-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant22
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2021-10-06
2021-06-20
8/10
Po przeczytaniu "Bez dogmatu" oraz trzech utworów wchodzących w skład tzw. małej trylogii Sienkiewicza, dochodzę do wniosku, że zamiast zajmować się powieściami historycznymi powinien on więcej czasu poświęcić na pisanie powieści realistycznych.
Opowiadanie "Hania" ("Stary sługa" bowiem jest jedynie prologiem do niego), będące przecież bardzo wczesnym utworem, zdecydowanie przewyższa większość rzeczy, które Sienkiewicz napisał później. W zasadzie jest to takie mini "Bez dogmatu", tylko bez wymowy filozoficzno-moralnej. Historia miłości dwóch tytułowych przyjaciół do Hani nie jest przecież jakoś przesadnie oryginalna czy skomplikowana, ale pisanie o prostych sprawach za pomocą tak pięknego języka, jakim operuje Sienkiewicz, jest zawsze przeze mnie mile widziane. Poza tym ten pisarz doskonale rozumiał istotę relacji damsko-męskich. Nawet jeśli tytułowa Hania jest tą samą kobietą, czyli piękną, czystą i skromną, co Ligia z "Quo Vadis", Anielka z "Bez dogmatu", Helena, Oleńka i Barbara z "Trylogii" czy Danusia z "Krzyżaków". Gorzkie i cyniczne zakończenie jest wisieńką na tym torcie, okraszonym w dodatku wyjątkowo subtelnie odmalowanym obrazem kultury polskiej szlachty ziemiańskiej.
"Selim Mirza" to teoretycznie kontynuacja "Hani", dzieje dalszych losów przyjaźni bohatera-narratora Henryka z polskim tatarem Selimem Mirzą. W poprzednim opowiadaniu istotą była fascynacja mężczyzny kobietą, tutaj zaś - fascynacja mężczyzny drugim mężczyzną, pozbawiona oczywiście jakiegokolwiek podtekstu erotycznego. Sam Selim Mirza jest postacią wielką, bardzo dobrze przedstawioną w obu nowelach, pod której wpływem osobowość Henryka blaknie. Do tego Sienkiewicz ponownie sięga po ten sam chwyt i wszystko wieńczy cynicznym komentarzem, tym razem na temat fatalizmu wojny.
Oba opowiadania łączy też pewna zauważalna "rosyjskość" - polscy literaci raczej sięgali do wzorców z zachodu, Sienkiewicz jednak spojrzał na wschód. W "Hani" i "Selimie Mirzą" wyraźnie pobrzmiewa inspiracja Turgieniewem i Tołstojem, widoczna w roztaczanym nastroju, dyskretnym cynizmie, a nade wszystko - podobnym rozumieniu relacji damsko-męskich i tematu męskiej przyjaźni. Co ciekawe i w pewnym sensie absurdalne, te dwa opowiadania z mojej perspektywy przewyższają dla mnie wszystko, co póki co przeczytałem z opowiadań Tołstoja, Turgieniewa, a nawet późniejszego Czechowa.
8/10
Po przeczytaniu "Bez dogmatu" oraz trzech utworów wchodzących w skład tzw. małej trylogii Sienkiewicza, dochodzę do wniosku, że zamiast zajmować się powieściami historycznymi powinien on więcej czasu poświęcić na pisanie powieści realistycznych.
Opowiadanie "Hania" ("Stary sługa" bowiem jest jedynie prologiem do niego), będące przecież bardzo wczesnym utworem,...
2021-06-17
2021-06-13
2021-06-13
2021-06-13
2021-06-03
8/10
Niezwykle ubolewam, że tak mało poświęca się uwagi "Powracającej fali" Prusa, zamiast tego zachęca się nas do zachwycania jakimiś mdłymi "Kamizelkami" czy "Latarnikami".
To co odróżnia tę nowelę od reszty pozytywizmu, to przede wszystkim pozorne skupienie się nie na sprawie polskiej... a niemieckiej. Oczywiście bardzo pozornie. Pierwszymi bohaterami, jakimi pojawiają się na kartach "Powracającej fali", jest niezdarny ale dobroduszny pastor Böhme i przemysłowiec Adler, dwaj dawni szkolni koledzy, którzy wybrali odmienne drogi życiowe, ale znaleźli się na ziemi Królestwa Polskiego. Jak to Niemcy w Polsce? Czemu w ogóle Prus napisał nowelę o Niemcach? Jeśli się uważnie czytało "Lalkę", to można tam znaleźć wyjaśnienie - niemiecki kapitał miał się dobrze w kraju, w którym mało kto umiał i chciał zajmować się przemysłem. W "Powracającej fali" Prus właśnie przedstawia podstawowy problem trawiący polską gospodarkę w drugiej połowie XIX wieku - to, że była w rękach bardziej obrotnych Niemców, a Polacy zaś pełnili rolę taniej siły roboczej. Nikogo, poza pozytywistami pokroju Prusa, nie obchodziło, że Polacy są wyzyskiwani we własnym kraju przez obcokrajowców.
