-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2024-01-27
2022-01-03
"...Czyż nie jest tak, że trzeba popłynąć, pobiec w kierunku światła i sparzyć się - a choćby i spłonąć? Czyż los tego, który płonie, nie jest po stokroć szczęśliwszy od losu tego, który zawsze jest tylko popiołem?..."
Na początku była poezja i gniew. Nadal jest poezja i gniew, ale przyszedł i czas na debiut prozatorski, trudny temat, nowe ujście dla retoryki poetki - pisarki.
Zacznijmy od okładki, czarne tło, żaluzja, która otula i chroni pozornie, i ciało kobiety w pozycji embrionalnej, mocno przytrzymująca kolana rękami. Ciało automatycznie przyjmuje tę pozycję gdy organizm doświadcza traumy psychicznej lub fizycznej. Osiem opowiadań , osiem oskarżeń, osiem krzywd wobec kobiet. Trama, zranienie, uraz, starcie, okaleczenie, obtarcie, uszkodzenie ciała, obrażenie, wstrząs, draśnięcie, otarcie, rana, szok, cięcie, zacięcie, ranka, uszkodzenie, nieszczęście...słowo, które rani i przeszywa niczym sztylet.
Zauważono również, że w ten sposób radzą sobie z napadami paniki osoby cierpiące na zaburzenia lękowe lub przeżywające silny stres.
Obcujemy z bohaterami prozy Fiedorczuk, w świecie przemocy psychicznej i fizycznej, z przyspieszonym kursem dojrzewania, złożonością natury ludzkiej i meandrów, poszukiwania własnej tożsamości i jestestwa, akceptacji i szacunku, odniesienia się do wielokulturowości i przyrody. Silna więź człowieka z naturą, uczenie się obcowania i dbania o dobro i ekologię.
Dojrzałość i empatyczność.
Polecam.
Julia Fiedorczuk urodzona w 1975 roku w Warszawie.
polska poetka, pisarka, tłumaczka i krytyczka literacka, doktor habilitowana, nauczycielka akademicka w Instytucie Anglistyki UW i współtwórczyni (wraz z Filipem Springerem) Szkoły Ekopoetyki przy Instytucie Reportażu, laureatka Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej 2018.
Poetycki debiut "Listopad nad Narwią" (Legnica 2000) nagrodzony przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek. W 2005 została wyróżniona austriacką nagrodą Huberta Burdy za wiersze, które ukazały się w czasopiśmie „Manuskripte” w przekładzie Doreen Daume. Nominacja do Nagrody Literackiej „Nike” 2016 za powieść "Nieważkość". Laureatka Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej 2018 za tom "Psalmy" oraz nominowana za ten tom do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” 2018 w kategorii książka roku. W roku 2021 nominacja do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za powieść "Pod słońcem".
"...Czyż nie jest tak, że trzeba popłynąć, pobiec w kierunku światła i sparzyć się - a choćby i spłonąć? Czyż los tego, który płonie, nie jest po stokroć szczęśliwszy od losu tego, który zawsze jest tylko popiołem?..."
Na początku była poezja i gniew. Nadal jest poezja i gniew, ale przyszedł i czas na debiut prozatorski, trudny temat, nowe ujście dla retoryki poetki -...
2020-09-01
Powieść napisana w 1987 roku i jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z połanieckiej pasterki 1976 roku. Przeczytałam doskonały reportaż Wiesława Łuka "Nie oświadczam się" i ciekawie było poznać inne spojrzenie i perspektywę Romana Bratnego po 11 latach. Tytuł z jedną z najpiękniejszych kolęd bożonarodzeniowych stanowi preludium do mrocznej opowieści umieszczonej pomiędzy Wołaniem a Orszą, takie klimaty Twin Peaks. Gdy zagłebimy się w lekturze, to spotkamy nieszablonowe postaci, które obnażają swoją mroczną naturę, przywary, poznamy tajemnice tubylców ale też kryzys wiary duchownego, przeniesiemy się w odległe czasy wojny z Żydami, Bolszewikami, zło czai się w gęstej zawiesinie zmowy milczenia.
Powieść napisana w 1987 roku i jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z połanieckiej pasterki 1976 roku. Przeczytałam doskonały reportaż Wiesława Łuka "Nie oświadczam się" i ciekawie było poznać inne spojrzenie i perspektywę Romana Bratnego po 11 latach. Tytuł z jedną z najpiękniejszych kolęd bożonarodzeniowych stanowi preludium do mrocznej opowieści umieszczonej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-22
W trakcie trwających wydarzeń związanych z Gdyńską Nagrodą Literacką, Jacek Dehnel na pytanie czytelnika , dlaczego napisał tę książkę, odpowiedział krótko: „a mieszka Pan w Polsce”?
"...Ze skowronkami wstaliśmy do pracy
I spać pójdziemy o wieczornej zorzy,
Ale w grobowcachnmy jeszcze żołdacy
I hufiec Boży.
Bo kto zaufał Chrystusowi Panu
I szedł na święte kraju werbowane,
Ten de profundis z ciemnego kurhanu
Na trąbę wstanie..."
Julisz Słowacki Pieśń konfederatów barskich z dramatu Ksiżdz Marek
"...Słowacki uważał, że ludzkość,cała ludzkość, aby się przeanielić, musi się wprzód spolszczyć.
Polskość była dla niego jakby przedostatnim stopniem drabiny wiodącej ku anielstwu.
Przewidywał - więcej: był pewien - że cała ziemia będzie kiedyś polska, będzie Polską.
Nie wiem, czy tak się stanie, czy nam się uda.
Nie nam zresztą ma się to udać, lecz ludzkości.
A ludzkość się opiera, wzbrania, chyba nie chce.
Myślę jednak często o tej chwili, którą przepowiadał, którą umieszczał w niezbyt dalekiej przyszłości: o tej chwili, kiedy Goethego będzie się tłumaczyć dla Niemców na polski, kiedy Byrona będzie się tłumaczyć dla Anglików na polski..."
Jarosław Marek Rymkiewicz "Juliusz Słowacki pyta o godzinę"
"...W ostatnich chwilach życia, widząc, jak znany im świat kończy się trochę z hukiem, a trochę skomleniem, każde z nich miało wracać do dni s p r z e d: sprzed apokalipsy, sprzed katastrofy, sprzed rapczeru, sprzed przemiany, sprzed triumfu, sprzed Powtórnego Przyjścia, sprzed tego, co określano – tak długo, jak było komu, co określać – wieloma słowami, z których żadne nie przynosiło wyjaśnienia. Drugi marca, o czym nikt z nich wówczas nie wiedział, był z tych dni ostatnim..."
Apokaliptyczny tytuł i wizja książki Dehnela pochodzi z tomu esejów z 2001 roku słynnego zdania Marii Janion "Do Europy tak, ale z naszymi umarłymi".
I na tapetę autor bierze zombie, żywego trupa czy umarlaka z popkultury, który horrorem jest naznaczony. Pojęcie zombi wywodzi się z religii voodoo, oznacza osobę silnie zniewoloną i ślepo lub nieświadomie wykonującą polecenia osoby kontrolującej ją, wpływ środków odurzających. Taki typ zombie był obecny w kulturze od drugiej połowy lat 20. XX wieku do prawie końca lat 60., kiedy to powstał film George’a Romery "Noc żywych trupów", w którym zombie przedstawiano jako nieumarłego: osobę martwą, powstającą z grobu i starającą się zaspokoić żądzę krwi poprzez konsumpcję świeżego ludzkiego mięsa lub mózgu.
Słowo zombie pochodzi od afrykańskiego zumbi i oznacza fetysz w języku kikongo lub od nzambi - bóg w języku kimbundu.William Seabrook pod koniec lat 20. XX wieku w swojej książce "The Magic Island"rozpowszechnił termin.
Doskonała gorzka satyra na polskie społeczeństwo, doskonale sportretowana sytuacja polityczno - ekonomiczno - społeczno - socjologiczna. Kaminica w Krakowie klaustrofobiczno - hermetyczna otwiera przekrój społeczny zaczynając od homoseksualistów, małżeństwo Polki z obcokrajowcem, emeryci, których dzieli wszystko itd...i zamieszkująca nietolerancja.
Historia, króra zatacza koło, przenosi nas "narodowe zrywy", solidaryzowanie się dla wspólnej sprawy, walka o niepodległość, by po 123 latach wrócić na mapę Europy i Świata, by 04.06.1989 obalić komunizm, by upadł Mur w Berlinie, a dzisiaj sytuacja polityczna w tle z koronawirusem w kraju Prawa i Sprawiedliwości...
Antenaci upominają się o Polskę, powstają z grobów, za sprawą Dehnela, który skarlałe społeczeństwo obnaża z przywar, wad i megalomanii naszych rodaków nad innymi nacjami, pakiet z ksenofobią, homofobią, nietolerancją, wykluczeniem, uzurpowanie sobie prawa do jednej religii i wyznania, dyskryminacja wszystkich i wszystkiego, wciąż apelują o naszych odwiecznych wrogach terytorialnych i historycznych : Rosja, Niemcy, a gdy pakiet odwiecznych wrogów wyczerpiemy, to cały świat, zawsze się coś znajdzie...inności nie lubimy, nieakceptujemy.
Intrygujący pomysł na metafizyczne połączenie historii, zombi i Krakowa.
Piękna polszczyzna.
W trakcie trwających wydarzeń związanych z Gdyńską Nagrodą Literacką, Jacek Dehnel na pytanie czytelnika , dlaczego napisał tę książkę, odpowiedział krótko: „a mieszka Pan w Polsce”?
"...Ze skowronkami wstaliśmy do pracy
I spać pójdziemy o wieczornej zorzy,
Ale w grobowcachnmy jeszcze żołdacy
I hufiec Boży.
Bo kto zaufał Chrystusowi Panu
I szedł na...
2019-12-07
Antyutopia (utopia negatywna) – utwór przedstawiający społeczeństwo przyszłości, którego organizacja polega na ograniczaniu wolności jednostki poprzez całkowite podporządkowanie jej systemowi władzy.
Margaret Eleanor „Peggy” Atwood urodzona w 1939 roku w Ottawie. Kanadyjska pisarka, poetka i krytyk literacki, aktywistka społeczna i ekologiczna. Zdobywczyni Nagrody Bookera w 2000 i 2019, laureatka Nagrody Księcia Asturii w 2008, wymieniana wśród kandydatów do literackiej Nagrody Nobla.
Ta książka musiała powstać, stanowi odpowiedź na "Rok 1984" Orwella.
„Lepiej” nigdy nie znaczy lepiej dla wszystkich – mówi. – Zawsze dla niektórych jest gorzej..."
Literatura dyskopijna Atwood stworzyła świat hermetyczno - klaustrofobiczny, ponury, mroczny i ciszą krzyczący do nas. Nieme i obezwładniające nas poczucie kontroli, przeszywający strach i przemoc psycho-fizyczna, sztaby ludzi, którzy trudnią się donoszeniem.
Republika Gilead powstała w północnej części Stanów Zjednoczonych oparte na radykalnych, konserwatywnych i fundamentalnych zasadach ortodoksyjnych.
Przemoc fizyczna i psychiczna staje się narzędziem do podporządkowania sobie kobiet, gdy przyrost naturalny obniża się.
Podręczna nie ma praw, za to wiele obowiązków m.in: modlitwa, raz w miesiącu świadczenie bierne swego ciała "Komendantowi" w celu zapłodnienia, nieumiejętność czytania, porozumienie obrazkowe, ograniczona mowa, noszenie czerwonej suknie, czepka ze skrzydłami, ujednolicenie, skromność, pobożność itd...
