-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2021-09-29
2021-09-27
2021-08-17
2021-08-11
7,5/10
"Diable eliksiry" Hoffmanna powstały w wyniku inspiracji zarówno "Mnichem" Lewisa, jak i wizytą autora w klasztorze kapucynów w Bambergu, gdzie prawdopodobnie umieścił akcję powieści (miejscowość występuje wyłącznie pod inicjałem). Jest to, krótko mówiąc, prawdziwy romantyczny wór pełen występku, zbrodni, chuci, intryg, tajemnic, obłędu, egzaltacji, frenezji, szaleństwa i dewocji.
Początkowo powieść Hoffmanna zaczyna się bardzo spokojnie i już od pierwszych zdań można się oczarować subtelnie wyrafinowanym językiem autora. Szybko jednak sielankowe życie bohatera, którym jest kapucyn Medard, przemienia się w istny gotycki koszmar - razem z nim zostaniemy wplątani w sieć nie tyle co nieprawdopodobnych, co wprost niedorzecznych intryg i powiązań rodzinnych. Fabuła jest tak skomplikowana, że aby zrozumieć ją w pełni, trzeba by wypisać wszystkie postaci, a następnie rozrysować. Na szczęście niektóre elementy historii są powtarzane kilkukrotnie, dzięki temu główny jej sens można załapać i bez tego. Ponadto być może to pierwsza powieść psychologiczna we współczesnym rozumieniu, poprzez wątek sobowtóra traktująca o rozpadzie osobowości, gdyż sam Medard kilkukrotnie uznaje się w swojej narracji za Wiktoryna, a Wiktoryn podaje się za Medarda.
To co mnie jednak najbardziej zainteresowało w "Diablich eliksirach" to atmosfera, nie będąca wyłącznie gotycką rodem z czarnego romantyzmu, ale wręcz kafkowskiego zagubienia i paranoi. Buduje to nie tylko fabularna zawiłość, ale też sam język, nienaturalne długie monologi oraz ilość absurdu i elementy nadprzyrodzone ocierające się wręcz o prawdziwy, współczesny surrealizm. Wydaje się więc, że słynny Kafka czerpał po prostu z dorobku literatury niemieckiego romantyzmu, bo rodowód jego atmosfery w "Procesie" czy "Zamku" upatruję także w nowelach Kleista czy dramatach Goethego. Świadczy to przede wszystkim o pewnej wspólnocie, która łączy literatów w obrębie jednego języka i narodu, pozwalająca wyodrębnić elementy i cechy powtarzające się w dziełach jednej kultury. W wypadku literatury niemieckiej byłby ten pewien absurd, pomieszanie z poplątaniem i ta niepokojąca niepewność.
Gdy w czasie czytania drugiego rozdziału zrozumiałem, z jaką książką będę miał do czynienia (czyli nie tylko z wariacją na temat "Mnicha" Lewisa i zwykłą opowiastką grozy), byłem bliski zupełnego zachwytu. Jednak im bardziej zbliżałem się do końca, tym moja fascynacja zaczęła zanikać. Czegoś mi zabrakło w "Diablich eliksirach" i ostatecznie nie wiem, jak ją należy rozumieć. Nie jest to raczej krytyka na dewocyjny katolicyzm (czym była powieść Lewisa), gdyż przez literacki styl przebija raczej fascynacja i uznanie Hoffmanna dla ludzi prowadzących klasztorne życie. Oczywistym jest temat schizofrenii i rozpadu osobowości, bardzo ciekawie ujęty jak na czas powstania utworu, ale nie na tyle odkrywczy, by skłonić do głębszych przemyśleń. Podejrzewam też, że po pewnym czasie, treść "Diablich eliksirów" zupełnie mi się zatrze w pamięci. Niemniej powieść polecam wszystkim, którzy czytają nie tylko dla przyjemności i chcą w czasie czytania głowić się "o co tu właściwie chodzi".
7,5/10
"Diable eliksiry" Hoffmanna powstały w wyniku inspiracji zarówno "Mnichem" Lewisa, jak i wizytą autora w klasztorze kapucynów w Bambergu, gdzie prawdopodobnie umieścił akcję powieści (miejscowość występuje wyłącznie pod inicjałem). Jest to, krótko mówiąc, prawdziwy romantyczny wór pełen występku, zbrodni, chuci, intryg, tajemnic, obłędu, egzaltacji, frenezji,...
8,5/10
Jest to pierwsza część tzw. przeze mnie "tryptyku małżeńskiego" Tołstoja. Wbrew obiegowej opinii, w "Sonacie Kreutzerowskiej" pisarz nie porusza po prostu tematu zazdrości, a raczej generalnie wewnętrznego rozkładu małżeństwa, gdzie jednostkowy przykład głównego bohatera jest tylko przejawem ogólnego kryzysu tej instytucji w społeczeństwie rosyjskim. Swego czasu opowiadanie wzbudziło spore kontrowersje i zapoczątkowało poważną publiczną dyskusję na ten temat. Sam Tołstoj wręcz wytłuszcza swe poglądy w opowiadaniu, z którymi można się oczywiście zgadzać lub nie. Według mnie jego wizja jest niepotrzebnie nadzwyczaj pesymistyczna, a proponowane zmiany - zbyt radykalne, wręcz purytańskie. Stąd "Sonata Kreutzerowska" bywa często pomijana i jawnie krytykowana przez chociażby Vladimira Nabokova, który przecież słynął z prowadzenia wręcz wzorowego życia małżeńskiego.
