-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2021-10-16
2021-09-27
7/10
Mam pewien problem z ocenieniem "Ostatniego Mohikanina". Miałem już podobnie z filmem, który oglądałem dawno temu i z jakiegoś powodu rozczarował mnie czy też wynudził. Na szczęście zapomniałem go na tyle, że czytanie powieści nie było przykrym doświadczeniem.
Jest to oczywiście pod wieloma względami bardzo typowa klasyka powieści przygodowej - z pretekstową wręcz fabułą opartą na motywie dam w opałach (Kora jest uprowadzania w ciągu książki trzy razy, jej siostra Alicja tylko dwukrotnie), które sprawni mężczyźni, obowiązkowo zakochani w nich, próbują uratować. Mimo powtarzalności tego motywu w obrębie jednej powieści, Cooperowi udało się utrzymać moje jako takie zainteresowanie przez dłuższy czas za sprawą wyjątkowo nowoczesnych i dynamicznych opisów walk, pojedynków, ucieczek i pościgów. Serio, dawno nie czytałem klasycznej powieści, której starcia byłyby tak plastycznie i zarazem przekonująco opisane. Podobało mi się także, że autor "Ostatniego Mohikanina" nie uciekł w stereotypowe przedstawienie postaci (nawet jeśli kobiety są biernymi podmiotami fabuły). Mam tu na myśli fakt, że nie ma tu spodziewanego podziału na złych kolonistów i dobrych Indian, lub na odwrót - dzikusów i światłych białych. Nawet przedstawiane przez pisarza plemiona indiańskie nie są podzielone na te "szlachetne" i "nieszlachetne", jak to nauczyła nas późniejsza popkultura. Boli jedynie fakt, że sytuacja pod fortem William Henry została przedstawiona niezgodnie z prawdą, jako przemyślany spisek Francuzów, a nie przypadkowy atak plemienia wrogiego Anglikom, którego Francuzi nie przewidzieli. Niemniej historyczne wydarzenia wojny siedmioletniej, a także niesnaski i różnice pomiędzy poszczególnymi szczepami Indian, zostały przez autora nieźle wplecione i wykorzystane w fabule.
Cooperowi, mimo niewątpliwych zalet jego pióra, daleko jednak do geniuszu narracji i intrygi z powieści mistrza Alexandre'a Dumasa. Ale to bardzo miły przedsmak późniejszych arcydzieł w postaci chociażby "Trzech muszkieterów".
7/10
Mam pewien problem z ocenieniem "Ostatniego Mohikanina". Miałem już podobnie z filmem, który oglądałem dawno temu i z jakiegoś powodu rozczarował mnie czy też wynudził. Na szczęście zapomniałem go na tyle, że czytanie powieści nie było przykrym doświadczeniem.
Jest to oczywiście pod wieloma względami bardzo typowa klasyka powieści przygodowej - z pretekstową wręcz...
2021-02-08
5/10
Teraz już wiem, dlaczego czytanie "Szkarłatnej litery" dla uczniów amerykańskich szkół jest taką katorgą. Porównanie tej lektury do "Nad Niemnem" Orzeszkowej jest jak najbardziej na miejscu, choć powieść Hawthorne'a jest znacznie krótsza.
Już pierwszy rozdział potrafi porządnie zniechęcić do dalszego czytania, ponieważ jest tylko luźno związanym z resztą powieści autobiograficznym zapisem pracy autora w urzędzie celnym w Salem. Ten wstęp, jeśli uda się przez niego przebrnąć, ma szansę wyjaśnić czytelnikowi, że jeden z przodków Hawthorne'a siedział za ławą oskarżycieli na słynnym procesie w Salem. Napisał więc "Szkarłatną literę" jako rodzaj odkupienia win swojego przodka. Powieść opisuje kilka epizodów z życia Hester Prynne, obywatelki purytańskiego Bostonu, która za cudzołóstwo z nieznanym mężczyzną (czego jawnym owocem jest jej córeczka) jest noszenie tytułowej litery na piersi na znak hańby. Tajemnicą pozostaje jednakże nazwisko kochanka, którego Hester postanawia nie wyjawiać.
Purytańska rzeczywistość i tocząca się w nich fabuła brzmią niezwykle interesująco, ale tak niestety nie jest. Mało w tym faktycznej historii i mało emocji, które są przysłaniane przez przesadną poetyckość języka. Ów język to wspomniane "Nad Niemnem" - długie i skomplikowane zdania, przy których można kilka razy się zgubić oraz nieistotne opisy i szczegóły pozornie służą budowaniu realiów i klimatu, a rzeczywiście przyprawiają czytelnika o znużenie. Hawthorne stara się w każdym zdaniu zawrzeć jak najwięcej informacji, co nie służy dobrze jego powieści. Jego styl to usilne wskazywanie pewnych szczegółów i oczywistości, próba przeprowadzenia czytelnika za rączkę przez minioną epokę. Dialogi są patetyczne, nie brzmią jak wypowiedzi realnych ludzi. Sami bohaterowie to kukiełki, które autor wskazuje palcem i próbuje wmówić czytelnikowi, że posiadają one prawdziwe cechy charakteru. Wszystko staje się mdłe, a przekaz powieści jest prosty i jednostronny.
Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że czytam książkę przeznaczoną dla dzieci - z tym, że dobre książki dla dzieci nie są tak naiwne. Choć przyzwyczaiłem się do specyficznego stylu autora i język przestał mnie irytować, to nie mam poczucia, że było warto dobrnąć do końca. Dlatego szczerze nie polecam "Szkarłatnej litery" i lepiej chyba przeczytać streszczenie, bowiem nawet zakończenie jest możliwe do przewidzenia w połowie powieści.
5/10
Teraz już wiem, dlaczego czytanie "Szkarłatnej litery" dla uczniów amerykańskich szkół jest taką katorgą. Porównanie tej lektury do "Nad Niemnem" Orzeszkowej jest jak najbardziej na miejscu, choć powieść Hawthorne'a jest znacznie krótsza.
Już pierwszy rozdział potrafi porządnie zniechęcić do dalszego czytania, ponieważ jest tylko luźno związanym z resztą powieści...
2021-02-19
2021-02-10
2021-02-08
7/10
Jedno z najbardziej znanych opowiadań Edgara Allana Poe, a jednocześnie dla mnie jedno ze słabszych. Poe przede wszystkim buduje nastrój niesamowitości i atmosferę grozy kosztem fabuły i puenty. Poszczególne elementy opowiadania służą tylko temu jednemu celowi, przez co zakończenie ostatecznie, choć nagłe, jest rozczarowujące. Język amerykańskiego pisarza, w artystycznym i nieco staroświeckim tłumaczeniu Staffa, jest niezwykle piękny, ale to nie wystarcza. Daleko chociażby do "Czarnego kota", "Beczki Amontillado" czy "Maski Czerwonego Moru".
7/10
Jedno z najbardziej znanych opowiadań Edgara Allana Poe, a jednocześnie dla mnie jedno ze słabszych. Poe przede wszystkim buduje nastrój niesamowitości i atmosferę grozy kosztem fabuły i puenty. Poszczególne elementy opowiadania służą tylko temu jednemu celowi, przez co zakończenie ostatecznie, choć nagłe, jest rozczarowujące. Język amerykańskiego pisarza, w...
2021-02-08
7,5/10
Być może mój zachwyt nad Nabokovem trochę opadł, być może to po prostu trochę słabsza powieść w jego dorobku, a być może przeczytałem ją po prostu za szybko, poświęcając mniej czasu na delektowanie się stylem rosyjskiego pisarza i szukaniem literackich aluzji oraz głębszych znaczeń. Najpewniej jednak wszystko po trochu przeważyło na moich odczuciach względem "Prawdziwego życia Sebastiana Knighta".
Jest to też jedna z tych książek, których opis fabuły na odwrocie okładki jest lepszy niż samo dzieło w rzeczywistości. Narracja powieści prowadzona jest przez bohatera nazywanego po prostu V. (co jest pewnie aluzją do imienia autora). Ten dość młody Rosjanin po śmierci Sebastiana Knighta, który był jego przyrodnim starszym bratem oraz uznanym brytyjskim pisarzem, narrator podejmuje się napisania jego biografii. W tym celu podróżuje w różne miejsca związane z jego osobą, spotyka się i rozmawia z jego najbliższymi znajomymi i analizuje pod różnym kątem napisane przez niego powieści, starając się zdobyć pełny obraz życia Sebastiana Knighta. I choć Nabokov perfekcyjnie snuje narrację, wplata w książkę pewne elementy, które można by wziąć za autobiograficzne, a także jak zwykle w świetny sposób posługuje się różnego rodzaju metaforami, powieść nie wciąga - czytając ją miałem wrażenie, że ciągle "się rozkręca", ale ostateczny moment "rozkręcenia się" niestety nigdy nie nadchodzi.
W gruncie rzeczy jest to jednak wciąż dobra powieść, w której Nabokov zdaje się mówić o braku możliwości w pełni poznania drugiego człowieka, jego wnętrza, nawet po poznaniu zdaje się wszystkich szczegółów z jego życia. Mało tego, jest to również powieść o niemożności poznania nawet siebie samego. Psychika i emocjonalność człowieka, nawet w czasach wysoce rozwiniętej psychologii i psychiatrii, nie jest i nigdy nie będzie obszarem do końca zbadanym. Posiadanie szerokiej wiedzy na ten temat jest złudne, albowiem każdy człowiek jest inny, a jego wnętrze nikomu niedostępne.
7,5/10
Być może mój zachwyt nad Nabokovem trochę opadł, być może to po prostu trochę słabsza powieść w jego dorobku, a być może przeczytałem ją po prostu za szybko, poświęcając mniej czasu na delektowanie się stylem rosyjskiego pisarza i szukaniem literackich aluzji oraz głębszych znaczeń. Najpewniej jednak wszystko po trochu przeważyło na moich odczuciach względem...
