-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2021-02-08
2021-06-09
2021-06-02
2021-05-13
2021-04-02
6,5/10
Swego czasu kontrowersyjne "Lochy Watykanu" André Gide'a będące jedną z pierwszych eksperymentalnych powieści w literaturze Zachodu. Jej fabułę napędza absurdalna kryminalna intryga podających się za duchownych naciągaczy, którzy wyłudzają pieniądze od francuskich i włoskich arystokratów pod pozorem ratowania papieża z masońskiej niewoli. Z tego powodu nazwałbym to swoistą komedią kryminalną, choć sam pisarz formą chciał nawiązać do tradycyjnej starofrancuskiej farsy.
W pierwszej warstwie jest to przede wszystkim satyra na burżuazję, w duchu buñuelowskim wyśmiewająca jej naiwność, dziecinność i dewocję. Gide zdaje się upatrywać religijność lub ateizm tylko jako cechę charakteru lub dzieło czystego przypadku, niż faktyczne przekonanie wypływające z wnętrza człowieka. Jednym z kluczowym motywów jest także problematyka popełnienia zbrodni bez motywu, której dopuszcza się centralna postać powieści, oraz sposób pojmowania świata przez wyraźnych socjopatów reprezentowanych przez Lafcadio i Protosa. Udało się także Gide'owi podszyć wszystko bardzo subtelnym absurdem, a także roztoczyć w utworze osobliwy nastrój belle epoque, tak pięknej, że aż nudnej - stąd skłonność wśród bohaterów do poszukiwania wrażeń lub podejmowania ryzyka.
Bardzo doceniam podejmowane przez autora tematy i zabawę z oczekiwaniami czytelnika, m.in. przewrotne poświęcanie czasu narracyjnego na elementy w żaden sposób istotne, jak walka Amadeusza z pluskwami. Równie doceniam dość nowoczesną narrację. Mimo, że Gide operuje raczej prostym językiem, jego sposób opowiadania historii skojarzył mi się ze specyfiką języka i narracji Nabokova. Ten jednak zdecydowanie stoi wyżej od Francuza, bo niestety "Lochy Watykanu" literacko są raczej dość zwyczajne, przynajmniej ze współczesnej perspektywy.
Ostatecznie mam jednak bardzo mieszane uczucia względem "Lochów Watykanu". Z jednej strony imponuje mi zamysł, a także bardzo różnorodna tematyka, którą pisarz zdołał poruszyć w tak króciutkiej powieści. Czytało się ją szybko i całkiem przyjemnie, jednak w żadnym stopniu nie jest satysfakcjonująca. Brak tu głębszych rozważań mimo kilku ciekawych cytatów, intryga nie zostaje pociągnięta ani rozwiązana w interesujący sposób, a subtelny humor nie podnosi walorów rozrywkowych powieści do zadowalającego poziomu. W efekcie czekałem, aż fabuła skręci w nieoczekiwaną stronę lub zostanę w jakiś sposób zaskoczony. Zanim to nadeszło, książka się skończyła. Wielka szkoda, bo to oczywisty zmarnowany potencjał.
6,5/10
Swego czasu kontrowersyjne "Lochy Watykanu" André Gide'a będące jedną z pierwszych eksperymentalnych powieści w literaturze Zachodu. Jej fabułę napędza absurdalna kryminalna intryga podających się za duchownych naciągaczy, którzy wyłudzają pieniądze od francuskich i włoskich arystokratów pod pozorem ratowania papieża z masońskiej niewoli. Z tego powodu nazwałbym to...
2021-02-07
4,5/10
"Pociągi pod specjalnym nadzorem" to dla mnie nieciekawa i dość płytka historia, do tego nafaszerowana miałkim erotyzmem. O czym jest to opowiadanie? O dorastaniu? O wojnie? O tym i o tym? Jeśli tak, przechodzi to gdzieś w tle. Dlaczego Miłosz przeszedł próbę samobójczą? Przemycony przez autora powód wydaje się być niewystarczająco umotywowany. Jaki cel miały sceny erotyczne? Nie mam pojęcia, choć akurat nie mogę odmówić autorowi kunsztu, z jakim opisał intymne spotkanie Miłosza z Wiktorią.