Jeśli jednak chodzi o samą warstwę literacką, to można się nawet zachwycić. Opowiadanie zaczyna się od sceny na peronie kolejowym (jakież to rosyjskie...), gdzie wśród przypadkowych podróżnych ścierają się różne poglądy na małżeństwo, zdradę i rolę kobiety w społeczeństwie. Jest to zapalnik do długiej spowiedzi głównego bohatera, którą opowiada w pociągu narratorowi. Najciekawsza była pierwsza część jego biografii, wskazująca na zepsucie moralne środowiska, w którym wyrastał bohater. Sposób prowadzenia narracji, sama tematyka i psychologizm przywodził mi na myśl powstałą nieco wcześniej "Łagodną" Dostojewskiego. Pomimo jednak, że Tołstoj był równie wielkim pisarzem, to jedynie zbliżył się do geniuszu starszego kolegi.
Wydaje mi się, że w "Sonacie Kreutzerowskiej", tak jak w innych opowiadaniach Tołstoja, brakuje jakiejś wyraźniejszej esencji, silniejszej emocjonalności, mocniejszego uderzenia, chwytu za serce. Nie chcę porównywać dwóch opowiadań odmiennych autorów, ale jednak "Sonata" wydaje się względem "Łagodnej", mimo radykalizmu światopoglądowego pisarza, w pewnym sensie za nadto ugładzona, a przez to trochę sztywna. Niemniej to póki co najlepsze z krótszych dzieł Tołstoja, które dane mi było przeczytać, bardzo reprezentatywne dla całej literatury rosyjskiej, z bardzo dojmującą atmosferą i obrazem rozkładu podstawowej komórki społecznej.
8,5/10
Jest to pierwsza część tzw. przeze mnie "tryptyku małżeńskiego" Tołstoja. Wbrew obiegowej opinii, w "Sonacie Kreutzerowskiej" pisarz nie porusza po prostu tematu zazdrości, a raczej generalnie wewnętrznego rozkładu małżeństwa, gdzie jednostkowy przykład głównego bohatera jest tylko przejawem ogólnego kryzysu tej instytucji w społeczeństwie rosyjskim. Swego czasu...
2021-06-07
7/10
Mam spory problem ze "Śmiercią Iwana Iljicza", zachwalaną przez wielu jako najlepsze opowiadanie Tołstoja i jedno z jego lepszych dzieł. Jednak już początek opowiadania, pisany z perspektywy bliskiego współpracownika tytułowego bohatera, w zasadzie nie jest potrzebny. W tej części, w której oglądamy reakcje na wiadomość o śmierci Iwana i uroczystości żałobne, nie ma moim zdaniem żadnych wartościowych spostrzeżeń czy ciekawych momentów literackich, poza może subtelną ironią w narracji. Niemniej to jeden ze słynniejszych i może nawet jeden z pierwszych zabiegów retrospekcji w literaturze, za co należy się Tołstojowi uznanie, ale już sam celny tytuł sugeruje, że tytułowa śmierć się faktycznie wydarzy, więc nie potrzeba czytelnika informować o tym sporą dozą narracji, która jak wspomniałem, zdaje się nic nie wnosić.
Potem jest jednak ciekawiej, gdyż Tołstoj ni z gruszki, ni z pietruszki zaczyna opowiadać żywot Iwana Iljicza właściwie od narodzin. Środkowa część opowiadania była najbardziej interesująca z tego względu, że przedstawiła zarówno tok kariery typowego carskiego urzędnika, jak i przede wszystkim całkiem ciekawy, choć mimo wszystko nieszczególnie złożony portret psychologiczny głównego bohatera. Potem dochodzimy do momentu choroby, gdzie Tołstoj próbuje przybliżyć umysł osoby świadomej, że umiera. Dość ciekawa jest także reakcja rodziny głównego bohatera, zwłaszcza żony, która nagle odkrywa w sobie pokłady opiekuńczości, a jednocześnie zdaje się zupełnie nie przejmować stanem fizycznym i psychicznym męża.
Niestety środek "Śmierci Iwana Iljicza" zapowiadał jednak o wiele ciekawszy finał, niż ten, który faktycznie nastąpił. Mało tu faktycznego pogłębienia tematu, ciekawszych przemyśleń i spostrzeżeń bohatera. W opowiadaniu jest też zaskakująco niewiele pamiętnych momentów - jestem przekonany, że wkrótce wszelkie szczegóły fabularne zatrą się w mojej pamięci. Ponadto mam poczucie, że nie ma do czego wracać. Plus jest taki, że lekkie rozczarowanie "Śmiercią Iwana Iljicza" paradoksalnie zachęciło mnie do przeczytania pozostałych najważniejszych opowiadań Tołstoja, w poszukiwaniu być może czegoś lepszego tego samego autora.
