-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant3
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać73
Biblioteczka
2021-10-16
2021-06-05
2021-06-13
2021-06-13
2021-06-02
2021-04-17
4,5/10
Zawsze wydawało mi się, że "Wichrowe wzgórza" to jeden z tych największych powieściowych romansów wszechczasów, stawiany obok "Dumy i uprzedzenia" i "Przeminęło z wiatrem". Sięgając po książkę młodszej siostry Brontë z jednej strony rozczarowałem się pozytywnie, gdyż dostałem coś, co nie do końca można nazwać samym romansem, a zarazem negatywnie, bo jest to być może jedna z najbardziej przecenianych powieści wszechczasów.
"Wichrowe wzgórza" to przede wszystkim nieudana powieść gotycka. Nieudana, bo Emily Brontë zupełnie zawodzi, jeśli chodzi o budowanie potrzebnego w tym gatunku gęstego klimatu. Wydaje się, że autorka uznała, że gdy umieści akcję w podupadłym dworku na wrzosowiskach, użyje takich elementów jak burza, mgła, wichura, lustro i zjawy, a historię osnuje wokół losów bohaterów mniej lub bardziej niemoralnych, to wystarczy, by czytelnik poczuł dreszcz. Oczywiście to za mało - gotycyzm jest tu ledwie widoczny. Drugim moim zarzutem względem "Wichrowych wzgórz" jest paradoksalnie krótkość tej książki. Na ok. 350 stronach została rozpisana akcja rozpięta w czasie na ponad 30 lat, co w efekcie wygląda tak, że czytając powieść przechodzimy przez kolejne wydarzenia prawie że sprintem. Wszelkie zmiany, czy to charakterów czy sytuacji, zachodzą w zastraszająco ekspresowym tempie. Nie ma tu żadnego momentu na oddech, czy wczucie się w sy. Nadmiar wydarzeń, zwykle bardzo brutalnych, szybko prowadzi do przesytu.
Do tego zupełnie nie rozumiem, dlaczego traktuje się tę powieść jako dzieło "literatury kobiecej". Na odwrocie mojego wydania znalazł się nawet frazes, że jest to powieść "napisana przez kobietę, o kobietach i dla kobiet". Co prawda narracja w głównej mierze prowadzona jest z punktu widzenia służącej, będącej świadkiem wszystkich wydarzeń w powieści, ale postać ta pełni de facto rolę bezosobowego narratora obiektywnego. Nie zapewnia to w żaden sposób kobiecego spojrzenia na to, co się dzieje w "Wichrowych wzgórzach". a szkatułkowa konstrukcja opowieści nie jest dobrze wykorzystana, wręcz przeciwnie - wydaje się niepotrzebna i łatwo się przez nią zagubić w meandrach historii. Poza tym, w zasadzie jest tu więcej bohaterów męskich, niż żeńskich, a wątkom miłosnym daleko od "kobiecej" delikatności.
Czytając moją recenzję, można zauważyć, że zupełnie nie krytykuję warstwy fabularnej. Co prawda historia w "Wichrowych wzgórzach" jest bardzo zawiła, rozbita na dwa pokolenia, można się w niej zgubić (zwłaszcza w powiązaniach rodzinnych i małżeńskich pomiędzy bohaterami) i czasami wręcz przypomina dziwny harlekin. Niemniej zamysł Brontë, by umieścić akcję powieści w dwojakiej pod względem charakteru mikroprzestrzeni dwóch sąsiadujących ze sobą siedzib szlacheckich oraz pokazać degrengoladę i stopniowy upadek rodów Earnshawów i Lintonów za sprawą działań Heathcliffa, był naprawdę dobry. Jest to też miłą odmianą, że po ułożonych i wygładzonych powieściach Jane Austen w literaturze wiktoriańskiej Anglii pojawia się coś, co już w samym zamyśle miało być ponure i brutalne.
Niestety wszystko zawodzi przez naprawdę sztywny język Emily Brontë, jej nieumiejętność do prowadzenia narracji i roztaczania pożądanej gęstej atmosfery. Miałem wrażenie, że czytam książkę już przestarzałą w momencie wydania, starszą o co najmniej pół wieku, niż jest w rzeczywistości. Wystawiam jeszcze niższą ocenę, niż całokształt powyższej recenzji sugeruje, ponieważ "Wichrowe wzgórza" niezmiernie zaczęły mnie irytować i męczyć odkąd pojawił się wątek drugiego pokolenia bohaterów. Jest to bardziej szkic powieści, niż pełnoprawne dzieło. A szkoda, bo potencjał oczywiście był.
4,5/10
Zawsze wydawało mi się, że "Wichrowe wzgórza" to jeden z tych największych powieściowych romansów wszechczasów, stawiany obok "Dumy i uprzedzenia" i "Przeminęło z wiatrem". Sięgając po książkę młodszej siostry Brontë z jednej strony rozczarowałem się pozytywnie, gdyż dostałem coś, co nie do końca można nazwać samym romansem, a zarazem negatywnie, bo jest to być może...
2021-03-28
8/10
Jak zrecenzować "Medaliony"? Jak w ogóle ocenić ten typ literatury, dotykającego takiego tematu?
