-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-15
2021-11-17
Po wysłuchaniu tego reportażu ciężko mi zebrać wszystkie refleksje w spójną całość. W mojej głowie trwa gonitwa myśli. Niestety gonitwa do ślepych zaułków, rodem z brazylijskich faweli.
I trudno jest mi znaleźć jakikolwiek pomysł na to jak pomóc tym ludziom uwierzyć, że nie żyją naprawdę, że mają tylko takie wrażenie. Jak ich przekonać, że można żyć inaczej, po swojemu, bez oglądania się na kogokolwiek, a przede wszystkie mieć wybór.
Tylko jak pomóc zapewnić im takie życie?
Niestety nie widzę wyjścia z tego zaułka. 😔
Początek reportażu dość przeładowany nazwami poszczególnych faweli, rządzących nimi na przestrzeni lat frakcji i nazwiskami kolejnych przywódców, ale dzięki temu uzyskujemy chronologię i ogólne pojęcie o prawach i zasadach rządzących w fawelach.
Trzeba przez niego przebrnąć, by dotrzeć do sedna, poznać specyfikę i funkcjonowanie tego żyjącego poza nawiasem dobrobytu społeczeństwa.
Według mnie, to wiarygodny i obiektywny tekst. Nie wyczułam w nim stronniczości, czy opowiadania się po jakiejkolwiek stronie. Bez niepotrzebnej ckliwości, bez szukania taniej sensacji. Rzeczowo, sumiennie, z dbałością o detale. I to bardzo w tym tekście autora mi się podobało. Jakość.
Polecam.
Po wysłuchaniu tego reportażu ciężko mi zebrać wszystkie refleksje w spójną całość. W mojej głowie trwa gonitwa myśli. Niestety gonitwa do ślepych zaułków, rodem z brazylijskich faweli.
I trudno jest mi znaleźć jakikolwiek pomysł na to jak pomóc tym ludziom uwierzyć, że nie żyją naprawdę, że mają tylko takie wrażenie. Jak ich przekonać, że można żyć inaczej, po swojemu,...
2024-02-29
Na początku ma się wrażenie, że jest to typowa historyczna publikacja nasycona mnogością faktów, nazwisk i dat. Jednak im bliżej tematu właściwego, zmienia się też sposób jego prezentacji, który coraz bardziej przypomina reportaż i drobiazgową relację wydarzeń.
W zgodzie z metodą – od ogółu do szczegółu, najpierw widzimy panoramę historyczną, społeczną i polityczną Ukrainy. Wtedy, podczas czytania, wskazana jest uważność, by móc zrozumieć i przyswoić wszystkie przedstawione fakty, motywy i zależności. Autorka sporo uwagi poświęciła nieustannym dążeniom wybicia się Ukrainy na niepodległość. Ten odwieczny brak pokory Ukraińców i gotowość buntu jest solą w oku ZSRR. To ciągłe ścieranie się dwóch sił: władza sowiecka i jej mechanizmy wraz z histeryczną propagandą i podejrzliwością kontra chęć życia na własnych zasadach, upór i nieufność mieszkańców Ukrainy do całkowitego zaprzedania się duchowi i ideałom komunizmu.
Niezwykle trudne w odbiorze są przytaczane przykłady nieludzkich i trudnych do usprawiedliwienia działań aktywistów rekwizycyjnych, tworzenie czarnych i czerwonych list dla pojedynczych mieszkańców, a nawet całych wsi, akty kanibalizmu, zakaz opuszczania miejsca zamieszkania. I wszystko to w ramach „historycznej konieczności” i „rewolucyjnego obowiązku”.
Dzięki lekturze „Czerwonego głodu” mamy obraz i kontekst, imponującą kwerendę, obszerny przegląd literatury na temat wielkiego głodu, od pierwszych, jeszcze prywatnie spisanych świadectw i wspomnień, po późniejsze, dobrze udokumentowane publikacje naukowe, a także genezę i koleje losu pojęcia – ludobójstwo.
Moim zdaniem bardzo wartościowa pozycja.
