-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-01-22
2023-09-19
Pisanie opinii o tej książce jest zbyteczne. Napisano o niej już wszystko. Kumulacja okropieństwa, szaleństwa i obłędu budzi niedowierzanie, szok, zgrozę i odrazę. Tym razem nie miałam poczucia przegadania i rozwlekłości, jak przy lekturze Lśnienia. Jest gęsto i tyle, ile potrzeba.
Naturalnie obejrzałam film z genialną Kathy Bates i czytając, nie mogłam stworzyć w głowie innego wizerunku Annie Wilkes aniżeli ten, który zasłużenie przyniósł aktorce Oskara. Czemu sięgnęłam w bibliotece akurat po Misery? Przecież już to czytałam kiedyś tam, lata temu, a film pamiętam doskonale.
Uwielbiam jednak klasykę w każdym gatunku, a – moim zdaniem - King nigdy się nie zestarzeje i zasługuje na to, by czytać go więcej niż jeden raz. Mimo upływu czasu i większego bagażu życiowego emocje były niezmienne, więc ponownie biję gromkie brawa.
Pisanie opinii o tej książce jest zbyteczne. Napisano o niej już wszystko. Kumulacja okropieństwa, szaleństwa i obłędu budzi niedowierzanie, szok, zgrozę i odrazę. Tym razem nie miałam poczucia przegadania i rozwlekłości, jak przy lekturze Lśnienia. Jest gęsto i tyle, ile potrzeba.
Naturalnie obejrzałam film z genialną Kathy Bates i czytając, nie mogłam stworzyć w...
2023-03-07
No dobrze, skończyłam i dotrwałam do końca. Wiem, co to slasher, rozumiem założenia jego fabuły i cele. Myślę, że zostały wypełnione przez autora niemal co do joty, chociaż skoro już wszyscy zostali połamani, zarąbani i zmasakrowani nie rozumiem, dla jakiego powodu została oszczędzona Jadzia. Czy tylko po to, by zakiełkowało w niej nowe pokolenie złych, zdegenerowanych i zdeformowanych Straussów? Agatha Christie nie oszczędziła wszak nikogo w znanym wszystkim pierwowzorze slashera o dziesięciu Murzynkach. Jadzia, skądinąd, nie bardzo chyba zasłużyła na przetrwanie, a ponoć w slasherach “final girl”, czyli oszczędzona niedoszła ofiara, jak pisze Wikipedia, to: “ młoda dziewczyna, zwykle dziewica, która uosabia powszechnie uznawane wartości moralne: nie pija alkoholu, nie bierze narkotyków, nie uprawia wolnej miłości, często jest osobą wierzącą i kochającą córką”. Jadzi chyba trochę brakowało do tego wizerunku... Z drugiej strony chociaż czytałam z tzw. zrozumieniem nie rozróżniałam Jadzi, Krysi czy Marioli. A tym bardziej Adama od Marcina. Wszyscy zlewali mi się w całość. Brakowało mi większej wyrazistości postaci w tej grupie przyjaciół, bo oprócz odmiennych kierunków studiów trudno było znaleźć zasadnicze różnice.
Początek powieści uznałam za debiut, biorąc pod uwagę poziom językowy, ale, jak wyczytałam, debiutem ona nie jest. Rozwinięcie akcji nabrało już pazura, przy czym tajemnice osławionego domu wyjaśnione zostały zbyt szybko i zakończenie wcale mnie już nie interesowało. Liczyłam, że policjant sprowadzony z zewnątrz, ponoć niezły w swoim fachu i bystry, całkiem nieźle analizujący fakty i szukający wyłomów w zeznaniach, wsadzi kogo trzeba za kratki na długie lata, a tu klops... Została cisza i łzy rodziców. Nie, mnie to nie zadowala. U mnie zbrodnia i oszustwo powinny skutkować karą.
Scen gwałtów, mordowania, łamania kości i czego tam jeszcze, jest tu dużo i coraz więcej, z przesytem, aż do zmęczenia czytelnika. Nie było przerażenia, nie było strachu, nawet nie umiałam wykrzesać współczucia dla ofiar. A jeśli miałam to odczuwać, to coś zaszwankowało. Nie, nie umiałam odnaleźć w książce odpowiedniego klimatu. Niby odludzie, las, podziemia, ale brak jakiegoś pazura, tego czegoś, co w trakcie czytania wywołuje dreszcze albo ciarki na plecach.
Przykro mi trochę, nie lubię krytykować, bo pisarstwo to sztuka niełatwa i wymagająca, ale tym razem to będzie jedynie 5/10. Średnia na LC to 5,9, więc nie odbiegam bardzo od dominujących ocen czytelników. Za to okładce książki daję mocne 11/10. Na niej klimat widać doskonale.
Autor cieszy się uznaniem, więc kiedy nadarzy się okazja, chętnie jeszcze sięgnę po inne tytuły.
No dobrze, skończyłam i dotrwałam do końca. Wiem, co to slasher, rozumiem założenia jego fabuły i cele. Myślę, że zostały wypełnione przez autora niemal co do joty, chociaż skoro już wszyscy zostali połamani, zarąbani i zmasakrowani nie rozumiem, dla jakiego powodu została oszczędzona Jadzia. Czy tylko po to, by zakiełkowało w niej nowe pokolenie złych, zdegenerowanych i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-19
Lubicie horrory? Ja owszem, oczywiście bez przesady i z umiarem, od czasu do czasu. Dotąd nie czytałam jednak żadnej pozycji Jolanty Bartoś. Chyba będę musiała te braki uzupełnić, bo książka przypadła mi do gustu. Niestety, zresztą słusznie, nie dałam rady jej czytać przed snem, kiedy mam najwięcej czasu, więc czytałam w porze poobiedniej i wierzcie mi, wcale nie było mniej strasznie.
