-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać1
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
Biblioteczka
2024-05-09
2022-02-22
2024-05-08
„Pestki” dały mi do myślenia. Przede wszystkim zastanawiałam się nad odbiorem tego tekstu przez czytelników, którzy reprezentują różne typy osobowości i mają inne sytuacje życiowe. Jedni odnajdą w nim siebie i swoje przeżycia, inni będą się dziwić indolencji głównej bohaterki i jej bierności. Inaczej na „Pestki” spojrzą bezdzietni, a inaczej ojcowie i matki.
Przekaz książki jest wielce przygnębiający, a w dodatku nie rokuje nadziei. Mnie, w tej smutnej lekturze, brakowało przeciwwagi. Mimo słyszanych w dzieciństwie wielu podobnych haseł (moje "ulubione" – „jakie ty możesz mieć, dziecko, problemy”) przecież nie tylko te negatywne zwroty mi towarzyszyły. Możliwe, że bohaterka „Pestek” postanowiła zapamiętać jedynie te demotywujące. Jednak to nagromadzenie wyłącznie ponurych sloganów wzbudziło mój wewnętrzny sprzeciw i podważyło wiarygodność opisanej historii.
Mam nadzieję, że czytającemu tę książkę rodzicowi przyjdzie myśl, czy czasem on nie powiela podobnych kalek słownych, wśród których sam się wychował i które w sytuacji napięcia lub niepewności jako pierwsze cisną mu się na usta. I że po lekturze „Pestek” najpierw ugryzie się w język, nim powie na przykład: „jak będziesz w moim wieku to zobaczysz”, „wszyscy tak robią” albo „skaranie boskie z tym dzieckiem”.
Najbardziej podobała mi się forma oraz styl i język tej prozy. Nostalgia i ironia oraz to działające na wyobraźnię metaforyczne balansowanie.
Tym, którym podobały się „Pestki”, polecam lekturę „Wron” Petry Dvořákovej i „Włoskich szpilek” Magdaleny Tulli. W obu tych książkach można odnaleźć zbliżony klimat do tego, który w swojej książce zaprezentowałan Anna Ciarkowska.
Czytane wspólnie z Cleopatrąpl i z Kamilą. Dziewczyny dzięki za synchronizację :)
„Pestki” dały mi do myślenia. Przede wszystkim zastanawiałam się nad odbiorem tego tekstu przez czytelników, którzy reprezentują różne typy osobowości i mają inne sytuacje życiowe. Jedni odnajdą w nim siebie i swoje przeżycia, inni będą się dziwić indolencji głównej bohaterki i jej bierności. Inaczej na „Pestki” spojrzą bezdzietni, a inaczej ojcowie i matki.
Przekaz...
2024-01-30
Opierałam się przed napisaniem opinii do tej książki, bo chciałam te wszystkie uzyskane wrażenia mieć na wyciągnięcie myśli i mrugnięcie powiek. Bo gdy uformować te wrażenia w opinię, to jak zatrzasnąć za nimi drzwi. Z drugiej strony warto podzielić się zachwytem i szerzyć sławę wyjątkowej literatury.
Tak naprawdę „Lato w Baden” to historia zamknięta w kilku rozbudowanych, długich zdaniach. Śledzimy dwie podróże, które dzieli okres stu lat, a łączy postać Anny Grigoriewny Dostojewskiej. Autor i zarazem narrator, jadąc śladami swojego ulubionego klasyka, czyta wspomnienia jego żony i przywołuje historię ich podróży, między innymi, do Baden.
Dla mnie jest to opowieść przede wszystkim o uzależnieniach: Leonida Cypkina od literatury, Dostojewskiego od hazardu, a Anny Grigoriewny od męża.
Poza tym powieść przesycona jest dostojewszczyzną, bohaterami i miejscami z jego powieści, którzy wspaniale wplatają się w wydarzenia. A fascynacja pisarza obrazami „Madonny Sykstyńskiej” Rafaela i „Chrystusa w grobie” Holbeina (młodszego) i ze mną zostanie na długo.
Urzekł i zachwycił mnie niezwykle delikatny i zarazem zmysłowy opis zbliżenia Dostojewskich przedstawiony w postaci metafory wypływania na głębię. Szkoda, że ich wspólne nocne pływanie nie zawsze było zsynchronizowane. Ale nawet mimo to, nie da się o nim zapomnieć, jest piękne.
Sama lektura naprawdę jest wyjątkowa, ale o najwyższej ocenie zdecydowała „namiętna pisarska wytrwałość” Leonida Cypkina, jego samozaparcie i miłość do twórczości literackiej zawarta w pytaniu – „Ile trzeba mieć wiary w literaturę, by pisać bez nadziei na publikację?”
Opierałam się przed napisaniem opinii do tej książki, bo chciałam te wszystkie uzyskane wrażenia mieć na wyciągnięcie myśli i mrugnięcie powiek. Bo gdy uformować te wrażenia w opinię, to jak zatrzasnąć za nimi drzwi. Z drugiej strony warto podzielić się zachwytem i szerzyć sławę wyjątkowej literatury.
