieka w krytycznej sytuacji, opisująca siłę rodzinnych więzi, determinacji w dążeniu do odpowiedzi, a jednocześnie znakomicie oddająca klimat i rzeczywistość polityczną kilku epok. Wojennej, komunistycznej i tej po 89’roku (fabuła kończy się jakieś dziesięć lat temu). I żadna z nich nie zostaje poddana upiększeniu, ale wiernie oddaje nastroje społeczne tamtych lat, bez przebarwień, rzetelnie i obiektywnie.

Jednocześnie pokazuje inne - zwykłe, ludzkie oblicze powstańców warszawskich. Bez epatowania heroizmem. To byli przecież ludzie z krwi i kości, miotani uczuciami dobrymi i złymi, jak każdy. A przez to opowiedziana historia zyskuje całkiem spore prawdopodobieństwo.

Polecam fascynatom kryminałów z historią rodzinną w tle.

Podobnie jak w czytanym przez mnie niedawno “Medalionie z bursztynem” autorka podejmuje tu temat poszukiwania odpowiedzi na zagadki, które rozegrały się w czasie ostatniej wojny, a rzutowały na życie kilku kolejnych pokoleń. Tym razem w przededniu klęski powstania warszawskiego.

Śmierć szanowanego warszawskiego lekarza i jego żony w pożarze willi na Żoliborzu w końcówce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

“– Widzisz – zaczął rycerz po krótkiej chwili milczenia – musisz być jak pancerz. Wszyscy musimy. Jak pancerze trzeba nam odbijać kamienie przez los w nas ciskane nieprzerwanie. Bez tego nawet najsilniejszy w końcu upadnie i zginie.”

Niewiele ponad tydzień temu otrzymałam od autora egzemplarz jego debiutanckiej powieści w postaci ebooka. Książki historyczne czytam od dzieciństwa i pałam do nich miłością po dziś dzień. To one zdeterminowały kierunek studiów i moje życie zawodowe.

Z wielką chęcią zanurzyłam się więc w fabułę osadzoną w latach 1521-1522 opisującą perypetie niejakiego Jana Godziemby z Broniowa, rycerza zaprawionego w ostatniej wojnie z Krzyżakami, dzierżawcy wsi Lgota nieopodal Częstochowy.

Jeśli chciałam poczuć prawdziwy powiew historii autor zapewnił mi go w całej rozciągłości. Największą bowiem zaletą tej książki jest znakomicie oddany klimat epoki widoczny nie tylko w detalach uzbrojenia, kuchni, strojów, zwyczajów, ale i pieczołowicie, i szeroko stosowanym staropolskim języku (za dbałość o wymogi ówczesnego języka dodaję gwiazdkę). Autor zadbał również o dokładne odtworzenie nie tylko szlacheckich zajazdów, potyczek i awantur w karczmach, co znamy z wielu utworów i filmów, ale i elementów mniej znanych powszechnie, jak treści klątw rzucanych przez Kościół (odtworzone na podstawie oryginalnego źródła), sposobu spisywania dzierżaw i sprzedaży majątków, czy też rozsądzania sporów przez starostów. Poprzez bohaterów drugoplanowych uwypuklił szeroko przekrój polskiego społeczeństwa, koncentrując się nie tylko na rozwarstwieniu szlachty, ale także zróżnicowanej pozycji mieszczan i chłopów. Nie pominął kwestii religijności, roli społecznej dostojników kościelnych i sposobów funkcjonowania zakonów. Rzadko kiedy współcześni pisarze tak dogłębnie dbają o najdrobniejsze szczegóły, opisując codzienne życie w dawnych wiekach. Dlatego narracja, bardzo mocno osadzona w realiach społecznych, ekonomicznych i kulturowych XVI wieku stanowić może nie lada gratkę dla miłośników historii.

Na historycznym tle rozgrywają się szlacheckie awantury, podróżnicze przygody (które zawiodą bohatera aż na Podole) i romanse. Z początku akcja wydaje się być niespieszna, ale potem nabiera tempa i los miota rycerzem Janem i jego druhami stawiając mu na drodze same kłody. Pasmo nieszczęść udaje mu się szczęśliwie przetrwać, choć nie bez szwanku. Daje jednak popis odwagi, bezkompromisowości i nieugiętej siły. Jest jak tytułowy pancerz, który niejedno przetrzyma. I taki pewnie był zamiar autora. Na przykładzie zwykłego rycerza, jakich rzesza była wtedy w Rzeczpospolitej, autor uwydatnił znaczenie honoru i godności, walki o dobre imię i woli przetrwania.