Wielkopolska, Krotoszyn, czasy współczesne, stara kamienica w centrum miasta. Klimatyczne, nowoczesne, świeżo wyremontowane mieszkanie na parterze w tejże kamienicy staje się miejscem, gdzie zetkną się ze sobą dwa światy - ten obecny, jak najbardziej realny, nowoczesny, skomputeryzowany i ten dawny, przesiąknięty stęchlizną, brudem, biedą i zbrodniami na niemowlętach. Gabinet tego mieszkania wieje przenikliwym chłodem i to tam zalęgło się ZŁO w czystej postaci. Żyje własnym życiem, nie chce nijak opuścić swych dawnych pieleszy a obecnie potrafi nawet wniknąć w ciała i umysły współczesnych osób. Pokutująca dusza, dybuk czy jak go tam nazwiemy inaczej, to duch akuszerki Józefy, urodzonej jeszcze w końcu XVIII wieku, która spędzała niechciane płody, odbierała porody przeważnie dzieci nieślubnych, a także opiekowała się niemowlętami, chociaż opieka ta nadzwyczaj szybko i często kończyła się śmiercią dzieciaka. Kobiety za życia przesiąkniętej złem, która i po śmierci potrafi dokazać, skoro w tej kamienicy od dekad chorowały notorycznie i umierały małe dzieci...
Z tym złem musi się zmierzyć właścicielka mieszkania - młoda prawniczka Natalia, spodziewająca się rychło własnego dziecka. Józefa, zwaną przez nią Staruchą, nawiedza ją w snach, a może i na jawie, bo Natalia ciągle czuje jej obecność. Czy kobieta będzie w stanie ochronić swe dziecko? Czy pomoc łowców duchów, miejscowego proboszcza i lekarza psychiatry okaże się skuteczna? W dodatku jest żoną niekochaną, ba, nawet niepożądaną w rodzinie męża, taką współczesną trędowatą. Czy i małżonek nie szykuje pętli na szyję swojej ukochanej, kierowany dobrem rodziny i wytycznymi swojej mamusi?
Bardzo ciekawa, wciągająca na maksa historia, w której autorka robi wszystko, by uwiarygodnić całą opowieść. Bohaterka szuka informacji w starych księgach kościelnych i w muzeum, by odkryć tożsamość Staruchy. Łowcy duchów szukają widma ducha w nowoczesnej aparaturze, wizyta proboszcza i święcona woda pomaga tylko doraźnie. Wszystkie te elementy uwiarygadniają całość i we mnie powodowały jeszcze większe napięcie.
Wiele scen przyprawia o ciarki na plecach, gdy czyta się o takich niezmożonych nadprzyrodzonych siłach niszczących życie spokojnej, dobrej kobiety. Pełno zwrotów akcji, tajemnic, mroku i niepokoju. Klimat znakomicie zbudowany, fajne pomysły na stopniowanie napięcia. Dobrze skonstruowane dialogi, wyraziste postacie z mocnym rysem psychologicznym. Świetnie pokazana współczesna obyczajowość i realia zycia w małym mieście.
Mocna, dobra rzecz, ale mniej odporni niech nie czytają wieczorem.
Lubicie horrory? Ja owszem, oczywiście bez przesady i z umiarem, od czasu do czasu. Dotąd nie czytałam jednak żadnej pozycji Jolanty Bartoś. Chyba będę musiała te braki uzupełnić, bo książka przypadła mi do gustu. Niestety, zresztą słusznie, nie dałam rady jej czytać przed snem, kiedy mam najwięcej czasu, więc czytałam w porze poobiedniej i wierzcie mi, wcale nie było mniej...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-11
W końcu znów mogę dodać post. Po dwunastu dniach mam za sobą kolejną książkę. Dopiero po dwunastu, a to rzadkie u mnie. W pierwszym tygodniu listopada zawsze jestem przytłoczona pracą. Oprócz tradycyjnych obowiązków nauczyciela i wychowawcy przeistaczam się w reżysera, producenta i kierownika artystycznego w jednym. Akademia z okazji Święta Niepodległości jest stałym i ważnym punktem każdego szkolnego kalendarza. To spore obciążenie czasowe i organizacyjne, że o emocjonalnym nie wspomnę. Wszystko udało się jednak w tym roku nadzwyczaj dobrze, a akademię czwartkową uważam za jedną z moich najlepszych w dwudziestopięcioletniej karierze zawodowej. Cóż, historycy w szkole tak mają. Kiedy zatem to, co zaplanowałam w scenariuszu zostało powiedziane, wyrecytowane, wyśpiewane i wygrane przez naszą zdolną młodzież ja od czwartkowego popołudnia mogłam wreszcie osiagnąć równowagę, złapać oddech i dokończyć powieść rozpoczętą w poprzednim tygodniu.
Koleżanka, dzięki której systematycznie jestem zaopatrywana w lektury, czyli nasza szkolna bibliotekarka, wręczyła mi na początku listopada Kinga. Tak dawno go nie czytałam! Do tego nazwiska nie trzeba nikogo zachęcać. Przyznaję ze wstydem, że Lśnienia nie czytałam, chociaż ekranizację z demonicznym i magnetyzującym Jackiem Nicholsonem oglądam kilka razy. Nie wydaje mi się jednak, żeby, skądinąd mistrzowski, film Kubricka oddał całość głębi tej powieści.
Horror wszechczasów to słuszna opinia. Kumulacja wszystkich możliwych dziwów i okropieństw. Izolacja, nadprzyrodzone, telepatyczne zdolności, duchy, ożywanie materii nieożywionej, paranoiczne wizje, w końcu szaleństwo i obłęd. Wielowątkowa i rozbudowana fabuła. Według mnie miejscami trochę przegadana, ale spójna i trzymająca w napięciu do samego końca. Klimat tak gęsty, że można kroić go nożem, postacie żywe i z tamtego świata jednakowo realistyczne.
Jest w Lśnieniu także motyw przemocy w rodzinie i wyżywania się na żonie i dzieciach, a wobec takich tematów nigdy nie umiem przejść obojętnie. Kingowi wyszedł on rewelacyjnie. Nawet w tym wątku wieje grozą i przerażeniem. Owładnięty szaleństwem Jack, czyhający na życie żony i syna, usprawiedliwiając agresję i ataki furii swego ojca tak wspomina małżeństwo swoich rodziców: “Umysłowo i duchowo martwa, jego matka trwała przykuta do ojca małżeństwem. A tata starał się czynić, co należy, gdy tak wlókł jej gnijące zwłoki przez życie” (s.438) .