Ale poza tą jedną sceną, język Hrabala jest wręcz dziecinny. Wszelkie humorystyczne wstawki wydały mi się dość żenujące. Nie udało się zbudować konkretnego nastroju. Nie ma tu ani małomiasteczkowego klimatu, ani problemów dorastania, ani nie oddano brutalności wojny, która w końcu dotyka głównego bohatera. Wydaje się, że Hrabal próbował poruszyć wszystkie te tematy jednocześnie, ale krótka forma opowiadania nie pozwoliła na dostateczne rozwinięcie ich. Nawet tytułowe "Pociagi pod specjalnym nadzorem" i życie stacji kolejowej pozostają tylko odległym i mało nieznaczącym tłem. Wielka szkoda.
4,5/10
"Pociągi pod specjalnym nadzorem" to dla mnie nieciekawa i dość płytka historia, do tego nafaszerowana miałkim erotyzmem. O czym jest to opowiadanie? O dorastaniu? O wojnie? O tym i o tym? Jeśli tak, przechodzi to gdzieś w tle. Dlaczego Miłosz przeszedł próbę samobójczą? Przemycony przez autora powód wydaje się być niewystarczająco umotywowany. Jaki cel miały sceny...
2021-03-02
2021-02-21
9/10
Wszyscy znają muzykę Griega do "Peer Gynta", ale samemu "Peer Gyntowi" nie poświęca się niestety wystarczającej uwagi, choć co poniektórzy zapewne czytali późniejsze dramaty Henrika Ibsena. Jest to zwieńczenie "młodzieńczej", niejako romantycznej twórczości słynnego dramatopisarza, zanim ten zabrał się za tworzenie uznanych arcydzieł w nurcie naturalizmu, ale przede wszystkim swego rodzaju norweski epos narodowy ujęty w formę dramatu romantycznego.
Pod wieloma względami "Peer Gynt" to wesoła trawestacja "Fausta" Goethego, na co wskazują m.in. liczne kryptocytaty i mniej bezpośrednie nawiązania. Nie jest to jednak przerobienie tych samych motywów co Goethe w swoim opus magnum, bowiem Ibsen zajmuje się między innymi krytyką "letniej" postawy życiowej reprezentowanej przez głównego bohatera, nieustannie unikającego działania i jasnego określania siebie by nie doprowadzić siebie do straty jakiejkolwiek okazji życiowej, w efekcie prowadząc siebie do cierpienia. Autor wdaje się także w polemikę z niemieckimi klasykami filozofii, rozważa czym jest piękno, skąd się bierze cierpienie oraz satyryzuje samych Norwegów i ich postawy, zwłaszcza nastroje ultrapatriotyczne po odzyskaniu niepodległości od Danii. Ponadto, jak zapewnia wstęp i opracowanie wydania Ossolineum, dramat porusza znacznie więcej głębokich aspektów filozoficzno-społecznych.
Problematyka "Peer Gynta" jest więc równie wzniosła i bogata co przywołany wyżej "Faust", ale dramat Ibsena, choć całkiem długi, nie cierpi na wskutek gigantomanii. Pisarz mistrzowsko operuje groteską i komizmem, które skrywają pod sobą tony tragizmu, bowiem buńczuczna postawa głównego bohatera to jedynie przykrywka ukrywająca jego nieustanny ból istnienia. Ten smutek ukryty pod wesołą i zabawną atmosferą, jaką jest "Peer Gynt" wypełniony, zdaje się doskonale oddawać ogólny charakter samych Norwegów. Ponadto Ibsen prawie całkowicie wykorzystuje tu możliwości, jakie daje pisarzowi forma dramatu romantycznego - brak podziału na sceny (zamiast tego są odsłony), poszczególne akty są nierówne, akcja swobodnie przemieszcza się od Norwegii po Maroko, oraz wykonuje gwałtowne skoki czasowe. Do tego dorzucony zostaje, zwłaszcza na początku, klimat bajkowej ludowości, całkiem realistyczny obraz norweskiej wsi, zagadkowe alegorie oraz motywy zaczerpnięte z norweskich legend.
Podejrzewam, że dzieło niestety wiele traci w przekładzie (skądinąd bardzo dobrym), ale pod prawie każdym względem "Peer Gynt" w moim odczuciu przewyższa bardziej znanego "Fausta". Przede wszystkim forma i długość dramatu nie nudzi, wręcz przeciwnie - wiersze Ibsena czyta się niezwykle przyjemnie, a pewne znużenie odczułem dopiero na sam koniec ostatniego aktu. Przygody Gynta, choć liczne, powtarzają się tylko gdy służą Ibsenowi do wykazania wewnętrznej analogii. Świetne dzieło, niezwykle niedoceniane, zdecydowanie warte przeczytania.