2021-02-08
9,5/10
Ach! Jest to dopiero moja druga książka Nabokova, ale jestem już przekonany, że każda następna będzie równie dobra. Już w czasie czytania "Lolity" stał się moim ulubionym autorem i "Z nieprawej strony" (czasem tytuł, dla autora niezbyt ważny, bywa tłumaczony także jako "Nieprawe godło" bądź "Skośnie w lewo") utwierdza mnie w tym przekonaniu. Nie wiem jak Nabokov, który uznaje stwierdzenie "poważna literatura" za banał, który nie uważa siebie za satyryka czy pisarza społecznie zaangażowanego, który twierdzi, że jest obojętny na wszelkie ważne sprawy współczesnego mu świata, potrafi napisać coś tak wnikliwego i po prostu dobrego pod każdym względem. Fałszywa skromność? Pewnie tak.
Przede wszystkim, "Z nieprawej strony" jest jedną z najlepszych (a na pewno jedną z najbardziej niedocenianych) dystopii, jakie znam. Nabokov, zbieg z rewolucyjnej Rosji, tworzy obraz fikcyjnego państwa policyjnego, wzorowanego wyraźnie na obserwowane przez siebie totalitarne reżimy. Bohaterem czyni najsłynniejszego w kraju naukowca, filozofa Adama Kruga, będący jednostką nie tylko wybitną intelektualnie, ale też wrażliwą. Stawia go naprzeciw nie tylko opresyjnej machinie państwowej, łącznie z osobą samego dyktatora, z którym wiążą go osobiste porachunki z czasów szkolnych, ale także osobistej straty. Ujawniający się w pewnych momentach narrator (tożsamy z samym autorem) przedstawia czytelnikowi stopniową przemianę bohatera wobec otaczającej go rzeczywistości.
Nabokov ma ogromny talent do obrazowania sytuacji, psychologicznego wnikania w umysł bohatera oraz charakteryzowania ludzi i miejsc. Wspaniale posługuje się metaforami, ironią, groteską, farsą i pomysłowymi wyrażeniami. W tej powieści nie tylko wyśmiewa wszystkie totalitaryzmy, ale także utarte schematy narracyjne i językowe. Ilość spraw, które potrafi w satysfakcjonujący czytelnika sposób poruszyć, jest ogromna. Autor posuwa się nawet do stworzenia namiastki własnego języka, wymyślenia fikcyjnych tytułów książek i czasopism, mniej lub bardziej widocznych nawiązań literackich i historycznych.
Zgodnie z poglądem Nabokova, że literatura ma przede wszystkim zapewniać doznania estetyczne, "Z nieprawej strony" czyta się niezwykle przyjemnie, z zaciekawieniem, z zapałem, z satysfakcją. Przyczepić się można jedynie do narracji, która czasem zbyt płynnie przechodzi pomiędzy ironicznym realizmem a zagadkowym oniryzmem, przez co czasami cofałem się w tekście z myślą, że coś przeskoczyłem. Mimo tego, powieść zrobiła na mnie przeogromne wrażenie i będę ją bardzo miło wspominał. Kiedyś na pewno do niej wrócę.
9,5/10
Ach! Jest to dopiero moja druga książka Nabokova, ale jestem już przekonany, że każda następna będzie równie dobra. Już w czasie czytania "Lolity" stał się moim ulubionym autorem i "Z nieprawej strony" (czasem tytuł, dla autora niezbyt ważny, bywa tłumaczony także jako "Nieprawe godło" bądź "Skośnie w lewo") utwierdza mnie w tym przekonaniu. Nie wiem jak Nabokov,...
2021-02-08
8/10
"Pnin" jest jedną z najbardziej znanych powieści Nabokova, głównie za sprawą faktu, że została napisana i wydana po wielkim sukcesie "Lolity" - ugruntował pozycję autora wśród najwybitniejszych pisarzy amerykańskich tego okresu. "Pnin" to jest utrzymaną w wyjątkowo lekkim (jak na Nabokova) tonie opowieść o nie do końca udanym życiu rosyjskiego imigranta w Ameryce.
Choć wciąż przeczytałem zaledwie kilka powieści Nabokova, z pewnością nie jest to najlepsze jego dzieło. Jest zbyt prostolinijne, a przy "Lolicie" wydaje się być milutką bajeczką o podstarzałym panu i jego tragikomicznych pomyłkach. Oczywiście, Nabokov nie byłby sobą, gdyby nie ukrył w tym drugiego dnia i swoistej gry z czytelnikiem. Autor bowiem postmodernistycznie podchodzi do instytucji narratora, pozornie nawiązując do XIX-wiecznego narratora auktorialnego, który posiada swoją własną osobowość, mimo że pozostaje z boku. Nabokov korzysta z tego tradycyjnego zabiegu, by w ostatnim rozdziale wywrócić wszystko do góry nogami, odsłonić kilka tajemnic i intrygę, która się czaiła gdzieś za plecami Timofieja Pnina.