Tak naprawdę „Lato w Baden” to historia zamknięta w kilku rozbudowanych,...
2024-01-28
„Lód” to proza społeczno – obyczajowa. Nie ma w niej spektakularnych wydarzeń i zwrotów akcji, ale jest nieujarzmiona przyroda i są zwyczajni, ale ciekawie sportretowani bohaterowie. I o nich jest książka. O życiu garstki ludzi na Örlandii w archipelagu Wysp Alandzkich i o tym jak sobie radzą, co ich trapi, co cieszy.
Tutaj rytm życia determinuje natura. Wiosną trzeba się spieszyć, latem krótko nim cieszyć, a jesienią zbierać siły, by przetrwać zimę. Jeżeli jednak jest się na wyspie ze świadomością tego wszystkiego, to życie jest piękne.
„Z jakiegoś powodu pomyślał o pastorskiej idylli. Z wolna pasące się krowy, gdzie okiem sięgnąć żadnej aktywności, na niebie chmury jak baranki, nad wszystkim świeci łaskawe słońce. Życie jak na ziemi przed potopem”.
Ja od pierwszych chwil poczułam sympatię do tej opowieści, a potem coraz bardziej przywiązywałam się do miejsca i bohaterów, dlatego rozstanie z wyspą i z tą historią było dla mnie trudne.
Od początku intrygował mnie spokojny, ale żyjący we własnym świecie Anton od poczty, jego „duchy” i prorocze zdolności. Jeżeli zaś chodzi o pastorostwo, to zdecydowanie bliżej mi było do pastora niż pastorowej.
Lektorka stanęła na wysokości zadania. Wspaniale opowiedziała tę historię, a to, jak odtworzyła postać doktor Gyllen, to prawdziwa interpretacyjna doskonałość.
„Lód” to proza społeczno – obyczajowa. Nie ma w niej spektakularnych wydarzeń i zwrotów akcji, ale jest nieujarzmiona przyroda i są zwyczajni, ale ciekawie sportretowani bohaterowie. I o nich jest książka. O życiu garstki ludzi na Örlandii w archipelagu Wysp Alandzkich i o tym jak sobie radzą, co ich trapi, co cieszy.
Tutaj rytm życia determinuje natura. Wiosną trzeba się...
2024-01-15
#WyzwanieLC2024 styczeń
Przeczytam książkę, której akcja dzieje się zimą
„Są ręce i jest drzewo”.
A potem jest siekierezada.
A proza ta jest surowa i nieociosana.
Postaci zwyczajne, dni mijają bezbarwnie.
Nic się nie dzieje.
Współczesny odbiorca, właśnie takie może odnieść wrażenie. Przeciętności. Nudy. Przeżytku. Oceni książkę jako zapis nikomu dzisiaj niepotrzebnych głupstw.
Żeby chociaż język był wyszukany i wyjątkowo literacki, ale też nie.
A może to prawda? Może tak właśnie z „Siekierezadą” jest? Zestarzała się?
Myślę, że, jak to w przypadku literatury bywa, znaczenie ma indywidualna suma wrażeń pojedynczego czytelnika.
Ta zwyczajność dnia powszedniego w lekturze, w zderzeniu z dzisiejszym pędem, gonitwą i przebodźcowaniem może znokautować wszystkich tych, którzy od czytanej powieści wymagają mocnych wrażeń.
Mnie „Siekierezada” urzekła spokojem. Rozumiałam potrzebę poszukiwania przez głównego bohatera swojego miejsca w świecie. To jego przeglądanie się w nowych sytuacjach, mierzenie z samym z sobą. Janek Pradera miał nareszcie czas na przemyślenie wielu spraw, bez pośpiechu, bez presji, bez wielkomiejskiego dygotu.
Szeroko omawiana i rozważana przez podróżnych pociągu i samego Janka, tragiczna śmierć Zbigniewa Cybulskiego, od której rozpoczyna się książka, robi wrażenie, szczególnie w kontekście życiorysu samego Stachury.
Świetne są miniaturki obyczajowe: wizyta u fryzjera, spotkanie w gospodzie, czy przyjazd objazdowej biblioteki. No i pojawiający się na koniec zagadkowy Michał Kątny.
Poza tą jednostajną prozą życia jest też poezja. Ta walka Janka z mgłą i dymem. Te zapewnienia dawane w myślach i w listach Gałązce Jabłoni, że: „zawsze i teraz absolutnie służy tobie Emanuel Delawarski”.
I jeszcze tytuł. Dopiero okładka audiobooka uświadomiła mi, że znany mi dotąd tytuł ma ciąg dalszy, który brzmi: „Siekierezada albo zima leśnych ludzi”.
Na koniec moje ulubione zdanie:
„I niech sobie będą wszyscy mądrzy ze swoimi rozumami, a ja z moją miłością niech sobie będę głupi”.
