-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2023-08-17
2023-07-10
Z dzisiejszej perspektywy tekst Kochanowskiego na pewno odstrasza powszedniego czytelnika. Najpierw pokonuje go język, a potem konwencjonalność tego utworu – strukturalna i fabularna.
Z antycznymi tragediami „Odprawa…” nie ma nawet co stawać w szranki, ale już w zderzeniu z „Troilusem i Kresydą” Szekspira wypada o niebo lepiej, chociaż w dramacie Jana spod czarnoleskiej lipy mamy zaledwie zarys konfliktu trojańsko – greckiego i jego namiastkę – wizytę posłów. W „Troilusie…” zaś i bohaterów więcej, i dzieje się więcej, ale wcale nie lepiej.
Za „Odprawą…” na pewno przemawia to, że jest pierwszym polskim dramatem i chyba warto o tym wiedzieć. Poza tym, Kochanowski w kostiumy antycznych Greków i Trojan przebrał ówcześnie rządzących państwem polskim. Jest moralizatorsko do bólu, to prawda, ale ostatecznie utwór ten powstał w Polsce prawie pół tysiąca lat temu, a postawy moralne nie zmieniły się mimo upływu tych lat.
Z wielu względów, tych historycznoliterackich, powinna być „Odprawa…” oceniona wysoko, ale czytana współcześnie, ot tak, dla przyjemności, nie robi wrażenia.
Z dzisiejszej perspektywy tekst Kochanowskiego na pewno odstrasza powszedniego czytelnika. Najpierw pokonuje go język, a potem konwencjonalność tego utworu – strukturalna i fabularna.
Z antycznymi tragediami „Odprawa…” nie ma nawet co stawać w szranki, ale już w zderzeniu z „Troilusem i Kresydą” Szekspira wypada o niebo lepiej, chociaż w dramacie Jana spod czarnoleskiej...
2023-05-31
„Chłopi” Reymonta to nie tylko pory roku, zasiewy, sianokosy, żniwa, wykopki i kiszenie kapusty. Nie tylko wiejscy gospodarze i parobki żyjący wśród mórg, których ilość warunkuje ich byt. I też nie tylko odwieczny konflikt dworu i wsi. To wielkie studium ludzkich odruchów, namiętności, dramatów i marzeń.
Moim zdaniem, w „Chłopach” jest więcej ciekawych postaci chłopek. Chłopi przede wszystkim pracują i podejmują gospodarcze decyzje, często „radzą”, ale rzadko te narady do czegoś prowadzą. A i tak ostatecznie muszą pytać się bab jak one tę sprawę widzą. Po pracy, gospodarze i parobkowie głównie „relaksują” się w rozmaity sposób. Czasami w poczuciu krzywdy i w ramach protestu wzbiją się na wyżyny samodzielnej decyzji i pójdą, i pobiją dworskich. Ale raczej jawią się jako typy zachowawcze, którymi łatwo, mimo ich wrodzonej nieufności, manipulować.
Pora na chłopki.
Królowa wsi – Jagusia. Nie umiem rozgryźć jej natury, bo ani to Anna Karenina, ani Dama Kameliowa. Aspołeczna i oderwana od rzeczywistości, bezwolna i niezdolna do uczuć wyższych, trochę taka socjopatka. Można za to winić jej toksyczną matkę. Gdyby Jagna urodziła się dzisiaj, wierzę, że potrafiłaby się wylansować i tak łatwo by się nie dała.
Hanka, Jagustynka, Magda kowalowa, stara Agata, obłudna organiścina, stara Dominikowa, Weronka – siostra Hanki i Tereska Żołnierka, a jeszcze jest młodsze pokolenie: Nastka Gołębianka i Józia – to są bohaterki pełne wewnętrznych sprzeczności, woli walki, twarde, zahartowane w walce o swoje, ale i zahukane, przerażone.
Serce mi się kraje zawsze, gdy czytam o Agacie i jej poczuciu zbędności. Przynajmniej miała ładną śmierć, taką jaką sobie wymarzyła.
