-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-03-10
2012-05-29
'Lata' są, jak na twórczość Virginii Woolf, napisane w sposób tradycyjny. Strumienia świadomości jest tu jak na lekarstwo, chociaż gdyby pisarka użyła tej techniki (jak w mistrzowskiej 'Pani Dalloway'), książka miałaby chyba z 700 stron.
Osią fabuły są losy rodu Pargiterów, począwszy od końca XIX wieku aż do połowy lat 30. XX wieku. Virginia Woolf w rozdziałach skupiła się na jednym dniu, nawet kilku godzinach z życia poszczególnych członków na przestrzeni kilkudziesięciu lat. To daje niesamowity efekt - widzimy, że w ciągu paru godzin możemy dowiedzieć się wielu informacji, a przez rok może wydarzyć się całkiem sporo. Raz widzimy jedną bohaterkę jako biedną pannę, a za rok - jako żonę bogatego mężczyzny, oczekującą narodzin dziecka.
Podobno 'Pani Dalloway' początkowo miała tytuł 'Godziny'. Zastanawiam się, czemu pisarka zmieniła tytuł. 'Pani Dalloway' to opowieść o jednym dniu, ale z rozbudowanymi retrospekcjami, a 'Lata' to opowieść o przeskoku w nowe czasy, tak różne od poprzednich.
Jako świeża fanka powieści Virginii Woolf, jestem zadowolona z tej książki - polecam ją wszystkim, aby tylko zobaczyli, że nie taki diabeł straszny, jak go malują:-)
'Lata' są, jak na twórczość Virginii Woolf, napisane w sposób tradycyjny. Strumienia świadomości jest tu jak na lekarstwo, chociaż gdyby pisarka użyła tej techniki (jak w mistrzowskiej 'Pani Dalloway'), książka miałaby chyba z 700 stron.
Osią fabuły są losy rodu Pargiterów, począwszy od końca XIX wieku aż do połowy lat 30. XX wieku. Virginia Woolf w rozdziałach skupiła się...
2022-01-23
Teraz czas na "Milczenie owiec", w końcu 😁
"Czerwony smok" to książka, która wciąga. Nawet jeśli pojawią sie w niej mała ilość charyzmatycznego Hannibala Lectera, nad czym trochę ubolewam. Za to w rekompensacie dostałam bardzo ciekawą postać mordercy, który o wiele bardziej przyciągnął moją uwagę niż policjant. Być może dlatego, że autor bardzo dużo uwagi poświęcił temu, co myślał i czuł przestępca, a policjanta potraktował bardzo ogólnie. Był dziwny? Zaakceptuj to, czytelniku, nie potrzebujesz głębszych wyjaśnień.
Przeczytałam, i uważam, że to był dobrze spędzony czas. Ale większe oczekiwania mam wobec drugiej części, słynnego "Milczenia owiec". Żeby było więcej Lectera, po prostu.
Teraz czas na "Milczenie owiec", w końcu 😁
"Czerwony smok" to książka, która wciąga. Nawet jeśli pojawią sie w niej mała ilość charyzmatycznego Hannibala Lectera, nad czym trochę ubolewam. Za to w rekompensacie dostałam bardzo ciekawą postać mordercy, który o wiele bardziej przyciągnął moją uwagę niż policjant. Być może dlatego, że autor bardzo dużo uwagi poświęcił temu, co...
2020-01-06
Kolejna książka w mojej biblioteczce, która stała latami, i czekała na swoją kolej. Przyznam się, że teraz mi głupio, że tyle czasu się nie interesowałam "Rodziną Borgiów", bo to świetna powieść.
Klimat "Ojca chrzestnego" przeniesiony do XV wieku i do Rzymu, gdzie tym razem wszystko i wszystkich trzymają w rękach papież Aleksander, czyli Rodrigo Borgia, oraz jego dzieci. Tę historię czyta się bardzo dobrze, cały czas trzyma w napięciu, i do ostatniej strony nie traci tempa. Widać też, że powieść napisano z ogromną znajomością tematu - wystarczy przeczytać posłowie, gdzie widać na dłoni fascynację Maria Puza rodziną Borgiów. A tam, gdzie jest pasja i zainteresowanie, tam musi powstać coś dobrego.