Na początku ma się wrażenie, że jest to typowa historyczna publikacja nasycona mnogością faktów, nazwisk i dat. Jednak im bliżej tematu właściwego, zmienia się też sposób jego prezentacji, który coraz bardziej przypomina reportaż i drobiazgową relację wydarzeń.
W zgodzie z metodą – od ogółu do szczegółu, najpierw widzimy panoramę historyczną, społeczną i polityczną...
2024-02-16
Mnie często nie podoba się to, co podoba się innym, jednak w przypadku tej opowieści popłynęłam pod prąd jak nigdy dotąd.
Andrzej Mularczyk napisał kiedyś: „Czytając reportaż, czytamy niejako opowieść o bohaterze, o autorze i sobie samym”. A w „reportażu” Zbigniewa Rokity czytamy głównie opowieść o samym autorze. Jego nonszalanckie bajanie, okraszone zwrotami w stylu brata łaty: „bądź tu mądry i pisz wiersze” albo „coś tu jest nie halo”, niemiłosiernie mnie drażniło. Chaos i miszmasz informacyjny nie ułatwiały odbioru treści. A na tę surrealistyczną nazwę, nadaną przez autora dołączonym do Polski po II wojnie światowej ziemiom, będę mieć alergię na zawsze, dlatego postarałam się jej w opinii nie przytaczać.
Wpływ na to, ewidentnie krytyczne odczytanie tekstu Rokity, na pewno miała moja niedawna lektura reportaży innego autorstwa, opisująca wysiedlenia znad Bugu i z Bieszczadów. Ich autor skupił się przede wszystkim na bohaterach swojej opowieści, zadbał o uczucia czytelnika i dzięki temu o sobie nie musiał „mówić” nic, bo i tak powiedział więcej niż Zbigniew Rokita.
Książka trafia na listę rozczarowań bieżącego roku.
Czemu nie posłuchałam intuicji, która przed czytaniem szeptała: nie.
Upodobania i oczekiwania literackie są bardzo indywidualne, dlatego każdy oceni tę książkę po swojemu. Poniżej niewielka próbka tekstu dla niezdecydowanych.
„Uświadomiłem sobie, że Odrzania jest znacznie piękniejsza dziś niż była kiedykolwiek wcześniej. Być może jest najpiękniejszym miejscem na świecie. Byłem na kazachskim stepie, perskiej pustyni, włóczyłem się po zaułkach Jerozolimy, irackich bazarach. Kucałem z ukraińskimi żołnierzami w okopach Donbasu. Płynąłem między górami Arktyki. Raz spotkałem Boga w Etiopii. Piłem wódkę w Moskwie i rum na Kubie. W Kairze byłem na rewolucji, a w Londynie na zmywaku. Widziałem te wszystkie Paryże i Stambuły, i dlatego wiem, że wszystko tamto jest większe i wspanialsze, piękniejsze pięknem oczywistym, pięknem pornograficznym, którego nie trzeba szukać, a które narzuca się samo. Tymczasem moja odrzańska kraina, moje Brzegi, Gorzowy, Słubice, to piękno wysmakowane, erotyczne, na którego dostrzeżenie musiałem sobie zasłużyć latami wpatrywania się w nie. Odrzania zbudowana jest według stylu znanego światowym marszandom jako historyzujący rozpizdziel. Architektura fusion wśród zabudów świata. (…) Ja wyznaję Odrzanię”. *
*przepisane ze słuchu, dlatego interpunkcja może szaleć ;)
Mnie często nie podoba się to, co podoba się innym, jednak w przypadku tej opowieści popłynęłam pod prąd jak nigdy dotąd.
Andrzej Mularczyk napisał kiedyś: „Czytając reportaż, czytamy niejako opowieść o bohaterze, o autorze i sobie samym”. A w „reportażu” Zbigniewa Rokity czytamy głównie opowieść o samym autorze. Jego nonszalanckie bajanie, okraszone zwrotami w stylu brata...
