-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2021-02-08
9/10
"Kobieta z wydm" to bodajże najsłynniejsza powojenna powieść z Japonii i prawdopodobnie zasługuje na miano jednej z najlepszych. A z pewnością jest najlepszą powieścią, w której słowo "piasek" potrafi się 10 razy pojawić na jednej stronie. Kōbō pisze naprawdę przyjemnie i obrazowo, a akcja płynnie za sprawą strumienia świadomości. Ale przede wszystkim jest to jedno z tych dzieł kultury, które doskonale broni się rozumiane w sposób dosłowny, bowiem fabuła sama w sobie jest naprawdę ciekawa i wciągająca, choć prawdziwą wartość przedstawia dzięki ilości możliwych interpretacji.
Osobiście lubię interpretację, która na pierwszy plan wysuwa małżeństwo. Według niej, zwabienie bohatera do domu samotnej kobiety i zmuszenie go do zamieszkania z nią byłoby alegorią presji społecznej, nacisków na młodego mężczyznę do ożenku i "ustatkowania się". Kobieta, choć nie jest winna tego stanu rzeczy, staje się wtedy obiektem ataków mężczyzny jako ucieleśnienie jego braku wolności. Wydostanie się z takiej sytuacji spotykałoby się ze stałym sprzeciwem ze strony społeczności, czy też rodziny zaślubionej mu kobiety.
Nie jest może to najtrafniejsza interpretacja, a na pewno nie jedyna. Piasek i syzyfowa praca związana z nim być może jest alegorią żmudnej pracy zarobkowej - takiej, która pozwala jedynie na utrzymanie się, nigdy zaś na poprawę bytu. Szczytem luksusu dla kobiety jest wymarzone radio, dla mężczyzny towarem, który zapewnia poczucie spełnienia jest alkohol i papierosy. Przesypywanie jest też pracą, która po prostu ogłupia i ogranicza pracujących. Początkowo mężczyzna krytykuje postawę kobiety, która nie widzi świata poza pracą, później jednakże sam zaczyna ją podzielać i odnajduje w niej swój własny, ale wątły sens.
Osobiście w "Kobiecie z wydm" nie odnajduję grama surrealizmu, poza nielicznymi onirycznymi scenkami rozważań bohatera na temat swojego przeszłego życia. Można tu zauważyć co prawda zamierzone lub nie podobieństwa do kafkowskiej atmosfery, gdyż mężczyzna z powieści Kōbō jest w takiej samej sytuacji bez wyjścia, co Józef K. z "Procesu" czy bohater z "Zamku". Tak więc "Kobieta z wydm" to jedna z ciekawszych powieści, jakie przyszło mi czytać.
9/10
"Kobieta z wydm" to bodajże najsłynniejsza powojenna powieść z Japonii i prawdopodobnie zasługuje na miano jednej z najlepszych. A z pewnością jest najlepszą powieścią, w której słowo "piasek" potrafi się 10 razy pojawić na jednej stronie. Kōbō pisze naprawdę przyjemnie i obrazowo, a akcja płynnie za sprawą strumienia świadomości. Ale przede wszystkim jest to jedno z...
2021-02-08
6,5/10
"Owoce wiśni" przypadkiem spostrzegłem w księgarni, zainteresował mnie ogólny projekt wydania, japońskie nazwisko i blurb na odwrocie, w którym autor jest określany "romantykiem czasu dekadencji". Tak jak to czynię zwykle w księgarniach, odłożyłem książkę, ale gdy ponownie zawitałem w to samo miejsce i wciąż była w tym samym miejscu, wziąłem ją ze sobą. Choć ostatecznie oceniam punktowo dość nisko ten zbiór opowiadań, to nie żałuję.
Osamu Dazai ma naprawdę dobry i przyjemny styl, a "Owoce wiśni" stanowią jakby mini przekrój jego całej twórczości. Opowiadania są ułożone chronologicznie, przez co wyraźnie widać, jak pisarz rozwinął swoje umiejętności. Opowiadania przedwojenne (zaczynając od 1933 roku) zwykle w ogóle mnie nie zainteresowały, wydawały się pozbawione puenty, lub ta puenta jakoś mi umykała. Niestety to mogę powiedzieć o duże części opowiadań. Niektóre mają najprawdopodobniej rys autobiograficzny, stanowiąc jakby serię krótkich opowieści o życiu biednego pisarza uzależnionego od alkoholu i pieniędzy krewnych. Właśnie te chyba były najgorsze, nic nie wnoszące i w żaden sposób interesujące.
