-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2024-05-06
2024-05-04
Po przeczytaniu całej, dziesięciotomowej serii “Milicjanci z Poznania” przedstawiających słusznie minioną epokę PRL przyszedł czas na nowe otwarcie i nową serię. Oto więc porzucamy Polskę Ludową i wkraczamy w rok 1990 do Polski demokratycznej obserwując POLICJĘ.
Stare, znane persony pracują nadal. Ale to nie zarzut, bo ekipa Freda Marcinkowskiego, czyli Olkiewicz, Grubiński, Brodziak i Blaszkowski stanowią drużynę, która jest gwarancją dobrej rozrywki i moich niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Jednak pojawia się - i to kompletne novum u Ćwirleja - świeżo upieczona, ostra jak brzytwa i zasadnicza prokurator Brygida Bocian. U niej nie ma żartów, niedopatrzeń i trudno o jakiś humor. Jest uosobieniem rozsądku, precyzji i logiki. Dobrze, że autor wykreował tę postać. Wszak w nowym ustroju trzeba świeżej, nowoczesnej krwi, która bezbłędnie rozeznaje się w nowych metodach złodziejskiego bezprawia.
Bo mimo zmiany ustroju jeszcze więcej jest takich, którzy chcą zarobić, a się nie narobić. Wiatr zmian sprzyja, bo w końcu zgniły Zachód przestał być niedostępny i kusi mnóstwem możliwości szybkiego wzbogacenia się. Kradzieże zachodnich aut, handel narkotykami, seks biznes, szantaże to nowości, którym musi podołać w większości starszawa i nieco zagubiona ekipa z Poznania.
Poza tym jak zwykle. Humor słowny i sytuacyjny, który zawsze jest celny, poznańska gwara pełna szuszwoli, ksiut i gemeli. Smaczki polityczne, które uwielbiam, bo się z nimi zgadzam i rozbudowana, wielowątkowa intryga kryminalna, którą trzeba dobrze kontrolować, by się nie pogubić.
Niewiele zmienił autor w nowej serii, hołdując utartym schematom, konstrukcji książki, a nawet ilości rozdziałów. I słusznie. Bo po co? Nadal jest to przednia rozrywka i fani Ćwirleja z pewnością nie przestaną piać z zachwytu. Mnie osobiście autor nigdy się nie znudzi.
Po przeczytaniu całej, dziesięciotomowej serii “Milicjanci z Poznania” przedstawiających słusznie minioną epokę PRL przyszedł czas na nowe otwarcie i nową serię. Oto więc porzucamy Polskę Ludową i wkraczamy w rok 1990 do Polski demokratycznej obserwując POLICJĘ.
Stare, znane persony pracują nadal. Ale to nie zarzut, bo ekipa Freda Marcinkowskiego, czyli Olkiewicz,...
2024-05-01
Z wszystkich trzech, przeczytanych dotąd, powieści Macieja Siembiedy ”Kołysanka” najlepiej wpisała się w moje gusta. W każdej opowiedzianej przez autora opowieści historia odgrywa dużą rolę, ale tym razem dobór tematyki, okresu i bohaterów to dla mnie strzał w dziesiątkę.
Od pierwszych stron z wielkim zainteresowaniem śledziłam zwłaszcza najstarszą wersję czasową książki osadzoną w połowie XIX wieku. Dzieje gospodarczego geniusza – Karola Goduli - i jego podopiecznej Joanny Gryzik, zwanej śląskim Kopciuszkiem pochłonęły mnie bez reszty. Sposób przedstawienia autentycznych wydarzeń z ich życia, w wersji fabularyzowanej, wzbudził mój zachwyt. W tle pobrzmiewała mi w głowie muzyka Chopina i Czajkowskiego. Obejrzałam całą internetową grafikę pałacu w Kopicach. W wydarzeniach lokowanych na 1945 rok największą uwagę przykuł Aram Chaczaturian i nie mogłam sobie odmówić wysłuchania jego Tańca z szablami.
W warstwie współczesnej może nie było już takiej ekscytacji, ale nie zmienia to faktu, że Siembieda potrafi w mistrzowski sposób i za pomocą wielu nitek połączyć przeszłość z teraźniejszością w taki sposób, że trudno temu odmówić racjonalności. Powiązać ze sobą tyle elementów, detali, spleść fakty z fikcją literacką i stworzyć rozbudowaną i wielowątkową opowieść w trzech warstwach czasowych to nie lada wyczyn.
