-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2020-10-26
2012-09-20
Jako mała dziewczynka lubiłam bawić się razem z moim rodzeństwem klockami. Zawsze udawało się nam stworzyć coś ciekawego, a przy użyciu dziecięcej wyobraźni mogliśmy mieć wokół siebie nieziemskie pojazdy, zwierzęta, ludzi... Czemu o tym piszę?
Ponieważ najsłynniejsza powieść Julia Cortazara nosi tytuł 'Gra w klasy'. Z miejsca kojarzy nam się z dzieciństwem i jedną z najstarszych zabaw. Książkę tę określa się właśnie jak zabawa klockami dla dorosłych. Czy trzeba kogoś zachęcać? Mnie nie. Tak samo jak tym, że 'Gra w klasy' została zaliczona do klasyki oraz do spisu tytułów, które NALEŻY przeczytać. Taka rekomendacja chyba wystarczy.
Możemy 'Grę w klasy' czytać na przynajmniej dwa sposoby: rozdziałami po kolei albo według tabeli zaprezentowanej na pierwszej stronie. Chyba większość osób, która ma w ręku tę powieść, wybiera drugi sposób. Tak też zrobiłam ja.
Co my tu mamy? Paryż, a wśród jego mieszkańców możemy poznać osoby wchodzące w skład cyganerii paryskiej. Mamy malarza, pisarza, wielbiciela piękna... A pomiędzy ich historią dodane notatki, cytaty z książek (nawet znalazł się polski akcent, czyli gombrowiczowskie 'Ferdydurke') oraz rozdziały opisujące szczegółowo główne postaci 'Gry w klasy'.
I po wszystkim powinna nastąpić ocena. Tutaj mam mały problem z tym etapem recenzji.
Cortazar jakby bawi się czytelnikiem, stosując za każdym razem inny tok narracyjny, mało ważne informacje, a nawet wyjęte z kontekstu obcojęzyczne zdania (kto zna francuski, ten nie będzie miał najmniejszego problemu). Miałam wrażenie, że cała cyganeria paryska została ośmieszona - co z tego, że dużo czytają, znają filozofię Kanta lub wiersze T.S. Eliota na pamięć, skoro w prawdziwym życiu, polegającym na pracy, rodzinie i zwyczajach codzienności nie potrafią się odnaleźć?
Nie wystawię 'Grze w klasy' oceny. Prawda, jest to klasyk, który dla jednej części jest czymś wyjątkowym, a dla drugiej - jednym wielkim bełkotem i bałaganem. Ode mnie plus za innowacyjność, ale sama nie jestem powieścią zachwycona w takim stopniu, aby każdemu kazać ją czytać. Kto chce, niech zobaczy, na czym polega książkowa układanka. Kto nie chce, niech nie sięga - niewiele na tym straci.
Porównywałabym to do 'Ulissesa' Jamesa Joyce - znane, podziwiane, innowacyjne, ale nie każdy musi to znać.
Jako mała dziewczynka lubiłam bawić się razem z moim rodzeństwem klockami. Zawsze udawało się nam stworzyć coś ciekawego, a przy użyciu dziecięcej wyobraźni mogliśmy mieć wokół siebie nieziemskie pojazdy, zwierzęta, ludzi... Czemu o tym piszę?
Ponieważ najsłynniejsza powieść Julia Cortazara nosi tytuł 'Gra w klasy'. Z miejsca kojarzy nam się z dzieciństwem i jedną z...
2016-03-01
Za to, jak Diderot bawi się z czytelnikiem i jak puszcza do niego oko - mistrzowskie wstawki do tekstu, gdzie zwraca się bezpośrednio do swojego wymagającego odbiorcy - jestem gotowa chylić czoła przed geniuszem tego francuskiego autora. Podobnie wygląda sprawa z kreacją tytułowego Kubusia. Reszta, niestety, nie trafiła do mnie.
Dla mnie 'Kubuś Fatalista i jego pan' to jedna z pierwszych nowoczesnych w formie książek. A cod o filozofii i tego, co ośmieszał Diderot, nie jestem w stanie się wypowiedzieć. Po prostu chyba jestem za tępa do filozofii.