Z męskich przedstawicieli warstwy chłopskiej nie od dziś lubię Rocha (taki Jacek Soplica z Lipiec), Kubę Sochę, za tę jego zgodę na życie, pracowitość i miłość do gospodarskich zwierząt. Jambroży zaś, z permanentnym pociągiem do alkoholu, ale i skłonnościami do filozofowania (nie tylko w stanie upojenia) oraz rozlicznymi fuchami, które we wsi sprawował, (mimo, że zazwyczaj był nietrzeźwy) a także humorem i swadą wiejskiego gawędziarza jest moim faworytem.
Język powieści domyka tę wspaniałą całość. Może na początku trzeba się natrudzić, by się wyrozumieć, ale dzięki gwarze, książka jest autentyczna. Moje ulubione słówka wprowadzone do słownika domowego to: nie poredzi, sielny i matyjasić.
Lektor Marek Walczak wspiął się na interpretacyjne szczyty możliwości i to dodatkowo pomogło „Chłopom” właściwie wybrzmieć.
WYZWANIE CZYTELNICZE V 2023
Przeczytam ponownie jedną z moich ulubionych książek
Przeczytane w 1995 i 2023
„Chłopi” Reymonta to nie tylko pory roku, zasiewy, sianokosy, żniwa, wykopki i kiszenie kapusty. Nie tylko wiejscy gospodarze i parobki żyjący wśród mórg, których ilość warunkuje ich byt. I też nie tylko odwieczny konflikt dworu i wsi. To wielkie studium ludzkich odruchów, namiętności, dramatów i marzeń.
Moim zdaniem, w „Chłopach” jest więcej ciekawych postaci chłopek....
2023-05-15
Trzydzieści lat temu byłam zauroczona „Nad Niemnem”. Idealizmem Witolda, odwagą Justyny, pracowitością Kirłowej, szemrzącą w leśnym tle legendą o Janie i Cecylii.
I tym wyrazistym podziałem postaci na te dobre i te złe.
Zmieniają się prądy i literackie style.
Zmieniają się upodobania.
Zadania epoki, które postawiła Orzeszkowa przed swoimi bohaterami i z których oni tak przekonywająco się wywiązywali, teraz, podczas drugiego czytania nie zrobiły na mnie zupełnie wrażenia. Wszystko było tak oczywiste i transparentne, że utraciłam radość z lektury.
Tym razem pozostawiam bez oceny. Niech pozostanie ta pierwotna, sentymentalna.
WYZWANIE CZYTELNICZE V 2023
Przeczytam ponownie jedną z moich ulubionych książek
Pierwsze czytanie w 1994, drugie w 2023
Trzydzieści lat temu byłam zauroczona „Nad Niemnem”. Idealizmem Witolda, odwagą Justyny, pracowitością Kirłowej, szemrzącą w leśnym tle legendą o Janie i Cecylii.
I tym wyrazistym podziałem postaci na te dobre i te złe.
Zmieniają się prądy i literackie style.
Zmieniają się upodobania.
Zadania epoki, które postawiła Orzeszkowa przed swoimi bohaterami i z których oni tak...
1997
1992
2021-06-15
Przeczytałam, obejrzałam i ochłonęłam.
Dałam sobie czas na przemyślenia i ich usystematyzowanie.
Mimo tego nadal jestem poruszona.
Nigdy nie przypuszczałam, że „Popiół i diament” wywrze na mnie jakiekolwiek pozytywne wrażenie. Byłam nastawiona na sprawną i na miarę uszytą propagandową agitkę, szczególnie, że Andrzejewski napisał powieść na zlecenie i to nie byle kogo, bo wysoko postawionych agentów UB.
Z tego względu przed laty, gdy wydawałoby się, że do lektury dorosłam, nie miałam nawet zamiaru jej czytać, bo uznałam ją za kłamliwą i szkodliwą, godzącą w dobre imię moich ówczesnych ideałów.
Jednak sam tytuł zawsze był dla mnie piękny i pociągający, i mimo wszystko nieobojętny. Dlatego tak po prostu z dnia na dzień stwierdziłam, że chcę mieć to za sobą. Chcę w końcu poznać tę ułomną ideologicznie wersję budowania powojennej rzeczywistości
Nastawienie miałam jak przed laty wyjątkowo krytyczne.
