-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2021-11-17
2021-09-15
Bardzo ucieszyła mnie ta książka. Tak bardzo, że gdy tylko odpakowałam ją z urodzinowego papieru, od razu postanowiłam przesunąć ją prawie na szczyt mojej czytelniczej listy. Zaczęła się obiecująco. Ironia Konwickiego w pierwszym zdaniu wywołała radość moich myśli na to co będzie dalej. Jakże mnie to optymistycznie nastawiło. Jednak po kilku stronach wspomnień Marii Konwickiej, czar prysł. 😔
Nie znajdziemy w tej książce afirmacji życia, przyjemnych, nostalgicznych wspomnień z lat dziecinnych, a nawet jeżeli takowe się przydarzą giną w natłoku narzekań i utyskiwań autorki. Niestety.
Liczyłam na pełne uroku wspomnienia córki o swojej rodzinie, na miarę Moniki Żeromskiej czy Kiry Gałczyńskiej. Zawiodłam się. Dostałam fragmenty mistycznych, metafizycznych i ezoterycznych przemyśleń autorki, z którymi zupełnie mi nie po drodze.
Jednak mimo dość przygnębiającej tonacji, wyłania się w tych wspomnieniach sporo normalnego, rodzinnego życia Konwickich i Leniców.
Więcej zdecydowanie przeczytamy o rodzinie i artystycznym rodowodzie matki autorki, niż ojca; co w ostatecznym rozrachunku uznaję za duży plus, mimo iż na początku, i po cichu, liczyłam na genealogię ze strony ojca.
Ojca w tekście Konwickiej również jest sporo. Autorka – córka przytacza wiele fragmentów z jego książek, głównie z „Kalendarza i kepsydry”, wspomina coroczne wakacje w tamtych PRL – owskich, wcale nie ekskluzywnych Chałupach, no może, ekskluzywnych jedynie towarzysko. Opisuje też zażyłość między rodzicami, opowiada trochę o siostrze i o kocie Iwanie, a także pokazuje starość ojca i jego ostatnie lata życia.
W początkach lektury, drażniły mnie amerykańskie perypetie Marii Konwickiej, bo niekoniecznie o nich chciałam czytać w tej książce, ale relacje bohaterki, jej spotkania i wspomnienia związane z Elżbietą Czyżewską bardzo mnie zainteresowały.
Denerwujące opisy i szczegóły ulic Manhattanu też mnie irytowały, bo nie będąc (jeszcze 😉) w NY nie ciekawiło mnie to wcale na jakich rogach, których ulic, oni wszyscy się spotykali. Pod koniec jednak i to się zmieniło. Postanowiłam, korzystając z cudów współczesnej technologii (mapa w Google’ach 🤪) podejrzeć te wszystkie miejsca i przyznam, że bardzo mnie ten wirtualny spacer po Manhattanie pochłonął, i co ciekawe - spodobał się. 😊
Po lekturze tej książki zostaję z hasłem używanym często przez Konwickiego, które od razu wpadło mi w oko i które powoli zaszczepiam na gruncie domowym, a brzmi ono: „co sami wiecie, a ja rozumiem”.
Jeżeli niestraszna Wam zgorzkniało – zrzędliwa tonacja i wizja świata schodzącego na psy 😉 – polecam dla wymienionych powyżej ciekawostek. 😊
Bardzo ucieszyła mnie ta książka. Tak bardzo, że gdy tylko odpakowałam ją z urodzinowego papieru, od razu postanowiłam przesunąć ją prawie na szczyt mojej czytelniczej listy. Zaczęła się obiecująco. Ironia Konwickiego w pierwszym zdaniu wywołała radość moich myśli na to co będzie dalej. Jakże mnie to optymistycznie nastawiło. Jednak po kilku stronach wspomnień Marii...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-30
WYZWANIE CZYTELNICZE VI 2021
Książka z ilustracjami lub zdjęciami
Tę niezwykłą historię misia - żołnierza Armii Andersa znam nie od dziś.
Porządkując domową biblioteczkę zebrałam wreszcie, poupychane w różnych miejscach, wszystkie książki o Wojtku. Okazało się, że jest ich pięć. Łączy je główny bohater, jednak wiek odbiorcy, do którego utwór jest przeznaczony, forma i autor - w każdym z tych pięciu egzemplarzy jest inny.
