-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant5
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać422
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2024-05-06
2024-04-06
“– Widzisz – zaczął rycerz po krótkiej chwili milczenia – musisz być jak pancerz. Wszyscy musimy. Jak pancerze trzeba nam odbijać kamienie przez los w nas ciskane nieprzerwanie. Bez tego nawet najsilniejszy w końcu upadnie i zginie.”
Niewiele ponad tydzień temu otrzymałam od autora egzemplarz jego debiutanckiej powieści w postaci ebooka. Książki historyczne czytam od dzieciństwa i pałam do nich miłością po dziś dzień. To one zdeterminowały kierunek studiów i moje życie zawodowe.
Z wielką chęcią zanurzyłam się więc w fabułę osadzoną w latach 1521-1522 opisującą perypetie niejakiego Jana Godziemby z Broniowa, rycerza zaprawionego w ostatniej wojnie z Krzyżakami, dzierżawcy wsi Lgota nieopodal Częstochowy.
Jeśli chciałam poczuć prawdziwy powiew historii autor zapewnił mi go w całej rozciągłości. Największą bowiem zaletą tej książki jest znakomicie oddany klimat epoki widoczny nie tylko w detalach uzbrojenia, kuchni, strojów, zwyczajów, ale i pieczołowicie, i szeroko stosowanym staropolskim języku (za dbałość o wymogi ówczesnego języka dodaję gwiazdkę). Autor zadbał również o dokładne odtworzenie nie tylko szlacheckich zajazdów, potyczek i awantur w karczmach, co znamy z wielu utworów i filmów, ale i elementów mniej znanych powszechnie, jak treści klątw rzucanych przez Kościół (odtworzone na podstawie oryginalnego źródła), sposobu spisywania dzierżaw i sprzedaży majątków, czy też rozsądzania sporów przez starostów. Poprzez bohaterów drugoplanowych uwypuklił szeroko przekrój polskiego społeczeństwa, koncentrując się nie tylko na rozwarstwieniu szlachty, ale także zróżnicowanej pozycji mieszczan i chłopów. Nie pominął kwestii religijności, roli społecznej dostojników kościelnych i sposobów funkcjonowania zakonów. Rzadko kiedy współcześni pisarze tak dogłębnie dbają o najdrobniejsze szczegóły, opisując codzienne życie w dawnych wiekach. Dlatego narracja, bardzo mocno osadzona w realiach społecznych, ekonomicznych i kulturowych XVI wieku stanowić może nie lada gratkę dla miłośników historii.
Na historycznym tle rozgrywają się szlacheckie awantury, podróżnicze przygody (które zawiodą bohatera aż na Podole) i romanse. Z początku akcja wydaje się być niespieszna, ale potem nabiera tempa i los miota rycerzem Janem i jego druhami stawiając mu na drodze same kłody. Pasmo nieszczęść udaje mu się szczęśliwie przetrwać, choć nie bez szwanku. Daje jednak popis odwagi, bezkompromisowości i nieugiętej siły. Jest jak tytułowy pancerz, który niejedno przetrzyma. I taki pewnie był zamiar autora. Na przykładzie zwykłego rycerza, jakich rzesza była wtedy w Rzeczpospolitej, autor uwydatnił znaczenie honoru i godności, walki o dobre imię i woli przetrwania.
Jeśli oczekujecie tu jednak powszechnie znanych w XVI wieku person srodze się zawiedziecie. Król Zygmunt jest jedynie wspomniany, podobnie jak kanclerze czy inni dostojnicy. To opowieść o zwykłych obywatelach, tylko w innych historycznie czasach. Ale przez to powieść staje się czytelnikowi bliższa.
Autor prosił mnie jednak o szczerą opinię, więc nie będę ukrywać, że kilka elementów nieco mnie rozczarowało. Po pierwsze ograniczyłabym ilość bohaterów, a tych “ocalonych” opisała szerzej i dogłębniej. Czasem trudno było się połapać o kim czytam. Po drugie odsłoniłabym karty w sprawie morderstwa dokonanego skądinąd na terenie katedry i na osobie znanego szlachcica, a przez to wielce bulwersującego całą okoliczną społeczność. Nie wiem czemu autor porzucił ten kryminalny wątek, bo rokował świetnie, ale rozwiązania nie znalazłam. Po trzecie czemuż to tak szybko zakończył powieść i nie raczył nawet napisać, czy małżonka Jana szczęśliwie powiła i jak dalej potoczyły się ich losy. Brakło mi choćby dwóch zdań.
Jednak, podsumowując, to bardzo dobry debiut. Autor prezentuje znakomity warsztat językowy, wystrzega się wulgaryzmów (co bardzo cenię), świetnie zdał egzamin z historycznego researchu do powieści, ma wiedzę i niewątpliwą pasję.
