-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2022-12-12
2022-06-13
Książkę tę moja córka dostała na zakończenie roku szkolnego. Przeczytałyśmy ją razem. Dałyśmy jej pierwszeństwo, pomijając stojące w kolejce inne lektury. Po przeczytaniu, ja miałam bardzo mieszane uczucia, a córka w sumie też nie wiedziała co myśleć. Najpierw śmiała się z rozkapryszonego bohatera, dziwiła ją jego płaczliwość, ale na końcu, zrobiło się jej żal nosorożca.
Dzieci, które są docelowym odbiorcą książeczki, mimo wszystko kibicują temu biednemu nosorożcowi i chcą żeby to jego wielkie marzenie się spełniło, a tu… klops. Kołakowski umiejętnie ściąga nosorożca na ziemię. Pardon. Do wody. A ci rybacy, krzyczący: „dość już tego”.🙄 Tak jakby ten biedak robił coś złego. On tylko chciał zrealizować swoje marzenie.
Mnie ta opowieść nauczyła tego, że marzenia to są po prostu kaprysy, niewarte realizacji. W dodatku nikt i nic nie pomoże ich spełnić. Mało tego, na końcu czeka kara.
Miało być żartobliwie, ale wyszło prześmiewczo. Sporo w tej historyjce złośliwej ironii.
Książkę tę moja córka dostała na zakończenie roku szkolnego. Przeczytałyśmy ją razem. Dałyśmy jej pierwszeństwo, pomijając stojące w kolejce inne lektury. Po przeczytaniu, ja miałam bardzo mieszane uczucia, a córka w sumie też nie wiedziała co myśleć. Najpierw śmiała się z rozkapryszonego bohatera, dziwiła ją jego płaczliwość, ale na końcu, zrobiło się jej żal nosorożca....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-07-29
Jakaż to była wspaniała przygoda. Wzruszająca i ściskająca serce z jednej strony, a z drugiej zabawna i pełna humoru.
Tym razem Makuszyński wykorzystał konwencję baśni, by dzięki niej przekazać ważne w życiu człowieka wartości.
I jak to w baśniach bywa, poznajemy wystawionego na przeogromne próby Janka, jego przybranego ojca – mędrca Witalisa i zabawnego diabła Piszczałkę, a po drodze jeszcze całą galerię przednich postaci, wątków i motywów baśniowych.
Szkoda, że „Przyjaciel…” należy do mniej znanych książek pisarza, bo mimo prawie swych stu lat trzyma się świetnie. Pewnie dlatego, że to baśń właśnie. A magia jest ponadczasowa. Nie czytałam nigdy „Przyjaciela…”, bo jako dziecko obejrzałam w kinie adaptację, która wywarła na mnie ogromne wrażenie, chyba nawet większe niż „Akademia pana Kleksa”, dlatego cieszę się niezmiernie, że przy odkurzaniu powieści Makuszyńskiego wróciłam również i do tej książki autora.
Jedna rzecz budzi tylko mój niepokój. Ciężar emocjonalny wyzwań postawionych przed Jankiem. Mnie samej dech zapierało w tych strasznych momentach, a co dopiero poczują współczesne, co wrażliwsze dzieci?
Sama przeprowadzę ten eksperyment, ponieważ zamierzam przeczytać „Przyjaciela…” mojej gromadce, w ramach pierwszej (powakacyjnej, wspólnej, na głos czytanej) domowej lektury. A że w tej książce jest tyle pól do dyskusji i rozmowy, to już nie mogę się doczekać ich interpretacji i wrażeń. :)
Dziewięć gwiazdek, może ciut na wyrsot, ale niech tak zostanie.
Jakaż to była wspaniała przygoda. Wzruszająca i ściskająca serce z jednej strony, a z drugiej zabawna i pełna humoru.
Tym razem Makuszyński wykorzystał konwencję baśni, by dzięki niej przekazać ważne w życiu człowieka wartości.
I jak to w baśniach bywa, poznajemy wystawionego na przeogromne próby Janka, jego przybranego ojca – mędrca Witalisa i zabawnego diabła...
2022-07-23
Tę książkę Makuszyńskiego chyba przegapiłam w dzieciństwie, bo nie mam jej w swoich notatkach z tamtych lat, a i treść zupełnie nic mi nie mówiła.