Jako pierwsze pod nóż krytyki poszły „Przygody misia Wojtka, dzielnego żołnierza” w wydaniu komiksowym.
Zdecydowanie są one przeznaczone dla najmłodszego czytelnika, któremu, dzięki świetnym rysunkom Krzysztofa Kokoryna, przybliżymy koleje życia walecznego misia.
Na 27. kartach książeczki panuje niezmiennie ten sam układ. Każdą lewą stronę wypełnia ilustracja w dużym formacie (34 x 24 cm), a prawą - sześć prostokątnych, obrazkowych okienek. Pod każdym z nich znajduje się czterowersowy rymowany komentarz do ilustracji.
Ilustracje są wspaniałe. Wyraziste, plastyczne i przykuwające uwagę. Nie ma tu skomplikowanej kreski i zbyt wielu detali. Kolory oddają istotę żołnierskiego losu i doskonale komponują się z mijanymi na szlaku bojowym krajobrazami. Dominuje barwa oliwkowa, brąz, wojskowa zieleń i beż. Mimo poważnej, wojennej tematyki z rysunków bije duża dawka humoru i wspaniałej zabawy, którą jak widać, niesforny niedźwiadek funduje żołnierzom w tych trudnych wojennych czasach.
I tylko szkoda, że treść nie dorównuje obrazkom.
Sama historia w wersji fabularnej jest bez zarzutu, w zgodzie z faktami, ale te rymy… 🙄 Psują przyjemność poznawania pełnej przygód historii. Dla mnie rytm „wiersza” i te rymy właśnie stanowią ogromną przeszkodę w odbiorze.
Dlatego niestety tylko pięć ⭐️
PS
Dzieciom jednak rymy nie przeszkadzały i całość bardzo się podobała. 😉
WYZWANIE CZYTELNICZE VI 2021
Książka z ilustracjami lub zdjęciami
Tę niezwykłą historię misia - żołnierza Armii Andersa znam nie od dziś.
Porządkując domową biblioteczkę zebrałam wreszcie, poupychane w różnych miejscach, wszystkie książki o Wojtku. Okazało się, że jest ich pięć. Łączy je główny bohater, jednak wiek odbiorcy, do którego utwór jest przeznaczony, forma i...
2021-11-04
Najbardziej podobał mi się w tej powieści język.
Sugestywne opisy, trafne i działające na wyobraźnię zdania pełne sentencjonalnych przekazów skrojone delikatnie i subtelnie.
Fabularnie działo się również nieźle, chociaż czasami wyczuwałam drobne rysy w układzie wydarzeń i nawet trudno mi to wytłumaczyć dlaczego, ale nie zawsze wszystko mi "stykało".
Mimo chęci, nie potrafiłam utożsamić się z główną bohaterką. Na szczęście jej ewolucja w naprawieniu relacji z córką ociepliła nieco jej wizerunek.
Moją uwagę przykuwały wszystkie kulinarne akcenty. Te orientalnie i zagadkowo brzmiące nazwy potraw, zamawiane w restauracjach dania, z którymi nigdy wcześniej się nie zetknęłam; no może poza zupą z groszku; 😉 wyzwalały we mnie natychmiastową potrzebę ich wygooglowania i chociaż wzrokowego posmakowania.
Książka zostawiła dużo pozytywnych wrażeń, ale bez zachwytów do utraty tchu.
Oczywiście polecam, ku wyrobieniu własnej opinii.😊
Najbardziej podobał mi się w tej powieści język.
Sugestywne opisy, trafne i działające na wyobraźnię zdania pełne sentencjonalnych przekazów skrojone delikatnie i subtelnie.
Fabularnie działo się również nieźle, chociaż czasami wyczuwałam drobne rysy w układzie wydarzeń i nawet trudno mi to wytłumaczyć dlaczego, ale nie zawsze wszystko mi "stykało".
Mimo chęci, nie...
2021-04-06
2021-12-17
Niemożebnie mnie te polskie dzieje ubawiły. Charakterystyka polskich władców - przednia.