A jednak.
Obraz zniszczonego wojną miasta, marazm i opis drogi, którą jechało wojskowe auto, nagle bardzo mocno nasunął mi skojarzenie z klimatem i stylistyką niektórych opowiadań Odojewskiego z „Kwarantanny”. Mały przebłysk, ale już na początku pozytywny i zaskakujący.
Kolejne strony przyniosły to, czego oczekiwałam: nudne, męczące i stereotypowe opisy i charakterystyki występujących bohaterów.
I poza tym odojewszczyzną pachnącym początkiem do momentu bankietu w „Monopolu” nie było w tej powieści nic, co pobudziłoby mnie do głębszych refleksji.
Wątek Kosseckiego (ojca) tylko mnie drażnił.
Relacje braci Kosseckich - między sobą i matką - zasmuciły i przygnębiły, ponieważ spojrzałam na nie z mojego prywatnego matczynego punktu widzenia. Jeśli jednak spojrzeć na nie z perspektywy poniższego opisu: „Urodziła dwóch zdrowych synów, mąż jej nie zdradzał, doczekała się tytułu sędziny i związanej z tym tytułem sytuacji towarzyskiej, miała służącą i futro, na koniec własna willę… czegóż, na Boga, chcieć mogła jeszcze?”
No właśnie, czegóż więcej chcieć?!
I tak jak wspomniałam powyżej, do momentu bankietu w „Monopolu” nie poruszyło i nie zachwyciło mnie w tej powieści wiele.
Jednak polonez A-dur (Tam – ta – tam. Ta – ra – tata – tata - tatam) w wykonaniu pijanej zbieraniny ówczesnej „elity”, a zaprojektowany przez ostrowieckiego impresaria zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie potrafię wskazać co pierwsze przyszło mi do głowy czy „Pan Tadeusz”, czy „Wesele” i jego symbolika. Dla mnie ta scena – w swej przewrotności – jest swoistym katharsis. Nagle akcja przyspiesza, wydarzenia nabierają tempa i zmierzają ku nieuchronnemu zakończeniu.
Andrzejewski jednak wielkim pisarzem był. Nawet w tym uknutym i zaplanowanym na indoktrynację tekście widać jego kunszt literacki.
Dla tego opisu poloneza i jego siły rażenia warto poznać „Popiół i diament”, ale wcześniej trzeba przeczytać „Diament odnaleziony w popiele” Kąkolewskiego, żeby mimo wszystko nie wpaść w sidła komunistycznej intrygi.
Z drugiej strony, w dzisiejszych czasach świadomy historycznie czytelnik potrafi oddzielić ziarno od plew.
Na wielu zdaniach Andrzejewskiego moje oko samo zatrzymywało się na dłużej i czerpałam autentyczną przyjemność z tych słownych konstrukcji i ich siły wyrazu i przekazu. Mam wielką ochotę na więcej jego prozy. Tej własnej, niewymuszonej, bez narzuconego tematu, schematu i kierunku ideowego.
A film…
Cóż, również bardzo mi się podobał mimo (zrozumiałych) cięć fabularnych, ale za to z dodanym wątkiem syna Szczuki jako partyzanta.
Świetnie zagrane role.
No i te płonące kieliszki. Warto je było zobaczyć. Wreszcie wiem o co w tej scenie chodziło. 😉
Czekałam na poloneza i chciałam skonfrontować go z książkowym opisem. Nie zawiodłam się. Obie interpretacje (i literacka, i filmowa) to mocne, symboliczne akcenty. W filmie mogłam dodatkowo usłyszeć te wszystkie fałszywe i nieczyste tony, które odarły poloneza z jego pięknej i czystej nuty.