9/10
Wszyscy znają muzykę Griega do "Peer Gynta", ale samemu "Peer Gyntowi" nie poświęca się niestety wystarczającej uwagi, choć co poniektórzy zapewne czytali późniejsze dramaty Henrika Ibsena. Jest to zwieńczenie "młodzieńczej", niejako romantycznej twórczości słynnego dramatopisarza, zanim ten zabrał się za tworzenie uznanych arcydzieł w nurcie naturalizmu, ale przede...
2021-02-26
5/10
Aleksander Gribojedow to całkiem barwna postać w historii literatury rosyjskiej, dość zapomniana jak większość twórców piszących w czasach przed Puszkinem, a także sztandarowy przykład autora jednego wybitnego dzieła. "Mądremu biada", komedia schyłkowego oświecenia, stała się po swojej premierze w pewien sposób kultowa i rzekomy geniusz jej autora doceniał nawet wielki Puszkin, czego świadectwem są licznie zapożyczone cytaty do "Eugeniusza Oniegina".
Mówię o rzekomym geniuszu, bo nie udało mi się go w żaden sposób dostrzec. Być może przeczytałem sztukę Gribojedowa zbyt pośpiesznie, jako swoisty przerywnik pomiędzy ważniejszymi pozycjami na mojej liście do przeczytania, albo być może geniusz Gribojedowa gdzieś uleciał po tylu latach od pierwotnego wydania "Mądremu biada". Jest to w zasadzie komedia bez żadnego ładu i składu, o czym już świadczy, że jest 4-aktowa zamiast zwyczajowego podziału na 5 aktów. Jest tu wątek romansowy, chyba nawet będący osią całej komedii, ale intrygi chyba tu zupełnie brakuje. Bohaterowie nie tyle co są papierowi, co wydają się nie mieć żadnego charakteru. No może jako tako broni się rezolutna służąca, ale takich postaci było na pęczki w oświeceniowych komediach. Jest też wątek konfliktu pomiędzy starszą arystokracją a nowoczesnym pokoleniem młody, ale został on tak fatalnie ugryziony, że gdzieś niknie. Satyra na arystokrację i jej puste myślenie wydaje się być wymuszona. Warstwę uprzywilejowaną tylko z powodu urodzenia, stereotypowo zajmującą się wyłącznie zbijaniem bąków i wydawaniem pieniędzy, można przecież sparodiować i skrytykować na tyle różnych i racjonalnych powodów, więc tym bardziej nie rozumiem dlaczego tutaj wypada to aż tak słabo.
Ostatecznie daję ocenę idealnie po środku punktacji, jako wyraz pewnej rezerwy z jaką należy traktować moją opinię. Bardzo możliwe, że wiele mi umknęło przy lekturze dzieła Gribojedowa, ale wątpię by przy powtórnym czytaniu miałoby się coś zmienić. Ostatecznie też nie czytało się tego tak źle jak innych dzieł, nie wzbudzało też zażenowania ani większej irytacji.
5/10
Aleksander Gribojedow to całkiem barwna postać w historii literatury rosyjskiej, dość zapomniana jak większość twórców piszących w czasach przed Puszkinem, a także sztandarowy przykład autora jednego wybitnego dzieła. "Mądremu biada", komedia schyłkowego oświecenia, stała się po swojej premierze w pewien sposób kultowa i rzekomy geniusz jej autora doceniał nawet wielki...
2021-02-08
8/10
Gdy sięgałem po "Podróże Guliwera", wiedziałem tylko, że jest to powieść traktowana jako część kanonu książek dla młodzieży, a także kojarzyłem motyw z krainą Lilliputów. Jednakże w miarę czytania zauważyłem, że nie jest to po prostu powieść przygodowa, a podróże tytułowego Guliwera nie kończą się na Lilliputach.
"Podróże Guliwera" zawierają w sobie cztery osobne części poświęcone pobytowi Lemuela Guliwera w czterech różnych krainach, które jednak odpowiadają sobie nawzajem. Najpierw podróżnik trafia do krainy Lilliputów, gdzie jest mocarzem, traktowanym przez króla jako broń przeciwko wrogiemu królestwu. Okazuje się jednak, że kraj Lilliputów rozdarty jest konfliktem wewnętrznym pomiędzy dwoma stronnictwami i pogrąża się w stagnacji i dekadencji. Sam Guliwer pada ofiarą rozgrywek politycznych na królewskim dworze, po czym postanawia opuścić Lilliputię. Po krótkim pobycie w Anglii znów wypuszcza się na morze i trafia tym razem do krainy olbrzymów, gdzie Guliwer jest wystawiony na nieustanne niebezpieczeństwa i traktowany jak zabawka. W ten sposób Swift buduje kontrast pomiędzy dwiema krainami, tym razem przedstawiając kraj olbrzymów jako państwo dość sprawnie zarządzane przez oświeconego króla.