2022-02-12
Uważam, że Marek Górlikowski stanął na wysokości zadania i rzetelnie sportretował życie małżeństwa Gucwińskich. Sięgając po opinie na ich temat, dał głos ludziom stojącym po obu stronach barykady. I, co najważniejsze, pozwolił czytelnikowi samemu zdecydować co o tym wszystkim sądzi.
Tak naprawdę dopiero z tej książki dowiedziałam się o wszystkich zoologicznych i poza zoologicznych działaniach i akcjach, a także, nazwę to eufemistycznie - animozjach państwa Gucwińskich. W mojej pamięci utrwalił się bowiem obraz pary sympatycznych miłośników zwierząt i tych wszystkich łaszących się do nich, tulących i wijących w okienku telewizora egzotycznych stworzeń.
Jest w tej opowieści sporo o tym jak narodził się program "Z kamerą wśród zwierząt", o jego olbrzymiej popularności, jest trochę zakulisowych "przygód", które wydarzyły się podczas kręcenia poszczególnych odcinków. No i nie ma co ukrywać - Gucwińscy, to celebryci tamtych czasów, nawet jeden z rozdziałów brzmi: "Zawiść rośnie jak oglądalność".
Jest oczywiście o niedźwiedzim skandalu, o którym ja dowiedziałam się dopiero z książki.
Mnie najbardziej ujął początek, a tak naprawdę ostatnie dwa zdania prologu.
„Zaczyna się w roku 1932. W zoo w Breslau rodzi się mrówkojad, w rodzinie warszawskiego policjanta Hanna Jurczak, a w wiejskiej chacie w Porębie Małej - Antoni Gucwiński".
Prawie jak początek baśni.
WYZWANIE CZYTELNICZE II 2022
Przeczytam książkę z Plebiscytu Książka Roku 2021
Uważam, że Marek Górlikowski stanął na wysokości zadania i rzetelnie sportretował życie małżeństwa Gucwińskich. Sięgając po opinie na ich temat, dał głos ludziom stojącym po obu stronach barykady. I, co najważniejsze, pozwolił czytelnikowi samemu zdecydować co o tym wszystkim sądzi.
Tak naprawdę dopiero z tej książki dowiedziałam się o wszystkich zoologicznych i poza...
2024-01-22
„Korekta granicy wschodniej z 1951 roku była największą w historii powojennej Polski. W PRL niemal w ogóle o niej publicznie nie mówiono, tym bardziej nie pisano”.
Zostało oddanych 480 km kwadratowych ziem z województwa lubelskiego (tzw. kolano Bugu) w zamian za 480 km kwadratowych fragmentu Bieszczadów z Ustrzykami Dolnymi, Lutowiskami, Czarną i in. miejscowościami.
Ziemia za ziemię, ale co z ludźmi?
Za każdą rodziną w nowe miejsce pojechała ludzka tragedia. Poczucie straty i krzywdy.
Trudny temat podjął Krzysztof Potaczała w swym reportażu. Wysłuchał wielu rozżalonych głosów, wielu przejmujących historii i opisał je z wielkim empatycznym wyczuciem, dając czytelnikowi przestrzeń na własne refleksje.
Dla przykładu, dwa poruszające fragmenty.
„Bronek, gdzieś Ty nas przywiózł, toż tu widać tylko cztery hektary nieba”.
„Siedzenie na walizkach dotyczyło setek rodzin. Zachowywały się tak, jakby za chwilę miał podjechać pociąg i zabrać ich w podróż powrotną. Pewna urzędniczka z rady narodowej wspominała: - Weszłam do sieni starej chaty w Ustianowej. W ciemnej izbie siedział siwy mężczyzna, a obok skulona babcia. Byli tu od trzech tygodni, ale kufry wciąż stały zamknięte na kłódki. W piecu ledwo się tliło, przez dziury w oknach hulał wiatr, lecz oni zdawali się tego nie zauważać. Czułam, że cierpią, ale jedyne, co mogłam zrobić, to powiedzieć, że wszystko się ułoży. Chyba nie dali wiary tym słowom, bo nawet się nie poruszyli”.
„Korekta granicy wschodniej z 1951 roku była największą w historii powojennej Polski. W PRL niemal w ogóle o niej publicznie nie mówiono, tym bardziej nie pisano”.
