-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2021-06-09
2021-02-07
2021-02-08
8,5/10
"Przemiana" Kafki jest prostym, ale fantastycznie skonstruowanym opowiadaniem. Gregor Samsa, młody komiwojażer mieszkający z rodziną, budzi się pewnego ranka przemieniony w ogromnego robaka, co pociąga za sobą szereg absurdalnych wydarzeń. Choć dotychczas utrzymywał rodziców i młodszą siostrę, teraz on staje się dla nich ciężarem. Więzi rodzinne staję się coraz bardziej nikłe, tak jak człowieczeństwo Gregora.
Absurd rodzi znaczną ilość humoru, który zostaje uwypuklony przez prosty i zdystansowany język Kafki. Jednakże za tym humorem skrywa się swoisty i rzeczywiście smutny dramat. Być może tytułowa przemiana bohatera jest metaforą depresji czy innej choroby, która sprawia, że Gregor traci stopniowo pracę, chęć do życia, apetyt i w końcu rodzinę, która nie rozumie stanu, w jakim się znalazł - z czasem zapominają o prawdziwym Gregorze, tracą cierpliwość do niego, aż w końcu czują tylko niechęć i obrzydzenie.
8,5/10
"Przemiana" Kafki jest prostym, ale fantastycznie skonstruowanym opowiadaniem. Gregor Samsa, młody komiwojażer mieszkający z rodziną, budzi się pewnego ranka przemieniony w ogromnego robaka, co pociąga za sobą szereg absurdalnych wydarzeń. Choć dotychczas utrzymywał rodziców i młodszą siostrę, teraz on staje się dla nich ciężarem. Więzi rodzinne staję się coraz...
2021-02-07
10/10
"Zamek" jest to druga powieść Kafki, wydana pośmiertnie i bez zgody autora. Dla świata literatury byłoby wielką stratą, gdyby Max Brod (przyjaciel Kafki) uszanowałby jego wolę. Jakże niskie mniemanie o własnej twórczości musiał mieć Kafka! Obwiniać o to można tylko jego zaborczego ojca, który już w dzieciństwie zniszczył pewność siebie swojego syna. Ale gdyby Kafka nie był obciążony tym bagażem emocjonalnym stworzyłby tak wielkie dzieło?
Powieść "Zamek" znacznie przewyższa powszechnie znany wszystkim "Proces" w praktycznie każdym aspekcie, dlatego nie rozumiem dlaczego to odniesienia do tej drugiej powieści są tak wszechobecne w kulturze. "Zamek" jest dziełem w zasadzie o tym samym, napisanym znacznie lepiej, bardziej spójnie (nie jest to już zbiór epizodów), a przy tym oczywiście ciekawiej. Absurd goni absurd aż do ostatniej strony. Pełno tu humoru (właśnie absurdalnego, ze szczyptą czarnego). Znużenie się może wkraść dopiero na ostatnich stronach, gdzie Kafka celowo umieszcza niezwykle długie monologi.
Znacznie lepsza jest też postać głównego bohatera, który jest tak samo enigmatyczny jak kafkowski świat w powieści. Informacje, które K. udziela innym bohaterom powieści, często sugerują czytelnikowi, że są kłamstwem, a czasami nawet nie są ze sobą spójne, ponieważ K. z "Zamku" to nie jest ten pasywny Józef K. z "Procesu", ciągle zagubiony i polegający na innych. Bohater "Zamku", choć trafia do będącej miejscem akcji odosobnionej wioski jako obcy, który stara się zrozumieć "tubylczą" społeczność, jest przebiegły i interesowny, a nawet niezwykle elokwentny, gdyż jego argumenty są niezwykle sensowne i przekonujące, jeśli nie dla jego rozmówcy to chociaż dla czytelnika. Wydaje się, że jest przekonany, że potrafi zrozumieć otaczającą go rzeczywiście. Jednocześnie jego postać budzi największe pytania: czy K. rzeczywiście jest geometrą? Co go sprowadziło do wioski? Jaki jest jego cel? Co zamierza teraz zrobić? Dlaczego Zamek przyzwolił na jego pobyt? Dlaczego przyznano mu "pomocników"?
W wiosce pod tytułowym Zamkiem, który jest niedostępny tak bardzo, że nawet K. ani razu nie zastanawia się nad próbą dostania się tam, mieszka plejada niezwykłych postaci. Są tu sprytne barmanki i służące (zwłaszcza enigmatyczna Frieda, kilkudniowa narzeczona K.), aroganckie właścicielki oberż i zajadów, nierozgarnięci posłańcy, oberżyści i parobkowie, nieobecni duchem sekretarze, apodyktyczny i surowy nauczyciel, niezwykle inteligentny na swój wiek uczciwy uczeń, a zwłaszcza irytujący do granic możliwości "pomocnicy" K., których samemu chciałoby się zdzielić. To właśnie te postaci budują szczególną, kafkowską atmosferę w "Zamku". Pomimo tego, że często wprost mówią K. o swoich spostrzeżeniach, to ich zamiary są nieodgadnione. Wydaje się, że każda, nawet najmniejsza osoba, która pojawia się na kartach powieści ma swoją konkretną rolę do odegrania.