Trzecia część powieści jest chyba najsłabsza, bowiem w niej Guliwer trafia na latającą wyspę Laputę, która znajduje się we władaniu wiecznie zamyślonych filozofów, muzyków i matematyków. W tej części Swift przedstawia dziwaczny kraj nieudolnych wynalazców, których pomysły są zawsze mało praktyczne. W ostatniej jednak bohater trafia do prawdziwej utopii - kraju zarządzanego przez humanoidalne konie, które kierują się we wszystkim naturalną cnotą i przenikliwym rozumem, nie wiedząc czym jest kłamstwo albo konflikt. Ludzie w tej krainie są złośliwymi i zdziczałymi zwierzętami, które służą koniom. Ta część "Podróży Guliwera" jest kluczowa i zdecydowanie najważniejsza w całej książce. To właśnie tutaj Swift najbardziej przechodzi w satyrę, obnażając wszystkie ludzkie przywary i dochodząc do wniosku, że człowiek niczym nie różni się od dzikich zwierząt kierowanych instynktem, posiadającym tylko pozory intelektu. Kraina koni jest tak wspaniałym miejscem, że Guliwer z niezwykłym żalem zmuszony jest opuścić ją, a po długotrwałym pobycie wśród cnotliwych koni jeszcze przez kilka lat będzie czuł fizyczną odrazę do zwykłych ludzi.
Jak się więc okazuje, dzieło Swifta jest bardzo brutalną satyrą i wręcz pamfletem przeciwko człowiekowi i jego społeczeństwu, ale też parodią popularnych wówczas powieści podróżniczych. W oryginalnej wersji zdecydowanie nie jest to powieść dla młodzieży. "Podróże Guliwera" czyta się całkiem nieźle, ale czułem się wielokrotnie zniesmaczony fragmentami dotyczącymi opróżniania (z nieznanych mi przyczyn Swift ma do nich duże upodobanie), czy też ogromnymi dawkami seksizmu i rasizmu (w żadnej innej znanej mi powieści epoki oświecenia kobiety nie zostały przedstawione tak źle). "Podróże Guliwera" Swifta przypominają bardziej skomplikowaną wersję "Kandyda" Woltera. Pod niektórymi względami powieść jest bardziej pomysłowa, silniej uderzająca w naturę ludzką i absurdy cywilizacji, pod innymi jest mniej uniwersalna, mocniej osadzona w czasach wczesnego oświecenia. Jest to też mało subtelny panegiryk na cześć XVIII-wiecznej Anglii, jej oświeconej konstytucji, sprawnego rządu i łagodniejszej wersji kolonializmu.
8/10
Gdy sięgałem po "Podróże Guliwera", wiedziałem tylko, że jest to powieść traktowana jako część kanonu książek dla młodzieży, a także kojarzyłem motyw z krainą Lilliputów. Jednakże w miarę czytania zauważyłem, że nie jest to po prostu powieść przygodowa, a podróże tytułowego Guliwera nie kończą się na Lilliputach.
"Podróże Guliwera" zawierają w sobie cztery osobne...
2021-02-19
7,5/10
"Rewizor" to nie tylko najbardziej uznana komedia Gogola, ale najsłynniejszy rosyjski dramat XIX wieku. Fabuła dramatu opowiada o grupie urzędników z małego miasteczka oczekujących kontroli tytułowego rewizora, inspektora carskiego ze stolicy. Przez pomyłkę spowodowaną strachem przez złym wypadnięciem miasteczka w czasie kontroli za rewizora zostaje wzięty podróżny hulaka Chlestakow, który wykorzystuje zaistniałą sytuację.
Naturalnie po takiej renomie i zarysie fabuły spodziewałem się po "Rewizorze" czegoś naprawdę wybitnego, ale najwyraźniej moje oczekiwania były zbyt wysokie. Jasne, pomysł Gogola jest wybitny sam w sobie, dialogi są równie żywe jak w jego "Martwych duszach", satyra jest niezwykle celna i Rosja okropnie potrzebowała już wtedy takiej krytyki w stronę władz i urzędników. Jednakże wszystko jest tutaj zdecydowanie za proste, jednoznaczne i zmierza do oczywistego zakończenia, choć okraszonego słynną puentą ("Z czego się śmiejecie? Z siebie się śmiejecie!") skierowaną przez Gogola wprost do widzów bądź czytelników.