Za to, jak Diderot bawi się z czytelnikiem i jak puszcza do niego oko - mistrzowskie wstawki do tekstu, gdzie zwraca się bezpośrednio do swojego wymagającego odbiorcy - jestem gotowa chylić czoła przed geniuszem tego francuskiego autora. Podobnie wygląda sprawa z kreacją tytułowego Kubusia. Reszta, niestety, nie trafiła do mnie.
Dla mnie 'Kubuś Fatalista i jego pan' to...
2012-05-29
'Lata' są, jak na twórczość Virginii Woolf, napisane w sposób tradycyjny. Strumienia świadomości jest tu jak na lekarstwo, chociaż gdyby pisarka użyła tej techniki (jak w mistrzowskiej 'Pani Dalloway'), książka miałaby chyba z 700 stron.
Osią fabuły są losy rodu Pargiterów, począwszy od końca XIX wieku aż do połowy lat 30. XX wieku. Virginia Woolf w rozdziałach skupiła się na jednym dniu, nawet kilku godzinach z życia poszczególnych członków na przestrzeni kilkudziesięciu lat. To daje niesamowity efekt - widzimy, że w ciągu paru godzin możemy dowiedzieć się wielu informacji, a przez rok może wydarzyć się całkiem sporo. Raz widzimy jedną bohaterkę jako biedną pannę, a za rok - jako żonę bogatego mężczyzny, oczekującą narodzin dziecka.
Podobno 'Pani Dalloway' początkowo miała tytuł 'Godziny'. Zastanawiam się, czemu pisarka zmieniła tytuł. 'Pani Dalloway' to opowieść o jednym dniu, ale z rozbudowanymi retrospekcjami, a 'Lata' to opowieść o przeskoku w nowe czasy, tak różne od poprzednich.
Jako świeża fanka powieści Virginii Woolf, jestem zadowolona z tej książki - polecam ją wszystkim, aby tylko zobaczyli, że nie taki diabeł straszny, jak go malują:-)
'Lata' są, jak na twórczość Virginii Woolf, napisane w sposób tradycyjny. Strumienia świadomości jest tu jak na lekarstwo, chociaż gdyby pisarka użyła tej techniki (jak w mistrzowskiej 'Pani Dalloway'), książka miałaby chyba z 700 stron.
Osią fabuły są losy rodu Pargiterów, począwszy od końca XIX wieku aż do połowy lat 30. XX wieku. Virginia Woolf w rozdziałach skupiła się...
2023-02-04
W ostatnim czasie przy żadnej powieści nie czułam takiego wachlarza emocji - zachwyt, znudzenie, ciekawość, frustracja, zmęczenie, złość, ulga, obojętność, wściekłość, smutek, rozpacz, radość, wesołość... "Ulisses" sprawił, że czuję, że żyję. I dał niezapomniane, jedyne w swoim rodzaju doświadczenie czytelnicze.
Mój pierwszy kontakt z tą książką był jakieś 11 lat temu (stan na 2023 rok), i poległam po czterech stronach. Obecnie, po tylu latach, i ukończeniu studiów, przeczytaniu ogromnej ilości pozycji, wyrobienia gustu literackiego i nabrania wieku 🤭, nie tylko pokonałam swoje słabości i zakończyłam koło 800-stronową powieść o Leopoldzie Bloomie, ale i uważam, że "Ulisses" to dzieło. Wręcz arcydzieło. Wymagające, momentami trudne i nawet nudne, ale arcydzieło. Coś, co musiało powstać, aby pokazać innym literatom, że można pisać inaczej książki niż dotychczas, czytelnikom, że papier przyjmie wszystko (ale co z naszymi oczami i mózgiem?), historii literatury, że chcieć, to móc, i da się przetrzeć szlaki tematom teoretycznie tabu, jak i ogólnie, że Joyce jednak był geniuszem. Samotnym, ekscentrycznym, czasem wręcz zbereźnym, ale geniuszem. Zwyczajne wręcz życie na zewnątrz wystarczyło opisać bardzo nietypowo, dodając to, co może chodzić po głowie każdemu z nas. To dopiero nazywa się realizm. Joyce nikogo i nic nie oszczędza, prawdopodobnie sami w naszych myślach robimy podobnie, więc co tu zaprzeczać?