"Zamku" nie sposób rozumieć, ta powieść wręcz wymusza mnogość interpretacji. Krytyka biurokracji i społecznych konwenansów wydaje się być oczywistą drogą do rozszyfrowywania znaczenia tej wybitnej powieści Kafki, ale tak naprawdę jednocześnie najprostszą i najpłytszą, która do niczego nie zaprowadzi nikogo. Wspomniany Max Brod w przedmowie do pierwszego wydania "Zamku" wysunął tezę, że "Proces" jest o karze Boskiej, zaś "Zamek" - łasce. Bardzo podoba mi się ta interpretacja, bo jest prosta i nieoczywista zarazem, a przy tym wydaje się trafna. W końcu był to człowiek, który najbliżej znał Kafkę, co daje mu szczególne pierwszeństwo przy odgadywaniu znaczenia twórczości praskiego pisarza.
10/10
"Zamek" jest to druga powieść Kafki, wydana pośmiertnie i bez zgody autora. Dla świata literatury byłoby wielką stratą, gdyby Max Brod (przyjaciel Kafki) uszanowałby jego wolę. Jakże niskie mniemanie o własnej twórczości musiał mieć Kafka! Obwiniać o to można tylko jego zaborczego ojca, który już w dzieciństwie zniszczył pewność siebie swojego syna. Ale gdyby Kafka...
2021-02-10
2021-02-10
2021-02-07
10/10
Tak, zostałem ferdydurkistą! Tę lekturę szkolną darzyłem swego czasu szczególną nienawiścią i uznawałem za najgorszą rzecz z całego języka polskiego. Na drugim miejscu była "Zbrodnia i kara". Najwyraźniej zmądrzałem, bowiem po latach "Ferdydurke" mnie zachwycił już od pierwszych stron, choć wciąż byłem dość chłodno nastawiony do perspektywy jej przeczytania.
Powieść Gombrowicza jest doskonała pod praktycznie każdym względem, zwłaszcza jeśli chodzi o błyskotliwą zabawę słowem. Skąd te wszystkie pupy, mordy, gwałty, łydki i jeszcze raz pupy? Sądzę, że jest to związane z Formą, o której Gombrowicz obszernie mówi w którymś z pierwszych rozdziałów "Ferdydurke". Poprzez nagminnie używanie słów kojarzących się nieprzyzwoicie (ale nie na tyle, by być uznawane za wulgarne) autor pokazuje, że nawet coś niezbyt wzniosłego w owej Formie może być sztuką, czymś stawianym na piedestale. Liczy się to, co chce się osiągnąć. I Gombrowiczowi właśnie udaje się osiągnąć swój cel - udowadnia, że nawet łamiąc wszelkie dotychczasowe zasady, można stworzyć arcydzieło.
"Ferdydurke" sprawnie działa też jako satyra na międzywojenną Polskę okresu rządów Sanacji i polskość ogólnie. Mamy tu krytykę systemu edukacji wraz z promowanymi przez szkołę narodowymi świętościami (m.in. Gałkiewicz i słynna scena o zachwycaniu się Słowackim) i szkoły jako mikrospołeczności ze swoimi własnymi tarciami (pojedynek na miny i gwałt przez uszy) w pierwszej części. Potem satyrę na dom mieszczański, w którym toczy się ciągła walka nowoczesności ze staroświeckością. Później zaś krytykę dworu ziemiańskiego, ostoję zacofania, zbytku i wyzysku.
To, czym "Ferdydurke" mnie też zachwyciło to humor - jest go naprawdę sporo. Właściwie cała książka jest niewiarygodnie zabawna i wciągająca. Bawiłem się przy niej wyśmienicie, kilka razy wybuchając śmiechem lub się szczerząc głupkowato przy przewracaniu kolejnych stron. Groteskowość wydarzeń czy używanych w narracji słów jest wręcz porażająca. Posługiwanie się nonsensem, lekkim surrealizmem i absurdem Gombrowicz opanował w stopniu mistrzowskim.
Pod wieloma względami powieść Gombrowicza przypomina mi "Proces" Kafki, tylko w znacznie jaśniejszych barwach. Kafka miał ogromny wpływ na literaturę, który widać moim zdaniem także u Gombrowicza, ale to jednak ten polski awangardzista stworzył znacznie wspanialszą, bardziej interesującą i bardziej przyjemną powieść. Coś wspaniałego.
