-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2024-04-06
2023-12-22
Jestem jak najbardziej za poradami, jakie autor zawarł w tej książce. Niby nie jest to nic odkrywczego, bo chodzi o metodę małych kroków, jednak, przyznajcie się sami - ile razy zrezygnowaliście z jakiegoś ogromnego celu, ponieważ obleciał Was strach? Zgodnie z Kaizen możecie wymknąć się lękowi, i to, co wydaje się głupie, jest tak naprawdę bardzo, bardzo ciekawe, mądre i dające do myślenia. Nie zaszkodzi spróbować. Zwłaszcza że wielkimi krokami zbliża się nowy rok, a to czas obietnic i postanowień. Może jest szansa na dotrzymanie jakiegoś zobowiązania? I to dzięki Kaizen?
Jestem jak najbardziej za poradami, jakie autor zawarł w tej książce. Niby nie jest to nic odkrywczego, bo chodzi o metodę małych kroków, jednak, przyznajcie się sami - ile razy zrezygnowaliście z jakiegoś ogromnego celu, ponieważ obleciał Was strach? Zgodnie z Kaizen możecie wymknąć się lękowi, i to, co wydaje się głupie, jest tak naprawdę bardzo, bardzo ciekawe, mądre i...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-21
Bardzo inspirująca książka, która daje otuchy wszystkim, którzy chcą tworzyć i żyć kreatywnie.
Elizabeth Gilbert ma bardzo realne podejście do bycia artystą, co bardzo mi się podobało. Nie każe od razu rzucać wszystkiego, spodziewać się cudów od razu, kiedy tylko siądziemy do pisania czy milionów dolarów na koncie po sprzedaży swojego "dzieła". Taki pragmatyzm jest bardzo dobry dla każdego, kto chociaż raz próbował tworzyć i się zniechęcił. Najbardziej w pamięci utkwił mi początek - odnośnie strachu oraz pewnej powieści, której zarys fabuły przeszedł z jednej pisarki do drugiej, i to... magicznie.
Na pewno jeszcze nie raz zajrzę do "Wielkiej Magii" - jest w niej dużo inspiracyjnych fragmentów oraz pociechy dla każdego artysty.
Książkę dołączam do Wielkobukowego Binga 2023 pod hasłem "Re-read: książka, doktorek powracasz".
Bardzo inspirująca książka, która daje otuchy wszystkim, którzy chcą tworzyć i żyć kreatywnie.
Elizabeth Gilbert ma bardzo realne podejście do bycia artystą, co bardzo mi się podobało. Nie każe od razu rzucać wszystkiego, spodziewać się cudów od razu, kiedy tylko siądziemy do pisania czy milionów dolarów na koncie po sprzedaży swojego "dzieła". Taki pragmatyzm jest bardzo...
2023-07-27
Spodziewałam się czegoś innego, po prostu.
Autorka skupiła się przede wszystkim na tle polityczno-historycznym, samej Elżbiety jest trochę za mało, paradoksalnie. I, co bardzo mnie boli, czas w książce płynie zdecydowanie za szybko. Najpierw czytam o nastoletniej bohaterce, aby nagle odkryć, że była już kilkanaście lat zamężna, i nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało. Brakowało mi budowania historii, jakiegoś podkreślenia wyraźnej cezury czasowej. I nie widziałam w samej Elżbiecie, że się mocno zmieniała. Elżbieta w wieku dwudziestu jest jest taka sama, jak Elżbieta w wieku czterdziestu paru lat.
I jestem trochę rozczarowana, ponieważ sądziłam, że przeczytam o legendarnych upodobaniach hrabiny Batory. Wiem, brzmi to dziwnie, ale z myślą o nich sięgnęłam po tę książkę. Bohaterka była brutalna i miała skłonności sadystyczne, ale co poradzę, że czekałam na scenę, gdzie kąpała się w krwi? Autorka wolała urzeczywistnić Elżbietę, pozbyć się tego, co obecnie o niej się mówi i jakie legendy o niej się opowiada, ale to sprawiło, że całość momentami mnie... nudziła. Bo powieść niczym szczególnym się nie wyróżniała.