7/10
Mam spory problem ze "Śmiercią Iwana Iljicza", zachwalaną przez wielu jako najlepsze opowiadanie Tołstoja i jedno z jego lepszych dzieł. Jednak już początek opowiadania, pisany z perspektywy bliskiego współpracownika tytułowego bohatera, w zasadzie nie jest potrzebny. W tej części, w której oglądamy reakcje na wiadomość o śmierci Iwana i uroczystości żałobne, nie ma...
2021-06-05
8/10
Eliza Orzeszkowa to chyba moje największe literackie zaskoczenie pierwszej połowy tego roku. O ile jednak "Meir Ezofowicz" ma jednak tematykę dość hermetyczną, to aby odczarować wynikają negatywny stosunek Polaków do tej pisarki poleciłbym "Chama", który do gustu powinien przypaść każdemu.
Powieść czyta się raczej jak rozległą nowelę, za sprawą jedności miejsca, skąpej liczby bohaterów i bardzo wartkiej akcji. Nawet jeśli jesteśmy po pierwszych 20 stronach przewidzieć, co mniej więcej wydarzy się na następnych, to "Chama" czyta się z zaciekawieniem i zapałem. Jasne, również i w tym dziele Orzeszkowa po raz kolejny przedstawia wieś jako środowisko zdrowe, stojące w opozycji do zepsutego miasta, ale tutaj antyurbanistyczna, typowa dla pozytywizmu wymowa jest zdecydowanie bardziej subtelna. Przede wszystkim świetnie skonstruowane portrety głównych bohaterów - mieszczki Franki i chłopa Pawła - są główną "atrakcją" powieści.
Franka i Paweł są na tyle zindywidualizowanymi bohaterami, że nie są tylko pustymi figurami reprezentującymi dwa odmienne światy, a ich relacja jest ciekawa i całkiem niejednoznaczna. Orzeszkowa zdaje się sprzyjać Pawłowi jako reprezentantowi prostej i poprawnej wiejskiej moralności, ale także France daje dużo zrozumienia i wyrozumiałości, a na pewno zdecydowanie więcej niż Flaubert stworzonej przez siebie pani Bovary, której Franka jest zdecydowanie polską odpowiedniczkom. Postępowanie Pawła może jednak, zwłaszcza współcześnie, budzić duże wątpliwości - czy na pewno szczerze kocha Frankę, czy jednak bardziej kocha wymyśloną przez siebie ideę wybawienia jej od "grzechu"? Ta kwestia właściwie nurtowała mnie całą powieść, mimo że jestem prawie pewien, iż, jak już wspomniałem, mamy sprzyjać Pawłowi i jego misji.
Psychologizm w tej powieści jest w pełni rozwinięty - to właśnie na opisywanie stanów emocjonalnych poświęcono najwięcej miejsca. Orzeszkowa w końcu więcej pokazuje i zostawia niedomówienia, niż zwyczajnie opowiada bajkę na dobranoc. Oczywiście trochę szkoda, że nie ma tu tego osobliwego klimatu "Meira Ezofowicza" czy nawet "Nad Niemnem" (nawet jeśli jest nudne), ale wynagradza to literacka dojrzałość, którą pisarka osiągnęła w "Chamie".
8/10
Eliza Orzeszkowa to chyba moje największe literackie zaskoczenie pierwszej połowy tego roku. O ile jednak "Meir Ezofowicz" ma jednak tematykę dość hermetyczną, to aby odczarować wynikają negatywny stosunek Polaków do tej pisarki poleciłbym "Chama", który do gustu powinien przypaść każdemu.
Powieść czyta się raczej jak rozległą nowelę, za sprawą jedności miejsca,...
2021-05-24
2021-05-16
10/10
Od czego w ogóle zacząć? "Lalki" nie trzeba nikomu przedstawiać, jesteśmy nią niezmiennie od dekad "katowani" w liceum, w czasie gorączkowych przygotowań do matury z języka polskiego. Czy fakt, że akurat "Lalka" średnio co dwa lata pojawia się w temacie wypracowania maturalnego jest jakąś chorą fanaberią i przejawem ślepego uwielbienia osób pracujących w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej oraz w ogóle polskiej oświacie? Oczywiście, że nie! Ta książka jest po prostu tak dobra, że bezdyskusyjnie powinna być zaliczana do kanonu literatury światowej obok "Anny Kareniny", "Nędzników" czy "Czarodziejskiej góry".
Po pierwsze, zachwycająca jest łatwość, z jaką nawet urodzony na przełomie XX i XXI wieku 17-letni dzieciak (którym byłem gdy pierwszy raz zaczytywałem się w "Lalce") może się utożsamić z 45-letnim kupcem galanteryjnym z drugiej połowy XIX wieku. Stanisław Wokulski jest w genialny sposób autentycznie skonstruowaną postacią - trudny życiorys, ciągłe rozdarcie, marzycielskie dążenia, rozterki uczuciowe, niekierowanie się podziałami społecznymi i rasowymi, rozumienie problemów społecznych, głębokie i obrazowe przemyślenia filozoficzne, a w końcu popadanie w głęboką depresję i rozgoryczenie porządkiem świata. Śmiało można powiedzieć, że "Lalka" jest pierwszą polską powieścią psychologiczną i na pewno jedną z najlepszych w tym gatunku. Ale nie tylko Wokulski jest tak dobrze skonstruowaną postacią, bo równie wspaniale wykreowana jest panna Izabela (rozdział wprowadzający ją do fabuły, w którym Prus perfekcyjnie opisuje charakter Łęckiej bez bezpośredniego nazywania jej cech charakteru, to jeden z najlepszych momentów w literaturze). Zawsze będę miał problem z oceną jej niejednoznacznego charakteru, gdyż z jednej strony jest ona kobietą próżną i zepsutą, z drugiej dzieckiem swojej epoki i arystokratycznego wychowania.