PS
Wracając do książki. Mnie niestety trafiło się fatalne wydanie, którego nie polecam. Jest to szkolne wydanie (GREG z 2004 r.) z opracowaniem na końcu i z wtrąceniami na marginesach typu: Podgórski – wygląd, miejsce akcji – wygląd Ostrowca, etc. Ależ mnie to uwierało i drażniło podczas czytania. Ponadto czcionka najmniejsza z możliwych (z mniejszą spotkałam się tylko w „Annie Kareninie” wydanej przez Zieloną Sowę), a tekst wypełnia szczelnie stronę wszerz i wzdłuż – mordęga i ciężka harówka dla oczu.
Przeczytałam, obejrzałam i ochłonęłam.
Dałam sobie czas na przemyślenia i ich usystematyzowanie.
Mimo tego nadal jestem poruszona.
Nigdy nie przypuszczałam, że „Popiół i diament” wywrze na mnie jakiekolwiek pozytywne wrażenie. Byłam nastawiona na sprawną i na miarę uszytą propagandową agitkę, szczególnie, że Andrzejewski napisał powieść na zlecenie i to nie byle kogo,...
2022-12-31
Bezapelacyjnie najdłużej czytana przeze mnie książka w 2022 roku. Trzy miesiące zajęło mi poznawanie tych klimatycznych i niesamowitych opowieści z dreszczykiem. Z racji tego, że były to opowiadania, nie miałam potrzeby czytania ich jednym ciągiem, a robienie sobie krótkich przerw między nimi pomogło, bo nie doprowadziło do znużenia i monotonii wywołanej powtarzalnością tematów i motywów.
Specyficzny styl tych tekstów, zdecydowanie trąci myszką i wydaje się pretensjonalny, ale mimo to ma swój nieodparty urok. Szczególnie, gdy po czasie przypominamy sobie treść poszczególnych opowiadań, wtedy czujemy klimat tamtych wydarzeń, napięcie i pomysłowość autora.
Opisywane przypadłości, dziwactwa, przygody i natręctwa bohaterów mogą dzisiaj śmieszyć, ratuje ich jednak forma, to, że są zamknięte w krótkiej i zwięzłej postaci. Bardzo podobały mi się między innymi: „Siena stacja”, „Problemat Czelawy”, „Osada dymów”, a „Szary pokój”, „Dziedzina” i „Spojrzenie” faktycznie wywołały dreszczyk emocji.
Staromodny styl, naiwność w przedstawianiu „faktów” może odstręczać, ale jeżeli pomyśleć, że Grabiński był pionierem tego gatunku na gruncie polskim, mimo wszystko budzi szacunek.
Polecam czytać bez pośpiechu.
Bezapelacyjnie najdłużej czytana przeze mnie książka w 2022 roku. Trzy miesiące zajęło mi poznawanie tych klimatycznych i niesamowitych opowieści z dreszczykiem. Z racji tego, że były to opowiadania, nie miałam potrzeby czytania ich jednym ciągiem, a robienie sobie krótkich przerw między nimi pomogło, bo nie doprowadziło do znużenia i monotonii wywołanej powtarzalnością...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-13
Jakże się cieszę, że w końcu, że nareszcie po wielu, wielu latach uzupełniłam romantyczną wyrwę i wyeliminowałam mój najodleglejszy literacki wyrzut sumienia, czyli przeczytałam utwory Goszczyńskiego.
Nie na darmo to nazwisko i ciekawa biografia zapadły mi w pamięć jeszcze w szkole, jednak gdy minął szkolny czas romantyków, coraz trudniej było mi sięgnąć po te specyficzne uduchowione i pełne niezrozumiałego (dzisiaj) żaru dzieła.
Wydawało mi się, że ich czas przeminął. Bezpowrotnie.
Na szczęście dzięki uhonorowaniu romantyzmu polskiego i wytypowaniu go na patrona roku 2022, za punkt honoru postawiłam sobie przeczytanie dwóch utworów Goszczyńskiego, których tytuły miałam od lat wyryte w pamięci. Jednym z nich jest właśnie „Zamek kaniowski”.
Cóż to za niezwykły poemat!
Tak jak w „Marii” Malczewskiego przenosimy się na wschodnie rubieże, które odmalowane są wspaniałym, obrazowym językiem płynącym z głębi duszy i dziecinnych oraz młodzieńczych wspomnień pisarza.