Jest to komedia raczej smutna niż zabawna, co jest naturalnie w pewnym sensie zaletą, ale nie wywołuje już większej zadumy. Piętnowane przez Gogola przywary niestety nadal pozostają aktualne, ale są zarazem tak oczywiste, że nie potrzebują już wskazywania ich palcem. Nadal to bardzo dobry dramat, z którym z całą pewnością należy się zapoznać.
7,5/10
"Rewizor" to nie tylko najbardziej uznana komedia Gogola, ale najsłynniejszy rosyjski dramat XIX wieku. Fabuła dramatu opowiada o grupie urzędników z małego miasteczka oczekujących kontroli tytułowego rewizora, inspektora carskiego ze stolicy. Przez pomyłkę spowodowaną strachem przez złym wypadnięciem miasteczka w czasie kontroli za rewizora zostaje wzięty podróżny...
2021-02-08
6,5/10
Nie wiem jak to ta niezbyt poważna powiastka filozoficzna mogła stanowić poważny argument w poważnej dyskusji filozoficznej pomiędzy Wolterem a Rousseau, ludźmi należących do najtęższych umysłów epoki Oświecenia. Bo co ta fikcyjna opowieść, wypełniona niesamowitymi zwrotami akcji, splotami wydarzeń i cudownymi ocaleniami miała udowadniać? Mimo tego oraz wielu innych drobnych mankamentów, "Kandyd" działa jako satyra na niezachwiany optymizm Leibniza.
"Kandyd" Woltera jest od pierwszych stron naszpikowana szyderą i bezlitosną, ale dość niewyszukaną ironią. Aspekty humorystyczne w raczej nie dotarły do mnie, z wyjątkiem nielicznego humoru słownego. Zabawne były też te wszystkie cudowne ocalenia - postaci, które umierały wcześniej w paskudnych okolicznościach, nagle okazały się całkiem żywe, choć nie zawsze zdrowe. Interesujące również były liczne nawiązania do prawdziwych wydarzeń i postaci, choć raziła mnie w tym niekonsekwencja autora, który z początku starał się zamaskować niektóre rzeczy pod fikcyjnymi nazwami (Bułgarowie/Prusacy i ich konflikt z Awarami/Francuzami - wojna siedmioletnia), a potem z tego zrezygnował.
Nie mogę powiedzieć, żeby "Kandyd" mi się nie podobał. Racja, jest dość naiwny w swojej wymowie i przesadny w formie, ale spełnia swoją satyryczną rolę. Można nawet powiedzieć, że jego fabuła jest dość zajmująca. Nie jest to jednakże na tyle wybitne dzieło, by stawiać je na piedestale i umieszczać na listach najlepszych powieści wszechczasów. Wciąż jednak warto znać "Kandyda", zwłaszcza jego najlepszy fragment, czyli wizytę w utopijnym El Dorado.
6,5/10
Nie wiem jak to ta niezbyt poważna powiastka filozoficzna mogła stanowić poważny argument w poważnej dyskusji filozoficznej pomiędzy Wolterem a Rousseau, ludźmi należących do najtęższych umysłów epoki Oświecenia. Bo co ta fikcyjna opowieść, wypełniona niesamowitymi zwrotami akcji, splotami wydarzeń i cudownymi ocaleniami miała udowadniać? Mimo tego oraz wielu innych...
2021-02-10
2021-02-11
2021-02-07
7,5/10
Wciąż wspomina się, że "Wojnę polsko-ruską" Dorota Masłowska napisała przygotowując się do egzaminu maturalnego, co obiektywnie rzecz biorąc, musi budzić spore uznanie. Chociaż fabuła tej debiutanckiej powieści jest dość pretekstowa, to warstwa językowa robi piorunujące wrażenie.