O "Ulissesie" nie da się krótko opisać, jego recenzja byłaby objętości średniej powieści, moim zdaniem trzeba chociaż fragmenty przeczytać, żeby chociaż wiedzieć, o co w tym chodzi. Zainteresowanych raczej odeślę do badaczy twórczości Joyce'a, ja nie czuję się na siłach, aby tu pisać pracę o "Ulissesie".
Jestem pewna, że i tak wiele smaczków mi umknęło, ale jestem z siebie dumna, że przeczytałam. I uważam to za coś genialnego. Tak, mogę mieć po wszystkim coś nie tak z głową 😅 I jeszcze jedno - trochę zazdroszczę anglojęzycznym czytelnikom, ponieważ mają pewnie do odkrycia więcej smaczków niż my...
Książkę dołączam do Wielkobukowego Binga 2023 pod hasłem "Klasyka (książka wydana do 1960 roku).
W ostatnim czasie przy żadnej powieści nie czułam takiego wachlarza emocji - zachwyt, znudzenie, ciekawość, frustracja, zmęczenie, złość, ulga, obojętność, wściekłość, smutek, rozpacz, radość, wesołość... "Ulisses" sprawił, że czuję, że żyję. I dał niezapomniane, jedyne w swoim rodzaju doświadczenie czytelnicze.
Mój pierwszy kontakt z tą książką był jakieś 11 lat temu...
2022-10-22
Zawsze uważałam się za cierpliwą oraz oczytaną osobę. Do momentu, kiedy nie sięgnęłam po "Wyznaję" Cabrego.
No cóż, w pojedynku z tą trudną, nawet arcytrudną książką, przegrałam. O ile pierwsza połowa powieści bardzo mnie zaciekawiła, to im było bliżej końca, tym coraz bardziej zmuszałam się do czytania. Jakby autor już sam był zmęczony tym wszystkim, co napisał, i chciał już mieć to za sobą. Ech, właśnie takie uczucie miałam już na końcówce, a po wszystkim poczułam się, jakbym przebiegła maraton. Dopóki w "Wyznaję" było bardzo dużo odniesień do Bildungsroman, powieści o dorastaniu, to czułam satysfakcję podczas lektury, bo bohaterowie wydawali się wielowymiarowi i mieli potencjał rozwojowy. Potem, kiedy główny bohater dorósł i stał się, nie ukrywajmy, narcyzem z wybujałym ego, ciężko mi było go zdzierżyć. Stał się bardzo płaski z charakteru, jednolity i przez to wręcz irytujący. Jakim cudem Bernat chciał mieć z nim jeszcze jakiś kontakt? A Sara go kochała? Nie mogę tego pojąć. Szkoda mi właśnie Bernata i Sary, bo nie wykorzystano w pełni tego, co mieli w swoich charakterach. Mieli być po prostu tłem dla wspaniałego Adriana, nic nie znaczący.
Ta zabawa narracją i płynne przejścia między poszczególnymi opowieściami były dla mnie nowością, całkiem ciekawą, zawsze lubiłam literackie eksperymenty z językiem i formą. Jednak w "Wyznaję" zabawa narracją nie ma głębszego przekazu. Autor po prostu tym się bawił, bo mógł - tu użył pierwszej osoby, a tu trzeciej, bo miał takie widzi-mi-się. Co innego te przejścia fabularne - w głowie utkwił mi fragment, kiedy Wielka Inkwizycja zlewa się w jedno z nazistami. To był najgenialniejszy rozdział w całej powieści, taki szkielet zła, z jakim historia miała styczność. To się Cabremu udało.