Czyta się przyjemnie, mimo, że już na początku wiemy, że wszelkie kolejne nieszczęścia zostaną zażegnane i że wszystko dobrze się skończy. Uwielbiam żartobliwy ton pisarza, jego dowcip językowy naprawdę bawi i wywołuje uśmiech. A promowanie uśmiechu, jako lekarstwa na zło, troski i kłopoty jest naprawdę cenne i wartościowe.
Świetny jest opis psa Draba i jego wiecznie nieczystych i podejrzanych zamiarów. Zdecydowanie Drab był moim ulubionym bohaterem razem z babcią, która sukcesywnie odejmując sobie lat, sama nie jest już ich pewna.
„Dokładnie nie wiedział nikt, ile ma lat, ale ona sama raz twierdziła, że ma sześćdziesiąt, a innym razem, że dziewięćdziesiąt dziewięć, lecz z właściwej sobie kokieterii nigdy nie chciała przekroczyć stu.”
„Irence przybyło trzy lata, a babce ubyło pięć, czyli – że naturalny porządek rzeczy został zachowany. Wedle tego magicznego obliczenia musiało kiedyś dojść do zupełnego wyrównania wieku”.
Ten sentymentalny powrót do młodzieżowych powieści Makuszyńskiego uważam za udany, a sama „Panna z mokrą głową” podobała mi się bardziej niż „Awantura o Basię”.
WYZWANIE CZYTELNICZE VII 2022
Przeczytam cienką książkę (mającą maksimum 200 stron)
Tę książkę Makuszyńskiego chyba przegapiłam w dzieciństwie, bo nie mam jej w swoich notatkach z tamtych lat, a i treść zupełnie nic mi nie mówiła.
Czyta się przyjemnie, mimo, że już na początku wiemy, że wszelkie kolejne nieszczęścia zostaną zażegnane i że wszystko dobrze się skończy. Uwielbiam żartobliwy ton pisarza, jego dowcip językowy naprawdę bawi i wywołuje uśmiech....
2021-12
Naprawdę jest to czarna, czarna książka, z szarymi refleksami i z krótkimi linijkami białego tekstu.
Jej treść przypomina mi znane z dziecięcych kolonii opowiastki budujące napięcie, z jakże wyczekiwanym eksplodującym na końcu "przerażającym" efektem.
Podczas pierwszego czytania "Czarnej książki" była u nas wielka ciekawość tego, do czego to wszystko zmierza, a obecnie, za każdym kolejnym razem towarzyszy nam dobra zabawa i możliwość ćwiczenia głoski "r". ;)
No i wachlarz interpretacyjny ostatniego obrazka jest przebogaty.
Warto, dla odmiany, mieć tę książeczkę w dziecięcej biblioteczce.
Naprawdę jest to czarna, czarna książka, z szarymi refleksami i z krótkimi linijkami białego tekstu.
Jej treść przypomina mi znane z dziecięcych kolonii opowiastki budujące napięcie, z jakże wyczekiwanym eksplodującym na końcu "przerażającym" efektem.
Podczas pierwszego czytania "Czarnej książki" była u nas wielka ciekawość tego, do czego to wszystko zmierza, a obecnie,...
1990-07-18
Makuszyński to pisarz, którego darzę wielkim sentymentem, miło więc było wrócić do „Awantury o Basię”.
Podczas czytania „po latach” książka wydała mi się o wiele mniej skomplikowana niż przedstawiało się to w dzieciństwie. 😉
Najbardziej podobał mi się początek, gdy cała przygoda zaczyna się dziać. Jednak gdy dochodzi do ostatecznego rozwiązania konfliktu opieki nad Basią zaczęło mi się dłużyć. Szkolne perypetie dziewczyny i samo zakończenie nie wzbudziło takich emocji i wzruszeń jak kiedyś.
Trudno tę książkę polecić w dzisiejszych czasach dzieciom, które niekoniecznie poczują klimat tamtych lat. Można do niej wrócić z sentymentu lub czytać wspólnie z dzieckiem, żeby dopowiedzieć mu co nieco i rozwiać ewentualne wątpliwości.
PS
Powyższa ocena zawyżona. 😉 Dodałam jeden punkt więcej i nazwę go punktem sentymentalnym. 😉
Makuszyński to pisarz, którego darzę wielkim sentymentem, miło więc było wrócić do „Awantury o Basię”.
