Ostatni raz Helga Flatland 
Monika Bruder
ocenił(a) na 81 godz. temu Ostatni raz Helgi Flatland w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej.
Książka ta od pierwszych stron wzbudzała we mnie ogromne emocje, rozczulała mnie z każdym rozdziałem, wpędzając mnie w tęsknote za bliskimi.
Matka i córka – relacje kobiet nie są łatwe od zawsze, tłumiony przez lata żal do siebie, niewyjaśnione sprawy i niewypowiedziane słowa. Punktem zwrotnym staje się nieuleczalna choroba Anne – matki, która pozostawia jej zaledwie kilka miesięcy życia. Cała rodzina musi zmierzyć się z odejściem najbliższej osoby, nadrobić stracony czas, kiedy już tak naprawdę go nie ma.
Autorka wspaniale pokazuje nam świat widziany oczami matki i córki Sigrid, dialog pomiędzy tymi dwoma kobietami, przepełniony jest miłością, tęsknotą, ale też żalem za sprawy z przeszłości.
Bardzo doceniam to, jak w książce ukazane są te trudne emocje, z którymi tak naprawdę mierzy się każdy z nas, często w sposób bezkompromisowy.
Perfumeria na rozstaju dróg Magdalena Witkiewicz 
Keskilenae
ocenił(a) na 71 godz. temu Książka Magdaleny Witkiewicz jest jak robiona szydełkiem chusta - dopiero kiedy powstanie całość, kiedy podomyka się ostatnie oczka, można zobaczyć jej subtelny wzór. Liczne wątki- początkowo pozornie porozrzucane bezładnie, na końcu zostają pięknie połączone, a wszystko wskakuje na swoje miejsce. Historia Laury znajduje wreszcie swój szczęśliwy koniec.
Moją ulubioną bohaterką (zapewne nie tylko moją) jest rezolutna Gabrysia, córka głównej bohaterki. Jej szczerość i bezpośredniość, jej przemyślenia i rozmowy z mieszkańcami Małej Przytulnej są w stanie wywołać usmiech na twarzy czytelnika.
Dla mnie ta powieść to swoisty plasterek na serce, odtrutka na smutne i szare dni.
Ślepnąc od świateł Jakub Żulczyk 
Zalas
ocenił(a) na 41 godz. temu Matko Boska.
Gdyby nie to, że miałem to na audiobooku w robocie to bym przez te książkę nie przebrnął czytając ją w klasyczny sposób.
Sama historyjka w sobie jest spoko całkiem, ale po wycięciu dziwnych rozkmin autora, to nie wiem czy zostało by jej 100 stron... Autor nie zna synonimów do słowa "jak", później w książce się trochę ogarnął ale przez pierwsze rozdziały słowo "jak" padło z milion razy. I te dziwnie nic nie określające porównania do niczego po których nie rysuje się żaden obraz tylko ma się takie "yyyyy.... aha" . Po prostu tragedia według mnie. Męczyłem się strasznie z tą książką. Jest chyba najgorsza pod względem stylistyki książka z jaką miałem okazje obcować. Dla takiego małego porównania powiem, że zacząłem się zagłębiać w literature Tolkiena i efekt jest taki jakby ktoś z leżenia na krawężniku przeniósł mnie na łóżko wodne czy inny wygodny materac XD
Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku Zbigniew Rokita 
Dariusz Okoń
ocenił(a) na 01 godz. temu Recenzja także na moim blogu www.PozaLogika.pl oraz IG: @dariusz_0k
Piszę tytuł tej książki - "Kajś", autokorekta poprawia na słowo "jakiś". Lepszego przykładu na to, o czym jest książka Zbigniewa Rokity, nie mógłbym wymyśleć. Bo z językiem śląskim, bo z postrzeganiem Śląska tak jest: poprawianie, korygowanie, a najlepiej pominięcie. Już choćby w warstwie języka (a język, jak wszak wiadomo, buduje obraz świata). Między o tym jest znakomity reportaż "Kajś".