No cóż, czuję rozczarowanie "Wyznaję", ponieważ po tylu ochach i achach miałam duże oczekiwania. Piękny styl pisania i świetnia pierwsza połowa to nie wszystko, aby nazwać tę powieść wybitną. Druga połowa wygląda tak, jakby autor już sam nie wiedział, co chciałby mi jako czytelniczce przekazać. Poza tym, że często czułam się niedouczona, bo nie wyłapywałam różnych aluzji literackich (a niektórzy uważają mnie za osobę, która zna się na książkach).
No cóż, cieszę się, że przeczytałam "Wyznaję", ale smutno mi, ponieważ oczekiwałam czegoś innego niż ładnie namalowanej wydmuszki. Początkowo chciałam zaniżyć swoją ocenę, ale jednak pójdę na korzyść autora. Czasem są potrzebne takie książki, żeby pozbyć się czytelniczej rutyny i trochę mocniej się skupić przy lekturze niż zazwyczaj. A taki wydaje się być Cabre.
Zawsze uważałam się za cierpliwą oraz oczytaną osobę. Do momentu, kiedy nie sięgnęłam po "Wyznaję" Cabrego.
No cóż, w pojedynku z tą trudną, nawet arcytrudną książką, przegrałam. O ile pierwsza połowa powieści bardzo mnie zaciekawiła, to im było bliżej końca, tym coraz bardziej zmuszałam się do czytania. Jakby autor już sam był zmęczony tym wszystkim, co napisał, i chciał...
2022-09-19
Jak cenię i lubię twórczość Johna Fowlesa, to "Magiem" jestem tak rozczarowana, że aż mnie boli.
Długo, długo polowałam na tę książkę. Miałam wobec niej ogromne oczekiwania - zachwyciłam się "Kochanicą Francuza" i "Kolekcjonerem", i autor kojarzył mi się ze świetną literaturą. Ucieszyłam się, kiedy miałam w ręku "Maga", i od razu zaczęłam go czytać. Lektura trwała... wiele miesięcy. Nie porwało mnie od razu, ale myślałam, że potem akcja nabierze rozpędu, a ja odkryję wszystkie smaczki i nawiązania kulturowe. Nic z tego. Im dalej czytałam, tym narastała we mnie frustracja. Wracałam do "Maga" co jakiś czas, aby znaleźć coś, co mnie zachwyci. Niestety, zamiast świetnej opowieści, gdzie mamy do czynienia z psychologiczną zabawą w kotka i myszkę, dostałam powieść, która mnie wynudziła. Nie było w niej nic dobrego, w moim odczuciu. Bohaterowie może i nieźle wykreowani, ale wkurzający. Tajemnica by może z początku intrygująca, ale za mocno rozwleczona na kilkaset stron, i straciła na atrakcyjności. Rozmowy elokwentne, ale nie dawały satysfakcji osobie takiej jak ja, która przecież ma za sobą lektury wielu, wielu tytułów. Bardzo, bardzo chciałam to skończyć, i poczułam ulgę, że to już za mną.
Bardzo, bardzo jest mi smutno, że "Mag" mnie rozczarował. Po tylu opiniach, gdzie książkę opisywało się w samych superlatywach, miałam ogromne oczekiwania. Nie spełniło się żadne. Momentami aż chciało mi się płakać, bo Johna Fowlesa bardzo cenię jako pisarza, a dostałam jakiś bubel.
Wierzę, że wielu czytelnikom ta powieść przypadła do gustu. Ja będę odłamkiem, który chce zapomnieć o tym rozczarowaniu...
Jak cenię i lubię twórczość Johna Fowlesa, to "Magiem" jestem tak rozczarowana, że aż mnie boli.
Długo, długo polowałam na tę książkę. Miałam wobec niej ogromne oczekiwania - zachwyciłam się "Kochanicą Francuza" i "Kolekcjonerem", i autor kojarzył mi się ze świetną literaturą. Ucieszyłam się, kiedy miałam w ręku "Maga", i od razu zaczęłam go czytać. Lektura trwała... wiele...