Podczas czytania „po latach” książka wydała mi się o wiele mniej skomplikowana niż przedstawiało się to w dzieciństwie. 😉
Najbardziej podobał mi się początek, gdy cała przygoda zaczyna się dziać. Jednak gdy dochodzi do ostatecznego rozwiązania konfliktu opieki nad Basią...
1992-02-22
Jako dziecko zupełnie nie rozumiałam „Małego Księcia”. Przede wszystkim, na ilustracjach, zamiast słonia połkniętego przez węża, ja też, tak jak większość dorosłych (według pilota), widziałam dziwny kapelusz. I czułam się z tym źle, bo okazało się, że będąc dzieckiem - nie widziałam jak dziecko. Czułam się poza nawiasem. Wykluczona z tej historii. Fałszywie też brzmiał mi dorosły pilot i jego bratanie się z dziećmi. Na długo został mi uraz i niechęć do tej lektury.
Po latach dopiero zrozumiałam, że potraktowałam ją zbyt dosłownie i dlatego nie czułam przesłania, metafor i tych wszystkich złotych myśli.
I mimo iż z wiekiem, po kolejnych podejściach do opowiastki, ten ukryty sens do mnie dotarł i nawet mam ulubione sentencje, to nie przełamałam tego dystansu z dzieciństwa i „Mały Książę” nie należy do moich ukochanych książek.
A poniżej moje ulubione sentencje:
„Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś”
„Mały Książę odkrył drogę. A drogi prowadzą zawsze do ludzi”
„Zawsze się wydaje, że w innym miejscu będzie lepiej”
Jako dziecko zupełnie nie rozumiałam „Małego Księcia”. Przede wszystkim, na ilustracjach, zamiast słonia połkniętego przez węża, ja też, tak jak większość dorosłych (według pilota), widziałam dziwny kapelusz. I czułam się z tym źle, bo okazało się, że będąc dzieckiem - nie widziałam jak dziecko. Czułam się poza nawiasem. Wykluczona z tej historii. Fałszywie też brzmiał mi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-04-25
Pod wieloma względami zestarzała się ta powieść.
Nawet dla mnie, za młodu wielbicielki twórczości Juliusza Verne’a.
Nigdy w życiu, nie przypuszczałabym, że o jakiejkolwiek powieści tego pisarza napiszę, że jest: naiwna, stereotypowa i o zgrozo… nudna.
O dziwo, bardziej podobała mi się pierwsza część książki, czyli wszystko to, co wydaje się mniej ekscytujące – przedstawienie postaci, odkrycie tajemniczej notatki islandzkiego uczonego Saknussemma i przygotowanie do wyprawy.
Sama wyprawa i perypetie bohaterów we wnętrzu Ziemi, czyli sedno fabuły przedstawione zostały naiwnie i mało interesująco.
Jednak ze względu na to, że to powieść sprzed blisko stu sześćdziesięciu lat, dodaję dwie mocne gwiazdki. Jedną z sentymentu do czasów, gdy dzięki Verne’owi odkrywałam świat, a drugą z szacunku dla jego ewidentnego pionierstwa na polu science – fiction.
WYZWANIE CZYTELNICZE IV 2022
Przeczytam książkę z kwiatem na okładce lub w tytule
Pod wieloma względami zestarzała się ta powieść.
Nawet dla mnie, za młodu wielbicielki twórczości Juliusza Verne’a.
Nigdy w życiu, nie przypuszczałabym, że o jakiejkolwiek powieści tego pisarza napiszę, że jest: naiwna, stereotypowa i o zgrozo… nudna.
O dziwo, bardziej podobała mi się pierwsza część książki, czyli wszystko to, co wydaje się mniej ekscytujące –...
2022-01-26
Piękna, kolorowa okładka i świąteczny tytuł - idealny prezent pod choinkę.
Po raz kolejny dałam się zwieść.
Świetny pomysł na życie zgub w innym wymiarze. Podobały mi się zapodziane i zapomniane nazwy pojęć abstrakcyjnych, które „świetnie” zorganizowały się w zagubionym świecie.