Dziękuję za rzetelność i udaną przygodę czytelniczą. Gratuluję i czekam na kolejne tytuły!
“– Widzisz – zaczął rycerz po krótkiej chwili milczenia – musisz być jak pancerz. Wszyscy musimy. Jak pancerze trzeba nam odbijać kamienie przez los w nas ciskane nieprzerwanie. Bez tego nawet najsilniejszy w końcu upadnie i zginie.”
Niewiele ponad tydzień temu otrzymałam od autora egzemplarz jego debiutanckiej powieści w postaci ebooka. Książki historyczne czytam od...
2021-05-08
Dla mnie absolutna bomba! Początek XIII wieku, echa walk krzyżowców w Ziemi Świętej, krucjaty przeciw albigensom, patologie w klasztorach, a do tego tajemniczy Trybunał, mnóstwo zagadek ukrytych w starożytnych i wczesnośredniowiecznych manuskryptach, tajemne zaklęcia i przywoływanie aniołów...Czego chcieć więcej.
Mój umysł miłujący od lat historię, uwielbiający literaturę przygodową i wszelkiej maści tajemnice chłonie taką pozycję jak gąbkę. Akcja płynie wartko, od Wenecji wędrujemy z bohaterami przez Francję do Hiszpanii, aż do Santiago de Compostela, by na koniec z powrotem wrócić do Bazyliki św. Marka. Kupiec Ignacio Alvarez z Toledo, handlarz relikwiami, wątpliwej zresztą autentyczności, uczony i krzyżowiec wplątany zostaje w szaleńczą intrygę. To prawdziwie morderczy spisek, którego pomysłodawca posługuje się kilkoma tożsamościami, a swoje plany ukrywa pod bogobojnym habitem…
Autor, z zawodu archeolog i bibliotekarz, zmusza nas do łamigłówek słownych i liczbowych, wtajemnicza w magię i pradawne rytuały, prowadzi przez klasztorne skryptoria, krypty bazylik i zatłoczone ulice średniowiecznych miast. Obnaża mroczne strony średniowiecznego Kościoła, gdzie walka o władzę i stanowiska duchowne większa jest wielokrotnie od chrześcijańskiej pokory, nie zna miłosierdzia ani litości, za to chętnie posługuje się kłamstwem i zbrodnią. Mocno wciągająca lektura, którą czyta się jednym tchem.
Przede mną kolejne dwa tomy tej pasjonującej trylogii. Polecam wielbicielom historycznych sensacji, trochę prawdziwych, trochę fikcyjnych.
Dla mnie absolutna bomba! Początek XIII wieku, echa walk krzyżowców w Ziemi Świętej, krucjaty przeciw albigensom, patologie w klasztorach, a do tego tajemniczy Trybunał, mnóstwo zagadek ukrytych w starożytnych i wczesnośredniowiecznych manuskryptach, tajemne zaklęcia i przywoływanie aniołów...Czego chcieć więcej.
Mój umysł miłujący od lat historię, uwielbiający literaturę...
2021-05-09
Kordoba 1227 rok. Tu zaczyna się akcja drugiego tomu trylogii o poszukiwaczu relikwii z Toledo. Mija dziewięć lat od wydarzeń opisanych w pierwszym tomie. Ignacio Alvarez otrzymuje polecenie odnalezienia zaginionej w niejasnych okolicznościach królowej-wdowy z Francji Blanki Kastylijskiej. Nie ma wyboru, wszak prośbę swą kieruje do niego sam król Kastylii, Ferdynand III, siostrzeniec Blanki.
Chociaż opowieść jest w pełni fikcyjna, autor wplata w nią autentyczne postaci władców, opatów i kardynałów, opisuje prześladowania langwedockich albigensów. Daje popis znajomości wielu starożytnych i średniowiecznych manuskryptów dotyczących filozofii, ale przede wszystkim alchemii. To alchemia króluje w tym tomie, co zresztą sugeruje sam tytuł powieści.
I próbuje znaleźć odpowiedź na odwieczne pytanie alchemików, czy z ołowiu można uzyskać prawdziwe złoto, tak jak czyni to tajemniczy hrabia Nigredo?
Pełna akcji, nieoczywista intryga, która wiedzie bohaterów przez rozległe krainy Hiszpanii i południowej Francji. Fascynująca, pełna tajemnic, rycerskich pojedynków, dworskich i kościelnych grzeszków. Czerpiąca pełnymi garściami z powszechnie znanych wyobrażeń o epoce średniowiecza, w której zabobon, przesądy i mocno wydumane legendy brały górę nad rozumowym pojmowaniem rzeczywistości, a prawdziwa nauka zepchnięta do ciemnych, wilgotnych skryptoriów i bibliotek, dostępna była jedynie bardzo nielicznym.