To co, teraz czas na serial :-)
Kolejna książka w mojej biblioteczce, która stała latami, i czekała na swoją kolej. Przyznam się, że teraz mi głupio, że tyle czasu się nie interesowałam "Rodziną Borgiów", bo to świetna powieść.
Klimat "Ojca chrzestnego" przeniesiony do XV wieku i do Rzymu, gdzie tym razem wszystko i wszystkich trzymają w rękach papież Aleksander, czyli Rodrigo Borgia, oraz jego dzieci. Tę...
2023-02-04
W ostatnim czasie przy żadnej powieści nie czułam takiego wachlarza emocji - zachwyt, znudzenie, ciekawość, frustracja, zmęczenie, złość, ulga, obojętność, wściekłość, smutek, rozpacz, radość, wesołość... "Ulisses" sprawił, że czuję, że żyję. I dał niezapomniane, jedyne w swoim rodzaju doświadczenie czytelnicze.
Mój pierwszy kontakt z tą książką był jakieś 11 lat temu (stan na 2023 rok), i poległam po czterech stronach. Obecnie, po tylu latach, i ukończeniu studiów, przeczytaniu ogromnej ilości pozycji, wyrobienia gustu literackiego i nabrania wieku 🤭, nie tylko pokonałam swoje słabości i zakończyłam koło 800-stronową powieść o Leopoldzie Bloomie, ale i uważam, że "Ulisses" to dzieło. Wręcz arcydzieło. Wymagające, momentami trudne i nawet nudne, ale arcydzieło. Coś, co musiało powstać, aby pokazać innym literatom, że można pisać inaczej książki niż dotychczas, czytelnikom, że papier przyjmie wszystko (ale co z naszymi oczami i mózgiem?), historii literatury, że chcieć, to móc, i da się przetrzeć szlaki tematom teoretycznie tabu, jak i ogólnie, że Joyce jednak był geniuszem. Samotnym, ekscentrycznym, czasem wręcz zbereźnym, ale geniuszem. Zwyczajne wręcz życie na zewnątrz wystarczyło opisać bardzo nietypowo, dodając to, co może chodzić po głowie każdemu z nas. To dopiero nazywa się realizm. Joyce nikogo i nic nie oszczędza, prawdopodobnie sami w naszych myślach robimy podobnie, więc co tu zaprzeczać?
O "Ulissesie" nie da się krótko opisać, jego recenzja byłaby objętości średniej powieści, moim zdaniem trzeba chociaż fragmenty przeczytać, żeby chociaż wiedzieć, o co w tym chodzi. Zainteresowanych raczej odeślę do badaczy twórczości Joyce'a, ja nie czuję się na siłach, aby tu pisać pracę o "Ulissesie".
Jestem pewna, że i tak wiele smaczków mi umknęło, ale jestem z siebie dumna, że przeczytałam. I uważam to za coś genialnego. Tak, mogę mieć po wszystkim coś nie tak z głową 😅 I jeszcze jedno - trochę zazdroszczę anglojęzycznym czytelnikom, ponieważ mają pewnie do odkrycia więcej smaczków niż my...
Książkę dołączam do Wielkobukowego Binga 2023 pod hasłem "Klasyka (książka wydana do 1960 roku).
W ostatnim czasie przy żadnej powieści nie czułam takiego wachlarza emocji - zachwyt, znudzenie, ciekawość, frustracja, zmęczenie, złość, ulga, obojętność, wściekłość, smutek, rozpacz, radość, wesołość... "Ulisses" sprawił, że czuję, że żyję. I dał niezapomniane, jedyne w swoim rodzaju doświadczenie czytelnicze.
Mój pierwszy kontakt z tą książką był jakieś 11 lat temu...
2020-08-28
Najtrudniejsze były poranne strony - zwłaszcza dla takiego śpiocha jak ja :-)
Tak naprawdę jeszcze wiele razy będę sięgała po tę książkę, po poszczególne rozdziały, ćwiczenia, ponieważ czuję pewien niedosyt po przeczytaniu "Drogi artysty" i po wykonaniu większości zadań z tego kursu. Mam wrażenie, że jeszcze sporo mogę wycisnąć z tego, co pisze Julia Cameron. Książka pozwala uwierzyć w siebie, swoje możliwości oraz talenty i to, że artysta to nie jest jakiś "enfant terrible", tylko ktoś, kto ma pasję, i cieszy się nią jak dziecko. I za to można podziękować pani Cameron.
