rozwiń zwiń

Keith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiał

Lukasz Kaminski Lukasz Kaminski
13.05.2024

Biografia, książka historyczna, przygodowa, obyczajowa, muzyczna, artystyczny podręcznik surwiwalowy, rock’n’rollowa baśń i thriller w jednym. „Życie” Keitha Richardsa to lektura wstrząsająca, wciągająca i obowiązkowa.

Keith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiał materiały wydawcy

Alfred Hitchcock pękałby z dumy. Początek „Życia” Keitha Richardsa zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. „Każdy gliniarz za wszelką cenę chciał nas przyskrzynić, żeby dostać awans, wykazać się patriotyzmem i uwolnić Amerykę od tych małych zniewieściałych Anglików. Był rok 1975, czas brutalności i konfrontacji. Sezon polowań na Stonesów trwał od naszej ostatniej trasy koncertowej w 1972 roku, znanej jako STP”, pisze już w pierwszych zdaniach swojej książki Richards. A kolejne ponad pół tysiąca stron przynosi więcej przygód, zawieruchy, fascynujących, ale i wzruszających historii o dorastaniu i starzeniu się, o wzlotach i upadkach, o rodzinie i przyjaciołach, którzy czasem stawali się wrogami, o miłości, nienawiści, czułości i pogardzie, nieustannej huśtawce zagubień i odnajdywań siebie. „Jeśli chcesz wspiąć się na szczyt, musisz zacząć na dnie”. Ta maksyma, którą Richards dzieli się z czytelnikami, dotyczy nie tylko jego kariery artystycznej, ale i całego życia, każdej rzeczy, za którą się zabierał, z którą się mierzył. Kierując się tym słowami, Keith wspiął się na szczyt rockowego olimpu i raz zdobytego miejsca już nigdy nie odda.

Poznawać czy nie poznawać swoich idoli, oto jest pytanie

Jest takie słuszne, empirycznie potwierdzone powiedzenie, że należy unikać poznawania swoich idoli. Cała miłość i fascynacja, którymi darzymy ich sztukę – filmy, książki, muzykę – mogą w ułamku sekundy ulec zniszczeniu, gdy spotkamy się w końcu twarzą w twarz i poznamy ich z bliska.

„Życie” Keitha Richardsa dla wielu może być właśnie takim spotkaniem. To nie jest tak, że życie muzyka dotychczas było owiane tajemnicą, ale zamknięcie jego historii na intensywnych 500 stronach jednak robi wrażenie. Książka nie tylko bawi anegdotami, lecz także nieraz wpędza czytelników w poczucie niewygody i zakłopotania, a nawet budzi zgorszenie. Richards opowiada o sobie z taką samą werwą, z jaką bawił się w latach młodości – nie oszczędza ani siebie, ani innych. Nie chce się wybielić, ale też nie traktuje swojej książki jako pokuty. On, cytując klasyka podziemnego dziennikarstwa, po prostu mówi jak jest, a przynajmniej tak, jak jemu się wydaje, że jest.

Autobiografia „Życie” po raz pierwszy ukazała się w 2010 roku. Była owocem współpracy Richardsa z Jamesem Foxem, zaprzyjaźnionym dziennikarzem i pisarzem. Podczas spotkań panowie wyłuskiwali z przepastnej historii to, co najważniejsze, najciekawsze. Powstał też ponad dwudziestogodzinny audiobook, nagrany przez Richardsa oraz Johnny’ego Deppa i Joego Hurleya, piosenkarza, autora tekstów, aktora. Książka była bestsellerem, krytycy wystawiali jej laurki na lewo i prawo. David Remnick z „New Yorkera” pisał, że „Życie” jest „W połowie książką, w połowie swoistą reklamą, apologią zespołu. Jest tyleż rozrywkowym co gadatliwym monologiem opisującym lekko przymglone czasem życiowe harce. To też opowieść człowieka, który niczego sobie nie odmawiał i nigdy nie zapłacił ceny za swoje wybryki”. Z kolei John Walsh z „The Independent” napisał: „On (Richards – przyp. red.) opowiada swoją historię z pełną, nieostrożną otwartością. Czasem brzmi jak jakiś gość, który przypadkowo spisuje swoje wspomnienia, czasem jest w jego słowach więcej porządku i refleksji. Motywami tej książki są szczerość i zdecydowane nieowijanie w bawełnę”. Biografia okazała się komercyjnym sukcesem. Tylko w pierwszym roku po publikacji sprzedała się w ponad milionowym nakładzie. W Polsce pierwsze wydanie (oficyna Albatros) ukazało się w 2011 roku. Teraz ukazuje się wznowienie, również za sprawą Albatrosa.