Pod względem czysto literackim nowela jest napisana dość prosto, ale bardzo obrazowo. Akcja jest wartka i dość wielowątkowa, w końcu to dzieło Prusa jest chyba jego najobszerniejszą lub jedną z najobszerniejszych nowel. Postaci są nieźle zarysowane, zwłaszcza będący centralną postacią przemysłowiec Adler, który przez lata dochodzi do majątku własnymi rękami niczym późniejszy Wokulski. Adler jednak marzy o wystawnym życiu i pławieniu się w luksusach. I tylko to zachęca go do gromadzenia bogactwa. Świetnie umotywowana jest także jego ślepa miłość do syna Fryderyka, który lekką ręką rozpuszcza majątek zgromadzony na wyzysku robotników. Oprócz niego i dobrodusznego pastora, stanowiącego jakby przeciwwagę wobec egoistycznego Adlera, w celu pokazania, że nie każdy Niemiec w Polsce to drapieżny kapitalista i wróg narodu, to w noweli pojawiają się także takie postacie jak pracowity majster Gosławski, stający się ofiarą egoizmu pracodawcy, a także sędzia Zapora, który otwarcie sprzeciwia się Adlerowi. Świetna była także wzmianka o polskim szlachcicu, którego brano za dziwaka, bo własnoręcznie edukował swoich chłopów - o tej sugestii o potrzebie pracy u podstaw nie mogło się obyć dzieło pozytywizmu. Do dodatkowych atrakcji w noweli Prusa pojawiający się na jej kartach honorowy pojedynek czy klimatyczne opisy pracy w fabryce, których nie powstydziłby się sam mistrz Zola.
Jak na dziełko powstałe w dobie jeszcze nie w pełni rozwiniętego realizmu, gdy dominowała powieść tendencyjna, "Powracająca fala" świetnie wpisuje się w nurt, który jeszcze nie dotarł na ziemie polskie. Czyta się ją jak mini zapowiedź "Ziemi obiecanej" Reymonta i nawet nowela również toczy się prawdopodobnie w okolicach Łodzi. Jest to świetna krytyka drapieżnego i bezmyślnego kapitalizmu, nawet jeśli Prus dość wbrew sobie pisze w niej także o istniejącej odgórnej sprawiedliwości, której podlega każdy człowiek.
8/10
Niezwykle ubolewam, że tak mało poświęca się uwagi "Powracającej fali" Prusa, zamiast tego zachęca się nas do zachwycania jakimiś mdłymi "Kamizelkami" czy "Latarnikami".
To co odróżnia tę nowelę od reszty pozytywizmu, to przede wszystkim pozorne skupienie się nie na sprawie polskiej... a niemieckiej. Oczywiście bardzo pozornie. Pierwszymi bohaterami, jakimi pojawiają...
2021-06-02
2021-06-02
2021-05-29
2021-05-16
10/10
Od czego w ogóle zacząć? "Lalki" nie trzeba nikomu przedstawiać, jesteśmy nią niezmiennie od dekad "katowani" w liceum, w czasie gorączkowych przygotowań do matury z języka polskiego. Czy fakt, że akurat "Lalka" średnio co dwa lata pojawia się w temacie wypracowania maturalnego jest jakąś chorą fanaberią i przejawem ślepego uwielbienia osób pracujących w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej oraz w ogóle polskiej oświacie? Oczywiście, że nie! Ta książka jest po prostu tak dobra, że bezdyskusyjnie powinna być zaliczana do kanonu literatury światowej obok "Anny Kareniny", "Nędzników" czy "Czarodziejskiej góry".
Po pierwsze, zachwycająca jest łatwość, z jaką nawet urodzony na przełomie XX i XXI wieku 17-letni dzieciak (którym byłem gdy pierwszy raz zaczytywałem się w "Lalce") może się utożsamić z 45-letnim kupcem galanteryjnym z drugiej połowy XIX wieku. Stanisław Wokulski jest w genialny sposób autentycznie skonstruowaną postacią - trudny życiorys, ciągłe rozdarcie, marzycielskie dążenia, rozterki uczuciowe, niekierowanie się podziałami społecznymi i rasowymi, rozumienie problemów społecznych, głębokie i obrazowe przemyślenia filozoficzne, a w końcu popadanie w głęboką depresję i rozgoryczenie porządkiem świata. Śmiało można powiedzieć, że "Lalka" jest pierwszą polską powieścią psychologiczną i na pewno jedną z najlepszych w tym gatunku. Ale nie tylko Wokulski jest tak dobrze skonstruowaną postacią, bo równie wspaniale wykreowana jest panna Izabela (rozdział wprowadzający ją do fabuły, w którym Prus perfekcyjnie opisuje charakter Łęckiej bez bezpośredniego nazywania jej cech charakteru, to jeden z najlepszych momentów w literaturze). Zawsze będę miał problem z oceną jej niejednoznacznego charakteru, gdyż z jednej strony jest ona kobietą próżną i zepsutą, z drugiej dzieckiem swojej epoki i arystokratycznego wychowania.
