-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać58
Biblioteczka
2021-08-11
2021-05-29
2021-06-20
2021-05-30
2021-05-16
10/10
Od czego w ogóle zacząć? "Lalki" nie trzeba nikomu przedstawiać, jesteśmy nią niezmiennie od dekad "katowani" w liceum, w czasie gorączkowych przygotowań do matury z języka polskiego. Czy fakt, że akurat "Lalka" średnio co dwa lata pojawia się w temacie wypracowania maturalnego jest jakąś chorą fanaberią i przejawem ślepego uwielbienia osób pracujących w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej oraz w ogóle polskiej oświacie? Oczywiście, że nie! Ta książka jest po prostu tak dobra, że bezdyskusyjnie powinna być zaliczana do kanonu literatury światowej obok "Anny Kareniny", "Nędzników" czy "Czarodziejskiej góry".
Po pierwsze, zachwycająca jest łatwość, z jaką nawet urodzony na przełomie XX i XXI wieku 17-letni dzieciak (którym byłem gdy pierwszy raz zaczytywałem się w "Lalce") może się utożsamić z 45-letnim kupcem galanteryjnym z drugiej połowy XIX wieku. Stanisław Wokulski jest w genialny sposób autentycznie skonstruowaną postacią - trudny życiorys, ciągłe rozdarcie, marzycielskie dążenia, rozterki uczuciowe, niekierowanie się podziałami społecznymi i rasowymi, rozumienie problemów społecznych, głębokie i obrazowe przemyślenia filozoficzne, a w końcu popadanie w głęboką depresję i rozgoryczenie porządkiem świata. Śmiało można powiedzieć, że "Lalka" jest pierwszą polską powieścią psychologiczną i na pewno jedną z najlepszych w tym gatunku. Ale nie tylko Wokulski jest tak dobrze skonstruowaną postacią, bo równie wspaniale wykreowana jest panna Izabela (rozdział wprowadzający ją do fabuły, w którym Prus perfekcyjnie opisuje charakter Łęckiej bez bezpośredniego nazywania jej cech charakteru, to jeden z najlepszych momentów w literaturze). Zawsze będę miał problem z oceną jej niejednoznacznego charakteru, gdyż z jednej strony jest ona kobietą próżną i zepsutą, z drugiej dzieckiem swojej epoki i arystokratycznego wychowania.
Dotyczy to także wielu innych postaci - naiwny próżniak Łęcki, ogarnięta histerią i paranoją Krzeszowska, żyjący w zupełnie innym świecie baron Krzeszowski, zdziadziały Rzecki, demoniczny Starski, marzycielski i leniwy zarazem Ochocki, przemądrzały i ironiczny Szuman, poczciwy Suzin... nie wspominając już o Wąsowskiej, prototypie skrajnej feministki (bo emancypantka to słowo za słabe). Oczywiście na potrzeby tej marnej recenzji spłaszczyłem charaktery tych wszystkich niebywałych postaci, których decyzje, zachowania, drobne gesty i reakcje, a nawet niezwykle różnorodne (często zmieniające się w czasie) poglądy są tak cholernie autentyczne, że ciężko uwierzyć że są one tylko wytworem bardzo ludzkiej imaginacji Bolesława Prusa.
Wszystkie te postaci składają się na mozaikowy, całkowicie pełny (mimo zastosowania mowy ezopowej tam, gdzie cenzura kneblowała pióro Prusa) obraz społeczeństwa i epoki popowstaniowej w Królestwie Polskim. Budują go także zawarte w "Lalce" niezliczone, ciągle ścierające się idee i poglądy - kapitalizm, socjalizm, nihilizm, egzystencjalizm, darwinizm, feminizm, konserwatyzm, liberalizm, ateizm, katolicyzm, patriotyzm, kosmopolityzm, a w końcu pozytywizm i romantyzm. Te wszystkie -izmu są tu żywo obecne, razem z ambicją, marzycielstwem, bowaryzmem, próżniactwem, pracowitością, idealizmem, cynizmem, chciwością i całą gamą uczuć i postać życiowych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - ja przy powtórnej lekturze najbardziej zwróciłem uwagę nie tylko na stany psychiczne Wokulskiego, ale także na to, jakim ostrym ostrzem była "Lalka" skierowanym w stronę arystokracji, przedstawionej w niezwykle złym świetle. Arcydzieło Prusa odczytuję właśnie przede wszystkim jako krytykę społeczną i porządku XIX-wiecznego świata, krytykę wszelkich podziałów społecznych, nierówności ze względu na płeć, rasę i majątek, a także więzów jakim były dla ówczesnych ludzi konwenanse. Topos theatrum mundi, ciągłego grania ról i nakładania masek, ludzi-marionetek w rękach fatum - to wszystko tu jest.