Jeśli oczekujecie tu jednak powszechnie znanych w XVI wieku person srodze się zawiedziecie. Król Zygmunt jest jedynie wspomniany, podobnie jak kanclerze czy inni dostojnicy. To opowieść o zwykłych obywatelach, tylko w innych historycznie czasach. Ale przez to powieść staje się czytelnikowi bliższa.

Autor prosił mnie jednak o szczerą opinię, więc nie będę ukrywać, że kilka elementów nieco mnie rozczarowało. Po pierwsze ograniczyłabym ilość bohaterów, a tych “ocalonych” opisała szerzej i dogłębniej. Czasem trudno było się połapać o kim czytam. Po drugie odsłoniłabym karty w sprawie morderstwa dokonanego skądinąd na terenie katedry i na osobie znanego szlachcica, a przez to wielce bulwersującego całą okoliczną społeczność. Nie wiem czemu autor porzucił ten kryminalny wątek, bo rokował świetnie, ale rozwiązania nie znalazłam. Po trzecie czemuż to tak szybko zakończył powieść i nie raczył nawet napisać, czy małżonka Jana szczęśliwie powiła i jak dalej potoczyły się ich losy. Brakło mi choćby dwóch zdań.

Jednak, podsumowując, to bardzo dobry debiut. Autor prezentuje znakomity warsztat językowy, wystrzega się wulgaryzmów (co bardzo cenię), świetnie zdał egzamin z historycznego researchu do powieści, ma wiedzę i niewątpliwą pasję.
Dziękuję za rzetelność i udaną przygodę czytelniczą. Gratuluję i czekam na kolejne tytuły!

“– Widzisz – zaczął rycerz po krótkiej chwili milczenia – musisz być jak pancerz. Wszyscy musimy. Jak pancerze trzeba nam odbijać kamienie przez los w nas ciskane nieprzerwanie. Bez tego nawet najsilniejszy w końcu upadnie i zginie.”

Niewiele ponad tydzień temu otrzymałam od autora egzemplarz jego debiutanckiej powieści w postaci ebooka. Książki historyczne czytam od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

Są takie książki, po przeczytaniu których łzy same płyną po policzkach, a opowiedzianej historii nie da się wyrzucić z głowy i z serca. Zostanie z nami na zawsze, bo jest wyjątkowa. I pewnie nie raz będziemy do niej wracać. Bo kiedy zanurzamy się w niej wkraczamy do świata niekoniecznie doskonałego, a jednak takiego, którego nie chcielibyśmy za nic opuścić.

Płynęłam przez tę opowieść z zachwytem dla maestrii pióra, dla znakomicie wykreowanych bohaterów, którzy, choć oddaleni od współczesności, byli ludźmi z krwi i kości, a ich emocje zrozumiałe i bliskie czytelnikowi naszej epoki. Nie każdemu autorowi książek bazujących na historii, udaje się wykrzesać świat bez sztuczności, przesadnego patosu i nadmiaru nudnej, suchej faktografii. Świat, który pokaże, że, odlegli o setki lat, nasi antenaci borykali się z takimi samymi życiowymi problemami, jak my współcześnie, chociaż musieli ściśle trzymać się właściwych ich czasom ograniczeń.

Ania Szepielak należy do tych autorek, które z niezwykłym wdziękiem wydobywają na światło dzienne postacie, które, utrwalone w dawnych rocznikach, kronikach i aktach są dziś w większości jedynie przedmiotem naukowych poszukiwań historyków. Ci jednak rzadko odtwarzają postacie historyczne jako zwykłych ludzi, lokując ich w szeroko ujętych uwarunkowaniach politycznych, ekonomicznych, militarnych czy kulturowych. Ania zaś bazując na bogatej faktografii, bardzo umiejętnie i oszczędnie ją dawkuje, skupiając się na czysto ludzkich działaniach, na życiu osobistym, wymiar polityczny umieszczając na drugim tle. Dostajemy w efekcie piękną literacką wizję historii, która jest nam bliska, bo przybiera uniwersalny charakter. Wizję lekką, przystępną i smakowitą. Odpowiednią nawet dla najbardziej opornych na faktografię czytelników albo traktujących historię jako nudny, nic nie wnoszący, przedmiot.