Dotyczy to także wielu innych postaci - naiwny próżniak Łęcki, ogarnięta histerią i paranoją Krzeszowska, żyjący w zupełnie innym świecie baron Krzeszowski, zdziadziały Rzecki, demoniczny Starski, marzycielski i leniwy zarazem Ochocki, przemądrzały i ironiczny Szuman, poczciwy Suzin... nie wspominając już o Wąsowskiej, prototypie skrajnej feministki (bo emancypantka to słowo za słabe). Oczywiście na potrzeby tej marnej recenzji spłaszczyłem charaktery tych wszystkich niebywałych postaci, których decyzje, zachowania, drobne gesty i reakcje, a nawet niezwykle różnorodne (często zmieniające się w czasie) poglądy są tak cholernie autentyczne, że ciężko uwierzyć że są one tylko wytworem bardzo ludzkiej imaginacji Bolesława Prusa.
Wszystkie te postaci składają się na mozaikowy, całkowicie pełny (mimo zastosowania mowy ezopowej tam, gdzie cenzura kneblowała pióro Prusa) obraz społeczeństwa i epoki popowstaniowej w Królestwie Polskim. Budują go także zawarte w "Lalce" niezliczone, ciągle ścierające się idee i poglądy - kapitalizm, socjalizm, nihilizm, egzystencjalizm, darwinizm, feminizm, konserwatyzm, liberalizm, ateizm, katolicyzm, patriotyzm, kosmopolityzm, a w końcu pozytywizm i romantyzm. Te wszystkie -izmu są tu żywo obecne, razem z ambicją, marzycielstwem, bowaryzmem, próżniactwem, pracowitością, idealizmem, cynizmem, chciwością i całą gamą uczuć i postać życiowych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - ja przy powtórnej lekturze najbardziej zwróciłem uwagę nie tylko na stany psychiczne Wokulskiego, ale także na to, jakim ostrym ostrzem była "Lalka" skierowanym w stronę arystokracji, przedstawionej w niezwykle złym świetle. Arcydzieło Prusa odczytuję właśnie przede wszystkim jako krytykę społeczną i porządku XIX-wiecznego świata, krytykę wszelkich podziałów społecznych, nierówności ze względu na płeć, rasę i majątek, a także więzów jakim były dla ówczesnych ludzi konwenanse. Topos theatrum mundi, ciągłego grania ról i nakładania masek, ludzi-marionetek w rękach fatum - to wszystko tu jest.
Nie waham się nazwać "Lalki" także pierwszą współczesną polską powieścią, bo wciąż jest szalenie uniwersalna i po prostu poczytna, ale także otwiera nowy rozdział w historii polskiej literatury, ponieważ przed tą powieścią Prusa mieliśmy jedynie dzieła teraz dość archaiczne i szybko starzejące się, takie jak "Trylogia", albo zbyt mocno zakorzenione w swoich czasach, jak "Dziady". Natomiast po "Lalce" - masę dzieł już o charakterze bardziej współczesnym. "Lalka" ma także masę innych zalet - jest najzupełniej w świecie wspaniale napisaną książką. Przez jej tekst się po prostu płynie, a każdy wątek jest równy pod względem ważności i jakości. Rzadko trafiają się w niej momenty nieco nudniejsze od tak świetnych epizodów jak pobyt w Paryżu i próżniactwo w Zasławku (swoista parodia rajskości siedziby szlacheckiej z "Pana Tadeusza"), proces o tytułową lalkę, rozmowa Izabeli z Florentyną, wizyta Łęckiej w sklepie Wokulskiego, ich spotkanie w Łazienkach, scena pierwszego obiadu u Łęckich, wyścigi konne, pojedynek z Krzeszowskim, sugestywna scena wagonowa czy cały przygnębiający i najdłuższy w powieści rozdział "Dusza w letargu".
Podoba mi się także drobiazgowość w charakteryzowaniu ówczesnej rzeczywistości, w tym tej materialnej, umiejscawiania akcji w bardzo namacalnych i konkretnych miejscach (ta warszawskość powieści, ale też niepozorne Skierniewice), wśród drogich sprzętów domowych, aluzji do innych dzieł literackich, sztuki, muzyki, dzieł filozoficznych i wydarzeń historycznych, także tych, o których dzisiaj byśmy nie pamiętali, gdyby nie powieść Prusa (bo kto dziś kojarzyłby postać Napoleona IV, pokój san-stefański lub wojnę bułgarską?). Prawie wszystko, co dotyczy literackiego świata "Lalki", przez te wszystkie lata od jej wydania stało się ikoniczne, ponieważ my, Polacy, jesteśmy przesiąknięci "Lalki" do cna. I paradoksalnie ta polskość "Lalki" (mimo jej uniwersalności) sprawia, że jest tak niedoceniana na świecie, choć i tak jest najbardziej znaną za granicą polską powieścią.