W innych Dazai w melancholijny sposób próbuje oddać urok krajobrazu Japonii, zwłaszcza w "Sto widoków Fudżi", co mu się całkiem udaje. Drugim najciekawszym opowiadaniem jest "Półmrok", które opowiada w szczerze poruszający sposób o rodzinie, która stara się przetrwać amerykańskie bombardowania w czasie wojny. Styl pisarza w tym opowiadaniu jest rzetelny, ale w żadnym wypadku suchy, dzięki czemu czyta się to jak porywający reportaż z miejsca zdarzeń.
Jednakże zdecydowanie najlepszym opowiadaniem jest wieńczące zbiór "Good-bye". Opowiada ono historię Tajimy, modnego redaktora, który pod wpływem kaprysu zamierza nagle zająć się własną żoną i wyjechać z nią na wieś. Aby jednak uczynić to w jego mniemaniu "szczerze" i "tak jak należy" postanawia zerwać stosunki ze wszystkimi innymi kobietami. W tym celu wynajmuje Kinuko, kobietę zajmującą się handlem na czarnym rynku, na co dzień brudną, ordynarną i żarłoczną, a na potrzeby zadania przemieniającą się z brzydkiego kaczątka w zadbaną kobietę.
To opowiadanie bardzo mnie wciągnęło, byłem po prostu ciekawy jak ta niecodzienna sytuacja się rozwinie, ale niestety bardzo zabolało mnie serce gdy wyszło na jaw, że "Good-bye" jest tak naprawdę urwanym fragmentem niedokończonej powieści Dazaiego. Niemniej, zachęciło mnie to do sięgnięcia w przyszłości po dłuższe formy napisane przez tego autora, konkretniej po "Zatracenie". Mam silne przeczucie, że Dazai okaże się być lepszym powieściopisarzem niż nowelistą.
6,5/10
"Owoce wiśni" przypadkiem spostrzegłem w księgarni, zainteresował mnie ogólny projekt wydania, japońskie nazwisko i blurb na odwrocie, w którym autor jest określany "romantykiem czasu dekadencji". Tak jak to czynię zwykle w księgarniach, odłożyłem książkę, ale gdy ponownie zawitałem w to samo miejsce i wciąż była w tym samym miejscu, wziąłem ją ze sobą. Choć...
2021-02-09
2021-02-10
7,5/10
Po "Zniknięcie słonia" zajrzałem aby przeczytać tylko jedno opowiadanie, na podstawie którego powstał koreański film "Płomienie". Było bardzo enigmatyczne i tym samym spodobało mi się na tyle, że postanowiłem zostać trochę na dłużej z tym tomikiem i wybrać parę utworów na chybił trafił, sugerując się tytułami.
I był to w sumie strzał w dziesiątkę, bo najdziwniejsze tytuły jak "Ponowny napad na piekarnię", "Zniknięcie słonia" i "Tańczący karzeł" kryły naprawdę dobre, interesujące, czasem absurdalne i całkiem wciągające nowele, które pozostawiały mnie z pragnieniem dalszego czytania. Zwyczajniejszym opowiadaniem była "Sprawa rodzinna" o relacji rodzeństwa, starszego brata o zgryźliwym charakterze i niedojrzałym charakterze oraz młodszej i ułożonej siostry, a także "O tym, jak w pewien kwietniowy poranek spotkałem stuprocentowo idealną dziewczynę", które całkiem nieźle stara się powiedzieć coś o powszechnym wśród ludzi przeświadczeniu, że każdemu przeznaczona jest będąca gdzieś tam druga połówka, stworzona idealnie dla nas bratnia dusza. Wśród nowelek trafiły się jednak takie, które były bardzo obiecujące, ale rozczarowały mnie totalnie: "Upadek cesarstwa rzymskiego, powstanie Indian w 1881, napaść Hitlera na Polskę oraz świat miotany wichrem" oraz "Komunikat kangura", który okazał się wręcz żenujący.
Na ogół jednak opowiadania przypadły mi do gustu. Murakami nie ma rewelacyjnego pióra, pisze bardzo przejrzyście i bez większych ozdobników, choć ma charakterystyczny styl (mam jednak wrażenie, że to po prostu specyfika języka japońskiego, opowiadania Osamu Dazaia i "Kobieta z wydm" Abego były napisane bardzo podobnie). Siła prozy Murakamiego leży jednak przede wszystkim w pewnym specyficznych historiach i ogólnym nastroju pewnej tajemnicy kryjącej się za zwyczajnością i codziennością.
7,5/10
Po "Zniknięcie słonia" zajrzałem aby przeczytać tylko jedno opowiadanie, na podstawie którego powstał koreański film "Płomienie". Było bardzo enigmatyczne i tym samym spodobało mi się na tyle, że postanowiłem zostać trochę na dłużej z tym tomikiem i wybrać parę utworów na chybił trafił, sugerując się tytułami.
I był to w sumie strzał w dziesiątkę, bo najdziwniejsze...