Zostało oddanych 480 km kwadratowych ziem z województwa lubelskiego (tzw. kolano Bugu) w zamian za 480 km kwadratowych fragmentu Bieszczadów z Ustrzykami Dolnymi, Lutowiskami, Czarną i in. miejscowościami....
2023-08-24
I stało się.
Przyszedł tak długo odwlekany czas na napisanie tej opinii.
Są książki, które czytając nie chcę by się kończyły. Podobnie rzecz dzieje się z opiniami. Czasami nie chcę by zostały napisane, bo jak zostaną, to paradoksalnie przestaną istnieć. Napisane, zostaną zamknięte w formie, będą mieć początek, koniec i kropkę, ale znikną jako wolny i nieograniczony byt myśli.
O takim stanie rzeczy stokroć lepiej ode mnie napisał Romain Gary w „Korzeniach nieba”:
„Zauważył już, że pewne rzeczy, mimo że odczuwał je głęboko, ujęte w słowa, zmieniały sens do tego stopnia, że nie tylko nie mógł podzielić się nimi z kimś innym, ale sam - wymawiając je, już ich nie poznawał”
Krzysztof Potaczała dołącza do kręgu bliskich mi mistrzów pióra duszy: Konwickiego, Mularczyka i Filipowicza. Jest takim młodszym modelem moich ulubionych twórców. Chodzi mi głównie o pisarską wrażliwość, o tę nutkę melancholii, dostrzegania rzeczy, na które mało kto dzisiaj zwraca uwagę; o to dbanie, by czytelnik współodczuwał i przeżywał niemal tak samo jak autor. By przejmował się losem, by czuł.
I mimo, że brak jeszcze autorowi wyrafinowanej estetyki i elegancji stylu starszych kolegów po piórze, to łączy go z nimi pewien rodzaj melancholii, zadumy i pokory.
Jeżeli zaś chodzi o konkrety, to jest to reportaż o tym, czego nie ma, a było. O przedwojennych miasteczkach i wsiach, które rzeka San łączyła i spajała, a po wojnie, po ustaleniu granicy podzieliła i unicestwiła. „Było życie, nie ma życia”. Jest to sentymentalna (ale nie tani to sentymentalizm) wyprawa do dawnego kiedyś i do bliskiego wczoraj.
Poznawanie tych miejsc, ich historii, tajemnic, ciekawostek, a także jakże obecnie szarej codzienności, było niecodzienną bieszczadzką wędrówką.
Mnie absolutnie zachwyciło wszystko o konwikcie w Chyrowie, w którym kształciły się między innymi przyszłe, polskie elity międzywojnia, a o którym czytałam przy okazji poznawania sylwetek między innymi Brzechwy i Wierzyńskiego. Wówczas odbierałam ten Chyrów jako prawie nic nieznaczący fakt – prywatne gimnazjum dla bogaczy, a okazuje się, że historia tego miejsca jest niesamowita i chwyta za serce.
Cóż, sama zamierzam jeszcze poznawać twórczość Krzysztofa Potaczały i bardzo liczę, że mnie nie zawiedzie.
I stało się.
Przyszedł tak długo odwlekany czas na napisanie tej opinii.
Są książki, które czytając nie chcę by się kończyły. Podobnie rzecz dzieje się z opiniami. Czasami nie chcę by zostały napisane, bo jak zostaną, to paradoksalnie przestaną istnieć. Napisane, zostaną zamknięte w formie, będą mieć początek, koniec i kropkę, ale znikną jako wolny i nieograniczony byt...
2023-07-19
O Hiszpanii i o Hiszpanach. O Madrycie i Barcelonie, i o Melilli na afrykańskim lądzie.
To takie migawki z poszczególnych obszarów życia Hiszpanów.
W tym zbiorze reportaży jest współcześnie, historycznie, biznesowo, kulturowo, obyczajowo i politycznie.
Ciekawie i interesująco, bardziej smutno niż wesoło, ale nie odkrywczo.
Warto jednak sięgnąć, chociaż dzisiaj Europa dla Europejczyka to już nie jest terra incognito.