Nie waham się nazwać "Lalki" także pierwszą współczesną polską powieścią, bo wciąż jest szalenie uniwersalna i po prostu poczytna, ale także otwiera nowy rozdział w historii polskiej literatury, ponieważ przed tą powieścią Prusa mieliśmy jedynie dzieła teraz dość archaiczne i szybko starzejące się, takie jak "Trylogia", albo zbyt mocno zakorzenione w swoich czasach, jak "Dziady". Natomiast po "Lalce" - masę dzieł już o charakterze bardziej współczesnym. "Lalka" ma także masę innych zalet - jest najzupełniej w świecie wspaniale napisaną książką. Przez jej tekst się po prostu płynie, a każdy wątek jest równy pod względem ważności i jakości. Rzadko trafiają się w niej momenty nieco nudniejsze od tak świetnych epizodów jak pobyt w Paryżu i próżniactwo w Zasławku (swoista parodia rajskości siedziby szlacheckiej z "Pana Tadeusza"), proces o tytułową lalkę, rozmowa Izabeli z Florentyną, wizyta Łęckiej w sklepie Wokulskiego, ich spotkanie w Łazienkach, scena pierwszego obiadu u Łęckich, wyścigi konne, pojedynek z Krzeszowskim, sugestywna scena wagonowa czy cały przygnębiający i najdłuższy w powieści rozdział "Dusza w letargu".
Podoba mi się także drobiazgowość w charakteryzowaniu ówczesnej rzeczywistości, w tym tej materialnej, umiejscawiania akcji w bardzo namacalnych i konkretnych miejscach (ta warszawskość powieści, ale też niepozorne Skierniewice), wśród drogich sprzętów domowych, aluzji do innych dzieł literackich, sztuki, muzyki, dzieł filozoficznych i wydarzeń historycznych, także tych, o których dzisiaj byśmy nie pamiętali, gdyby nie powieść Prusa (bo kto dziś kojarzyłby postać Napoleona IV, pokój san-stefański lub wojnę bułgarską?). Prawie wszystko, co dotyczy literackiego świata "Lalki", przez te wszystkie lata od jej wydania stało się ikoniczne, ponieważ my, Polacy, jesteśmy przesiąknięci "Lalki" do cna. I paradoksalnie ta polskość "Lalki" (mimo jej uniwersalności) sprawia, że jest tak niedoceniana na świecie, choć i tak jest najbardziej znaną za granicą polską powieścią.
Pełne i skończone arcydzieło literatury polskiej i światowej, to trzeba powiedzieć.
10/10
Od czego w ogóle zacząć? "Lalki" nie trzeba nikomu przedstawiać, jesteśmy nią niezmiennie od dekad "katowani" w liceum, w czasie gorączkowych przygotowań do matury z języka polskiego. Czy fakt, że akurat "Lalka" średnio co dwa lata pojawia się w temacie wypracowania maturalnego jest jakąś chorą fanaberią i przejawem ślepego uwielbienia osób pracujących w Centralnej...
2021-05-13
2021-04-11
7/10
To moje pierwsze spotkanie z twórczością dramatyczną Czechowa i jestem zupełnie zaskoczony, ponieważ (być może naiwnie) spodziewałem się raczej dzieła podobnego treścią i nastrojem do satyrystycznych miniatur, z których Czechow najbardziej słynie, przynajmniej na polskim podwórku.
"Trzy siostry" to niezwykle specyficzny i bardzo trudny dramat. Jest ciężki do czytania, łatwo się pogubić wśród postaci i wypowiadanych monologów, ale czuje się, że najpewniej jest znacznie bardziej przystępny do oglądania na scenie lub ekranie. Nietrudno też odgadnąć, że dla profesjonalnych aktorów i reżyserów teatralnych dzieła Czechowa muszą być wspaniałą pożywką (o czym świadczy spora ilość adaptacji "Trzech sióstr"). W warstwie fabularnej praktycznie nic nie "dzieje się" w klasycznym rozumieniu tego słowa, bowiem akcja dramatu jest bardzo rozmyta i ma raczej strukturę punktową niż liniową. Nie uświadczy się tutaj również dialogu z prawdziwego zdarzenia, bowiem Czechow przedstawia środowisko, w którym ludzie mają wyraźny problem z porozumieniem się, przerywają sobie nawzajem, ani nie słuchają się. Przez to wszystko śledzenie akcji dramatu jest utrudnione, ale utrudnione celowo przez sam zamysł Czechowa.