Ignacio z Toledo daje się poznać w tym tomie jako człowiek niezwykle wykształcony, mający rozeznanie w językach Wschodu, czytający bez problemu arabskich mistrzów filozofii, a jego dociekliwość, logika myślenia i chęć dotarcia do prawdy stawiają go wysoko ponad innych. To znakomity detektyw swoich czasów.
Polecam pasjonatom historii, sensacji i wszelkich tajemnic.
Kordoba 1227 rok. Tu zaczyna się akcja drugiego tomu trylogii o poszukiwaczu relikwii z Toledo. Mija dziewięć lat od wydarzeń opisanych w pierwszym tomie. Ignacio Alvarez otrzymuje polecenie odnalezienia zaginionej w niejasnych okolicznościach królowej-wdowy z Francji Blanki Kastylijskiej. Nie ma wyboru, wszak prośbę swą kieruje do niego sam król Kastylii, Ferdynand III,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-13
Ostatni tom wydaje się być najbardziej ekscytujący, gdyż Ignacio Alvarez z Toledo razem ze swoim synem, dzięki niefortunnemu splotowi okoliczności, oskarżeni zostają o herezję. Kupiec, wedle słów papieskiego inkwizytora (wyjątkowo odrażającej kreatury) niejakiego Konrada z Marburga, ma być przywódcą sekty lucyferian, oddającej się wielowiekowym kultom rodem ze starożytnej Babilonii.
Autor skupia się tym razem na manuskryptach dotyczących astronomii i astrologii. Wodzi nas po Włoszech, większą część akcji lokując w Neapolu oraz w Palermo na Sycylii. W dziwnych okolicznościach giną członkowie sekty, której przywódcą ma być niejaki "magister z Toledo", nie mający skądinąd nic wspólnego z naszym kupcem, poza studiami w Hiszpanii.
Trudno pohamować wściekłość czytając o metodach wymuszania zeznań na posądzanych o herezję. Zakończenie jest szczęśliwe, Ignacio uchodzi z życiem, ale jak na zwieńczenie trylogii przystało wolałabym szerszego spojrzenia na późniejsze losy bohaterów.
Dla miłośników gwiazd, cesarza Fryderyka II, południowych Włoch i Sycylii, wszelkich tajemnic, historii prawdziwej i nieco zmyślonej lektura idealna.
Ostatni tom wydaje się być najbardziej ekscytujący, gdyż Ignacio Alvarez z Toledo razem ze swoim synem, dzięki niefortunnemu splotowi okoliczności, oskarżeni zostają o herezję. Kupiec, wedle słów papieskiego inkwizytora (wyjątkowo odrażającej kreatury) niejakiego Konrada z Marburga, ma być przywódcą sekty lucyferian, oddającej się wielowiekowym kultom rodem ze starożytnej...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-30
Seria nadająca się w sam raz na wakacje. Cotton Malone - kiedyś znany agent, teraz antykwariusz z Kopenhagi - na tropie nierozwiązanych światowych zagadek to bohater na miarę dawnego polskiego Pana Samochodzika. Może to nieco infantylne porównanie, ale obaj, mimo wszystko, buszują po starych zamczyskach, opactwach i archiwach, by odkryć legendarne skarby zakonu templariuszy.
Samochodzik robi to jednak absolutnie bez przemocy. Steve Berry nie pokazuje aż tak sielankowej przygody. To zdecydowanie bajka dla dorosłych. A Wielkie Dziedzictwo templariuszy nie zawiera jedynie skarbów, ale i pamiątki materialne i pisane, które burzą pojmowanie podstawowych dogmatów religii chrześcijańskiej (lecz to oczywiście fikcja).
W tej historii, przyznam, nieco przydługiej, bo liczącej 550 stron drobnym drukiem, są i prawdy historyczne i literackie wymysły. Dobra mieszanka dla wszystkich, którzy uwielbiają epokę średniowiecza ze wszystkim, co sobą reprezentuje: wspaniałą architekturą, kulturą rycerską doby krucjat, ale też herezjami, wielką schizmą i torturami inkwizycji. Dobre także dla każdego, kto lubi poważną przygodę, połączoną z odkrywaniem wielowiekowych tajemnic, morderstwami i czarnymi charakterami, rozgrywającą się w pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnych wnętrzach.
Podstawowa wada: zbyt wiele stron, trochę powtórzeń, nierówne tempo akcji.
Reszta to rewelacja! Nie będzie dziesiątki, ale seria z amerykańsko-duńskim antykwariuszem jest mocno obiecująca.
Już zabieram się za "Zagadkę aleksandryjską" z tą satysfakcją, że w końcu wakacje i lektury nikt i nic mi już nie przerwie:))
Polecam wszystkim, którzy nie czytali.