Dotyczy to także wielu innych postaci - naiwny próżniak Łęcki, ogarnięta histerią i paranoją Krzeszowska, żyjący w zupełnie innym świecie baron Krzeszowski, zdziadziały Rzecki, demoniczny Starski, marzycielski i leniwy zarazem Ochocki, przemądrzały i ironiczny Szuman, poczciwy Suzin... nie wspominając już o Wąsowskiej, prototypie skrajnej feministki (bo emancypantka to słowo za słabe). Oczywiście na potrzeby tej marnej recenzji spłaszczyłem charaktery tych wszystkich niebywałych postaci, których decyzje, zachowania, drobne gesty i reakcje, a nawet niezwykle różnorodne (często zmieniające się w czasie) poglądy są tak cholernie autentyczne, że ciężko uwierzyć że są one tylko wytworem bardzo ludzkiej imaginacji Bolesława Prusa.
Wszystkie te postaci składają się na mozaikowy, całkowicie pełny (mimo zastosowania mowy ezopowej tam, gdzie cenzura kneblowała pióro Prusa) obraz społeczeństwa i epoki popowstaniowej w Królestwie Polskim. Budują go także zawarte w "Lalce" niezliczone, ciągle ścierające się idee i poglądy - kapitalizm, socjalizm, nihilizm, egzystencjalizm, darwinizm, feminizm, konserwatyzm, liberalizm, ateizm, katolicyzm, patriotyzm, kosmopolityzm, a w końcu pozytywizm i romantyzm. Te wszystkie -izmu są tu żywo obecne, razem z ambicją, marzycielstwem, bowaryzmem, próżniactwem, pracowitością, idealizmem, cynizmem, chciwością i całą gamą uczuć i postać życiowych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - ja przy powtórnej lekturze najbardziej zwróciłem uwagę nie tylko na stany psychiczne Wokulskiego, ale także na to, jakim ostrym ostrzem była "Lalka" skierowanym w stronę arystokracji, przedstawionej w niezwykle złym świetle. Arcydzieło Prusa odczytuję właśnie przede wszystkim jako krytykę społeczną i porządku XIX-wiecznego świata, krytykę wszelkich podziałów społecznych, nierówności ze względu na płeć, rasę i majątek, a także więzów jakim były dla ówczesnych ludzi konwenanse. Topos theatrum mundi, ciągłego grania ról i nakładania masek, ludzi-marionetek w rękach fatum - to wszystko tu jest.
Nie waham się nazwać "Lalki" także pierwszą współczesną polską powieścią, bo wciąż jest szalenie uniwersalna i po prostu poczytna, ale także otwiera nowy rozdział w historii polskiej literatury, ponieważ przed tą powieścią Prusa mieliśmy jedynie dzieła teraz dość archaiczne i szybko starzejące się, takie jak "Trylogia", albo zbyt mocno zakorzenione w swoich czasach, jak "Dziady". Natomiast po "Lalce" - masę dzieł już o charakterze bardziej współczesnym. "Lalka" ma także masę innych zalet - jest najzupełniej w świecie wspaniale napisaną książką. Przez jej tekst się po prostu płynie, a każdy wątek jest równy pod względem ważności i jakości. Rzadko trafiają się w niej momenty nieco nudniejsze od tak świetnych epizodów jak pobyt w Paryżu i próżniactwo w Zasławku (swoista parodia rajskości siedziby szlacheckiej z "Pana Tadeusza"), proces o tytułową lalkę, rozmowa Izabeli z Florentyną, wizyta Łęckiej w sklepie Wokulskiego, ich spotkanie w Łazienkach, scena pierwszego obiadu u Łęckich, wyścigi konne, pojedynek z Krzeszowskim, sugestywna scena wagonowa czy cały przygnębiający i najdłuższy w powieści rozdział "Dusza w letargu".