Na szczęście w "Trzech siostrach" dzieje się zaskakująco dużo emocjonalnie i w warstwie nastrojowej. Postacie w gruncie rzeczy są dość słabo zarysowane, ale dramat jednak samo w sobie zachęca odbiorcę do prób dociekania jakie uczucia kłębią się w głowach ludzi, którzy sami zdają siebie nie rozumieć. To co jednak robi zdecydowanie największe wrażenie w "Trzech siostrach" to wspomniana atmosfera - długotrwałej apatii, melancholii, zagubienia, bowaryzmu, nienawiści do prowincji i tęsknoty za ciekawszym życiem w Moskwie, również emocjonalnego upośledzenia i czekania na coś, co nigdy nie nadchodzi. Czytając ten dramat sam poczułem się dziwnie ciężko, jakby udzielił się mi się nastrój odczuwany przez postacie. Niespodziewane pojawiające się w najmniej oczekiwanych momentach okropnie niezręczne elementy humorystyczne jeszcze bardziej podkręcały "dziwność" tego wszystkiego. Co ciekawe tuż przed "Trzema siostrami" przeczytałem "Ślepców" Maeterlincka, chyba wprowadzających kult atmosfery do ówczesnego teatru, dzięki czemu łatwiej mi przyszło wczuć się w klimat dzieła Czechowa.
W zasadzie bardzo imponuje mi zamysł powzięty przez autora i wspomniana atmosferą, którą udało mu się wykreować. Niestety jest to dla mnie za mało, by w pełni docenić kunszt "Trzech sióstr". Traktując je wyłącznie jako tekst literacki, współczesny czytelnik właściwie nic nie znajdzie dla siebie. Podejmowana przez Czechowa tematyka jest zbyt nieciekawa, ze sztuki nie płynie żadna nauka ani przedstawienie głębszego problemu społecznego, a genialna atmosfera nie wynagradza tego w pełni. W kategoriach estetycznych jest to jednak na swój sposób unikalne dzieło, ale lepiej chyba zapoznać się z którąś z bardziej znanych adaptacji teatralnych.
7/10
To moje pierwsze spotkanie z twórczością dramatyczną Czechowa i jestem zupełnie zaskoczony, ponieważ (być może naiwnie) spodziewałem się raczej dzieła podobnego treścią i nastrojem do satyrystycznych miniatur, z których Czechow najbardziej słynie, przynajmniej na polskim podwórku.
"Trzy siostry" to niezwykle specyficzny i bardzo trudny dramat. Jest ciężki do czytania,...
2021-04-19
7/10
Po licznych, powszechnie uznanych za arcydzieła nowelistyki, ale dla mnie dość dość rozczarowujących dziełkach z polskiego pozytywizmu, "Wilk, psy i ludzie" wydaje się prawdziwym powiewem świeżości. Teoretycznie mamy właściwie podobnie poprowadzoną narrację, jak chociażby w "Sachemie" czy "Antku" - poznajemy powoli bohatera, jego losy, aż w końcu przechodzimy do konkluzji.
Z tym, że w noweli Dygasińskiego jest to przygarnięty przez leśniczego wilk. Obserwujemy go oczywiście "ludzkimi" oczami narratora, ale zgłębiamy jego "charakter". Naturalnie jest to w ostateczności opowiastka o złych ludziach i dobrych zwierzętach, ale Dygasińskiemu jakimś cudem udaje się uniknąć popadnięcia w banał. Mimo zdecydowanie bardziej archaicznego języka, niż ten którym pisze chociażby Orzeszkowa, autor roztacza całkiem przyjemną i ciepłą w odczuciu atmosferę pewnej medytacji nad światem natury, zwłaszcza zwierząt, oraz ich związków ze światem człowieka. Wszystko to oczywiście z nabożnym szacunkiem wobec zwierząt, ich zwyczajów, niezależności i pewnego indywidualizmu.
Sama ta przytulna atmosfera wystarczyła mi, by przeczytać nowelę bez znużenia i frustracji, jak to bywało przy niektórych bardziej znanych dziełkach wielkiej trójcy polskiego pozytywizmu. Urzekło mnie także jak Dygasiński plastycznie opisywał wygląd i osobowość nielicznych ludzkich bohaterów, już nie wspominając o zwierzęcych. Wciąż to proste dzieło, z jedynie próbą literackiego naturalizowania, ale raczej z nieskomplikowanymi spostrzeżeniami i dość banalną wymową, jednakże warte poświęcenia mu niecałej godziny.
7/10
Po licznych, powszechnie uznanych za arcydzieła nowelistyki, ale dla mnie dość dość rozczarowujących dziełkach z polskiego pozytywizmu, "Wilk, psy i ludzie" wydaje się prawdziwym powiewem świeżości. Teoretycznie mamy właściwie podobnie poprowadzoną narrację, jak chociażby w "Sachemie" czy "Antku" - poznajemy powoli bohatera, jego losy, aż w końcu przechodzimy do...