PS
I mimo iż w treści wyraźnie stoi, że wydarzenia dzieją się na Ziemiach Zachodnich, że Odra, że Głogów, to przez adaptację filmową często podaje się Bieszczady jako miejsce akcji „Siekierezady”. A w książce jest przecież mowa (nie wprost oczywiście) o przesiedleniach rusińskich mniejszości narodowych z przygranicznych południowo - wschodnich terenów Polski, na te ziemie odzyskane. Na nich to właśnie, trzymające się solidarnie wspólnoty zajmowały wsie i osady.
#WyzwanieLC2024 styczeń
Przeczytam książkę, której akcja dzieje się zimą
„Są ręce i jest drzewo”.
A potem jest siekierezada.
A proza ta jest surowa i nieociosana.
Postaci zwyczajne, dni mijają bezbarwnie.
Nic się nie dzieje.
Współczesny odbiorca, właśnie takie może odnieść wrażenie. Przeciętności. Nudy. Przeżytku. Oceni książkę jako zapis nikomu dzisiaj...
2023-12-23
Pies. Człowiek. Natura.
Mimo, że od powstania tej opowieści minęło 120 lat, natura człowieka pozostaje niezmienna. Gorzej z psią.
I chociaż niektóre „ludzkie” zachowania były przez mnie trudne do zaakceptowania, to uważam że London świetnie oddał koloryt tamtych czasów. Sam będąc poszukiwaczem złota w rzece Klondike wiedział doskonale, że w tamtych terenach nie obejdzie się bez psiej pomocy. W powieści na czoło wysuwa się Buck. Pojętny i sprytny psiak, który od razu zyskuje sympatię czytelnika.
Bardzo podobał mi się opis budzenia się pierwotnych instynktów u Bucka. Te jego psie sny o prapoczątkach. Mnie one naprawdę zachwyciły.
Pies. Człowiek. Natura.
Mimo, że od powstania tej opowieści minęło 120 lat, natura człowieka pozostaje niezmienna. Gorzej z psią.
I chociaż niektóre „ludzkie” zachowania były przez mnie trudne do zaakceptowania, to uważam że London świetnie oddał koloryt tamtych czasów. Sam będąc poszukiwaczem złota w rzece Klondike wiedział doskonale, że w tamtych terenach nie obejdzie...
2023-12-20
Wittlin, mimo iż w latach dwudziestych XX wieku napisał swoją wersję dziejów Gilgamesza, zrobił to w bardzo młodopolskim duchu. Bazował nie na oryginalnym „tekście” z tabliczek, ale na jednej z niemieckich adaptacji literackich eposu.
Jest to trudny i wymagający sporej koncentracji utwór.
Wariacji na temat Gilgamesza w wykonaniu Józefa Wittlina wysłuchałam.
Zdecydowanie jednak w zrozumieniu treści i wyłonieniu z niej językowego „powabu” pomógł mi tekst uprzedniej lektury „Eposu o Gilgameszu” tłumaczonego bezpośrednio z języka akadyjskiego przez Krystynę Łyczkowską.
Moja metoda na zgłębienie przygód tego skądinąd historycznego bohatera, jego przyjaźni z Enkidu i opisu drogi w poszukiwaniu nieśmiertelności polegała na tym, że najpierw czytałam treść jednej tabliczki w tłumaczeniu Łyczkowskiej, a potem słuchałam tego fragmentu w przekształceniu Wittlina.
I to spowodowało może nie zachwyt, ale docenienie tego, że ten utwór może się podobać.
Mnie, może ze względu na mało sprzyjający okres na prace badawcze, trochę ta lektura umęczyła, ale dała też sporo satysfakcji.
Wittlin, mimo iż w latach dwudziestych XX wieku napisał swoją wersję dziejów Gilgamesza, zrobił to w bardzo młodopolskim duchu. Bazował nie na oryginalnym „tekście” z tabliczek, ale na jednej z niemieckich adaptacji literackich eposu.
Jest to trudny i wymagający sporej koncentracji utwór.
Wariacji na temat Gilgamesza w wykonaniu Józefa Wittlina wysłuchałam....
2023-12-24
„W życiu nie ten jest ważny, o którego obecność potykamy się codziennie, lecz ktoś zupełnie inny kto wciąga nas we własny krąg swoją wciąż żywą nieobecnością”.
To historia Pradziadka, obserwatora codzienności z podolskich Kuromęk. Myśliciela na własny użytek, który był i żył na pograniczu współistnienia różnych nacji i kultur.
Jest o dzieciństwie Pradziadka, jego dorastaniu, dojrzewaniu i starzeniu się w towarzystwie i otoczeniu bliskich mu ludzi.
O przenikaniu się tradycji, świąt i zwyczajów.
Jak w soczewce mamy obraz świata na styku, który przeminął. Zniknął.
Anna Bolecka wybrała ciekawą formę i styl, by przedstawić tę historię. Bo świat, o którym opowiada jest takim światem trochę ze snu, takim ocalonym w pamięci wspomnieniem z przeszłości.
„W życiu nie ten jest ważny, o którego obecność potykamy się codziennie, lecz ktoś zupełnie inny kto wciąga nas we własny krąg swoją wciąż żywą nieobecnością”.