Seria nadająca się w sam raz na wakacje. Cotton Malone - kiedyś znany agent, teraz antykwariusz z Kopenhagi - na tropie nierozwiązanych światowych zagadek to bohater na miarę dawnego polskiego Pana Samochodzika. Może to nieco infantylne porównanie, ale obaj, mimo wszystko, buszują po starych zamczyskach, opactwach i archiwach, by odkryć legendarne skarby zakonu...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-03
Cotton Malone - tropiciel starożytnych tajemnic i spisków nie ma sobie równych. Drugi tom jego przygód wydaje się lepszy od poprzedniego. Historia jest bardziej zagmatwana, dzieje się równolegle w kilku miejscach na świecie, angażując także przyjaciół Malone'a, a on sam musi odpłacić pięknym za nadobne za uprowadzenie własnego syna.
Mamy zatem płaszczyznę historyczną - chodzi o odnalezienie legendarnej biblioteki założonej niegdyś w Aleksandrii przez Ptolemeuszy i promieniującej na cały świat w epoce hellenistycznej. Tu Cotton prowadzi nas przez Anglię, Portugalię i półwysep Synaj. Zmieniają się wnętrza, krajobrazy i klimaty. Biblioteka, co ważne, zawiera manuskrypty z oryginalnymi tekstami Starego Testamentu weryfikującymi powszechne przekonanie o lokalizacji Ziemi Świętej na terenie Palestyny. Naturalnie hipoteza ta należy do gatunku historical fiction, aczkolwiek są na tym świecie badacze, którzy się do niej przychylają. Gdzie zatem miałaby istnieć ojczyzna Żydów? To już musicie poczytać, łącznie z posłowiem pisarza.
W płaszczyźnie politycznej, rozgrywanej w Waszyngtonie i Camp David, dawna szefowa Cottona - Stephanie Nelle - uwikłana zostaje w niecną grę wywiadowczą, w której zaangażowane są USA, Arabia Saudyjska i Izrael, pozostającą w związku z akcją Cottona i zasobami Biblioteki Aleksandryjskiej. Polityki jest dużo, a laikom trudno będzie przez długi czas uchwycić, kto jest tym prawomyślnym, a kto zdrajcą czyhającym na życie prezydenta USA.
Wreszcie Wiedeń i Zakon Złotego Runa. Tajne, ale wszechmocne z uwagi na posiadane zasoby, bractwo prowadzące własną grę nastawioną na wielkie zyski finansowe. Istnieje ono naprawdę pod taką samą nazwą, ale z całkowicie odmiennymi celami i sposobem działania.
"Zagadka aleksandryjska" to znowu klasyczne połączenie weryfikowalnej i potwierdzonej źródłowo wiedzy historycznej z całkowitą fikcją literacką.
Dla wielbicieli osiągnięć naukowych epoki hellenistycznej, dynastii Ptolemeuszy w Egipcie, pasjonatów historii Izraela, dzieł św. Hieronima i Augustyna, a nawet znawców malarstwa Poussina, którego obraz miał swój udział w rozwikłaniu zagadki, będzie to lektura interesująca i intrygująca zarazem.
Seria jest naprawdę świetna. Akcja płynie szybko, a powtórzenia nie pojawiają się już wcale (co denerwowało w części pierwszej). Dobrze wykreowani bohaterowie. Hipokryzja, perfidia, zdrada, pęd do pieniędzy, władzy i zysków - to zawsze towar chwytliwy w literaturze. Tomisko wielkie - 520 stron - ale mnóstwo wiedzy, sensacji, rewolucyjnych teorii i znakomitych opisów pięknych zabytków tworzy razem niepowtarzalny klimat.
Lektura w sam raz na wakacje.
Cotton Malone - tropiciel starożytnych tajemnic i spisków nie ma sobie równych. Drugi tom jego przygód wydaje się lepszy od poprzedniego. Historia jest bardziej zagmatwana, dzieje się równolegle w kilku miejscach na świecie, angażując także przyjaciół Malone'a, a on sam musi odpłacić pięknym za nadobne za uprowadzenie własnego syna.
Mamy zatem płaszczyznę historyczną -...
2021-07-25
Po krótkiej przerwie wróciłam do serii o Cottonie Malone. Przewidywałam, że kolejny tom nie ucieknie od utartych schematów - historia pomieszana z fikcją, egzotyczne wędrówki, sporo morderstw i eksplozji, a na koniec odkrycia na miarę wieków. Nie myliłam się. Antykwariusz z Kopenhagi, a wcześniej agent amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości, podobnie jak poprzednio, niejako wbrew sobie, zostaje uwikłany w kolejną starożytną zagadkę. Tym razem ma ona jednak bardzo poważne powiązania ze światem wielkiej polityki.