2021-01-27
Sama jestem sobą zdziwiona - w ostatnim czasie miałam do wyboru czytanie pewnego bestsellera a powieść o wielorybie. Zawsze wygrywał wieloryb.
Jestem z siebie dumna, że przeczytałam "Moby Dicka". Nie ukrywam, było mi ciężko, zwłaszcza, że zdecydowana większość książki to dygresje bohatera odnośnie podziału wielorybów, sprzętu na statku wielorybniczym, wyższości łowienia wielorybów nad innymi łowami oraz - moje ulubione - wyjaśnienie, na czym polega różnica między kaszalotem a wielorybem właściwym. Serio, naprawdę takie rzeczy znajdziemy w tej książce.
Wiecie co? Może samego wątku głównego - polowania na białego kaszalota przez żądnym zemsty kapitana Ahaba - było mało, ale trzeba przyznać, że "Moby Dick" to powieść niezwykła. Ma w sobie dziwny urok, który sprawia, że rozdziały dygresyjne czyta się z wypiekami na twarzy. Osobiście byłam pod wrażeniem tego, jak autor bawi się formą. Melville nie tworzy czegoś tradycyjnego, ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem, tylko coś, co stanowi miszmasz każdego gatunku literackiego. I pomyśleć, że to powstało w 1850 roku, a ponoć teraz mamy czas na powieści eksperymentalne!
Wielka Klasyka za mną. Czuję się w pełno dowartościowanym czytelnikiem. I douczonym, jak odróżnić kaszalota od wieloryba.
Sama jestem sobą zdziwiona - w ostatnim czasie miałam do wyboru czytanie pewnego bestsellera a powieść o wielorybie. Zawsze wygrywał wieloryb.
Jestem z siebie dumna, że przeczytałam "Moby Dicka". Nie ukrywam, było mi ciężko, zwłaszcza, że zdecydowana większość książki to dygresje bohatera odnośnie podziału wielorybów, sprzętu na statku wielorybniczym, wyższości łowienia...
2020-04-19
Ciężko mi to pisać, ale jako czytelniczka po prostu wyrosłam z twórczości Wilczycy...
Kiedyś uwielbiałam powieści i eseje Virginii Woolf, i uważałam ją za jedną z pisarskich bóstw. Obecnie nadal mam sentyment do tej brytyjskiej pisarki, lubię jej niektóre książki, ale obecnie nie nazwałabym "Do latarni morskiej" arcydziełem. Po prostu już nie trafia już do mnie technika strumienia świadomości, nie trafiają do mnie te piękne, ale niekiedy puste słowa, oraz to, że to po prostu bardzo bierna historia, praktycznie bez akcji. Kiedyś zachwycałam się tym wszystkim, dziś mogę tylko napisać, że bardzo wynudziłam się przy lekturze "Do latarni morskiej". Oczywiście, jeden moment bardzo mnie zaskoczył (wiadomy), i dzięki temu zawyżam ocenę powieści.
Już tak mocno nie czuję Wilczycy, jak kiedyś. Mam wrażenie, że zmieniłam się jako czytelniczka, i oczekuję czegoś innego od literatury niż to, co daje mi Virginia Woolf.
Ciężko mi to pisać, ale jako czytelniczka po prostu wyrosłam z twórczości Wilczycy...
Kiedyś uwielbiałam powieści i eseje Virginii Woolf, i uważałam ją za jedną z pisarskich bóstw. Obecnie nadal mam sentyment do tej brytyjskiej pisarki, lubię jej niektóre książki, ale obecnie nie nazwałabym "Do latarni morskiej" arcydziełem. Po prostu już nie trafia już do mnie technika...
2021-04-30
Krótka, ale mocna książka. Bo opowiada o tym,co większość z nas może doświadczyć...
Byłam sceptyczna wobec "Bezmatek", bo zawsze tak mam przy nagrodzonych pozycjach. Okazało się, że jest w tej książce coś niezwykłego. Coś, co przyciąga uwagę, i sprawia, że można się i wkurzyć, i wzruszyć. Tak, śmierć matki to coś, co nie da się łatwo opisać. Zwłaszcza, jeśli relacja matka-córka była trudna... Tak jak u autorki.