Tematycznie opowieść jest częściowo autoironiczna (niektóre wpadki Pnina autor inspirował własnym roztargnieniem, z którego był znany jako wykładowca) i przedstawia niezadowalające życie rosyjskim imigrantów u boku Wuja Sama. Rosyjscy intelektualiści, choć posiadają często intratne posady na uniwersytetach oraz pokaźne rezydencje, żyją tęsknotą do wyidealizowanego obrazu Mateczki Rosji z wierszy Puszkina czy powieści Lermontowa, Turgieniewa i Tołstoja, przy tym czując głębokie rozczarowanie rewolucją i bolszewizmem, które wygnały ich za wielki ocean.
Mimo wszystko, "Pnin", choć niebywale przyjemny, nie zrobił na mnie większego wrażenia. Jasne, Nabokov wciąż doskonale pisze i nawet tak proste i zwyczajne sprawy jak mierzenie pulsu, gra w krykieta, kupowanie piłki futbolowej czy nawet mycie naczyń (sic!) potrafi opisać w tak ogromnie oryginalny sposób, że aż co kilkanaście stron zatrzymuję się, by chwilę popodziwiać kolejne ciekawe sformułowanie, inteligentne porównanie czy poetycką metaforę.
8/10
"Pnin" jest jedną z najbardziej znanych powieści Nabokova, głównie za sprawą faktu, że została napisana i wydana po wielkim sukcesie "Lolity" - ugruntował pozycję autora wśród najwybitniejszych pisarzy amerykańskich tego okresu. "Pnin" to jest utrzymaną w wyjątkowo lekkim (jak na Nabokova) tonie opowieść o nie do końca udanym życiu rosyjskiego imigranta w...
2021-02-08
5,5/10
W tej przeciętnie napisanej, na wpół autobiograficznej powieści Bukowskiego nie znalazłem tej "mądrości na dnie szklanki whiskey", której tu szukałem. "Faktotum" nie ma fabuły, początku ani końca - to zbiór luźno powiązanych ze sobą anegdot z życia Chinaskiego/Bukowskiego, z jego tułaczki po spelunach Los Angeles i przelotnych pobytów w innych miastach Ameryki. Niektóre z tych historyjek są dość zabawne, mają pewien swój urok (który pojawił się tuż przed znużeniem), ale nie przedstawiają sobą większej wartości.
Świat "Faktotum" w pewnym sensie jest wytworem męskiej fantazji - każda kobieta wprost pcha się Chinasky'emu do łóżka (ew. paletę pełną puszek z farbami czy co tam się znalazło akurat w pobliżu), zawsze znajdzie się ktoś skory do poczęstowania whiskey czy portwajnem, a zarobienie paru groszy na alkohol czy wkręcenie się na jakąś imprezę. Bukowski wszystko sprowadza do prymitywnego seksu i alkoholu. Odniosłem wrażenie, że jego bohater mógłby osiągnąć znacznie więcej, gdyby tylko chciał i nie był taką leniwą, zadufaną w sobie mendą. W zasadzie wszystko mu się udaje, a gdy zostaje wylany z kolejnej roboty, to dzieje się to wyłącznie na jego własne życzenie. Mało tutaj realnych problemów czy trudnych do pokonania przeciwności losu.
Jak już wspomniałem, mimo wszystko jest w tym pewien urok. Jakoś w połowie powieści zacząłem czuć ten patologiczny klimat dzielnic nędzy, ciężkiego okresu końca II Wojny Światowej, powracających weteranów i przybywających emigrantów. Ale aż się prosi o zarysowanie głębszego obrazu społecznego czy portretu psychologicznego głównego bohatera, który zamiast mieć realne powody do bycia wykolejeńcem, jest po prostu leniwy, skrajnie antypatyczny i tylko irytuje swoimi przemądrzałymi tekstami.
5,5/10
W tej przeciętnie napisanej, na wpół autobiograficznej powieści Bukowskiego nie znalazłem tej "mądrości na dnie szklanki whiskey", której tu szukałem. "Faktotum" nie ma fabuły, początku ani końca - to zbiór luźno powiązanych ze sobą anegdot z życia Chinaskiego/Bukowskiego, z jego tułaczki po spelunach Los Angeles i przelotnych pobytów w innych miastach Ameryki....
2021-02-08
2,5/10
"Wystarczy być" to po "Malowanym ptaku" najbardziej znane dzieło Kosińskiego, Polaka z pewnymi sukcesami piszącego w Ameryce. Sięgnąłem po nią po usłyszeniu gorących poleceń, więc tym bardziej moje rozczarowanie tą książką jest większe. "Wystarczy być" jest rozmiarów opowiadania, ale z jakiegoś względu powszechnie traktowane jest jak powieść.