W drugim tomie dylogii “Serce w koronie” odnajdziemy kontynuację życia i działalności państwowej Zygmunta I zwanego Starym, przedostatniego z dynastii Jagiellonów. Fabuła obejmuje lata 1505 – 1548, a więc poprowadzona została do końca panowania króla. Zresztą dzień śmierci - 1 kwietnia 1548 – stanowi klamrę otwierającą i kończącą opowieść. A chociaż Zygmunt będzie tu księciem śląskim, potem wielkim księciem litewskim i w końcu polskim królem, my patrzymy na niego jak na syna, brata, ojca, kochanka i męża. I odnajdujemy w nim mężczyznę pochłoniętego miłością do kobiet – kochanki i dwóch żon, kochającego ojca, zawsze lojalnego, chociaż nie bez konfliktów, wobec rodziny syna i brata, człowieka religijnego, honorowego, ufnego i wierzącego w ludzi. Wrażliwego na sztukę i muzykę, ceniącego nowości, nienawidzącego wojen i śmierci. Ania, w swoim doskonałym, poetyckim stylu, znakomicie odmalowała wszystkie rozterki, marzenia i pragnienia Zygmunta. Te najbardziej intymne, przyziemne i zwykłe. Z wieloma zetknęliście się w swoim własnym życiu, więc tym bardziej władca sprzed pół tysiąca lat stanie się wam bliższy.

Czy literacki wizerunek Zygmunta zgadza się z opiniami historyków? W tej książce nie jest to istotne. Należy bowiem rozgraniczyć go jako władcę i jako człowieka. A przecież tu nie o ocenę faktów i decyzji politycznych chodzi, lecz o człowieka z krwi i kości. A to w pełni się Ani udało. Zygmunt kochał i był kochany, troszczył się o byt materialny rodziny, walczył z długami, modlił się gorliwie, ale i z chęcią oddawał rozrywkom. Jak każdy z nas.

Nie oddałabym w pełni klimatu powieści, gdybym nie odniosła się do kobiet w otoczeniu Zygmunta. Muszę o nich napisać, bo Ania już nie pierwszy raz fascynuje mnie swoimi bohaterkami. A te zawsze są nietuzinkowe. Odważne, bezkompromisowe, mądre, walczące o dobro swoich dzieci. Cierpliwie znosząca ból i oddana do końca rodzinie Matka Królów - Elżbieta Rakuszanka, walcząca z fizyczną ułomnością, matka trzynaściorga dzieci, umiłowana żona Kazimierza. Nieco wyzwolona i bezpruderyjna, ale honorowa i godnie znosząca przytyki środowiska Katarzyna z Trenczyna. Oddana mężowi, nad wyraz pokorna i cicha Barbara Zapolya – pierwsza żona Zygmunta. I w końcu ta, którą potomność odsądzała od czci i wiary, a przysłużyła się krajowi i rodzinie jak mało która. Tu mowa oczywiście o Bonie. Jej zaradność, gospodarność i energia nie miała sobie równych wśród polskich królowych.

Jeśli chcecie się zanurzyć w opowieść o znanych ludziach sprzed pięciuset lat, a nie zanudzić, tylko zachwycić, to zapewniam Was, że wybór serii “Serce w koronie” będzie strzałem w dziesiątkę. Tu historia jest tylko tłem dla uniwersalnej opowieści o wartości życia człowieka. “Wielkość człowieka mierzy się trudem jego służby” (s. 202). Stylizowany język, detale strojów, kuchni, obyczajów, czy architektury nie przesłaniają tak sformułowanej prawdy o człowieku, bo ta jest właściwa każdej epoce. Może odnajdziecie tu swój własny portret.

Życzę Wam takiego zatracenia w tej książce, jakiego ja doświadczyłam.

Dziękuję Ci bardzo Aniu za niezapomnianą, cudowną przygodę. Jedenastą. Wiem, że nie ostatnią.

Składam podziękowania także Wydawnictwu Filia za możliwość przeczytania powieści jeszcze przed oficjalną premierą. Ta pojutrze, 3 kwietnia.

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

Są takie książki, po przeczytaniu których łzy same płyną po policzkach, a opowiedzianej historii nie da się wyrzucić z głowy i z serca. Zostanie z nami na zawsze, bo jest wyjątkowa. I pewnie nie raz będziemy do niej wracać. Bo kiedy zanurzamy się w niej wkraczamy do świata niekoniecznie doskonałego, a jednak takiego, którego nie chcielibyśmy za nic...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"....Czasem historia budzi demony. Nie warto wyciągać trupów z szafy” (s. 166)

Dotychczas znałam Annę Klejzerowicz jako autorkę pasjonującej serii kryminalnej z Felicją Stefańską. Teraz w moje ręce wpadła pozycja nie mniej emocjonująca, chociaż inaczej poprowadzona.

Dostałam oto opowieść, w której tragiczne współczesne konsekwencje są pokłosiem nigdy dotąd nie wyjaśnionych wydarzeń, rozegranych pod koniec drugiej wojny światowej. Wydarzenia, po których pozostał tytułowy bursztynowy medalion i dosyć skąpy list, a potem, jak się okazało, wspomnienia, pielęgnowane latami, a nigdy nie wypowiedziane, ukryte w książce kucharskiej (!), które nie miały ujrzeć nigdy światła dziennego. Były niewygodne dla sprawców, zaś dla potomków poszkodowanych stanowiły śmiertelne zagrożenie.