Pełne i skończone arcydzieło literatury polskiej i światowej, to trzeba powiedzieć.
10/10
Od czego w ogóle zacząć? "Lalki" nie trzeba nikomu przedstawiać, jesteśmy nią niezmiennie od dekad "katowani" w liceum, w czasie gorączkowych przygotowań do matury z języka polskiego. Czy fakt, że akurat "Lalka" średnio co dwa lata pojawia się w temacie wypracowania maturalnego jest jakąś chorą fanaberią i przejawem ślepego uwielbienia osób pracujących w Centralnej...
2021-04-09
9/10
Zacznę od frazesu - ukryte za dość zagadkowym tytułem "Bez dogmatu" stoi w bardzo głębokim cieniu "Trylogii" i pozostałych powieści przygodowo-historycznych, z których zasłynął Sienkiewicz. Słyszałem jednak różne pochwalne opinie i zachwycone głosy, często należące do osób nie uważających się za entuzjastów popularniejszej strony twórczości Sienkiewicza, więc bardzo wysoko wywindowało to, razem z zachęcającym opisem fabuły, moje zaciekawienie i chęć zapoznania się z tą książki.Na szczęście mogę powiedzieć, że zbudowane w ten sposób wręcz ogromne oczekiwania wobec "Bez dogmatu" zostały w pełni spełnione. Nie sądziłem, że będę aż tak zachwycony i usatysfakcjonowany lekturą, ponieważ przewidywałem, że raczej się rozczaruję gdy będę tyle oczekiwał od autora "Trylogii".
Właściwie nie przepadam za formą epistolarną lub powieści-dziennika, ale Sienkiewicz wykorzystał ją do tego, w czym najlepiej się sprawdza, czyli tworzeniu bardzo złożonego i niejednoznacznego portretu psychologicznego. Na łamach "Bez dogmatu" poznajemy Leona Płoszowskiego, pozbawionego celu życiowego dekadenta, będącego zarówno dzieckiem swojej epoki (i dziedzicem bajecznej fortuny, dzięki której może swoje prowadzić bezproduktywne życie), jak i przedstawicielem bardzo uniwersalnego typu osobowościowego - niepozbawionego inteligencji i uroku egoisty. Zastosowany tutaj wysublimowany, wzniosły i przemyślany styl literacki Sienkiewicza świetnie współgra z kreowanym portretem charakterologicznym Leona, którego poznajemy jego własnymi oczami, bowiem sam bohater stara się w swoim dzienniku dokonać autoanalizy. Powieść sprawia wrażenie napisanej bardzo autentycznym językiem, którym mógłby posługiwać się ówczesny człowiek wykształcony i oczytany, o czym świadczy też ilość bardzo interesujących, nawet jeśli nierewolucyjnych, przemyśleń na temat literatury (zwłaszcza Hamleta, z którym Leon zdaje się utożsamiać). I tak jak to się dzieje zawsze w najlepszych powieściach psychologicznych, czytelnik po prostu rozumie głównego bohatera, mimo że potępia jego działania, którymi krzywdzi nie tylko otoczenie, ale też siebie.
"Bez dogmatu" zapewnia w pierwszej kolejności doznań estetycznych, ale współczesny czytelnik będzie też w stanie wyciągnąć dla siebie także niezbyt odkrywcze i głębokie, ale wciąż interesujące, rozważania Leona na temat ludzkiej natury, a z tym garść złotych myśli i zaskakująco aktualnych obserwacji na temat relacji damsko-męski. Uderzyło mnie zwłaszcza ciągłe analizowanie najmniejszych gestów i zachowań Anielki, rozpaczliwe poszukiwanie najmniejszego "dowodu" na jej odwzajemnione uczucie, a także sama miłość faktycznie granicząca z nienawiścią. Fabuła "Bez dogmatu" jest ściśle pretekstowa, służąca Sienkiewiczowi przede wszystkim do prezentowania kolejnych stanów psychicznych bohatera, zwłaszcza pogłębiającego się chorobliwego i niszczącego uczucia do Anielki. Nie dzieje się tu za wiele, ale nie jest też nudno. Oprócz dobrze prowadzonego romansu mamy tu chociażby epizod z wyścigami konnymi i wiele innych drobnych elementów, które przypominają, że rzecz dzieje się wśród zamożnej arystokracji końca XIX wieku. A warstwa psychologiczno-społeczna jest wciąż tak szalenie aktualna, że bardzo łatwo o tym zapomnieć. Rozwój wypadków, choć powolny, jest zwłaszcza w pewnym momencie bardzo interesujące i zapowiada, że patowa sytuacja pomiędzy bohaterami zostanie rozwiązana w niesztampowy sposób. Niestety zakończenie wydaje się być napisane na kolanie, tak jakby Sienkiewicz poszedł po najmniejszej linii oporu. Po prostu poszedł w zupełnie nieoczekiwaną sztampę. Jest to jedyny prawdziwie rozczarowujący element powieści, na szczęście nieprzysłaniający tego, jak dobre było to co się działo wcześniej.