To historia Pradziadka, obserwatora codzienności z podolskich Kuromęk. Myśliciela na własny użytek, który był i żył na pograniczu współistnienia różnych nacji i kultur.
Jest o dzieciństwie Pradziadka, jego...
2023-12-21
Ta książka to swojego rodzaju testament, który jest i spowiedzią, i dziejami dwóch rodów, i opowieścią o polsko – żydowsko – ukraińskim pograniczu kulturowym na przestrzeni dziejów. Dziejów, które lubią się powtarzać.
Pierwsze wzmianki o protoplastach rodu - Jurce Kobie i jego ojcu, setniku Bazylim sięgają powstań Chmielnickiego i są jak baśń o zbójcach z zamierzchłych czasów. Zbójcach bezwzględnych i okrutnych. Motyw zbójców nieustannie przewija się w tej opowieści, z tym, że są oni coraz bardziej współcześni, prawdziwi, znani z kart historii i na pewno nie kojarzą się z bajką.
Ta książka stoi językiem, stylem i znaczeniem.
Język jest przebogaty w swojej prostocie, zwyczajny a jednocześnie wyszukany. Kalman Segal czaruje doborem słów, wiąże ich znaczenia, tworzy nowe tropy i uroczo żartuje między wierszami.
A sama historia szalenie ciekawa i zajmująca, z nagłymi zwrotami kolei losów bohaterów. Niestety im bliżej końca tym mniej baśniowa. Coraz bardziej realna i dojmująco smutna.
Przyjazd bohatera – narratora do miasteczka, zamieszkanie w pensjonacie i zanurzenie się w starych dziejach, przypomina mi trochę Mike’a Murphy’ego z mini powieści Józefa Hena „Pingpongista”.
A na koniec, by poczuć ten styl i ten język przytaczam jeden z moich ulubionych fragmentów.
„Była bardzo wzburzona, kiedy pewnego razu lekkomyślnie wyznałem, że chciałbym napisać romans.
- Mój głupi chłopcze. To nie są już czasy Goethego i Schillera. Nikt już dzisiaj nie kocha prawdziwego piękna.
Ujęła mnie za rękę i zaprowadziła do sklepu, gdzie gruba żydówka chowała w elastyczne arkusze zadrukowanego papieru żywe karpie rozpaczliwie bijące łbami o ladę.
- Oto do czego dzisiaj służą książki – powiedziała wzburzona – zapamiętaj.
Stałem niemy, jak niemy uczestnik tej sceny, bezsilny karp owinięty w stronice wydarte z Lessinga”.
Ta książka to swojego rodzaju testament, który jest i spowiedzią, i dziejami dwóch rodów, i opowieścią o polsko – żydowsko – ukraińskim pograniczu kulturowym na przestrzeni dziejów. Dziejów, które lubią się powtarzać.
Pierwsze wzmianki o protoplastach rodu - Jurce Kobie i jego ojcu, setniku Bazylim sięgają powstań Chmielnickiego i są jak baśń o zbójcach z zamierzchłych...
2023-12-07
Oszczędny i surowy styl Hemingwaya plus beznamiętna interpretacja lektora spowodowały, że na początku trochę wiało nudą. Potem, w okolicach środka, zrobiło się ciekawiej, by jeszcze przed zakończeniem znowu obniżyć loty.
Koniec dobry, chociaż właśnie takiego można było się spodziewać.
Wojna, ta przykra konieczność, której nikt nie lubi i nie chce w niej brać udziału, ciągle trwa, ale więcej się o niej opowiada niż w niej uczestniczy. Bohaterowie nie widzą jej końca. Ta niewiadoma, te zmiany pozycji wojsk, odwroty, przemarsze, ciągle nie dają definitywnej odpowiedzi, kiedy nastąpi upragniony koniec. Nie chodzi nawet o wygraną, tylko właśnie o koniec.
Wątek miłosny został ciekawie poprowadzony, chociaż czasami miałam wrażenie, że Catherine i Frederick nie żyją naprawdę, tylko odgrywają swoje role w teatrze. Fatalne dialogi. A uległa i nadskakująca Frederickowi Catherine, nadużywająca wyznań w stylu: jesteś cudowny, jesteś wspaniały, odpocznij, etc. jest męcząca i pretensjonalna. I według mnie mało wiarygodna, akurat w tych momentach.
Zdecydowanie wolałam motyw wojenny.
Dwa zdania zapadły mi w pamięć, chociaż to drugie, wyrwane z kontekstu trochę traci.
„Życiem nie jest trudno kierować, kiedy człowiek nie ma nic do stracenia”.
„Pamiętałem Catherine, ale oszalałbym, gdybym o niej myślał”.
Podsumowując. Ta książka to swoista sinusoida i długo wahałam się jak ją ocenić. Ostatecznie stawiam mocną szóstkę z plusem.