Ciężko "Drogę artysty" ocenić, ale ja jestem tym poradnikiem zachwycona. Po prostu warto go przeczytać.
Najtrudniejsze były poranne strony - zwłaszcza dla takiego śpiocha jak ja :-)
Tak naprawdę jeszcze wiele razy będę sięgała po tę książkę, po poszczególne rozdziały, ćwiczenia, ponieważ czuję pewien niedosyt po przeczytaniu "Drogi artysty" i po wykonaniu większości zadań z tego kursu. Mam wrażenie, że jeszcze sporo mogę wycisnąć z tego, co pisze Julia Cameron. Książka...
2022-11-13
Czytasz "Fikcje", i aż widzisz przed oczami Borgesa, który śmieje się i puszcza do Ciebie oko. Bo lektura wymagająca, momentami trudna, niespójna, dziwna, przerwana, jakaś nie teges, ale chcesz jej więcej i więcej. Przy ostatniej stronie dziwisz się, czemu było tego tak mało? A jeszcze jakiś czas temu mówiłaś sobie, że masz dosyć trudnych książek i nie weźmiesz nic takiego już do ręki, bo literatura ma sprawiać frajdę, a nie mękę. Pozostaje mi tylko wzruszyć ramionami.
Przeczytałam, i nie mogę wyjść z podziwu. Borges bawi się słowem, bawi się z czytelnikiem, i nawet nie próbuje być przystępny. Nie obchodzi go to, że mogę czegoś nie zrozumieć czy nie skojarzę aluzji. Jest hermetyczny, i dobrze mu z tym. A czytelnicy to chłoną. I są zachwyceni. Taki mocny paradoks, aż inni, też hermetyczni autorzy, mogą pozazdrościć Borgesowi popularności. Dla mnie mistrzowskimi tekstami z tego zbioru są Biblioteka Babel oraz esejoopowiadanie o Don Kichocie.
Jeśli mam coś poradzić, to po prostu... czytajcie "Fikcje", i nie bójcie się Borgesa. I nie martwcie się, że są inne, trudniejsze niż znane Wam dotąd zbiory tekstów, opowiadań, esejów. Ja zapewnie wielu aluzji nie wyłapałam, ale nie przejmuję się tym. To, co we mnie zostało po przeczytaniu "Fikcji", jest moje, i nikt mi tego nie zabierze.
Czytasz "Fikcje", i aż widzisz przed oczami Borgesa, który śmieje się i puszcza do Ciebie oko. Bo lektura wymagająca, momentami trudna, niespójna, dziwna, przerwana, jakaś nie teges, ale chcesz jej więcej i więcej. Przy ostatniej stronie dziwisz się, czemu było tego tak mało? A jeszcze jakiś czas temu mówiłaś sobie, że masz dosyć trudnych książek i nie weźmiesz nic takiego...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-30
Rozmawiałam kiedyś z siostrą na temat posiadania dziecka. I powiedziała mi bardzo ciekawą rzecz. Mianowicie to, że chciałaby zajść w ciążę w takim momencie swojego życia, kiedy mogłaby być dumna z tego faktu, a nie wstydzić się przez innymi. Akurat wtedy czytałam 'List do nienarodzonego dziecka' i jakoś te słowa przypomniały mi o Orianie Fallaci...
Co do tej książki, trudno mi ją jednoznacznie ocenić. Na pewno poleciłabym ją do przeczytania każdej kobiecie, bez względu na wiek, poglądy lub fakt, czy jest matką czy też nie. Dzięki temu monologowi bohaterki można poznać drugą stronę medalu, czyli inne oblicze ciąży oraz faktu bycia kobietą. Co do niektórych kwestii musiałabym poważnie zastanowić się, czy zgodzić się z autorką, jednak jestem pewna, że ta niewielka pozycja nikogo nie pozostawi obojętnym i zmusi do głębszej refleksji nad 'cudem życia'.
Rozmawiałam kiedyś z siostrą na temat posiadania dziecka. I powiedziała mi bardzo ciekawą rzecz. Mianowicie to, że chciałaby zajść w ciążę w takim momencie swojego życia, kiedy mogłaby być dumna z tego faktu, a nie wstydzić się przez innymi. Akurat wtedy czytałam 'List do nienarodzonego dziecka' i jakoś te słowa przypomniały mi o Orianie Fallaci...
Co do tej książki, trudno...