6/10
Na powieść Natsume Sosekiego natrafiłem przypadkiem przeglądając audiotekę Bookbeat pod kątem klasyków. Krótki opis książki twierdzący, że "Sedno rzeczy" (oryg. "Kokoro") to jedna z największych dzieł literatury, oraz zapewnienia, iż twórczość Sosekiego wywarła duży wpływ na chociażby popularnego Murakamiego, a w końcu krótka ilość godzin słuchania, zachęciły mnie do wepchnięcia jej do mojego planu czytelniczego.
Nie mogę jednak powiedzieć, żeby powieść nawet na początku mnie jakoś szczególnie zainteresowała. Słuchając kolejnych rozdziałów, czekałem wciąż na to, by fabuła "rozkręciła się" albo nabrała głębszego charakteru. Niestety, relacja młodego narratora z tajemniczym Senseiem okazała się po prostu bezbarwna i pseudogłęboka. Nie mogłem przede wszystkim zrozumieć co zafascynowało bohatera w charakterze Senseia, co skłoniło go do darzenia tak głębokim szacunkiem człowieka próżnującego i dość protekcjonalnie traktującego żonę, skoro ten nawet nie dzielił się z nim ciekawymi przemyśleniami czy uwagami. Wiadomo, że chłopak, z którym przyszło mi bądź co bądź dość nieźle się utożsamić (szukający własnego miejsca po skończeniu studiów, niezbyt dogadującego się z obojgiem rodziców), poszukiwał godnego do naśladowania autorytetu, a starszy mężczyzna posiadający pokaźną bibliotekę i życie traktujący z pobłażliwym uśmiechem na pierwszy rzut oka może się wydawać osobą interesującą i idealną. Sensei jednak nie był w żadnym punkcie fabuły "Sedna rzeczy".
W efekcie rozczarowania pierwszą częścią powieści, poświęconej początkowi relacji młodzieńca z Senseiem, druga wydawała się jeszcze bardziej rozczarowująca. Na próżno oczekiwałem w niej jakiegoś momentu zaskoczenia. Otóż w drugiej bohater powraca na dłuższy okres do rodzinnego domu, gdzie odkrywa, że nie czuje już przywiązania do rodziców, których uznaje za małostkowych i dość egoistycznych. Choć w tej części jako tako potrafiłem w dalszym ciągu utożsamić się z narratorem nawet w większym stopniu niż wcześniej, to dość sztywny język powieści (zapewne wynikający z tłumaczenia) skutecznie odstręczał mnie od dalszego słuchania audiobooka. Zamierzałem już porzucić powieść, gdy nieoczekiwanie rozpoczęła się trzecia część powieści, pokrywająca jej całą drugą połowę - była to spowiedź Senseia, który niespodziewanie postanowił odpowiedzieć na prośbę narratora i zwierzyć się mu się ze swojej przeszłości. Postanowiłem więc czytać dalej, ale i ta część niezbyt mnie usatysfakcjonowała. Zawiodło przede wszystkim ubóstwo językowe, które nie potrafiło udźwignąć ciężaru przeżyć Senseia. Jego trauma wydawała mi się po prostu zbyt płytko przedstawiona. Sama też istota fabularna tej części, czyli relacja z przyjacielem uznawanym "za tego lepszego" oraz rywalizacja o kobietę, też mnie po całości zawiodła.
Nie wiem czym ostatecznie było tytułowe "Sedno rzeczy", ani jaka jest ogólna wymowa powieści Sosekiego. Niemniej, coś jest w niej, co nie pozwala o niej zapomnieć, nawet jeśli nadchodzące mnie czasem wspomnienia o tej historii są okraszone sporą dozą rozczarowania i nawet pewnego niesmaku, ale z tego względu wystawiam jej nie tak niską ocenę, jakiej można byłoby się spodziewać. Jest to na pewno powieść o alienacji, zarówno ogólnej, jak i typowo japońskiej, na którą wpływ ma postępująca westernizacja tradycyjnego społeczeństwa japońskiego.
Nie mam niestety pojęcia, czy w ogóle polecić "Sedno rzeczy" - jeśli już, to warto ją przeczytać dlatego, że "Sedno rzeczy" jest żelaznym klasykiem wewnątrz Japonii i cieszy się tam niezmienną popularnością. Ubolewam, że nie trafiła w moją wrażliwość.
6/10
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNa powieść Natsume Sosekiego natrafiłem przypadkiem przeglądając audiotekę Bookbeat pod kątem klasyków. Krótki opis książki twierdzący, że "Sedno rzeczy" (oryg. "Kokoro") to jedna z największych dzieł literatury, oraz zapewnienia, iż twórczość Sosekiego wywarła duży wpływ na chociażby popularnego Murakamiego, a w końcu krótka ilość godzin słuchania, zachęciły mnie do...