Jest tam nieszczęśliwa miłość, zdrada, głos puszczyków, upiór, obłąkanie, pieśń ślepego lirnika i jest zemsta.
I okrutna, złowroga i krwawa koliszczyzna ze święconymi na rzeź nożami.
Jakimś specjalnym zmysłem czułam, że nazwiska Seweryna Goszczyńskiego nie wolno mi pominąć i dzięki temu, mój tegoroczny powrót do tradycji romantycznej w jego wydaniu uważam za niezwykle doniosły i ważny, i bardzo, ale to bardzo udany.
Ciężko mi jednak ten poemat polecić, ponieważ to nie jest literatura „dzisiejsza”. Gdyby jednak jakiś fan romantyzmu, dziwnym trafem przegapił tego twórcę i zastanawiał się czy po dzieła Goszczyńskiego warto sięgać - odpowiem, że bardzo warto.
Jakże się cieszę, że w końcu, że nareszcie po wielu, wielu latach uzupełniłam romantyczną wyrwę i wyeliminowałam mój najodleglejszy literacki wyrzut sumienia, czyli przeczytałam utwory Goszczyńskiego.
Nie na darmo to nazwisko i ciekawa biografia zapadły mi w pamięć jeszcze w szkole, jednak gdy minął szkolny czas romantyków, coraz trudniej było mi sięgnąć po te specyficzne...
2022-11-30
2022-10-30
Dzięki tej romantycznej, wielowymiarowej powieści rozpoczęłam poznawanie talentu Seweryna Goszczyńskiego.
I czuję się ukontentowana i oczarowana.
Goszczyński w „Królu zamczyska”, w ośmiu rozdziałach przypomniał romantyczne ideały, a w sercu wariata umieścił bezmiar miłości do nieszczęśliwej ojczyzny.
Czy wariata? To jest kluczowe pytanie.
Sama borykałam się z jednoznaczną odpowiedzą.
Nie można zapominać o drugim, ale równorzędnym bohaterze utworu – zamku, a ściślej o ruinach Kamieńca w Odrzykoniu, którego i Fredro obrał na bohatera, ale to już zupełnie inna historia.
Dzięki tej romantycznej, wielowymiarowej powieści rozpoczęłam poznawanie talentu Seweryna Goszczyńskiego.
I czuję się ukontentowana i oczarowana.
Goszczyński w „Królu zamczyska”, w ośmiu rozdziałach przypomniał romantyczne ideały, a w sercu wariata umieścił bezmiar miłości do nieszczęśliwej ojczyzny.
Czy wariata? To jest kluczowe pytanie.
Sama borykałam się z...
1987
1995-10-10
1995-09-23
1995-10-02
1991-01-01
Nigdy nie miałam problemów z odbiorem twórczości Żeromskiego, dlatego na własną rękę szukałam jeszcze innych jego utworów, niż te, które były w kanonie lektur.
„Syzyfowe prace” poznane jeszcze w szkole podstawowej przeczytałam z zainteresowaniem, ale czytając je ponownie po latach, z dystansem i na pewno z większą znajomością „rzeczy” dostrzegłam w nich to, na co nie zwracałam uwagi wcześniej.
Są patriotyczne wzruszenia - oczywiście chodzi o mój ulubiony fragment z Zygierem, gdy najpierw opowiada on kolegom o Mickiewiczu, a potem recytuje „Redutę Ordona”. Jest w tej scenie poruszająca serce moc.
Jest też specyficzny humor, taki trochę rodem z Gogola, a kilka komicznych scen naprawdę mnie rozśmieszyło.
Na przykład w jednym z pierwszych fragmentów, którego akcja dzieje się jeszcze w szkole przedwstępnej. Główne role odgrywają w nim: nauczyciel (większy cwaniak), wizytator (stary wyga) i wiejskie baby, które myśląc, że swoją opinią zepsuły nauczycielowi reputację, wręcz przeciwnie, poprawiły ją. Bareja nie powstydziłby się tej sceny na pewno.
Znowu opis polowania Borowicza to wyśmienity opis braku talentu i szczęścia do łowiectwa. Naiwność i nieumiejętność bohatera rozbraja.