WYZWANIE CZYTELNICZE XII 2023
Przeczytam książkę, która ukazała się w roku 2023 pod patronatem lubimyczytac.pl
Oszczędny i surowy styl Hemingwaya plus beznamiętna interpretacja lektora spowodowały, że na początku trochę wiało nudą. Potem, w okolicach środka, zrobiło się ciekawiej, by jeszcze przed zakończeniem znowu obniżyć loty.
Koniec dobry, chociaż właśnie takiego można było się spodziewać.
Wojna, ta przykra konieczność, której nikt nie lubi i nie chce w niej brać udziału,...
2023-09-28
György jest jedynakiem i po rozwodzie rodziców mieszka z ojcem. To prostolinijny nastolatek, ułożony, wychowany w świecie wartości. Mimo trwającej wojny prowadzi w miarę ustabilizowane życie w Budapeszcie. Jego historia rozpoczyna się w chwili, gdy ojciec przygotowuje się do wyjazdu do obozu w ramach „służby pracy”. Nikt tak naprawdę nie wie, co go tam czeka.
Czytelnik domyśla się, dokąd jedzie ojciec głównego bohatera i wie co go tam czeka.
I właśnie ta książka jest o tym, że my, czytelnicy, cały czas wiemy więcej niż György. Dlatego tak zaskakuje nas zachowanie chłopca, gdy sam zostaje zatrzymany i wywieziony.
My nie dziwimy się brutalnemu i nieludzkiemu zachowaniu policjantów, żandarmów, SS - manów, nie szukamy dla nich usprawiedliwień i nie próbujemy znaleźć logicznych wytłumaczeń ich działań - tak jak to robi György.
My wiemy. Wiemy ciągle więcej.
A on? Jemu wyobrażenie ludobójstwa nie przyszłoby na myśl. On mimo wszystko wierzy w człowieczeństwo.
I właśnie to, że György podporządkowuje się zasadom oprawców powoduje, że ta książka jest protestem przeciw zbrodni wyrządzanej ludzkości.
György jest jedynakiem i po rozwodzie rodziców mieszka z ojcem. To prostolinijny nastolatek, ułożony, wychowany w świecie wartości. Mimo trwającej wojny prowadzi w miarę ustabilizowane życie w Budapeszcie. Jego historia rozpoczyna się w chwili, gdy ojciec przygotowuje się do wyjazdu do obozu w ramach „służby pracy”. Nikt tak naprawdę nie wie, co go tam czeka.
Czytelnik...
2023-09-06
„Córeczka” to dynamiczna, żywiołowa i bardzo autentyczna opowieść o konflikcie w Ukrainie sięgająca roku 2014 i działań separatystów w Donbasie. Bardzo dobrze pokazuje eskalację wydarzeń z tamtego okresu.
Jest to prawdziwa powieść akcji, wręcz gotowa do przeniesienia na ekran. Napisana świetnym językiem, adekwatnym do dziejących się wypadków, dopasowanym do bohaterów, a bezimienna Córeczka jest jak awatar, w który czytelnik może się wcielić i poczuć, że sam znajduje się w centrum zdarzeń. I jeszcze siła przyjaźni, bo bez niej niewiele można byłoby zdziałać.
Mimo trudnej tematyki opowieść ta należy do tych motywujących i niosących wiarę w to, że jeśli się chce, to można i da się.
Miałam też takie refleksyjne historyczne déjà vu związane z mniejszościami narodowymi zamieszkującymi wschodnie rubieże.
„Córeczka” to dynamiczna, żywiołowa i bardzo autentyczna opowieść o konflikcie w Ukrainie sięgająca roku 2014 i działań separatystów w Donbasie. Bardzo dobrze pokazuje eskalację wydarzeń z tamtego okresu.
Jest to prawdziwa powieść akcji, wręcz gotowa do przeniesienia na ekran. Napisana świetnym językiem, adekwatnym do dziejących się wypadków, dopasowanym do bohaterów, a...
2023-11-30
To moja czwarta książka tego rosyjskiego klasyka, dlatego nie wstrząsnęła mną tak, jak mogłaby, gdybym to od niej zaczęła poznawanie Dostojewskiego „kilkadzieścia” lat temu i dlatego też wrażeń oraz przemyśleń z lektury „Braci Karamazowów” nie przebije.
W „Zbrodni i karze” nie zobaczymy salonów, arystokracji, bogactwa i potęgi imperium rosyjskiego drugiej połowy XIX wieku, tylko wyzierającą z każdego petersburskiego zaułka nędzę i zepsucie.
I chociaż to w dużej mierze książka o dziejach zbrodni i zbrodniarza, ja swą uwagę skupiłam jeszcze na postawach dwóch matek – Pulcherii Aleksandrowny i Katarzyny Iwanowny. Matek, które stanęły na krawędzi, bo życie ich dzieci było w zagrożeniu.
Jeszcze ciągle słyszę pytanie Rodiona: „Mamo, cokolwiek się stanie, bez względu na to co byś o mnie słyszała, co by ci o mnie powiedziano, czy będziesz mnie zawsze kochała, jak teraz?”