Gdy czytam tę książę zalewa mnie fala bezradności, bezsilności, niemocy, złości, chce krzyczeć a z drugiej strony odczuwam paraliż i przeświadczenie, że każdego dnia taka "podręczna" wykonuje misję matki, żony, partnerki, pracownicy w konsumpcyjno - komercyjnej wiosce globalnej mężczyzn, która traktuje kobietę jak automat, robot do wykonywania prac ponad własne siły, ale też do prokreacji i przedłużenia gatunku. Mija 34 lata od wydania książki a antyutopia bezlitośnie i mentalnie zakorzeniła się w naszym świecie.
Antyutopia (utopia negatywna) – utwór przedstawiający społeczeństwo przyszłości, którego organizacja polega na ograniczaniu wolności jednostki poprzez całkowite podporządkowanie jej systemowi władzy.
Margaret Eleanor „Peggy” Atwood urodzona w 1939 roku w Ottawie. Kanadyjska pisarka, poetka i krytyk literacki, aktywistka społeczna i ekologiczna. Zdobywczyni Nagrody Bookera...
2019-12-06
Banalna, niebanalna geometryczna okładka intryguje kolorytem odcieniem kobaltowym, z pozoru chłód i zimno pulsuje ogromnym ładunkiem emocjonalnym, i pytaniem. Dziesięć opowiadań misternie skonstruowanych, które łączy pozornie - niepozorna, zwyczajnie - niezwyczajna, dowartościowana - niedowartościowana bohaterka - nie bohaterka, której od dzieciństwa po dorosłość towarzyszy traumatyczne niemal pytanie, które padło z ust macochy "Za kogo ty się uważasz ?". Poraniona dusza i umysł, skrywane pragnienia, niespełnione ambicje, podskórne niewypowiedziane słowa, nadmiar słów, które skrzywdziły, życzliwość - nieżyczliwość, bez człowieka w tym wszystkim. Krok po kroku odkrywamy elementy układanki, skrawki utkane z życia, które przeplata ciąg chronologiczno - niechronologicznych epizodów, ciąg zdarzeń, sztab jednostek mniej lub bardziej wyrazistych niż nasza bohaterka - nie bohaterka, stąpających na krawędzi życia, by wykazać, że przeźroczystość, jednostajność, przewidywalność prowadzą do półśrodków, które stały się zachowawczym i bezpiecznym sposobem na "przejście" przez życie.
Banalna, niebanalna geometryczna okładka intryguje kolorytem odcieniem kobaltowym, z pozoru chłód i zimno pulsuje ogromnym ładunkiem emocjonalnym, i pytaniem. Dziesięć opowiadań misternie skonstruowanych, które łączy pozornie - niepozorna, zwyczajnie - niezwyczajna, dowartościowana - niedowartościowana bohaterka - nie bohaterka, której od dzieciństwa po dorosłość towarzyszy...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-11
OMG!Chciałoby się powiedzieć, fabuła z ilością wątków i nietuzinkowością "osobowości" bohaterów.
Drugie spotkanie z oryginalna twórczością Ignacego Karpowicza.
Zacznijmy od awangardowej, dwupoziomowej ewolucji - okładki ze skrzypłoczem, szczękoczułkowce, staroraki przeciętej krzyczącym człowiekiem.
Zacznijmy od pierwszych zdań w książce...
"...Maja: wiek 36 lat; waga 52 kg;
wzrost 160 cm; oczy piwne;
orientacja seksualna: hetero ze skłonnościami do dramatu i eksperymentu; orientacja światopoglądowa: depresja; narodowość: w zaniku;
stosunek do ofiar Holocaustu: empatyczny.
Autobus wolno stał w korku i niepoprawnym związku frazeologicznym. Klimatyzacja się popsuła i tłoczyła gorące powietrze przez nawiewy umieszczone nad głowami pasażerów. Maja nawiewów nigdzie nie zaobserwowała; ich obecność była obecnością natury dedukcyjnej, wynikała z lektury nalepek na drzwiach i szybach. ( Pojazd Z klimatyzacją. Nie otwierać okien.) Czerwcowe słońce nagrzewało niemiłosiernie szklane, plastikowe i metalowe elementy autobusu. Ludzie zamieniali się w wymienniki ciepła. Mają siedziała między suchą szybą, a zawilgoconym człowiekiem; siedziała z dużym czarnym workiem wepchniętym między nogi. Odnosiła coraz bardziej natarczywe i coraz bardziej niekomfortowe wrażenie jakiejś pomyłki. Przez pomyłkę wsiadła w nieodpowiednią przestrzeń, do magazyny używanych części zamiennych.
Patrzyła przez szybę na młodą kobietę w drogim aucie. Tam klimatyzacja na pewno nie szwankowała. Nie cierpiała komunikacji publicznej, ludzie bowiem korzystali z autobusów aż do przesady i nigdy w pojedynkę. Wzięłaby taksówkę, gdyby nie fakt wczorajszy (popsuła się pralka) i fakt dzisiejszy (siedem złotych na koncie), a właściwie złożenie ich obu w jedno - w naciąganą, ale jednak prawdę.
Usłyszała kichnięcie. Kichał człowiek obok. Zauważyła, że po kichnięciu kropelki śliny i śluzu rozchodzą się wachlarzowo z ust i nosa. Lub stożkowo, acz sąsiad nie kichał dokładnymi bryłami geometrycznymi. W ogóle to wyglądał na przykład na Czeczena. Maja zarumieniła się, jak zawsze gdy okazywała się rasowo nieuprzejma lub wizualnie uprzedzona..."
Niezwykłość języka, konstrukcja frazeologiczna wychodząca poza przyjęte normy, barwność, transformacja i organoleptyka.
Radosne dzieło Karpowicza wciąga nas w egzystencjalny labirynt, w którym zagubiła się nawet nić Ariadny.
Nieszablonowe, wielopoziomowe postaci w komunikacji międzyludzkiej, międzypokoleniowej, międzyplanetarnej z kryzysem tożsamości.
Nic tu nie jest proste, schematyczne, konserwatywne a wartością nadrzędną epiccy bohaterowie przybliżający fabułę m.in:
Maja (bezrobotna matka i żona), oskarża swojego męża o romans z Ninel (krytyk literacki, wiek po pięćdziesiątce, od dzieciństwa nazywana Kubą i traktowana przez babcię jako chłopiec), ta natomiast wiążę się z bezwłosym Norbertem, którego poznała na konkursie drag queen, na którym była jurorem, bezwłosy Norbert kocha się w Krzysiu, Krzyś kocha się w Andrzeju, Andrzej z kolei jest przyjacielem Marii, po drodze Wietnamczyk trojga imion, Maja romansuje z Frankiem, który jest synem Ninel, która oskarża swojego męża o romans...
Autor porusza kwestie społeczno - polityczno - ekonomiczne.
Wartość rodziny, która niczym patchworki scalają się i oddalają niczym wyspy w naszym społeczeństwie, wielokulturowość i inność znajduje swoje miejsce i ujście dla emocji i potrzeb.
OMG!Chciałoby się powiedzieć, fabuła z ilością wątków i nietuzinkowością "osobowości" bohaterów.
Drugie spotkanie z oryginalna twórczością Ignacego Karpowicza.
Zacznijmy od awangardowej, dwupoziomowej ewolucji - okładki ze skrzypłoczem, szczękoczułkowce, staroraki przeciętej krzyczącym człowiekiem.
Zacznijmy od pierwszych zdań w książce...
"...Maja: wiek 36 lat; waga 52...
2019-03-24
Niebanalny, nietuzinkowy styl Ignacego Karpowicza nasycony humorem, absurdem, groteską i nekrofilia, i przepiękna staropolszczyzna rodem z żywotów świętych.
Zabawa językiem współczesnym z dziwnymi konstrukcjami frazeologicznymi przeplatane z hagiografią, którą skleca nam ojciec - alkoholik w tak rubaszny, finezyjny i barwny dla uszu sposób.
Mikołaj główny bohater dość szybko staje się martwy...co arcyciekawe z temperaturą ciała 36,7 stopni, co lekarz określa, niebywałym przypadkiem chorego nieboszczyka. Co nie zmienia faktu, że akcja toczy się dalej i " nieboszczyk - boszczyk " jest żywy i stał się katalizatorem pomiędzy dwoma światami, i galerią "zagubionych, nieszczęśliwych, skrzywionych, nieudaczników, popaprańców, odszczepieńców" postaci.
Nieboszczyk - boszczyk w stanie "spoczynku" uwodzi i rozkochuje a nawet przyczynia się w CUDowny sposób do poczęcia. Sprawczyni wypadku może złączyć swój los z była dziewczyną nieboszczyka - boszczyka, matki w/ w mogą zmienić postrzeganie świata...CUD mniemany, którego każdy oczekuje od Mikołaja, staje się prześmiewczą satyra na różne zjawiska społeczne i ludzi, impuls i nadzieja, staje się punktem zwrotnym w życiu każdej postaci, każda może coś zmienić, każda może zacząć wszystko od nowa. Czy martwy był Mikołaj czy otaczający go ludzie ?
Czy nieboszczyk - boszczyk w wersji ciepłego trupa musi nam wskazywać drogę na CUD I ŻYCIE...?
Polecam wszystkim, którzy chcą niebanalnie spędzić wieczór i delektować się językiem "żywotów świętych" i zaśmiewać do łez z tych cymesików.
Niebanalny, nietuzinkowy styl Ignacego Karpowicza nasycony humorem, absurdem, groteską i nekrofilia, i przepiękna staropolszczyzna rodem z żywotów świętych.
Zabawa językiem współczesnym z dziwnymi konstrukcjami frazeologicznymi przeplatane z hagiografią, którą skleca nam ojciec - alkoholik w tak rubaszny, finezyjny i barwny dla uszu sposób.
Mikołaj główny bohater dość...
2019-09-15
"...Anna patrzyła mi prosto w oczy. Miała zawsze pogodną buzię dzięki szczególnemu rysunkowi ust, wydawała się wesoła, nawet jeśli wesoła nie była.
Powiedziała: "Pokaż, jak wiążesz sznurówki". Zdałem sobie sprawę, że ona również, chociaż na pozór kpi z brata, stara się za pośrednictwem tej sprawy ze sznurówkami znaleźć dowód na to, że nie jestem tylko jakimś panem, któremu trzeba przypisać rolę ojca, ale kimś więcej. Spytałem: "Chcecie, żebym teraz, tutaj pokazał wam, jak sznuruję buty?". "Chcemy", odpowiedziała Anna. Wyjąłem z buta sznurówkę i zaraz ją na nowo włożyłem. Podciągnąłem dwa końce, skrzyżowałem je, przełożyłem jeden koniec pod drugim, mocno zaciągnąłem. Zatrzymałem się, nie wiedząc co dalej. Po oczach Sandra zobaczyłem, że jest ucieszony, a Anna wyszeptała: "I co dalej?". Chwyciłem pętelkę, zacisnąłem ją na palcach, podsunąłem pod drugi zwisający koniec, znowu zrobiłem pętelkę i zacisnąłem. "Popatrz - powiedziałem do Sandra - tak wiążesz?". "Tak", odpowiedział. A Anna dodała: "To prawda, tylko wy dwaj tak wiążecie buty, muszę się tego od was nauczyć".