Moimi faworytami została królowa Bona i Zygmunt Stary. W wielu momentach miałam wrażenie, że Kabaret „Neonówka” tchnie podobną stylistyką. Czyżby sobie trochę Wiecha, z Wiecha przykaraulił? 😉
A po lekturze zostałam z gotowym zwrotem do charakterystyki postaci: „honorowy do obrzydliwości”. 😉
Niemożebnie mnie te polskie dzieje ubawiły. Charakterystyka polskich władców - przednia.
Moimi faworytami została królowa Bona i Zygmunt Stary. W wielu momentach miałam wrażenie, że Kabaret „Neonówka” tchnie podobną stylistyką. Czyżby sobie trochę Wiecha, z Wiecha przykaraulił? 😉
A po lekturze zostałam z gotowym zwrotem do charakterystyki postaci: „honorowy do...
2021-08-02
Cała opowieść jest niestety tendencyjna i przewidywalna.
Postaci przerysowane do bólu. Kryształowo czyste, wzniosłe, nieskazitelne lub wyrachowane, interesowne i bezduszne. A najgorsza z nich wszystkich była ciotka Lavinia.
W dodatku lektorka chcąc wspiąć się na wyżyny przesadziła ze swoją ekspresją. Między innymi, w próbie nadania każdemu bohaterowi innego, charakterystycznego dla niego głosu.
Dodatkowo czytanie wszystkich wyrazów kończących się na -ia jako -yja irytowało niepomiernie - komedyja, kwestyja, koligacyja, licytacyja, waryjat, etc., etc.
I co gorsza, przez jakiś tydzień, sama nie mogłam się uwolnić od takiego myślenia i wiele razy wyrywało mi się żartobliwie do dzieci: kolacyja gotowa albo jaką masz lekcyję? ;)
I mimo iż obecnie w niewielu książkach można natrafić na tak wyrafinowane słowo jak - splin, 😉 to nie przetrwała próby czasu ta historyja.
Cała opowieść jest niestety tendencyjna i przewidywalna.
Postaci przerysowane do bólu. Kryształowo czyste, wzniosłe, nieskazitelne lub wyrachowane, interesowne i bezduszne. A najgorsza z nich wszystkich była ciotka Lavinia.
W dodatku lektorka chcąc wspiąć się na wyżyny przesadziła ze swoją ekspresją. Między innymi, w próbie nadania każdemu bohaterowi innego,...
2021-06-15
Przeczytałam, obejrzałam i ochłonęłam.
Dałam sobie czas na przemyślenia i ich usystematyzowanie.
Mimo tego nadal jestem poruszona.
Nigdy nie przypuszczałam, że „Popiół i diament” wywrze na mnie jakiekolwiek pozytywne wrażenie. Byłam nastawiona na sprawną i na miarę uszytą propagandową agitkę, szczególnie, że Andrzejewski napisał powieść na zlecenie i to nie byle kogo, bo wysoko postawionych agentów UB.
Z tego względu przed laty, gdy wydawałoby się, że do lektury dorosłam, nie miałam nawet zamiaru jej czytać, bo uznałam ją za kłamliwą i szkodliwą, godzącą w dobre imię moich ówczesnych ideałów.
Jednak sam tytuł zawsze był dla mnie piękny i pociągający, i mimo wszystko nieobojętny. Dlatego tak po prostu z dnia na dzień stwierdziłam, że chcę mieć to za sobą. Chcę w końcu poznać tę ułomną ideologicznie wersję budowania powojennej rzeczywistości
Nastawienie miałam jak przed laty wyjątkowo krytyczne.
A jednak.
Obraz zniszczonego wojną miasta, marazm i opis drogi, którą jechało wojskowe auto, nagle bardzo mocno nasunął mi skojarzenie z klimatem i stylistyką niektórych opowiadań Odojewskiego z „Kwarantanny”. Mały przebłysk, ale już na początku pozytywny i zaskakujący.
Kolejne strony przyniosły to, czego oczekiwałam: nudne, męczące i stereotypowe opisy i charakterystyki występujących bohaterów.
I poza tym odojewszczyzną pachnącym początkiem do momentu bankietu w „Monopolu” nie było w tej powieści nic, co pobudziłoby mnie do głębszych refleksji.