Tłumaczenie jedynie było nieco denerwujące i paradoksalnie wywoływało u mnie salwy śmiechu. Bo cóż to znaczy, że matka Jacka Torrance’a była “kobietą o nieokreślonym wyglądzie”, a “Wendy w pończochach pognała korytarzem” albo “siedziała w za miękko wyściełanym fotelu”?
W końcu znów mogę dodać post. Po dwunastu dniach mam za sobą kolejną książkę. Dopiero po dwunastu, a to rzadkie u mnie. W pierwszym tygodniu listopada zawsze jestem przytłoczona pracą. Oprócz tradycyjnych obowiązków nauczyciela i wychowawcy przeistaczam się w reżysera, producenta i kierownika artystycznego w jednym. Akademia z okazji Święta Niepodległości jest stałym i...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-15
Mroczny Las koło Rogoźnicy - kwintesencja odwiecznego zła. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do lasu, może być ona nawet w pięknych jesiennych barwach, ale nie słychać tu ptaków, nawet szumu wiatru, panuje niczym niezmącona złowieszcza cisza, a wy odczuwacie OBECNOŚĆ nieznanych sił, na pewno pochodzących z otchłani piekielnych. Słychać dziwne gwizdy, widać czarne zjawy ukryte w gałęziach drzew. Zło panoszyło się tam od zawsze. Miejscowa ludność unika tego terenu jak ognia. Kilku odważyło się wejść, ale skutek był opłakany. W dawnych czasach rozprawiano się tam z kobietami, powszechnie uznanymi za czarownice, potem przez wiele lat towarzyszyła mu zła sława związana z pobliskim obozem Gross-Rosen, którego przedstawiać nie trzeba, a w końcu po wojnie ginęły tam co jakiś czas dzieci. To wielowiekowe cmentarzysko, przesiąknięte klimatem grozy i odwiecznych ludzkich lęków.
To w tym lesie, w starym opuszczonym i zapomnianym przez Boga i ludzi domostwie, mieszka Stary Dziad. Podaje się za Austriaka, a w rzeczywistości jest ostatnim komendantem obozu w Gross-Rosen (to również fikcja literacka, ale mocno uwiarygodniona) - katem i oprawcą, chorobliwym sadystą, który mordował z zimną krwią kobiety i dzieci. Cień dramatycznych wydarzeń z drugiej wojny światowej, przywoływanych kilkakrotnie w powieści, potęguje niesamowitości.
Historia, która wydarza się w Mrocznym Lesie mrozi krew w żyłach. To znakomity horror, którego wymowę podnosi fakt, że bohaterami doświadczającymi zła są nastolatki. To czterech dwunastoletnich chłopców - paczka małolatów, znających okolicę jak własną kieszeń, która w pewne słoneczne wakacje postanawia zgłębić tajemnice mroku organizując ryzykowny zakład. Uruchomią siły i odkryją sekrety, których nigdy nie powinni znać. Do czego ich to doprowadzi, jakich niesamowitych i traumatycznych przeżyć w walce o życie doświadczą, nie zdradzę.
Gratuluję autorowi pomysłu, świetnej lokalizacji wydarzeń, znakomitego języka, plastycznych opisów i umiejętnego stopniowania grozy. Powieść stawia trudne pytania: czy człowiek rodzi się zły nosząc bestialstwo w genach, czy też zło budzą w nim okoliczności życiowe i los i czy nie potrafi wydobyć z siebie dobra?
Macie odwagę wkroczyć w świat przesiąknięty złem w wielu wymiarach? To prawdziwy rollercoaster, przygotujcie się.
Gorąco zapraszam już teraz, bo treść znakomicie pasuje do październikowych wieczorów i dziękuję autorowi za wspaniałą wycieczkę do Mrocznego Lasu, której mi życzy w dedykacji.
Czekam na kolejne pozycje.
Mroczny Las koło Rogoźnicy - kwintesencja odwiecznego zła. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do lasu, może być ona nawet w pięknych jesiennych barwach, ale nie słychać tu ptaków, nawet szumu wiatru, panuje niczym niezmącona złowieszcza cisza, a wy odczuwacie OBECNOŚĆ nieznanych sił, na pewno pochodzących z otchłani piekielnych. Słychać dziwne gwizdy, widać czarne zjawy ukryte...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06-22
Wow! Cóż to była za lektura! Od dawien dawna nie czytałam niczego tak absolutnie pochłaniającego, absorbującego i niepokojącego. Jestem pod wrażeniem umiejętności autorki w budowaniu gęstej, mrocznej atmosfery, kumulowaniu napięcia i strachu. Osaczenie głównej bohaterki – Zuzanny Wilk - zdaje się nie mieć granic.
Nie chodzi tu tylko o fakt, że akcja rozgrywa się na słabo zaludnionej wsi, w wielkim, starym domu na odludziu, blisko lasu, w którym dodatkowo kilkanaście miesięcy temu Zuza przeżyła prawdziwą traumę związaną z tajemniczym zniknięciem swojej siostry. Wielkie tajemnice kryje piwnica domu, a pomagający właścicielom mieszkaniec wsi kręcący się w obejściu, przez swój wygląd i zachowanie przyprawia dziewczynę o ataki paniki. Chodzi jednak głównie o stałych lokatorów tego domu - braci Balickich. Michał jest w Zuzannie na pierwszy rzut oka głęboko zakochany, a Juliusz, chociaż mało rozmowny i niezbyt sympatyczny, okazuje życzliwość i nie wydaje się parze przeszkadzać zaprzątnięty swoim hobby. Czy jednak te wszystkie gesty miłości, sympatii i akceptacji nie mają drugiego dna? Przez sporą część książki nie doszukujemy się żadnych podtekstów, ale z drugiej strony dostajemy równocześnie masę sygnałów, iż niemożliwe i okrutne doświadczenia dotykające młodą poetkę to dzieło misternej intrygi knutej nie gdzie indziej, tylko w jej bliskim otoczeniu. Najpierw zatem głowimy się nad tajemniczymi zniknięciami przedmiotów, niejasnymi powodami powtarzających się systematycznie u Zuzanny napadów gorszego samopoczucia i utraty poczucia rzeczywistości. Fabuła zmusza nas do zastanowienia, czy podawana dziewczynie kawa lub herbata nie zawiera nic ponadto, a także czy ktoś nie ma dostępu do jej haseł na portalach społecznościowych?