Długo jeszcze wiązaliśmy i rozwiązywaliśmy sznurówki moje i Sandra, dopóki Anna, klęcząc przy nas, nie nauczyła się wiązać ich na nasz sposób. Czasami rzucała: "Ale to jest śmieszne, tak wiązać buty". Na koniec Sandro spytał: "Kiedy mnie tego nauczyłeś?". Postanowiłem zdobyć się na szczerość: "Nie sądzę, żebym cię tego nauczył, sam się nauczyłeś, patrząc, jak ja to robię". I od razu, dokładnie od tego momentu, poczułem się tak bardzo winny jak nigdy dotąd.(...)Ale ja dobrze wiedziałem, że to sznurowanie i rozsznurowywanie zbliżyło nas do siebie tak blisko, że nigdy od urodzenia nie byliśmy bliżej.Tak to sobie przynajmniej wyobrażałem i chciałem wierzyć, że tak właśnie było..." str. 135 / 136
"...Zawsze będziesz szedł przed siebie w ten sposób i nigdy nie będziesz taki jakim chciałbyś być, tylko taki, jakim być Ci się przydarzy..."
Tragedia małżeńska w kilku aktach, zawoalowane i zdystansowane postaci i problemy, on, ona i ta trzecia , i dzieci ich". Listy pisane do niego i nigdy nie wysłane, żale i rozgoryczenie, niespełnione ambicje, i młodzi ludzie, którzy szybko biorą ślub, kariera naukowa, dzieci, apodyktyczna żona przejmuje rolę matki, młody mężczyzna pod skrzydłami rodziny...i nagle rewolucja seksualna i pojawia się ta trzecia...Odejście i pierwsza męska decyzja w życiu, kot o ciekawym imieniu Labes, pewne wydarzenia, które otworzą puszkę Pandory ze skrywanymi problemami, depresją, przejęciem ról, niezrozumieniem, powrotami, które nie są już tylko powrotami, zależnością finansową, zależnościami w społeczeństwie włoskim po wojnie...
Nie był to stracony czas.
"...Anna patrzyła mi prosto w oczy. Miała zawsze pogodną buzię dzięki szczególnemu rysunkowi ust, wydawała się wesoła, nawet jeśli wesoła nie była.
Powiedziała: "Pokaż, jak wiążesz sznurówki". Zdałem sobie sprawę, że ona również, chociaż na pozór kpi z brata, stara się za pośrednictwem tej sprawy ze sznurówkami znaleźć dowód na to, że nie jestem tylko jakimś panem, któremu...
2019-04-15
"...Ludzie dokonujący rzeczy wielkich byli rzadcy, niespotykani, nie można było z nimi ot tak porozmawiać czy ich dotknąć(...) Czym w rzeczywistości były wielkie rzeczy? Co odróżniało je od małych? Kto miał prawo orzekać, czy moje czyny były małe, czy też wielkie?
Z biegiem lat konkurencja ogromnie się rozrosła. Dopóki aspirujących do rzeczy wielkich była garstka, wiara w nadzwyczajne cechy stanowiła kwestię osobistą.
Poczucie wyjątkowości przychodziło nam z łatwością, a dowody...cóż, wystarczyło kilka drobnych sukcesów, trochę pychy, jakieś przejawy zniechęcenia lub szaleństwa współgrające ze stereotypem o talencie. Z czasem jednak wyjątkowość zaczęła się rozprzestrzeniać.(...) Ludzie wyjątkowi poczęli napierać licznie na wąskie drzwi wytwórni sztuki i kultury.A teraz - (...) wyjątkowość stała się desperackim roszczeniem mas dążących nieskończonym telewizyjnym lub internetowym szlakiem, pospolitą wybitnością, marnie opłacaną i nieraz wiążącą się z bezrobociem.
Kimże byłem w rzeczywistości
Przedstawicielem awangardy, która utorowała drogę dzisiejszym rzeszom twórców?
Czy byłem jednym z tych ludzi bez zasad, którzy ponad pół wieku temu dali początek narastającej ułudzie własnej wielkości?
Jeśli się nad tym zastanowić, to zestarzałem się w przekonaniu, że aby nastąpił kres wątpliwości, prędzej czy później musi dojść do jakiegoś doniosłego wydarzenia, które ostatecznie mnie dookreśli.
Od zawsze czekałem na swoje bezspornie wielkie dzieło, które - wydobywając się na światło dzienne - stałoby się dowodem, że nie przeceniałem swoich możliwości.
(...)I nie było to jakieś moje dzieło, ale śmieszne uwięzienie na balkonie z czasów dzieciństwa. Weryfikacji dokonał mały impertynent imieniem Mario, który chciał się pobawić z dziadkiem w artystę i dla zabawy w okamgnieniu pozbawił mnie owej glorii,(...) dla zabawy zamknął mnie na dworze. Prawda, gdy stałem tak smagany lodowatym wiatrem w obliczu nieuchronnego deszczu, wreszcie wydała się bezsprzeczna. Energia nie uszła ze mnie w ostatnich miesiącach. (...) Byłem zaślepiony we własnej ocenie, przez swój upór stałem się kimś, kim nie powinienem się stać. Rzecz jasna pracowałem w pocie czoła i miałem trochę szczęścia. Do pochwał z dzieciństwa dołączyły sukcesy i niemałe uznanie. Nie było jednak odwrotu: nie miałem żadnych zalet, byłem pusty. Czeluść nie znajdowała się za barierką, lecz we mnie. I nie mogłem tego znieść.
Wiaderko powinienem spuścić do środka siebie przez usta, aby wydobyć tę pustkę..."
Hermetyczno - klaustrofobiczne umiejscowienie akcji w czterech ścianach w konfrontacji dwóch silnych jednostek mężczyzna - dziecko, relacja dziadek - wnuk. Nieśpieszna, sącząca się fabuła, współzależność dziadka - wnuka naelektryzowana jest silnymi emocjami.
Puszka Pandory rękami Maria otwiera się z nieprzepracowanymi epizodami z życia rodziny, niezamkniętymi sprawami, żalem i obwinianiem się za niespełnienia, oczekiwania, obojętność, tłumionymi emocjami i mania wielkości...
Egocentryczna cała rodzina, dziadek żyjący i karmiący się swoimi sukcesami, córka i zięć wielcy matematycy, których połączyła królowa nauk i fascynacja , a z czasem na własnym polu zaczęli rywalizację i w tym wszystkim czteroletni Mario. Dziecko ( makiawelistyczna istota, twarz jokera, obawa bohatera czy boi się o dziecko, czy boi się dziecka), które uczestniczy w fajerwerkach sukcesu i rywalizacji i degrengoladzie domu, rozkładu rodziny z pokolenia na pokolenie, musi odnaleźć się , wytworzenie zachowań dziecka, które staje się niemal dorosłe, odpowiedzialne i jak na swój wiek bardzo dużo biorące na siebie, idealność, rezolutność.
Odarcie ze złudzeń własnej wielkości, pogodzenie się z nadchodzeniem młodej krwi i innych oczekiwań na rynku, ból egzystencjalny, zmierzch, rozpad rodziny, powrót do korzeni ( powrót do dawnego mieszkania, wspomnień, i nieradzenie sobie z nowym umeblowaniem, nowym- starym mieszkaniem, przez które przedziera się wspomnienie, ból, strach, ucieczka od przeszłości) odyseja zaczyna się , schyłek, rozliczenia, przenikliwość, trafność, zadawanie sobie pytań o dalszą twórczość, znalezienie ponownie miejsca na firmamencie sztuki, niemoc i kryzys twórczy, inne postrzeganie , surowość relacji dziadka - wnuka, świadomość, odpowiedzialność,
Psikus z żartobliwych, lekkim zabarwieniem z podwójnym dnem, okrutny "psikus" okazuje się gorzką lekcją pokory, zweryfikowania własnego życia, oczekiwań, miejsca w życiu, zagubienia i odnalezienia się.
Praca nad ilustracjami do książki Henry'ego Jamesa "The Jolly Corner" stanowi doskonałą analogię pomiędzy bohaterem opowiadania a ilustratorem o ironio losu.
Surowość, oszczędność niemalże suchość prozy Domenico Starnone daje nam duże pole do popisu z wyobraźnią, domysłami, dopowiedzeniem sobie ale też analizą nas samych, naszych oczekiwań, aspiracji, ambicji ale też zmierzenia się z demonami przeszłości i przyjęciem porażki.
Uzupełnieniem książki jest forma dziennika końcowa, która rzuca światło na relację i obraz naszego bohatera.
Wrogość rodzinno - małżeńska, niemoc twórcza i czterolatek, który odpowiedzialny i bardzo zaradny, pokazuje, że w tym zawieruchach i egocentryzmie domorosłych potrafi sobie świetnie radzić, pokazując im na każdym kroku swój idealizm, manipulator świetnie radzi sobie z rodzicami i potrafi uzyskać wszystko, co jest mu niezbędne do funkcjonowania i osiągania celu. Psikus do którego z dziadkiem przystępuje, staje się gorzką pigułką, którą przełknięcie dla seniora rodu będzie ciosem wymierzonym w wielkość i prawdę o samym sobie. Powrót do przeszłości, do miejsc znanych, przyglądanie się kształtom w nieostrym formacie, oddalanie się i przyciąganie, zweryfikowanie, rachunek sumienia...
Niepodobna ilość i jakość emocji, koloryt barw od pasteli, które emanują spokojem, zimnem i lekkością do mocnych, czarno - czerwonych barw z nieokiełznaną siła i mocą, wulgarnością, nienawiścią a jednocześnie miłością, tkliwością, prawdą i życiem.
Delektujemy się niewielka książeczka z takim ładunkiem napięcia, wstrząsów, przeżycia.
"...Ludzie dokonujący rzeczy wielkich byli rzadcy, niespotykani, nie można było z nimi ot tak porozmawiać czy ich dotknąć(...) Czym w rzeczywistości były wielkie rzeczy? Co odróżniało je od małych? Kto miał prawo orzekać, czy moje czyny były małe, czy też wielkie?
Z biegiem lat konkurencja ogromnie się rozrosła. Dopóki aspirujących do rzeczy wielkich była garstka, wiara w...
2019-03-31
NOKTURNY Kazuo Ishiguro, dostarczyła mi wiele emocji i niedokończonych opowieści, zawieszonych w czaso- zmierzchu...
Zacznę od początku, okładka w dotyku miła, zamszowa, brzoskwinie przywołują moje zmysły...w tle tańcząca para, uśmiechnięta, pewnie zakochana...dalej drzewa, budynek w błękitnych odcieniach i wiszące żarówki przywołujące wspomnienia weselno - festynowe. Koloryt pomiędzy wirującymi w tańcu jest nieostry...iluzoryczność szczęścia tych dwojga, zatrzymana chwila, ulotność, czar, bliskość, rozmowa, intymność...i te elementy czerwonopomarańczowego kontrastu.
Książka została zadedykowana jest Deborah Rogers, brytyjskiej agentce literackiej...
Czytając książkę w myślach słyszę muzykę z Ojca chrzestnego, kawałki Franka Sinatry, Deana Martina, Chet Baker, klasyka z jazzem wysmakowana, delektuję się i powoli sączę niczym gin z tonikiem lub campari... słyszę też pewien tekst piosenki, który będzie mi do końca towarzyszył:
"...Radio Chopena cicho gra Nokturn, który tak dobrze znam.
Wmieszał się w nastrój nieopatrznie i wystukuje czas powoli,
myśli skupione w jeden punkt, co dzisiaj się jeszcze wydarzy..."
Przechodzę do dalszego rozkoszowania się słownikowo - etymologiczną i fonetyczną, i graficzną formą definicji "nokturn". W różnych językach, z włoskiego notturno, z czeskiego nokturno, z rosyjskiego Ноктю́рн, z niemieckiego Notturno, Nachtstuck. Pochodzenie od łacińskiego przymiotnika nocturnus czyli nocny.