Kosiński opowiada historię pana Losa (mr Chance'a w oryginale), samotnego ogrodnika, który z dziwnych powodów zamieszkuje posiadłość pewnego starszego człowieka. Nie ma żadnych znajomych ani nawet rodziny, a świat zewnętrzny zna tylko z telewizji, którą namiętnie ogląda. Gdy jego pracodawca i opiekun zarazem umiera, Los z powodów prawnych zostaje zmuszony do wyruszenia w wielki świat. Przypadkiem poznaje żonę poważanego polityka i zostaje zaproszony do ich domu. Swoją niewiedzę na temat funkcjonowania świata maskuje opanowaniem i wymijającymi odpowiedziami, w których zwykle nawiązuje do zajmowania się ogrodem. W ten sposób zdobywa sławę i uznanie amerykańskich kręgów politycznych, popularność w telewizji, a nawet zostaje wysunięty do kandydatury na prezydenta.
Przedstawiłem tutaj prawie całą fabułę powieści Kosińskiego, ponieważ szczerze ją odradzam i uważam ją za stratę czasu. "Wystarczy być" jest po prostu bardzo naiwne i oparte na wyłącznie jednym, niezbyt dobrze wykorzystanym motywie prostaczka. Satyra i humor są tak niewyobrażalnie puste, mało trafne i po prostu nieśmieszne. Prostacki styl Kosińskiego sprawia, że książkę czyta się z zażenowaniem, zwłaszcza niektóre sztuczne dialogi i fragmenty dotyczące seksu. Do tego zakończenie jest tak niespodziewanie urwane, że myślałem, że w moim wydaniu zabrakło stron. Po policzeniu stron i porównaniu z wersją elektroniczną znalezioną w internecie okazało się, że właśnie tak się kończy to dzieło.
Jedna z najgorszych książek, które miałem nieprzyjemność przeczytać. Jedyną jej zaletą jest mała liczba stron i brak treści szkodliwych społecznie.
2,5/10
"Wystarczy być" to po "Malowanym ptaku" najbardziej znane dzieło Kosińskiego, Polaka z pewnymi sukcesami piszącego w Ameryce. Sięgnąłem po nią po usłyszeniu gorących poleceń, więc tym bardziej moje rozczarowanie tą książką jest większe. "Wystarczy być" jest rozmiarów opowiadania, ale z jakiegoś względu powszechnie traktowane jest jak powieść.
Kosiński opowiada...
2021-02-08
8/10
"Ostatni seans filmowy" to kolejna powieść, o której usłyszałem za sprawą bardziej znanego filmu. W tym wypadku niesłusznie książka pozostaje w cieniu - oba dzieła są na podobnym poziomie, choć literatura naturalnie wygrywa w kilku kwestiach. Powieść opowiada o dobrodusznym Sonny'm, siedemnastolatku dorastającym w małym miasteczku w środku Teksasu. Choć autor koncentruje się przede wszystkim na nim, to czytelnik będzie miał też sporo okazji prześledzić pewien okres w życiu jego przyjaciela, twardogłowego Duane'a, i jego dziewczyny, pięknej Jacy, a także kilku innych postaci, w tym dorosłych.
To przede wszystkim opowieść o zmierzchu małomiasteczkowej Ameryki. W teksańskiej Thalii na początku lat 50. jedyną rozrywką są mecze sromotnie przegrywającej każdą rozgrywkę drużyny futbolowej, w której gra Sonny i jego przyjaciel. Oprócz meczów można też iść do obskurnej bilardowni, w której jednak nie ma sensu grać, bo i tak każdą partię wygra Abilene, a jemu nikt nie może dorównać. Jest też kino, ale nawet i ono zaczyna podupadać finansowo, gdy większe zainteresowanie zaczyna budzić telewizja. W tej atmosferze jednostajnej nudy i rozgoryczenia, toczą się liczne drobne codzienne dramaty. Romanse są nieporadne, przyjaźń wymuszona, rozmowy niezręczne, jakiekolwiek sukcesy są nikłe, problemy są raczej żałosne, seks frustrująco niesatysfakcjonujący, związki rodzinne iluzoryczne lub tylko oficjalne a prywatność po prostu nie istnieje. Autorowi udaje się dokonać bardzo udanej wiwisekcji małej, ogarniętej apatią społeczności i poczucie braku perspektyw na odnalezienie miłości czy szczęścia.
Pewne wątpliwości natury moralnej może budzić licznie pojawiający się na kartach "Ostatniego seansu" seks w różnych postaciach. Jest tu cały wachlarz różnorodnych podejść do tematu, który w powieści odgrywa znaczącą rolę w dorastaniu. Powieść pod pewnymi względami może być uznana przez niektórych za niesmaczną, ale właściwie taki też bywa seks, a McMurthy wyraźnie postawił na naturalizm w tej kwestii. Seks jest więc jak niektóre relacje i zachowania poszczególnych bohaterów, jest tak samo niezręczny, głupi, obrzydliwy i nierzadko jednostronny. Czasem jest jednak chwilą jedynej przyjemności, jaką można zażyć w tym półmartwym miasteczku, które wszyscy zdają się przeklinać.