Jaka odpowiedź powinna zabrzmieć?
Jaką odpowiedź dała matka innego mordercy z współczytanej ze „Zbrodnią i karą” „Innej duszy”, gdzie nastolatek też zabił?
Istotnie była to lektura straszna, niepokojąca, a nawet przerażająca. Na zawsze zapamiętam sen Rodiona, w którym będąc małym chłopcem był świadkiem rzezi klaczy, której właściciel - Mikołka, przy ogólnej aprobacie tłumu i na jego oczach skatował.
WYZWANIE CZYTELNICZE XI 2023
Przeczytam książkę straszną/niepokojącą
To moja czwarta książka tego rosyjskiego klasyka, dlatego nie wstrząsnęła mną tak, jak mogłaby, gdybym to od niej zaczęła poznawanie Dostojewskiego „kilkadzieścia” lat temu i dlatego też wrażeń oraz przemyśleń z lektury „Braci Karamazowów” nie przebije.
W „Zbrodni i karze” nie zobaczymy salonów, arystokracji, bogactwa i potęgi imperium rosyjskiego drugiej połowy XIX wieku,...
2023-11-23
Mocno przygnębiająca, o szaroburej tonacji lektura.
Przyczyny, że po nią sięgnęłam były dwie. Po „Kulcie” Łukasza Orbitowskiego chciałam przeczytać jeszcze „coś” tego autora, a po drugie jej tematyka wpisywała się w wyzwanie listopadowe.
Autor nie zawiódł pokładanych w nim nadziei, bo książka napisana jest wartko i sprawnie, chociaż opowiada o ciemnej stronie życia w latach dziewięćdziesiątych.
O zmianach gospodarczych, które nie wszystkim wyszły na lepsze.
O mentalności ludzi w tamtym okresie.
O ich oczekiwaniach, potrzebach, marzeniach.
Przypomina, co wtedy oglądało się w telewizji, jakie słodycze królowały na sklepowych półkach, jaka muzyka sączyła się do ucha z walkmanów i jak spędzało się wolny czas.
Mamy więc Bydgoszcz, w której toczy się życie młodocianego mordercy noszącego w książce imię Jędrek.
Dlaczego zabijał? To pytanie zadawali sobie wszyscy.
No właśnie, dlaczego?
WYZWANIE CZYTELNICZE XI 2023
Przeczytam książkę straszną/niepokojącą
Mocno przygnębiająca, o szaroburej tonacji lektura.
Przyczyny, że po nią sięgnęłam były dwie. Po „Kulcie” Łukasza Orbitowskiego chciałam przeczytać jeszcze „coś” tego autora, a po drugie jej tematyka wpisywała się w wyzwanie listopadowe.
Autor nie zawiódł pokładanych w nim nadziei, bo książka napisana jest wartko i sprawnie, chociaż opowiada o ciemnej stronie życia w...
2022-02-14
„Zrobię dla Ciebie wszystko”
Ta żarliwa deklaracja w kontekście tej powieści przeraża.
Mimo trudnego i przygnębiającego tematu, który porusza, bo nie tylko uzależnienie matki od alkoholu, ale i uzależnienie dziecka, od trawionej chorobą alkoholową matki, nie chciałam, żeby ta opowieść się kończyła.
Już pierwszy rozdział, który jest epilogiem tej historii, sprawił, że wiedziałam, że to będzie świetnie napisana książka.
Szczerość opisów, głębia doznań, wiarygodność i język, którym napisany jest „Shuggie…” zniewalają. Użycie specyficznego języka, która próbuje oddać szkocki górniczy slang to świetny pomysł tłumacza na uwiarygodnienie tej historii. Kontekst ekonomiczny i społeczny, ukazanie proletariackiego Glasgow dopełniają całości szarej wizji życia Shuggiego.
I mimo iż nie jestem fanką bestsellerów i z rezerwą podchodzę do nowości, cieszę się, że nie czekałam z „Shuggiem…” za długo.
Gdy piszę tę opinię osiem miesięcy po przeczytaniu „Shuggiego…” nadal pamiętam i mam przed oczami patologię górniczego osiedla i jego upadłą gwiazdę - Agnes.
I nadal żołądek się ściska.
A Janusz Zadura po raz kolejny zaprezentował swój talent interpretatorski, dzięki któremu nie można oderwać się od słuchania.
Polecam.
WYZWANIE CZYTELNICZE 2022
Przeczytam książkę z Plebiscytu Książka Roku 2021
„Zrobię dla Ciebie wszystko”
Ta żarliwa deklaracja w kontekście tej powieści przeraża.
Mimo trudnego i przygnębiającego tematu, który porusza, bo nie tylko uzależnienie matki od alkoholu, ale i uzależnienie dziecka, od trawionej chorobą alkoholową matki, nie chciałam, żeby ta opowieść się kończyła.
Już pierwszy rozdział, który jest epilogiem tej historii, sprawił, że...
2023-08-09
„Zły” okazał się całkiem niezły.