Przypadkiem odnaleziony medalion uruchomił śledztwo, na poły prywatne, na poły dziennikarskie, i uwolnił wszystkie demony przeszłości. Powoli odkrywane karty spowodowały zbyt dużo “przypadkowych” śmierci, a ci, którzy chcieli ujawnić prawdę, czuli na plecach oddech morderców.

W tej historii pobrzmiewa echo trudnych, przedwojennych, narodowościowych relacji na terenie Pomorza Gdańskiego, które w latach wojny wybuchły z ogromną siłą. Autorka znakomicie ujęła tło historyczne, nie tylko z lat wojny, ale i wczesnych lat komunizmu. Jednocześnie genialnie odmalowała istotę władzy w ręku ludzi bez skrupułów, pozbawionych jakichkolwiek zasad moralnych, którzy niezależnie od ustroju, traktują ludzi jako pionki w grze, służące im do gromadzenia jeszcze większych wpływów i materialnego zaplecza.

“Medalion z bursztynem” jest wciągającą opowieścią, która udowadnia, że poszukiwanie rozwiązań rodzinnych tajemnic, trzymanych przez lata pod kluczem, może sprowokować całkiem realne niebezpieczeństwo, ale jednocześnie przynieść ukojenie i skutecznie naprawić rodzinne relacje. Chyba jednak, mimo wszystko, warto trupy z szafy wyciągnąć.

Miejscami dramatyczna, miejscami wyjątkowo ciepła historia porwała mnie na całego i przeczytałam ją niemal jednym tchem. To także znakomita powieść obyczajowa o realiach życia współczesnych rodzin, w której niejeden czytelnik przejrzy się jak w zwierciadle.

Dla wielbicieli powieści kryminalnych i obyczajowych z dawnymi tajemnicami w tle wymarzona pozycja.
Polecam!

"....Czasem historia budzi demony. Nie warto wyciągać trupów z szafy” (s. 166)

Dotychczas znałam Annę Klejzerowicz jako autorkę pasjonującej serii kryminalnej z Felicją Stefańską. Teraz w moje ręce wpadła pozycja nie mniej emocjonująca, chociaż inaczej poprowadzona.

Dostałam oto opowieść, w której tragiczne współczesne konsekwencje są pokłosiem nigdy dotąd nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

“Kim byś chciała być, jak dorośniesz?”
“Chciałabym być krzakami wtopionymi w mrok nocy, myślę, że to wystarczy”.

Przeczytałam jedną z najsmutniejszych, najbardziej dołujących i rozrywających serce książek.

Szkoda, że historia dotyczyła mojej imienniczki, bo przez to tytułu nigdy nie zapomnę i pewnie już na zawsze ta książka zostanie we mnie.

W czasie ostatniego pobytu w bibliotece szukałam Sylwii Chutnik, bo odkąd poznałam jej pióro poprzez książkę “Tyłem do kierunku jazdy” przepadłam na amen.

Uwielbiam jej styl, jej niecodzienne skojarzenia, sposób kreowania rzeczywistości, słodko-gorzkie rozważania o istocie kobiecości. Pisane trochę z humorem, trochę z sarkazmem, ale epatujące bólem - niespełnionych nadziei, zmarnowanych szans, bólem niezrozumienia i odrzucenia.

“Jolanta” także pokazuje pełny obraz zniszczonego życia. Młodego, liczącego niespełna dwie dekady. Odejście ojca i przedwczesna śmierć matki, a potem zbyt wczesne zamążpójście i macierzyństwo odciskają swe piętno. Ból staje się nie do wytrzymania.

W kreacji głównej bohaterki, skądinąd nie tylko imienniczki, ale i mojej rówieśniczki, autorka pochyla się nad całą rzeszą dziewcząt z rozbitych rodzin, którym przyszło w dodatku żyć w czasach transformacji ustrojowej, kiedy wielu ludziom bezrobocie i bieda patrzyły w twarz. Nawarstwienie traum z dzieciństwa i szybkie wejście w trudy codziennego, dorosłego życia w szczególnie bolesnym dla kraju okresie, stały się nie do udźwignięcia. Zakończenie nie jest jednak definitywne i daje nadzieję na pozytywne zmiany.

Autorka znakomicie oddaje klimat warszawskiego blokowiska z czasów PRL-u, wychwytuje celnie najbardziej pamiętne przeobrażenia gospodarcze roku 89’ i związane z nimi przemiany obyczajowe.