2015-02-12
Chyba wszystko powiedziane o 'Kompleksie Portnoya', a moje trzy grosze niewiele zmienią w postrzeganiu tej arcygenialnej powieści.
Kolejny autor, którego unikałam jak ognia (jakim cudem, ja się pytam?), zrobił na mnie tak ogromne wrażenie, że tylko mogę powiedzieć jedno. Po prostu przeczytajcie 'Kompleks Portnoya'. Kilkadziesiąt lat po pierwszym wydaniu tej skandalicznej historii Aleksa książka nadal pozostaje aktualna w swoim przekazie. Po prostu - klasyka zawsze sama się obroni. Philip Roth tylko potwierdza tę regułę.
Chyba wszystko powiedziane o 'Kompleksie Portnoya', a moje trzy grosze niewiele zmienią w postrzeganiu tej arcygenialnej powieści.
Kolejny autor, którego unikałam jak ognia (jakim cudem, ja się pytam?), zrobił na mnie tak ogromne wrażenie, że tylko mogę powiedzieć jedno. Po prostu przeczytajcie 'Kompleks Portnoya'. Kilkadziesiąt lat po pierwszym wydaniu tej skandalicznej...
2020-02-05
Kurczę, i ja miałam tę rewelacyjną książkę tyle czasu w swojej biblioteczce, i nie przyszło mi do głowy, aby się z nią zapoznać?! Aż nie chcę mi się w to wierzyć...
Nie czytałam książek Isaaca Bashevisa Singera, przyznaję się bez bicia. Ostatnimi czasy słyszałam to nazwisko, i przypomniałam sobie, że mam biografię tego pisarza. I pomyślałam, że przyszedł czas na tę książkę. Jejku, a teraz jestem w takim szoku, że tyle lat unikałam "Pejzaży pamięci", bo to świetna pozycja! Nie tylko dowiedziałam się wiele o życiu Singera, nabrałam chęci na czytanie jego twórczości, ale też poznałam kulturę żydowską oraz to, jak to było ze stosunkami polsko-żydowskimi od II RP do czasów powojennych. Tyle ciekawostek! Tyle rzeczy, których nie byłam świadoma! Aż jestem pod wrażeniem tego, co zrobiła pani Tuszyńska. Aż widziałam w tym tekście pasję, z jaką to wszystko opisywała. A ja coś takiego bardzo sobie cenię.
Polecam gorąco, być może, tak jak ja, zachęcicie się do czytania prozy Singerów.
Kurczę, i ja miałam tę rewelacyjną książkę tyle czasu w swojej biblioteczce, i nie przyszło mi do głowy, aby się z nią zapoznać?! Aż nie chcę mi się w to wierzyć...
Nie czytałam książek Isaaca Bashevisa Singera, przyznaję się bez bicia. Ostatnimi czasy słyszałam to nazwisko, i przypomniałam sobie, że mam biografię tego pisarza. I pomyślałam, że przyszedł czas na tę książkę....
2020-01-27
Wiecie co? Myślałam, że po przeczytaniu "Małych kobietek" dołączę do grona krytyków tej powieści. A tymczasem będę tu ją wychwalała :-)
Obawiałam się, co zastanę w tej książce. Czytałam mnóstwo opinii na LC, że "Małe kobietki" to lukrowana historia, że moralizatorstwo płynie z każdej strony, i to ten najgorszego typu, że postaci są papierowe, i lepiej trzymać się jak najdalej od powieści panny Alcott. Co się okazało, "Małe kobietki" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Czym?
Uwielbiam XIX-wieczne powieści. Uwielbiam to, jak przedstawiane są konwenanse w fabule. Uwielbiam ten swojski, czasem wręcz sztywny klimat, jaki w niektórych pozycjach tego typu panuje. Uwielbiam prostotę takich historii. Uwielbiam literaturę angielską i amerykańską. A jeszcze dodać do tego ciekawych bohaterów - prym, oczywiście, wiedzie Jo March, ale reszta jej sióstr też skradła moje serca. Ja nie widziałam w nich papierowych postaci, tylko ciekawe osobowości, bardzo różnorodne, i sympatyczne. Każda z nas na pewno zna kogoś w typie Meg, Beth czy Amy.