Pojęcie związane jest z religijnością - modlitwa wieczorna, nabożeństwo, z nawigacją , nokturnal - astronomiczny przyrząd, nocny zegar gwiazdowy, malarstwo i sztuka, plastyczność nocnych pejzaży i scen, literacki wymiar z nastrojowością lirycznych utworów w objęciach nocy.
Muzyka wywołuje najbardziej skomplikowane i ekspresyjne środki wyrazu i emocji.
"Pieśń nocy", "Bel canto fortepianu".
Miniaturowe opowiadania , perełki wpisane w klimat epoki - nie epoki, bytu - niebytu , ludzi - nieludzi, instrumentów i muzyki osadzonej w głębokiej nocy, przeszytej liryzmem, gorzkim posmakiem, dramatyzmem z odrobiną dekadencji i humoru.
Podróżujemy i szerokość geograficzna jest niczym fatamorgana, złudzenie na pacu św. Marka w Wenecji, spotkania dawnego amerykańskiego gwiazdora i grajka z Polski, nauczyciel angielskiego i dawni znajomi ze studiów, dzisiaj ludzie ze statusem sukcesu, gitarzysta na rozstaju dróg i dziwni Szwajcarzy grający do kotleta, brzydki saksofonista z rozwodem i przepustką do operacji plastycznej, węgierski wiolonczelista kontra tajemnicza Amerykanka wirtuozka vel hochsztaplerka . Zderzenie dwóch światów, zawoalowana konfrontacja sukcesu i porażki, gorzki posmak pozornego "chempionatu", góra - dół, obezwładniające uczucie irytacji i hermetyczności zarezerwowanej, niebyt wpisany w kod genetyczny , jak i sukces zapisany w gwiazdach dla nadludzi, nawarstwienie problemów i niezrozumienie, roszczenia i żądania, podążanie za czymś ulotnym i złudnym głodem sukcesu i sławy. Zabrakło w tym wszystkim człowieka, pochylenia się nad jednostką i jej egzystencją.
Nieostrość okładki i urwane opowiadania bez zakończeń, to wciąż światełko w tunelu...
Autorze dziękuję za wątki polskie z Milwaukee, schab i muzykę.
I tylko ta muzyka i instrumenty stanowią prawdziwość, uderzamy w struny i za Debussy:
"Muzyka zaczyna się tam, gdzie słowo jest bezsilne - nie potrafi oddać wyrazu.
Muzyka jest tworzona dla niewyrażalnego..."
NOKTURNY Kazuo Ishiguro, dostarczyła mi wiele emocji i niedokończonych opowieści, zawieszonych w czaso- zmierzchu...
Zacznę od początku, okładka w dotyku miła, zamszowa, brzoskwinie przywołują moje zmysły...w tle tańcząca para, uśmiechnięta, pewnie zakochana...dalej drzewa, budynek w błękitnych odcieniach i wiszące żarówki przywołujące wspomnienia weselno - festynowe....
2019-01-03
Piękna i niezwykle oszczędna okładka przedstawia część twarzy malarki z zastosowaniem odcieni szarości i dla kontrastu fuksja.
Angelika Kuźniak wzbogaciła książka z bogatą dokumentacją zdjęć, listów, ułatwiając nam wejść w klimat Krakowa początku XX wieku - targ na Rynku Głównym 1910-1915 r., rodzinne fotografie Lubańskich i Stryjeńskich, bardzo ciekawa jest fotografia rodziców Zosi -Anny i Franciszka Lubańskich z 1891 roku wykonana w pracowni Walerego Rzewuskiego, który fotografował z natury.
Szkoła Sztuk Pięknych dla Kobiet Marii Niedzielskiej, fotografia pochodzi z 1910 roku, Zosia chodziła na kurs i jednocześnie podjęła prace na poczcie.
Kolejna ciekawa fotografia z Akademii Sztuk Pięknych w Monachium przełom 1911 /1912 rok i Zosia vel Tadeusz von Grzymala, przebrana za mężczyznę ( w tym okresie nie przyjmowano kobiet na uczelnię ), krótkie włosy, męski strój.
Zdjęcia przedstawiające dzieci Zosi i Karola Stryjeńskich : Magdy, Jasia i Jacka w różnych okres rozwoju.
Liczne prace dotyczące twórczości artystycznej malarki m.in: wykonała dekorację polskiego pawilonu na Wystawie Sztuk dekoracyjnych i Przemysłu Współczesnego w Paryżu w 1925 roku, która składała się z cyklu Dwunastu miesięcy (6 malowideł, po 2 miesiące na płótno), ukazującego prace wiejskie charakterystyczne dla poszczególnych miesięcy. Dzieło to przyniosło artystce sławę europejską i 5 nagród Wystawy światowe. Słynny " Ogień" z 1928 roku.
Projekty scenografii i kostiumów Zofii Stryjeńskiej do spektaklu "Balladyna" w reżyserii Józefa Sosnowskiego w Teatrze Miejski im. J. Słowackiego w Krakowie w 1928 roku. Projekty kostiumów do "HARNASIÓW" dla objazdowego Polskiego Baletu Reprezentacyjnego 1938/1939 r.
Charakterystyczne i niezwykle innowatorskie podejście do teki PIASTOWIE, przedstawiające Kazimierza Wielkiego z 1929 roku, dalej "OBRZĘDY POLSKIE".
Rezurekcja z teki BOŻKI SŁOWIAŃSKIE" z 1934 roku zabierają nas w pradawne siły i korzenie, mistycyzm ze światowidem, Radegastem, Dziedzielą, Perkunem, Marzanną...
"Rodziłam się u zbiegu dwóch epok.
Za późno, aby tańczyć kankana, za wcześnie,
aby podziwiać rozbicie atomu. Oscyluję więc
krańcowo między przepaścią a nadzieją"
Ten cytat świetnie obrazuje postać niezwykłej kobiety, która w Dwudziestoleciu międzywojennym odegrała ogromna rolę artystyczną na firmamencie sztuki polskiej i światowej.
Nie uznawała półśrodków, była dosłowna i uczciwa w tym co robiła, oddała się sztuce i swojej pasji, płacąc najwyższą cenę za sukces i spełnienie zawodowe. Los dał jej zaznać wielką sławę i wielką miłość, bohemę artystyczną, podróże i ukochane dzieci, dał dla równowagi nędzę, ostracyzm i schizofrenię...
Przenieśmy się do Krakowa 1907 roku, gdy Zosia Lubańska ma 16 lat i niemal bladym świtem wychodzi z ojcem na Rynek, droga zajmuje im około 20 minut.
W tym miejscu zaczyna się dla nas korowód kolorów, zapachów, ludzkich obyczajów, bogatej fonetyki i najlepszych produktów.
"...Żydki pejsate handlowały skórkami zajęczymi. Pod sukiennicami górale sprzedawali kłódki żelazne, łańcuszki, łapki na myszy. Dalej grzyby na sznurkach i wieńce cebuli..."
"...Garnki, sznury, drut, osełki, sól kamienną w blokach po dziesięć kilogramów, węgiel drzewny, popielniki, lustra, "nabożne książki", święte obrazy..."
"...Z innej strony sprzedawano kapelusze chłopskie ze świecidłami, warząchwie, sita, kołacze ze serem i rodzynkami. Niejeden raz zajeżdżały przed kościół Mariacki huczne wesela chłopskie z muzyką, a w niedzielę przed Świętą Barbarą ustawiały sie procesje z biciem w bębny. Kumoszki w krochmalonych spódnicach, bogatych koralach, gufrowanych czepcach, zawodząc litanię, dźwigały majestatycznie złocone feretrony z postaciami świętych. Gołębie fruwały, muzyka grzmiała, procesje suneły od Świętej Barbary przez Grodziską do dominikanów. Pamiętam - pisze Zosia dalej w pamiętniku - uroczyste obchody narodowe na Rynku, postacie różnych rajców miejskich, ławników ratuszowych i majstrów cechowych w odświętnych czamarach, kontuszach, kitach. Śród tego rażący zgrzyt "Targowicy" - zmiany warty austriackiej na odwachu koło ratusza: Rechts - um!Links - um!Kehrts - um!Ein, zweit!Ein, zweil!
W drodze powrotnej zachodzili na Mały Rynek na tyłach kościoła Mariackiego. Przekupki rozsiadały się tam długimi rzędami, każda w szerokiej kiecce z chustą w krakowską kratę, narzuconą na ramiona..."
"...Tu się nieraz działy przedstawienia pijackie, że do zdechu można się było uśmiać, zwłaszcza jak się przekupki pokłóciły. Kiecki fruwały w górę, a grzeszne okrągłości, podobne dyniom, błyskały nago przed amfiteatrem widzów.
- A całujże mnie pani!- I tymi nagimi tyłkami do siebie się wypinały i doskakiwały w akompaniamencie bogatej fonetyki obiecanej wzajemnych..."
Franciszek Lubański zabierając Zosię na ten korowód obyczajności i obcowania z mieszczaństwem i chłopstwem, zwracał uwagę na elementy stroju, kolory, obyczaje i tam zaczyna się fascynacja i wizja późniejszej twórczości przyszłej malarki: "...Całe życie później malowałam ten lud wiejski, tę wizję pierwszej młodości, śród której wzrastałam. Szkoda tylko, że interpretacje mych nieudolnych pędzlisków ani się umyły do rzeczywistego czaru. Na tym Rynku krakowskim zakiełkowały mi w myśli pierwsze zarysy postaci bogów słowiańskich i niejasne przeczucie wielkiej kiedyś rezurekcji Słowian, których przodownicą będzie Polska..."
I jeszcze z tych zakupów: "...Garniec kwaśnej śmietany, kilo fasoli, mirabelki, jabłka, kilka garści suszonych moreli, figi. Ze spaceru zawsze przynosili coś do domu.Franciszek kupował też demokratyczną gazetę "Nowa Reforma". I bułki, pewnie ze czterdzieści. Każdemu ze dwie , trzy na śniadanie, a dwie do szkoły - tłumaczyła Zosia- Z makiem, ze solą, kajzerki, centówki, rogale, sztangle z kminkiem..."
Czy to śniadanie , czy obiad zawsze w domu z sześciorgiem dzieci był rozgardiasz i trzeba było "lud rzymski" rozpędzać a na innych odcinakach imperium znów się uganiać. Gdy 13.00 wybijała u Lubańskich obiad podawano.
"...Mięso czy jarzynę, zupę czy leguminę zmiatało się łygą - wspomniała Zosia. - Wszyscy gadali naraz, o szkole, o tysięcznych sprawach, rozgwar był niemożliwy. Niejeden zdzielał drugiego po łbie, dla hecy podkradano sobie kąski z talerza. dorzucano podstępnie bigosu i buraków, w ogólle bachanalie Gargantuy. Kolejno biesiadnicy syci jak pijawki odpadali od stołu, to jest odchodzili do swoich zajęć, całując Mamę i Tatę w rękę i nieodmienne przyrzekając poprawę obyczajów. Na pobojowisku zostawali sami Rodzice, którym służąca podawała herbatę..."
Sklep Lubańskich znajdował się przy ulicy Świętej Anny 2, Zosia zdobiła reklamę sklepu ukazującą się w prasie, najczęściej rysunki a głównie rękawiczki. "Nowa Reforma" : "Kto się chce w tym karnawale niedrogo bawić, tego zaprasza się po rękawiczki balowe krótkie i długie do magazynu rękawicznego pod firmę F. Lubańskiego. Tamże nadstawia się rękawiczki długie zniszczone (części z palcami) tak kunsztownie, że się tego nikt nie domyśli. Wszystkie rękawiczki daje się mierzyć. Pranie rękawiczek na poczekaniu..."