Jakbym miał krótko opisać "Bez dogmatu", to byłoby zderzenie dwóch literackich światów znanych z daleko popularniejszych powieści powieści. Nieszczęśliwy romans prowadzący do skrajnego rozstroju psychicznego i oczywiście forma epistolarna nasuwają mi jasne skojarzenia z "Cierpieniami młodego Wertera", natomiast wspaniały styl literacki, głęboki portret psychologiczny, pożądanie nieznajdujące ujścia i pewna złowroga aura przywodzą na myśl "Lolitę". Powieść czyta się dość wolno z powodu języka, ale nie odejmuje to przyjemności z lektury. Szczerze polecam, zwłaszcza krytykom Sienkiewicza, uznającym go jedynie za przecenianego i podrzędnego pisarza XIX-wiecznych bestsellerów. Samym "Bez dogmatu" udowodnił, że jest bardzo wszechstronnym i elastycznym pisarzem, który w kostiumie historycznym po prostu czuł się najlepiej, nawet jeśli nie jest to najlepsze oblicze jego twórczości.
9/10
Zacznę od frazesu - ukryte za dość zagadkowym tytułem "Bez dogmatu" stoi w bardzo głębokim cieniu "Trylogii" i pozostałych powieści przygodowo-historycznych, z których zasłynął Sienkiewicz. Słyszałem jednak różne pochwalne opinie i zachwycone głosy, często należące do osób nie uważających się za entuzjastów popularniejszej strony twórczości Sienkiewicza, więc bardzo...
2021-02-08
9/10
"Kobieta z wydm" to bodajże najsłynniejsza powojenna powieść z Japonii i prawdopodobnie zasługuje na miano jednej z najlepszych. A z pewnością jest najlepszą powieścią, w której słowo "piasek" potrafi się 10 razy pojawić na jednej stronie. Kōbō pisze naprawdę przyjemnie i obrazowo, a akcja płynnie za sprawą strumienia świadomości. Ale przede wszystkim jest to jedno z tych dzieł kultury, które doskonale broni się rozumiane w sposób dosłowny, bowiem fabuła sama w sobie jest naprawdę ciekawa i wciągająca, choć prawdziwą wartość przedstawia dzięki ilości możliwych interpretacji.
Osobiście lubię interpretację, która na pierwszy plan wysuwa małżeństwo. Według niej, zwabienie bohatera do domu samotnej kobiety i zmuszenie go do zamieszkania z nią byłoby alegorią presji społecznej, nacisków na młodego mężczyznę do ożenku i "ustatkowania się". Kobieta, choć nie jest winna tego stanu rzeczy, staje się wtedy obiektem ataków mężczyzny jako ucieleśnienie jego braku wolności. Wydostanie się z takiej sytuacji spotykałoby się ze stałym sprzeciwem ze strony społeczności, czy też rodziny zaślubionej mu kobiety.
Nie jest może to najtrafniejsza interpretacja, a na pewno nie jedyna. Piasek i syzyfowa praca związana z nim być może jest alegorią żmudnej pracy zarobkowej - takiej, która pozwala jedynie na utrzymanie się, nigdy zaś na poprawę bytu. Szczytem luksusu dla kobiety jest wymarzone radio, dla mężczyzny towarem, który zapewnia poczucie spełnienia jest alkohol i papierosy. Przesypywanie jest też pracą, która po prostu ogłupia i ogranicza pracujących. Początkowo mężczyzna krytykuje postawę kobiety, która nie widzi świata poza pracą, później jednakże sam zaczyna ją podzielać i odnajduje w niej swój własny, ale wątły sens.
Osobiście w "Kobiecie z wydm" nie odnajduję grama surrealizmu, poza nielicznymi onirycznymi scenkami rozważań bohatera na temat swojego przeszłego życia. Można tu zauważyć co prawda zamierzone lub nie podobieństwa do kafkowskiej atmosfery, gdyż mężczyzna z powieści Kōbō jest w takiej samej sytuacji bez wyjścia, co Józef K. z "Procesu" czy bohater z "Zamku". Tak więc "Kobieta z wydm" to jedna z ciekawszych powieści, jakie przyszło mi czytać.
9/10
"Kobieta z wydm" to bodajże najsłynniejsza powojenna powieść z Japonii i prawdopodobnie zasługuje na miano jednej z najlepszych. A z pewnością jest najlepszą powieścią, w której słowo "piasek" potrafi się 10 razy pojawić na jednej stronie. Kōbō pisze naprawdę przyjemnie i obrazowo, a akcja płynnie za sprawą strumienia świadomości. Ale przede wszystkim jest to jedno z...
2021-02-08
9,5/10
"Nieznośna lekkość bytu" to najsłynniejsza książka napisana po czesku i jedna z niewielu, którą można określić mianem romansu filozoficznego. Kundera na przykładzie fikcyjnych postaci powiązanych związkami uczuciowymi i cielesnymi wykłada czytelnikowi swoją filozofię na temat egzystencji, a także przedstawia życie inteligencji w komunistycznych Czechach okresu praskiej wiosny.