Jestem zauroczona "Małymi kobietkami", i nie mogę uwierzyć, z jak ciepłą, optymistyczną i niekiedy zabawną powieścią miałam do czynienia. Jak mi tego brakowało po lekturze tych wszystkich smutnych, pesymistycznych tytułów, jakie mam za sobą! Kupuję wszystko, co dała tutaj panna Alcott - nawet to wszędobylskie moralizatorstwo pani March. Jak widać, rola matek w takich książkach tylko do tego się ogranicza ;-)
Podoba mi się ta książka. Oj, jak bardzo mi się ona podobała. Cudna, i urocza.
Wiecie co? Myślałam, że po przeczytaniu "Małych kobietek" dołączę do grona krytyków tej powieści. A tymczasem będę tu ją wychwalała :-)
Obawiałam się, co zastanę w tej książce. Czytałam mnóstwo opinii na LC, że "Małe kobietki" to lukrowana historia, że moralizatorstwo płynie z każdej strony, i to ten najgorszego typu, że postaci są papierowe, i lepiej trzymać się jak...
2021-01-27
Sama jestem sobą zdziwiona - w ostatnim czasie miałam do wyboru czytanie pewnego bestsellera a powieść o wielorybie. Zawsze wygrywał wieloryb.
Jestem z siebie dumna, że przeczytałam "Moby Dicka". Nie ukrywam, było mi ciężko, zwłaszcza, że zdecydowana większość książki to dygresje bohatera odnośnie podziału wielorybów, sprzętu na statku wielorybniczym, wyższości łowienia wielorybów nad innymi łowami oraz - moje ulubione - wyjaśnienie, na czym polega różnica między kaszalotem a wielorybem właściwym. Serio, naprawdę takie rzeczy znajdziemy w tej książce.
Wiecie co? Może samego wątku głównego - polowania na białego kaszalota przez żądnym zemsty kapitana Ahaba - było mało, ale trzeba przyznać, że "Moby Dick" to powieść niezwykła. Ma w sobie dziwny urok, który sprawia, że rozdziały dygresyjne czyta się z wypiekami na twarzy. Osobiście byłam pod wrażeniem tego, jak autor bawi się formą. Melville nie tworzy czegoś tradycyjnego, ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem, tylko coś, co stanowi miszmasz każdego gatunku literackiego. I pomyśleć, że to powstało w 1850 roku, a ponoć teraz mamy czas na powieści eksperymentalne!
Wielka Klasyka za mną. Czuję się w pełno dowartościowanym czytelnikiem. I douczonym, jak odróżnić kaszalota od wieloryba.
Sama jestem sobą zdziwiona - w ostatnim czasie miałam do wyboru czytanie pewnego bestsellera a powieść o wielorybie. Zawsze wygrywał wieloryb.
Jestem z siebie dumna, że przeczytałam "Moby Dicka". Nie ukrywam, było mi ciężko, zwłaszcza, że zdecydowana większość książki to dygresje bohatera odnośnie podziału wielorybów, sprzętu na statku wielorybniczym, wyższości łowienia...
2020-08-08
Jestem w ogromnym szoku, ponieważ książka Mike'a Tysona bardzo mi się podobała. I czytałam ją jak jakiś dobry kryminał. A ja nawet boksem się nie interesuję!
Wszystko to za sprawą świetnie napisanej (czy też opowiedzianej, później zredagowanej) opowieści jednego z najważniejszych bokserów w historii sportu. Jego życiorys oraz sposób, w jaki to przedstawił, autentycznie wciągają czytelnika. Nie spodziewajcie się języka rodem z uniwerku, tu Mike rzuca mięsem na prawo i lewo. I to mi się podobało, powiem szczerze. Historia straciłaby na autentyczności, gdyby ktoś to zredagował na gładki, nieskazitelny styl. Z jednej strony życie boksera to schemat amerykańskiego "od pucybuta do milionera", ale z drugiej strony, po jakimś czasie, miałam dosyć samego Tysona. Czemu? Ponieważ jego działania, decyzje, jakie podejmował, są przykładem na to, co robi człowiek, który nie uczy się na błędach. Serio, po jakimś czasie naprawdę nie dziwiłam się, że co chwilę pojawiali się jacyś naciągacze w życiu Mike'a, próbujący go w sądzie wykiwać na kilka milionów dolarów.
Nie trzeba lubić boks, żeby przeczytać autobiografię Mike'a Tysona. To po prostu kawał dobrej książki o ciekawym człowieku. Naprawdę warto. Piszę to ja, która nie zna się na boksie. Bo przekonałam się na własnej skórze, że warto przeczytać.