Kiełbaski jak narkotyki, wymagają cierpliwości

„Życie” zabiera czytelników w podróż w czasie i przestrzeni. Od urodzin w robotniczej rodzinie 1943 w roku w Dartford, na przemysłowych przedmieściach Londynu, przez bolesny, życiu zagrażający upadek z drzewa podczas wakacji na Fidżi, kłótnie z kolegami z zespołu (aż dziw, że wciąż ze sobą grają po takiej wymianie epitetów wagi ciężkiej), zachwyty nad kolegami z zespołu (piękny pasaż dotyczący gry Charliego Wattsa), po wciąganie, trochę przypadkowe, prochów zmarłego ojca. W „Życiu” prawda jest czasem mniej prawdopodobna niż mit, a legendy uznawane za wymysł bujnej wyobraźni zyskują na wiarygodności.

Richards się odsłania, czasem w zaskakujący sposób. Równie łatwo przychodzi mu dzielenie się z czytelnikami przepisem, jak ćpać heroinę, kokainę, LSD, wszelkiej maści piguły („Fakt, że przeżyłem, zawdzięczam nie tylko jakości narkotyków, które brałem. Byłem również bardzo skrupulatny, jeśli chodzi o zażywane ilości”), jak i przepisem na kiełbaski z purée („Gotowanie polega na cierpliwości”).

Rockowa baśń dla wrażliwych i zahartowanych

Od pierwszego wydania „Życia” minęło niecałe piętnaście lat, czyli – biorąc pędzący na złamanie karku świat – cała wieczność. Poza kilkoma naukowcami nikt przecież wtedy nie wierzył, że może wybuchnąć pandemia, która zatrzyma świat. Poza kilkoma strategami nikt nie wierzył, że Rosja może zaatakować Ukrainę, wywołując tym samym światowy kryzys i powrót strachu przed III wojną światową. Nikt w końcu nie wierzył, że nagle może zacząć brakować muzyków tworzących The Rolling Stones. Wbrew logice i wbrew naturze wydawali się przecież wieczni, nieśmiertelni, dlatego też śmierć Charliego Wattsa w 2021 roku była szokiem.

Przez te kilkanaście lat zmieniła się też nasza wrażliwość. Dziś Stonesi ze swoim hulaszczym trybem życia, charakternymi opiniami i butnymi wypowiedziami dla wielu byliby nie do zaakceptowania. Niektórzy powiedzą, że to dobrze, że stajemy się coraz bardziej wrażliwi i współczujący, inni będą narzekać, że to oznaka naszej słabości czy wręcz postępującego geometrycznie zmanierowania. Nie tu miejsce na dyskusję, kto ma rację. Pewne jest to, że po „Życie” powinni sięgnąć wszyscy. To nie jest ani epitafium, ani hagiografia.

To po prostu świetna książka, którą można czytać jako biografię, książkę historyczną, przygodową, obyczajową, muzyczną, artystyczny podręcznik surwiwalowy, jako rock’n’rollową baśń i thriller w jednym. To również przejmujący list miłosny do muzyki, najważniejszego, najmocniejszego, nigdy nietracącego swojej magii i siły narkotyku w życiu Keitha Richardsa. I co ważne, list, który wciąż nie ma swojego końca. Osiemdziesięcioletni dziś Richards od kilkunastu lat pisze do niego postscriptum, grając koncerty, nagrywając nową muzykę, inspirując, zaskakując, obrażając, intrygując, przecząc prawom ludzkim i boskim.

Chcesz kupić tę książę w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw dla niej alert LC.

Książka „Życie” jest już w sprzedaży online

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [2]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
MonikaT  - awatar
MonikaT 13.05.2024 14:57
Czytelniczka

fajna na prezent. Zapisuję na listę do kupienia w grudniu.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Lukasz Kaminski - awatar
Lukasz Kaminski 13.05.2024 14:00
Autor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post