2021-04-22
2021-04-09
9/10
Zacznę od frazesu - ukryte za dość zagadkowym tytułem "Bez dogmatu" stoi w bardzo głębokim cieniu "Trylogii" i pozostałych powieści przygodowo-historycznych, z których zasłynął Sienkiewicz. Słyszałem jednak różne pochwalne opinie i zachwycone głosy, często należące do osób nie uważających się za entuzjastów popularniejszej strony twórczości Sienkiewicza, więc bardzo wysoko wywindowało to, razem z zachęcającym opisem fabuły, moje zaciekawienie i chęć zapoznania się z tą książki.Na szczęście mogę powiedzieć, że zbudowane w ten sposób wręcz ogromne oczekiwania wobec "Bez dogmatu" zostały w pełni spełnione. Nie sądziłem, że będę aż tak zachwycony i usatysfakcjonowany lekturą, ponieważ przewidywałem, że raczej się rozczaruję gdy będę tyle oczekiwał od autora "Trylogii".
Właściwie nie przepadam za formą epistolarną lub powieści-dziennika, ale Sienkiewicz wykorzystał ją do tego, w czym najlepiej się sprawdza, czyli tworzeniu bardzo złożonego i niejednoznacznego portretu psychologicznego. Na łamach "Bez dogmatu" poznajemy Leona Płoszowskiego, pozbawionego celu życiowego dekadenta, będącego zarówno dzieckiem swojej epoki (i dziedzicem bajecznej fortuny, dzięki której może swoje prowadzić bezproduktywne życie), jak i przedstawicielem bardzo uniwersalnego typu osobowościowego - niepozbawionego inteligencji i uroku egoisty. Zastosowany tutaj wysublimowany, wzniosły i przemyślany styl literacki Sienkiewicza świetnie współgra z kreowanym portretem charakterologicznym Leona, którego poznajemy jego własnymi oczami, bowiem sam bohater stara się w swoim dzienniku dokonać autoanalizy. Powieść sprawia wrażenie napisanej bardzo autentycznym językiem, którym mógłby posługiwać się ówczesny człowiek wykształcony i oczytany, o czym świadczy też ilość bardzo interesujących, nawet jeśli nierewolucyjnych, przemyśleń na temat literatury (zwłaszcza Hamleta, z którym Leon zdaje się utożsamiać). I tak jak to się dzieje zawsze w najlepszych powieściach psychologicznych, czytelnik po prostu rozumie głównego bohatera, mimo że potępia jego działania, którymi krzywdzi nie tylko otoczenie, ale też siebie.
"Bez dogmatu" zapewnia w pierwszej kolejności doznań estetycznych, ale współczesny czytelnik będzie też w stanie wyciągnąć dla siebie także niezbyt odkrywcze i głębokie, ale wciąż interesujące, rozważania Leona na temat ludzkiej natury, a z tym garść złotych myśli i zaskakująco aktualnych obserwacji na temat relacji damsko-męski. Uderzyło mnie zwłaszcza ciągłe analizowanie najmniejszych gestów i zachowań Anielki, rozpaczliwe poszukiwanie najmniejszego "dowodu" na jej odwzajemnione uczucie, a także sama miłość faktycznie granicząca z nienawiścią. Fabuła "Bez dogmatu" jest ściśle pretekstowa, służąca Sienkiewiczowi przede wszystkim do prezentowania kolejnych stanów psychicznych bohatera, zwłaszcza pogłębiającego się chorobliwego i niszczącego uczucia do Anielki. Nie dzieje się tu za wiele, ale nie jest też nudno. Oprócz dobrze prowadzonego romansu mamy tu chociażby epizod z wyścigami konnymi i wiele innych drobnych elementów, które przypominają, że rzecz dzieje się wśród zamożnej arystokracji końca XIX wieku. A warstwa psychologiczno-społeczna jest wciąż tak szalenie aktualna, że bardzo łatwo o tym zapomnieć. Rozwój wypadków, choć powolny, jest zwłaszcza w pewnym momencie bardzo interesujące i zapowiada, że patowa sytuacja pomiędzy bohaterami zostanie rozwiązana w niesztampowy sposób. Niestety zakończenie wydaje się być napisane na kolanie, tak jakby Sienkiewicz poszedł po najmniejszej linii oporu. Po prostu poszedł w zupełnie nieoczekiwaną sztampę. Jest to jedyny prawdziwie rozczarowujący element powieści, na szczęście nieprzysłaniający tego, jak dobre było to co się działo wcześniej.