Tyrmand wielowymiarowo przedstawił główną bohaterkę utworu - Warszawę. W całej krasie zaprezentował jej klimat lat pięćdziesiątych, architekturę, warszawską modę i szyk, mieszkańców z ich problemami dnia codziennego oraz wskazał, gdzie można pójść na kawę, gdzie na parówki, gdzie porozmawiać w zaufaniu, gdzie dobrze zjeść, a także, gdzie i jak się bawić.
Wszystko to opisał świetnym językiem, niezwykle plastycznym, kolorowym i sugestywnym. Opisy kolejki w aptece, tłumy na przystankach i w trolejbusie są niezwykle wyraziste, wręcz namacalne.
A te różnokolorowe muszki Kubusia. Niezapomniane. Grzechem byłoby nie wymienić tych oryginalnych, barwnych połączeń: rezedowo – oliwkowych, cynobrowo – trawiastych, seledynowo - cytrynowych, szmaragdowo – kakaowych, wiśniowo – perłowych, cyklamenowo - chabrowych, topazowych w rzucik koloru sepii, ametystowo – truskawkowych.
Mnie, ten superbohaterski wątek aż tak bardzo nie emocjonował, ale półświatek z flagowym procederem pt. „Panie, kup pan cegłę”, konikami pod kinami i stadionami – bardzo.
I te mówiące nazwiska: Dziarski, Wirus, Zofia Chwała, Meteor.
No i Aniela, która „uszyta była ze szczególnie impregnowanego materiału”, a prezesa kochała miłością bezgraniczną i „takiemu chłopu jak pan prezes Merynos tobym wszystkie brudy co dzień prała, śpiewała przy tym i jeszcze się cieszyła, jakby mnie nogą posyłał po wódkę”. 😅
Mnie się podobało i na pewno sięgnę po inne książki autora.
„Zły” okazał się całkiem niezły.
Tyrmand wielowymiarowo przedstawił główną bohaterkę utworu - Warszawę. W całej krasie zaprezentował jej klimat lat pięćdziesiątych, architekturę, warszawską modę i szyk, mieszkańców z ich problemami dnia codziennego oraz wskazał, gdzie można pójść na kawę, gdzie na parówki, gdzie porozmawiać w zaufaniu, gdzie dobrze zjeść, a także, gdzie i...
2023-09-24
Czytanie Konwickiego to przyjemność.
Dla mnie.
Lubię stawiane przez niego pytania i dylematy, niedomówienia, niedomyślenia.
Lubię styl Konwickiego. Trochę zgryźliwy i ironiczny, a zarazem iluzyjny i poetycki.
A z mojej strony są zastanowienia - co by to było gdyby? Jakby to było?
W tym zbiorze jest siedem świetnych opowieści: „Zimowy zmierzch”, „Ostatni dzień lata”, „Matura”, „Skok z nieba”, „Zaduszki”, „Salto”, „Jak daleko stąd, jak blisko”.
Są to gotowe scenopisy. Surowe, ociosane z naddatków. Czysty materiał filmowy. Wspaniale było je najpierw przeczytać, a potem obejrzeć (poza „Skokiem z nieba”).
Literatura i kino najwyższej próby. Trzeba wziąć poprawkę, że bardzo, ale to bardzo niedzisiejsze to kino.
Mocno wytrawne.
Dla smakoszy.
Czytanie Konwickiego to przyjemność.
Dla mnie.
Lubię stawiane przez niego pytania i dylematy, niedomówienia, niedomyślenia.
Lubię styl Konwickiego. Trochę zgryźliwy i ironiczny, a zarazem iluzyjny i poetycki.
A z mojej strony są zastanowienia - co by to było gdyby? Jakby to było?
W tym zbiorze jest siedem świetnych opowieści: „Zimowy zmierzch”, „Ostatni dzień lata”,...
2023-09-20
Przez wiele lat ten tytuł krążył wokół mnie, pewnie dlatego, że według mnie jest jednym z piękniejszych i oryginalniejszych.
Okazuje się, że nie tylko tytuł intryguje. Świat Piotra jednocześnie jest i go nie ma, objawia się, ale zaraz chowa jak we śnie. Niby się w nim dzieje, ale jakby nie dzieje. Co w nim jest świadome, a co podświadome? Tego pewnie nie wie sam główny bohater.
Dzięki takiej kreacji życia jako sennego marzenia można oswoić trudne życiowe wybory, decyzje, intencje. Gdy się o nich myśli na jawie to one się stają, lepiej nie myśleć, lepiej zbierać jabłka, spać na strzesze, kąpać się nocą w stawie, iść na zabawę, patrzeć dziewczynom w oczy i widzieć w nich to, co może kiedyś będzie.
Czy to zło, to było zło, czy jednak nie?
Czy Piotr to król, czy kat?
Czy w końcu to wszystko było? Czy nie było?
Surrealistyczna baśń o młodym wiejskim wrażliwym chłopaku, który w zderzeniu ze śmiercią i okrucieństwem wojny, żyjąc na pograniczu jawy i snu zastanawia się, jak to z nim i z jego życiem tak naprawdę jest.