Fascynująca to opowieść ale i trudna ze względu na wskazane tu wydarzenia opowieść o ludziach i miejscach, które są chyba asekuracyjnie pomijane w miejsce zrozumienia. Bo wyłania się z tego reportażu opowieść o tym, że lepiej temu "mainstreamowi" - mediom, władzy tej czy innej, ogólnopolskim historykom (z wyjątkami) nad Śląskiem się nie pochylać, nie próbować rozumieć, poznawać. Zbigniewowi Rokicie nie tylko się chciało, ale i udało, opowiedzieć o Górnym Śląsku, czasem przez pryzmat historii, czasem przez mentalność, przez samopostrzeganie się mieszkańców tych terenów. Jeśli już nawet ktoś myślał, że rozumie Śląsk (a pewnie to nieliczna grupa),ta książka ten obraz zburzy, bo zada sporo pytań i pozostawi je otwartymi, bo to pytania do przepracowania przez chyba nas wszystkich. Gorzkość tej opowieści jednak polega na tym, że te pytania istnieją od dekad, a do głosu nie chce nikt się zgłosić. To opowieść, która snuje się i ciągle wykracza w bok by pokazać jeszcze jakiś trop, jakieś zjawisko. Historia rodzinna jako soczewka przez którą jest pokazana szersza historia tego obszaru, który trudny nawet dla mieszkańców był do sklasyfikowania, opowiedzenia się, sprawiał problemy tożsamościowe. Przebija tu też szczerość autora w kontekście też i własnej historii, ale i wobec Śląska i śląskości w ogóle. Narracja zahacza wielokrotnie o coraz nowsze tematy, rozmówców, od rodzinnego śledztwa autora po nieprzepracowane tematy naszej współczesności, naszej polskości, jak obozy pracy, jak okres II wojny światowej, jak nasze postrzeganie Śląska i śląskości. No właśnie: nasze. Nasze, czyli z podziałem "my - reszta" i "oni"? Czy "nasze" jako "my wszyscy"? Najczęściej ta niewiadoma, niestety, pojawia się już na gruncie języka, a my tu jeszcze mamy coś bardziej namacalnego: tożsamość, geografię, codzienne postrzeganie. Szalenie ważna książka, wydana w 2020 roku i na szczęście doceniona.
Deficyt niebieskich migdałów Agnieszka Zakrzewska 
visa77
ocenił(a) na 71 godz. temu Jeśli lubicie biografie w niestereotypowym stylu, to ta książka jest właśnie dla Was.
Agnieszka Zakrzewska w bardzo ciekawy sposób przedstawia postać, która w szczególności, doskonale znana jest w gronie lubujących się w poezji, chociaż nie tylko. Bo któż nie słyszał o Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej? Mimo że słyszałam, to jakoś i tak nie było mi po drodze z poezją.
Już na pierwszy rzut oka widać, ile pracy autorka włożyła w napisanie tej powieści. Czytając ją miałam wrażenie jakby p. Agnieszka opowiadała mi historię kogoś, kogo doskonale zna, i chce abym i ja poznała, co muszę przyznać udało się.
Za sprawą "Deficytu niebieskich migdałów" autorka sprawiła, że z zaciekawieniem zanurzyłam się w świat artystów, w którym dojrzewała Maria, zwana przez wszystkich Lilką. Jak się okazuje, razem z siostrą były rozpieszczonymi przez Tatka pannami, łamiącymi wszelakie konwenanse. Przerzucając kolejne strony, wyłonił mi się obraz kobiety barwnej jak ptak, który wcale nie da się zamknąć w klatce. Nie dla niej bycie przykładną żoną czy matką. Ceniła sobie wolność i niezależność. Kochała i chciała być kochaną.
Bardzo cieszę się, że dzięki p. Agnieszce mogłam w taki właśnie sposób poznać poetkę dwudziestolecia międzywojennego.
Myślę że każdy kto po tę powieść sięgnie, będzie nią oczarowany. Polecam!