Wiem, że "Bezmatek" zbiera skrajne opinie, ja jestem jak najbardziej zachwycona. Krótkie i treściwe rozdziały. Krótkie, konkretne, i bez jakiegokolwiek owijania w bawełnę. Czasem robi się zbyt intymnie, ale dzięki temu czytelnik głębiej wchodzi w historię. I mocniej ją przeżywa.
Warto przeczytać "Bezmatek", mimo trudnego, intymnego wręcz tematu.
Krótka, ale mocna książka. Bo opowiada o tym,co większość z nas może doświadczyć...
Byłam sceptyczna wobec "Bezmatek", bo zawsze tak mam przy nagrodzonych pozycjach. Okazało się, że jest w tej książce coś niezwykłego. Coś, co przyciąga uwagę, i sprawia, że można się i wkurzyć, i wzruszyć. Tak, śmierć matki to coś, co nie da się łatwo opisać. Zwłaszcza, jeśli relacja...
2021-03-18
2012-12-06
To moje drugie podejście do 'Czarodziejskiej góry' Manna. Wcześniej nie mogłam doczytać nawet do połowy, ponieważ wydawała mi się za trudna. Musiały minąć trzy lata, zanim wzięłam tę powieść do ręki (lektura na seminarium).
Nie będę zbyt rozpisywać się w fabule, ponieważ nie o to w 'Czarodziejskie górze' chodzi. Najbardziej zaintrygowało mnie pokazanie czasu oraz choroby - to pierwsze jako coś, co w zwykłym życiu nas popędza, a w sanatorium 'Berghof' płynie, ale mało kto zwraca na niego uwagę. A choroba? Jeden z bohaterów stwierdza, że właśnie bycie chorym pozwala na to, aby określać nas mianem ludzi. Cała powieść ma charakter traktatowy, ponieważ rozmowy najważniejszych postaci (z Settembrinim i Naphtą na czele) są wykładem na temat sposobu spędzania życia oraz pokazaniem, co się w nim liczy. Nie zapominając o ukrytych między wierszami ocenami stanu Europy.
Co mogę jeszcze dodać? To, że warto przeczytać 'Czarodziejską górę', mimo iż do łatwych w odbiorze nie należy. Aż trudno uwierzyć, że na początku Tomasz Mann planował napisać tylko opowiadanie.
To moje drugie podejście do 'Czarodziejskiej góry' Manna. Wcześniej nie mogłam doczytać nawet do połowy, ponieważ wydawała mi się za trudna. Musiały minąć trzy lata, zanim wzięłam tę powieść do ręki (lektura na seminarium).
Nie będę zbyt rozpisywać się w fabule, ponieważ nie o to w 'Czarodziejskie górze' chodzi. Najbardziej zaintrygowało mnie pokazanie czasu oraz choroby -...
2013-08-10
'Portret damy' to bardzo specyficzna powieść. Przede wszystkim w oczy czytelnika rzuca się styl tej książki. Język jest czasem aż tak subtelny (żeby nie napisać kwiecisty), że czytałam powoli poszczególne rozdziały, aby móc dłużej delektować się piórem Henry'ego Jamesa. Autor bawi się też narracją, przeskakując raz z pana wszechwiedzącego do perspektywy poszczególnych bohaterów - ten eksperyment udał mu się w stu procentach. A jak rzecz ma się z fabułą?
Historia Isabel Archer, dziewczyny z Ameryki, wielbioną przez Anglików za swój żywy, uroczy charakter i inteligencję (?), która chce w życiu swobody oraz wolności w kwestii podejmowania życiowych decyzji. Oprócz niej poznajemy plejadę ciekawych postaci, i ze Starego, i z Nowego Kontynentu (moją sympatię wzbudzili Henrietta Stackpole oraz lord Wardburton).