Jestem w ogromnym szoku, ponieważ książka Mike'a Tysona bardzo mi się podobała. I czytałam ją jak jakiś dobry kryminał. A ja nawet boksem się nie interesuję!
Wszystko to za sprawą świetnie napisanej (czy też opowiedzianej, później zredagowanej) opowieści jednego z najważniejszych bokserów w historii sportu. Jego życiorys oraz sposób, w jaki to przedstawił, autentycznie...
2021-04-22
Wiecie co? To nie jest taką straszna powieść, jak ją malują, serio. Jest to klasyka literatury, fakt, ale nie ma w niej nic takiego trudnego. Na razie jestem po lekturze dwóch tomów, i wrażenia mam bardzo dobre. Jeszcze chcę przeczytać resztę, żeby móc odnieść się do całości. Na ten moment na serio mówię, że nie warto się bać "Wojny i pokoju", nie gryzie ;-)
Wiecie co? To nie jest taką straszna powieść, jak ją malują, serio. Jest to klasyka literatury, fakt, ale nie ma w niej nic takiego trudnego. Na razie jestem po lekturze dwóch tomów, i wrażenia mam bardzo dobre. Jeszcze chcę przeczytać resztę, żeby móc odnieść się do całości. Na ten moment na serio mówię, że nie warto się bać "Wojny i pokoju", nie gryzie ;-)
Pokaż mimo to2021-10-13
Prawdopodobnie jest to najlepsza powieść, jaką przeczytałam w 2021 roku. Zdarza się.
"Rzeźnia numer 5" jest dziwna - na przemian prześmiewcza, szalona, poważna, smutna, wciągająca oraz odpychająca. Nie jest to typowa powieść o wojnie i o traumie, jaka w związku z tym przechodzi główny bohater. Tutaj nic nie jest pewne, i czasem nie wiadomo, co Bill faktycznie przeżywa, a co tylko mu się wydaje. Tak, bombardowanie Drezna i kosmici (!) są na równi, jeśli chodzi o opowiadaną przez Vonneguta historię.
Dla mnie "Rzeźnia numer 5" to opowieść o człowieku, który ma za sobą ciężkie doświadczenia wojenne, i na swój sposób od nich ucieka. Sam autor zawarł w powieści swoje własne przeżycia, i od razu czuć autentyczność w opisie losów Billa jako jeńca wojennego. Aż jestem w szoku, że można napisać coś o wojnie z humorem. Co prawda czarnym, ale humorem.
Wyjątkowa książka, jedyna w swoim rodzaju. Warto się nią zainteresować.
Prawdopodobnie jest to najlepsza powieść, jaką przeczytałam w 2021 roku. Zdarza się.
"Rzeźnia numer 5" jest dziwna - na przemian prześmiewcza, szalona, poważna, smutna, wciągająca oraz odpychająca. Nie jest to typowa powieść o wojnie i o traumie, jaka w związku z tym przechodzi główny bohater. Tutaj nic nie jest pewne, i czasem nie wiadomo, co Bill faktycznie przeżywa, a co...
2020-08-23
"Bracia Karamazow" to nie powieść. "Bracia Karamazow" to istne arcydzieło.
Ta książka przypomniała mi, jak świetnym pisarzem był Dostojewski. I jak bardzo znał się na ludziach, ponieważ tak opisać poszczególne postaci, ich zachowania oraz emocje potrafi tylko ktoś, kto jest świetnym obserwatorem i ma zmysł psychologiczny. A historia rodziny Karamazow mocno wbija się w pamięć. Nawet treści światopoglądowe, filozoficzne czy religijne, które czasem męczyły przy czytaniu, miały w sobie coś, co przyciągały uwagę czytelnika. I wszystko to długo nie będzie chciało wyjść z głowy...
Coś w tym jest, że "Braci Karamazow" uznaje się za książkę, którą trzeba przeczytać. Mocna, momentami brutalna, ale prawdziwa. Naprawdę warto zapoznać się z Dymitrem, Iwanem i Aloszą, aby wiedzieć, o co tyle hałasu. Nikt z czytelników tego spotkania nie pożałuje.
Jedyne, czego żałuję, że Dostojewski nie zdążył napisać drugiej części...