Paradoksalnie wyzuty z emocji język, z którego słyną "Medaliony" Nałkowskiej, w tym wypadku naturalnie wywołuje w czytelniku większą reakcję emocjonalną. Krótkie reportażowe nowele mają zazwyczaj charakter relacji z przesłuchań lub bezpośrednich świadectw ocalonych z Holocaustu. Na pozór opowiadania nic nie łączy, wydaje się że są to losowe "wycinki" z tamtej strasznej rzeczywistości, ale Nałkowskiej. Najlepsze pod względem literackim jest opowiadanie "Przy torze kolejowym", najbardziej przypominające nowelę o klasycznej konstrukcji, a nie reportaż. Ale każde z tych zaledwie kilku pozostawia po sobie jakiś mały szok. Największe wrażenie robi także rejestrowanie przez narratorkę (którą można utożsamić z samą autorką) reakcji, czy to spokojnego opowiadania, czy wyraźnego wzdragania przed opowiedzeniem najgorszych szczegółów. Finałowe opowiadanie, zawierające w sobie słynną maksymę, sprawnie podsumowuje straszność nazistowskiej machiny wojennej.
Mocna pozycja, ciekawa pod względem literackim, na swój chory sposób już "kultowa". W lepszym świecie nigdy by nie powstała.
8/10
Jak zrecenzować "Medaliony"? Jak w ogóle ocenić ten typ literatury, dotykającego takiego tematu?
Paradoksalnie wyzuty z emocji język, z którego słyną "Medaliony" Nałkowskiej, w tym wypadku naturalnie wywołuje w czytelniku większą reakcję emocjonalną. Krótkie reportażowe nowele mają zazwyczaj charakter relacji z przesłuchań lub bezpośrednich świadectw ocalonych z...
2021-03-27
5/10
Pocieszam siebie myślą, że po przeczytaniu "Mansfield Park" mam już za sobą prawdopodobnie najsłabszą część twórczości Jane Austen i jeśli najdzie mnie ochota na pozostałe dzieła tej popularnej do dziś pisarki, to nie trafię już tak źle. Ta powieść uznawana jest za rzekomo najtrudniejszą, co właściwie zachęciło mnie do jej przeczytania. Po jej skończeniu mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jest po prostu słaba.
Austen miała tym razem poważniejszą ambicję, by przedstawić w swym dziele wyraźną krytykę społeczną. Mamy tu postać ubogiej i skromnej Fanny, która zamieszkuje u bogatego wujostwa w tytułowym Mansfield Park. Jej najbliższym przyjacielem staje się Edmund, młodszy syn wyniosłego sir Thomasa oraz przyszły pastor. Jednak nawet ci główni bohaterowie są tak nijacy, że ledwo wyróżniają się na tle jednolitych mieszkańców i bywalców tytułowej posiadłości. Historii i bohaterom brak jakiegokolwiek wyrazu i kolorytu, a dowcipne i cięte dialogi z "Dumy i uprzedzenia" wraz z żywymi portretami literackimi gdzieś wyparowały w przeciągu roku, który dzieli oba te utwory. Najprawdopodobniej w związku ze społeczną krytyką, jakiej podejmuje się Austen, było to jej zamiarem, by ukazać wszystkich jako pustych ignorantów. Sprawia to jednak, że wszystko jest okropnie odpychające i zwyczajnie nudne.
Drugi główny zarzut względem tej powieści dotyczy jej marnej kompozycji. Na tym co powinno być istotne Austen nie rozwodzi się wcale, ale na motyw przedstawienia teatralnego, będący dla mnie totalnie irytującym, niezrozumiałym i niepotrzebnym wątkiem, poświęca prawie połowę całej książki. Przez większość czasu czytanie szło niezwykle opornie, choć od technicznej strony przecież ciężko cokolwiek zarzucić językowi Austen. Druga połowa "Mansfield Parku" robi się odrobinę ciekawsza, ale wciąż jest bardzo nużąca. Po długim wstępie i wątku teatralnym fabuła powieści mogła się rozwinąć w o wiele lepszą stronę, ale zostaje to wszystko zniweczone przez słabo umotywowany zwrot akcji, który na przestrzeni ostatnich 50 stron w ekspresowym tempie zamyka dość nienaturalnie wszystkie wątki. Ostatni rozdział to dopowiedzenie losów postaci w taki sposób, jakby samej Austen już nie chciało się więcej pisać.
W zasadzie więc mało tu typowego romansu, więcej tu wyjątkowo nieciekawej w tej odmianie obyczajowości epoki regencji. Wymowy krytycznej "Mansfield Parku" właściwie musiałem się domyślać, bo jest słabo zaakcentowana przez większość powieści. W zasadzie mamy sympatyzować z Fanny i Edmundem jako jedynymi, którzy reprezentują pozytywne wartości, ale jest to bardzo ciężkie, gdy ich charakter i losy są tak nijakie. Za ambitniejszy zamiar powieściopisarki i bycie tak wczesną przedstawicielką realizmu nie wystawiam "Mansfield Park" niższej oceny, jednak o wiele bardziej rozrywkowa "Duma i uprzedzenie" nawet na polu moralizatorskiego przekazu zdecydowanie wygrywa porównanie obu utworów.