Bardzo niewykorzystany potencjał, szkoda.
Spodziewałam się czegoś innego, po prostu.
Autorka skupiła się przede wszystkim na tle polityczno-historycznym, samej Elżbiety jest trochę za mało, paradoksalnie. I, co bardzo mnie boli, czas w książce płynie zdecydowanie za szybko. Najpierw czytam o nastoletniej bohaterce, aby nagle odkryć, że była już kilkanaście lat zamężna, i nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało....
2023-02-12
Lubię książki Sabriny Jeffries, i biorę w ciemno każdy tytuł, jaki wyda.
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się w jej romansach, że często poruszane są trudne wątki, a motywację bohaterów nie ograniczają się tylko do "nie, bo nie", tylko mają podstawy w przeszłości postaci. Tutaj mamy do czynienia z naprawdę ciężkim dla kobiety doświadczeniem, i opisy zachowania Clarissy wydają się bardzo autentyczne. I to, jak do tego ustosunkował się Edwin... Gdyby każdy mężczyzna tak postąpił, byłby świat o wiele piękniejszy.
Jest trudny temat, ale resztę czyta się naprawdę dobrze, i można z tym tytułem spędzić miło czas.
Książkę dołączam do Wielkobukowego Binga 2023 pod hasłem "Powieść obyczajowa lub romans".
Lubię książki Sabriny Jeffries, i biorę w ciemno każdy tytuł, jaki wyda.
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się w jej romansach, że często poruszane są trudne wątki, a motywację bohaterów nie ograniczają się tylko do "nie, bo nie", tylko mają podstawy w przeszłości postaci. Tutaj mamy do czynienia z naprawdę ciężkim dla kobiety doświadczeniem, i opisy zachowania Clarissy...
2023-02-04
W ostatnim czasie przy żadnej powieści nie czułam takiego wachlarza emocji - zachwyt, znudzenie, ciekawość, frustracja, zmęczenie, złość, ulga, obojętność, wściekłość, smutek, rozpacz, radość, wesołość... "Ulisses" sprawił, że czuję, że żyję. I dał niezapomniane, jedyne w swoim rodzaju doświadczenie czytelnicze.
Mój pierwszy kontakt z tą książką był jakieś 11 lat temu (stan na 2023 rok), i poległam po czterech stronach. Obecnie, po tylu latach, i ukończeniu studiów, przeczytaniu ogromnej ilości pozycji, wyrobienia gustu literackiego i nabrania wieku 🤭, nie tylko pokonałam swoje słabości i zakończyłam koło 800-stronową powieść o Leopoldzie Bloomie, ale i uważam, że "Ulisses" to dzieło. Wręcz arcydzieło. Wymagające, momentami trudne i nawet nudne, ale arcydzieło. Coś, co musiało powstać, aby pokazać innym literatom, że można pisać inaczej książki niż dotychczas, czytelnikom, że papier przyjmie wszystko (ale co z naszymi oczami i mózgiem?), historii literatury, że chcieć, to móc, i da się przetrzeć szlaki tematom teoretycznie tabu, jak i ogólnie, że Joyce jednak był geniuszem. Samotnym, ekscentrycznym, czasem wręcz zbereźnym, ale geniuszem. Zwyczajne wręcz życie na zewnątrz wystarczyło opisać bardzo nietypowo, dodając to, co może chodzić po głowie każdemu z nas. To dopiero nazywa się realizm. Joyce nikogo i nic nie oszczędza, prawdopodobnie sami w naszych myślach robimy podobnie, więc co tu zaprzeczać?
O "Ulissesie" nie da się krótko opisać, jego recenzja byłaby objętości średniej powieści, moim zdaniem trzeba chociaż fragmenty przeczytać, żeby chociaż wiedzieć, o co w tym chodzi. Zainteresowanych raczej odeślę do badaczy twórczości Joyce'a, ja nie czuję się na siłach, aby tu pisać pracę o "Ulissesie".