Świetnie napisana książka. Pełna bezsilności, rozgoryczenia, złości i bezdennego smutku. Zmuszająca do refleksji i rozejrzenia się wokół siebie. Wszak, mimo upływu kilku dekad, mimo lepszej, w wymiarze materialnym, jakości życia, “kuszenie dachowe” (genialna metafora skłonności samobójczych) wcale nie jest mniejsze u młodych ludzi. Może gdzieś obok ktoś rozpaczliwie odczuwa pustkę i osamotnienie, brakuje mu sił do życia i potrzebuje wsparcia.

Chutnik znów mnie zachwyciła. Polecam. Warto.

“Kim byś chciała być, jak dorośniesz?”
“Chciałabym być krzakami wtopionymi w mrok nocy, myślę, że to wystarczy”.

Przeczytałam jedną z najsmutniejszych, najbardziej dołujących i rozrywających serce książek.

Szkoda, że historia dotyczyła mojej imienniczki, bo przez to tytułu nigdy nie zapomnę i pewnie już na zawsze ta książka zostanie we mnie.

W czasie ostatniego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zaskakujące i zdumiewające połączenie Chin z Agathą Christie, Holocaustu z Orient Expressem mogło zrodzić się tylko w głowie takiego mistrza jak Siembieda. Bo któż mając w rękawie zaledwie kilka faktów umiałby stworzyć tak rozbudowaną i wciągającą opowieść i miotać nami od Szanghaju do mało komu znanych Małaszewicz na Lubelszczyźnie.

W warstwie fabularnej, autor bazując na autentycznych wiadomościach kreuje wielowątkowy świat, w którym fikcyjni bohaterowie obracają się wokół zbrodniczych chińskich triad, wielkich biznesów Państwa Środka, zapomnianego złota zrabowanego niegdyś Żydom i pozostawionego gdzieś na odludziu historycznego pociągu, w którym królowa kryminału umieściła jedną ze swych najbardziej znanych zbrodni.

W tym wszystkim można przez chwilę się pogubić, ale tylko przez chwilę, bo złomiarz z Terespola, którego umieszczenie w książce wydało mi się dziwne, będzie jak najbardziej na miejscu, ale dowiemy się o tym dopiero po jakimś czasie. Także celowe okazało się wmanewrowanie polskich służb wywiadowczych.

W drugiej połowie książki wątki wskakują na swoje miejsca, a ich wzajemne powiązania czynią z “Orientu” lekturę po części egzotyczną, po części jak najbardziej swojską, a w każdym razie intrygującą i zagadkową. Komunizm i wielkie pieniądze, polski korporacjonizm w samym sercu stolicy i branża złomiarska na wschodnich rubieżach kraju, hazard, zemsta, echa drugiej wojny i niewydrukowana nigdy odważna powieść (fikcyjna jednak).

Czyta się świetnie, raz po raz chwaląc w głowie pomysły autora i jego niewyczerpaną wyobraźnię. Przednia rozrywka, z której można uszczknąć parę, mniej mi znanych, wiadomości o funkcjonowaniu chińskiej mafii czy kolejach losu słynnego pociągu. Nie zabrakło typowych współczesnych problemów z pracoholizmem i depresją na czele.

Dobre połączenie historii ze współczesnością, prawdy z fikcją i sensacji z kryminałem napisane inteligentnie i z rozmachem. Literacki prima sort.

Zaskakujące i zdumiewające połączenie Chin z Agathą Christie, Holocaustu z Orient Expressem mogło zrodzić się tylko w głowie takiego mistrza jak Siembieda. Bo któż mając w rękawie zaledwie kilka faktów umiałby stworzyć tak rozbudowaną i wciągającą opowieść i miotać nami od Szanghaju do mało komu znanych Małaszewicz na Lubelszczyźnie.

W warstwie fabularnej, autor bazując...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dziewiąte spotkanie z powieścią Lisy Gardner, a szóste z bohaterką jej serii - bostońską detektyw D.D.Warren, chociaż tak naprawdę powinno być pierwsze. Bo “Samotna” jest pierwszym tomem cyklu i na polskim rynku obecna jest od dwudziestu lat. A chociaż nie czytam tej serii w sposób uporządkowany, nie sprawia to żadnego problemu w odbiorze. Wprawdzie detektyw D.D. Warren nie wysuwa się tutaj na plan pierwszy, ale już potrafi pokazać pazurki i błyszczy na tle innych stróżów prawa.

Kiedy, niestety, dopiero pięć lat temu, natknęłam się na nowe zupełnie dla mnie nazwisko autorki thrillerów utwierdzam się, po każdej książce, w przekonaniu, że Lisa Gardner to jedna z najlepszych powieściopisarek tego gatunku. W każdym tomie odpala prawdziwą petardę emocji, więc kiedy tylko trafię w bibliotece na wolny tom, biorę go w ciemno.