Wobec nasilającego się, z każdym dniem pobytu u Balickich, osaczenia, dezorientacji i cierpień psychicznych bohaterki czytelnik nie może pozostać obojętny. Napięcie narasta, dochodzi do coraz bardziej trudnych do wytłumaczenia zdarzeń. Zuzanna ratuje się lekami uspokajającymi i nasennymi, chociaż ich działanie w efekcie jest zgoła odmienne. Trudno jednak poprzestać tylko na współczuciu, bo autorka prowadzi nas tropem przemyśleń Zuzy i autentycznie każe zastanowić się nad jej faktyczną kondycją psychiczną w związku z całą serią przywidzeń i omamów. Konsekwentnie przypomina, że biologiczna matka Zuzanny cierpiała na schizofrenię i popełniła samobójstwo. W kulminacyjnym punkcie książki, kiedy obnażone zostają niektóre gierki Juliusza a Zuzanna odrzuca przygotowaną dla niej kawę, nie ma już mowy o gdybaniu czy snuciu podejrzeń o chorobę psychiczną. Oczywisty staje się fakt, że ktoś wrabia Zuzę. Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna, ale czy rzeczywiście zaangażowani byli w tą brutalną pułapkę tylko Baliccy? Autorka stawia pytania o granice zaufania w kontaktach z innymi, ale także mocno drastyczną diagnozę, że w pragnieniu zemsty i wyrównania rachunków nawet bliska osoba zdolna jest do nieopisanej perfidii.
Czytałam tę książkę z zapartym tchem i nie mogłam się oderwać. Fantastyczny klimat. Atmosfera tajemnicy, grozy, strachu, przejęcia. Wszystko z “użyciem” zaledwie kilku postaci.
Nie do podrobienia. Dla mnie absolutna doskonałość. Czuję, że Pani Sinicka zdominuje moje wakacje😊) Nie traćcie czasu, czytajcie!
Wow! Cóż to była za lektura! Od dawien dawna nie czytałam niczego tak absolutnie pochłaniającego, absorbującego i niepokojącego. Jestem pod wrażeniem umiejętności autorki w budowaniu gęstej, mrocznej atmosfery, kumulowaniu napięcia i strachu. Osaczenie głównej bohaterki – Zuzanny Wilk - zdaje się nie mieć granic.
Nie chodzi tu tylko o fakt, że akcja rozgrywa się na słabo...
2021-09-19
Mistrzowskie połączenie thrillera i powieści obyczajowej - taka zachęta widnieje na okładce książki. Mistrzowskie? Czyżby? Niestety od samego początku daje się odczuć niuanse dwu stylów pisarskich. Wprawdzie fabuła dość zręcznie to minimalizuje, ale kto ma za sobą książki Witkiewicz i Dardy od razu wskaże, co kto pisał.
Przez ponad trzysta stron dominuje lekki, niewymagający, miejscami, rzekłabym, infantylny styl taniego romansu. Interpretacja wydarzeń w wykonaniu głównej bohaterki przypomina mi poczynania niedoświadczonego dziewczęcia, które dopiero uczy się relacji z mężczyznami. To nie jest mężatka z kilkuletnim stażem, kobieta po trzydziestce i po przejściach...W dodatku trudno ocenić, czy Monika w końcu ograniczała się rano tylko do wypicia kawy, czy jadła pełne śniadania...Takie smaczki niekonsekwencji pisarskiej, albo zbyt szybkiego tworzenia tekstu dostrzegłam ( to tylko na marginesie, ale wpływa na ogólny odbiór książki).
Darda wkracza jedynie miejscami i chociaż chce być dobry i straszny jakoś tego nie widać, aż do ostatnich stu stron książki. Stworzył kilka, zaledwie kilka wartościowych z punktu widzenia jego gatunku, scen. Szkoda. W "Domu na Wyrębach" było o niebo lepiej. Chociaż klimat grozy udało się stworzyć najlepiej poprzez postać topielicy na Pomarliskich Błetach, to jest go tu zbyt mało.
Sama "wędrówka dusz" (a nawet ciał) Piotra w Łukaszu, czy Hani w Annie nie wzbudziła mego entuzjazmu, a jeśli miała wywołać ciarki na plecach, to niestety także nie wypaliło. Bardziej interesujący wydał się psychopatyczny morderca Jerzy Zawiślak, ale żałuję niezmiernie, że nie osaczył go mimo wszystko wymiar sprawiedliwości.. Nie wiem, czy dosięgnie go w drugim tomie, ale liczę na to.
Witkiewicz i Darda niestety nie sprawili się po mistrzowsku. Może byłoby lepiej gdyby powstały dwie osobne książki. Wtedy fani Witkiewicz dostaliby przeuroczy romans ze zdradą na kaszubskim odludziu, a fani Dardy soczysty horror z topielicami i wyrafinowanymi morderstwami. Ten duet to jednak nie to.
Ale drugi tom czeka. Nie wiem, czy to będzie powtórka z rozrywki, czy może jednak jakiś progres...6 gwiazdek to maksymalna nota. Gwiazdkę dodaję za umiejscowienie fabuły na Kaszubach, gdzie miałam okazję bywać i mile wspominam.
Mistrzowskie połączenie thrillera i powieści obyczajowej - taka zachęta widnieje na okładce książki. Mistrzowskie? Czyżby? Niestety od samego początku daje się odczuć niuanse dwu stylów pisarskich. Wprawdzie fabuła dość zręcznie to minimalizuje, ale kto ma za sobą książki Witkiewicz i Dardy od razu wskaże, co kto pisał.
Przez ponad trzysta stron dominuje lekki,...