Podoba mi się także drobiazgowość w charakteryzowaniu ówczesnej rzeczywistości, w tym tej materialnej, umiejscawiania akcji w bardzo namacalnych i konkretnych miejscach (ta warszawskość powieści, ale też niepozorne Skierniewice), wśród drogich sprzętów domowych, aluzji do innych dzieł literackich, sztuki, muzyki, dzieł filozoficznych i wydarzeń historycznych, także tych, o których dzisiaj byśmy nie pamiętali, gdyby nie powieść Prusa (bo kto dziś kojarzyłby postać Napoleona IV, pokój san-stefański lub wojnę bułgarską?). Prawie wszystko, co dotyczy literackiego świata "Lalki", przez te wszystkie lata od jej wydania stało się ikoniczne, ponieważ my, Polacy, jesteśmy przesiąknięci "Lalki" do cna. I paradoksalnie ta polskość "Lalki" (mimo jej uniwersalności) sprawia, że jest tak niedoceniana na świecie, choć i tak jest najbardziej znaną za granicą polską powieścią.
Pełne i skończone arcydzieło literatury polskiej i światowej, to trzeba powiedzieć.
10/10
Od czego w ogóle zacząć? "Lalki" nie trzeba nikomu przedstawiać, jesteśmy nią niezmiennie od dekad "katowani" w liceum, w czasie gorączkowych przygotowań do matury z języka polskiego. Czy fakt, że akurat "Lalka" średnio co dwa lata pojawia się w temacie wypracowania maturalnego jest jakąś chorą fanaberią i przejawem ślepego uwielbienia osób pracujących w Centralnej...
2021-04-19
7/10
Po licznych, powszechnie uznanych za arcydzieła nowelistyki, ale dla mnie dość dość rozczarowujących dziełkach z polskiego pozytywizmu, "Wilk, psy i ludzie" wydaje się prawdziwym powiewem świeżości. Teoretycznie mamy właściwie podobnie poprowadzoną narrację, jak chociażby w "Sachemie" czy "Antku" - poznajemy powoli bohatera, jego losy, aż w końcu przechodzimy do konkluzji.
Z tym, że w noweli Dygasińskiego jest to przygarnięty przez leśniczego wilk. Obserwujemy go oczywiście "ludzkimi" oczami narratora, ale zgłębiamy jego "charakter". Naturalnie jest to w ostateczności opowiastka o złych ludziach i dobrych zwierzętach, ale Dygasińskiemu jakimś cudem udaje się uniknąć popadnięcia w banał. Mimo zdecydowanie bardziej archaicznego języka, niż ten którym pisze chociażby Orzeszkowa, autor roztacza całkiem przyjemną i ciepłą w odczuciu atmosferę pewnej medytacji nad światem natury, zwłaszcza zwierząt, oraz ich związków ze światem człowieka. Wszystko to oczywiście z nabożnym szacunkiem wobec zwierząt, ich zwyczajów, niezależności i pewnego indywidualizmu.
Sama ta przytulna atmosfera wystarczyła mi, by przeczytać nowelę bez znużenia i frustracji, jak to bywało przy niektórych bardziej znanych dziełkach wielkiej trójcy polskiego pozytywizmu. Urzekło mnie także jak Dygasiński plastycznie opisywał wygląd i osobowość nielicznych ludzkich bohaterów, już nie wspominając o zwierzęcych. Wciąż to proste dzieło, z jedynie próbą literackiego naturalizowania, ale raczej z nieskomplikowanymi spostrzeżeniami i dość banalną wymową, jednakże warte poświęcenia mu niecałej godziny.
7/10
Po licznych, powszechnie uznanych za arcydzieła nowelistyki, ale dla mnie dość dość rozczarowujących dziełkach z polskiego pozytywizmu, "Wilk, psy i ludzie" wydaje się prawdziwym powiewem świeżości. Teoretycznie mamy właściwie podobnie poprowadzoną narrację, jak chociażby w "Sachemie" czy "Antku" - poznajemy powoli bohatera, jego losy, aż w końcu przechodzimy do...
2021-02-08
7,5/10
Historia profesora Wilczura od dekad wzrusza Polaków, a słynna ekranizacja z Jerzym Bińczyckim w roli głównej regularnie jest puszczana w telewizji na Wszystkich Świętych i Wielkanoc, więc postanowiłem w końcu sprawdzić o co z tym wszystkich chodzi, sięgając do pierwowzoru. Wczesnozimowa/późnojesienna aura ponoć bijąca od "Znachora" również mnie skłoniła do przeczytania tej powieści właśnie w tym momencie roku.
Co się rzuca w oczy (a raczej do oczu) to, jak fabuła "Znachora" jest szalenie nieprawdopodobna i jak to całkiem często bywa w polskiej literaturze, oparta na licznych cudownych przypadkach. Przy tym jest to wręcz obrzydliwy wyciskacz łez! Niemniej, czyta się tę powieść z ogromnym zapałem już od pierwszych zdań i stron. Zasługa w tym autora, który zręcznie prowadzi całą historię, i którego warsztat językowy i styl jest niezwykle plastyczny, smaczny i w pewien sposób jędrny. Daleko Dołędze-Mostowiczowi od sztywności i pewnej ciężkości języka Żeromskiego czy nawet Andrzejewskiego, choć w jakimś sensie styl autora "Znachora" i "Kariery Nikodema Dyzmy" budzi skojarzenia z tymi dwoma pisarzami. Ma jednak niepomiernie lepsze pióro, które idealnie się sprawdza w tym typie literatury.