Czym jest zatem “Kołysanka“? Inteligentnie i precyzyjnie wykreowanym mikstem historii, przygody, sensacji, kryminału i obyczajówki.
Kto zaczął przygodę z Siembiedą łatwo jej nie zakończy. Tak napisał na LC w opinii jeden z czytelników autora. Pełna zgoda. Autor uzależnia. Jego pióro, pomysły i niewyczerpana wyobraźnia ciągle będą przyciągać jak magnes. Warto!
Z wszystkich trzech, przeczytanych dotąd, powieści Macieja Siembiedy ”Kołysanka” najlepiej wpisała się w moje gusta. W każdej opowiedzianej przez autora opowieści historia odgrywa dużą rolę, ale tym razem dobór tematyki, okresu i bohaterów to dla mnie strzał w dziesiątkę.
Od pierwszych stron z wielkim zainteresowaniem śledziłam zwłaszcza najstarszą wersję czasową książki...
2024-04-30
Po serii mocnych kryminałów w scenerii przedwojennego Kłodzka wzięłam lekturę lekką, przyjemną, optymistyczną i w typowo babskim klimacie. Wiem, co oferuje Anna Karpińska, bo to moja szósta pozycja z jej dorobku. Oczekiwania pokryły się w stu procentach.
Otrzymałam kolejną, pełną życiowych zawirowań historię kobiety – tym razem trzydziestolatki z Trójmiasta. Autorka nie pozwoliła mi się nudzić, ale ponad 470 stron spowodowało już pod koniec niezłe przeciążenie i przesyt. Uff, ta kobieta to wulkan energii! W opisie czytam, że bohaterka z determinacją dąży do szczęścia. Ok, ja powiedziałabym, że raczej z desperacją, nie pozwalając sobie na kwadrans refleksji.
Ale co z tego, że takie historie są mocno przerysowane i zbyt cudne, bym ja, kobieta w wieku matki bohaterki, mogła uznać je za wiarygodne, skoro czyta się o nich szybko, płynnie, czasem z politowaniem, czasem ze współczuciem, a czasem, także, z łezką w oku. Pani Karpińska pisze świetnie. Plastycznie, drobiazgowo i czule. I dlatego wszelkie przerysowania, nadmiary zbiegów okoliczności, zbyt troskliwe i hojne teściowe, zbyt poukładane, a zapracowane żony i zakochania od pierwszego drinka jej daruję.
Poza tym, co warto podkreślić i docenić, Pani Karpińska pełnymi garściami korzysta z obserwacji świata i ludzi. Bo jak na obyczajówkę przystało lokuje w tych opowieściach wszystko, z czym mierzą się współczesne kobiety. Zdrady, rozwody, samotność, macierzyństwo w pojedynkę, przelotne romanse – to o kobietach romantycznych. Te rozważne siedzą w kuchni, lepią knedle, wychowują męża i dzieci i ...myślą. Ale i im zdarzają się potknięcia i upadki. Nie ma przepisu na szczęście, bo los niezależnie od nas i naszego wkładu pracy kształtuje nam życie.
Zwariowana słodko-gorzka, bajkowa historia, w której pióro autorki jest największym atutem.
Po serii mocnych kryminałów w scenerii przedwojennego Kłodzka wzięłam lekturę lekką, przyjemną, optymistyczną i w typowo babskim klimacie. Wiem, co oferuje Anna Karpińska, bo to moja szósta pozycja z jej dorobku. Oczekiwania pokryły się w stu procentach.
Otrzymałam kolejną, pełną życiowych zawirowań historię kobiety – tym razem trzydziestolatki z Trójmiasta. Autorka nie...
2024-04-28
Pan Duszyński trzyma poziom. Trzeci tom serii to kolejne rasowe retro i kolejny rasowy kryminał. Aby dodać smaczku w kryminalną awanturę angażuje osobiście kapitana Wilhelma Kleina i znanego wszystkim kurdupla z wąsikiem. Wszak początek 1923 roku to już pierwsze widoczne w skali kraju przebłyski nazizmu w Republice Weimarskiej. Tak, tym razem w morderstwa uwikłana jest wielka polityka (tematykę politycznej, gospodarczej i społecznej rzeczywistosci w Niemczech po Wielkiej Wojnie autor nieco rozwinął i za to duży plus). A scenerią w większości są góry i wszechobecny śnieg.