Jestem pewna, że i tak wiele smaczków mi umknęło, ale jestem z siebie dumna, że przeczytałam. I uważam to za coś genialnego. Tak, mogę mieć po wszystkim coś nie tak z głową 😅 I jeszcze jedno - trochę zazdroszczę anglojęzycznym czytelnikom, ponieważ mają pewnie do odkrycia więcej smaczków niż my...
Książkę dołączam do Wielkobukowego Binga 2023 pod hasłem "Klasyka (książka wydana do 1960 roku).
W ostatnim czasie przy żadnej powieści nie czułam takiego wachlarza emocji - zachwyt, znudzenie, ciekawość, frustracja, zmęczenie, złość, ulga, obojętność, wściekłość, smutek, rozpacz, radość, wesołość... "Ulisses" sprawił, że czuję, że żyję. I dał niezapomniane, jedyne w swoim rodzaju doświadczenie czytelnicze.
Mój pierwszy kontakt z tą książką był jakieś 11 lat temu...
2023-01-01
Dałam się nabrać, że czeka mnie nowa wersja znanej i kochanej "Jane Eyre", ale opisanej trochę współcześnie i z wątkiem LGBT+. Jest mi przykro, ponieważ dostałam coś zupełnie innego.
No cóż, to nie było dla mnie dobre. Raczej średnie. Nawet chciałam szukać w tej książce coś dobrego, ale to była wyłącznie pierwsza połowa. Im dalej, tym mniej ciekawie, mimo że powinno być zupełnie inaczej.
Skończyłam, i na pewno nie będę o tym tytule pamiętała. Smutno mi, ale po prostu uwierzyłam w to, że trafię na to, co zachwyciło mnie w "Jane Eyre". Ja naiwna, o ja naiwna...
Dałam się nabrać, że czeka mnie nowa wersja znanej i kochanej "Jane Eyre", ale opisanej trochę współcześnie i z wątkiem LGBT+. Jest mi przykro, ponieważ dostałam coś zupełnie innego.
No cóż, to nie było dla mnie dobre. Raczej średnie. Nawet chciałam szukać w tej książce coś dobrego, ale to była wyłącznie pierwsza połowa. Im dalej, tym mniej ciekawie, mimo że powinno być...
2022-12-16
Brzydzą mnie ślimaki. Nie mogę na nie patrzeć, obojętnie, czy to na żywo, w filmach czy na zdjęciach, a co dopiero kiedy o nich czytam... Tak, w tej książce jest dużo o o ślimakach. A to niby książka o II wojnie światowej...
Moi drodzy, w "Świetle, którego nie widać", dzieje się sporo. Mamy niewidomą dziewczynkę, książki Juliusza Vernego, chłopaka o umyśle ścisłym, zakochanym w radioodbiornikach, jest mnóstwo fizycznych pojęć, od czasu do czasu pojawiają się bohaterowie drugoplanowi, m.in. sympatyczna gospodyni, która świetnie gotuje, weteran I wojny światowej z traumą, chłopak z pasją ornitologiczną, gdzieniegdzie mowa o drogocennym klejnocie... A gdzie w tym wszystkim II wojna światowa? Na początku prawie o niej nie ma mowy, poza tym, że od czasu do czasu autor napisał "Führer", potem, co prawda, już mamy więcej właściwych opisów, ale co jest w tym najsmutniejsze? Że jako czytelniczka nie byłam zaangażowana w całość. Niestety, nic mnie tu nie poruszyło, prędzej znudziło. Brakowało mi w tej opowieści czegoś, co poruszy moją wrażliwą strunę. Więcej było w powieści niepotrzebnych słów, mniej konkretów. Tak, autor bardziej skupił się na ślimakach, falach radiowych czy ptakach niż realiach życia w czasie wojny. Przykre...
Zazdroszczę tym, co płakali na "Świetle, którego nie widać". Był dla mnie potencjał, skierowany nie w tę stronę, co trzeba...