Wątek Kosseckiego (ojca) tylko mnie drażnił.
Relacje braci Kosseckich - między sobą i matką - zasmuciły i przygnębiły, ponieważ spojrzałam na nie z mojego prywatnego matczynego punktu widzenia. Jeśli jednak spojrzeć na nie z perspektywy poniższego opisu: „Urodziła dwóch zdrowych synów, mąż jej nie zdradzał, doczekała się tytułu sędziny i związanej z tym tytułem sytuacji towarzyskiej, miała służącą i futro, na koniec własna willę… czegóż, na Boga, chcieć mogła jeszcze?”
No właśnie, czegóż więcej chcieć?!
I tak jak wspomniałam powyżej, do momentu bankietu w „Monopolu” nie poruszyło i nie zachwyciło mnie w tej powieści wiele.
Jednak polonez A-dur (Tam – ta – tam. Ta – ra – tata – tata - tatam) w wykonaniu pijanej zbieraniny ówczesnej „elity”, a zaprojektowany przez ostrowieckiego impresaria zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie potrafię wskazać co pierwsze przyszło mi do głowy czy „Pan Tadeusz”, czy „Wesele” i jego symbolika. Dla mnie ta scena – w swej przewrotności – jest swoistym katharsis. Nagle akcja przyspiesza, wydarzenia nabierają tempa i zmierzają ku nieuchronnemu zakończeniu.
Andrzejewski jednak wielkim pisarzem był. Nawet w tym uknutym i zaplanowanym na indoktrynację tekście widać jego kunszt literacki.
Dla tego opisu poloneza i jego siły rażenia warto poznać „Popiół i diament”, ale wcześniej trzeba przeczytać „Diament odnaleziony w popiele” Kąkolewskiego, żeby mimo wszystko nie wpaść w sidła komunistycznej intrygi.
Z drugiej strony, w dzisiejszych czasach świadomy historycznie czytelnik potrafi oddzielić ziarno od plew.
Na wielu zdaniach Andrzejewskiego moje oko samo zatrzymywało się na dłużej i czerpałam autentyczną przyjemność z tych słownych konstrukcji i ich siły wyrazu i przekazu. Mam wielką ochotę na więcej jego prozy. Tej własnej, niewymuszonej, bez narzuconego tematu, schematu i kierunku ideowego.
A film…
Cóż, również bardzo mi się podobał mimo (zrozumiałych) cięć fabularnych, ale za to z dodanym wątkiem syna Szczuki jako partyzanta.
Świetnie zagrane role.
No i te płonące kieliszki. Warto je było zobaczyć. Wreszcie wiem o co w tej scenie chodziło. 😉
Czekałam na poloneza i chciałam skonfrontować go z książkowym opisem. Nie zawiodłam się. Obie interpretacje (i literacka, i filmowa) to mocne, symboliczne akcenty. W filmie mogłam dodatkowo usłyszeć te wszystkie fałszywe i nieczyste tony, które odarły poloneza z jego pięknej i czystej nuty.
PS
Wracając do książki. Mnie niestety trafiło się fatalne wydanie, którego nie polecam. Jest to szkolne wydanie (GREG z 2004 r.) z opracowaniem na końcu i z wtrąceniami na marginesach typu: Podgórski – wygląd, miejsce akcji – wygląd Ostrowca, etc. Ależ mnie to uwierało i drażniło podczas czytania. Ponadto czcionka najmniejsza z możliwych (z mniejszą spotkałam się tylko w „Annie Kareninie” wydanej przez Zieloną Sowę), a tekst wypełnia szczelnie stronę wszerz i wzdłuż – mordęga i ciężka harówka dla oczu.
Przeczytałam, obejrzałam i ochłonęłam.
Dałam sobie czas na przemyślenia i ich usystematyzowanie.
Mimo tego nadal jestem poruszona.
Nigdy nie przypuszczałam, że „Popiół i diament” wywrze na mnie jakiekolwiek pozytywne wrażenie. Byłam nastawiona na sprawną i na miarę uszytą propagandową agitkę, szczególnie, że Andrzejewski napisał powieść na zlecenie i to nie byle kogo,...