WYZWANIE CZYTELNICZE IX 2023
Przeczytam książkę o wsi z motywami chłopskimi
Przez wiele lat ten tytuł krążył wokół mnie, pewnie dlatego, że według mnie jest jednym z piękniejszych i oryginalniejszych.
Okazuje się, że nie tylko tytuł intryguje. Świat Piotra jednocześnie jest i go nie ma, objawia się, ale zaraz chowa jak we śnie. Niby się w nim dzieje, ale jakby nie dzieje. Co w nim jest świadome, a co podświadome? Tego pewnie nie wie sam główny...
2023-09-12
Przyznam, że nazwisko Doctorow, do niedawna niewiele mi mówiło. Kilka razy natknęłam się na nie i zawsze w pozytywnym entourage’u, ale nic poza tym.
Po przeczytaniu „Ragtime’u” wiem, że chcę więcej takiej literatury.
Na początku tej opowieści poznajemy historię pewnej amerykańskiej, zwyczajnej, dość zamożnej rodziny, której fikcyjne losy zazębiają się z rzeczywistymi wydarzeniami i postaciami historycznymi – reprezentującymi dynamicznie rozwijającą się gospodarkę Stanów Zjednoczonych początków XX wieku.
Mamy więc Nowy Jork i jego skandale, rozrywkę, finanse, przemysł, politykę, a nawet wyprawę polarną.
Wraz z rozwojem akcji pojawiają się kolejne fikcyjne postaci, poprzez które poznajemy drugą stronę medalu – walkę o prawa obywatelskie, dyskryminację rasową i emigrancką biedę.
I jak na amerykańską powieść przystało jest i american dream.
Styl, język, konstrukcja - reprezentują najwyższą jakość wyrażoną lekkością formy mimo ciężaru problematyki, którą porusza.
Świetna, poruszająca i nie pozwalająca o sobie zapomnieć proza.
Przyznam, że nazwisko Doctorow, do niedawna niewiele mi mówiło. Kilka razy natknęłam się na nie i zawsze w pozytywnym entourage’u, ale nic poza tym.
Po przeczytaniu „Ragtime’u” wiem, że chcę więcej takiej literatury.
Na początku tej opowieści poznajemy historię pewnej amerykańskiej, zwyczajnej, dość zamożnej rodziny, której fikcyjne losy zazębiają się z rzeczywistymi...
„Ojciec Sergiusz” to ciekawe studium przypadku. Tołstoj przedstawił w nim historię ambitnego i dążącego do perfekcji księcia, Stiepana Kasatskiego. Najpierw jest on wspaniale rokującym młodym oficerem idealizującym cara i swoją narzeczoną Marię. Jednak rozczarowany brutalną życiową prawdą wstępuje do monasteru, przyjmuje święcenia i chce oddać się życiu duchowemu. W tym przedsięwzięciu również próbuje osiągnąć doskonałość. Nie jest mu łatwo. Przychodzi nań rozczarowanie przełożonymi i ogólne zwątpienie. A żeby zwalczyć i poskromić grzeszne zapędy, ucieka się nawet do okaleczania. W ostatecznym rozrachunku pokusa wygrywa i wówczas bohater chce zniknąć, przestać istnieć, wtopić się w lud i być anonimowym bożym sługą.
Ciekawe opowiadanie prezentujące religijną filozofię samego Tołstoja. A że przeżycia głównego bohatera, jego przemyślenia, emocje i rozwój osobowości są tematem przewodnim tego utworu, czynią ten tekst ciągle aktualnym. Równie uniwersalny wymiar ma postawienie w opozycji wiary i struktury kościelnej.
Fragment, w którym ludzie tłumnie oblegają ojca Sergiusza w oczekiwaniu na błogosławieństwo i cud oraz energiczne poczynania dyżurnych „opiekunów ładu i porządku” przywiodły mi na myśl analogiczne fragmenty z „Kultu” Orbitowskiego.
„Tłum ludzi […] tłoczył się na zewnątrz, czekając ukazania się ojca Sergiusza i jego błogosławieństwa. […] Kupiec, posadziwszy ojca Sergiusza na ławeczce pod wiązem […] zaczął bardzo stanowczo rozpędzać ludzi. […] Mówił stanowczo i gniewnie: - Wynoście się stąd! Wynoście! Pobłogosławił, no to, czego jeszcze chcecie?! Marsz! A jak nie, to naprawdę dam w kark! […] Jutro będzie, jak Bóg da, a dziś, wszyscy precz!”
„Ojciec Sergiusz” to ciekawe studium przypadku. Tołstoj przedstawił w nim historię ambitnego i dążącego do perfekcji księcia, Stiepana Kasatskiego. Najpierw jest on wspaniale rokującym młodym oficerem idealizującym cara i swoją narzeczoną Marię. Jednak rozczarowany brutalną życiową prawdą wstępuje do monasteru, przyjmuje święcenia i chce oddać się życiu duchowemu. W tym...
więcej Pokaż mimo to