Warto też wspomnieć, że to chyba dotychczas jedyna książka, w której tak bardzo poczułem klimat polskiego dwudziestolecia międzywojennego. Społeczeństwo, mentalność i obyczajowość drugiej Rzeczpospolitej zostały przez Dołęgę-Mostowicza odmalowane naprawdę pieczołowicie, pomimo faktu, że autor żył i wydał książkę jeszcze przed wojną, więc z pewnością nie próbował silić się na szczegółowość i traktował realia opowiadanej historii zapewne drugorzędnie. Właściwie "Znachor" prezentuje wszystkie warstwy społeczne białoruskich regionów drugiej Rzeczpospolitej - od ziemiaństwa i zamożnej inteligencji, aż po prowincjonalne mieszczaństwo i prostych chłopów.
Reasumując, "Znachor" to właściwie swego rodzaju arcydzieło literatury czysto rozrywkowej. Melodramatyzmem tej fabuły można się wręcz udławić, ale jeśli nie ma się uczulenia na sentymentalne zagrywki, powieść z pewnością spodoba się każdemu. Pod wieloma względami, wraz ze wszystkimi zaletami i zarazem wadami, jest to kwintesencja polskiej literatury, podobnie jak "Myszy i ludzie" dla literatury amerykańskiej.
7,5/10
Historia profesora Wilczura od dekad wzrusza Polaków, a słynna ekranizacja z Jerzym Bińczyckim w roli głównej regularnie jest puszczana w telewizji na Wszystkich Świętych i Wielkanoc, więc postanowiłem w końcu sprawdzić o co z tym wszystkich chodzi, sięgając do pierwowzoru. Wczesnozimowa/późnojesienna aura ponoć bijąca od "Znachora" również mnie skłoniła do...
2021-04-09
9/10
Zacznę od frazesu - ukryte za dość zagadkowym tytułem "Bez dogmatu" stoi w bardzo głębokim cieniu "Trylogii" i pozostałych powieści przygodowo-historycznych, z których zasłynął Sienkiewicz. Słyszałem jednak różne pochwalne opinie i zachwycone głosy, często należące do osób nie uważających się za entuzjastów popularniejszej strony twórczości Sienkiewicza, więc bardzo wysoko wywindowało to, razem z zachęcającym opisem fabuły, moje zaciekawienie i chęć zapoznania się z tą książki.Na szczęście mogę powiedzieć, że zbudowane w ten sposób wręcz ogromne oczekiwania wobec "Bez dogmatu" zostały w pełni spełnione. Nie sądziłem, że będę aż tak zachwycony i usatysfakcjonowany lekturą, ponieważ przewidywałem, że raczej się rozczaruję gdy będę tyle oczekiwał od autora "Trylogii".
Właściwie nie przepadam za formą epistolarną lub powieści-dziennika, ale Sienkiewicz wykorzystał ją do tego, w czym najlepiej się sprawdza, czyli tworzeniu bardzo złożonego i niejednoznacznego portretu psychologicznego. Na łamach "Bez dogmatu" poznajemy Leona Płoszowskiego, pozbawionego celu życiowego dekadenta, będącego zarówno dzieckiem swojej epoki (i dziedzicem bajecznej fortuny, dzięki której może swoje prowadzić bezproduktywne życie), jak i przedstawicielem bardzo uniwersalnego typu osobowościowego - niepozbawionego inteligencji i uroku egoisty. Zastosowany tutaj wysublimowany, wzniosły i przemyślany styl literacki Sienkiewicza świetnie współgra z kreowanym portretem charakterologicznym Leona, którego poznajemy jego własnymi oczami, bowiem sam bohater stara się w swoim dzienniku dokonać autoanalizy. Powieść sprawia wrażenie napisanej bardzo autentycznym językiem, którym mógłby posługiwać się ówczesny człowiek wykształcony i oczytany, o czym świadczy też ilość bardzo interesujących, nawet jeśli nierewolucyjnych, przemyśleń na temat literatury (zwłaszcza Hamleta, z którym Leon zdaje się utożsamiać). I tak jak to się dzieje zawsze w najlepszych powieściach psychologicznych, czytelnik po prostu rozumie głównego bohatera, mimo że potępia jego działania, którymi krzywdzi nie tylko otoczenie, ale też siebie.