5/10
Pocieszam siebie myślą, że po przeczytaniu "Mansfield Park" mam już za sobą prawdopodobnie najsłabszą część twórczości Jane Austen i jeśli najdzie mnie ochota na pozostałe dzieła tej popularnej do dziś pisarki, to nie trafię już tak źle. Ta powieść uznawana jest za rzekomo najtrudniejszą, co właściwie zachęciło mnie do jej przeczytania. Po jej skończeniu mogę z czystym...
2021-03-05
8/10
Ilekroć przypadkiem natrafiałem na "Meira Ezofowicza" myślałem sobie: "Powieść Elizy Orzeszkowej o Żydach? To nie może być ciekawe!" A jednak było. Wystarczy tylko przebrnąć przez niezbyt zachęcający do dalszej lektury wstęp, by dostać historię, choć bardzo prostą, naprawdę poruszającą.
"Meir Ezofowicz", podobnie jak "Marta" tej samej autorki, również posiada znaczne znamiona powieści tendencyjnej. Jednakże tendencyjność w tej powieści Orzeszkowej jest znacznie bardziej subtelna i mniej rażąca w oczy. Historia tytułowego Meira, żydowskiego młodzieńca będącego potomkiem zamożnego rodu kupieckiego z Szybowa, oraz jego konfliktu ze starszyzną wioski nabiera w powieści charakteru paraboli o odwiecznej walki zacofania i ciemnoty z mądrością i oświeceniem. Będący powieściowymi antagonistami Todrosowie, sprawujący władzę religijną w Szybowie, przed wiekami wprowadzili Kabałę do nauczania. Sprzeciwiał się temu Michał Senior Ezofowicz, który wolał podążać za naukami Majmonidesa i czerpaniem z dorobku Arystotelesa i innych świeckich, nie-żydowskich nauk. Widać więc, że pisarka z pomocą żydowskich badaczy bardzo zagłębiła się nie tylko w obyczajowość polskich wyznawców judaizmu, ale też konflikty religijno-ideologiczne pomiędzy poszczególnymi sektami, dzięki temu powieściowy konflikt nabiera znacznego prawdopodobieństwa.
Podłożem fabuły jest wspomniana różnica zdań na temat rozwoju, ale akcja podąża za Meirem próbującym odnaleźć swojego miejsce na ziemi. Choć dobrze mu się żyje w Szybowie i dzięki swoim przymiotom (altruizm, umiłowanie prawdy, miłosierdzie do bliźniego) jest lubiany przez wszystkich, pozostaje marzycielem pragnącym od życia znacznie więcej niż zgłębianie nauk Talmudu. Pragnie posiąść wiedzę, by za jej pomocą czynić dobro. Poszukujący mądrości Meir, choć może się wydawać przeidealizowany przez nasuwające się skojarzenia z Chrystusem, pozostaje jednak realnym bohaterem z krwi i kości. Dzięki temu łatwo podążać za Meirem, wczuć się w jego sytuację i mu sprzyjać w jego walce z zacofaniem i poszukiwaniu mądrości.
W powieści autorka podejmuje się także studium małej żydowskiej społeczności, zapełniając ją różnorodnymi postaciami od kupców i rabinów, po nędzarzy i wyklętych karaimów. Rytm opowiadanej historii, choć niestety wciąż bardzo prostej, jest jednak doskonały. Orzeszkowa stopniowo wprowadza na karty kolejnych bohaterów, dzięki czemu łatwo się odnaleźć nawet wśród licznych członków społeczności i samego rodu Ezofowiczów. Dyskusje o religii żydowskiej czy różne ludowe opowieści stanowią przerywniki pomiędzy faktyczną akcją, za którą podąża się bez większego problemu. Zaś kultura zaprezentowana przez autorkę jest na tyle odmienna od tego, co znamy w kulturze chrześcijańskiej, że "Meira Ezofowicza" czyta się ją momentami jak fantastykę o fikcyjnych ludach lub baśń o specyficznym klimacie. Ciekawe są zwłaszcza charakterystycznie dialogi, wystylizowane na wręcz śpiewną mowę Żydów, a także samo podłoże konfliktu religijnego pomiędzy zwolennikami Kabały a nauk Majmonidesa.
Oczywiście, powieść Orzeszkowej zachwyci przede wszystkim osoby zainteresowane obyczajowością i wierzeniami żydowskimi. Dla nich czeka w "Meiru Ezofowiczu" prawdziwa uczta. Gdyby powieść rozszerzyć i stworzyć z niej epicką sagę rodzinną rozgrywającą się na przestrzeni kilku pokoleń Ezofowiczów, mogłaby to być powieść mająca zadatki wybitności. Historia rodu jest jednak zaledwie zarysowana, ale na tyle ciekawie, że pozostawia poczucie niedosytu. Nie wiem jednak czy Orzeszkowa by podołała takiemu zadaniu. Wiem jednak, że stworzenie parabolicznej opowieści z baśniowym wręcz klimatem wyszło jej znakomicie, tym samym "Meir Ezofowicz", choć nieoceniany przeze mnie szczególnie wysoko, jest jednym z moich największych czytelniczych zaskoczeń w tym roku.