"Bracia Karamazow" to nie powieść. "Bracia Karamazow" to istne arcydzieło.
Ta książka przypomniała mi, jak świetnym pisarzem był Dostojewski. I jak bardzo znał się na ludziach, ponieważ tak opisać poszczególne postaci, ich zachowania oraz emocje potrafi tylko ktoś, kto jest świetnym obserwatorem i ma zmysł psychologiczny. A historia rodziny Karamazow mocno wbija się w...
2014-02-01
Dla takich powieści warto stać się molem książkowym.
Niektórzy czytelnicy zarzucają, że 'Martin Eden' jest zbyt banalny i patetyczny, a bohaterowie są płytcy i nieciekawi. Przyznam się, że do tej pozycji autorstwa Jacka Londona podchodziłam trzy razy, i teraz twierdzę jedno - siła książki tkwi w jej prostocie. Tak, ten bezpośredni język Londona i jego szczery styl trafiły do mnie. Podobnie jak historia tytułowego bohatera, który pod wpływem miłości do Ruth-lalki postanawia zmienić swoje życie. Nowe lektury i zainteresowania pozwalają mu odnaleźć TĄ ścieżkę, czyli pisarstwo. Poza tym wątkiem czytelnik poznaje trochę socjalizmu i antykapitalizmu oraz widzi podziały społeczne z jednostką, która nie pasuje do żadnej grupy...
Znałam treść 'Martina Edena', ale podczas czytania zapominałam o tym, aby z zaciekawieniem śledzić całą historię. Może dlatego, że utożsamiałam się w pewnym stopniu z Martinem? Bo każdy z nas ma marzenia, które nie mogą podobać się innym, ale mamy tyle odwagi, aby postawić na swoim. A kiedy zaczynamy czytać, to najczęściej, po prostu, zaczynamy samodzielnie myśleć - to moje usprawiedliwienie dla Martina, jeśli chodzi o jego dalsze poczynania.
Moja opinia jest długa, ponieważ jestem tą książką zachwycona. Bo ma swoją aktualność i prostotę przekazu. Dlatego jestem pewna, że jeszcze nie raz sięgnę po powieść Londona - moja przydługaśna i trochę pokręcona recenzja niech będzie dowodem na to, że 'Martin Eden' to świetna pozycja, warta uwagi.
Dla takich powieści warto stać się molem książkowym.
Niektórzy czytelnicy zarzucają, że 'Martin Eden' jest zbyt banalny i patetyczny, a bohaterowie są płytcy i nieciekawi. Przyznam się, że do tej pozycji autorstwa Jacka Londona podchodziłam trzy razy, i teraz twierdzę jedno - siła książki tkwi w jej prostocie. Tak, ten bezpośredni język Londona i jego szczery styl trafiły...
2012-12-06
To moje drugie podejście do 'Czarodziejskiej góry' Manna. Wcześniej nie mogłam doczytać nawet do połowy, ponieważ wydawała mi się za trudna. Musiały minąć trzy lata, zanim wzięłam tę powieść do ręki (lektura na seminarium).
Nie będę zbyt rozpisywać się w fabule, ponieważ nie o to w 'Czarodziejskie górze' chodzi. Najbardziej zaintrygowało mnie pokazanie czasu oraz choroby - to pierwsze jako coś, co w zwykłym życiu nas popędza, a w sanatorium 'Berghof' płynie, ale mało kto zwraca na niego uwagę. A choroba? Jeden z bohaterów stwierdza, że właśnie bycie chorym pozwala na to, aby określać nas mianem ludzi. Cała powieść ma charakter traktatowy, ponieważ rozmowy najważniejszych postaci (z Settembrinim i Naphtą na czele) są wykładem na temat sposobu spędzania życia oraz pokazaniem, co się w nim liczy. Nie zapominając o ukrytych między wierszami ocenami stanu Europy.
Co mogę jeszcze dodać? To, że warto przeczytać 'Czarodziejską górę', mimo iż do łatwych w odbiorze nie należy. Aż trudno uwierzyć, że na początku Tomasz Mann planował napisać tylko opowiadanie.
To moje drugie podejście do 'Czarodziejskiej góry' Manna. Wcześniej nie mogłam doczytać nawet do połowy, ponieważ wydawała mi się za trudna. Musiały minąć trzy lata, zanim wzięłam tę powieść do ręki (lektura na seminarium).