No i mistrzowsko odmalowana zemsta na Majewskim tropiącym nielegalne spotkania.
Styl Żeromskiego w „Syzyfowych pracach” nie jest na pewno łatwy, fakt bycia lekturą też im nie pomaga, jednak cieszę się, że mimo upływu lat proza autora nadal mi się podoba.
Nigdy nie miałam problemów z odbiorem twórczości Żeromskiego, dlatego na własną rękę szukałam jeszcze innych jego utworów, niż te, które były w kanonie lektur.
„Syzyfowe prace” poznane jeszcze w szkole podstawowej przeczytałam z zainteresowaniem, ale czytając je ponownie po latach, z dystansem i na pewno z większą znajomością „rzeczy” dostrzegłam w nich to, na co nie...
1998-01-01
1998
1999
1997-11-30
„A step – koń – kozak – ciemność – jedna dzika dusza”.
Mój ukochany romantyczny poemat.
Wtedy, czyli jakieś dwadzieścia kilka lat temu, to on, był moim romantycznym manifestem. Fakt, że czytając go byłam świeżo po lekturze teoretycznoliterackich tekstów i mój umysł nurzał się w literaturze, sztuce i romantycznej kulturze, w dodatku ciekawa biografia samego Malczewskiego i to, że literacka, tragiczna Maria miała swoją autentyczną przedstawicielkę dodawało tej historii rysu tragicznego i złowieszczego.
Jak u Byrona i Scotta.
„Bo na tym świecie śmierć wszystko zmiecie,
Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie”
Po latach uwielbienie trochę się zdewaluowało, przede wszystkim ze względu na język ale i na ogrom przypisów, które wybijały mnie kompletnie z rytmu czytania.
A na koniec, ku refleksji…
„Tatarzy pobici
Spokojna Ukraina,
bodaj na czas długi”
WYZWANIE CZYTELNICZE III 2022
Przeczytam książkę zza wschodniej granicy lub o krajach z Europy Wschodniej
„A step – koń – kozak – ciemność – jedna dzika dusza”.
Mój ukochany romantyczny poemat.
Wtedy, czyli jakieś dwadzieścia kilka lat temu, to on, był moim romantycznym manifestem. Fakt, że czytając go byłam świeżo po lekturze teoretycznoliterackich tekstów i mój umysł nurzał się w literaturze, sztuce i romantycznej kulturze, w dodatku ciekawa biografia samego Malczewskiego i...
Jakoś pominęłam „Starą baśń”, gdy byłam na etapie czytania książek Kraszewskiego. I mimo iż był to głośny tytuł, nie sięgnęłam po niego też później. Nie widziałam ekranizacji, bo bardzo rzadko zdarza mi się obejrzeć film, gdy wiem, że jest adaptacją, a ja nie przeczytałam jeszcze oryginału.
I tak naprawdę chyba tylko dzięki temu wyzwaniu ta powieść o prapoczątkach naszej państwowości dostała swoją szansę.
Trudno było mi na starcie odnaleźć się w tym słowiańsko - pogańskim świecie. Z czasem jednak opisywana historia zainteresowała mnie na tyle, że ostatecznie przeczytałam ją z przyjemnością. I nie żałuję.
Moją ulubioną bohaterką od razu stała się trzecioplanowa Jaruha, a jej charyzma, ziołolecznictwo, upodobanie do wiejskich zabaw, piwa i miodu czyni z niej takie skrzyżowanie Jagustynki i Jambrożego z „Chłopów”.
WYZWANIE CZYTELNICZE VIII 2023
Przeczytam książkę, z elementami folkloru, magii, mitów
Jakoś pominęłam „Starą baśń”, gdy byłam na etapie czytania książek Kraszewskiego. I mimo iż był to głośny tytuł, nie sięgnęłam po niego też później. Nie widziałam ekranizacji, bo bardzo rzadko zdarza mi się obejrzeć film, gdy wiem, że jest adaptacją, a ja nie przeczytałam jeszcze oryginału.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toI tak naprawdę chyba tylko dzięki temu wyzwaniu ta powieść o prapoczątkach naszej...