8/10
Ilekroć przypadkiem natrafiałem na "Meira Ezofowicza" myślałem sobie: "Powieść Elizy Orzeszkowej o Żydach? To nie może być ciekawe!" A jednak było. Wystarczy tylko przebrnąć przez niezbyt zachęcający do dalszej lektury wstęp, by dostać historię, choć bardzo prostą, naprawdę poruszającą.
"Meir Ezofowicz", podobnie jak "Marta" tej samej autorki, również posiada znaczne...
2021-02-25
7,5/10
W słownikach gatunków literackich przy haśle "powieść tendencyjna" jednym tchem zawsze wymieniana jest "Marta" Elizy Orzeszkowej, pierwsze ważne dzieło nie tylko w twórczości tej pozytywistki, ale całej tej epoki literackiej w dziejach literatury polskiej. Choć powieści realistyczne w Polsce pisali już wcześniej romantycy - Korzeniowski i i młody Kraszewski - to ta powieść tendencyjna Orzeszkowej to ważny krok w stronę pełnego realizmu i naturalizmu literackiego.
Tendencyjność "Marty" jest naturalnie jej znaczącą wadą, zwłaszcza z punktu widzenia czytelnika. Po dwudziestu stronach czytania powieści już doskonale wiadomo, jak się ona skończy i jak będzie wyglądało jej kolejne 180 stron prowadzących do przewidzianego zakończenia. Wszystko jest tu pisane pod jedną tezę, którą chciano udowodnić. Więc w usta bohaterów nieczęsto włożone są własne poglądy autorki, zestawione z poglądami i postawami reszty społeczeństwa, nieczęsto groteskowo przerysowane w celu ukazania ich niepoprawności. Niemniej właśnie ta tendencyjność była wówczas naprawdę potrzebna. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że wciąż niestety jest potrzebna. Orzeszkowa więc bez żadnych ogródek mówi o ciężkiej sytuacji kobiet, zwłaszcza samotnych kobiet w XIX wieku, wprost nazywa kobiety po prostu "rzeczami" ustami jednej z bohaterek, bezpardonowo niszczy wszelkie argumenty strony przeciwnej i wskazuje na liczne przeszkody, jakie pokonać musi kobieta na drodze do jakiejkolwiek samodzielności majątkowej.
Nie jest przerażająca sama nędza, co raczej niemoc bohaterki do wyjścia z niej. Takich Mart Świckich, choć ta akurat została stworzona w celach powieściowych, musiało być wówczas na pęczki, co jest jeszcze bardziej przerażające. Przerażające jest także, że choć wsteczne poglądy bohaterów tła są przez autorkę jasno wyszydzane i przedstawione groteskowo, są niestety również jak najbardziej prawdziwe. Ciekawa jest za to dość nieoczywista lekcja, jaką można wynieść z "Marty" i nie chodzi tu tylko o szeroko pojętą dyskryminację kobiet na różnych polach, co raczej przestrogę przed życiem chwilą. Martę Świcką zgubiło to, że ani ona ani jej zmarły mąż nie byli w żaden przygotowani na zmianę stanu rzeczy. Orzeszkowa więc jasno mówi, że należy rozważnie planować przyszłość i być zabezpieczonym na przysłowiową "czarną godzinę".
Niestety muszę ocenić "Martę" bardziej jako powieść a nie manifest feministyczny, więc ilość wymuszonego melodramatyzmu, schematyczność fabuły i sztywność dialogów (ta dziwna inwersja) obniżają końcową ocenę dzieła Orzeszkowej. Jednak nawet pod tym względem nie jest źle. "Martę", jeśli czytelnika nie przytłoczy smutek, czyta się bardzo szybko, wręcz jednym tchem. Orzeszkowej, słynnej z zanudzających opisów przyrody w "Nad Niemnem", pod koniec powieści wkrada się pewien spory dynamizm akcji. Ponadto autorka stara się przedstawić bardziej złożoną psychikę bohaterki a nawet wielokrotnie próbuje poetyzować, choć z niezbyt zachwycającym skutkiem. Mimo wad i pewnej przestarzałości formy, zdecydowanie warto dobrze znać "Martę". Z pewnością zostanie w waszej głowie na długie lata.
7,5/10
W słownikach gatunków literackich przy haśle "powieść tendencyjna" jednym tchem zawsze wymieniana jest "Marta" Elizy Orzeszkowej, pierwsze ważne dzieło nie tylko w twórczości tej pozytywistki, ale całej tej epoki literackiej w dziejach literatury polskiej. Choć powieści realistyczne w Polsce pisali już wcześniej romantycy - Korzeniowski i i młody Kraszewski - to ta...
2021-02-10
2/10
Nie spodziewałem się czegoś tak okropnie żenującego po książeczce dotyczącej tematyki, która powinna być przecież szczerze poruszająca. Nie wiem nawet od czego zacząć. Jest to zbiór żenująco nijakich, strasznie źle napisanych pseudonowelek rzekomo o życiu bohaterki. Niby ma to być książeczka o przeżyciach kobiety, która przeżyła wewnątrzmaciczne obumarcie płodu, ale na ten temat pojawiło się zaledwie kilka niby zabawnych ustępów. Nic się tu nie łączy - poszczególne akapity dotyczą innych rzeczy, nic nie wnoszą i nic z nich nie wynika. Elementy humorystyczne są wręcz wstrętne i nierzadko bezduszne (fragment o babci nie ruszającej się z łóżka z powodu tuszy i sędziwego wieku, porównanej do równie ciężkiej szafy, która przecież jest równie problematyczna co mebel, ale jakoś nikt nie robi z tego problemu), a nawet obrzydliwie rasistowskie (fragment o czarnoskórym lekarzu, którego bohaterka porównuje do plemiennego szamana, który na pewno rzuca na nią przekleństwa w swym afrykańskim narzeczu). Straszna kupa po prostu.