"Bez dogmatu" zapewnia w pierwszej kolejności doznań estetycznych, ale współczesny czytelnik będzie też w stanie wyciągnąć dla siebie także niezbyt odkrywcze i głębokie, ale wciąż interesujące, rozważania Leona na temat ludzkiej natury, a z tym garść złotych myśli i zaskakująco aktualnych obserwacji na temat relacji damsko-męski. Uderzyło mnie zwłaszcza ciągłe analizowanie najmniejszych gestów i zachowań Anielki, rozpaczliwe poszukiwanie najmniejszego "dowodu" na jej odwzajemnione uczucie, a także sama miłość faktycznie granicząca z nienawiścią. Fabuła "Bez dogmatu" jest ściśle pretekstowa, służąca Sienkiewiczowi przede wszystkim do prezentowania kolejnych stanów psychicznych bohatera, zwłaszcza pogłębiającego się chorobliwego i niszczącego uczucia do Anielki. Nie dzieje się tu za wiele, ale nie jest też nudno. Oprócz dobrze prowadzonego romansu mamy tu chociażby epizod z wyścigami konnymi i wiele innych drobnych elementów, które przypominają, że rzecz dzieje się wśród zamożnej arystokracji końca XIX wieku. A warstwa psychologiczno-społeczna jest wciąż tak szalenie aktualna, że bardzo łatwo o tym zapomnieć. Rozwój wypadków, choć powolny, jest zwłaszcza w pewnym momencie bardzo interesujące i zapowiada, że patowa sytuacja pomiędzy bohaterami zostanie rozwiązana w niesztampowy sposób. Niestety zakończenie wydaje się być napisane na kolanie, tak jakby Sienkiewicz poszedł po najmniejszej linii oporu. Po prostu poszedł w zupełnie nieoczekiwaną sztampę. Jest to jedyny prawdziwie rozczarowujący element powieści, na szczęście nieprzysłaniający tego, jak dobre było to co się działo wcześniej.
Jakbym miał krótko opisać "Bez dogmatu", to byłoby zderzenie dwóch literackich światów znanych z daleko popularniejszych powieści powieści. Nieszczęśliwy romans prowadzący do skrajnego rozstroju psychicznego i oczywiście forma epistolarna nasuwają mi jasne skojarzenia z "Cierpieniami młodego Wertera", natomiast wspaniały styl literacki, głęboki portret psychologiczny, pożądanie nieznajdujące ujścia i pewna złowroga aura przywodzą na myśl "Lolitę". Powieść czyta się dość wolno z powodu języka, ale nie odejmuje to przyjemności z lektury. Szczerze polecam, zwłaszcza krytykom Sienkiewicza, uznającym go jedynie za przecenianego i podrzędnego pisarza XIX-wiecznych bestsellerów. Samym "Bez dogmatu" udowodnił, że jest bardzo wszechstronnym i elastycznym pisarzem, który w kostiumie historycznym po prostu czuł się najlepiej, nawet jeśli nie jest to najlepsze oblicze jego twórczości.
9/10
Zacznę od frazesu - ukryte za dość zagadkowym tytułem "Bez dogmatu" stoi w bardzo głębokim cieniu "Trylogii" i pozostałych powieści przygodowo-historycznych, z których zasłynął Sienkiewicz. Słyszałem jednak różne pochwalne opinie i zachwycone głosy, często należące do osób nie uważających się za entuzjastów popularniejszej strony twórczości Sienkiewicza, więc bardzo...
2021-03-28
8/10
Jak zrecenzować "Medaliony"? Jak w ogóle ocenić ten typ literatury, dotykającego takiego tematu?
Paradoksalnie wyzuty z emocji język, z którego słyną "Medaliony" Nałkowskiej, w tym wypadku naturalnie wywołuje w czytelniku większą reakcję emocjonalną. Krótkie reportażowe nowele mają zazwyczaj charakter relacji z przesłuchań lub bezpośrednich świadectw ocalonych z Holocaustu. Na pozór opowiadania nic nie łączy, wydaje się że są to losowe "wycinki" z tamtej strasznej rzeczywistości, ale Nałkowskiej. Najlepsze pod względem literackim jest opowiadanie "Przy torze kolejowym", najbardziej przypominające nowelę o klasycznej konstrukcji, a nie reportaż. Ale każde z tych zaledwie kilku pozostawia po sobie jakiś mały szok. Największe wrażenie robi także rejestrowanie przez narratorkę (którą można utożsamić z samą autorką) reakcji, czy to spokojnego opowiadania, czy wyraźnego wzdragania przed opowiedzeniem najgorszych szczegółów. Finałowe opowiadanie, zawierające w sobie słynną maksymę, sprawnie podsumowuje straszność nazistowskiej machiny wojennej.