Polecam szczególnie tym, dla których Hiszpania to tylko urlop, słońce, plaża, Gaudi i Sagrada Familia.
WYZWANIE CZYTELNICZE VII 2023
Przeczytam książkę, której tytuł lub nazwisko autora zaczyna się na „L”
O Hiszpanii i o Hiszpanach. O Madrycie i Barcelonie, i o Melilli na afrykańskim lądzie.
To takie migawki z poszczególnych obszarów życia Hiszpanów.
W tym zbiorze reportaży jest współcześnie, historycznie, biznesowo, kulturowo, obyczajowo i politycznie.
Ciekawie i interesująco, bardziej smutno niż wesoło, ale nie odkrywczo.
Warto jednak sięgnąć, chociaż dzisiaj Europa...
2023-04-06
Cóż za ogrom informacji z różnych dziedzin, epok i ludzkich historii.
Chylę czoła przed rzetelną, mrówczą pracą autorki.
W tym monumentalnym reportażu, który jest czymś więcej niż reportażem, bohaterem pierwszoplanowym jest miasto Bytom.
Nigdy w nim nie byłam.
Wiedziałam tylko, że jest na Śląsku i słynie z produkcji konfekcji męskiej.
Wydaje mi się, że będąc dyletantką w dziedzinie wiedzy o Śląsku porwałam się na początek na zbyt wiele. Bo zaczęłam od szczegółu zamiast ogółu. Opracowanie to jest kapitalne dla mieszkańców Bytomia i jego okolic, każdy z nich odnajdzie w nim cząstkę siebie i swojej historii. Ja poczułam się zagubiona i rzucona na głęboką wodę nie mając wystarczającej wiedzy o tym wyjątkowym pod względem historycznym i gospodarczym regionie Polski. Z każdym kolejnym rozdziałem było lepiej, jednak z pokorą stwierdzam, że dużo muszę nadrobić, by poczuć się pewnie na śląskim gruncie.
Mimo iż zostałam przytłoczona masą informacji, szczególnie te geologiczne i techniczne wywody, ekspertyzy górnicze co rusz stawiały mnie do pionu, to lektury nie żałuję. Chociażby dla samej historii życia Karola Goduli i Joanny warto było „Ballady o śpiącym lwie” wysłuchać.
Sam tytuł reportażu bardzo trafiony, a zagadka zaginięcia rzeźby śpiącego lwa intrygująca.
Polecam przeczytać, szczególnie mieszkańcom Bytomia i okolic.
Cóż za ogrom informacji z różnych dziedzin, epok i ludzkich historii.
Chylę czoła przed rzetelną, mrówczą pracą autorki.
W tym monumentalnym reportażu, który jest czymś więcej niż reportażem, bohaterem pierwszoplanowym jest miasto Bytom.
Nigdy w nim nie byłam.
Wiedziałam tylko, że jest na Śląsku i słynie z produkcji konfekcji męskiej.
Wydaje mi się, że będąc dyletantką...
2023-03-22
Bolesna lektura. Przede wszystkim dlatego, że to dzieje się teraz. Podczas czytania tego typu reportaży, egoistycznie cieszę się, że nie dane było mi urodzić się i żyć w rejonach świata, w których takie nieludzkie wydarzenia mają miejsce.
A przecież to historia jedna z wielu.
Jakże to przytłacza, uczy pokory i każe dziękować za to wszystko co się ma.
Pomyślałam, że historie tych ludzi mogłyby stać się kanwą książki na miarę „Gron gniewu” Steinbecka.
Bolesna lektura. Przede wszystkim dlatego, że to dzieje się teraz. Podczas czytania tego typu reportaży, egoistycznie cieszę się, że nie dane było mi urodzić się i żyć w rejonach świata, w których takie nieludzkie wydarzenia mają miejsce.
A przecież to historia jedna z wielu.
Jakże to przytłacza, uczy pokory i każe dziękować za to wszystko co się ma.
Pomyślałam, że...