2/10
Nie spodziewałem się czegoś tak okropnie żenującego po książeczce dotyczącej tematyki, która powinna być przecież szczerze poruszająca. Nie wiem nawet od czego zacząć. Jest to zbiór żenująco nijakich, strasznie źle napisanych pseudonowelek rzekomo o życiu bohaterki. Niby ma to być książeczka o przeżyciach kobiety, która przeżyła wewnątrzmaciczne obumarcie płodu, ale na...
2021-02-11
2021-02-07
7,5/10
Wciąż wspomina się, że "Wojnę polsko-ruską" Dorota Masłowska napisała przygotowując się do egzaminu maturalnego, co obiektywnie rzecz biorąc, musi budzić spore uznanie. Chociaż fabuła tej debiutanckiej powieści jest dość pretekstowa, to warstwa językowa robi piorunujące wrażenie.
Dziewiętnastoletniej Masłowskiej w całej okazałości udaje się dogłębnie odtworzyć język i odnaleźć niezwykłą specyfikę mentalności nie tylko "dresiarstwa", reprezentowanego przez bohatera, Andrzeja zwanego Silnym, ale w ogóle polskiej młodzieży wychowującej się w kraju postkomunistycznym. Mam tu na myśli całą metaforykę, porównania, pierwsze skojarzenia, powtarzalność konkretnych słów, potok urywanych zdań lub bez. Jednocześnie Masłowska znajduje umiar w wulgaryzmach, a jej stylizacja nie popadła w stereotypizację. Pod tym względem jej literacki debiut to czysty geniusz, z pewnością warty stawania obok dzieł chociażby Gombrowicza, prawdziwego giganta rodzimej literatury. Cała "Wojna polsko-ruska" to w zasadzie współczesna tranwestacja modernistycznego strumienia świadomości. Do tego w wielu momentach wkrada się dobrze wykalkulowany humor, będący mieszanką absurdu, czarnego humoru, subtelnej ale widocznej satyry i zwykłego humoru sytuacyjnego, a wszystko uzyskane za pomocą wspomnianych charakterystycznych młodzieżowych metafor. Pewną abstrakcją jest wprowadzenie do powieści samej siebie
Tyle o samym języku i jego licznych zaletach. Z powieścią Masłowskiej jest jednak taki znaczący problem, że język utrzymuje zainteresowanie czytelnika jedynie do pewnego momentu książki, a wspomniana fabuła pretekstowa nie jest w stanie tego ciągnąć dalej. Wobec tego mniej więcej w połowie powieści można już uczuć zmęczenie i niechęć do kontynuowania lektury. Wkrótce po tym, jak opadnie pierwszy zachwyt, można odczuć, że "wszystko już było wcześniej", a ostatnie dziesiątki stron to już powtarzanie formuły. Poza językową fascynacją polską młodzieżą i pewną specyfiką polskiej rzeczywistości, uzyskanej bez głębszego kreślenia szczegółowego tła społecznego (2002 rok), w powieści Masłowskiej nie ma za wiele więcej. Owszem, można mówić że "Wojna polsko-ruska" jest o braku perspektyw, pewnym ograniczeniu kulturowym i emocjonalnym rodzimej młodzieży czy nastrojach ksenofobicznych, ale poniekąd wychodzi to gdzieś bokiem.
Niemniej, jest to powieść warta zdecydowanie zapoznania się z nią. Może zmęczyć, może znużyć, ale ten genialny język Masłowskiej trzeba poznać i poczuć na własnej skórze. A potem z nim popłynąć jak najdalej, najlepiej do końca kartek.
7,5/10
Wciąż wspomina się, że "Wojnę polsko-ruską" Dorota Masłowska napisała przygotowując się do egzaminu maturalnego, co obiektywnie rzecz biorąc, musi budzić spore uznanie. Chociaż fabuła tej debiutanckiej powieści jest dość pretekstowa, to warstwa językowa robi piorunujące wrażenie.
Dziewiętnastoletniej Masłowskiej w całej okazałości udaje się dogłębnie odtworzyć...
2021-02-10
6,5/10
Bardzo krótka nowelka bardzo sprawnie osnuta wokół motywu tytułowego "Dymu" niczym wokół wzorowego motywu sokoła, co jest mocniejszą cechą tego dziełka. Niestety nie ma tu nic więcej - papierowe postaci matki i syna (trudno by było inaczej ze względu na rozmiar nowelki) i przewidywalne zakończenie. Mimo wszystko "Dym" podobał mi się bardziej niż chociażby wychwalana przez wszystkich "Kamizelka" z jej narracyjnym chaosem.