Zosia kilka par rękawiczek zaprojektuje, wygoda z modernistycznym sznytem, z deseniem zgeometryzowanym.
Przyszła malarka po szkole przychodziła do sklepu ze swoim szkicownikiem, tam powstawały pierwsze portrety klientów, karykatury, psy, koty, osły, króliki, chłopców w krakuskach. Ojciec z dokładnością śledził pociągnięcia ołówkiem czy pędzlem.
"...Pierwszy (szkicownik) dostała od Franciszka sześć lat wcześniej. Rysowała wtedy sceny z życia małej dziewczynki ( nie możemy wykluczyć, że siebie samej): dziecko zrywa kwiaty, bawi się, leży w łóżku. Twarze i sylwetki, szczególnie na rysunkach kolorowych. Zosia pokazuje z oddali, bez wielu szczegółów. Jakby robiła zdjęcia nie nastawiając ostrości..."
Szczególna uwagę Zosi w sklepie po usłyszeniu dzwonka, oznajmiało przybycie klienta.
"...Starsza hrabina w czarnych koronkach, chora na kleptomanię. Za nią zawsze stał lokaj w liberii, z workiem forsy powierzonym mu przez familię, i patrzył, co hrabina buchła po sklepach. Gdy ją odstawił do powozu obwożącego ja po zakupach, wracał do sklepów i wyrównywał zapłatę za skradziony przedmiot. Co hrabina raczyła buchnąć? Nie rzeczy ważne, o nie - tu chodziło o przeżycie, o silniejsze krążenie krwi, o nabranie apetytu na obiad. Więc: rozciągaczka do rękawiczek, więc - puszka z federweisem, dwie, trzy pary rękawiczek, jakaś klamerka dla emocji..."
Niezwykła i robiącą ogromne wrażenie na Zosi był malarz Jacek Malczewski, "...pan o czarnych jak otchłań oczach, jarzących się pod obraną z sierści kopuła czaszki - tak zapamiętała. przy powitaniu raz dygał jak mała dziewczynka, innym razem udawał kulawego albo oficera. (Kucharka Malczewskich mówiła: "Dużo róznych widziałam, ale takiego najgłupiastego pana jak nasz - nigdy").
Zosia: "Był nerwowy i ponury, i jak tylko się na niego kto dłużej patrzył, choćby jaka dostojna osobistość, zaraz pokazywał język aż do brody. A przyciągał niestety ogólnie wzrok swym malowniczym a demonicznym wygladem Mefista: wysoki, w sztach własnego pomysłu, w olbrzymim jak tarcza czarnym filcowym kapeluszu włożonym na tył głowy i w szwedzkich żółtych rękawiczkach w stylu Ketlinga z mankietami do łokci (zamawiał je u Lubańskiego). Niejednokrotnie zaznałam widoku sławnego języka pod swym adresem, gdyż się na mistrza wygapiałam zza pleców Taty..."
Rok 1910 prasa rozpisuje się o możliwości uderzenia komety Halleya w Ziemie.
W maju 1913 ukazał się na łamach „Czasu” artykuł, krytyk sztuki Jerzy Warchałowski omówił obszernie dokonania Zofii Lubańskiej i tym samym wylansował młodą artystkę
Niezależna dziewczyna, wiedziała czego chce od życia, wiedziała też, jak ten cel osiągnąć. Gdy sobie wymarzyła w wieku siedemnastu lat swój ideał męski:
"...blond włosy, kształt apolliński i błękitne reflektory. Czyli "oczy, przez które widać pejzaż nieba, bo oczy brązowe to okno na otchłań parną, gdzie dusza drży przed nicością" Niewątpliwą zaletą byłoby, gdyby mężczyzna mówił po angielsku "haudujudu", po francusku "bążur" i " sa wa". Był facetem 'lekko wykolejonym" ( tu brak szerszych wyjaśnień). I miał "fiołka". Oczywiście na jej punkcie." Jej płowy lew, jej gusło to nie kto inny tylko Karol Stryjeński.
projektant wnętrz i sztuki użytkowej, grafik, studiował w Paryżu, znał francuski i był smukłym blondynem o niebieskich oczach.
"Poeta życia" w mniemaniu Iwaszkiewicza, "wielkopański cygan" to słowa Józefa Czapskiego. "Nie nosił eleganckich garniturów z alpaki ani laski z gałką z kości słoniowej. Sypia kątem. Wędruje z pudłem książek i skrzypcami, na których gra jak góral"
"Uroczy, pełen wewnętrznego ognia, o suchej, trochę indiańskiej twarzy" to słowa Ireny Krzywickiej.
Uznanie Magdaleny Samozwaniec: "Rzeźba grecka przerobiona na umorusanego i zaniedbanego andrusa. Włosy niestrzyżone, twarz najczęściej nieogolona. Portki nieprasowane."
Hanna Ostrowska - Grabska: "Promieniujący urokiem, wdziękiem, o czarującym sposobie bycia".
Felicja Lilipop - Krancowa: "Nieskrępowany, bo tak mu się podobało".
Rafał Malczewski: "Karol umiał się bawić i czarować kobiety od lat 1 do 100, wszelkiego pochodzenia: góralki, arystokratki, intelektualistki, artystki, sportmenki, zakonnice, czarownice, święte, wariatki lub zgoła normalne, społecznice, ladacznice, dziewice, półdziewice, mężatki, rozwódki".
To piorunujące spotkanie i wielka miłość narodziła się w Miejskim Muzeum Techniczno - Przemysłowym (dzisiaj Akademia Sztuk Pięknych), a potem 4 listopada 1916 roku był cichy ślub. On ma dwie miłości Tatry i Zosie, a ona wciąż obawia się, że świat jej go odebrać.
Wielka sztuka, szaleńczo pracują , rozwijają się, rodzą się dzieci, ona rozdarta pomiędzy tańcami ludowymi, rezurekcją Słowian, on projektuje, i są tarcia, kochają się i nienawidzą, on nawet podstępnie zamknie ja w szpitalu psychiatrycznym, rozwód, inne związki Artur Socha, Achilles Breza, Arkadym Fiedlerem), Genewa, dziwactwa, schizofrenia, śmierć.
Doskonale posługiwała się pędzlem ale też piórem, pozostawiła po sobie pamiętniki, liczna korespondencja, z niezwykle "piękną" polszczyzna przeplataną ciętymi ripostami, podszyte czarnym poczuciem humoru i dystansem do siebie.
Wspomnienie Barbary Stryjeńskiej, córka Jana:
"Nigdy nie żałowałam mojej babki - pisze do mnie. - Podziwiam jej prace, ale nie łączyła mnie z nią żadna uczuciowa więź. Uważam, że jej dzieci wiele przez nią wycierpiały, choć były jej bardzo oddane. Tacy są artyści - wrażliwi, ale niewrażliwi jednocześnie".
Piękna i niezwykle oszczędna okładka przedstawia część twarzy malarki z zastosowaniem odcieni szarości i dla kontrastu fuksja.
Angelika Kuźniak wzbogaciła książka z bogatą dokumentacją zdjęć, listów, ułatwiając nam wejść w klimat Krakowa początku XX wieku - targ na Rynku Głównym 1910-1915 r., rodzinne fotografie Lubańskich i Stryjeńskich, bardzo ciekawa jest fotografia...
2019-01-01
Powieść gotycka uprawiana na przełomie XVIII / XIX wieku, nazywana powieścią grozy, czarna powieścią, romansem gotyckim. Racjonalizm epoki oświecenia stanowił dla powieści gotyckiej możliwość odciśnięcia piętna grozy, tajemniczości, mistycyzmu i fantastyki. Anglia stworzyła scenerię i klimat dla tych powieści, jej wyznacznikiem stała się pierwsza gatunkowa "Zamczysko w Otranto. Powieść Gotycka" Horacego Walpole'a.
Polski akcent powieści gotyckiej zawdzięczamy w XIX wieku Annie Mostowskiej ( "Strach w Zameczku", "Posąg", "Salamandra" Zygmuntowi Krasińskiemu "Powieść gotycka".
Shirley Jackson również uległa fascynacji powieścią gotycką zabierając nas do dwóch powieści, które w 2018 roku zostały wydane przez Wydawnictwo Replika.
Niezwykła okładka, która wprowadza nas w klimat niesamowitości nasączonej grozą, niepokojem, obezwładniającą magicznością i chęcią przekroczenia bramy.
Ogromne, mroczne, opuszczone zamczysko o dawnej, pięknej architekturze, idąc dalej spotykamy młodą damę w czarnej sukni, jej towarzyszem jest niezwykły, tajemniczy i charyzmatyczny kot Jonasz (Rademenes) , na niebie pojawiają się ptaszyka, które zwiastują złowrogą i zapętloną atmosferę...
Książka rozpoczyna się od "...Nazywam się Mary Katherine Blackwood. Mam osiemnaście lat i mieszkam z siostrą Constance. Często myślę, że przy odrobinie szczęścia mogłam urodzić się wilkołakiem, bo dwa środkowe palce obu moich rąk są tej samej długości, ale muszę zadowolić się tym, czym obdarzyła mnie natura. Nie lubię mycia, psów i hałasu. Lubię moją siostrę Constance, Ryszarda Plantageneta i Amanita phalloides, muchomora sromotnikowego. Reszta mojej rodziny nie żyje..."
Majstersztyk pojęcia i ładunku grozy, który zaserwowała nam autorka, hermetyczność i klaustrofobiczność przepełniona strachem, obawami i niedopowiedzeniami małej społeczności kontra mieszkańców zamku (MarriCat, Constance i wuja Juliana, i tajemnicza postać, która namiesza i prawdziwe oblicze obnaży - kuzyn Charles).
Obcujemy na kilku płaszczyznach czasoprzestrzeni, życie w zamku i jej mieszkańcy, fabuła , która dzieje się w głowie MarryCat oraz antagonizm społeczność miasteczka.
Dysharmonia, konflikt, kontrowersje, napięte stosunki, niesnaski, rozdźwięk przytłacza, przygnębia i obezwładnia makabreską. Każda wizyta w miasteczku dla MarryCat jest ogromnym wyzwaniem, hipnotyzujący strach, spojrzenia przeszyte oskarżeniami, szeptanie, knucie, nagonka podsyca atmosferę i rosnące bardzo powoli napięcie wprowadza nas w matafizyczność, ezoteryczność odrealnienie, nieprzenikliwość i demoniczność w postaci kota Jonasza.
"...Myślałam o Charlesie. Mogłam go zamienić w muchę, wrzucić w pajęczynę i patrzeć, jak się miota, bezradny i uwięziony w ciele bzyczącej, zdychającej muchy; mogłam życzyć mu śmierci tak długo, aż wreszcie umrze. Mogłam przywiązać go do drzewa i czekać, aż wrośnie w pień, a jego usta pokryje kora..."
Postać MarryCat i demonicznego kota Jonasza, to niezwykły duet, w umyśle młodej damy, którą umieszczam emocjonalnie pomiędzy nastolatką a kobietą (to jest też sposób i lina prowadzenia narracji przez bohaterkę ), i to co się dzieje w jej głowie, te obrazy, złowieszczość i pomysły na niegodziwość mieszkańców miasteczka, więź z kotem, który enigmatycznością i charyzmatycznością przeszywa nas na wskroś.
Niewielka książka, która może zadowolić prawdziwego konesera powieści grozy, gotyckiej, ponieważ autorka nie ułatwia nam poruszania się w jej świecie, nic na tacy nam nie poda, niedomówienia, niedostrzegalność, ulotność, diabelskość tkwiąca w szczegółach, a każdy szczegół to trybik, który powolną machinę wprawia w ruch i zabiera nas w ucztę grozy.