Nie będę zbyt rozpisywać się w fabule, ponieważ nie o to w 'Czarodziejskie górze' chodzi. Najbardziej zaintrygowało mnie pokazanie czasu oraz choroby -...
2020-02-21
Grosza daj, Wiedźminowi, sakiewką potrząśnij, sakiewką potrząśnij, łooo... Długo mi to z głowy nie wyjdzie, zwłaszcza, że jestem pozytywnie zaskoczona tą książką.
Wydawało mi się, że fantastyka to nie moja bajka, ale Sapkowski przekonał mnie do swojego uniwersum. Ma w sobie naprawdę fajny miszmasz: znane i lubiane baśnie, elementy mitologii słowiańskiej oraz ciekawe postaci (taki Jaskier). Co tu dużo będę pisała, czas na "Krew elfów", o ile dobrze pamiętam.
Grosza daj, Wiedźminowi, sakiewką potrząśnij, sakiewką potrząśnij, łooo... Długo mi to z głowy nie wyjdzie, zwłaszcza, że jestem pozytywnie zaskoczona tą książką.
Wydawało mi się, że fantastyka to nie moja bajka, ale Sapkowski przekonał mnie do swojego uniwersum. Ma w sobie naprawdę fajny miszmasz: znane i lubiane baśnie, elementy mitologii słowiańskiej oraz ciekawe postaci...
2011-06-20
Gdzieś czytałam pewną historię: profesor literatury oświeceniowej swoim studentom kazał przy tej książce zaznaczył znak promila, bo stwierdził, że tego nie da się czytać na trzeźwo.
Pewnie chodziło mu o tę liczbę różnych, często niepowiązanych ze sobą historii, ale właśnie one nadają charakterystyczną cechę 'Rękopisu..'. Jak dla mnie, bardzo dobra powieść, niestety, zapominana przez wielu nauczycieli języka polskiego (ja słyszałam o niej dopiero na studiach). Gorąco polecam - na trzeźwo da się ją czytać:-)
Gdzieś czytałam pewną historię: profesor literatury oświeceniowej swoim studentom kazał przy tej książce zaznaczył znak promila, bo stwierdził, że tego nie da się czytać na trzeźwo.
Pewnie chodziło mu o tę liczbę różnych, często niepowiązanych ze sobą historii, ale właśnie one nadają charakterystyczną cechę 'Rękopisu..'. Jak dla mnie, bardzo dobra powieść, niestety,...
Powiedzcie mi, czy tylko ja, kiedy czytałam w książce zachwyty bohaterów nad ponadprzeciętnym, idealnym, bogobojnym i wolnym od pokus mnichem, miałam myśl "Aha, zaraz się okaże inaczej"? I jeszcze miałam rację? 😅
Spytam o jeszcze jedną rzecz - gdzie w "Mnichu" jest ta nuda, monotonność, i rozwlekłość, na co w innych opiniach skarżyli się czytelnicy? Odniosłam wrażenie, że miałam styczność z inną powieścią, bo "Mnich" bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jak na "starszą" pozycję jest naprawdę odważna, nie ma tu żadnych niedomówień, sporo tu erotyzmu (ciekawe, jak czuły się tamte czytelniczki, kiedy miały przed sobą różne... opisy?), i, momentami, naprawdę można było poczuć grozę. Co prawda, bohaterowie dużo opowiadają, ale przecież tak kiedyś się pisało, i nie można mieć o to pretensji do autora. I brawa dla niego za wyobraźnię i pomysł. I bycie bezpośrednim. Bo "Mnich", nawet dziś, może wywołać w czytelniku mnóstwo emocji. W moim przypadku na pewno nie nudę, to od razu zaznaczę.
Książkę dołączam do Wielkobukowego Binga 2024 pod hasłem "Powieść gotycka".
Powiedzcie mi, czy tylko ja, kiedy czytałam w książce zachwyty bohaterów nad ponadprzeciętnym, idealnym, bogobojnym i wolnym od pokus mnichem, miałam myśl "Aha, zaraz się okaże inaczej"? I jeszcze miałam rację? 😅
więcej Pokaż mimo toSpytam o jeszcze jedną rzecz - gdzie w "Mnichu" jest ta nuda, monotonność, i rozwlekłość, na co w innych opiniach skarżyli się czytelnicy? Odniosłam wrażenie, że...