McMurthy pisze na wskroś amerykańsko, więc czyta się go bardzo przyjemnie. Prezentowane przez pisarza obrazy są często po prostu nieładne, ale przy tym plastyczne i opisane inteligentnie. Postaci są całkiem dobrze zarysowane, ich rozterki i problemy wydają się być autentyczne, mimo że z boku mogą wydawać się śmieszne i żałosne. Ale takie jest właśnie życie, którego kawałek autor próbował pokazać w "Ostatnim seansie filmowym". Bardzo dobra, żywo pozostająca w pamięci powieść.
8/10
"Ostatni seans filmowy" to kolejna powieść, o której usłyszałem za sprawą bardziej znanego filmu. W tym wypadku niesłusznie książka pozostaje w cieniu - oba dzieła są na podobnym poziomie, choć literatura naturalnie wygrywa w kilku kwestiach. Powieść opowiada o dobrodusznym Sonny'm, siedemnastolatku dorastającym w małym miasteczku w środku Teksasu. Choć autor...
2021-02-08
7,5/10
W "Małych kobietkach" Louisa May Alcott poprzez fikcyjne wydarzenia i postaci opisała w pewnym stopniu życie swojej własnej rodziny, bazując na wspomnieniach z czasów nastoletnich. Fabuła jest złożona z drobnych epizodów zawierających mniej więcej rok z życia czterech sióstr March: starszych Meg i Jo oraz młodszych Beth i Amy, jednak to obdarzona porywczym temperamentem i talentem literackim Jo wysuwa wielokrotnie na pierwszy plan.
Siostry March były niegdyś bogate, ale teraz muszą uporać się z często uciążliwymi urokami skromnego życia, podczas gdy ich ojciec bierze udział w Wojnie Secesyjnej. Każda bohaterka obdarzona jest skrajnie innym charakterem, z których naturalnie wynikają różne sytuacje, które nie zawsze są tak zabawne, jak chciałyby tytułowe kobietki. Ich bliskim przyjacielem staje się dżentelmeński mimo młodego wieku panicz Laurie, bogaty sąsiad sióstr, wychowany przez samotnego dziadka. Razem nie tylko bawią się i przeżywają różne przygody, ale uczą się wzajemnego szacunku i ciągłego optymizmu.
Każdy rozdział "Małych kobietek" zwykle stanowi pouczającą lekcję dla jednej lub kilku sióstr, ale to moralizatorstwo w wykonaniu Alcott nie jest w żaden sposób infantylne. Jej styl jest bardzo płynny, miły i nadzwyczaj celny. Autorka rzadko ujawnia swoje zdanie na temat tego, co opisuje, a gdy jednak to czyni, wychodzi jej to bardzo naturalnie. Powieść jest utrzymana w niezwykle ciepłym, przyjemnym tonie - choć pierwsze rozdziały wydawały mi się dość nijakie, to już po kilku z nich zapomniałem, że czytam książkę dla młodzieży i z radością chłonąłem kolejne przygody i dzieliłem troski sióstr.
Chociaż jest to powieść oryginalnie skierowana do młodych panien, jest uniwersalną opowieścią o rodzinie, która trafi z pewnością do każdego czytelnika obdarowanego otwartym umysłem. Od "Małych kobietek" Louisy May Alcott zaczyna się amerykańska powieść realistyczna dla młodzieży, której przykładem będą także nieco późniejsze dzieła Marka Twaina. Również właśnie z tego powodu powieść Amerykanki stała się z miejsca światowym klasykiem. Przyjemna, ciepła i bardzo satysfakcjonująca lektura. Z pewnością kiedyś sięgnę po kontynuacje "Małych kobietek"
7,5/10
W "Małych kobietkach" Louisa May Alcott poprzez fikcyjne wydarzenia i postaci opisała w pewnym stopniu życie swojej własnej rodziny, bazując na wspomnieniach z czasów nastoletnich. Fabuła jest złożona z drobnych epizodów zawierających mniej więcej rok z życia czterech sióstr March: starszych Meg i Jo oraz młodszych Beth i Amy, jednak to obdarzona porywczym...
2021-02-07
7/10
Ciężko mi traktować "Myszy i ludzie" jak pełnoprawną powieść, skoro jest to jednowątkowa opowiastka, w dodatku napisana bardzo zwyczajnie i wręcz lakonicznie. Nasuwa mi się stwierdzenie, że ten najbardziej znany utwór Steinbecka to kwintesencja amerykańskiej literatury XX wieku, wraz z jej całą specyfiką oraz wszystkimi zaletami i wadami.