Steve Berry w każdym tomie bazuje na nierozwiązanych do końca i niewyjaśnionych w całości historycznych wydarzeniach, które obrosły wielowiekowymi legendami, a tysiące badaczy i poszukiwaczy na przestrzeni wieków walczyło bezskutecznie o splendor ich odkrywców. "Wenecka intryga", wbrew tytułowi, skupia się na zagadce dotyczącej lokalizacji grobu Aleksandra Wielkiego. Po dodaniu do tego mnóstwa atrakcyjnej fikcji i powiązaniu z połowicznie fikcyjną sytuacją geopolityczną wyszedł niezły, choć przyznaję, mało realny, miszmasz.
I tak za autorem wędrujemy przez uliczki i katedry Wenecji, przyglądając się tajemniczej Lidze Weneckiej, by potem zacumować na dłużej w Republice Środkowoazjatyckiej. Kraj, jakiego próżno szukać dziś na mapie, ma być połączeniem byłych republik radzieckich m.in. Kazachstanu, Kirgistanu czy Turkmenistanu. Tak, to tereny, które niegdyś zdobywał słynny Macedończyk, a obecna premier tego kraju pozostaje jego wielką admiratorką. Chociaż rozkochana w kulturze i tradycji starożytnej Grecji, owładnięta obsesją dorównania w czynach Aleksandrowi, jest bezwzględnym tyranem, zwalczającym opozycję skrytobójczym mordami i planującym podbój Iranu, Pakistanu i Indii z użyciem broni biologicznej!
Dostajemy mieszankę wybuchową będącą połączeniem starożytnej historii o życiu i podbojach Aleksandra, wiedzy medycznej na temat wirusów, a nawet niezłe studium władzy autorytarnej. Przy tym wartką akcję, ciekawie opisane miejsca i krajobrazy, bohaterskie wyczyny agentów.
Gdyby usunąć z tego 1/4 treści - byłoby genialnie. Niestety po czterystu stronach czytania następuje lekkie przesycenie i liczymy strony do końca.
Dlatego, chociaż jak na miłośnika historii i sensacji przystało, zamierzam czytać serię dalej, to, moim zdaniem, jeden tom na miesiąc, będzie wystarczający.
Fanom starożytności i agenta Bonda polecam gorąco.
Po krótkiej przerwie wróciłam do serii o Cottonie Malone. Przewidywałam, że kolejny tom nie ucieknie od utartych schematów - historia pomieszana z fikcją, egzotyczne wędrówki, sporo morderstw i eksplozji, a na koniec odkrycia na miarę wieków. Nie myliłam się. Antykwariusz z Kopenhagi, a wcześniej agent amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości, podobnie jak poprzednio,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-04-02
“Bractwo Mandylionu” to osadzona w mrokach średniowiecza fabuła, która prowadzi czytelnika przez okres od kwietnia 1170 do września 1238 roku. Spory rozmach czasowy nie ustępuje rozmachowi geograficznemu fabuły. Opowieść zaczyna się w Anglii, w hrabstwie Gloucester, ale szybko kieruje nas do Prowansji, ogarniętej herezją katarów, by przez Rzym, Wenecję i Konstantynopol dotrzeć do Ziemi Świętej i Jerozolimy, w sam środek wypraw krzyżowych.
Na każdym etapie podróży towarzyszymy głównemu bohaterowi – Gotfrydowi de Melville, synowi hrabiego Gloucester. Krzyżowcowi walczącemu pod sztandarem Ryszarda Lwie Serce, templariuszowi zwalczającemu prowansalskich katarów, wreszcie członkowi tytułowego tajnego Bractwa Mandylionu poszukującego najdroższej katolikom relikwii – chusty, którą Weronika otarła twarz cierpiącemu Jezusowi, zwanej Mandylionem z Edessy. Chociaż los nie przysporzył Gotfrydowi ani bogactwa, ani stabilizacji, ani szczęścia osobistego to rzucił go jednak w wir najważniejszych, przełomowych wydarzeń tamtej odległej epoki.
Powieść przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom historii średniowiecznej. Autor umieszcza w powieści wiele autentycznych wydarzeń i postaci, ale nie nabiera to charakteru pracy popularnonaukowej, lecz opowieści charakterze przygodowo-awanturniczym z wyjątkowo wartką akcją i szybko zmieniającą się scenografią. Akcja obfituje w pościgi, porwania, spiski i tajemnice. Znajdziemy się w samym środku bitew z Saladynem, walk z bezwzględnymi, asasynami, oblężeń twierdz w Ziemi Świętej, podejrzymy turnieje rycerskie i życie w klasztornej celi, poznamy specyfikę katarskiej herezji, bogactwo i rozpustę upadającego Konstantynopola, skomplikowane polityczne intrygi z udziałem Kościoła tak zachodniego, jak wschodniego. Jednym słowem dostajemy tu całą kwintesencję pełnego średniowiecza znaną ze szkolnych podręczników i filmów.