Jakbym miał krótko opisać "Bez dogmatu", to byłoby zderzenie dwóch literackich światów znanych z daleko popularniejszych powieści powieści. Nieszczęśliwy romans prowadzący do skrajnego rozstroju psychicznego i oczywiście forma epistolarna nasuwają mi jasne skojarzenia z "Cierpieniami młodego Wertera", natomiast wspaniały styl literacki, głęboki portret psychologiczny, pożądanie nieznajdujące ujścia i pewna złowroga aura przywodzą na myśl "Lolitę". Powieść czyta się dość wolno z powodu języka, ale nie odejmuje to przyjemności z lektury. Szczerze polecam, zwłaszcza krytykom Sienkiewicza, uznającym go jedynie za przecenianego i podrzędnego pisarza XIX-wiecznych bestsellerów. Samym "Bez dogmatu" udowodnił, że jest bardzo wszechstronnym i elastycznym pisarzem, który w kostiumie historycznym po prostu czuł się najlepiej, nawet jeśli nie jest to najlepsze oblicze jego twórczości.
9/10
Zacznę od frazesu - ukryte za dość zagadkowym tytułem "Bez dogmatu" stoi w bardzo głębokim cieniu "Trylogii" i pozostałych powieści przygodowo-historycznych, z których zasłynął Sienkiewicz. Słyszałem jednak różne pochwalne opinie i zachwycone głosy, często należące do osób nie uważających się za entuzjastów popularniejszej strony twórczości Sienkiewicza, więc bardzo...
2021-03-29
8/10
"Dom lalki", podobnie jak "Dzika kaczka", dramat poniekąd porusza problematykę roli kłamstwa w codziennym życiu. I nie chodzi tu tylko o drobne kłamstewka (jak to popełniane przez bohaterkę już na pierwszych stronach sztuki), ale też kłamstwo duże, na którym buduje się przynajmniej część własnego życia.
Jednak już współcześni Ibsenowi dostrzegali w "Domu lalki" przede wszystkim wymowę feministyczną, a dzieło samo w sobie stało się kluczowym argumentem w dyskusji o potrzebie przeprowadzenia w społeczeństwach europejskich emancypacji kobiet. Dramatopisarz już w kilku pierwszych zdaniach świetnie charakteryzuje małżeństwo Nory z Torwaldem, będące przecież idealnym zobrazowaniem tego, czym jest dobrotliwy seksizm. I to na ponad 100 lat, zanim to pojęcie zostało zdefiniowane.
Ibsen jest literatem, który wyprzedził swoje czasy nie tylko pod względem uniwersalnej i bardzo "życiowej" problematyki swoich dzieł, ale też formy. Naturalizm w "Domu lalki" przejawia się przede wszystkim w wybitnym, prawdziwie realistycznym języku i bardzo dobrym zarysowaniu głównych postaci dramatu. Poza tym, że akcja umieszczona została w jednym miejscu i skondensowana do trzech dni, nie czuć żadnej teatralności. Wręcz bardzo łatwo zapomnieć, że czyta się sztukę przeznaczoną do wystawienia na scenie.
Bardzo wciągająca, satysfakcjonująca i zmuszająca do refleksji lektura. Od nazwania jej arcydziełem powstrzymuje mnie jedynie jednowątkowość całej sztuki i brak subtelności przekazu. Pomimo tego zaryzykowałbym stwierdzenie, że od "Domu lalki" (lub jednego ze wcześniejszych naturalistycznych dramatów Henrika Ibsena) wywodzi się nowoczesny dramat.
8/10
"Dom lalki", podobnie jak "Dzika kaczka", dramat poniekąd porusza problematykę roli kłamstwa w codziennym życiu. I nie chodzi tu tylko o drobne kłamstewka (jak to popełniane przez bohaterkę już na pierwszych stronach sztuki), ale też kłamstwo duże, na którym buduje się przynajmniej część własnego życia.
Jednak już współcześni Ibsenowi dostrzegali w "Domu lalki"...
2021-02-28
2021-03-04
2021-02-08
7,5/10
Czytając "Głód" Hamsuna miałem w głowie przede wszystkim poczucie, że czytam Dostojewskiego. Jakaż była moja radość, gdy w posłowiu odkryłem, że istotnie potężny Rosjanin był jedynym prawdziwie cenionym pisarzem przez norweskiego pioniera modernizmu.