2022-12-28
Trudno mi jest napisać opinię, bo wiem, że nie będę potrafiła oddać, tak jak bym chciała, skali przeżyć i wrażeń jakie wywarły na mnie te reportaże.
Słowa Mularczyka zresztą mówią same za siebie: „Czytając reportaż, czytamy niejako opowieść o bohaterze, o autorze i sobie samym”.
I te reportaże takie właśnie są.
To nie są zwykłe teksty. One, by nabrać znaczenia powinny zostać przefiltrowane przez wrażliwość czytelnika.
Bo z nimi podobnie jest jak z miłością, o której Mularczyk pisze tak: „Jak opowiedzieć miłość, która teraz dopiero nazwana jest w słowach, a przedtem była kolejnym stworzeniem świata?”
Zbiór tych bardzo ludzkich, zwyczajnych historii uznaję za najbardziej wartościowy emocjonalnie tekst poznany w ostatnim czasie.
I nie dodam już nic.
Trudno mi jest napisać opinię, bo wiem, że nie będę potrafiła oddać, tak jak bym chciała, skali przeżyć i wrażeń jakie wywarły na mnie te reportaże.
Słowa Mularczyka zresztą mówią same za siebie: „Czytając reportaż, czytamy niejako opowieść o bohaterze, o autorze i sobie samym”.
I te reportaże takie właśnie są.
To nie są zwykłe teksty. One, by nabrać znaczenia powinny...
2022-05-15
Książkę wyłuskałam spośród propozycji do czytania synchronicznego. Zaintrygował mnie jej tytuł, ponieważ zapraszał do spotkania z trzema różnymi bohaterkami uprawiającymi ten sam zawód. Zawód niezwykle ważny w procesie wydawania książek obcojęzycznych, a zdaje się, że niedoceniony na tyle, na ile zasługuje.
Opisanie pracy i przy okazji życia, trzech polskich tłumaczek, jest ciekawym pomysłem, ale ostatecznie, w książce wypada dość średnio. Autor zbyt powierzchownie pokazuje kulisy warsztatu translatora. Możemy przeczytać o związanych z zawodem podróżach, zmaganiach językowych i tych wydawniczych. W tym wypadku, aktywność zawodowa trzech pań przypadała na okres PRL-u, gdzie dodatkowym utrudnieniem była cenzura, o której w książce również jest mowa:
„Szansę na druk zakazanej książki przyniosła następna odwilż polityczna. (…) PIW wydał (…) wybór z „Człowieka zbuntowanego”. „Wybór”, jak wiedzieli peerelowscy czytelnicy, zbyt często bywał eufemizmem dla „cenzura”.
Z drugiej strony praca tłumacza w tamtym okresie wydaje się mniej stresująca niż obecnie, ponieważ bardziej stanowiła hobby i miłość – niż pracę zarobkową. Maria Skibniewska znana była ze swojego hasła: „Jakie ja mam szczęście. Czytam romanse i jeszcze mi płacą”.
Książkę czyta się dobrze, ale autor powinien jeszcze poczynić szlify w swoim pisarskim rzemiośle. Trochę irytowały mnie jego gawędy, w których dzielił się on swoimi wrażeniami, odczuwanymi podczas swojej pracy „śledczej” albo podczas czytania tłumaczonych przez tłumaczki książek. Imponuje praca jaką włożył w dotarcie do źródeł; ilość materiałów, z których korzystał i na które się powoływał, ale sporo w tym tekście nonszalancji.
Najbardziej podobały mi się rozdziały, w których autor prezentował pracę tłumaczek nad konkretnymi dziełami oraz zamieszczony na końcu każdej części, poświęconej każdej z pań, wybór przekładów. I naprawdę jest w czym wybierać.
Po poznaniu różnych perypetii związanych z powstawaniem poszczególnych przekładów, najchętniej przeczytałabym wszystko co panie tłumaczki przetłumaczyły. Największej jednak ochoty nabrałam na „Wściekłość i wrzask” Faulknera i liczę, że uda mi się przeczytać ją jeszcze w tym roku.