6,5/10
Bardzo krótka nowelka bardzo sprawnie osnuta wokół motywu tytułowego "Dymu" niczym wokół wzorowego motywu sokoła, co jest mocniejszą cechą tego dziełka. Niestety nie ma tu nic więcej - papierowe postaci matki i syna (trudno by było inaczej ze względu na rozmiar nowelki) i przewidywalne zakończenie. Mimo wszystko "Dym" podobał mi się bardziej niż chociażby wychwalana...
2021-02-10
8/10
"Dobra pani" opowiada historię małej Heli, sieroty przygarniętej przez tytułową zamożną panią, Ewelinę Krzycką. Dziewczynka w bogatym domu opływa w luksusy, nabiera szlachetnej delikatności, uczy się języków obcych i śpiewu. Jej obecność przynosi chlubę pani Krzyckiej, która powszechnie podziwiana jest za swoją niebywałą wspaniałomyślność i działalność filantropijną. Okazuje się jednak, że jest to tylko fasada, za którą kryje się tylko fałsz i obłuda.
To była naprawdę bardzo dobra nowela. Oczywiście, dziełko jest również bezwstydnym wyciskaczem łez i brak tu tradycyjnego zastosowania teorii sokoła, ale to nie umniejsza jej wartości i tego, że jest po prostu bardzo oryginalna na tle pozostałych pozytywistycznych nowelek.
8/10
"Dobra pani" opowiada historię małej Heli, sieroty przygarniętej przez tytułową zamożną panią, Ewelinę Krzycką. Dziewczynka w bogatym domu opływa w luksusy, nabiera szlachetnej delikatności, uczy się języków obcych i śpiewu. Jej obecność przynosi chlubę pani Krzyckiej, która powszechnie podziwiana jest za swoją niebywałą wspaniałomyślność i działalność filantropijną....
2021-02-07
2021-02-08
8,5/10
Jak podejrzewam, "Orlando" nie jest dobrym wyborem na początek zapoznawania się z twórczością Virginii Woolf, bowiem nietrudno się zniechęcić do tej powieści. Sam byłem trochę rozczarowany w pewnych momentach lektury, szczególnie zakończeniem, ale im dłużej rozmyślam na temat "Orlando", tym bardziej przekonuję się do zamysłu autorki. Tematykę książki pozwala lepiej zrozumieć jej ekranizacja z 1992 (reż. Sally Porter), uwypuklając pewne kwestie, które mogą umknąć przy lekturze.
Czytanie "Orlando", zwłaszcza z początku, jest zmysłową ucztą - to jedna z tych książek, przy której zachwyca się każdym zdaniem. Już samo zdanie pierwsze doskonale wprowadza w klimat i tematykę powieści. Fabuła jest dość znikoma i stanowi pretekst do rozważań na temat własnej tożsamości, ironicznych uwag o płciach i przypisanych rolach społecznych, tego kim się czujemy, tego czym jest literatura i jakie funkcje pełni w życiu istoty wrażliwej. To są z grubsza tematy podejmowane przez Woolf w "Orlando". Warto zaznaczyć, że tematyka poruszona jest dość powierzchownie, w końcu sama powieść jest dość cienka, ale pisarka doskonale porusza pewne struny w umyśle czytelnika, zachęcając go do własnych rozważań. Czy płeć niesie ze sobą wiele własnych cech, wpływających na nasz charakter? Czy po zmianie płci bylibyśmy tą samą osobą, tak jak Orlando był sobą? Czy każdy w nas ma w sobie coś z obu płci?
"Orlando" z pewnością jest bardzo charakterystyczną powieścią (sam pomysł nań jest bardzo oryginalny), ma w sobie sporą dawkę swoistego uroku i choć lektura wydaje się być lekka dzięki temu, że język Woolf jest bardzo płynny, to jednak jest to dość trudna pozycja, która może sprawić wiele kłopotów niektórym czytelnikom. Niemniej, to jedna z tych powieści naprawdę wartych do przeczytania, jeśli nie obowiązkowych. Myślę jednak, że lepiej najpierw zapoznać się z innymi powieściami Woolf przed sięgnięciem po "Orlando".
8,5/10
Jak podejrzewam, "Orlando" nie jest dobrym wyborem na początek zapoznawania się z twórczością Virginii Woolf, bowiem nietrudno się zniechęcić do tej powieści. Sam byłem trochę rozczarowany w pewnych momentach lektury, szczególnie zakończeniem, ale im dłużej rozmyślam na temat "Orlando", tym bardziej przekonuję się do zamysłu autorki. Tematykę książki pozwala lepiej...
2021-02-08
7,5/10
W "Małych kobietkach" Louisa May Alcott poprzez fikcyjne wydarzenia i postaci opisała w pewnym stopniu życie swojej własnej rodziny, bazując na wspomnieniach z czasów nastoletnich. Fabuła jest złożona z drobnych epizodów zawierających mniej więcej rok z życia czterech sióstr March: starszych Meg i Jo oraz młodszych Beth i Amy, jednak to obdarzona porywczym temperamentem i talentem literackim Jo wysuwa wielokrotnie na pierwszy plan.