Powieść gotycka uprawiana na przełomie XVIII / XIX wieku, nazywana powieścią grozy, czarna powieścią, romansem gotyckim. Racjonalizm epoki oświecenia stanowił dla powieści gotyckiej możliwość odciśnięcia piętna grozy, tajemniczości, mistycyzmu i fantastyki. Anglia stworzyła scenerię i klimat dla tych powieści, jej wyznacznikiem stała się pierwsza gatunkowa "Zamczysko w...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-02
"...Dom na Wzgórzu został wybudowany ponad osiemdziesiąt lat temu jako dom rodzinny, wiejska rezydencja człowieka o nazwisku Hugh Crain. Crain miał nadzieję, że jego dzieci i wnuki będą żyły w tym wygodnym luksusie, a sam liczył na to, że dokona tu swego żywota w spokoju. Niestety, Dom na Wzgórzu był domem pechowym niemal od samego początku. Młodziutka żona Craina zmarła dosłownie chwilę przedtem, zanim ujrzała ten wybudowany specjalnie dla niej dom, kiedy to powóz, którym jechała, wywrócił się na zakręcie. Młodą panią wniesiono do domu już bez życia. To wszystko sprawiło, że Crain stał się smutnym i rozgoryczonym człowiekiem, z dwiema małymi dziewczynkami, które trzeba było wychować, lecz mimo to nigdy nie opuścił Domu na Wzgórzu.
(...)Żadne ludzkie oko nie jest w stanie dostrzec owego nieszczęsnego punktu, w którym dziwny zbieg linii i płaszczyzn sugeruje zło w fasadzie domu. A jednak jakieś szalone zestawienie, źle ustawiony narożnik, przypadkowe spotkanie linii dachu i połaci nieba zamieniły Dom na Wzgórzu w miejsce prawdziwej rozpaczy, tym bardziej przerażające, że fasada domu zdawała się żywa, bacznie obserwująca otoczenie z pustych okien, z odrobiną rozbawienia w gzymsowych brwiach..."
Niezwykła okładka z tajemniczą rezydencją, która znajduje się wysoka brama, "...złowieszcza i masywna, mocno osadzona w kamiennym murze otaczającym posesję ukrytą pomiędzy drzewami,(...)widoczna była olbrzymia kłódka i gruby łańcuch, mocno okręcony wokół żelaznych prętów bramy...".
Złowieszczość i przedsionek strachu u bram rezydencji ostrzegawczo pan Dudley i jego małżonka, próbują uzmysłowić gościom przybyłym do osławionego domu.
Doktor Montague zaprasza trzech gości : Eleonor, Theodor i przyszłego spadkobiercę.
Gdy przekroczymy bramę, zostajemy złapani w szpony domu i nigdy już nas stąd nie wypuści. Natarczywa gościnność Domu na Wzgórzu nie lubi wypuszczać swoich gości. Zachwycamy się niezwykłą architekturą, spójnością i harmonią, dostojnością wnętrz i wyczuciem stylu Craina, ulegamy zaburzeniom dysproporcji i złudzeniom i wypaczeniu, pojawia się chaos.
Hermetyczność utkana w sieć kłamstw, strachu, obaw, lęków, obezwładniająca siła oniryczności i odrealnienia, któremu ulegamy z bohaterami. Lęki wewnętrzne, niedowartościowanie, zaniżona samoocena, znużenie, niedostatki, niezrozumienie, swobodny styl życia, to stanowi karmę dla Domu.
Dom zaczyna żyć a wraz z nim nasi bohaterowie uwikłani w swoje historie i obawy, które zaczynają pogłębiać i przysłaniać początkowy cel doświadczenia i sił nadprzyrodzonych.
Niezwykły klimat przeszywającej i paraliżującej psychozy z powolnie budowanym napięciem i to zakończenie.
"...Ten dom jest ohydny, trawiony chorobą. Uciekaj stąd, uciekaj natychmiast!..."
"...- Czy w tym domu są dwa główne wejścia, czy też mnie się wszystko pomieszało?
Doktor uśmiechnął rozpromieniony. Najwidoczniej czekał na takie pytanie.
- To są jedyne drzwi wejściowe - odpowiedział. - To te, przez które tu wczoraj weszłaś.
Theodora zmarszczyła brwi.
- To dlaczego obie z Eleonor nie widzimy tej wieży z okien naszych sypialni? Okna naszych pokoi umiejscowione są na frontowej fasadzie domu, a mimo to...
Doktor roześmiał się i klasnął w ręce.
- Nareszcie! - wykrzyknął. - Sprytna Theodora! To właśnie dlatego chciałem, abyście zobaczyli ten dom w dziennym świetle. Chodźcie, usiądźmy na schodach, to wam wszystko wyjaśnię.
Posłusznie usadowili się na schodach, a on, przyjąwszy swą profesorską pozę, zaczął oficjalnym tonem wyjaśniać.
- Jedną z ciekawostek Domu na Wzgórzu jest jego architektoniczny plan.
- Zwariowany dom.
- No własnie. Czy zastanawialiście się kiedyś nad tą wyjątkową trudnością, z jaką przychodzi nam się tu odszukać? W żadnym normalnym domu nie czulibyśmy się tak długo zdezorientowani i zagubieni..."
"...Dom na Wzgórzu został wybudowany ponad osiemdziesiąt lat temu jako dom rodzinny, wiejska rezydencja człowieka o nazwisku Hugh Crain. Crain miał nadzieję, że jego dzieci i wnuki będą żyły w tym wygodnym luksusie, a sam liczył na to, że dokona tu swego żywota w spokoju. Niestety, Dom na Wzgórzu był domem pechowym niemal od samego początku. Młodziutka żona Craina zmarła...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-31
"...Nic się nie martw.
No już. No już. No już.
Już się nie złość. Już się nie martw. Już się nie bój.
Już. Już.
Ale cię kocham.
Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.Wszyscy
cię kochają.Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.
Już się nie martw. Już się nie złość.
Już się nie bój.
Już wiem. Już rozumiem.
Już się nie bój..."
Ostatnia książka i to dobra książka, która zamyka ten rok.
Zacznę od okładki, białe tło, prostota, minimalizm, klasyka, imię i nazwisko autora w kolorze czarnym, a tytuł wkracza w kobaltowe barwy z brakiem litery kończącej wyraz M...Okładka stanowi o zawartości i głębi eseju, krótkich, nieregularnych, skrawków utkanych z historii jednej rodziny, idealizm powierzchowny podszyty kołtunerią, ironią i doskonałym humorem.
"...Moja matka uwielbiała zakupy. W najszczęśliwszych latach swego życia codziennie po południu wyruszała do sklepów. "Chodźmy na miasto" - rzucała.
Kupowali z ojcem niepotrzebne drobne przedmioty. Imbryczki. Scyzoryki. Lampy. Automatyczne ołówki. Latarki. Nadmuchane podgłówki, pojemne kosmetyczki i różne pomysłowe gadżety, które mogą się przydać w podróży. Było to dziwne, ponieważ nigdzie się nie wybierali.
Potrafili wędrować przez pół miasta w poszukiwaniu ulubionego gatunku herbaty lub nowej powieści Martina Amisa.
Mieli ulubione księgarnie. Ulubione sklepy z zabawkami. Ulubione punkty napraw. Zawierali przyjaźnie z różnymi - zawsze bardzo, bardzo miłymi - ludźmi. Panią z antykwariatu. Panem od scyzoryków. Panem od jesiotra. Małżeństwem od lapsang souchong.
Każdemu nabytkowi towarzyszył rytuał. Zauważali jakiś nadzwyczajny egzemplarz - w sklepie z używanymi lampami, gdzie urzędował pan od lamp, bardzo sympatyczny obywatel - żeby użyć dziarskiego określenia mojego ojca.
Oglądali. Pytali o cenę. Dochodzili do wniosku, że ich nie stać. Wracali do domu. Cierpieli. Wzdychali. Kręcili głowami. Obiecywali sobie, że kiedy będą przy pieniądzach, co powinno nastąpić już wkrótce, to wtedy muszą koniecznie...
Przez kolejne dni rozmawiali o tej niedostępnej lampie. Zastanawiali się, gdzie ją ustawić. Upominali się wzajemnie, że jest zbyt droga. Lampa żyła z nimi. Stawała się częścią gospodarstwa.
Ojciec opowiadał o jej nadzwyczajnych cechach. Szkicował na serwetce, jak wyglądała (miał świetna pamięć wzrokową), wskazując na oryginalność pewnych rozwiązań. Podkreślał, że kabel ma tekstylną izolację, prawie nie przetartą. Zachwalał bakelitowy włącznik (już widziałem, jak będzie go rozkręcał jednym ze swoich śrubokrętów).
Czasem jeździli ją odwiedzić. Popatrzeć. Podejrzewam, że nigdy wpadli na to, żeby przy okazji negocjować cenę. W końcu kupowali..."
Niezwykły opis idealizowania i celebrowania przedmiotu przez konsumentów.
Zakup, gromadzenie, otaczanie ciepłem i znalezienie odpowiedniej jak w reklamie, szuflady na dynksy, przydasie, wihajstry...
"...Szuflady wypełnione ładowarkami od starych telefonów, zepsutymi piórami, wizytówkami sklepów. Stare gazety. Zepsuty termometr. Wyciskacz do czosnku, tarka i to, jak to się nazywa, śmialiśmy się z tego słowa, tyle razy się powtarzało w przepisach, mątewka.
Mątewka.
I przedmioty już wiedziały. Czuły, że wkrótce będą przesuwane. Przekładane w niewłaściwe miejsca. Dotykane cudzymi rękami. Będą się kurzyć. Będą się rozbijać. Pękać. Łamać pod obcym dotykiem.
Wkrótce nikt nie będzie pamiętał, co zostało kupione w ośrodku węgierskim. Co w desie. Co w cepelii. Co w antykwariacie, w czasach prosperity.(...) Nikt już nie będzie pamiętał. Nikt nie powie, że trzeba skleić tę filiżankę. Wymienić kabel (gdzie taki znaleźć?). Tarki, miksery i sitka zamienią się w śmieci. Zostaną w masie spadkowej.
Ale przedmioty szykowały się do walki. Zamierzały stawić opór. Moja matka szykowała się do walki.
- Co z tym wszystkim zrobisz?
Wiele osób stawia to pytanie. Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady..."
Wchodzimy w świat intymny przedmiotów, które pozostają po bliskiej osobie, zaczynamy otwierać szuflady, przyglądać się, zastanawiać, dotykać...metafizyczne doznania nadawane przedmiotom, niczym w poezji Szymborskiej, Twardowskiego, Białoszewskiego czy mistrza grozy Kinga, nadające symboliczny wymiar rzeczom, które należały, były użytkowane i dostarczają nam swoją historię i opowieść o właścicielu przedmiotów, matce autora.
Misternie utkana opowieść o matce, którą poznajemy w różnych rolach : kobiety, żony, matki, osoby towarzyskiej, konsumentki poznajemy jej cechy charakteru, osobowość, zalety i wady. Obcujemy z kameralnym obrazem więzi matki i syna, obrazem dzieciństwa chronionego przed Żydami, niewygodna prawdą, zafałszowanie, zawoalowanie pewnych faktów, niedopuszczanie "niepożądanych" zjawisk. Dorosłość, zmierzenie się z przeszłością, niedopowiedzeniami, okrojonymi fotografiami, analizowanie:
"...A teraz nie żyje. Siedzę w jej mieszkaniu. Wszystko zniknęło. Zostały tylko książki.
Były naszym tłem. Tkwiły w każdym kadrze. Znałem ich grzbiety, zanim rozpoznałem w czarnych znakach litery. Całe życie z nich wróżyłem. Szukałem puent..."