Dziewiętnastoletniej Masłowskiej w całej okazałości udaje się dogłębnie odtworzyć język i odnaleźć niezwykłą specyfikę mentalności nie tylko "dresiarstwa", reprezentowanego przez bohatera, Andrzeja zwanego Silnym, ale w ogóle polskiej młodzieży wychowującej się w kraju postkomunistycznym. Mam tu na myśli całą metaforykę, porównania, pierwsze skojarzenia, powtarzalność konkretnych słów, potok urywanych zdań lub bez. Jednocześnie Masłowska znajduje umiar w wulgaryzmach, a jej stylizacja nie popadła w stereotypizację. Pod tym względem jej literacki debiut to czysty geniusz, z pewnością warty stawania obok dzieł chociażby Gombrowicza, prawdziwego giganta rodzimej literatury. Cała "Wojna polsko-ruska" to w zasadzie współczesna tranwestacja modernistycznego strumienia świadomości. Do tego w wielu momentach wkrada się dobrze wykalkulowany humor, będący mieszanką absurdu, czarnego humoru, subtelnej ale widocznej satyry i zwykłego humoru sytuacyjnego, a wszystko uzyskane za pomocą wspomnianych charakterystycznych młodzieżowych metafor. Pewną abstrakcją jest wprowadzenie do powieści samej siebie
Tyle o samym języku i jego licznych zaletach. Z powieścią Masłowskiej jest jednak taki znaczący problem, że język utrzymuje zainteresowanie czytelnika jedynie do pewnego momentu książki, a wspomniana fabuła pretekstowa nie jest w stanie tego ciągnąć dalej. Wobec tego mniej więcej w połowie powieści można już uczuć zmęczenie i niechęć do kontynuowania lektury. Wkrótce po tym, jak opadnie pierwszy zachwyt, można odczuć, że "wszystko już było wcześniej", a ostatnie dziesiątki stron to już powtarzanie formuły. Poza językową fascynacją polską młodzieżą i pewną specyfiką polskiej rzeczywistości, uzyskanej bez głębszego kreślenia szczegółowego tła społecznego (2002 rok), w powieści Masłowskiej nie ma za wiele więcej. Owszem, można mówić że "Wojna polsko-ruska" jest o braku perspektyw, pewnym ograniczeniu kulturowym i emocjonalnym rodzimej młodzieży czy nastrojach ksenofobicznych, ale poniekąd wychodzi to gdzieś bokiem.
Niemniej, jest to powieść warta zdecydowanie zapoznania się z nią. Może zmęczyć, może znużyć, ale ten genialny język Masłowskiej trzeba poznać i poczuć na własnej skórze. A potem z nim popłynąć jak najdalej, najlepiej do końca kartek.
7,5/10
Wciąż wspomina się, że "Wojnę polsko-ruską" Dorota Masłowska napisała przygotowując się do egzaminu maturalnego, co obiektywnie rzecz biorąc, musi budzić spore uznanie. Chociaż fabuła tej debiutanckiej powieści jest dość pretekstowa, to warstwa językowa robi piorunujące wrażenie.
Dziewiętnastoletniej Masłowskiej w całej okazałości udaje się dogłębnie odtworzyć...
2021-02-07
2021-02-07
10/10
"Zamek" jest to druga powieść Kafki, wydana pośmiertnie i bez zgody autora. Dla świata literatury byłoby wielką stratą, gdyby Max Brod (przyjaciel Kafki) uszanowałby jego wolę. Jakże niskie mniemanie o własnej twórczości musiał mieć Kafka! Obwiniać o to można tylko jego zaborczego ojca, który już w dzieciństwie zniszczył pewność siebie swojego syna. Ale gdyby Kafka nie był obciążony tym bagażem emocjonalnym stworzyłby tak wielkie dzieło?
Powieść "Zamek" znacznie przewyższa powszechnie znany wszystkim "Proces" w praktycznie każdym aspekcie, dlatego nie rozumiem dlaczego to odniesienia do tej drugiej powieści są tak wszechobecne w kulturze. "Zamek" jest dziełem w zasadzie o tym samym, napisanym znacznie lepiej, bardziej spójnie (nie jest to już zbiór epizodów), a przy tym oczywiście ciekawiej. Absurd goni absurd aż do ostatniej strony. Pełno tu humoru (właśnie absurdalnego, ze szczyptą czarnego). Znużenie się może wkraść dopiero na ostatnich stronach, gdzie Kafka celowo umieszcza niezwykle długie monologi.
Znacznie lepsza jest też postać głównego bohatera, który jest tak samo enigmatyczny jak kafkowski świat w powieści. Informacje, które K. udziela innym bohaterom powieści, często sugerują czytelnikowi, że są kłamstwem, a czasami nawet nie są ze sobą spójne, ponieważ K. z "Zamku" to nie jest ten pasywny Józef K. z "Procesu", ciągle zagubiony i polegający na innych. Bohater "Zamku", choć trafia do będącej miejscem akcji odosobnionej wioski jako obcy, który stara się zrozumieć "tubylczą" społeczność, jest przebiegły i interesowny, a nawet niezwykle elokwentny, gdyż jego argumenty są niezwykle sensowne i przekonujące, jeśli nie dla jego rozmówcy to chociaż dla czytelnika. Wydaje się, że jest przekonany, że potrafi zrozumieć otaczającą go rzeczywiście. Jednocześnie jego postać budzi największe pytania: czy K. rzeczywiście jest geometrą? Co go sprowadziło do wioski? Jaki jest jego cel? Co zamierza teraz zrobić? Dlaczego Zamek przyzwolił na jego pobyt? Dlaczego przyznano mu "pomocników"?