2021-04-15
2021-09-11
Niejednoznaczna.
Myślę, że każdy oceni ją miarą swojej wrażliwości.
Nie wiem dlaczego, ale mnie zabrakło wiary w szczerość intencji autora.
Przedstawienie rozziewu między bogactwem, a biedą w Indiach nie zaskoczyło mnie, wiem bowiem, że życie w tym kraju nie toczy się tak, jak w baśniach z tysiąca i jednej nocy, ale poniższa wypowiedź (usprawiedliwienie?🤔) wcale mnie nie przekonała.
„Ja tylko chciałem być człowiekiem a do tego wystarczyło jedno morderstwo”.
Po przeczytaniu książki polecam film.
Warto porównać i nałożyć na siebie obie warstwy - literacką i filmową.
Niejednoznaczna.
Myślę, że każdy oceni ją miarą swojej wrażliwości.
Nie wiem dlaczego, ale mnie zabrakło wiary w szczerość intencji autora.
Przedstawienie rozziewu między bogactwem, a biedą w Indiach nie zaskoczyło mnie, wiem bowiem, że życie w tym kraju nie toczy się tak, jak w baśniach z tysiąca i jednej nocy, ale poniższa wypowiedź (usprawiedliwienie?🤔) wcale mnie nie...
2021-03-02
2021-12
Naprawdę jest to czarna, czarna książka, z szarymi refleksami i z krótkimi linijkami białego tekstu.
Jej treść przypomina mi znane z dziecięcych kolonii opowiastki budujące napięcie, z jakże wyczekiwanym eksplodującym na końcu "przerażającym" efektem.
Podczas pierwszego czytania "Czarnej książki" była u nas wielka ciekawość tego, do czego to wszystko zmierza, a obecnie, za każdym kolejnym razem towarzyszy nam dobra zabawa i możliwość ćwiczenia głoski "r". ;)
No i wachlarz interpretacyjny ostatniego obrazka jest przebogaty.
Warto, dla odmiany, mieć tę książeczkę w dziecięcej biblioteczce.
Naprawdę jest to czarna, czarna książka, z szarymi refleksami i z krótkimi linijkami białego tekstu.
Jej treść przypomina mi znane z dziecięcych kolonii opowiastki budujące napięcie, z jakże wyczekiwanym eksplodującym na końcu "przerażającym" efektem.
Podczas pierwszego czytania "Czarnej książki" była u nas wielka ciekawość tego, do czego to wszystko zmierza, a obecnie,...
2021-10-26
WYZWANIE CZYTELNICZE X 2021
Książka napisana przez laureata/laureatkę Nagrody Nobla
Dla mnie ta książka to takie studium geograficzno - historyczno - społeczne.
Nieco dzienna i nieco nocna lektura.
Czytałam i nie mogłam oderwać się od tych melancholią i snem podszytych kartek.
Wieloaspektowa. Sentencjonalna.
Niby zwykła, ale jakby działa się w innym wymiarze.
PS
Niekoniecznie jestem fanką zapamiętywania, zgłębiania i analizowania snów. Po prostu nie przywiązuję do nich wagi. Widać, jeszcze się do nich nie obudziłam. 😉
I na początku, gdy o tych snach było jakby więcej i dosadniej, to może, nie, że zwątpiłam, ale miałam tak samo podniesione oczy do góry 🙄 jak u Marii Konwickiej w „Byli sobie raz”.
Jak dla mnie, sama istota śnienia traktowana jest zbyt serio i z namaszczeniem, i to mnie uwierało. Bo na przykład w „Fimie”, jego brązowy notesik do zapisywania snów, czekający co noc pod stertą gazet na podłodze wcale mi nie przeszkadzał i nie drażnił.
Ale, co kto lubi. 😊
Mimo, że te sny mi trochę doskwierały, bardzo polecam książkę, uważam, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. 😊
WYZWANIE CZYTELNICZE X 2021
Książka napisana przez laureata/laureatkę Nagrody Nobla
Dla mnie ta książka to takie studium geograficzno - historyczno - społeczne.
Nieco dzienna i nieco nocna lektura.
Czytałam i nie mogłam oderwać się od tych melancholią i snem podszytych kartek.
Wieloaspektowa. Sentencjonalna.