Mocna pozycja, ciekawa pod względem literackim, na swój chory sposób już "kultowa". W lepszym świecie nigdy by nie powstała.
8/10
Jak zrecenzować "Medaliony"? Jak w ogóle ocenić ten typ literatury, dotykającego takiego tematu?
Paradoksalnie wyzuty z emocji język, z którego słyną "Medaliony" Nałkowskiej, w tym wypadku naturalnie wywołuje w czytelniku większą reakcję emocjonalną. Krótkie reportażowe nowele mają zazwyczaj charakter relacji z przesłuchań lub bezpośrednich świadectw ocalonych z...
2021-03-21
8,5/10
Na świeżo po zaznajomieniu się z "Ogniem i mieczem", które stało się dla mnie wyznacznikiem tego, jak wyglądała wczesna twórczość Sienkiewicza, sięgnąłem od razu po "Quo Vadis" będące jego największym sukcesem literackim zagranicą.
Tak jak i w wypadku pierwszej części "Trylogii", pisarzowi nadzwyczaj sprawnie udaje się wciągnąć czytelnika w świat przedstawiony. Już od pierwszych stron całkowicie zanurzyłem się w świecie starożytnego Rzymu. Podobało mi się zwłaszcza, że specyfika i koloryt tego okresu historycznego jest charakteryzowana przez Sienkiewicza przede wszystkim poprzez dialogi i działania bohaterów, a nie długie i nużące opisy, których raczej się tu nie uświadczy. Cała atmosfera panowania Nerona, wraz z ogarniającym życie strachem przed władzą porywczego i głupiego tyrana i uciekaniem w hednonistyczną dekadencję, została tutaj oddana naprawdę niezwykle. Zasługa tu przede wszystkim naprawdę plastycznego i obrazowego języka, jakim posługuje się Sienkiewicz. W pamięci zostaje wiele obrazów - od wystawnych uczt, poprzez wybitnie opisany pożar Rzymu, aż po sceny prześladowań. Ponownie tutaj autor zaskoczył mnie tym, że nie stroni od brutalności i dosadności. Barbarzyństwo prześladowań chrześcijan zostało opisane w całej okazałości, co nawet dorosłego czytelnika będzie w stanie przytłoczyć i przerazić.
Fabularnie jest o wiele lepiej, niż w "Ogniem i mieczem", choć to wciąż historia "damy w opałach". Tym razem jednak Sienkiewicz urozmaica wątek miłosny różnymi zwrotami akcji, a nawet postaci są o wiele ciekawsze. Sama Ligia, choć jest przede wszystkim dobrą chrześcijanką, ma stokroć więcej charakteru niż Helena Kurcewiczówna. Winicjusz zaś przechodzi bardzo wiarygodną przemianę od egoistycznego brutala do pokornego chrześcijanina. Całkiem nieźle zarysowana jest także postacie Nerona i jego otoczenia. Mistrzostwem zaś jest kreacja Petroniusza, którego wątek w całej powieści jest zdecydowanie najciekawszym i bardzo dobrze służy pisarzowi do wyrażenia myśli, że można być dobrym poganinem. "Quo Vadis" ma pewne wady i niedociągnięcia związane z nierównym prowadzeniem fabuły (zwłaszcza w połowie może znużyć) i pewną prostotą poruszanej tematyki religijną, które nie pozwalają mi wystawić powieści wyżej noty, ale i tak jest ona ze wszech miar jest pierwszoligowym dziełem literatury europejskiej.
"Quo Vadis" jest w istocie mało "polską" książką, w czym upatruję jeden ze składników międzynarodowego sukcesu Sienkiewicza, który zaowocował nagrodą Nobla za całokształt twórczości. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że na swój sposób polski noblista wyprzedził swoją epokę, co byłoby innym źródłem sukcesu jego dzieła. Myślę bowiem, iż "Quo Vadis" pod względem literackim bliżej jest do późniejszych XX-wiecznych powieści historycznych (np. "Ja, Klaudiusza" i "Egipcjanina Sinuhe") niż jakiejkolwiek powieści historycznej sprzed lub z czasów Sienkiewicza. Ogromny krok w twórczości tego pisarza, ale przede wszystkim po prostu fantastyczna, świetnie napisana i niezwykle wciągająca opowieść o zwycięstwie moralnym ofiar nad prześladowcami, a także o zmierzchu kultury antycznej w naszym współczesnym jej rozumieniu.
8,5/10
Na świeżo po zaznajomieniu się z "Ogniem i mieczem", które stało się dla mnie wyznacznikiem tego, jak wyglądała wczesna twórczość Sienkiewicza, sięgnąłem od razu po "Quo Vadis" będące jego największym sukcesem literackim zagranicą.