Użyte wyżej słowo "wykłada" jest kluczowe, ponieważ Kundera ma specyficzną manierę wyjaśniania swoich przemyśleń krok po kroku, jak małemu dziecku. Bywa to momentami bardzo irytujące, zwłaszcza pod koniec książki, choć z początku miało to swój pewien urok. Jego przemyślenia i wnioski są na ogół ciekawe, choć ich autorytaryzm potwornie drażni, tak samo jak używanie silnie nacechowanych słów jak "kicz" i "gówno" w celu zwiększenia siły oddziaływania słów czasami aż do przesady. Z powodu tych filozoficznych wstawek powieść czasem zbliża się do traktatu filozoficznego, wciąż przystępnego i ciekawego, jest nim jednak tylko w przerywnikach pomiędzy opowiadaniem życiorysu czwórki bohaterów.
Związki i relacje pomiędzy czwórką głównych bohaterów i pomniejszych postaci epizodycznych są natomiast wyśmienite, wysmakowane, opisane z tytułową lekkością, w tym swoistym "flaubertowskim" tonie. Kolejne sytuacje i epizody z życia Tomasza i Teresy, Sabiny i Franza śledzi się bardzo szybko, tę książkę łatwo połknąć. Choć i tutaj drażniło mnie czasem, że Kundera nie daje czytelnikowi żadnego miejsca na jego własną interpretację, tylko wyjaśnia wszystko wprost i nie pozostawia żadnych niewiadomych, niejako narzucając czytelnikowi własne zdanie, tak jak w wypadku wspomnianej filozofii. Tutaj jednak zdecydowanie łatwiej jest to wybaczyć, gdyż związane jest to ze specyficznym stylem snutej opowieści i prowadzonej narracji, która czasem "łamie czwartą ścianę". Sama historia relacji czwórki ludzi posiada w sobie niezwykłą magię już od początkowych stron powieści, ponieważ czuć wyraźną "chemię" panującą pomiędzy nimi. Postacie są wykreowanie mistrzowsko, a przy tym sprawiają wrażenie zwyczajnych i przeciętnych ludzi, choć wywodzących się z kręgów typowo inteligenckich. Ich działania, nie zawsze sensowne i prawidłowe, dogłębnie są umotywowane. Kundera po prostu czuje specyfikę ludzkiej natury i skłania do poszukiwań głębszego sensu i logiki w egzystencji nie tylko Tomasza, Teresy, Sabiny i Franza, ale także w naszej własnej.
Jedne z najciekawszych fragmentów powieści dotyczą samych Czech, nastrojów polityczno-społecznych w czasie zimnej wojny, wydarzeń roku 1968 i życia w ustroju komunistycznym. Ciekawe, jak ta rzeczywistość była zbliżona do polskiej, ale jednocześnie inna. Łączy nas z Czechami wiele wspólnego i przez to wiele momentów książki wydawało mi się "znajomych", ale Polacy nie przeżyli prawdziwej inwazji.
"Nieznośna lekkość bytu" to naprawdę świetna książka z cudownie opisanymi relacjami i wspaniale uchwyconymi realiami czeskiego komunizmu, absolutny klasyk i pozycja, której nie można ominąć. Szkoda jednak, że Kundera przynajmniej w tej powieści ma manierę wymądrzania się i mówi wszystko wprost, co oddala tę powieść od chlubnego tytułu arcydzieła. Wciąż jednak będzie to jedno z moich ulubionych dzieł literackich.
9,5/10
"Nieznośna lekkość bytu" to najsłynniejsza książka napisana po czesku i jedna z niewielu, którą można określić mianem romansu filozoficznego. Kundera na przykładzie fikcyjnych postaci powiązanych związkami uczuciowymi i cielesnymi wykłada czytelnikowi swoją filozofię na temat egzystencji, a także przedstawia życie inteligencji w komunistycznych Czechach okresu...
10/10
"Anny Kareniny" nie trzeba przedstawiać nikomu, jej sława jest tak duża, że można spokojnie nazwać ją najsłynniejszą rosyjską powieścią, deklasując pod tym względem nawet "Zbrodnię i karę" czy "Mistrza i Małgorzatę". Wynika to z wpływu, jaki nieustannie wywiera na świadomość Rosjan (zjawisko porównywalne do roli "Lalki" w kulturze polskiej), jak i zwyczajnych czytelników spoza tego kręgu kulturowego, którzy sięgają po "Kareninę" dla czystej rozrywki czy z ciekawości.
Trzeba jednak koniecznie zaznaczyć, że nie jest to w żadnym wypadku historia miłosna, ani tym bardziej "literatura kobieca" (brrrr, okropne określenie), a wręcz przeciwnie - najzwyczajniej w świecie jest to powieść antymiłosna, trochę odzierająca sferę uczuciowo-erotyczną ze wszelkiej magii, którą przypisujemy miłości. "Anna Karenina" to przede wszystkim powieść o rodzinie, rozumianej tutaj jako samo małżeństwo, które wraz z momentem zawarcia związku stawia fundament pod budowę rodziny. Mamy tu trzy, a nawet cztery różne przypadki nieszczęśliwych (zgodnie z pierwszym zdaniem powieści) rodzin - Stiwy i Dolly, Lewina i Kitty, w końcu podwójny wątek Anny i Wrońskiego oraz Anny i Karenina. Piątą linią byłaby wczesna relacja Kitty i Wrońskiego, która nie skończyła się zawarciem związku, pozostając jedynie w marzeniach młodej dziewczyny i jej matki.