2021-08-17
Wakacyjnej przygody z nowelami Poe'go ciąg dalszy.
Tym razem mamy taką sobie makabreskę - trochę horroru, trochę humoru. Dzisiaj ten utwór nikogo już nie przerazi, ale uśmiech na twarzy pewnie wywoła. W końcu mamy tu dwóch nieźle wstawionych marynarzy, którzy nie uregulowawszy rachunku w karczmie, uciekając, trafili do zamkniętej dzielnicy opanowanej niegdyś przez dżumę. A tam..cóż. Zobaczyli postacie nie z tego świata.
Przesłania czy jakiejś puenty z tej noweli nie wyczytałam. Naturalnie oprócz uniwersalnej wskazówki dla pijaków, by uważali dokąd nogi ich prowadzą.
Ci, którzy cenią autora za specyficzny klimat na pewno go znajdą, niemniej to nie jest prima sort możliwości Poe'go na pewno.
Wakacyjnej przygody z nowelami Poe'go ciąg dalszy.
Tym razem mamy taką sobie makabreskę - trochę horroru, trochę humoru. Dzisiaj ten utwór nikogo już nie przerazi, ale uśmiech na twarzy pewnie wywoła. W końcu mamy tu dwóch nieźle wstawionych marynarzy, którzy nie uregulowawszy rachunku w karczmie, uciekając, trafili do zamkniętej dzielnicy opanowanej niegdyś przez dżumę. A...
2021-08-14
W tej noweli, opublikowanej w 1833 roku, jest i fantastyka i groza, czyli dokładnie to, czego należy się u Poe'go spodziewać. Narrator, opisujący siebie jako człowieka wykształconego, wolnego od przesądów, kierującego się racjonalnym myśleniem, wyrusza w podróż morską z Batawii, na wyspie Jawa (dzisiejsza Dżakarta).
Fatalna pogoda, burza i wiatr niszczą statek, a życie ratuje tylko on i szwedzki towarzysz podróży. Wkrótce i Szwed rozstaje się z życiem, zaś narratora fale rzucają na zupełnie inny statek. Dziwny i niezbadany, który wprawdzie wraz z załogą istnieje, bo narrator odbiera go wszystkimi zmysłami, ale tkwi w letargu i nie pokazuje wielu oznak aktywności. Marynarze - wiekowi starcy snujący się po pokładzie, nieświadomi pojawienia się przybysza. Kapitan, zamknięty w swej kajucie i otoczony starożytnymi mapami.Wszyscy porozumiewają się w kompletnie nierozpoznawalnym języku...
Od razu przyszedł mi na myśl Latający Holender, a przed oczami stanęły kadry z Piratów z Karaibów.. O ile film przygodowy kusi dobrą grą, znakomitą charakteryzacją i świetnymi krajobrazami, to nowela Poe'go ma w sobie wszystko, co u pisarza najlepsze: żywioły natury budzą strach, nawiedzony (?) statek grozę, a wszystko spaja tajemnica nie do odgadnięcia... Jedynie zakończenie wydało mi się mniej spektakularne i niejednoznaczne, dlatego oceniam utwór nieco niżej.
Klimatycznie i majestatycznie, w sam raz na wakacje.
Polecam.
W tej noweli, opublikowanej w 1833 roku, jest i fantastyka i groza, czyli dokładnie to, czego należy się u Poe'go spodziewać. Narrator, opisujący siebie jako człowieka wykształconego, wolnego od przesądów, kierującego się racjonalnym myśleniem, wyrusza w podróż morską z Batawii, na wyspie Jawa (dzisiejsza Dżakarta).
Fatalna pogoda, burza i wiatr niszczą statek, a życie...
2020-04-29
Krótkie opowiadanie, liczące 19 stron, w przekładzie Bolesława Leśmiana, wydane przez Wydawnictwo Fundacja Festina Lente w 2013 roku. Wypatrzyłam go pośród innych na www.chmuraczytania.pl
No cóż, przeczytałam wszystko z bibliotek: miejskiej i mojej szkolnej, zajęłam się biblioteczką domową, ale w niej mam tylko literaturę naukową i popularnonaukową: historię polską, historię powszechną, jeszcze raz historię regionalną, a w końcu klasykę.
"Z braku laku" zwróciłam więc oczy ku e-bookom, chociaż ten wyraz zupełnie mi nie pasuje. Wolę napisać, że przeczytałam książkę w wersji PDF:))
Opowieść zaiste jest "wielce dziwna i wielce skądinąd poufna" - jak czytamy na początku utworu. Narrator wtajemnicza nas w osobiście przeżytą historię, tuż przed czekającą go egzekucją. Historię, w której napięcie stopniowo narasta, aż w końcu doprowadza bohatera do jego unicestwienia.
Co doprowadziło go na szafot? Czy to faktycznie ten przymilny, towarzyski nadzwyczaj, tytułowy czarny kot o imieniu Pluton? Czy - jak chciała żona bohatera - czarownica, która w nim drzemała?
I tu docieramy do sedna. Bo niewinny kociak jest tylko pretekstem do usprawiedliwienia coraz bardziej ohydnych postępków bohatera. Od przemocy wobec żony, notorycznego pijaństwa, poprzez oślepienie a potem powieszenie nieszczęsnego kota bohater osiąga szczyt swoich możliwości: morduje żonę i zamurowywuje jej ciało w piwnicy.
Ile trzeba mieć talentu, by na 19 stronach zmieścić tyle zła i grozy. By tak świetnie odtworzyć postępujące szaleństwo alkoholika. To znakomite studium psychologiczne.
Alkoholik musi mieć wytłumaczenie swoich ekscesów i zawsze znajdzie kozła ofiarnego. W końcu, i tu trochę feminizmem trącę, nie tylko kobieta była zła.
"Bo to czarny kot był zły".
Doskonała rzecz, chociaż myszką trąci w stylu.