Niby zwykła, ale jakby działa się w innym wymiarze.
PS...
2021-10-13
Ciężko było rozstać się z Fimą. Im bliżej końca, tym trudniej.
Ileż w tej niepozornej fabularnie prozie egzystencjalnych przemyśleń.
Ileż rzeczy Fima mógłby…
Ileż razy łapałam się na tym, że ja też mogłabym.
I zgadzam się z bohaterem, że między jawą a snem jest trzeci stan.
Polecam, nie tylko miłośnikom Oza.
Estetom może się nie spodobać. 😉
Ciężko było rozstać się z Fimą. Im bliżej końca, tym trudniej.
Ileż w tej niepozornej fabularnie prozie egzystencjalnych przemyśleń.
Ileż rzeczy Fima mógłby…
Ileż razy łapałam się na tym, że ja też mogłabym.
I zgadzam się z bohaterem, że między jawą a snem jest trzeci stan.
Polecam, nie tylko miłośnikom Oza.
Estetom może się nie spodobać. 😉
2021-12-15
Wiech rządzi!
I w powyższym zdaniu mieści się cały mój zachwyt nad językiem, humorem i opisem przeróżnych sytuacji "Cafe pod Minogą".
Jakąż ta historia pana Aniołka i jego wiernych kompanów wywołała we mnie nostalgię, do czasów mi nieznanych, dawno minionych, ale bliskich emocjonalnie.
Żal było rozstać się z tą wyjątkową ekipą, dlatego czym prędzej rozejrzałam się za "Maniusiem Kitajcem i jego ferajną" czyli kontynuacją przygód bohaterów "Cafe pod Minogą".
Moim zdaniem żaden inny lektor nie zaprezentowałby tej książki tak genialnie jak Zbigniew Buczkowski.
Za to, dodatkowy plus.
Mój ulubiony fragment, to rozdział, w którym poznajemy mieszkańców pałacu w Koziedubkach - koniecznie przez "b" i ich zachowanie podczas rozmowy o przyjezdnych z Warszawy uchodźcach. Fantastycznie oddany komizm postaci. Rodem z Fredry. ;) Odsłuchałam dwa razy i jestem zachwycona konstrukcją całej tej sceny.
Już nie zliczę całej gamy powiedzonek i wyrażeń, bo jest w czym wybierać: zakaraulić, oraz: także, a jakże - to jedne z moich ulubionych. :)
Polecam wszystkim, lubiącym klimat nieistniejacej już Warszwy. Warszawy sprzed 80 lat.
Polecam też wszystkim tym, lubiącym niekoniecznie śnieżnobiałych bohaterów. Jednak o szczerozłotych sercach i zachowaniu nie do podrobienia.
@Mister Oizo dziękuję za natchnienie. :)
Wiech rządzi!
I w powyższym zdaniu mieści się cały mój zachwyt nad językiem, humorem i opisem przeróżnych sytuacji "Cafe pod Minogą".
Jakąż ta historia pana Aniołka i jego wiernych kompanów wywołała we mnie nostalgię, do czasów mi nieznanych, dawno minionych, ale bliskich emocjonalnie.
Żal było rozstać się z tą wyjątkową ekipą, dlatego czym prędzej rozejrzałam się za...
2021-12-28
WYZWANIE CZYTELNICZE XII 2021
Przeczytam książkę z motywem śniegu
Mnie ta książka ani nie porwała, ani nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań. 😔
Najbardziej podobała mi się okładka i tytuł.
Mimo ujęcia ważnego dla Słowian fragmentu historii II wojny światowej, w tym wypadku aneksji Litwy przez mega mocarstwo Stalina i zesłania litewskiej inteligencji na najdalszą Północ, sposób przedstawienia wydarzeń, bardzo mocno mnie rozczarował, bo obraz tragedii tych ludzi, moim zdaniem jest spłycony i uproszczony.
Od około 140 strony czułam narastającą frustrację wywołaną sposobem opisywania życia zesłańców w ałtajskim obozie pracy, a ich pobyt nad Morzem Łaptiewów (docelowy i najdłuższy czasowo) rozpoczyna się mniej więcej na 260 stronie - na 320 stron całej książki. 🙄
Trudny i ciężki emocjonalnie fragment historii, mamy podany tutaj w uładzonej i nośnie napisanej stylistyce pop.