Henry James bardziej skupił się na analizie psychologicznej poszczególnych postaci, dzięki temu widzimy jedną sytuację z różnych punktów widzenia. Nie ukrywam, że panna Archer jakoś nie przypadła mi go gustu, chociaż początkowo podziwiałam ją za umiejętność walki o swoje poglądy, kosztem oczywiście potencjalnego szczęścia z odpowiednim mężczyzną. Według moich odczuć 'Portret damy' to opowieść o tym, jak nasze oczekiwania mają się do rzeczywistości - albo jak wysokie mniemanie o sobie doprowadza nas do bycia 'zwyczajnym'.
Moje lektura tej powieści trwała dość długo, ale jakoś nie żałuję tego czasu. Henry James wystarczająco mnie do siebie przekonał.
'Portret damy' to bardzo specyficzna powieść. Przede wszystkim w oczy czytelnika rzuca się styl tej książki. Język jest czasem aż tak subtelny (żeby nie napisać kwiecisty), że czytałam powoli poszczególne rozdziały, aby móc dłużej delektować się piórem Henry'ego Jamesa. Autor bawi się też narracją, przeskakując raz z pana wszechwiedzącego do perspektywy poszczególnych...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-06-13
'Historie maniaków' mogą czytelnika:
- zniechęcić - przez język utrudniający nie tylko czytanie, ale też zrozumienie treści;
- zaciekawić - sposobem przedstawiania świata;
- zafascynować - szczególnie fanów Witkacego (Jaworski był jego przyjacielem) i Gombrowicza (Jaworski inspirował tego pisarza);
- zadziwić - ukrytymi poglądami na temat twórców Młodej Polski;
- obrzydzić - większość opisów traktuje o rzeczach brzydkich;
Mała książeczka, która wiele może - stwierdziłabym, że tylko nielicznych zainteresuje ten utwór. Gdyby to nie była mija lektura, to nawet nie wiedziałabym o istnieniu Jaworskiego. Coś ciężkiego, tylko dla wytrwałych.
'Historie maniaków' mogą czytelnika:
- zniechęcić - przez język utrudniający nie tylko czytanie, ale też zrozumienie treści;
- zaciekawić - sposobem przedstawiania świata;
- zafascynować - szczególnie fanów Witkacego (Jaworski był jego przyjacielem) i Gombrowicza (Jaworski inspirował tego pisarza);
- zadziwić - ukrytymi poglądami na temat twórców Młodej Polski;
- obrzydzić...
2013-02-07
'Kochanica Francuza' dość długo leżała na mojej półce - jakiś czas temu stwierdziłam, że muszę zobaczyć, o czym jest 'najgłośniejsza powieść Johna Folwesa'.
Anglia, czasy wiktoriańskie (mój ulubiony okres w literaturze).
Bohaterowie: posażna panna z kupieckiego domu, jej narzeczony arystokrata, ciotka stara panna, para służących, poczciwy doktor, plotkarskie baby, wredna wdowa z zapędami ku religii i czystości, i ONA - tytułowa Kochanica Francuza.
Fabuła: prosta i łatwa do przewidzenia. Nuda? Ale za to jak napisana!
John Folwes nie pozwala, aby czytelnik zapomniał, że oprócz bohaterów występuje też autor, i cały czas przypomina nam o tym, czego pisarze tamtego okresu nawet słowem nie wspomnieliby: seks, choroba, szaleństwo, transakcja wymienna - małżeństwo czy też nowatorskie odkrycia (Darwin i jego teoria ewolucji). Pokochałam ten styl od pierwszych kartek - ironicznie spojrzenie do stworzonego świata literackiego i na wiek XIX w Anglii. Chyba tylko współczesny pisarz mógłby tak napisać powieść, aby obnażyć wszystkie tajemnice swoich poprzedników pałających się piórem.
'Kochanicę Francuza' warto przeczytać nie dla samej historii (dość prostej i banalnej, często występującej w powieściach tamtego okresu), ale właśnie dla języka i stylu, w jakim została napisana. Wielkie brawa!