W tej powieści Knut Hamsun przedstawia tułającego się po ulicach Christianii, jak się wówczas nazywało Oslo, głodującego pisarza. Żyjący na skraju nędzy pisarz to dość popularny motyw w literaturze wynikający z faktu, że dość wielu autorów zanim osiągnęło sukces literacki, często doświadczyła najgorszej biedy (chociażby warto u wspomnieć o Orwellu). Hamsun jednak jako pierwszy zawarł to w twórczości prozatorskiej, ale oprócz tego ważne są widoczne w "Głodzie" pierwsze tendencje modernistyczne. Na tym przykładzie wyraźnie widać, jak naturalizm Zoli i psychologizm Dostojewskiego zainspirowały następny wielki nurt w literaturze zachodniej, który zdominował pierwsze dekady XX wieku. W powieści Hamsuna mamy przede wszystkim całkowite skupienie się na psychicznym oddziaływaniu głodu na umysł bohatera wraz z działaniem wycieńczonego organizmu, zwłaszcza pustego żołądka. Bohater często zachowuje się z naszego punktu widzenia irracjonalnie, podejmuje dziwne a nawet nierzadko okropne decyzje (nagłe napady hojności czy objadanie się, dobrze wiedząc, że zaraz żołądek wszystko zwróci), a wszystko to efekt stopniowego popadania w coraz to większe wycieńczenie umysłowe i fizyczne.
Mimo wszystko psychologizmu i naturalizmu mogłoby tu być jeszcze, jeszcze więcej i z tego względu "Głód" nie robi większego wrażenia i pozostawia (nomen omen) znaczny niedosyt. Wciąż jednak nadchodzący modernizm jest tu bardzo widoczny w zaczątkach techniki strumienia świadomości, a sama powieść zdecydowanie jest warta tego, by się z nią zaznajomić.
7,5/10
Czytając "Głód" Hamsuna miałem w głowie przede wszystkim poczucie, że czytam Dostojewskiego. Jakaż była moja radość, gdy w posłowiu odkryłem, że istotnie potężny Rosjanin był jedynym prawdziwie cenionym pisarzem przez norweskiego pioniera modernizmu.
W tej powieści Knut Hamsun przedstawia tułającego się po ulicach Christianii, jak się wówczas nazywało Oslo,...
2021-02-07
2021-02-08
9/10
O tej powieści Thomasa Hardy'ego po raz pierwszy dowiedziałem się oczywiście po zapoznaniu się ze szczegółami z życiorysu Romana Polańskiego, który w 1979 roku zekranizował "Tessę", dedykując film brutalnie zamordowanej 10 lat wcześniej Sharon Tate. Żona reżysera na ostatnich wspólnych wakacjach małżeństwa poleciła Polańskiemu właśnie tę książkę, mówiąc, że byłby to dobry materiał na jego kolejny film. Miała absolutną rację.
Tytułową bohaterką powieści jest Tessa Durbeyfield, córka rolnika z Wessex, który przypadkiem dowiaduje się, że on i jego dzieci są zubożałymi potomkami starego normandzkiego rodu d'Urberville'ów. Pod wpływem tego wydarzenia rodzice Tessy postanawiają wysłać córkę do mieszkających w pobliżu rzekomych krewnych, którzy noszą to samo nazwisko (jak się okazuje, zupełnie bezprawnie). Małżeństwo Durbeyfieldów ma nadzieję, że domniemane pokrewieństwo z paniczem i jego starą matką oraz urok Tessy pomoże uzyskać dla rodziny względy i pomoc majątkową. Dla samej Tessy to jednak początek jej burzliwego i przede wszystkim niezwykle smutnego życiorysu, odkąd jej "kuzyn" zaczyna uporczywie zalecać się do niej.
"Tessa d'Urberville" to być może najbardziej feministyczna (albo raczej - antymęska) powieść napisana przez mężczyznę żyjącego w XIX wieku. Centrum powieści Hardy'ego stoi oczywiście sama Tessa i jej nieco wyidealizowany charakter. Jest rzeczywiście bohaterką niemalże bez wad, ale pozwala to na lepsze rozbrzmiewanie całej historii. Tessa jednak mimo woli popełnia życiowe błędy - tymi jednak czytelnik z łatwością obarczy wiktoriańską obyczajowość. Jak głosi tekst na odwrocie okładki przeczytanego przeze mnie wydania (niestety pewnie wielu okładka odrzuciła, która raczej zapowiada niskich lotów romansidło spod znaku wydawnictwa Harlekin), powieść Hardy'ego to portret wiktoriańskiej hipokryzji seksualnej. Te trzy mocne słowa doskonale opisują o czym jest dzieło, w którym krytyka sięga głównie zasad ustalonych przez mężczyzn dla kobiet i podwójnych standardów moralnych. A te nawet nie mają według autora żadnego związku z jakimkolwiek wyznaniem chrześcijańskim, albowiem paradoksalnie obecny w książce surowy pastor anglikański i jego równie bogobojna żona po usłyszeniu historii Tessy, historii własnej synowej, nie potępiają jej w żadnym stopniu, a wręcz przeciwnie - tym bardziej chcą ją poznać i udzielić jej wsparcia każdego rodzaju.