"Myszy i ludzie" to opowieść tocząca się w czasach wielkiego kryzysu gdzieś w środku Kalifornii, ale z dala od wielkich miast. Dwóch przyjaciół przemierza stan od rancza do rancza, oglądając się za robotą. Choć bardzo się od siebie różnią (George musi ciągle niańczyć dziecinnego Lenniego), mają wspólne marzenie o posiadaniu kawałku ziemi i pod tym względem są jak jedni z wielu robotników marzących o stabilizacji. Z tego względu utwór Steinbecka to opowieść o społecznej niedoli, która także rozprawia się cicho z mitem "amerykańskiego snu". Na pierwszy plan wysuwa się jednak trudna przyjaźń.
Prostolinijna ale efektywna powieść. Czyta się szybko, łatwo i przyjemnie, ale pozostawia pewien niedosyt, zważywszy na wielką popularność tego dzieła i fakt, że ciągle jest umieszczania w kanonie. Jednak jak wspomniałem, "Myszy i ludzie" to w pewnym sensie samo serce literatury amerykańskiej, od którego najlepiej zacząć zaznajamianie się z klasykami zza oceanu. Po wcześniejszym przeczytaniu chociażby "Lotu nad kukułczym gniazdem" czy nawet "Wielkiego Gatsby'ego" może rozczarować.
7/10
Ciężko mi traktować "Myszy i ludzie" jak pełnoprawną powieść, skoro jest to jednowątkowa opowiastka, w dodatku napisana bardzo zwyczajnie i wręcz lakonicznie. Nasuwa mi się stwierdzenie, że ten najbardziej znany utwór Steinbecka to kwintesencja amerykańskiej literatury XX wieku, wraz z jej całą specyfiką oraz wszystkimi zaletami i wadami.
"Myszy i ludzie" to opowieść...
2021-02-07
8,5/10
"Szklany klosz", mimo że prezentuje bardzo konkretne realia i fabularyzowaną autobiografię Sylvii Plath, jest szalenie uniwersalny i wciąż aktualny w wymowie. Pierwsze rozdziały powieści Plath robią spore wrażenie - to właśnie w niej toczy się największy dramat Esther/Sylvii. Obserwujemy jak stopniowo, krok za krokiem, rozpada się jej starannie ułożone i zaplanowane życie, jak uciekają przed nią życiowe szanse. Naprawdę łatwo zidentyfikować z Esther i jej problemami, które Plath opisuje prostym i jasnym językiem, okraszonym wieloma ciekawymi metaforami. Pamiętne jest zwłaszcza porównanie z drzewem figowym.
Świat powieści składa się niemalże wyłącznie z kobiet - samej bohaterki, jej koleżanek, przełożonej, matki, w końcu lekarek i pielęgniarek. Kobiet, które muszą radzić sobie same bądź opiekują się sobą nawzajem. Mężczyźni występują w "Szklanym kloszu" w głównej mierze jako potencjalni partnerzy, z których Esther musi wybrać przyszłego męża. Musi, bo tak jej wpojono. To jednak oni ustalają zasady gry, ponadto traktują ją z góry i z pewną rezerwą, często za maską fałszywej życzliwości, która skrywa tzw. "dobrotliwy seksizm". Jest to bardzo pesymistyczny obraz społeczeństwa patriarchalnego. Plath stawia wyraźną linię pomiędzy światem kobiet i mężczyzn. Po jej doświadczeniach, po tym jak wyglądały jej czasy, musiała sądzić, że te dwie płaszczyzny nigdy się nie spotkają, nawet w formie tradycyjnego małżeństwa.
Druga część "Szklanego klosza" przedstawia proces leczenia, co szczerze mówiąc nie jest już szczególnie interesujące. Moje wątpliwości budzi także nagły przeskok pomiędzy zagubieniem, ale wciąż zdrowiem psychicznym, a całkowitą niestabilnością i ciągłymi myślami samobójczymi - choć nie jestem psychologiem ani psychiatrą, by realnie ocenić wiarygodność psychologiczną opisywanych przez autorkę stanów. Sądzę, że Plath wiedziała co pisze, bowiem doświadczyła tego na własnej skórze.
8,5/10
"Szklany klosz", mimo że prezentuje bardzo konkretne realia i fabularyzowaną autobiografię Sylvii Plath, jest szalenie uniwersalny i wciąż aktualny w wymowie. Pierwsze rozdziały powieści Plath robią spore wrażenie - to właśnie w niej toczy się największy dramat Esther/Sylvii. Obserwujemy jak stopniowo, krok za krokiem, rozpada się jej starannie ułożone i zaplanowane...