Krótkie opowiadanie, liczące 19 stron, w przekładzie Bolesława Leśmiana, wydane przez Wydawnictwo Fundacja Festina Lente w 2013 roku. Wypatrzyłam go pośród innych na www.chmuraczytania.pl
No cóż, przeczytałam wszystko z bibliotek: miejskiej i mojej szkolnej, zajęłam się biblioteczką domową, ale w niej mam tylko literaturę naukową i popularnonaukową: historię polską,...
2020-07-19
Stefan Grabiński (1887-1936) polski pisarz, jeden z pionierów literatury fantastycznej i twórca horroru "kolejowego"; nazywany często polskim Edgarem Allanem Poe. Ukończył literaturę polską i filologię klasyczną na Uniwersytecie Lwowskim. Pracował jako nauczyciel literatury we Lwowie i w Przemyślu.
Opowiadanie sprzed ponad stu lat (pierwsze wydanie w 1919 roku), ale dla wielbicieli grozy na pewno nadal atrakcyjne. Niesamowite przypadki pasażerów pociągu, który wpadł na tytułowy ślepy tor budzą niedowierzanie i ogromny niepokój. Styl i język tylko w niewielkim zakresie trąci myszką. Klasyka w mistrzowskim wydaniu.
Stefan Grabiński (1887-1936) polski pisarz, jeden z pionierów literatury fantastycznej i twórca horroru "kolejowego"; nazywany często polskim Edgarem Allanem Poe. Ukończył literaturę polską i filologię klasyczną na Uniwersytecie Lwowskim. Pracował jako nauczyciel literatury we Lwowie i w Przemyślu.
Opowiadanie sprzed ponad stu lat (pierwsze wydanie w 1919 roku), ale dla...
2020-12-05
Ale trafiłam. Szukałam Orbitowskiego, bo po "Kulcie " i "Innej duszy" stał się moim literackim idolem. Więc w katalogu bibliotecznym wyszukałam go, a jakże. I okazało się, że otrzymałam Orbitowskiego w jednym opowiadaniu na jedenaście. "Bo "Halloween" to zbiór opowiadań z gatunku horroru oscylujących tematyką wokół śmierci, duchów, halloweenowych cukierków i psikusów. Nie brakło także konotacji do aktualnych klimatów polskiej rzeczywistości przesiąkniętych narodowym katolicyzmem, nacjonalizmem i fanatyzmem religijnym.
Nie powiem - opowiadanie "Dobry człowiek" Orbitowskiego było niezłe w formie i treści. Ale odkryłam przy tej okazji znakomite pióra, tworzące doskonały klimat horroru i grozy. Żadnego przyznaję nie czytałam, bo też i nie trafiłam dotąd na nic ze współczesnego polskiego horroru. Wśród nich Magdalena Maria Kałużyńska "Cukierek albo psikus, psikus albo śmierć" oraz Krzysztof Maciejewski "Druidzi z Bełchatowa" (tym opowiadaniom daję całe 10 gwiazdek). Nie omieszkam poszukać tych nazwisk w bibliotece.
Pozostałe są dobre, chociaż niektóre może zbyt trudne w odbiorze i zbyt wydumane. W kilku nie brakło sporej dawki ironii i sarkazmu, przez co czytało się znakomicie i z satysfakcją. Wielbicielom grozy polecam.
Ale trafiłam. Szukałam Orbitowskiego, bo po "Kulcie " i "Innej duszy" stał się moim literackim idolem. Więc w katalogu bibliotecznym wyszukałam go, a jakże. I okazało się, że otrzymałam Orbitowskiego w jednym opowiadaniu na jedenaście. "Bo "Halloween" to zbiór opowiadań z gatunku horroru oscylujących tematyką wokół śmierci, duchów, halloweenowych cukierków i psikusów. Nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-21
W tym roku na chmuraczytania.pl poznałam opowiadanie "Czarny kot" Edgara Allana Poe. Spodobała mi się ciekawie poprowadzona fabuła, stopniowane napięcie i tragiczny finał. Niedawno ktoś ze znajomych na LC zamieścił zachęcającą recenzję opowiadania "Zagłada domu Usherów" opublikowanego na stronie wolnelektury.pl. W końcu dzisiaj przyszedł czas, by je docenić.
Nie zawiodłam się. Autor buduje niesamowity klimat grozy. Wszystko się na niego składa: umiejscowienie i otoczenie starego zamczyska, wystrój komnat, a przede wszystkim przypadłości zdrowotne lokatorów - ostatnich reprezentantów starożytnego rodu Usherów - bliźniąt Magdaleny i Rodericka. Na wskroś romantyczne i gotyckie opowiadanie ma podobny schemat jak "Czarny kot" - groza narasta stopniowo, aż do tytułowej finalnej zagłady.
Pytanie: skoro rodzina Usherów rozwijała się tylko w linii prostej, czyż dolegliwości zdrowotne bliźniąt nie były spowodowane wielopokoleniowym kazirodztwem?
Dobra, mocna rzecz, chociaż kwiecisty, "barokowy" język i nieco zbyt długie opisy mogą niektórych odstręczać.
W tym roku na chmuraczytania.pl poznałam opowiadanie "Czarny kot" Edgara Allana Poe. Spodobała mi się ciekawie poprowadzona fabuła, stopniowane napięcie i tragiczny finał. Niedawno ktoś ze znajomych na LC zamieścił zachęcającą recenzję opowiadania "Zagłada domu Usherów" opublikowanego na stronie wolnelektury.pl. W końcu dzisiaj przyszedł czas, by je docenić.
Nie zawiodłam...
2021-07-26
W tamtym roku zachwyciły mnie dwa opowiadania autora: "Czarny kot" i "Zagłada domu Usherów". Korzystając teraz z większej ilości wolnego czasu, postanowiłam wrócić do tych niewielkich rozmiarem, ale dających ogrom emocji, utworów.
Przedmiotem tego opowiadania jest mocniejsza rzecz - magnetyzm "in articulo mortis". Hipnoza w momencie śmierci. Któż inny wymyśliłby taki temat niż mistrz Edgar Allan Poe, nauczyciel kolejnych pokoleń autorów fantastyki i grozy w jednym. Stopniowe narastanie napięcia i efektowne zakończenie, które dzisiaj, czytelnika zaprawionego w horrorach pisanych i zekranizowanych, zapewne już nie przestraszy, ale mocno poruszy. W 1845 roku, w momencie premiery, musiało jednak wywołać szok. I słusznie. Wartość lektury podnosi niewątpliwie doskonałe tłumaczenie Bolesława Leśmiana.