Siostry March były niegdyś bogate, ale teraz muszą uporać się z często uciążliwymi urokami skromnego życia, podczas gdy ich ojciec bierze udział w Wojnie Secesyjnej. Każda bohaterka obdarzona jest skrajnie innym charakterem, z których naturalnie wynikają różne sytuacje, które nie zawsze są tak zabawne, jak chciałyby tytułowe kobietki. Ich bliskim przyjacielem staje się dżentelmeński mimo młodego wieku panicz Laurie, bogaty sąsiad sióstr, wychowany przez samotnego dziadka. Razem nie tylko bawią się i przeżywają różne przygody, ale uczą się wzajemnego szacunku i ciągłego optymizmu.
Każdy rozdział "Małych kobietek" zwykle stanowi pouczającą lekcję dla jednej lub kilku sióstr, ale to moralizatorstwo w wykonaniu Alcott nie jest w żaden sposób infantylne. Jej styl jest bardzo płynny, miły i nadzwyczaj celny. Autorka rzadko ujawnia swoje zdanie na temat tego, co opisuje, a gdy jednak to czyni, wychodzi jej to bardzo naturalnie. Powieść jest utrzymana w niezwykle ciepłym, przyjemnym tonie - choć pierwsze rozdziały wydawały mi się dość nijakie, to już po kilku z nich zapomniałem, że czytam książkę dla młodzieży i z radością chłonąłem kolejne przygody i dzieliłem troski sióstr.
Chociaż jest to powieść oryginalnie skierowana do młodych panien, jest uniwersalną opowieścią o rodzinie, która trafi z pewnością do każdego czytelnika obdarowanego otwartym umysłem. Od "Małych kobietek" Louisy May Alcott zaczyna się amerykańska powieść realistyczna dla młodzieży, której przykładem będą także nieco późniejsze dzieła Marka Twaina. Również właśnie z tego powodu powieść Amerykanki stała się z miejsca światowym klasykiem. Przyjemna, ciepła i bardzo satysfakcjonująca lektura. Z pewnością kiedyś sięgnę po kontynuacje "Małych kobietek"
7,5/10
W "Małych kobietkach" Louisa May Alcott poprzez fikcyjne wydarzenia i postaci opisała w pewnym stopniu życie swojej własnej rodziny, bazując na wspomnieniach z czasów nastoletnich. Fabuła jest złożona z drobnych epizodów zawierających mniej więcej rok z życia czterech sióstr March: starszych Meg i Jo oraz młodszych Beth i Amy, jednak to obdarzona porywczym...
2021-02-08
7/10
Powieść Marii Wirtemberskiej, córki Izabeli i Kazimierza Czartoryskich (a raczej prawdopodobnie króla Stanisława Augusta), uznawana jest przez badaczy za pierwszą polską powieść sentymentalną opisującą przeżycia wewnętrzne bohaterów. Już ten doniosły fakt sam sprawia, że jest to całkiem ciekawe dzieło.
Mimo prostoty fabularnej (to w końcu zwykły romans), ckliwego do bólu zakończenia, przewidywalnych zwrotów akcji i wciąż jeszcze trochę przestarzałej polszczyzny, "Malwina" to dość przyjemna i nawet zajmująca powieść. Odnaleźć można w niej wyjątkowo dużo ciekawej obyczajowości tamtych czasów - miłosne gry w karty, przedstawienia "żywych obrazów" czy rycerskie karuzele, a także chyba pierwsze w polskiej literaturze wątki patriotyczne oraz mnóstwo autobiograficznych ciekawostek, które roztrząsa się na zajęciach z literatury Oświecenia. Szczególnie moją ciekawość wzbudziła myśl, że być może powieściowy książę Melsztyński był wzorowany na postaci księcia Józefa Poniatowskiego, który w pruskiej Warszawie stale znajdował się w centrum życia towarzyskiego i był darzony przez Wirtemberską "sentymentem", jak przez chyba każdą ówczesną Polkę.
"Malwina, czyli domyślność serca" to sympatyczna książeczka, która przeszła próbę czasu i zrobiła na mnie większe znacznie wrażenie niż "Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki", który był niczym więcej niż zwykłą kalką "Kandyda".
7/10
Powieść Marii Wirtemberskiej, córki Izabeli i Kazimierza Czartoryskich (a raczej prawdopodobnie króla Stanisława Augusta), uznawana jest przez badaczy za pierwszą polską powieść sentymentalną opisującą przeżycia wewnętrzne bohaterów. Już ten doniosły fakt sam sprawia, że jest to całkiem ciekawe dzieło.
Mimo prostoty fabularnej (to w końcu zwykły romans), ckliwego do...
2021-02-07
8,5/10
"Szklany klosz", mimo że prezentuje bardzo konkretne realia i fabularyzowaną autobiografię Sylvii Plath, jest szalenie uniwersalny i wciąż aktualny w wymowie. Pierwsze rozdziały powieści Plath robią spore wrażenie - to właśnie w niej toczy się największy dramat Esther/Sylvii. Obserwujemy jak stopniowo, krok za krokiem, rozpada się jej starannie ułożone i zaplanowane życie, jak uciekają przed nią życiowe szanse. Naprawdę łatwo zidentyfikować z Esther i jej problemami, które Plath opisuje prostym i jasnym językiem, okraszonym wieloma ciekawymi metaforami. Pamiętne jest zwłaszcza porównanie z drzewem figowym.