Podczas wędrowania wraz z bohaterami przez różne „pozaświaty”, w których przebywają zguby, przyszła mi nawet analogia do „Boskiej komedii”. 😉
Ale…
Przede wszystkim, mnie, nie podobały się nazwy. Począwszy od skrótów: DP (kojarzył mi się z firmą kurierską DPD), a GP (z angielskim lekarzem). Nazwy miejscowe, też mnie nie przekonały. Doceniam podział krain ze względu na rodzaj zagubienia przedmiotów, ale odmiana tych nazw zabiera cały ich urok i tworzyły się dziwne hybrydy. Mnie to szalenie irytowało.
Najmniej podobał mi się język i stylistyka utworu. Miałam wrażenie, że zdaniom brak rytmu, przez to prozodia w trakcie głośnego czytania stawała się nijaka. Monotonia czytanych zdań mnie samą nudziła i przenosiła do innych, niż te książkowe, krain. Wiele razy łapałam się na mechanicznym czytaniu.
A czarno szaro białe ilustracje wewnątrz książki, mimo iż urocze, w zestawieniu z mieniącą się kolorami okładką przelały czarę, w tym przypadku, rozczarowań.
Piękna, kolorowa okładka i świąteczny tytuł - idealny prezent pod choinkę.
Po raz kolejny dałam się zwieść.
Świetny pomysł na życie zgub w innym wymiarze. Podobały mi się zapodziane i zapomniane nazwy pojęć abstrakcyjnych, które „świetnie” zorganizowały się w zagubionym świecie.
Podczas wędrowania wraz z bohaterami przez różne „pozaświaty”, w których przebywają zguby,...
2022-01-09
Pięknie snująca się opowieść.
Można wraz z nią przygotować się do świąt i traktować ją jako kalendarz adwentowy - 1 opowieść na każdy dzień adwentu. My zaczęliśmy czytać w święta i nie musieliśmy się ograniczać. Czytaliśmy do wyczerpania czytacza (częściej) lub słuchaczy (bardzo rzadko).
Mnie w tej książce najbardziej podobało się to, że stawia ona czytelnikowi sporo pytań. Na każdym etapie poznawania historii dużo rozmawialiśmy, gdybaliśmy i ocenialiśmy zachowania bohaterów. Ileż było niezwykłych hipotez, na które sama, zbrukana dorosłością nigdy bym nie wpadła.
Bajeczna szata graficzna. Każda ilustracja, jak stopklatka, przykuwała nasze wszystkie pary oczu na długie chwile.
Bardzo polecam.
WYZWANIE CZYTELNICZE I 2022
Przeczytam książkę z motywem początku
Pięknie snująca się opowieść.
Można wraz z nią przygotować się do świąt i traktować ją jako kalendarz adwentowy - 1 opowieść na każdy dzień adwentu. My zaczęliśmy czytać w święta i nie musieliśmy się ograniczać. Czytaliśmy do wyczerpania czytacza (częściej) lub słuchaczy (bardzo rzadko).
Mnie w tej książce najbardziej podobało się to, że stawia ona czytelnikowi sporo...
2021-12-28
WYZWANIE CZYTELNICZE XII 2021
Przeczytam książkę z motywem śniegu
Mnie ta książka ani nie porwała, ani nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań. 😔
Najbardziej podobała mi się okładka i tytuł.
Mimo ujęcia ważnego dla Słowian fragmentu historii II wojny światowej, w tym wypadku aneksji Litwy przez mega mocarstwo Stalina i zesłania litewskiej inteligencji na najdalszą Północ, sposób przedstawienia wydarzeń, bardzo mocno mnie rozczarował, bo obraz tragedii tych ludzi, moim zdaniem jest spłycony i uproszczony.
Od około 140 strony czułam narastającą frustrację wywołaną sposobem opisywania życia zesłańców w ałtajskim obozie pracy, a ich pobyt nad Morzem Łaptiewów (docelowy i najdłuższy czasowo) rozpoczyna się mniej więcej na 260 stronie - na 320 stron całej książki. 🙄
Trudny i ciężki emocjonalnie fragment historii, mamy podany tutaj w uładzonej i nośnie napisanej stylistyce pop.
Powieść zdecydowanie dla młodszego (młodzieżowego) czytelnika, pod warunkiem, że będzie on zgłębiał temat i nie poprzestanie jedynie na tym tytule.