26 lutego 1923 na Śnieżniku, na szczycie Wieży Cesarza Wilhelma, przewodnik górski Markus Henke odnajduje powieszone i zmasakrowane okrutnie zwłoki mężczyzny, którego dosłownie pozbawiono skóry twarzy. A to dopiero początek krwawej serii... Czy morderstwa są efektem spisku, czy też zemstą za dokonane wcześniej zło. A może to działanie demonicznego mściciela znanego z ludowych legend: Ducha Gór - Rübezahla?
Krwisty, mroczny i przenikliwie zimny jest ten tom. Zło wyziera z każdego akapitu tej książki. Trudno się do końca rozeznać kto jest rzeczywistym sojusznikiem śledczych z Kłodzka, a kto jedynie udaje sprzymierzeńca.
Pozyskujemy także szereg informacji z przeszłości kapitana Kleina, która nie daje mu spokoju i wraca po latach ze zdwojoną siłą, by uderzyć. Ten jednak znowu wyrwie się ze szponów śmierci...
Wartka akcja, znakomita scenografia, wiele zimnych trupów bez twarzy, polowanie na demony z przeszłości i ...piękna, inteligentna, intrygująca młoda kobieta. Czego chcieć więcej?
Przy najbliższej bytności w bibliotece biorę kolejny tom. Zakochałam się w tej serii.
Pan Duszyński trzyma poziom. Trzeci tom serii to kolejne rasowe retro i kolejny rasowy kryminał. Aby dodać smaczku w kryminalną awanturę angażuje osobiście kapitana Wilhelma Kleina i znanego wszystkim kurdupla z wąsikiem. Wszak początek 1923 roku to już pierwsze widoczne w skali kraju przebłyski nazizmu w Republice Weimarskiej. Tak, tym razem w morderstwa uwikłana jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-21
Drugi tom jeszcze lepszy niż pierwszy. Międzywojenne Kłodzko i Duszniki Anno Domini 1921 otworzyły przede mną swe mroczne podwoje. Kłodzkie hrabstwo – Kraj Pana Boga - przesiąknięte jest zachłannością, zdradą, oszustwem, zbrodnią i hipokryzją. Jednak Bóg nie do końca o nim zapomniał - pozostały tam jednostki, dla których prawda, honor i sprawiedliwość jeszcze coś znaczą i które będą w stanie postawić swe życie na szali w zamian za rozwikłanie kryminalnej pajęczyny zła.
Klimat retro genialny, detalicznie zrekonstruowana topografia miast, a intryga kryminalna rozbudowana, mocna i ociekająca krwią. To największe atuty tego tomu. I nie znalazłam tu grama przedobrzenia czy przekombinowania, które finalnie rzucały się w oko w tomie pierwszym.
Kapitan Klein jeszcze nie do końca usłyszy szczegóły sprawy, a już działa. Co za umysł! Wachmistrz Koschella – jego pojętny uczeń z pierwszego tomu - także wspina się na wyżyny zawodu. Do tego duetu dołącza piękna i szlachetna hrabianka. Wszak bez prawdziwych dam przedwojenny klimat nie ma smaku.
“Glatz” to absolutna perełka. Czytam niczym kolejne odcinki kryminalnego serialu. Zaraz zabieram się za trzeci tom - “Zamieć”.
Polecam tym, którzy nie czytali, a lubią retro z kryminałem lub kryminał w klimacie retro. Jak kto woli, bo tu proporcje są zrównoważone.
Drugi tom jeszcze lepszy niż pierwszy. Międzywojenne Kłodzko i Duszniki Anno Domini 1921 otworzyły przede mną swe mroczne podwoje. Kłodzkie hrabstwo – Kraj Pana Boga - przesiąknięte jest zachłannością, zdradą, oszustwem, zbrodnią i hipokryzją. Jednak Bóg nie do końca o nim zapomniał - pozostały tam jednostki, dla których prawda, honor i sprawiedliwość jeszcze coś znaczą i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-19
Odkąd w ubiegłym roku przeczytałam po raz pierwszy książkę Sylwii Chutnik , a niedawno kolejną, pozostaję pod urokiem jej prozy. Wzięłam więc z biblioteki “Smutek cinkciarza” nie dla tytułu, przywołującego lata PRL-u, które dobrze pamiętam, nie dla serii (którą skądinąd znam i cenię), ale właśnie dla autorki.