W wiosce pod tytułowym Zamkiem, który jest niedostępny tak bardzo, że nawet K. ani razu nie zastanawia się nad próbą dostania się tam, mieszka plejada niezwykłych postaci. Są tu sprytne barmanki i służące (zwłaszcza enigmatyczna Frieda, kilkudniowa narzeczona K.), aroganckie właścicielki oberż i zajadów, nierozgarnięci posłańcy, oberżyści i parobkowie, nieobecni duchem sekretarze, apodyktyczny i surowy nauczyciel, niezwykle inteligentny na swój wiek uczciwy uczeń, a zwłaszcza irytujący do granic możliwości "pomocnicy" K., których samemu chciałoby się zdzielić. To właśnie te postaci budują szczególną, kafkowską atmosferę w "Zamku". Pomimo tego, że często wprost mówią K. o swoich spostrzeżeniach, to ich zamiary są nieodgadnione. Wydaje się, że każda, nawet najmniejsza osoba, która pojawia się na kartach powieści ma swoją konkretną rolę do odegrania.
"Zamku" nie sposób rozumieć, ta powieść wręcz wymusza mnogość interpretacji. Krytyka biurokracji i społecznych konwenansów wydaje się być oczywistą drogą do rozszyfrowywania znaczenia tej wybitnej powieści Kafki, ale tak naprawdę jednocześnie najprostszą i najpłytszą, która do niczego nie zaprowadzi nikogo. Wspomniany Max Brod w przedmowie do pierwszego wydania "Zamku" wysunął tezę, że "Proces" jest o karze Boskiej, zaś "Zamek" - łasce. Bardzo podoba mi się ta interpretacja, bo jest prosta i nieoczywista zarazem, a przy tym wydaje się trafna. W końcu był to człowiek, który najbliżej znał Kafkę, co daje mu szczególne pierwszeństwo przy odgadywaniu znaczenia twórczości praskiego pisarza.
10/10
"Zamek" jest to druga powieść Kafki, wydana pośmiertnie i bez zgody autora. Dla świata literatury byłoby wielką stratą, gdyby Max Brod (przyjaciel Kafki) uszanowałby jego wolę. Jakże niskie mniemanie o własnej twórczości musiał mieć Kafka! Obwiniać o to można tylko jego zaborczego ojca, który już w dzieciństwie zniszczył pewność siebie swojego syna. Ale gdyby Kafka...
2021-02-10
7/10
W "Głodomorze" Kafka zachował dla potomnych mało znany współcześnie fenomen cyrkowców, którzy pokazowo... głodzili się. Zaprawdę nie rozumiem, co było w tym tak ciekawego dla widzów, że był popyt na tego typu "sztukę cyrkową". Z tego też powodu ciężko orzec o czym jest w ogóle to opowiadanie. Możliwe interpretacje są różne - najprostsza mówi o ironicznym komentarzu na temat "głodomorstwa", inne porównują los tytułowego głodomora do losu niezrozumianego artysty (którym czuł się sam Kafka) czy poszukiwań egzystencjalnych. Trudno mi jednoznacznie ocenić to opowiadanie (poza kwestiami technicznymi, a wiadomo, że styl Kafki jest bardzo dobry mimo pewnej prostoty), dlatego ocena jest jak najbardziej neutralna - to trzeba po prostu przeczytać samemu
7/10
W "Głodomorze" Kafka zachował dla potomnych mało znany współcześnie fenomen cyrkowców, którzy pokazowo... głodzili się. Zaprawdę nie rozumiem, co było w tym tak ciekawego dla widzów, że był popyt na tego typu "sztukę cyrkową". Z tego też powodu ciężko orzec o czym jest w ogóle to opowiadanie. Możliwe interpretacje są różne - najprostsza mówi o ironicznym komentarzu na...
7/10
Dla uczniów polskiego systemu edukacyjnego twórczość Charlesa Dickensa sprowadza się do samej "Opowieści wigilijnej", ale uczniowie z krajów anglosaskich są raczej bliżej zaznajomieni z "Davidem Copperfieldem", "Opowieścią o dwóch miast" lub "Wielkimi nadziejami", a czytelnicy żyjący w czasach Dickensa lub niewiele dekad później raczej zaczytywali się przede wszystkim "Klubem Pickwicka". Dla mnie jednak twórczość angielskiego realisty od dziecka kojarzy mi się z "Oliverem Twistem".