Nie polecam znawcom tematu i miłośnikom literatury, na przykład Sołżenicyna.
Korzystając z dobrodziejstwa metody - klin klinem, zamierzam zabrać się wkrótce za „Litwini nad Morzem Łaptiewów” i mam nadzieję tam, znaleźć to, czego szukałam w „Szarych śniegach…”.
WYZWANIE CZYTELNICZE XII 2021
Przeczytam książkę z motywem śniegu
Mnie ta książka ani nie porwała, ani nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań. 😔
Najbardziej podobała mi się okładka i tytuł.
Mimo ujęcia ważnego dla Słowian fragmentu historii II wojny światowej, w tym wypadku aneksji Litwy przez mega mocarstwo Stalina i zesłania litewskiej inteligencji na najdalszą...
2021-07-06
To moja czwarta wojtkowa książka.
Sama historia i przygody niedźwiadka są mi znane, ale bardzo ciekawił mnie sposób w jaki zostaną przedstawione, w tym wypadku zdecydowanie młodemu czytelnikowi. Myślę, że nawet sześciolatek będzie gotowy na poznanie tej opowieści, pod warunkiem, że rodzic dopowie to i owo o wojennych losach Polaków.
Początkowo moja ocena była bardzo krytyczna.
Ciągle szukałam dziury w całym.
A to raził mnie, zupełnie nieprzekonujący początek, a to zdania oklepane jak w szkolnym wypracowaniu, a to sztuczny język. Odnosiłam wrażenie, że ta opowieść nie toczy się, ale gna jak pędzący pociąg, byle szybciej i dalej.
Jednak z biegiem wydarzeń, spróbowałam zaakceptować pomysł autora na tę opowieść.
I wraz ze zmianą nastawienia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęłam dostrzegać dużo pozytywnych zmian. 😊
Tempo się uspokoiło, język nabrał polotu i ogłady, nie raził szkolnością. Pojawiły się też mądre spostrzeżenia i nawet zabawnie ujęte opisy zdarzeń. A kreacja lwowiaka Zbyszka bawiła za każdym razem i za każdym razem próbowałam w wyobraźni usłyszeć te wypowiadane przez niego z lwowskim zaśpiewem i fantazją zdania. 😊
Bardzo dobrym pomysłem było zamieszczenie oryginalnych, czarno - białych zdjęć, na których możemy zobaczyć żołnierzy z Wojtkiem w różnych ujęciach i pozach. Dzięki tym zdjęciom historia staje się naprawdę wiarygodna, bo jak pisze Łukasz Wierzbicki:
„czasem zdarza się tak, że to człowiek staje się najlepszym przyjacielem niedźwiedzia, a niedźwiedź najlepszym przyjacielem człowieka”.
PS
Inną wartą polecenia książką Łukasza Wierzbickiego jest „Afryka Kazika”, która również opowiada autentyczne przygody, tym razem podróżnika Kazimierza Nowaka, który w latach 1931 - 1936 samotnie, głównie rowerem (sic!), ale nie tylko, przebył Afrykę z północy na południe, a potem z powrotem na północ.
To moja czwarta wojtkowa książka.
Sama historia i przygody niedźwiadka są mi znane, ale bardzo ciekawił mnie sposób w jaki zostaną przedstawione, w tym wypadku zdecydowanie młodemu czytelnikowi. Myślę, że nawet sześciolatek będzie gotowy na poznanie tej opowieści, pod warunkiem, że rodzic dopowie to i owo o wojennych losach Polaków.
Początkowo moja ocena była bardzo...
2021-06-30
WYZWANIE CZYTELNICZE VI 2021
Książka z ilustracjami lub zdjęciami
Tę niezwykłą historię misia - żołnierza Armii Andersa znam nie od dziś.
Porządkując domową biblioteczkę zebrałam wreszcie, poupychane w różnych miejscach, wszystkie książki o Wojtku. Okazało się, że jest ich pięć. Łączy je główny bohater, jednak wiek odbiorcy, do którego utwór jest przeznaczony, forma i autor - w każdym z tych pięciu egzemplarzy jest inny.
Jako pierwsze pod nóż krytyki poszły „Przygody misia Wojtka, dzielnego żołnierza” w wydaniu komiksowym.