Pani Chutnik po raz kolejny pokazuje postać, która wymyka się społecznej presji, stereotypom i dezyderatom. Nie wpasowuje się w zuniformizowane komunistyczne społeczeństwo. I znowu świetnie jej to wychodzi.
Nie jest to reportaż ani dokument, ale fabularyzowana opowieść oparta jednakże na prawdziwych faktach. Autorka (ur. 1979) zdobywała wiadomości również z pierwszej ręki, od rodziców i babci, którym dedykuje książkę.
Życiowe sukcesy, rozterki i problemy tytułowego bohatera - Wiesława R. - opisane w pierwszej osobie i znakomicie stylizowane czyta się szybko, lekko, czasem z uśmiechem, czasem z lekkim zażenowaniem, a często ze współczuciem i niestety politowaniem. Autorka wprowadza nas w każdy aspekt życia, nawet najbardziej intymny. To nie tylko portret cinkciarza – cwaniaka, króla życia i imprezowicza - ale też syna, męża i ojca. Jego życiowa filozofia pełna jest skrajności. Z jednej strony oszukuje klientów pod PEWEX-ami, robi lewe interesy, korumpuje i kłamie, a z drugiej bardzo kocha i szanuje najbliższych, bo najważniejsza jest dla niego rodzina i zabezpieczenie jej bytu.
Czuć klimat tamtych lat, chorej gospodarki, w której albo stoi się tygodniami pod sklepem, albo kombinuje. Autorka nie koncentruje się jednak jedynie na pracy i nadludzkich staraniach o zwykły byt, ale i na rozrywkach, jakie w tamtych latach królowały. Dancingi, nocne imprezy, hektolitry alkoholu, a wszystko okraszone fragmentami peerelowskich szlagierów.
Zachwycająca precyzja w odtwarzaniu wszystkich realiów codziennego życia dla wielu starszych czytelników będzie powrotem do lat młodości, dla młodszych lekcją historii, jakiej nie ma w podręcznikach.
Po tej lekturze, od dwóch dni, godzinami słucham starego hitu “Jak się masz, kochanie” zespołu Happy End😊
Odkąd w ubiegłym roku przeczytałam po raz pierwszy książkę Sylwii Chutnik , a niedawno kolejną, pozostaję pod urokiem jej prozy. Wzięłam więc z biblioteki “Smutek cinkciarza” nie dla tytułu, przywołującego lata PRL-u, które dobrze pamiętam, nie dla serii (którą skądinąd znam i cenię), ale właśnie dla autorki.
Pani Chutnik po raz kolejny pokazuje postać, która wymyka się...
2024-04-14
“Przeszłości czasami trzeba stawić czoło. Inaczej nie pozwoli nam uciec. Przeszłość jest jak kotwica”.
Wstyd, że dotąd nie czytałam Małeckiego. Z ilości opinii o książce wnioskuję, że jest popularny, jeśli nie rozchwytywany. I pewnie nie jest trudno się z tym nie zgodzić, bo “wykonanie” opowieści o żałobnicy z Torunia to, według mnie, prawdziwy majstersztyk. Chodzi mi jednak o kwestie konstrukcyjne i językowe. Trzy warstwy czasowe, detalicznie oddane odczucia bohaterki, narracja pierwszoosobowa, świetny klimat, mroczny i duszny, mnogość krótkich zdań, niedopowiedzenia, tajemnice, powolne odkrywanie przeszłości w kolejnych scenach niczym klatki taśmy filmowej... To sprawia, że chce się czytać, a potrzeba dotarcia do prawdy staje się paląca i trudno odłożyć książkę. Zarwałam noc, by po pięciu godzinach snu, z samego rana, chłonąć ją od nowa... Tak, napisane to jest niewątpliwie świetnie. Do tego absolutnie perfekcyjnie oddane są realia społeczne, potwierdzające, że luksus i wygodne życie niekoniecznie są gwarancją szczęścia rodzinnego, a wieś, mimo zmian obyczajowych, tkwi w swoim konserwatyzmie i hipokryzji, chętnie stygmatyzując tych, którzy odstają w tym środowisku i takim postawom nie hołdują.
Jednak sama fabuła książki wydaje mi się zbyt wydumana, a zakończenie mało realne. Trochę trudno przyjąć za pewnik, że mąż grzebie w przeszłości żony aż dwadzieścia lat wstecz. I nie rozumiem absolutnie finalnej decyzji bohaterki. Dodatkowo pewne okoliczności ujrzały światło dzienne na ostatniej stronie, a szkoda, że nie zostały wcześniej rozbudowane.