Wielbicielom klasyki polecam.
W tamtym roku zachwyciły mnie dwa opowiadania autora: "Czarny kot" i "Zagłada domu Usherów". Korzystając teraz z większej ilości wolnego czasu, postanowiłam wrócić do tych niewielkich rozmiarem, ale dających ogrom emocji, utworów.
Przedmiotem tego opowiadania jest mocniejsza rzecz - magnetyzm "in articulo mortis". Hipnoza w momencie śmierci. Któż inny wymyśliłby taki...
2021-07-27
Danse macabre w najlepszym wydaniu. Gotycki klasyk mistrza brutalnie uświadamiający czytelnikowi ponadczasowe "memento mori". Wybitna proza w równie doskonałym tłumaczeniu Leśmiana.
Śmierć dosięgła księcia Prospero, mimo jego olbrzymiego majątku, mimo możliwości ucieczki do odległego zamku, mimo odizolowania się spiżowym murem. Nie uwolnił się od niej żadnymi środkami, nie powstrzymał wysokim urodzeniem, posiadanym bogactwem, przepychem wnętrz, podziwem i wdzięcznością swych poddanych, którym zgotował wielodniowe uczty i hulanki, by odegnać (na chwilę, czy na zawsze?) nieuniknione.
Śmierć przyszła niespodzianie, "jak złodziej nocny", pokonała wszystkie trudności, przyoblekła się w maskę udając jednego z gości w najlepszym momencie balu maskowego. Księciu w tych ostatnich chwilach towarzyszył najpierw strach, potem wstręt, a na końcu gniew, kiedy poczuł, że patrzą na niego poddani. Ale to wszystko daremne. Kiedy już nikt na zamku nie dawał znaku życia "Śmierć Szkarłatna rozpostarła wszędy swą władzę nieograniczoną".
Nieważne, czy to dżuma, jak chce Poe, czy inna przyczyna śmierci, nikt z nią nie wygrał. I nadal nie wygrywa. Mocna rzecz, zmuszająca do refleksji. Zwłaszcza teraz, w dobie pandemii.
Danse macabre w najlepszym wydaniu. Gotycki klasyk mistrza brutalnie uświadamiający czytelnikowi ponadczasowe "memento mori". Wybitna proza w równie doskonałym tłumaczeniu Leśmiana.
Śmierć dosięgła księcia Prospero, mimo jego olbrzymiego majątku, mimo możliwości ucieczki do odległego zamku, mimo odizolowania się spiżowym murem. Nie uwolnił się od niej żadnymi środkami, nie...
2021-07-28
"Nikt mnie nie obrazi bezkarnie".
Potrzeba odwzajemnienia doznanego upokorzenia, obelgi czy zniewagi jest u ludzi stara jak świat. Czasem chęć unicestwienia wroga jest tak wielka, że przeradza się w obsesję, a morderstwo planowane jest latami. To świetna inspiracja do napisania powieści kryminalnej. Iluż to autorów kryminałów i thrillerów stworzyło dotąd historie morderstw z powodu zemsty? Bez liku. Ich powieści zapewne niosą większy lub mniejszy ładunek emocji, ale zwykle, jak to bywa, nawet w najbardziej pokręconej sprawie morderca zostaje ujęty, choćby śledztwo miało trwać wiele lat. Poza tym lektury takie liczą sobie setki stron.
Tu na niespełna pięciu stronach mistrz Poe prezentuje historię doskonałej zemsty. Naświetla powody i genialne wręcz okoliczności wprowadzenia jej w życie. Jak to u autora bywa, napięcie stopniowo rośnie, scenografia jest coraz bardziej zatrważająca, bo zamkowe katakumby, w których rzecz się dzieje, coraz ciemniejsze i wilgotniejsze, aż do końcowego finału, w którym ofiara na wieki wieków "spoczęła w pokoju". Tu nie ma miejsca na kryminał, bo śledztwa nie będzie, a jeśli nawet, to odkrycie zamurowanego w podziemiach człowieka wymaga raczej stuleci, aniżeli lat, a próby jego identyfikacji będą bardziej niż żmudne.
To znakomity horror, aczkolwiek, na tle innych, wydał mi się, mimo wszystko, mało klimatyczny. W roku 1846, w momencie premiery, była to jednak zapewne bardzo emocjonująca pozycja.
"Nikt mnie nie obrazi bezkarnie".
Potrzeba odwzajemnienia doznanego upokorzenia, obelgi czy zniewagi jest u ludzi stara jak świat. Czasem chęć unicestwienia wroga jest tak wielka, że przeradza się w obsesję, a morderstwo planowane jest latami. To świetna inspiracja do napisania powieści kryminalnej. Iluż to autorów kryminałów i thrillerów stworzyło dotąd historie morderstw...
2016-07-11
Nie czytałam wcześniej żadnej pozycji tego autora i nastawiałam się na lekki kryminał, sądząc po wielkości książki i grafice strony tytułowej. Rzeczywiście pierwsze rozdziały zapowiadały się świetnie - porwany statek, morderstwo kobiety, a wszystko dokonane w bardzo dziwnych okolicznościach...Potem okazało się,że to jakieś wymyślne eksperymenty naukowe - produkowanie "wiecznych" ludzi, ich błyskawiczne postarzanie, wyłączanie grawitacji ziemskiej. Zagadka rozwiązywana przez samego podejrzanego, wędrówka przez jego mrożące krew w żyłach laboratorium. W efekcie mamy książkę fantastyczną, chwilami kryminalną, a chwilami całkiem dobry horror. Mimo wszystko czyta się szybko i lekko. Nie unikniemy jednak refleksji nad sensem badań naukowych i płynących z tego konsekwencji dla ludzkości.