Świat powieści składa się niemalże wyłącznie z kobiet - samej bohaterki, jej koleżanek, przełożonej, matki, w końcu lekarek i pielęgniarek. Kobiet, które muszą radzić sobie same bądź opiekują się sobą nawzajem. Mężczyźni występują w "Szklanym kloszu" w głównej mierze jako potencjalni partnerzy, z których Esther musi wybrać przyszłego męża. Musi, bo tak jej wpojono. To jednak oni ustalają zasady gry, ponadto traktują ją z góry i z pewną rezerwą, często za maską fałszywej życzliwości, która skrywa tzw. "dobrotliwy seksizm". Jest to bardzo pesymistyczny obraz społeczeństwa patriarchalnego. Plath stawia wyraźną linię pomiędzy światem kobiet i mężczyzn. Po jej doświadczeniach, po tym jak wyglądały jej czasy, musiała sądzić, że te dwie płaszczyzny nigdy się nie spotkają, nawet w formie tradycyjnego małżeństwa.
Druga część "Szklanego klosza" przedstawia proces leczenia, co szczerze mówiąc nie jest już szczególnie interesujące. Moje wątpliwości budzi także nagły przeskok pomiędzy zagubieniem, ale wciąż zdrowiem psychicznym, a całkowitą niestabilnością i ciągłymi myślami samobójczymi - choć nie jestem psychologiem ani psychiatrą, by realnie ocenić wiarygodność psychologiczną opisywanych przez autorkę stanów. Sądzę, że Plath wiedziała co pisze, bowiem doświadczyła tego na własnej skórze.
8,5/10
"Szklany klosz", mimo że prezentuje bardzo konkretne realia i fabularyzowaną autobiografię Sylvii Plath, jest szalenie uniwersalny i wciąż aktualny w wymowie. Pierwsze rozdziały powieści Plath robią spore wrażenie - to właśnie w niej toczy się największy dramat Esther/Sylvii. Obserwujemy jak stopniowo, krok za krokiem, rozpada się jej starannie ułożone i zaplanowane...
8/10
Eliza Orzeszkowa to chyba moje największe literackie zaskoczenie pierwszej połowy tego roku. O ile jednak "Meir Ezofowicz" ma jednak tematykę dość hermetyczną, to aby odczarować wynikają negatywny stosunek Polaków do tej pisarki poleciłbym "Chama", który do gustu powinien przypaść każdemu.
Powieść czyta się raczej jak rozległą nowelę, za sprawą jedności miejsca, skąpej liczby bohaterów i bardzo wartkiej akcji. Nawet jeśli jesteśmy po pierwszych 20 stronach przewidzieć, co mniej więcej wydarzy się na następnych, to "Chama" czyta się z zaciekawieniem i zapałem. Jasne, również i w tym dziele Orzeszkowa po raz kolejny przedstawia wieś jako środowisko zdrowe, stojące w opozycji do zepsutego miasta, ale tutaj antyurbanistyczna, typowa dla pozytywizmu wymowa jest zdecydowanie bardziej subtelna. Przede wszystkim świetnie skonstruowane portrety głównych bohaterów - mieszczki Franki i chłopa Pawła - są główną "atrakcją" powieści.
Franka i Paweł są na tyle zindywidualizowanymi bohaterami, że nie są tylko pustymi figurami reprezentującymi dwa odmienne światy, a ich relacja jest ciekawa i całkiem niejednoznaczna. Orzeszkowa zdaje się sprzyjać Pawłowi jako reprezentantowi prostej i poprawnej wiejskiej moralności, ale także France daje dużo zrozumienia i wyrozumiałości, a na pewno zdecydowanie więcej niż Flaubert stworzonej przez siebie pani Bovary, której Franka jest zdecydowanie polską odpowiedniczkom. Postępowanie Pawła może jednak, zwłaszcza współcześnie, budzić duże wątpliwości - czy na pewno szczerze kocha Frankę, czy jednak bardziej kocha wymyśloną przez siebie ideę wybawienia jej od "grzechu"? Ta kwestia właściwie nurtowała mnie całą powieść, mimo że jestem prawie pewien, iż, jak już wspomniałem, mamy sprzyjać Pawłowi i jego misji.
Psychologizm w tej powieści jest w pełni rozwinięty - to właśnie na opisywanie stanów emocjonalnych poświęcono najwięcej miejsca. Orzeszkowa w końcu więcej pokazuje i zostawia niedomówienia, niż zwyczajnie opowiada bajkę na dobranoc. Oczywiście trochę szkoda, że nie ma tu tego osobliwego klimatu "Meira Ezofowicza" czy nawet "Nad Niemnem" (nawet jeśli jest nudne), ale wynagradza to literacka dojrzałość, którą pisarka osiągnęła w "Chamie".
8/10
więcej Pokaż mimo toEliza Orzeszkowa to chyba moje największe literackie zaskoczenie pierwszej połowy tego roku. O ile jednak "Meir Ezofowicz" ma jednak tematykę dość hermetyczną, to aby odczarować wynikają negatywny stosunek Polaków do tej pisarki poleciłbym "Chama", który do gustu powinien przypaść każdemu.
Powieść czyta się raczej jak rozległą nowelę, za sprawą jedności miejsca,...