Wojna makowa Rebecca F. Kuang 7,5
ocenił(a) na 711 godz. temu „Wojna nie rozstrzyga, która strona ma słuszność. Wojna rozstrzyga, która strona przetrwa.”
𝐖𝐎𝐉𝐍𝐀 𝐌𝐀𝐊𝐎𝐖𝐀 jest czymś innym, niż się spodziewałam.
Na wstępie jednak zaznaczę, że mimo chwilowego kryzysu książka mi się podobała. Nie jest to może książka mojego życia albo taka, którą będę polecać każdemu, jednak czas spędzony z nią nie był do końca stracony.
Zacznę może od negatywów, żeby później skupić się wyłącznie na lepszych rzeczach.
Książka jest podzielona na trzy części. O ile pierwszą i trzecią uważam za majstersztyk, tak druga zmęczyła mnie tak bardzo, że na prawdę mocno rozważałam DNF. Narracja trzecioosobowa, której fanką nie jestem także nie sprzyjała, bo momentami była dla mnie zbyt chaotyczna, zbyt rozciągnięta i poświęcająca za dużo uwagi na elementy, które jej nie potrzebowały. Jednak zacisnęłam zęby na pasie własnych bolączek i dzielnie czytałam dalej. I to się opłaciło. Ale wróćmy do początku.
Pierwsza część to zapoznanie nas z Rin i systemem ogólnym świata, w którym żyje. Polubiłam Rin. Polubiłam ją za upór, zuchwałość i pełne zaangażowanie. Zyskała mój szacunek za obronę swoich wartości i honoru tych, którzy sami bronić go nie mogą. Przede wszystkim zaimponowało mi jednak to, że nie chciała sprowadzać całej swojej egzystencji do bycia cieniem jakiegoś mężczyzny.
Rozumiałam ją doskonale. Niechciana, szykanowana, pogardzana. Tania siła robocza, która ma później zostać klaczą rozpłodową i robić to, co powinna kobieta, czyli milczeć. Jednak nie Rin.
Nie Rin, która zagryzała zęby, raniła się, byle nie usnąć nad kolejnymi książkami. Nie Rin, która przeszła ogromną przemianę dzięki nauce i samodyscyplinie. Nie Rin, która wiedziała, że może osiągnąć więcej, niż dać komuś potomstwo. I tak zrobiła.
Pierwsza część to laurka dla przemiany i obudzenia instynktu w każdej z nas, która chce walczyć. Bo dla mnie Rin to właśnie uosobienie uciemiężonej kobiety, która wyrywa się z kajdan i odnajduje własne powołanie. Musiała dokonać wielu trudnych wyborów. Nienawidzono jej i nią gardzono, ze względu na to, jak silna była w obliczu wszelkich niepowodzeń i tego, że na świecie jest sama jak palec.
Drugą część mnie męczyła, ale myślę, że jest to spowodowane moją wiedzą na temat wojen opiumowych i wojny japońsko-chińskiej, o których wiem wiele dzięki Mężowi. To jest główny powód mojego zanudzenia. Dodatkowo mój mózg był przeciążony potwornie trudnymi dla mnie do zapamiętania imionami i miejscami, bo nigdy nic azjatyckiego nie czytałam i mam z tym problem. Jednak staram się puścić drugą część w niepamięć. Dlaczego?
Bo trzecia część to czyta nienawiść, walka na śmierć i życie, gdzie stawka jest najwyższa. Kto jest z toba, a kto przeciwko. Kto jest sojusznikiem, kto wrogiem, a kto tylko robi z ciebie pajaca, bo tak naprawdę to jesteś tylko marną marionetką w jego lub jej dłoniach. Trzecia część to preludium do kontynuacji serii i to właśnie ona zadecydowała o tym, że przeczytam dalsze losy Rin.
Świat był rozbudowany aż za bardzo. Szczegół gonił szczegół i przez to traciłam rezon i spojrzenie na najważniejsze rzeczy w tej książce. Jednak oddaje on klimat Chin i tego jak wyglądał ten kraj pogrążony w stanie wojny. Tego autorce zarzucić nie mogę.
Postaci? Jak już wspomniałam, nie pamiętam ich imion, poza Rin i Altanem (ale jak mi powiecie to wiem o kogo chodzi jakby co XD),ale ich kreacja przebija moją sklerozę. Bo to są naprawdę dobre postaci. Charakterne i wyraziste, każde inne, każde zmotywowane czymś zgoła różnym. Czy mój stosunek do nich się zmieniał z biegiem czasu? Nie. Jeśli gardziłam kimś na początku, gardziłam nim do końca.
I nawet Altan (tak, zgadliście, mój ulubieniec) w całej swojej psychozie i żądzy zemsty, sięgający po, nie oszukujmy się, niekonwencjonalnie rozwiązania, nie stracił w moich oczach. Ba, jego finałowy występ sprawił, że zyskał jeszcze większy szacunek.
W tej książce polityka wylewa się jak rzeka podczas powodzi. Władza i potęga to rozgrywka, w której najsłabsi i najbardziej bezbronni giną. Trzeba się opowiedzieć po jednej ze stron - tych co polegną lub tych, którzy przegrają.
𝐖𝐎𝐉𝐍𝐀 𝐌𝐀𝐊𝐎𝐖𝐀 to nie książka dla każdego. Bywa brutalna, zawiera sporo tematów, które mogą być trudne i bolesne (gwałt, samookaleczanie siebie i narządów rozrodczych, narkomania, tortury i masowe ludobójstwo). Jednak jest to książka o sile i determinacji, o samodyscyplinie i ufaniu swojej intuicji. Książka, która namieszała mi w głowie i zaciekawiła na tyle, że na pewno sięgnę po kontynuację. Nie wiem kiedy, ale na pewno to zrobię.