Zdecydowanie są one przeznaczone dla najmłodszego czytelnika, któremu, dzięki świetnym rysunkom Krzysztofa Kokoryna, przybliżymy koleje życia walecznego misia.
Na 27. kartach książeczki panuje niezmiennie ten sam układ. Każdą lewą stronę wypełnia ilustracja w dużym formacie (34 x 24 cm), a prawą - sześć prostokątnych, obrazkowych okienek. Pod każdym z nich znajduje się czterowersowy rymowany komentarz do ilustracji.
Ilustracje są wspaniałe. Wyraziste, plastyczne i przykuwające uwagę. Nie ma tu skomplikowanej kreski i zbyt wielu detali. Kolory oddają istotę żołnierskiego losu i doskonale komponują się z mijanymi na szlaku bojowym krajobrazami. Dominuje barwa oliwkowa, brąz, wojskowa zieleń i beż. Mimo poważnej, wojennej tematyki z rysunków bije duża dawka humoru i wspaniałej zabawy, którą jak widać, niesforny niedźwiadek funduje żołnierzom w tych trudnych wojennych czasach.
I tylko szkoda, że treść nie dorównuje obrazkom.
Sama historia w wersji fabularnej jest bez zarzutu, w zgodzie z faktami, ale te rymy… 🙄 Psują przyjemność poznawania pełnej przygód historii. Dla mnie rytm „wiersza” i te rymy właśnie stanowią ogromną przeszkodę w odbiorze.
Dlatego niestety tylko pięć ⭐️
PS
Dzieciom jednak rymy nie przeszkadzały i całość bardzo się podobała. 😉
WYZWANIE CZYTELNICZE VI 2021
Książka z ilustracjami lub zdjęciami
Tę niezwykłą historię misia - żołnierza Armii Andersa znam nie od dziś.
Porządkując domową biblioteczkę zebrałam wreszcie, poupychane w różnych miejscach, wszystkie książki o Wojtku. Okazało się, że jest ich pięć. Łączy je główny bohater, jednak wiek odbiorcy, do którego utwór jest przeznaczony, forma i...
2021-05-20
Ciekawy pomysł, ciekawy główny bohater, ciekawy i ważny temat został poruszony w tej opowiastce.
Zabrakło mi jednak czegoś więcej niż przesuwających się tylko kolejnych kadrów fabuły.
Mnie brakowało przede wszystkim pięknego języka, który prowadziłby tę opowieść niespiesznie i z wyczuciem. Czytając miałam wrażenie, że (autor 🤔 tłumacz 🤔) strasznie się namordował budując zdania i dobierając do nich słowa. W każdym razie dla mnie ten język był nienaturalny, obcy i fałszywy.
Ciekawy pomysł, ciekawy główny bohater, ciekawy i ważny temat został poruszony w tej opowiastce.
Zabrakło mi jednak czegoś więcej niż przesuwających się tylko kolejnych kadrów fabuły.
Mnie brakowało przede wszystkim pięknego języka, który prowadziłby tę opowieść niespiesznie i z wyczuciem. Czytając miałam wrażenie, że (autor 🤔 tłumacz 🤔) strasznie się namordował budując...
2020-07-15
Przeczytany „Srebrny dzwoneczek”, przeczytana „Złota gwiazdka” i niestety przeczytany „Miedziany listek”.
Czekamy z córką na więcej.
Moim zdaniem „Miedziany listek” jest najpiękniejszy z serii i najbardziej wzruszający. Dotyka tematu wielu dziecięcych zmartwień i potrzeb.
Książka - tak jak i wszystkie dotychczasowe Emilii Kiereś – napisana jest pięknym językiem i zawiera ogromny ładunek emocjonalny. To ciepła i wspierająca lektura dla wszystkich dzieci, ale szczególnie dla wrażliwców zamartwiających się wszystkim bardziej niż inni.
Jest to lektura, która na pewno wzmocni poczucie własnej wartości czytelnika.
Tego dorosłego też.
Przeczytany „Srebrny dzwoneczek”, przeczytana „Złota gwiazdka” i niestety przeczytany „Miedziany listek”.
Czekamy z córką na więcej.
Moim zdaniem „Miedziany listek” jest najpiękniejszy z serii i najbardziej wzruszający. Dotyka tematu wielu dziecięcych zmartwień i potrzeb.