Brzydzą mnie ślimaki. Nie mogę na nie patrzeć, obojętnie, czy to na żywo, w filmach czy na zdjęciach, a co dopiero kiedy o nich czytam... Tak, w tej książce jest dużo o o ślimakach. A to niby książka o II wojnie światowej...
Moi drodzy, w "Świetle, którego nie widać", dzieje się sporo. Mamy niewidomą dziewczynkę, książki Juliusza Vernego, chłopaka o umyśle ścisłym,...
2022-12-03
Autobiografia napisana chyba pod wpływem impulsu, ogromnych emocji, żali, smutków oraz przyjęcia do wiadomości, że najlepsze lata życia Matthew Perry spędził, wpadając w kolejne uzależnienia. I teraz co ma? Piękny dom, kultową rolę na koncie, pieniądze, ale nie ma w garści szczęścia i miłości, których tak bardzo pożądał. I jeszcze z własnej winy stracił zdrowie...
Czasem miałam wrażenie, że Perry tak naprawdę nigdy nie chciał kończyć z alkoholem i narkotykami, on to wszystko lubił. Nawet bardziej niż granie w filmach czy serialach. I teraz, kiedy się ze swoją historią podzielił, to znajdą się ludzie i fani, którzy okażą mu sympatię, zrozumienie i wsparcie, i znowu będą o nim mówić. Co ja o tej książce myślę? Perry to gawędziarz, który lubi chwalić się tak samo, jak użalać się. Ma do tego prawo, jest prostym człowiekiem, jak każdy z nas, jednak można poczuć niedosyt. Brakuje mi dobrego zakończenia, podsumowania, czegoś, co da mi do zrozumienia, że Perry zaczął działać, a nie tylko gadać. Przez większość dorosłego życia gadał i obiecywał, że się zmieni, i nic z tym nie robił. Odzywa się we mnie idealistka pełną gębą.
Przeczytałam całość, i nie czuję wielkiego szoku, bo wiedziałam, czego się spodziewać. Zobaczymy, jak dalej życie Perry'ego się potoczy.
Autobiografia napisana chyba pod wpływem impulsu, ogromnych emocji, żali, smutków oraz przyjęcia do wiadomości, że najlepsze lata życia Matthew Perry spędził, wpadając w kolejne uzależnienia. I teraz co ma? Piękny dom, kultową rolę na koncie, pieniądze, ale nie ma w garści szczęścia i miłości, których tak bardzo pożądał. I jeszcze z własnej winy stracił zdrowie...
Czasem...
Chcę więcej takich książek o historii sztuki.
O ile bardziej człowiek zainteresowałby się sztuką, gdyby czytał coś podobnego do "Histerii sztuki". W tej książce nie ma tonu akademickiego, nie ma sugerowania, że dane dzieło jest lepsze, bo np. to da Vinci czy Bóg wie, inny artysta, i nie ma suchych faktów. To są eseje i przemyślenia autorki o sztuce, o tym, czemu o wielu rzeczach się nie mówi, o współczesnej interpretacji rzeźb i obrazów, które dzięki temu mają głębię (mój ulubiony rozdział to ten o obrazie "Madame X") oraz zachętą do tego, aby patrzeć na sztukę nie szkolnym okiem, ale bardziej swobodnie. Za to należą się brawa dla autorki. Sama nie przepadam za sztuką średniowieczną czy renesansową (dla mnie są na jedno kopyto), ale czytałam rozdziały o poszczególnych obrazach i rzeźbach z tego okresu z ogromną ciekawością.
Szkoda, że kiedy chodziłam do szkoły, nikt tak nie pisał o sztuce... Jeśli będzie kontynuacja "Histerii sztuki", wezmę w ciemno.
Chcę więcej takich książek o historii sztuki.
więcej Pokaż mimo toO ile bardziej człowiek zainteresowałby się sztuką, gdyby czytał coś podobnego do "Histerii sztuki". W tej książce nie ma tonu akademickiego, nie ma sugerowania, że dane dzieło jest lepsze, bo np. to da Vinci czy Bóg wie, inny artysta, i nie ma suchych faktów. To są eseje i przemyślenia autorki o sztuce, o tym, czemu o wielu...