

Gruby płaszcz ciszy pokrywał drewno i kamień Domu na Wzgórzu, a cokolwiek wędrowało w tych murach, wędrowało samotnie.
Żaden żywy organizm nie może na dłuższą metę normalnie funkcjonować w warunkach absolutnego realizmu. Niektórzy utrzymują, że nawet skowronk...
Żaden żywy organizm nie może na dłuższą metę normalnie funkcjonować w warunkach absolutnego realizmu. Niektórzy utrzymują, że nawet skowronki i koniki polne miewają sny. Dom na Wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu. Stał tak już osiemdziesiąt lat i zapewne stać tak będzie przez następne osiem dziesięcioleci. W środku ściany wznosiły się pionowo do góry, cegły przylegały równo jedna do drugiej, podłogi były w całkiem niezłym stanie, a drzwi – dobrze zamknięte. Pomiędzy drewnem a kamieniami Domu na Wzgórzu zalegała głucha cisza, a to, co po nim chodziło, chodziło samotnie.
Nazywam się Mary Katherine Blackwood. Mam osiemnaście lat i mieszkam z siostrą Constance. Często myślę, że przy odrobinie szczęścia mogłam u...
Nazywam się Mary Katherine Blackwood. Mam osiemnaście lat i mieszkam z siostrą Constance. Często myślę, że przy odrobinie szczęścia mogłam urodzić się wilkołakiem, bo dwa środkowe palce obu moich rąk są tej samej długości, ale muszę zadowolić się tym, czym obdarzyła mnie natura. Nie lubię mycia, psów i hałasu. Lubię moją sio¬strę Constance, Ryszarda Plantageneta i Amanita phalloides, muchomora sromotnikowego. Reszta mojej rodziny nie żyje.