Oprócz swobody obyczajowej i krytyki konwenansów, pojęcia czystości i fikcyjnego kobiecego demonizmu, którego Tessa jest absolutnym przeciwieństwem, jest tutaj znacznie wiele. Subtelne nawiązania do mitologii, filozofia fatalizmu, złożona psychologia poszczególnych bohaterów, zaakcentowane różnice pomiędzy odłamami Kościoła Anglikańskiego, a także mnóstwo opisów natury. Brytyjski naturalizm Hardy'ego znacznie różni się od francuskiego naturalizmu Zoli. Nie ma tu opisywania ludzi jako istot nieco lepszych od zwykłych zwierząt, kierowanych przez instynkty i własne pochodzenie, a jest za to traktowanie człowieka jako nieodzownego mieszkańca natury, która ma bezpośredni i widoczny wpływ na niego. Ponadto Hardy zawiera również zróżnicowaną symbolikę (np. zwierząt) i w pewien sposób gloryfikuje wiejską prostotę, ale bez popadania w tworzenie wiejskiej idylli, ponieważ pisarz wiele miejsca poświęca na opisanie trudów ubogiego życia i znojnych zajęć rolniczych.
Styl Hardy'ego jest niezwykle liryczny. Pisarz perfekcyjnie buduje atmosferę smutku i melancholii, dzięki czemu łatwiej się utożsamić z bohaterką i z pewnym oburzeniem śledzić jej losy. Naprawdę, rozważałem by wystawić "Tessie d'Urberville" najwyższą notę, ale muszę przyznać, że zupełnie do gustu nie przypadło mi zakończenie. Ostatnie 30 stron wydaje się napisane na kolanie - jest jakby oderwane od poprzednich wątków, a Tessa podejmuje decyzję, której według mojej interpretacji nigdy by nie podjęła. Oczywiście, Hardy daje tutaj oczywisty morał, że nawet największa anielica prędzej czy później będzie musiała ulec przed grzechem, zwłaszcza gdy będzie miała na uwadze dobro najbliższych, ale i tak gryzło mi się to z jej charakterem, który Hardy starannie odmalował na blisko 400 stronach.
9/10
O tej powieści Thomasa Hardy'ego po raz pierwszy dowiedziałem się oczywiście po zapoznaniu się ze szczegółami z życiorysu Romana Polańskiego, który w 1979 roku zekranizował "Tessę", dedykując film brutalnie zamordowanej 10 lat wcześniej Sharon Tate. Żona reżysera na ostatnich wspólnych wakacjach małżeństwa poleciła Polańskiemu właśnie tę książkę, mówiąc, że byłby to...
2021-02-08
7/10
"Placówka" Bolesława Prusa to krótka powieść dotycząca rywalizacji chłopskiego gospodarza Ślimaka z niemieckimi kolonistami, reprezentowanymi w książce głównie przez dwóch Fryców, ojca i syna. Nie jest to jednak powieść o germanizacji, jak wiele razy słyszałem, a raczej o prostej mentalności polskiego chłopa.
Przez całą powieść czytelnik będzie świadkiem nie tylko tego, jak wygląda proste życie Ślimaka i jego usilna walka o zachowanie własnego kawałka ziemi przez zakusami obcych kolonistów ale przede wszystkim różnic charakterów pomiędzy Ślimakiem a resztą bohaterów "Placówki". Morał płynie z tego jasny - choć chłop jest niewyedukowany, nie jest od razu głupi, pomimo tego, że tak bywa postrzegany. Ziemiaństwo, które proponuje Ślimakowi kupno gruntów w okazyjnej cenie, po odmowie ze strony gospodarza zaczyna stroić sobie z niego żarty. Tak samo Frycowie nie potrafią zrozumieć, dlaczego bohater nie odsprzeda im swojej ziemi, skoro będzie mógł za zyskane pieniądze kupić sobie lepszy kawał gruntu w innej okolicy. Odpowiedzi są proste: po pierwsze - dla Ślimaka robienie zakupu bez wiedzy i zgody żony "to tak jakoś nie ładnie", po drugie - po co ma się przenosić w nieznane okolice, skoro od pokoleń jego rodzina zamieszkiwała właśnie te rejony? Prus więc pokazuje, że pomimo tego, że upór Ślimaka jest trochę bezsensowny i doprowadza go do szeregu nieszczęść (autor w zakończeniu jednak trochę nierealistycznie "wynagradza" bohatera za wszystkie trudy), posiadał jednak prawa do zdecydowania o sobie i nie ulegania głosom obcych, a potępianie go za to jest nie na miejscu.