10/10
Tak, zostałem ferdydurkistą! Tę lekturę szkolną darzyłem swego czasu szczególną nienawiścią i uznawałem za najgorszą rzecz z całego języka polskiego. Na drugim miejscu była "Zbrodnia i kara". Najwyraźniej zmądrzałem, bowiem po latach "Ferdydurke" mnie zachwycił już od pierwszych stron, choć wciąż byłem dość chłodno nastawiony do perspektywy jej przeczytania.
Powieść...
7,5/10
"Diable eliksiry" Hoffmanna powstały w wyniku inspiracji zarówno "Mnichem" Lewisa, jak i wizytą autora w klasztorze kapucynów w Bambergu, gdzie prawdopodobnie umieścił akcję powieści (miejscowość występuje wyłącznie pod inicjałem). Jest to, krótko mówiąc, prawdziwy romantyczny wór pełen występku, zbrodni, chuci, intryg, tajemnic, obłędu, egzaltacji, frenezji, szaleństwa i dewocji.
Początkowo powieść Hoffmanna zaczyna się bardzo spokojnie i już od pierwszych zdań można się oczarować subtelnie wyrafinowanym językiem autora. Szybko jednak sielankowe życie bohatera, którym jest kapucyn Medard, przemienia się w istny gotycki koszmar - razem z nim zostaniemy wplątani w sieć nie tyle co nieprawdopodobnych, co wprost niedorzecznych intryg i powiązań rodzinnych. Fabuła jest tak skomplikowana, że aby zrozumieć ją w pełni, trzeba by wypisać wszystkie postaci, a następnie rozrysować. Na szczęście niektóre elementy historii są powtarzane kilkukrotnie, dzięki temu główny jej sens można załapać i bez tego. Ponadto być może to pierwsza powieść psychologiczna we współczesnym rozumieniu, poprzez wątek sobowtóra traktująca o rozpadzie osobowości, gdyż sam Medard kilkukrotnie uznaje się w swojej narracji za Wiktoryna, a Wiktoryn podaje się za Medarda.
To co mnie jednak najbardziej zainteresowało w "Diablich eliksirach" to atmosfera, nie będąca wyłącznie gotycką rodem z czarnego romantyzmu, ale wręcz kafkowskiego zagubienia i paranoi. Buduje to nie tylko fabularna zawiłość, ale też sam język, nienaturalne długie monologi oraz ilość absurdu i elementy nadprzyrodzone ocierające się wręcz o prawdziwy, współczesny surrealizm. Wydaje się więc, że słynny Kafka czerpał po prostu z dorobku literatury niemieckiego romantyzmu, bo rodowód jego atmosfery w "Procesie" czy "Zamku" upatruję także w nowelach Kleista czy dramatach Goethego. Świadczy to przede wszystkim o pewnej wspólnocie, która łączy literatów w obrębie jednego języka i narodu, pozwalająca wyodrębnić elementy i cechy powtarzające się w dziełach jednej kultury. W wypadku literatury niemieckiej byłby ten pewien absurd, pomieszanie z poplątaniem i ta niepokojąca niepewność.
Gdy w czasie czytania drugiego rozdziału zrozumiałem, z jaką książką będę miał do czynienia (czyli nie tylko z wariacją na temat "Mnicha" Lewisa i zwykłą opowiastką grozy), byłem bliski zupełnego zachwytu. Jednak im bardziej zbliżałem się do końca, tym moja fascynacja zaczęła zanikać. Czegoś mi zabrakło w "Diablich eliksirach" i ostatecznie nie wiem, jak ją należy rozumieć. Nie jest to raczej krytyka na dewocyjny katolicyzm (czym była powieść Lewisa), gdyż przez literacki styl przebija raczej fascynacja i uznanie Hoffmanna dla ludzi prowadzących klasztorne życie. Oczywistym jest temat schizofrenii i rozpadu osobowości, bardzo ciekawie ujęty jak na czas powstania utworu, ale nie na tyle odkrywczy, by skłonić do głębszych przemyśleń. Podejrzewam też, że po pewnym czasie, treść "Diablich eliksirów" zupełnie mi się zatrze w pamięci. Niemniej powieść polecam wszystkim, którzy czytają nie tylko dla przyjemności i chcą w czasie czytania głowić się "o co tu właściwie chodzi".
7,5/10
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Diable eliksiry" Hoffmanna powstały w wyniku inspiracji zarówno "Mnichem" Lewisa, jak i wizytą autora w klasztorze kapucynów w Bambergu, gdzie prawdopodobnie umieścił akcję powieści (miejscowość występuje wyłącznie pod inicjałem). Jest to, krótko mówiąc, prawdziwy romantyczny wór pełen występku, zbrodni, chuci, intryg, tajemnic, obłędu, egzaltacji, frenezji,...