Źródło: By unknown, but must be dead for more than 70 years, subject died 1891 - [1], Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=64669
Amerykański powieściopisarz, a także poeta i eseista. Pochodził ze znanej i dobrze sytuowanej bostońskiej rodziny.
Był synem kupca pochodzenia szkockiego. Jego ojciec zbankrutował, kiedy Herman miał 15 lat. Wcześnie musiał rzucić szkołę i imał się różnych zajęć. Był między innymi robotnikiem rolnym, ekspedientem, urzędnikiem bankowym i nauczycielem. W wieku dwudziestu dwóch lat zaciągnął się na statek wielorybniczy. Przez półtora roku Melville pracował na brygu „Acushnet”, potem uciekł ze służby i przez ponad miesiąc żył w ukrytej dolinie, pośród „kanibali” (jak nazywano Polinezyjczyków). Ta przygoda posłużyła mu później za kanwę jego pierwszej powieści, „Taipi” (1846). Literacki debiut Melville’a spotkał się z dużym zainteresowaniem czytelników.
Następne cztery lata to okres niebywałej eksplozji twórczej: napisał wówczas cztery powieści. Pierwsza z nich, „Omoo”, to kontynuacja „Taipi”. Kolejna powieść − „Mardi” (1849) − była szokiem dla jego czytelników, z początku realistyczna historia szybko przeradza się w fantastyczną opowieść o na wpół baśniowych krainach, rodem ze Swifta. Kolejne jego powieści to „Redburn” i „Biały kubrak”. Po ich opublikowaniu, w 1850 roku, rozpoczął pracę nad „Moby Dickiem”, swoim ego najsłynniejszym dziełem, zaliczanym do kanonu literatury światowej, fikcyjną opowieścią o białym kaszalocie. Pomysł do jej napisania zaczerpnął Melville z prawdziwej historii statku wielorybniczego Essex, jednak znacznie ubarwił historię wplatając nawet do niej drobne elementy fantasy (m.in. ludzką inteligencję kaszalota). Przedstawił w niej żywy obraz społeczności wielorybników i właścicieli statków wielorybniczych oraz zawarł alegorię odwiecznej walki dobra ze złem.
Podszedłem do Moby Dicka sceptycznie. Za to nieraz gdzieś się natrafiał, czy to w muzyce, czy ,,Głupcy umierają" Puzo. Wspominam o tej konkretniej książce, ponieważ to właśnie ona sprawiła, że pojawiła się myśl na sięgnięcie po pozycję Hermana Melville.
Rozdziałów mamy aż 72, niektóre są bardzo krótkie. Mnie to jakoś denerwowało, lubię jak rozdziały są na styk - nie za długie, nie za krótkie. Szkoda, że akcja nie jest zbyt wartka, za to sama fabuła jest interesująca. Postać kapitana Ahaba szczególnie mi się zapamiętała.
Książka ta to w zasadzie kompendium wiedzy na temat ssaków morskich, zwanych tu rybami :). Podziwiałam zakres wiedzy samego Melville'a nie tylko z zakresu zoologii / cetologii, ale też marynistyki. Przyznam szczerze, że momentami pewne sceny związane z osprzętowaniem statku były nużące. Jednak całościowy odbiór tej książki był niezwykle pozytywny: zmagania Ahaba w celu ponownej konfrontacji z Moby Dickiem (i tu motyw człowieka w poszukiwaniu sensu życia),odniesienia biblijne (jak choćby Jonasz połknięty przez wieloryba),partie tekstu rozpisane niczym w dramacie (niezbyt rozumiem celowość wprowadzenia tego zabiegu, ale skąd wiedzieć, co autor miał na myśli),patetyczne monologi wygłaszane przez Ahaba. Generalnie - rzecz to monumentalna, dla koneserów.