Autor nie ucieka od ocen i wytykania wad. Dostaje się każdemu. Królom, cesarzom, możnym, templariuszom, biskupom, a nawet papieżowi. Wszystkich łączy pęd do władzy, bogactwa, sławy, uwielbienie przyjemności życia, pycha i pogarda dla maluczkich tego świata. Bez względu na religię i pochodzenie wszyscy potrafią być okrutni i bezlitośni dla wrogów, nie uciekają od intryg i zbrodni. Autor stawia trudne pytania o istotę chrześcijaństwa, o naturę dobra, miłosierdzia i pokory wobec jawnych grzechów najwyższych hierarchów kościelnych i rzezi urządzanych przez krzyżowców mieszkańcom Wschodu i Żydom.
Widać znakomite przygotowanie merytoryczne i warsztat historyczny autora, bo drobiazgowo oddane są realia epoki w każdej płaszczyźnie, a szczególnie politycznej i obyczajowej. W takich powieściach gustuję, bo średniowiecze to moja ulubiona epoka, a Ziemia Święta w tamtych czasach to przedmiot moich niegdysiejszych większych dociekań naukowych w trakcie pisania pracy magisterskiej.
Wojciech Dutka zaimponował mi powieścią “Czerń i purpura” z okresu drugiej wojny światowej. Pisze gładko, jak widzę, o każdej epoce, więc teraz pora na kolejne książki jego pióra. Może tym razem “Krew faraonów”?
Gratka dla miłośników historii i przygody! Polecam
“Bractwo Mandylionu” to osadzona w mrokach średniowiecza fabuła, która prowadzi czytelnika przez okres od kwietnia 1170 do września 1238 roku. Spory rozmach czasowy nie ustępuje rozmachowi geograficznemu fabuły. Opowieść zaczyna się w Anglii, w hrabstwie Gloucester, ale szybko kieruje nas do Prowansji, ogarniętej herezją katarów, by przez Rzym, Wenecję i Konstantynopol...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-25
Nie wiedziałam dokładnie co oferuje czytelnikom Leszek Herman. Jak widać po moich postach za nowościami nie gonię i po debiuty sięgam z wielkim opóźnieniem. Z braków czasowych głównie, bo przecież nazwisko tego pisarza ze Szczecina przewija mi się raz po raz w recenzjach, a to świadczy niewątpliwie o jego popularności. Bardzo się cieszę, że doczekałam wakacji, bo dopiero one zmobilizowały mnie do lektury jego powieści.
Parę lat temu zaczytywałam się w cyklu z Cottonem Malone. Czytaliście? Dokładnie taki sam gatunkowy miszmasz. Historia z różnych okresów przeplatała się ze współczesnością. Romans, kryminał, thriller w jednym. Tropienie dawnych pamiątek, dzieł sztuki, artefaktów, tajemnic i spisków w różnych częściach świata bardzo mi się spodobało, a przy okazji nieco poszerzyło horyzonty.
“Szachownica” ma znakomitą okładkę obiecując skrajnie różne scenografie i klimaty. To identyczne, jak we wspomnianym cyklu, klasyczne połączenie weryfikowalnej i potwierdzonej źródłowo wiedzy historycznej z całkowitą fikcją literacką. Prawda historyczna i pisarska wyobraźnia, a tę Pan Leszek ma imponującą, stanowi atrakcyjną mieszankę dla czytelników takiego pokroju jak ja. Wielbicieli przeszłości i krwawych kryminałów. Dobra także dla każdego, kto lubi poważną przygodę, połączoną z odkrywaniem wielowiekowych tajemnic, morderstwami i czarnymi charakterami, rozgrywającą się w pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnych wnętrzach.
Akcja płynie szybko, nie ma czasu na nudę i nawet przeskoki pomiędzy dwoma setkami lat przestają drażnić po krótkim czasie. Wybaczam takim powieściom, że czasem wiele detali bywa niepotrzebnych, bohaterowie w obliczu niemożliwych do przeżycia przygód mają wręcz nadludzkie szczęście, a finał nie zawsze w pełni satysfakcjonuje, bo, mimo objętości, nie odkryto wszystkich niuansów opowieści. Tu jednak liczy się przygoda, obcowanie z pięknymi wnętrzami pomorskich zamków, przypominanie sobie tajemnic rodu Hohenzollernów i Czartoryskich, a wreszcie klimat pierwszego kolonialnego osadnictwa na wschodnim wybrzeżu USA. Aligatory, wampiry i kradzieże klejnotów to dodatki absolutnie pożądane. Treści kryminalne i rodem z horroru niewątpliwie dodają książce uroku. Do tego hipokryzja, perfidia, pęd do pieniędzy, władzy i zysków - to zawsze towar chwytliwy w literaturze. Oraz piękne, nietuzinkowe kobiety z początków XIX wieku – Eliza i Wiktoria. Ponad miarę inteligentne, sprytne, choć niestety zmuszone do trzymania się sztywnych konwenansów.