U Gardner świat zawsze jest brudny, przesycony zdemoralizowaniem, pozbawiony hamulców w zaspokajaniu najbardziej wynaturzonych pragnień kosztem życia innych. Świat, który jest nieobcy nie tylko biedocie i marginesowi społecznemu, ale obracają się w nim także ludzie znani w kręgach politycznych, prawniczych, biznesowych czy naukowych. Ta społeczność oficjalnie znana z wysokiej kultury, wyrafinowanego gustu i konserwatyzmu moralnego, w podziemiu zdejmuje maskę i realizuje swe ukryte, niezdrowe rządze. Tak właśnie jest i w tym tomie, gdzie szanowany w Bostonie sędzia okazuje się wielokrotnym mordercą, w tym rodzonego syna i człowiekiem ukrywającym od lat swój kazirodczy związek z przyrodnią siostrą.

Autorka uruchamia w tej opowieści niesamowitą dawkę rodzinnych tajemnic, które pozostały przez lata nieodkryte, aż do ujawnienia choroby genetycznej właściwej dla kazirodztwa...

“Samotna” to kolejny świetnie skonstruowany thriller psychologiczny, któremu nie można zarzucić braku autentyczności. Akcja jest dynamiczna, napięcie rośnie z każdym rozdziałem, sekrety wychodzą na jaw wprowadzając nas w nie lada osłupienie, a zakończenie ... cóż. Nie jest proste i oczywiste.

To także fantastyczna historia o woli przetrwania, determinacji matki w walce o dziecko i ....samotności w cierpieniu.

Polecam tym, którzy jeszcze nie czytali.

Dziewiąte spotkanie z powieścią Lisy Gardner, a szóste z bohaterką jej serii - bostońską detektyw D.D.Warren, chociaż tak naprawdę powinno być pierwsze. Bo “Samotna” jest pierwszym tomem cyklu i na polskim rynku obecna jest od dwudziestu lat. A chociaż nie czytam tej serii w sposób uporządkowany, nie sprawia to żadnego problemu w odbiorze. Wprawdzie detektyw D.D. Warren nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tytułowa terapia wyczerpana została na kilku ostatnich stronach książki. Nie wiem, czy to nie za mało jak na ten ponoć medyczny thriller. Wprawdzie lektura jest dobrze napisana i szybko się ją wchłania, no może zbytnie moralizatorstwo lekko przeszkadza, ale tak naprawdę oprócz formy przekazu liczy się w książce treść. A tutaj mamy historię, w której nic nie jest oczywiste i trudno też ustalić z kim mamy do czynienia. Początek jest mało porywający, a akcja niespieszna. Powoli zostajemy wkręceni w traumatyczną młodość bohaterki, co już mocniej angażuje nas emocjonalnie, ale potem cały ciąg nieprawdopodobnych wypadków, pozornie ze sobą powiązanych, a jednak dalekich od logiki, każe patrzeć na tę opowieść chłodniejszym okiem, by na koniec poznać totalnie inną wersję przeszłości i tożsamości Luizy. I całkiem zweryfikować swe poprzednie odczucia.

I sama już nie wiem, co tu jest oczywistą prawdą, co prawdą według wersji samej zainteresowanej, a co ewidentną fikcją czy też wyimaginowaną wersją wydarzeń. Niezbyt mnie przekonuje taka narracja. Autorka najpierw wyzwala w nas smutek, współczucie i przerażenie, które współodczuwamy razem z Luizą, a potem wymaga, byśmy całkiem zmienili punkt widzenia i przestawili się na kibicowanie jej bratu. Sam finał całej opowieści wydał mi się przesadzony.

Wiem, że to opis choroby psychicznej, ale za nic nie mogę przekonać się, czy powinno się o tym pisać książki. I w dodatku wpisywać w to treści kryminalne. A jak na thriller medyczny medycyny zbyt mało.

Niestety, twórczość Klaudii Muniak nie będzie raczej przedmiotem moich dalszych czytelniczych spotkań.

Tytułowa terapia wyczerpana została na kilku ostatnich stronach książki. Nie wiem, czy to nie za mało jak na ten ponoć medyczny thriller. Wprawdzie lektura jest dobrze napisana i szybko się ją wchłania, no może zbytnie moralizatorstwo lekko przeszkadza, ale tak naprawdę oprócz formy przekazu liczy się w książce treść. A tutaj mamy historię, w której nic nie jest oczywiste i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Pierwsze, całkiem udane, spotkanie z autorem. Zdaje się, że Pan Duszyński dołączy do grona moich ulubionych polskich twórców kryminału retro.