Książka - tak jak i wszystkie dotychczasowe Emilii Kiereś – napisana jest pięknym językiem i...
2020-06-17
Zaintrygował mnie pomysł autorki na powrót do gatunku baśni literackiej. Słowiańskie motywy – imiona bohaterów, domowe bożki, rusałki, wodnik, stylizowany język – to wszystko ciekawiło.
Fabuła jest prosta, a bohaterów niewielu. Nie o to jednak w tej opowiastce chodzi. Historia opiera się na świecie wartości i uczuć. Czytelne jest jej przesłanie – za złe postępowanie i łamanie zasad spotyka kara, dobro jest wynagrodzone, a miłość to siła napędowa.
Jednak nie zachwyciła mnie ta książka na tyle, na ile oczekiwałam. Trochę biernie i bez emocji towarzyszyłam Mirowi w poszukiwaniu brata. Rozumiałam zadanie bożątka i jego misję, tylko zabrakło mi działania, jakichś przygód z jego udziałem, czekałam na chwilę, gdy odegra swoją rolę i niestety nie doczekałam się.
Podobała mi się warstwa językowa. Konsekwentnie używane archaizmy budują klimat świata przedstawionego, ponadto są czytelne i w większości zrozumiałe dla młodego czytelnika.
Córce się podobało i o to przecież chodziło, a syn wyłapujący ze swojego pokoju krótsze lub dłuższe fragmenty baśni, na tyle przygodami braci się zainteresował, że zabrał się za czytanie sam i jak widzę, zmierza już ku końcowi.
Zaintrygował mnie pomysł autorki na powrót do gatunku baśni literackiej. Słowiańskie motywy – imiona bohaterów, domowe bożki, rusałki, wodnik, stylizowany język – to wszystko ciekawiło.
Fabuła jest prosta, a bohaterów niewielu. Nie o to jednak w tej opowiastce chodzi. Historia opiera się na świecie wartości i uczuć. Czytelne jest jej przesłanie – za złe postępowanie i...
1987-01-01
Dostałam tę książkę pod choinkę pod koniec lat osiemdziesiątych.
Od razu zaskarbiła sobie moje serce.
Piękny język - jak to u Chotomskiej, ciepła, rodzinna historia i niepowtarzalna psia rodzinka.
Polecam!
Dostałam tę książkę pod choinkę pod koniec lat osiemdziesiątych.
Od razu zaskarbiła sobie moje serce.
Piękny język - jak to u Chotomskiej, ciepła, rodzinna historia i niepowtarzalna psia rodzinka.
Polecam!
1987-01-01
Jedna z pierwszych książek w mojej własnej, wtedy jeszcze dziecięcej biblioteczce. Jest ze mną do tej pory.
Jest to zbiór opowiastek o zwierzętach. Historie zwierzątek, głównie psiaków, ale i kotów, ptaków, konia, myszki i innych, które w różnych sytuacjach życiowych napotykają na swojej drodze człowieka. Są to opowiadania o przywiązaniu, o bezgranicznej miłości i zwierzęcej lojalności.
Imię suczki - Wery - z opowiadania otwierającego zbiór, nadałam jednemu z moich psów.
Dla współczesnych dzieci, pozycja dość odległa językowo i obyczajowo, szata graficzna też nie zachęca do samodzielnego czytania - wręcz przeciwnie, ale przy wsparciu rodziców - do przebrnięcia.
I warto.
Dedykowana tym wszystkim, którzy kochają zwierzęta, ale może też przede wszystkim tym, którzy wahają się jeszcze przed przyjęciem zwierzęcia pod swój dach.
Jedna z pierwszych książek w mojej własnej, wtedy jeszcze dziecięcej biblioteczce. Jest ze mną do tej pory.
Jest to zbiór opowiastek o zwierzętach. Historie zwierzątek, głównie psiaków, ale i kotów, ptaków, konia, myszki i innych, które w różnych sytuacjach życiowych napotykają na swojej drodze człowieka. Są to opowiadania o przywiązaniu, o bezgranicznej miłości i...
1985-01-01
Kraj Rad (jak to dzisiaj brzmi!) i jego literatura, która miała służyć "słusznemu" celowi. Czasy, do których większość z nas nie chciałaby wracać.