I mimo iż czasy się zmieniły i zapewne praca tłumacza dziś – znacznie różni się od tej sprzed lat, to mam nadzieję, że ta lektura zwróci uwagę na jego rolę w ogóle. Na jego wkład w powstanie i adaptację utworu na język rodzimy. I za to dodaję jedną gwiazdkę więcej.
Książkę wyłuskałam spośród propozycji do czytania synchronicznego. Zaintrygował mnie jej tytuł, ponieważ zapraszał do spotkania z trzema różnymi bohaterkami uprawiającymi ten sam zawód. Zawód niezwykle ważny w procesie wydawania książek obcojęzycznych, a zdaje się, że niedoceniony na tyle, na ile zasługuje.
Opisanie pracy i przy okazji życia, trzech polskich tłumaczek,...
2022-06-15
1999
2022-02-28
2022-02-03
2016-07-11
Mam moralny opór przed oceną tej książki.
Bo czy przerażający koszmar, przez który przeszła bohaterka ma nadać tej historii większą wartość, ma uczynić ją arcydziełem?
Obok formy, stylu i języka, którym można przypisać gwiazdkę jest prawdziwa historia życia człowieka, którego ocenić nie sposób.
W trakcie czytania nie potrafiłam zastanawiać się nad formą ani nad językiem, ani nad stylem i innymi środkami wyrazu tych wspomnień, bo ich treść jak piętno, odcisnęła się w mojej świadomości.
Historia kilkudziesięciu lat życia Liesabeth jest do tej pory najbardziej wstrząsającym zapisem przeżyć jakie dane mi było poznać. Dla tego przekonania nie bez znaczenia jest fakt posiadania przeze mnie dzieci. Gdy wyobraziłam sobie swoje siedmioletnie dziecko samotne wśród całego zła tamtego świata, które by przeżyć, jest zdane tylko na siebie, poczułam niewyobrażalny, rozdzierający żal.
Jakim prawem takie rzeczy mogły/mogą się dziać?
Mam moralny opór przed oceną tej książki.
Bo czy przerażający koszmar, przez który przeszła bohaterka ma nadać tej historii większą wartość, ma uczynić ją arcydziełem?
Obok formy, stylu i języka, którym można przypisać gwiazdkę jest prawdziwa historia życia człowieka, którego ocenić nie sposób.
W trakcie czytania nie potrafiłam zastanawiać się nad formą ani nad językiem,...
2020-08
Zdołałam wysłuchać jedynie dwa pierwsze reportaże i nie miałam ochoty słuchać dalej.
Może inaczej byłoby w przypadku, gdybym je sobie sama czytała?
Charakterystyczny głos Krystyny Czubówny niestety nie pomagał mi w ich odbiorze, jedynie potęgował przygnębienie wywołane tymi trudnymi tematami.
Do tej pory nie potrafię o nich zapomnieć i do końca uwierzyć, że tak mogło być i dziać się.
Zdołałam wysłuchać jedynie dwa pierwsze reportaże i nie miałam ochoty słuchać dalej.
Może inaczej byłoby w przypadku, gdybym je sobie sama czytała?
Charakterystyczny głos Krystyny Czubówny niestety nie pomagał mi w ich odbiorze, jedynie potęgował przygnębienie wywołane tymi trudnymi tematami.
Do tej pory nie potrafię o nich zapomnieć i do końca uwierzyć, że tak mogło...
2021-12-06
Ciekawie upłynął mi czas podczas słuchania tych latynoamerykańskich reportaży.
Myślę, że dzięki temu, że jest to zbiór tekstów różnych autorów, na różne tematy, jest tak ciekawie.
Jest w nich i śmiech, i łzy.
Za każdym razem czekałam na następny tytuł, z ciekawością osoby czekającej na prezent. Co będzie teraz? Spodoba się – nie spodoba?
W większości się podobało.
Moje ulubione trio to:
„Kraina bliźniąt”, „Podróż do zbiorów bibliotecznych Pinocheta” i „Przekupnie Che Guevary”.