Krótko mówiąc - dla mnie bomba. Odtąd biorę w ciemno wszystkie tytuły Pana Hermana.
Nie wiedziałam dokładnie co oferuje czytelnikom Leszek Herman. Jak widać po moich postach za nowościami nie gonię i po debiuty sięgam z wielkim opóźnieniem. Z braków czasowych głównie, bo przecież nazwisko tego pisarza ze Szczecina przewija mi się raz po raz w recenzjach, a to świadczy niewątpliwie o jego popularności. Bardzo się cieszę, że doczekałam wakacji, bo dopiero...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-26
Sztuką jest ukryć sztukę. Owidiusz
Zgodnie z tą dewizą odbyłam arcyciekawą, pasjonującą, miejscami niebezpieczną, miejscami wiejącą grozą, wycieczkę po historycznych miejscach Szczecina i okalających go miejscowości. Poszukiwania Wielkiej Tajemnicy przypominały mi pisanie własnej pracy magisterskiej z historii powszechnej średniowiecza, kiedy od jednej wzmianki w danej książce sięgałam po drugą, od drugiej po kolejną, kolejną i następną. Goniąc za malutkimi partiami potrzebnego mi materiału przetrzebiłam kilka setek woluminów, w tym parę rękopisów, by uzyskać pożądany efekt. W pogoni za skarbem bohaterowie działają identycznie. Odczytują stare inskrypcje, kombinacje cyfr rzymskich, interpretują dzieła malarskie starych mistrzów, studiują stare plany miasta, czepiają się każdej podejrzanej cegły, by odnaleźć słowo, cytat, symbol, które przybliżą ich do prawdy. I tak od listu do planu, obrazu, ołtarza, lochów...
Mamy bardzo dużo autentycznej historii Szczecina i Pomorza Zachodniego tej oficjalnej, od czasów historycznie udokumentowanych jeszcze przez starożytnych rzymskich historyków, i tej mniej znanej, jak choćby dzieje masońskiej loży w mieście, do tego mnóstwo legend i teorii pseudonaukowych. Wiele elementów łączy się ze sobą bardzo luźno, ale daje efekt sensacji, a o to chodzi w tego typu literaturze. Pasjonaci historii i zagadek mogą być zadowoleni z wyczerpującego podejścia do wszystkich etapów tej układanki, bo zakres wiadomości zawartych w powieści jest naprawdę imponujący. Dotyczy to zwłaszcza historii panującego tam rodu Gryfitów, a szczególnie książąt Barnima I i IX, dziejów zamku szczecińskiego czy postaci Sydonii von Brock. Wielbiciele historii sztuki znajdą wiedzę o malarstwie Cranacha czy ołtarzu kościoła w Sownie.
Czytałam tę ogromną książkę długo, bo od niedzieli, ale 800 stron jest naprawdę wymagających. Tarapaty bohaterów mające klasyczne rysy powieści przygodowo-sensacyjnej przeplatane są wywodami naukowymi i pseudonaukowymi, czasem nazbyt długimi, a do tego potrzebna jest koncentracja. Myślę, że autor trochę przedobrzył, bo można, mimo wielkiej fascynacji przeszłością, odczuć znużenie i nieco pogubić się w zasadniczym celu całej intrygi.
O Leszku Hermanie pisze się w recenzjach, że to polski Dan Brown. Tak, zdecydowanie. Owiana mrokiem historia, sporo sensacyjnych i rewolucyjnych interpretacji, kody liczbowe, tajne informacje ukryte w obrazach, pogoń za cennymi artefaktami i dziełami sztuki po zamkach, kościołach i lochach, tajemnice masonerii, przygody rodem z horroru, a do tego kilka trupów na pewno uprawnia do takiego porównania.
Jedno, co wzbudziło moje zastanowienie to nad wyraz imponująca, jak z Wikipedii recytowana wiedza jednego z bohaterów - szczecińskiego architekta Igora Fleminga. Prawdziwy omnibus wiedzy z kilku dziedzin. Tylko pozazdrościć!
Cały cykl ma, jak widzę na LC, jeszcze trzy tomy. Na szczęście nieco krótsze. Za jakiś czas podejmę się kolejnego. Mimo odczuwanego przeze mnie przerostu wiedzy “Sedinum” ma w sobie wszystko, co uwielbiam -przygodę, historię, wielowiekowe tajemnice, treści kryminalne, elementy grozy oraz nietuzinkowe kobiety. Nie mogę tego przegapić.