Retro jest faktycznie detaliczne, jak u Ćwirleja czy Krajewskiego. Topografia miasta Kłodzka z 1920 roku musiała być przedmiotem szczegółowej kwerendy autora. Realia polityczne, społeczne i obyczajowe opisane w książce oddają w pełni klimat tamtej epoki. Widać w tym wszystkim spory wkład pracy, dbałość o szczegóły i szacunek dla czytelnika.

Warstwa kryminalna, w której odzywają się echa pierwszej wojny światowej, mocna i brutalna w wymowie. Sama intryga może nieco przekombinowana, ale to nie zmienia faktu, że czytało mi się tę opowieść wspaniale, z dużym zainteresowaniem i wielką przyjemnością.

Akcja pędzi, kolejne morderstwa podsycają gęstą atmosferę, kapitan Wilhelm Klein zachwyca logiką myślenia i przewidywalnością, a kłodzka twierdza odkrywa swe ponure tajemnice. Nie można się oderwać! Chcę więcej!

Wielbicielom kryminalnych historii retro polecam gorąco.

Pierwsze, całkiem udane, spotkanie z autorem. Zdaje się, że Pan Duszyński dołączy do grona moich ulubionych polskich twórców kryminału retro.

Retro jest faktycznie detaliczne, jak u Ćwirleja czy Krajewskiego. Topografia miasta Kłodzka z 1920 roku musiała być przedmiotem szczegółowej kwerendy autora. Realia polityczne, społeczne i obyczajowe opisane w książce oddają w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Każdą książkę o silnych i odważnych kobietach wyłamujących się ze stereotypu jedynie kobiety- żony i kobiety-matki, walczących o edukację i samodzielność zawodową czytam zawsze z radością. Wiele ich już poznałam i wydaje się, że autorka nie napisała nic odkrywczego, ale i tak nie da o sobie długo zapomnieć.

Historią, osadzoną w pierwszej połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku, w dopiero co odrodzonej Polsce, Pani Wysoczańska obnażyła wszystkie bolączki życia kobiet reprezentujących różne wprawdzie różny status materialny i pochodzenie społeczne, ale na równi poddanych władzy patriarchatu. Czy to despotycznego ojca, czy męża - tyrana. A chociaż to opowieść sprzed stu lat, mocno osadzona w realiach historycznych (tutaj autorka pokusiła się o umieszczenie największych nazwisk ówczesnej polityki, literatury i sztuki), to jednak wydaje się zaskakująco aktualna.

Bohaterki “Siły kobiet” nie są jednakowe. Każda nosi w sobie inną traumę - po fatalnym, zaaranżowanym przez rodziców małżeństwie, po śmierci dziecka, po smutnym dzieciństwie nie oferującym niczego poza życiem wykreowanym przez konserwatywną rodzinę. Potrafią jednak zawalczyć o swoje marzenia, zdecydować się na radykalne kroki, jak choćby ucieczka z domu, by wyrwać się z gorsetu konwenansów i ograniczeń. Walczą o miejsce na uczelni, tworzą ponadczasową sztukę, redagują feministyczne gazety, zaczynają prowadzić własne biznesy. Wolne, wyzwolone, aktywne, samodzielne. Silne po prostu. Za nic mają dominację mężczyzn, ich sarkastyczne docinki, niedwuznaczne aluzje albo wręcz obelgi. Słaba płeć? Nic z tych rzeczy!

Jednocześnie jest to świat wątpliwej moralnej etykiety, w której mężczyźnie zawsze więcej wolno, świat zakłamania i hipokryzji. I to autorce udało się w pełni odmalować.

Jedna uwaga - Boya zbyt mało!

Polecam.

Każdą książkę o silnych i odważnych kobietach wyłamujących się ze stereotypu jedynie kobiety- żony i kobiety-matki, walczących o edukację i samodzielność zawodową czytam zawsze z radością. Wiele ich już poznałam i wydaje się, że autorka nie napisała nic odkrywczego, ale i tak nie da o sobie długo zapomnieć.

Historią, osadzoną w pierwszej połowie lat dwudziestych ubiegłego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dwieście stron drukowanych dużą czcionką, a do tego prosty język zapewniają lekturę mocną, ale krótką. Do przeczytania w niecałe trzy godziny, lecz nie do szybkiego zapomnienia.

Tu wszystko pisane jest z perspektywy dziewięciolatka, więc wymagania językowe muszą być niewysokie, nie ma też miejsca na mądrzenie się ideologią i nazewnictwem nazistowskim.