Nie czytałam wcześniej żadnej pozycji tego autora i nastawiałam się na lekki kryminał, sądząc po wielkości książki i grafice strony tytułowej. Rzeczywiście pierwsze rozdziały zapowiadały się świetnie - porwany statek, morderstwo kobiety, a wszystko dokonane w bardzo dziwnych okolicznościach...Potem okazało się,że to jakieś wymyślne eksperymenty naukowe - produkowanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02
Rewelacja. Nie tylko dla wielbicieli horrorów. Wielki dom i ogród, guwernantka i nawiedzone(?) dzieci. Klimat straszny. Akcja wartka, sytuacje wytrącające z równowagi. Filmu nie oglądałam, ale już się boję.Genialne opisy stanu ducha nauczycielki. Mistrzostwo.
Rewelacja. Nie tylko dla wielbicieli horrorów. Wielki dom i ogród, guwernantka i nawiedzone(?) dzieci. Klimat straszny. Akcja wartka, sytuacje wytrącające z równowagi. Filmu nie oglądałam, ale już się boję.Genialne opisy stanu ducha nauczycielki. Mistrzostwo.
Pokaż mimo to
Że Remigiusz Mróz pisze kryminały i współczesne i retro wiem, bo kilka przeczytałam. Że jest nadzwyczaj płodny także mi wiadomo. W 2017 wydał 7 powieści. I jedną z nich jest Czarna Madonna. Spodziewałam się zatem kryminału. Co dostałam? Powieść grozy o bardzo szerokim spektrum tematów. Miałam wrażenie, że to jakiś zlepek cytatów z Biblii, fragmentów obrzędów odprawianych przez egzorcystów, artykułów prasowych o wypadkach lotniczych, wreszcie literatury demaskującej błędy Kościoła rzymskiego. Czego tu nie ma! Od wypadku lotniczego, przez opętanie, proroctwa Sądu Ostatecznego, pojawienie się jakiegoś Istniejącego
(Nowy Mesjasz czy Antychryst, długo trzeba było czekać na odpowiedź) wreszcie wcielanie się jednej duszy(?) w kilkanaście różnych ciał. Nie chcę drażnić fanów Mroza, ale moim zdaniem jedno słowo zastąpi całość tej lektury: bełkot. Sorry.
Co mi dała ta lektura? Żadnej rozrywki, żadnych pozytywnych wrażeń, żadnej refleksji. Może kilka ciarek na plecach i obrzydzenie. Potworne obrzydzenie.
Tą pozycją Mróz zdecydowanie odrzucił mnie od swoich książek na długo.
Jeszcze raz sorry w kierunku entuzjastów pisarza.
Że Remigiusz Mróz pisze kryminały i współczesne i retro wiem, bo kilka przeczytałam. Że jest nadzwyczaj płodny także mi wiadomo. W 2017 wydał 7 powieści. I jedną z nich jest Czarna Madonna. Spodziewałam się zatem kryminału. Co dostałam? Powieść grozy o bardzo szerokim spektrum tematów. Miałam wrażenie, że to jakiś zlepek cytatów z Biblii, fragmentów obrzędów odprawianych...
więcej mniej Pokaż mimo to
I co z tego, że ta wiktoriańska powieść ma już 160 lat, że nikt już nie pisze tak wzniośle, tak górnolotnie i składniowo w całkiem niedzisiejszy sposób, skoro przez dwie trzecie powieści serce w człowieku dosłownie zamiera ze strachu.
A mimo tego nie sposób tej opowieści porzucić, bo los biednej Maud Ruthyn z Knowl wyzwala w nas tyle emocji, tyle współczucia i tyle niepokoju, że gorączkowo wyczekujemy zakończenia, bo musimy sprawdzić jaki finał miały jej, przyprawiające o dreszcze, potyczki z diabolicznym stryjem Silasem.
To jedna z takich książek, które mało dają wytchnienia, tak są absorbujące. Może tych kilka scen z towarzyskich herbatek i spacerów, a może urokliwe opisy angielskich krajobrazów nieco rozładowują napięcie, ale poza tym na pięciuset stronach dominuje mrok, tajemnica i horror.
Stare angielskie dworzyszcza, pełne ciemnych amfilad i korytarzy, opuszczonych pokoi i tajemnych przejść, oświetlane jedynie nikłym światłem świec (rzecz dzieje się w latach 1844-1845), a w nich tyleż odpychających, i wyglądem, i charakterem, postaci to niewątpliwie wystarczająca mieszanka. Do tego intrygi, knowania, morderstwa i wszechogarniające poczucie czystego zła.
Niewątpliwie w swoim gatunku “Stryj Silas” to powieść najwyższych lotów, a autor dał znakomity popis swego krasomówstwa, kreacji bohaterów i budowania klimatu grozy. Nie oczekujcie jednak historii z użyciem mechanicznych pił, dekapitacji, krwawych tortur i innych historii wypełniających współczesne kryminały. Tu mamy starą, gotycką scenerię, podsycaną opowieściami o duchach, fałszywych, podstępnych ludzi i chytre plany pozbycia się niewygodnych osób.
Jakże się cieszę, że mam akurat ferie zimowe i mogę poświęcić się książkom, które czekały na swą kolej od miesięcy. Bo ta akurat nabyta jesienią, z uwagi na objętość, wymagała większej ilości czasu. Ale było warto!
Klasyka w najlepszym wydaniu. Jednakowoż nie radzę czytać przed snem, bo wiele scen i postaci może wywołać koszmary senne. Serio!
Znalazłam starą, czarno-białą ekranizację tej powieści w internecie. Ciekawa jestem, czy film odda w pełni wszystkie walory powieści.
Na tej jednej pozycji autora na pewno nie poprzestanę.
I co z tego, że ta wiktoriańska powieść ma już 160 lat, że nikt już nie pisze tak wzniośle, tak górnolotnie i składniowo w całkiem niedzisiejszy sposób, skoro przez dwie trzecie powieści serce w człowieku dosłownie zamiera ze strachu.
więcej Pokaż mimo toA mimo tego nie sposób tej opowieści porzucić, bo los biednej Maud Ruthyn z Knowl wyzwala w nas tyle emocji, tyle współczucia i tyle...