Stylistycznie i językowo najbardziej bliska moim upodobaniom jest „Kraina bliźniąt”, która zaczyna się bardzo intrygująco: „Jakieś dwa miasta temu zniknąłem z mapy”. A potem można jeszcze przeczytać: „Niewielu jest smutniejszych jedynaków niż Ci urodzeni w miasteczku bliźniąt”. Jest w tym reportażu wymieniony Josef Mengele i jest wspomnienie ukrywających się po wojnie nazistów. Przywołani są nawet święci bracia bliźniacy Damian i Kosma. 😊
I zgadzam się z Beatą Szady, że nawet o banale można opowiadać niebanalnie. Na pewno autorom tego zbiorku to się udało.
Polecam.
Ciekawie upłynął mi czas podczas słuchania tych latynoamerykańskich reportaży.
Myślę, że dzięki temu, że jest to zbiór tekstów różnych autorów, na różne tematy, jest tak ciekawie.
Jest w nich i śmiech, i łzy.
Za każdym razem czekałam na następny tytuł, z ciekawością osoby czekającej na prezent. Co będzie teraz? Spodoba się – nie spodoba?
W większości się podobało....
2021-04-02
Nazwisko - Kisielewski - nie było mi obce, ale tak naprawdę nie wiedziałam, kto za nim się kryje. Jaki to rodzaj twórcy, osobowości, człowieka. Podczas lektury biografii Jerzego Waldorffa, Stefan Kisielewski wyskoczył z niej jak diabeł z pudełka. Spodobał mi się Kisielewski jako przyjaciel. Spodobała mi się jego przekora i złośliwość, ale taka, w granicach przyzwoitości, która nie miała krzywdzić, tylko trochę prowokować i rozładowywać napięcie. Mariusz Urbanek w „Waldorffie. Ostatnim baronie Peerelu” pokazał publicystę Tygodnika Powszechnego tak, że zapragnęłam przyjrzeć mu się bliżej.
Przyglądanie się rozpoczęłam od „Abecadła Kisiela”. Dzisiaj mało interesującego i nudnego w odbiorze. Jeszcze na początku, gdy wyłuskiwałam z niego nazwiska mi znane, byłam ciekawa, co autor myślał o danym człowieku, gdy jednak zaczęłam czytać nazwiska kolejno, alfabetycznie, czar prysł. W większości bowiem są to biogramy sławnych przedstawicieli (dzisiaj w większości wymarłych) świata politycznego, kulturalnego i literackiego, ale popularnych w „swoich” czasach, nieutrwalonych w obecnej pamięci. Ponadto zdarza się Kisielowi powtarzać, używać tych samych określeń, co ani nie śmieszy, ani nie bawi. Jedynie kilka opinii mnie rozweseliło, chociażby ta o Zofii Hertz – „prawa ręka Giedroycia. Niesamowita pracownica, która pracuje dzień i noc, która się nie bardzo zna na polityce. […] Jest fanatyczką Giedroycia i „Kultury”. Jak coś złego powiesz o „Kulturze”, to ona cię zabije”.
„Testament Kisiela” to zbiór zapisanych rozmów telefonicznych Piotra Gabryela ze Stefanem Kisielewskim z lat 1990-1991, publikowanych na łamach „Wprost”. Są to przemyślenia, opinie i dywagacje Kisiela na bieżącą wówczas sytuację polityczną i gospodarczą państwa polskiego. Z dzisiejszej perspektywy nie wzbudzają emocji. Najbardziej podobały mi się dwa teksty – „Mity polskie” i „Plagi główne”.
Wydaje mi się, że Kisiel, tak jak „bohaterowie” jego „Abecadła…”, był człowiekiem tamtych, odległych już teraz, minionych czasów. Przebrzmiał.
Nazwisko - Kisielewski - nie było mi obce, ale tak naprawdę nie wiedziałam, kto za nim się kryje. Jaki to rodzaj twórcy, osobowości, człowieka. Podczas lektury biografii Jerzego Waldorffa, Stefan Kisielewski wyskoczył z niej jak diabeł z pudełka. Spodobał mi się Kisielewski jako przyjaciel. Spodobała mi się jego przekora i złośliwość, ale taka, w granicach przyzwoitości,...
więcej Pokaż mimo to