Jednak pamiętam treść tej historyjki do dziś, Pamiętam też te wypieki, które mi towarzyszyły podczas czytania i przeżywania wspólnie z chłopcami ich wielkiej podróży. W tamtym czasie na szczęście wielkie ideologie miałam w nosie i swoją uwagę skupiałam na perypetiach chłopców i ich mamy.
No i te śniegi w zimie! Prawdziwy mróz, zawieje, sanna.
Aż sama nabrałam ochoty, by odkurzyć przygody Czuka i Heka. :) Chociażby dla opisu prawdziwej zimy. ;)
Kraj Rad (jak to dzisiaj brzmi!) i jego literatura, która miała służyć "słusznemu" celowi. Czasy, do których większość z nas nie chciałaby wracać.
Jednak pamiętam treść tej historyjki do dziś, Pamiętam też te wypieki, które mi towarzyszyły podczas czytania i przeżywania wspólnie z chłopcami ich wielkiej podróży. W tamtym czasie na szczęście wielkie ideologie miałam w...
1990-11-22
Jeżycjadę zaczęłam czytać w podstawówce zachęcona przez panią bibliotekarkę. Nie czytałam książek w kolejności chronologicznej tylko wypożyczałam to co było w danym momencie dostępne.
Jest to ten rodzaj literatury, który rozlewa w duszy specyficzne ciepło. Perypetie sióstr Borejko za każdym razem porywały mnie w ich poznańską rzeczywistość, bawiły i uczyły pewnych wzorców zachowań w różnorakich sytuacjach.
Potem miałam długą przerwę od tej serii, wypełnioną różnoraką literaturą, ale jakieś 5 lat temu uzupełniłam domową biblioteczkę o brakujące pozycje Jeżycjady i przeczytałam ją jednym ciągiem i tchem od początku do końca. :) Cóż to było za literackie przeżycie! Nie były to może uniesienia z rodzaju tych wysokich, ale ciepło rozlewało się jak za dawnych lat.
Moją ulubioną Borejkówną zawsze była i nadal jest Ida. Moja córka nosi jej imię już prawie 10 lat i niedługo przeczytam jej moją ulubioną książkę z serii - "Idę sierpniową", aby poznała swoją imienniczkę i dawczynię imienia. :)
Jeżycjadę zaczęłam czytać w podstawówce zachęcona przez panią bibliotekarkę. Nie czytałam książek w kolejności chronologicznej tylko wypożyczałam to co było w danym momencie dostępne.
Jest to ten rodzaj literatury, który rozlewa w duszy specyficzne ciepło. Perypetie sióstr Borejko za każdym razem porywały mnie w ich poznańską rzeczywistość, bawiły i uczyły pewnych wzorców...
Przy współczesnym wysypie różnorodnej literatury dla dzieci, niezwykłych i niesamowitych pomysłach na utwory świąteczne i przy mocno utrwalonym, obecnym wizerunku Świętego Mikołaja ten klasyczny poemat Moore'a, wydaje się bardzo prosty i ubogi.
Tłumaczenie też nie do końca przypadło mi do gustu. Czytając, myślałam o Wandzie Chotomskiej i o tym, jak ona ożywiłaby ten tekst swoimi rymami.
Za to szata graficzna przyciąga oko, a ilustracje proszą się o to, by przeglądać je z dzieckiem i rozmawiać, omawiać, dyskutować.
Zdecydowanie dla najmłodszych dzieci, jako pierwszy etap oswajania ze świąteczną komercją, która mimo wszystkich swoich wad jest nam tak bliska.
Ta książeczka zmobilizowała mnie by poznać sylwetkę Clementa C. Moore'a i chociażby z tego powodu, ostatecznie nie żałuję, że rozmyślnie wpadła mi w ręce.
Ponadto, jest pierwszym utworem przeczytanym w ramach grudniowego wyzwania. :)
Przy współczesnym wysypie różnorodnej literatury dla dzieci, niezwykłych i niesamowitych pomysłach na utwory świąteczne i przy mocno utrwalonym, obecnym wizerunku Świętego Mikołaja ten klasyczny poemat Moore'a, wydaje się bardzo prosty i ubogi.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTłumaczenie też nie do końca przypadło mi do gustu. Czytając, myślałam o Wandzie Chotomskiej i o tym, jak ona ożywiłaby ten...