Powieść zdecydowanie dla młodszego (młodzieżowego) czytelnika, pod warunkiem, że będzie on zgłębiał temat i nie poprzestanie jedynie na tym tytule.
Nie polecam znawcom tematu i miłośnikom literatury, na przykład Sołżenicyna.
Korzystając z dobrodziejstwa metody - klin klinem, zamierzam zabrać się wkrótce za „Litwini nad Morzem Łaptiewów” i mam nadzieję tam, znaleźć to, czego szukałam w „Szarych śniegach…”.
WYZWANIE CZYTELNICZE XII 2021
Przeczytam książkę z motywem śniegu
Mnie ta książka ani nie porwała, ani nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań. 😔
Najbardziej podobała mi się okładka i tytuł.
Mimo ujęcia ważnego dla Słowian fragmentu historii II wojny światowej, w tym wypadku aneksji Litwy przez mega mocarstwo Stalina i zesłania litewskiej inteligencji na najdalszą...
2021-01-05
2021-01-05
Ot nieskomplikowana i przewidywalna kocia historyjka.
Taka jedna z wielu.
Przeczytaliśmy ją z moimi młodszakami w kilka wieczorów, ale niestety nie zauroczyła nas i przeszła bez echa.
Zabrakło mi w niej głębi.
Niby ciekawa opowieść i milutki kotek, ale wszystko takie powierzchowne, banalne, jakby powstałe na już wcześniej wykorzystanej matrycy.
Niestety nie nasze klimaty.
Ot nieskomplikowana i przewidywalna kocia historyjka.
Taka jedna z wielu.
Przeczytaliśmy ją z moimi młodszakami w kilka wieczorów, ale niestety nie zauroczyła nas i przeszła bez echa.
Zabrakło mi w niej głębi.
Niby ciekawa opowieść i milutki kotek, ale wszystko takie powierzchowne, banalne, jakby powstałe na już wcześniej wykorzystanej matrycy.
Niestety nie nasze klimaty.
2021-01-22
2021-02-06
Po wysłuchaniu tego reportażu ciężko mi zebrać wszystkie refleksje w spójną całość. W mojej głowie trwa gonitwa myśli. Niestety gonitwa do ślepych zaułków, rodem z brazylijskich faweli.
I trudno jest mi znaleźć jakikolwiek pomysł na to jak pomóc tym ludziom uwierzyć, że nie żyją naprawdę, że mają tylko takie wrażenie. Jak ich przekonać, że można żyć inaczej, po swojemu, bez oglądania się na kogokolwiek, a przede wszystkie mieć wybór.
Tylko jak pomóc zapewnić im takie życie?
Niestety nie widzę wyjścia z tego zaułka. 😔
Początek reportażu dość przeładowany nazwami poszczególnych faweli, rządzących nimi na przestrzeni lat frakcji i nazwiskami kolejnych przywódców, ale dzięki temu uzyskujemy chronologię i ogólne pojęcie o prawach i zasadach rządzących w fawelach.
Trzeba przez niego przebrnąć, by dotrzeć do sedna, poznać specyfikę i funkcjonowanie tego żyjącego poza nawiasem dobrobytu społeczeństwa.
Według mnie, to wiarygodny i obiektywny tekst. Nie wyczułam w nim stronniczości, czy opowiadania się po jakiejkolwiek stronie. Bez niepotrzebnej ckliwości, bez szukania taniej sensacji. Rzeczowo, sumiennie, z dbałością o detale. I to bardzo w tym tekście autora mi się podobało. Jakość.
Polecam.
Po wysłuchaniu tego reportażu ciężko mi zebrać wszystkie refleksje w spójną całość. W mojej głowie trwa gonitwa myśli. Niestety gonitwa do ślepych zaułków, rodem z brazylijskich faweli.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toI trudno jest mi znaleźć jakikolwiek pomysł na to jak pomóc tym ludziom uwierzyć, że nie żyją naprawdę, że mają tylko takie wrażenie. Jak ich przekonać, że można żyć inaczej, po swojemu,...