Siłą "Anny Kareniny" są niebywale autentyczne portrety psychologiczne, często w zarysie ogromnie zwyczajne, ale nawet prostolinijna Kitty czy prozaiczna Dolly są przedstawione przez Tołstoja z prawdziwą soczystością. Urzekł mnie zawarty w tym dziele specyficzny psychologizm - autor nie podaje wszystkiego na tacy, a jedynie rejestruje pewne reakcje, bardziej emocjonalne niż faktyczne myśli, na dane sytuacje. Dzięki temu portrety postaci są tak intrygujące i wciągające - czytelnik musi sam wyłuskać, co siedzi w ich psychice, aby zrozumieć ich postępowanie. Największe wrażenie robi jednak niejednoznaczna osobowość Karenina, raz emanującego potężnym indywidualizmem człowieka czynu, innym razem objawiającym bezuczuciowość i zimność bliską socjopatii, a jeszcze innym razem porażającą wręcz słabością charakteru męża, który nie wie jak powinien zareagować na zdradę żony.
Wysoka jakość "Anny Kareniny" wynika także z wybitnego stylu Tołstoja, który jest bardzo plastyczny, wysmakowany i bardzo przyjemnie się przezeń płynie, stąd łatwo pochłonąć całą grubą powieść w dość krótkim czasie. Niezwykle podoba mi się splot relacji bohaterów, którzy są ze sobą dość blisko powiązani, a prowadzą osobne życia, które tylko w nielicznych punktach fabuły się ze sobą stykają (stąd niemal całkowita odrębność historii Lewina i Kitty od dramatu Anny). Jeśli chodzi o problematykę, to już na wstępie czytelnik jest wręcz uderzony w twarz wymownym obrazem zdradzonej żony, która w XIX-wiecznych warunkach konserwatywnej, prawosławnej i patriarchalnej Rosji nie jest w stanie odejść od męża, zmuszona jest więc jedynie odgrywać komedyjkę, a następnie pogodzić się ze zdradą i próbować żyć dalej. Ciekawym zjawiskiem jest także Kitty, która popełnia dość oczywisty błąd, odrzucając zaręczyny Lewina, gdyż miała głowę pełną staroświeckich pouczeń nawpychanych jej przez opiekuńczą matkę. Fenomenalny jest jednak środek wątku tytułowej Anny, której romans z Wrońskim najpierw pomyka gdzieś w tle i jest przedstawiony raczej skrótowo, niemal jak wątek poboczny, tylko po to by potem gwałtownie wybuchnąć od momentu wyścigów. Cała sytuacja trójkąta Wroński-Anna-Karenin jest tak w autentyczny sposób kuriozalna, że faktycznie porusza emocjonalnie, intryguje i poraża niejednoznacznością.
Tołstoj też jest niejednoznaczny - raz zdaje się mówić, że Anna zniszczyła samą siebie i swoją rodzinę, innym razem że była to sytuacja bez wyjścia. Jak dla mnie, nie sposób osądzić zachowania Anny w sytuacji, w której się znalazła, gdyż zadziałało w tym tak wiele różnorodnych czynników, iż nie można jej jednoznacznie potępić lub wręcz przeciwnie - pochwalić jej podążanie za głosem serca. I chyba właśnie takie jest życie zwyczajnych jednostek, czyli paradoksalnie skomplikowane i bez prostych rozwiązań. Ogółem mówiąc "Anna Karenina" dostarcza mnóstwa bodźców o rozważań o sprawach wyjątkowo przyziemnych, jest przy tym wciąż niezwykle atrakcyjna dla współczesnego czytelnika, ale jak na tak popularną powieść bywa zaskakująco trudna. Trudny jest zwłaszcza wątek rozwoju duchowego Lewina, szczególnie iż sam Tołstoj pozostawia w zakończeniu otwartą furtkę, gdyż nie mówi jasno, czy wewnętrzna przemiana tego bohatera (dla autora ważniejszego niż tytułowa Anna) faktycznie zaszła, czy Lewin faktycznie znalazł własny (bo przecież nie ogólny) sens egzystencji i obiecane na pierwszej stronie powieści szczęście rodzinne.
10/10
więcej Pokaż mimo to"Anny Kareniny" nie trzeba przedstawiać nikomu, jej sława jest tak duża, że można spokojnie nazwać ją najsłynniejszą rosyjską powieścią, deklasując pod tym względem nawet "Zbrodnię i karę" czy "Mistrza i Małgorzatę". Wynika to z wpływu, jaki nieustannie wywiera na świadomość Rosjan (zjawisko porównywalne do roli "Lalki" w kulturze polskiej), jak i zwyczajnych...