Ponadto nie ma tu żadnej germanizacji. Opowieść toczy się gdzieś nad Bugiem, a więc w środku zaboru rosyjskiego, a Niemcy przybyli zza granicy. Nie ma bariery językowej, ponieważ Niemcy biegle mówią po polsku. Jest co najwyżej bariera wyznaniowa, ale Ślimak i jego najbliżsi czują szacunek do nabożeństw kolonistów, bo w końcu "modlą się do tego samego Boga co my". Oczywiście również to spotyka się z ostracyzmem ze strony mieszkańców wioski, a ściągnięcie czapki po usłyszeniu niemieckich śpiewów zostaje zaraz uznane za innowierstwo. Niemcy, mimo niechęci do Ślimaka z powodu jego uporu, są pokazani w znacznie bardziej pozytywnym świetle, niż polscy chłopi z wioski - koloniści są na ogół lepiej zorganizowani, uczciwi, zżyci ze sobą i wzbudzają szacunek. Naprawdę, gdzie jest ta germanizacja i patriotyczny wydźwięk w "Placówce"? Tego nie ma.
Ogólnie mówiąc powieść Prusa była w porządku, ale bardzo daleko jej do wybitności "Lalki" czy "Faraona". Fabuła nie nudziła, a narracja przypominała nieco styl Zoli (ale tutaj również daleko od literackiego kunsztu wielkiego Francuza). Z "Placówki" jednak mało się przyjdzie nauczyć czytelnikowi na temat chłopstwa, ponieważ opisane w niej problemy i nieszczęścia spotykające tą warstwę społeczną są raczej typowe i mało oryginalne, co ponownie przyrównując do Zoli, który w "Germinalu" potrafił oddać całą specyfikę społeczności górników, jest mało imponujące, zwłaszcza jak na talent Bolesława Prusa.
7/10
"Placówka" Bolesława Prusa to krótka powieść dotycząca rywalizacji chłopskiego gospodarza Ślimaka z niemieckimi kolonistami, reprezentowanymi w książce głównie przez dwóch Fryców, ojca i syna. Nie jest to jednak powieść o germanizacji, jak wiele razy słyszałem, a raczej o prostej mentalności polskiego chłopa.
Przez całą powieść czytelnik będzie świadkiem nie tylko...
7/10
Myślałem, że dramat naturalistyczny wynalazł Henrik Ibsen, ale jak się okazało, nawet stworzenie tej dziedziny naturalizmu należy przypisać jednak Émil'owi Zoli. Ibsen jednak zostaje niekwestionowanym mistrzem dramatopisarstwa tego nurtu, no może ustępując miejsca "Pannie Julii" Strindberga.
Co do jednak "Teresy Raquin", to faktycznie wyróżnia się na tle dotychczasowej dramaturgii, ale jest jeszcze stosunkowo dość archaiczna względem późniejszych dzieł nurtu. Zola jednak nie umieszcza, jak Ibsen, istoty swojej sztuki w przedakcji, a akcję wypełnia odsłanianiem przeszłości. I właściwie to sprawia, że "Teresa Raquin" nie ma tego dreszczyku przy odkrywaniu zgnilizny. Zgnilizna jest od prawie początku sztuki na widoku, co odbiera sztuce polotu. Nie pomagają także dość drętwe dialogi. Niemniej, sam pomysł, teatralny psychologizm i zolowska wymowa na temat zbrodni są na tyle dobre, że jest to dramat stanowiący całkiem niezły wstęp do tak nurtu, który następnie rozwinął się w niezwykle fascynujących kierunkach.
Problem z "Teresą Raquin" jest też taki, że jest to teatralna przeróbka powieści, powstałej na podstawie opowiadania/szkicu. Zola kilkukrotnie zmieniał szczegóły i akcenty w swojej koncepcji, przez co w zasadzie ciężko się zorientować co należy traktować jako główne - pełniejszą powieść czy późniejszą sztukę. Tej pierwszej niestety chyba nie dostanie się na polskim rynku wydawniczym, więc zostało mi poprzestać na sztuce. A moje dotychczasowe spotkania z Zolą świadczą, że był absolutnym mistrzem powieści, ale co najwyżej dobrym dramaturgiem.
7/10
więcej Pokaż mimo toMyślałem, że dramat naturalistyczny wynalazł Henrik Ibsen, ale jak się okazało, nawet stworzenie tej dziedziny naturalizmu należy przypisać jednak Émil'owi Zoli. Ibsen jednak zostaje niekwestionowanym mistrzem dramatopisarstwa tego nurtu, no może ustępując miejsca "Pannie Julii" Strindberga.
Co do jednak "Teresy Raquin", to faktycznie wyróżnia się na tle...