Sztuką jest ukryć sztukę. Owidiusz
Zgodnie z tą dewizą odbyłam arcyciekawą, pasjonującą, miejscami niebezpieczną, miejscami wiejącą grozą, wycieczkę po historycznych miejscach Szczecina i okalających go miejscowości. Poszukiwania Wielkiej Tajemnicy przypominały mi pisanie własnej pracy magisterskiej z historii powszechnej średniowiecza, kiedy od jednej wzmianki w danej...
Marzec 2006 rok, Oksford w Anglii. W ekwinokcjum, 20 marca, czyli w momencie zrównania dnia z nocą ginie pierwsza studentka. Ktoś brutalnie, ale bardzo precyzyjnie wyciął jej serce, a jego miejsce umieścił złotą monetę, stylizowaną na starożytną, rodem z Egiptu.
Ale to jedynie wstęp do całej serii brutalnych morderstw na studentkach, których w Oksfordzie nie brakuje. Dlaczego wyrafinowany morderca wybierał dokładne terminy związane z ruchem planet i dlaczego akurat tego roku? Czy chodziło o przypadającą na koniec marca koniunkcję pięciu planet? Zjawisko niezwykle rzadkie, które poprzednio wydarzyło się w 1851 roku i też zaowocowało serią morderstw na kobietach? I co wspólnego koniunkcja z 1690 roku miała z Izaakiem Newtonem? Tak, tym samym Newtonem od zasad dynamiki.
Czy za tym wszystkim nie kryje się czarna magia? Czy Newton nie był znakomitym alchemikiem? Czy od wieków nie dążono do pozyskania kamienia filozoficznego, złota i nieśmiertelności? Czym był Zakon Czarnego Sfinksa działający ongiś pod wodzą wspomnianego Newtona?
Dużo zagadek, dużo tajemnic. Od historii pierwszych egipskich monet, przez alchemię uprawianą w starożytności aż po dziś dzień napotykamy w tej książce na mnóstwo fascynujących informacji, które autor tak zgrabnie połączył z czasami współczesnymi, że trudno tego nie kupić.
“Połknęłam” tę opowieść prowadzoną w kilku płaszczyznach czasowych w kilka godzin. Zaczęłam i nie mogłam przestać. Klimat grozy, tajemnicy, rytualnych mordów, pradawnych wierzeń jest niesamowity. Połączenie astronomii, astrologii, magii, okultyzmu, kryptografii i kryminału, czyli trochę czegoś nierzeczywistego, a trochę realnego w jednym to nieziemsko wciągający misz-masz. Uwielbiam takie historie na miarę Indiany Jonesa. Wprawdzie tutaj musiałby to być raczej kryminał i to mocno krwisty, ale i przygód nie brakuje, wziąwszy pod uwagę pełne zasadzek penetrowanie labiryntów pod oksfordzką biblioteką.
A chociaż wszystkie książki Michaela White’a mają kiepskie oceny na LC, ja w zachwycie nie ustanę. I co z tego, że mamy tu parę nadzwyczajnie łaskawych dla bohaterów zwrotów akcji, skoro uwielbiam klimat tajemnicy, nierozwikłanych od wieków zagadek, a historia pasjonuje mnie od dziecka. Poza tym autor sam był wykładowcą na Oksfordzie, a jako autor biografii Newtona wie, o czym pisze (w posłowiu zamieszcza kilkadziesiąt stron wyjaśnień, tym razem w postaci faktów historycznych)
I tylko jedno pozostaje niezmienne. Bez względu na upływ czasu i zwykli śmiertelnicy i genialne, nadzwyczajnie wykształcone i zdawałoby się nadzwyczaj racjonalne umysły skłonne są do ulegania magii, do zbrodni i wszelkiej podłości, by sięgnąć po to, co wydaje się nieosiągalne - nieziemskie bogactwa i nieśmiertelność. To znakomita książka o konflikcie nauki i fanatyzmu, racjonalizmu i okultyzmu.
Może za parę tygodni detali fabuły już nie będę pamiętać, ale fascynacja i emocje, jakie towarzyszyły mi przy tej lekturze są bezcenne.
Marzec 2006 rok, Oksford w Anglii. W ekwinokcjum, 20 marca, czyli w momencie zrównania dnia z nocą ginie pierwsza studentka. Ktoś brutalnie, ale bardzo precyzyjnie wyciął jej serce, a jego miejsce umieścił złotą monetę, stylizowaną na starożytną, rodem z Egiptu.
więcej Pokaż mimo toAle to jedynie wstęp do całej serii brutalnych morderstw na studentkach, których w Oksfordzie nie brakuje....