"...- Ale ty nie umrzesz? - spytałem kiedyś.
- Umrę. Każdy umrze.
- Ale ty nie umrzesz?
- Umrę, ale dopiero kiedy nie będziesz mnie potrzebował..."
"...Nic się nie martw.
No już. No już. No już.
Już się nie złość. Już się nie martw. Już się nie bój.
Już. Już.
Ale cię kocham.
Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.Wszyscy
cię kochają.Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.
Już się nie martw. Już się nie złość.
Już się nie bój.
Już wiem. Już rozumiem.
Już się nie...
2018-12-25
WYBRAŃCY BOGÓW UMIERAJĄ MŁODO...
Zespół EABS stworzył Muzyczny List - Hołd do Komedy...najważniejsze utwory filmowe i przesłanie dla świata, nowe aranżacje z zachowaniem klimatu jazzu lat 50 / 60 - tych XX wieku. Słyszę fragment dialogów z filmu "NIEKOCHANA" w reżyserii Janusza Nasfetera...z Elżbietą Czyżewską. Dalej fragment "PERŁY i DUKATY " z 1965 roku w reżyserii Józefa Hena i w tle słychać Ewę Wiśniewską. 'PINGWIN" z 1964 roku w reżyserii...
Zaczęło się od etiudy szkolnej Romana Polańskiego "DWÓCH LUDZI Z SZAFĄ" 1958 rok, do której muzykę napisał, znany już wtedy Krzysztof Komeda dla jeszcze nieznanego Romana Polańskiego.
Ten film rozpocznie długoletnią przyjaźń i współpracę, etap zawodowy zakończy film "DZIECKO ROSEMARY" 1968 rok, ta słynna kołysanka będzie nucona na całym świecie...i ten motyw wciąż słyszę, gdy czytam książkę.
Muzyka napisana dla żony Zosi "CRAZY GIRL" przenosi nas w nostalgiczne a zarazem szalone lata 60 - XX wieku.
Czas Komedy rozpoczyna się wraz z podjęciem nauki gry na fortepianie, ten instrument stanie się nieodłącznym rekwizytem i warsztatem pracy.
Fascynacja jazzem pojawi się w szkole średniej, ale przykładny / nieprzykładny uczeń a potem student zostanie lekarzem - laryngologiem.
Rozdarty pomiędzy pracą lekarza a muzyką i Zosią, wybierze to drugie i do 1969 roku będzie jazz wirtuozerią oprawiał, a żona, sami wiecie...
Rok 1956 fala odnowy i tworzenie się polskiej szkoły jazzu w której takie nazwiska :
Krzysztof Komeda – fortepian
Mieczysław Kosz – fortepian
Zbigniew Namysłowski – saksofon
Jan Wróblewski – saksofon
Zbigniew Seifert – skrzypce
Tomasz Stańko – trąbka
Andrzej Trzaskowski – fortepian
Michał Urbaniak – skrzypce, saksofon.
Agnieszka Osiecka pisała, że gdy grał na fortepianie, jego dłonie opowiadały „małe, kameralne historie o niebie dla dwojga osób”.
Język polskich jazzmanów jest specyficzny. "...Czerpią z żargonu klazmerskiego ( choć od samych klezmerów - muzyków, którzy grają w knajpach i na weselach - się dystansują ).
Mówią "cizia" zamiast "dziewczyna"
Mówią "kliw cizia", co znaczy, że dziewczyna jest fajna. Zamiast "uprawiać
seks" używają słowa "ciow".
Nie upijają się, tylko mają banieczkę.
Białko to nuty, cyja to akordeon, konewka to saksofon, kij to klarnet.
Słowo "wytrych" to "neskim". Pochodzi z jidysz.
W XIX wieku, w języku żydowskim muzyków ludowych zwanych klezmerami, neskim
to nic.
W XX wieku jazzmani używają go, żeby zacząć zdanie, żeby je wypełnić w
połowie, żeby kogoś zawołać.
Mówią: ":Neskim, zagrajmy bluesa w F!" albo "Nesik, kliw cizia na ciow".
Kiedy szukają kogoś do pracy: "Neskim, na czym grasz? Potrzebuję puzonisty
na sobotę, mam chałturę. A jak grasz? Z białka czy na ucho?".
(...) Jest jeszcze krótka melodyjka, którą gwiżdżą jako znak rozpoznawczy:
B fis A G D E. Jazzman, który usłyszy ten sygnał, ma obowiązek nawiązać
kontakt z gwiżdżącym.
( Zbigniew Namysłowski, w 1962 roku, skomponuje "Neskim blues" oparty na
sygnale jazzmanów)..."
Komedowa droga z Osiecką.
"...Muzykę ma napisać Krzysztof Komeda, tekst piosenki Agnieszka Osiecka.
Autorzy jadą na plan filmowy.
Osiecka będzie wspominała:
"W zasadzie mogliśmy napisać tę piosenkę, siedząc spokojnie w domu, ale panowie reżyserzy uparli się, że musimy przyjechać do Torunia. Nigdy nie zapomnę tej drogi, ponieważ była taka bardzo krzyśkowata, komedowata. On był mrukiem, miał garbusa i jechaliśmy sobie tym volkswagenem z Warszawy do Torunia. Długo było, pusto było, nudno było. Krzyś nie powiedział do mnie ani słowa. To ja też nie powiedziałam do niego ani słowa, bo jakże tak? Przyjechaliśmy tam, byli panowie, którzy kręcą film, byli aktorzy, ale jakoś nikt nam nie umiał wytłumaczyć, o co chodzi. A zasada była taka: przyjedźcie, to poczujecie atmosferę planu. Niczego nie wyczuliśmy, bo tez nikt nam niczego ciekawego nie powiedział. Wreszcie Hoffman czy Skórzewski się bardzo spiął: 'Mamy dla was pomysł, taką napiszecie piosenkę, żeby było canto i refren". Nic z tego nie zrozumieliśmy, wsiedliśmy do tego volkswagena i z powrotem jechaliśmy strasznie nudno. Wreszcie, gdzieś pod Warszawą, Krzyś sie odezwał: - Ja ci coś powiem. Ty zrób teks pod Okudżawę, ja zrobię muzykę pod western i to będzie to, o co im chodzi. W ten sposób, po dwóch dniach chyba, powstała nasza piosenka "Nim wstanie dzień"..." Zaśpiewana przez Edmunda Fettinga.
Magdalena Grzebałkowska znów się nagrzebała, nagrzebała i wygrzebała, trudno znaleźć informację o człowieku, który był zamknięty, milczący , listów niewiele napisał, kartek liczne z ogólnikami do rodziny. Otwierał się na świat muzyki i to był świat, w którym najlepiej się potrafił poruszać, komunikować i mogliśmy poznać prawdziwe oblicze muzyka.
Niezwykła dokumentacja od czasu narodzin w 1931 roku poprzez okres dzieciństwa, młodzieńczy, studencki i czas Komedy.
Barwne a jednocześnie siermiężne czasy PRL-u, zakazy i nakazy, czasy , gdy jazz był zabroniony, cenzura i inwigilacja.
Grzebałkowska w prostym, oszczędnym języku, nie ocenia, podaje fakty i zabiera nas wehikułem czasu do lat 60 - tych...kalejdoskop przekręca się i kolorowymi szkiełkami mienie się raz Piwnica pod Baranami, Pierwszy Festiwal Zespołów Sweterkowych, Leopold Tyrmand, Ustronie Morskie 1952 roku, Sekstet Komedy, Zofia, "Dwaj ludzie z szafą", Urszula i Leszek Dudziakowie, koszule w geometryczne wzory, Blues dla Gomułki, Hybrydy, tingel - Tangel,Stańko - Wróblewski - Karolak- Trzaskowski - Urbaniak, Jazz Camping'59, Słoneczny Brzeg, Jugosławia, Norwegia, Dania, BMW,Elana, Marek Hłasko Tomasz Lach, 17 dni...
Doskonale sportretowana epoka , uzupełnienie o liczne dokumenty, zdjęcia , wypowiedzi, dotarcie do ostatniego świadka wypadku Krzysztofa Komedy - Andrzej Krakowskiego.
Ciekawostki:
- uwielbiał jeździć na nartach
- uwielbiał rozmawiać o samochodach i posiadał: garbusa, BMW 2002 tII lux, mustanga, ścigał się na torach Formuły 3 m.in: z Romanem Polańskim
- 19 listopada 2010 roku na terenie kampusu Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu odsłonięto pomnik Krzysztofa Komedy
- w dzieciństwie przeszedł polio, miał krótszą nogę
- pseudonim przyjął pracując jako lekarz, ponieważ, nie chciał aby wiedziano, że gra w zespole jazzowym
- W czasie studiów, Krzysztof należał do ZMP, lecz kiedy usłyszał na jednym z zebrań: "Koledzy! Korea płonie przy dźwiękach amerykańskiego jazzu, a kolega Trzciński ten jazz uprawia...!" oddał legitymację.
- Był najmłodszym uczniem poznańskiego konserwatorium - przyjęto go w 1939 roku, gdy miał 8 lat
- siostra o imieniu Irena
Polski jazz to Komeda.
Dla mnie ta książka to uczta dla zmysłów, lata 50 - te XX wieku kończąca się dekadą stalinizmu i idąca odwilżą...to czas rebelii , to czas dla jazzu. w tle będą orkiestry radiowe, rockandrollowe kawałki. Fala jazzu początkowo adaptuje się w podziemiu, w piwnicach, w najmroczniejszych miejscach miasta i nocy rodził się jazz. Pionierami i reprezentantami polskiej szkoły jazzowej byli : Krzysztof Komeda, Tomasz Stańko, Jan Wróblewski, Michał Urbaniak, Andrzej Trzaskowski, Zbigniew Namysłowski i inny.
Nowatorstwo, aranżacje i improwizacje, świadomość i poszukiwanie, wzorce amerykańskie i europejskie z nutką polskiego folku, słowiańskiego liryzmu i pradawnych sił bóstw i wirtuozeria nadały podwaliny Polskiemu Jazzowi.
Pierwszy publiczny sukces odniósł wraz z Komeda Sextet na I Festiwalu Jazzowym w Sopocie w 1956 roku prowadzony przez Leona Tyrmanda. Współpracował z najwybitniejszymi przedstawicielami gatunku w Polsce - Jerzym Milianem i Janem Ptaszynem Wróblewskim, odkrył Urszulę Dudziak (uczennica liceum) i jej brata Leszka, spędzili w trasie wakacyjnej jazzowy czas.. Współpracował z warszawskim Klubem Hybrydy, gdzie w latach 60 za jego sprawą pierwsze kroki stawiały gwiazdy dzisiejszej sceny, m. in. Urszula Dudziak (dla tej artystki dla z inicjatywy kompozytora powstała "Moja Ballada" z tekstem Agnieszki Osieckiej). Uznanie międzynarodowej publiczności przyniósł mu udział w festiwalach Jazz Jamboree, gdzie dał się poznać jako muzyk reprezentujący dojrzały, lecz nowatorski styl, łączący w sobie elementy słowiańskiego liryzmu i europejskich tradycji jazzowych. Komponował utwory kultowe, z czasem dojrzewające do rangi współczesnych standardów. Esencją stylu Komedy jest wydany w 1966 r. Astigmatic, powstały przy udziale Tomasza Stańko i Zbigniewa Namysłowskiego. Płyta , która po śmierci kompozytora i jazzmana zostanie okrzyknięta fenomenem gatunku i stanie się ponadczasowym wzorcem dla wielbicieli i naśladowców polskiej szkoły jazzu.