Jako thriller psychologiczny jest to świetne, ale warstwa kryminalna zbytnio mnie nie zafascynowała.
I nie rozumiem, dlaczego żałobnica musi być suką. Wiem, że takie mocne słowa są dziś modne, że współczesna literatura podąża za codziennym językiem, ale ta “suka” była tu wyraźnie nadużywana. Niepotrzebnie.
Czy sięgnę po kolejne tytuły autora? Tak - dla klimatu i umiejętności budowania napięcia. A może trafię na lepszą historię kryminalną. Oby.
“Przeszłości czasami trzeba stawić czoło. Inaczej nie pozwoli nam uciec. Przeszłość jest jak kotwica”.
Wstyd, że dotąd nie czytałam Małeckiego. Z ilości opinii o książce wnioskuję, że jest popularny, jeśli nie rozchwytywany. I pewnie nie jest trudno się z tym nie zgodzić, bo “wykonanie” opowieści o żałobnicy z Torunia to, według mnie, prawdziwy majstersztyk. Chodzi mi...
2024-04-12
Podobnie jak w czytanym przez mnie niedawno “Medalionie z bursztynem” autorka podejmuje tu temat poszukiwania odpowiedzi na zagadki, które rozegrały się w czasie ostatniej wojny, a rzutowały na życie kilku kolejnych pokoleń. Tym razem w przededniu klęski powstania warszawskiego.
Śmierć szanowanego warszawskiego lekarza i jego żony w pożarze willi na Żoliborzu w końcówce września 1944 roku, a także tajemnicze zniknięcie ich starszej córki, uczestniczki powstania, stały się obsesją tej, która przeżyła gehennę wojny.
Młodsza córka, bo o niej mowa, poświęciła całe życie na odnalezienie odpowiedzi na pytania o tragiczne losy rodziny, angażując w to ryzykowne - jak na powojenną, komunistyczną rzeczywistość - przedsięwzięcie także swego męża, a potem córkę. Cień przeszłości nie dał o sobie zapomnieć przez kolejnych sześć dekad. Prywatne śledztwo uruchomiło całą lawinę dziwnych, tragicznych w skutkach wydarzeń, ale nie przyniosło jej, aż do nagłej i nieprzypadkowej śmierci, żadnych odpowiedzi. Co więcej poturbowało psychicznie jej jedyną córkę.
Anna Klejzerowicz stworzyła fenomenalnie skonstruowaną i bardzo emocjonalną opowieść, w której odrzucona wojenna miłość łatwo przerodziła się w nienawiść, doprowadziła do zbrodni, a próba jej ukrycia w kolejnych latach uruchomiła cały ciąg, tragicznych w skutkach, wydarzeń.
Historia sióstr z Żoliborza dowodzi, że opętanie poszukiwaniem prawdy nie zawsze przynosi ukojenie bólu i straty po najbliższych. Wyzwala złość, rozgoryczenie i dojmującą potrzebę zemsty. Staje się siłą niszczącą życie, prawdziwym przekleństwem...
Książka cudowna w każdym wymiarze. Wyzwalająca mnóstwo emocji, pokazująca oblicze człowieka w krytycznej sytuacji, opisująca siłę rodzinnych więzi, determinacji w dążeniu do odpowiedzi, a jednocześnie znakomicie oddająca klimat i rzeczywistość polityczną kilku epok. Wojennej, komunistycznej i tej po 89’roku (fabuła kończy się jakieś dziesięć lat temu). I żadna z nich nie zostaje poddana upiększeniu, ale wiernie oddaje nastroje społeczne tamtych lat, bez przebarwień, rzetelnie i obiektywnie.
Jednocześnie pokazuje inne - zwykłe, ludzkie oblicze powstańców warszawskich. Bez epatowania heroizmem. To byli przecież ludzie z krwi i kości, miotani uczuciami dobrymi i złymi, jak każdy. A przez to opowiedziana historia zyskuje całkiem spore prawdopodobieństwo.
Polecam fascynatom kryminałów z historią rodzinną w tle.
Podobnie jak w czytanym przez mnie niedawno “Medalionie z bursztynem” autorka podejmuje tu temat poszukiwania odpowiedzi na zagadki, które rozegrały się w czasie ostatniej wojny, a rzutowały na życie kilku kolejnych pokoleń. Tym razem w przededniu klęski powstania warszawskiego.