Postanowiłem sobie odświeżyć tę powieść, ponieważ nie skończyłem jej za pierwszym razem. Sięgnąłem po nią pod wpływem premiery filmu Polańskiego, który choć był pomyślany jako film dla dzieci, zrobił na mnie wstrząsające wrażenie brutalnością i brudem świata ukazanym na ekranie. Pierwsze rozdziały książki poraziły mnie tak samo - Oliver Twist od małego dziecka jest głodzony i bity za najmniejsze przewinienia, czego nie potrafiłem wtedy, będąc w zasadzie niewiele starszym od bohatera, tego zrozumieć. Choć teraz powieść Dickensa nie wydaje się mi aż tak straszna, wciąż jednak zadziwia brutalnością, opisywanym bestialstwem czy spektakularnym opisem śmierci jednego z bohaterów, co jest chyba bardzo rzadko spotykane w XIX-wiecznej literaturze.
W wieku dziecięcym nie zauważyłem też wielkich pokładów ironii, którą pisarz wkłada w opowiadanie. Realizm Dickensa łączy się ze specyficzną satyrą. Choć znana jest wszystkim dickensowska wrażliwość na ubóstwo, nędzę i niedolę ludzką (co widać chociażby w rozlicznych naturalistycznych opisach złych warunków mieszkaniowych, cierpienia fizycznego, głodu i marnej jakości jedzenia), to w "Oliverze Twiście" jest zaskakująca spora ilość naprawdę czarnego humoru. Rzeczywistość industrialnej Anglii przedstawiona jest w dość groteskowy sposób i co ciekawe, zwykle dotyczy to urzędników i stróżów prawa oraz związanych z nim sytuacji. W rozdziałach, w których pojawia się szajka złodziei i inni złoczyńcy, Dickens wraca do ponurego realizmu, w którym można się doszukiwać zapowiedzi francuskiego naturalizmu Zoli.
"Oliver Twist" po wielu stronach nabiera dość kryminalnego zacięcia, a z czasem zaczyna dominować w nim dość wartki wątek sensacyjny. Sierota Oliver pojawia się coraz rzadziej, a pierwsze skrzypce przejmują dobrzy ludzie, którzy starają się rozwikłać zagadkę pochodzenia chłopca i uwolnić go od zakusów jego wrogów z przestępczego półświatka. Choć fabuła jest czasami oparta na mało prawdopodobnych przypadkach, a postaci są raczej niezbyt dogłębnie nakreślone, a dialogi raczej dość drętwe, to śledzi się ją z przyjemnością i zapałem. Na pochwałę jednak zasługuje stworzenie relacji bandyty Williama Sikesa z Nancy, której tragiczne położenie, stany chorobowe i szlachetny charakter zostały wyciągnięte jakby żywcem z jakiegoś dzieła Dostojewskiego. Choć Dickens nie zajmuje się literackim psychologizmem, to na podstawie samych zachowań Nancy można wywnioskować wielki konflikt, jaki toczył się w jej sercu i umyśle.
Z powieści Dickensa płynie szczere i żarliwie głoszone przesłanie, że nie należy ulegać złym wpływom. Oliver Twist mimo całego cierpienia i próby wciągnięcia go w działalność przestępczą, zapierał się rękoma i nogami przed karierą ulicznego złodzieja, wielokrotnie dając przykład swojej uczciwości. Dzięki temu udało mu się zdobyć troskliwy, opiekuńczy i kochający dom. Dickens zbliża się też do głoszonej przez polskich pozytywistów potrzeby pracy u podstaw. Angielski pisarz wyraża przekonanie, że uczciwa praca podparta szczerą wiarą i dobrocią serca potrafi zdziałać cuda. Może i trochę naiwne, prostolinijne i staroświeckie, ale też całkiem mądre i pokrzepiające. Zresztą, kto zabroni mu bycia idealistą?
7/10
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toDla uczniów polskiego systemu edukacyjnego twórczość Charlesa Dickensa sprowadza się do samej "Opowieści wigilijnej", ale uczniowie z krajów anglosaskich są raczej bliżej zaznajomieni z "Davidem Copperfieldem", "Opowieścią o dwóch miast" lub "Wielkimi nadziejami", a czytelnicy żyjący w czasach Dickensa lub niewiele dekad później raczej zaczytywali się przede wszystkim...