Muzykę kompozytora usłyszeć możemy w najważniejszych polskich produkcjach filmowych i reżyserów, którzy zaistnieją na firmamencie polskiego kina, to znane nazwiska dla polskiego i światowego kina.
Żywiołowa muzyka poznańskiego artysty komplementowała dorobek tzw. Złotej Dekady Filmu Polskiego. Ścieżka dźwiękowa do horroru "Dziecka Rosemary" z 1968 Romana Polańskiego wyniosła Komedę na szczyt i jednocześnie zamknęła tym dziełem genialną, nowatorską twórczość 38 - letniego kompozytora...znana głównie z pełnej grozy Kołysanki będzie ostatnim dziełem .
Dziękuję za tę książkę, Pani Magdaleno.
WYBRAŃCY BOGÓW UMIERAJĄ MŁODO...
Zespół EABS stworzył Muzyczny List - Hołd do Komedy...najważniejsze utwory filmowe i przesłanie dla świata, nowe aranżacje z zachowaniem klimatu jazzu lat 50 / 60 - tych XX wieku. Słyszę fragment dialogów z filmu "NIEKOCHANA" w reżyserii Janusza Nasfetera...z Elżbietą Czyżewską. Dalej fragment "PERŁY i DUKATY " z 1965 roku w reżyserii...
2018-12-25
Niezwykle barwy okres Dwudziestolecia międzywojennego z aferami i skandalami, powrót Polski po 123 latach na mapę świata, rozwój gospodarczy, kultura, nauka i technika...bardzo prosty i przystępny język dla każdego, ciekawa forma, fakty historyczne znane niemal każdemu, mniej chlubne karty naszej historii, subiektywizm autora. Pozytywnie to odbieram, ile historii, tylu pisarzy już było, i każdy coś ciekawego zawrze, ale to już było...wciąż czekam na trzęsienie ziemi w tym temacie :)
Niezwykle barwy okres Dwudziestolecia międzywojennego z aferami i skandalami, powrót Polski po 123 latach na mapę świata, rozwój gospodarczy, kultura, nauka i technika...bardzo prosty i przystępny język dla każdego, ciekawa forma, fakty historyczne znane niemal każdemu, mniej chlubne karty naszej historii, subiektywizm autora. Pozytywnie to odbieram, ile historii, tylu...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-23
"...Czasem ludzie są piękni.
Nie z wyglądu.
Nie w tym, co mówią.
W tym, kim są..."
"...Wielkie rzeczy to czasem drobiazgi, które zostały zauważone..."
"...Nie wiedziałem, że słowa mogą być tak ciężkie..."
"...Wszyscy mamy swoje obowiązki. Wszyscy cierpimy. Wszyscy znosimy swoje porażki dla dobra ludzkości..."
"...Jeśli chodzi o rodzinkę, matka jest jedną z tych twardych kobiet, których nie da się zarąbać nawet siekierą..."
"...Nasze kroki odbijają się echem i nie chcę, by przestały. Chcę biec, śmiać się i czuć tak już zawsze. Pragnę uniknąć niezręczności, gdy rzeczywistość, wbije w nas widły i po prostu tak zostawi, we dwóch. Wolę być tutaj, w tej chwili, i nigdy nie znaleźć się tam, gdzie nie będziemy wiedzieć, co mówić ani robić.
Na razie biegniemy.
Biegniemy prosto przez śmiech nocy..."
"...Potykam się o słowa i jestem zaskoczony, że opuszczają usta we właściwym porządku..."
"...Przez chwilę wyobrażam sobie w niej cztery asy, rozłożone tak, jakby trzymał je gracz. Nigdy by mi nie przyszło na myśl, że mógłbym nie chcieć czterech asów, zwykle człowiek modli się o taki układ kart. Ale moje życie nie jest grą..."
"...Mam wrażenie, że poranki klaszczą. Żeby mnie obudzić..."
Pierwsze spotkanie z pisarzem australijsko - niemieckim Marcusem Zusak'em i na pewno nie ostatnie.
Książka okazała się bardzo miłym zaskoczeniem, autor pokłonił się nad zwykłym człowiekiem, bohaterem dnia codziennego, tym niewidocznym, przeciętnym , szarym jegomościem, który jest trybikiem w globalnej machinie...
Taksówkarz, który każdego dnia pełni misję dowozu i transportu, ma swojego psa kawosza, odwiedza matkę i kocha się Audrey...
Pewnego dnia coś się zmienia, realizm magiczny i karta AS...ciekawa jaka byłaby moja?
Książka trochę przypomina mi innego zwykłego / niezwykłego człowieka Forresta Gump'a. Piękne sentencje, emocje i dostrzeganie wokół nas innych ludzi, i znaków, które hipnotyzują magią i niespodziankami dnia codziennego, wciąż niezauważalne z powodu miniaturowości.
Cudowna książka na święta.
Wesołych Świąt.
"...Czasem ludzie są piękni.
Nie z wyglądu.
Nie w tym, co mówią.
W tym, kim są..."
"...Wielkie rzeczy to czasem drobiazgi, które zostały zauważone..."
"...Nie wiedziałem, że słowa mogą być tak ciężkie..."
"...Wszyscy mamy swoje obowiązki. Wszyscy cierpimy. Wszyscy znosimy swoje porażki dla dobra ludzkości..."
"...Jeśli chodzi o rodzinkę, matka jest jedną z tych twardych...
2018-12-23
Marcelem Woźniakiem zachwyciłam się po biografii Leopolda Tyrmanda.
Debiut na firmamencie kryminalnym z Leonem Brodzkim...warto zadzwonić pod nr 511 867 571 usłyszeć wiadomość zostawiona przez mordercę dla detektywa...
Na poważnie wracamy do fabuły.
Toruń Ojca Dyrektora i Leona Brodzkiego, namaszczenie i świętość kontra mroczno - krwawy. Wyrachowana zbrodnia z artystyczno - symbolicznym wymiarze pradawnych sił narodzin i decydowania o "nacięciu pępowiny"...
Przestępstwo wstrząsa społeczeństwem i detektywem Brodzkim, który przypomina sobie sprawę, która przed laty przyniosła mu rozgłos i stała się szczebelkami w karierze.
Demony przeszłości wracają po 30 latach, młody policjant i jego ojciec ujęli psychopatę. Zemsta po latach, nieścisłości i niejasności kłębiące się wokół dawno zamkniętej sprawy. Czy skazaniec był niewinny ? Czy naśladowca domaga się prawdy i chce obnażyć skorumpowaną milicję?
Po pierwszej części jestem ciekawa dalszych losów detektywa Brodzkiego, z krwi i kości, z romansami w tle, była żoną (wciąż jednak bliską ), córką ze swoimi problemami itd...
Marcelem Woźniakiem zachwyciłam się po biografii Leopolda Tyrmanda.
Debiut na firmamencie kryminalnym z Leonem Brodzkim...warto zadzwonić pod nr 511 867 571 usłyszeć wiadomość zostawiona przez mordercę dla detektywa...
Na poważnie wracamy do fabuły.
Toruń Ojca Dyrektora i Leona Brodzkiego, namaszczenie i świętość kontra mroczno - krwawy. Wyrachowana zbrodnia z artystyczno -...
2018-12-23
"...Prawda jest zdecydowanie przeceniana..."
Kolejne spotkanie z Panem Twardochem. Autor zabiera w mocno zakorzenioną rzeczywistość na Śląsku.
Śląsk - czarny, mroczny, surrealistyczny, lat 20 - tych XX wieku i współczesny, filmowo - groteskowy, gangstersko - mafijny, uczciwy i prawdziwy, familoki i wielopokoleniowe rodziny, czarna bryła i pył, zanieczyszczenia i przemysł, Barbórka i św. Florian, Spodek, NOSPR, Pomnik Powstańców Śląskich, Muzeum Śląskiego, muzycznie Dżem, Paktofonika, Jan Kiepura , Józef Skrzek czy Ireneusz Dudek, i ten niezwykły dialekt, ta mowa niemiecko - polska i wciąż nie zapisana w powszechnej pisowni języka śląskiego.
Opowiadania powstały w latach 2009 - 2016 i stanowią odrębność stylistyczno - gatunkową, wnikliwość i obserwacja w sportretowaniu bohaterów, bardzo wyraziste i charakterystyczne postaci w tle Czarnej Bryły. Symbol kopalni zakotwiczony, obrazuje i zanurza nas w odmęty ludzkiej psychiki, mentalności, żądzy, lęki ale też pragnienia, namiętności i marzenia.
Konstrukcja tego świata wciąż bodźcuje nas do działania, przesuwania i przekraczania granic, pionierskich wyczynów w kontekście czarnego humoru i emocji w realizmie magicznym hipnotyzującego Twardocha.
11 opowiadań, które polubimy lub za chwilę zapomnimy, ale nie sposób przejść obojętnie , mnie osobiście urzekły dopracowaniem, misterność, precyzyjność "Ballady o Jakubie Bieli" ( przy okazji nauczyłam się kilku nowych słówek z języka śląskiego), "Moje życie z Kim", "Uderz mnie", "Ballada o pewnej panience" przenosi w lata 20 - te XX wieku i gangsterkę, "Dwie przemiany Włodzimierza Kurczyka".
Polecam zakotwiczyć się na Śląsku.
"...Prawda jest zdecydowanie przeceniana..."
Kolejne spotkanie z Panem Twardochem. Autor zabiera w mocno zakorzenioną rzeczywistość na Śląsku.
Śląsk - czarny, mroczny, surrealistyczny, lat 20 - tych XX wieku i współczesny, filmowo - groteskowy, gangstersko - mafijny, uczciwy i prawdziwy, familoki i wielopokoleniowe rodziny, czarna bryła i pył, zanieczyszczenia i przemysł,...
Czas na Kinskiego i jego autobiograficzną pozycję / kreację.
Nasuwają się przymiotniki od arogancji, megalomanii, egocentryzmu, maniakalność, triumfalizmu do degrengolady w każdym wymiarze.
Artyzm i aktorstwo stanowi o wielkości zawodowej tego człowieka, rzeczowo i konkretnie argumentuje swoje decyzje, wybory ale też odrzucenie.
Trudno przejść obiektywnie przez ten dokument (w dobie informacji, które wyszły po ujawnieniu córek, żon i innych skrzywdzonych osób - kontrą będzie trudne dzieciństwo, młodość i odwieczna walka o przebicie się w tym świecie, udowodnieniu sobie i innym, braki i niedostatki pokutują w całym jego życiu, nie chcę bronić, bo skrzywdzeni krzywdzą dalej...), zanurzyć się w naturalności i prawdzie, bo autor bez pardonu serwuje nam zezwierzęcenie i konfigurację seksualno - sprinterską, rozkład moralny i umysłowy.
Próbuje się przebić przez warstwy odczłowieczenia i znajduję enklawę dla emocji, uczuć, to sfera, której nikt nie może dotknąć, w której nikt nie może Go zranić.
Przepełniony miłością, czułością, tkliwością list do syna. Relacja ojciec - syn, wskazówki i rady na przyszłość. Pięknie kończy się książka, i to buduje inny obraz cząstki tego człowieka, wiem, że to brzmi dziwnie.
Czas na Kinskiego i jego autobiograficzną pozycję / kreację.
więcej Pokaż mimo toNasuwają się przymiotniki od arogancji, megalomanii, egocentryzmu, maniakalność, triumfalizmu do degrengolady w każdym wymiarze.
Artyzm i aktorstwo stanowi o wielkości zawodowej tego człowieka, rzeczowo i konkretnie argumentuje swoje decyzje, wybory ale też odrzucenie.
Trudno przejść obiektywnie przez ten...