Śmierć szanowanego warszawskiego lekarza i jego żony w pożarze willi na Żoliborzu w końcówce...
Marzec 2006 rok, Oksford w Anglii. W ekwinokcjum, 20 marca, czyli w momencie zrównania dnia z nocą ginie pierwsza studentka. Ktoś brutalnie, ale bardzo precyzyjnie wyciął jej serce, a jego miejsce umieścił złotą monetę, stylizowaną na starożytną, rodem z Egiptu.
Ale to jedynie wstęp do całej serii brutalnych morderstw na studentkach, których w Oksfordzie nie brakuje. Dlaczego wyrafinowany morderca wybierał dokładne terminy związane z ruchem planet i dlaczego akurat tego roku? Czy chodziło o przypadającą na koniec marca koniunkcję pięciu planet? Zjawisko niezwykle rzadkie, które poprzednio wydarzyło się w 1851 roku i też zaowocowało serią morderstw na kobietach? I co wspólnego koniunkcja z 1690 roku miała z Izaakiem Newtonem? Tak, tym samym Newtonem od zasad dynamiki.
Czy za tym wszystkim nie kryje się czarna magia? Czy Newton nie był znakomitym alchemikiem? Czy od wieków nie dążono do pozyskania kamienia filozoficznego, złota i nieśmiertelności? Czym był Zakon Czarnego Sfinksa działający ongiś pod wodzą wspomnianego Newtona?
Dużo zagadek, dużo tajemnic. Od historii pierwszych egipskich monet, przez alchemię uprawianą w starożytności aż po dziś dzień napotykamy w tej książce na mnóstwo fascynujących informacji, które autor tak zgrabnie połączył z czasami współczesnymi, że trudno tego nie kupić.
“Połknęłam” tę opowieść prowadzoną w kilku płaszczyznach czasowych w kilka godzin. Zaczęłam i nie mogłam przestać. Klimat grozy, tajemnicy, rytualnych mordów, pradawnych wierzeń jest niesamowity. Połączenie astronomii, astrologii, magii, okultyzmu, kryptografii i kryminału, czyli trochę czegoś nierzeczywistego, a trochę realnego w jednym to nieziemsko wciągający misz-masz. Uwielbiam takie historie na miarę Indiany Jonesa. Wprawdzie tutaj musiałby to być raczej kryminał i to mocno krwisty, ale i przygód nie brakuje, wziąwszy pod uwagę pełne zasadzek penetrowanie labiryntów pod oksfordzką biblioteką.
A chociaż wszystkie książki Michaela White’a mają kiepskie oceny na LC, ja w zachwycie nie ustanę. I co z tego, że mamy tu parę nadzwyczajnie łaskawych dla bohaterów zwrotów akcji, skoro uwielbiam klimat tajemnicy, nierozwikłanych od wieków zagadek, a historia pasjonuje mnie od dziecka. Poza tym autor sam był wykładowcą na Oksfordzie, a jako autor biografii Newtona wie, o czym pisze (w posłowiu zamieszcza kilkadziesiąt stron wyjaśnień, tym razem w postaci faktów historycznych)
I tylko jedno pozostaje niezmienne. Bez względu na upływ czasu i zwykli śmiertelnicy i genialne, nadzwyczajnie wykształcone i zdawałoby się nadzwyczaj racjonalne umysły skłonne są do ulegania magii, do zbrodni i wszelkiej podłości, by sięgnąć po to, co wydaje się nieosiągalne - nieziemskie bogactwa i nieśmiertelność. To znakomita książka o konflikcie nauki i fanatyzmu, racjonalizmu i okultyzmu.
Może za parę tygodni detali fabuły już nie będę pamiętać, ale fascynacja i emocje, jakie towarzyszyły mi przy tej lekturze są bezcenne.
Marzec 2006 rok, Oksford w Anglii. W ekwinokcjum, 20 marca, czyli w momencie zrównania dnia z nocą ginie pierwsza studentka. Ktoś brutalnie, ale bardzo precyzyjnie wyciął jej serce, a jego miejsce umieścił złotą monetę, stylizowaną na starożytną, rodem z Egiptu.
więcej Pokaż mimo toAle to jedynie wstęp do całej serii brutalnych morderstw na studentkach, których w Oksfordzie nie brakuje....