Z perspektywy dziecka sprawa jest prosta. Chłopcy po dwóch stronach kolczastego drutu, urodzeni w tym samym dniu i roku, mają te same pragnienia i potrzeby. Niczym się nie wyróżniają od reszty rówieśników - chcą się bawić, mieć przyjaciół i święty spokój.

Żaden z nich nie wie, że dorośli dorobili do tego swoją filozofię, w świetle której są innymi gatunkami i łączyć ma ich tylko nienawiść.

Przejmujące zakończenie podwyższa wartość tej książki.

Dla mnie jednakowoż uporczywe tkwienie Bruna w absolutnej niewiedzy i naiwności, mimo namacalnych i widocznych dowodów zbrodniczych praktyk Niemców wydaje się lekko przesadzone.

Mimo wszystko, opowieść o ludziach w pasiastych piżamach, pozostanie na całe lata prostym, a jednocześnie przejmującym obrazem losu, jaki Niemcy zgotowali światu.

Ekranizację oglądałam już kilka razy, zawsze z tymi samymi emocjami. Jednak lepiej zacząć od książki. Szkoda, że wpadła w moje ręce dopiero teraz.

Dwieście stron drukowanych dużą czcionką, a do tego prosty język zapewniają lekturę mocną, ale krótką. Do przeczytania w niecałe trzy godziny, lecz nie do szybkiego zapomnienia.

Tu wszystko pisane jest z perspektywy dziewięciolatka, więc wymagania językowe muszą być niewysokie, nie ma też miejsca na mądrzenie się ideologią i nazewnictwem nazistowskim.

Z perspektywy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

La Cachette w Luizjanie, odcięte niemal od świata miasteczko na bagnach Missisipi. Duszne, parne, wilgotne, a przy tym od lat ukrywające tajemnice, w których wszyscy toną, lecz tłamszą je w sobie i nikt nie próbuje wydobyć ich na powierzchnię.

Wszechobecne błota, aligatory, rechot żab i pobrzękiwania wietrznych dzwonków w nocy, mieszkańcy zamknięci w swoim bólu i wypełnieni niedomówieniami - wszystko to tworzy mroczny, przesiąknięty tajemnicami klimat nie do podrobienia. W dodatku tubylcy z La Cachette to ludzie obdarzeni w kolejnych pokoleniach wielorakimi darami, na czele z jasnowidztwem, a ta garść magii dodaje książce uroku.

Nad La Cachette roztacza się gęsta atmosfera nigdy nie wyjaśnionych do końca zbrodni, nigdy nie odnalezionych do końca ciał zamordowanych, nigdy nie pomszczonych i nie pochowanych.

Jasnowidztwo nie spełniło swoich celów. Morderstwa nie wyszły na jaw. Wielu o nich wie, chociaż nie umie prawidłowo wytypować mordercy, ale wszystko i tak grzęźnie w błocie, pod powierzchnią. Jednak do czasu...

Jeśli w zamierzeniu autorki miał to być kryminał - był, chociaż śledztwo jest jedynie prywatne. Jeśli thriller – to znakomity, taki, jakiego dawno nie czytałam.

Duża w tym zasługa języka powieści i tłumaczenia. Słowa, krótkie urywane zdania czy liczne powtórzenia potęgują atmosferę napięcia i grozy, a plastyczne sceny mrożą krew w żyłach.

Sekrety wydobywane etapami są jak błyskawice, rozświetlają powoli mrok wydarzeń przeszłych i obecnych, aż do finałowego, burzliwego i zaskakującego końca. Kiedy ostatecznie wypłyną na powierzchnię nawet szalejący huragan nie jest w stanie ich zatrzymać. Kumulacja tej furii przyrody i człowieka w zakończeniu książki udała się znakomicie.

To nie tylko opowieść o dążeniu do prawdy za wszelką cenę, ale przede wszystkim świetna rzecz o przyjaźni, wierności i lojalności oraz o poczuciu straty, której nie da się niczym wypełnić.

Adresatem powieści ma być starsza młodzież, co widać po wydawnictwie, ale ja przeczytałam ją w mgnieniu oka i nie mogłam się oderwać.
Wspaniała historia absorbująca umysł i wyzwalająca duże emocje.
Autorce należy pogratulować udanego debiutu.

La Cachette w Luizjanie, odcięte niemal od świata miasteczko na bagnach Missisipi. Duszne, parne, wilgotne, a przy tym od lat ukrywające tajemnice, w których wszyscy toną, lecz tłamszą je w sobie i nikt nie próbuje wydobyć ich na powierzchnię.

Wszechobecne błota, aligatory, rechot żab i pobrzękiwania wietrznych dzwonków w nocy, mieszkańcy zamknięci w swoim bólu i...

więcej Pokaż mimo to