Tak jak i w wypadku pierwszej części "Trylogii", pisarzowi nadzwyczaj sprawnie udaje się wciągnąć czytelnika w świat przedstawiony. Już...
6/10
"Nad Niemnem" to bardzo specyficzny przypadek w literaturze polskiej i twórczości Orzeszkowej. Dotychczas wszystko, co wyszło spod jej pióra, zaskakująco przypadło mi do gustu. Z tego powodu postanowiłem świadomie zmierzyć się z jej ponoć (według krytyków literatury) najlepszym dziełem, ale powszechnie uważanym przez czytelników (głównie uczniów liceum) za wręcz katorgę. Właśnie przez tą złą renomę "Nad Niemnem", z takim pozytywnym zaskoczeniem przyjmowałem inne jej utwory, które nie były takie złe, a nawet bardzo dobre.
Zacznę więc od wymienienia kilku pozytywnych cech tej powieści. Przede wszystkim to podejmowana przez Orzeszkową faktycznie szeroka tematyka, która zaważyła na włączeniu "Nad Niemnem" zarówno do kanonu lektur, jak i klasyki. Mamy tu zarówno konflikt ziemski, konflikt pokoleniowy, różnorodny stosunek do powstania styczniowego, pochwała etosu pracy, antyurbanizm, zachwyt naturą i wsią, problem mezaliansu, bowaryzm oraz feminizm. Zwłaszcza ten ostatni jest ciekawie ujęty przez pisarkę, która po prostu stworzyła szereg bardzo ciekawych i zróżnicowanych postaci kobiecych, grających właściwie pierwsze skrzypce w powieści. Nawet Justyna Orzelska, która z początku wydawała mi się zupełnie nijaką osobą, z czasem nabrała jednak rumieńców i zadziwiła mnie swoją asertywnością. Postaci męskie i ogólnie relacje pomiędzy wszystkimi bohaterami są również bardzo ciekawe przemyślane i ułożone przez pisarkę.
Niestety to właściwie koniec pozytywnych cech "Nad Niemnem". Książka jest faktycznie niezwykle rozwlekła i nudna. I już nie chodzi o to, że Orzeszkowa swój charakterystyczny narratorski styl, obecny w jej krótszych powieściach i nowelach, rozdmuchała do granic możliwości, dodając do tego jeszcze słynne opisy przyrody i chat wiejskich. To co znajdziemy na tych 600 stronach mogłoby się zmieścić spokojnie w 300, gdyby pisarka znalazła umiar. Największym problemem jest jednak to, że "Nad Niemnem" nie ma właściwie fabuły - to ciąg przeplatających się obrazków, które nie łączą się bezpośrednio ze sobą i nie tworzą ciągu przyczynowo-skutkowego. Stąd się bierze trudność w przebrnięciu przez całą powieść. Poza tym pisarka, która przecież w takim "Meirze Ezofowiczu" wzorowo poprowadziła narrację i stopniowo wprowadzała bohaterów, wyjaśniając przy tym kim są,
logicznie wykorzystując ich do rozwoju fabuły, tutaj właściwie wprowadza wszystkich w sposób przypadkowy i chaotyczny. Przez to z początku trudno zrozumieć, kto jest kim i jakie łączą ich relacje (rodzinne czy osobiste) z innymi postaciami. Paradoksalnie, jak już wspomniałem, same postacie i związki między nimi, są najzwyczajniej ciekawe i dobrze rozpisane.
Właściwie było tylko kilka momentów w książce, które mi się w pewien sposób podobały - były to głównie fragmenty, w których Orzeszkowa rozlegle prezentowała portrety psychologiczne bohaterów i bohaterek, np. Emilii Korczyńskiej czy Andrzejowej. Inną sprawą, że wprowadza je w dziwnie nieuporządkowany sposób - np. Emilii prawie na początku, choć ta bohaterka pozostaje bierną przez większość "akcji" powieści. Do gustu przypadł mi także bajkowy styl Orzeszkowej, przywodzący czasami na myśl "Meira Ezofowicza". Niemniej jest to ten typ powieści, o której lepiej się rozmawia (miałem szansę się przekonać) i myśli, niż po prostu czyta, choć nie było aż tak źle. Mam mimo wszystko poczucie, że warto było przebrnąć przez te 600 stron, nawet jeśli znajomość "Nad Niemnem" nie zmieni wiele w moim dalszym życiu.
6/10
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Nad Niemnem" to bardzo specyficzny przypadek w literaturze polskiej i twórczości Orzeszkowej. Dotychczas wszystko, co wyszło spod jej pióra, zaskakująco przypadło mi do gustu. Z tego powodu postanowiłem świadomie zmierzyć się z jej ponoć (według krytyków literatury) najlepszym dziełem, ale powszechnie uważanym przez czytelników (głównie uczniów liceum) za wręcz...