'Kochanica Francuza' dość długo leżała na mojej półce - jakiś czas temu stwierdziłam, że muszę zobaczyć, o czym jest 'najgłośniejsza powieść Johna Folwesa'.
Anglia, czasy wiktoriańskie (mój ulubiony okres w literaturze).
Bohaterowie: posażna panna z kupieckiego domu, jej narzeczony arystokrata, ciotka stara panna, para służących, poczciwy doktor, plotkarskie baby, wredna...
2017-03-19
Gdzieś znalazłam tekst, gdzie osobę Rupi Kaur w poezji porównywano do Paulo Coelho dla prozy. Teraz zupełnie się z tym stwierdzeniem nie zgadzam.
'Mleko i miód' to specyficzna książka. Zawarte tam wiersze (jak dla mnie nie jest to poezja, ale innego określenia nie mogę znaleźć) niekiedy brzmią banalnie, ale ich prostota bardziej dociera do czytelnika niż zawiłe metafory opakowane w złoty papierek. Rupi Kaur pisze o kobiecości, bólu, rozstaniach, miłości, seksie oraz o tematach tabu - np. gwałt - bardzo bezpośrednio, niczego nie woja w bawełnę, nie wmawia, że czarne jest białe i na odwrót. W tym tkwi siła 'Mleka i miodu'. Jak wspominałam, część utworów wręcz zalatuje banałem, ale są też takie frazy, gdzie trzeba się na moment zatrzymać i chwilę pomyśleć.
Czytałam tu opinię, że najlepiej tę książkę czytać, kiedy przeżywało się zawód miłosny. Ja to inaczej określę - do 'Mleka i miodu' warto wracać regularnie. Kiedy czytelniczka jest starsza, nabiera jakiegoś doświadczenia, spotyka różnych ludzi i poznaje nowe emocje, to za każdym razem te wiersze odczyta inaczej. Ja zamierzam co jakiś czas czytać 'Mleko i miód', bo w tej książce jest to, co lubię najbardziej - różne aspekty kobiecości. I te dobre, i te złe.
Gdzieś znalazłam tekst, gdzie osobę Rupi Kaur w poezji porównywano do Paulo Coelho dla prozy. Teraz zupełnie się z tym stwierdzeniem nie zgadzam.
'Mleko i miód' to specyficzna książka. Zawarte tam wiersze (jak dla mnie nie jest to poezja, ale innego określenia nie mogę znaleźć) niekiedy brzmią banalnie, ale ich prostota bardziej dociera do czytelnika niż zawiłe metafory...
2016-05-09
Okazało się, że mam w swojej biblioteczne literacki diament.
"Morfina" to bardzo wymagająca książka. Nie jest o łatwym temacie, nie ma bohatera, którego czytelnik pokocha od pierwszych stron i nie ma prostej, łatwo przyswajalnej narracji. Szczepan Twardoch wymusił na czytelniku więcej wysiłku czy lekturze, ale opłaca się on w stu procentach. Jeszcze nie spotkałam się z takim anty-bohaterem, jakim jest Konstanty, nie miałam do czynienia z tak ironicznym podejściem do II wojny światowej i zaburzeniem całej martylogii, gdzie wszyscy są patriotami od urodzenia, i są gotowi ginąć za Ojczyznę, kosztem osobistego szczęścia. A narracja... Trzeba przetrwać te pierwsze 50 stron, aby docenić to, w jaki sposób autor przedstawia świat w powieści. To po prostu trzeba samemu zobaczyć.
Co jeszcze mogę dodać? To, że Szczepan Twardoch ma jedną fankę więcej.
Okazało się, że mam w swojej biblioteczne literacki diament.
więcej Pokaż mimo to"Morfina" to bardzo wymagająca książka. Nie jest o łatwym temacie, nie ma bohatera, którego czytelnik pokocha od pierwszych stron i nie ma prostej, łatwo przyswajalnej narracji. Szczepan Twardoch wymusił na czytelniku więcej wysiłku czy lekturze, ale opłaca się on w stu procentach. Jeszcze nie spotkałam się z...