2021-02-07
9/10
"Wspaniałość Ambersonów" rozpoczyna się w najlepszy możliwy sposób przy tematyce książki - od opisania obyczajów i nastrojów w fikcyjnym mieście (wzorowanym na Indianapolis) na przełomie XIX i XX wieku. Autor następnie powoli wprowadza kolejne postacie i rozpoczyna historię. Z początku jest to dość zwykły melodramat, ale niezwykły pod tym względem, że opisany prawie wyłącznie z punktu widzenia aroganckiego do granic możliwości spadkobiercy rodu Ambersonów, Georgiego Minafera. W pierwszych rozdziałach przede wszystkim uwagę przyciąga subtelnie zachodząca przemiana w młodzieńcu pod wpływem miłości do Lucy Morgan, która odwzajemnia uczucie, zdając się nie dostrzegać podłego charakteru oraz wąskiego światopoglądu Georgiego
Sądziłem, że całość książki będzie dotyczyć wyłącznie relacji młodych, ale w drugim akcie powieści na pierwszy plan zaczynają wychodzić pozostałe postaci z rodziny matka Georgiego - Isabel Minafer z domu Amberson, jej brat George oraz szwagierka Fanny. Co ciekawe, dziadek Georgiego i głowa całej rodziny - major Amberson - choć pojawia się wielokrotnie w powieści to aż do samego końca pozostaje wyraźnie w cieniu, traktowany jest przez autora jako symbol i relikt przeszłej epoki. Duże znaczenie zaczyna mieć też ojciec panny Lucy, motoryzacyjny przedsiębiorca Eugene Morgan - symbol nowej epoki. Od tego momentu "Wspaniałość Ambersonów" przestaje być opowieścią romantyczną a raczej złożonym dramatem rodzinnym. Autor raczej unika wnikania w psychikę bohaterów, woląc charakteryzować ich słowem i czynem, co wychodzi bardzo udanie. Skomplikowane i niejasne relacje rodzinne (zwłaszcza pomiędzy Georgiem a resztą rodziny) czynią tą książkę naprawdę zajmującą, prowadząc bohaterów do nadciągającej zguby.
Wszystko toczy się ku zagładzie rodu, nieszczęścia spadają na nich nagłą i niespodziewaną kaskadą. Nagle czytelnik jest postawiony przed wręcz żałosnym obrazem - teraz to Georgie jest reliktem przeszłości i musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, a rodzinne miasto w jednej chwili się zmieniło się całkowicie i staje się dla niego miejscem obcym. Zakończenie pozostawia pewną nadzieję dla Georgiego - wolałbym, by było jednoznacznie negatywne, o znacznie smutniejszym wydźwięku. Mimo to, porównać można je do nieuchronnego fatum i choć w pewnym momencie Fanny Minafer i George Amberson (wuj Georgiego) próbują "zasymilować się" z groźną dla nich branżą motoryzacyjną, ponoszą dotkliwą klęskę, która pogłębia niedolę i przyspiesza gwałtowny upadek wspaniałości Ambersonów.
Na koniec wspomnę jeszcze, że Georgie jest świetną postacią - do ostatnich stron powieści wciąż pozostaje arogancki i jak się okazuje to głównie on przyczynił się do upadku rodziny, a mimo to czytelnik jest w stanie zrozumieć jego samolubne postępowanie i z nim sympatyzować, choć na początku był naprawdę irytującym dzieciakiem. "Wspaniałość Ambersonów" to iście wspaniała powieść, ale brakuje mi tutaj tylko mocniejszego zakończenia i trochę lepiej rozplanowanego pierwszego aktu powieści.
9/10
"Wspaniałość Ambersonów" rozpoczyna się w najlepszy możliwy sposób przy tematyce książki - od opisania obyczajów i nastrojów w fikcyjnym mieście (wzorowanym na Indianapolis) na przełomie XIX i XX wieku. Autor następnie powoli wprowadza kolejne postacie i rozpoczyna historię. Z początku jest to dość zwykły melodramat, ale niezwykły pod tym względem, że opisany prawie...
5,5/10
Do sięgnięcia po ten tomik skusiła mnie oczywiście sława filmu Finchera, który planowałem od dawna obejrzeć. Tytułowe opowiadanie było całkiem niezłe, ale bardzo prostolinijne i oparte tylko na tym jednym pomyśle Marka Twaina. Łatwo się domyślić, że filmowa adaptacja "Ciekawego przypadku Benjamina Buttona" jest raczej wyłącznie inspirowana opowiadaniem.
Pozostałe nowele są jednak tak potwornie nijakie, że aż drażniące w swojej przeciętności, mimo dość dobrego (choć nadal zwyczajnego) języka Fitzgeralda. W dodatku często oparte są na humorze niezbyt wysublimowanym i po prostu nietrafionym, zupełnie niezabawnym. Jedynym opowiadaniem, jakie się choć trochę wyróżniło, jest zdecydowanie "Przybrzeżny pirat", fabułą przypominający klasyczną komedię romantyczną "Ich noce". Niemniej nawet to dziełko nie zaliczyłbym do szczególnie udanych - co najwyżej w porządku.
5,5/10
więcej Pokaż mimo toDo sięgnięcia po ten tomik skusiła mnie oczywiście sława filmu Finchera, który planowałem od dawna obejrzeć. Tytułowe opowiadanie było całkiem niezłe, ale bardzo prostolinijne i oparte tylko na tym jednym pomyśle Marka Twaina. Łatwo się domyślić, że filmowa adaptacja "Ciekawego przypadku Benjamina Buttona" jest raczej wyłącznie inspirowana opowiadaniem.
Pozostałe...