-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2021-05-24
2021-04-09
2021-02-08
9/10
Choć Witkacy twierdził, że powieść wg jego definicji sztuki nigdy sztuką nie będzie, to i tak za swojego życia wydał dwie całkiem sporych rozmiarów powieści - pierwszą z nich było "Pożegnanie jesieni", napisane kilkanaście lat po młodzieńczych "622 upadkach Bunga", wydrukowanych jednak dopiero kilka dekad po samobójstwie autora, który zrezygnował z jej wydawania.
Fabuła "Pożegnania jesieni", przynajmniej początkowo, jest bardzo nikła i czysto pretekstowa. Łatwo się zrazić do powieści w czasie czytania pierwszych 150 stron, gdyż wypełniają je niemalże zawiłe dialogi o filozofii metafizycznej, naszpikowane trudnymi pojęciami i Witkiewiczowskimi neologizmami (choć nie jest tak ciężko jak chociażby w "Szewcach"). Nic dziwnego, skoro sam autor "Pożegnanie jesieni" nazwał "powieścią metafizyczną". Potem jednak robi się znacznie lżej, stosunki pomiędzy postaciami i ich poglądy zostają określone i fabuła idzie wartko do przodu, a do osobliwego stylu Witkacego czytelnik zaczyna się przyzwyczajać.
Witkiewicz w "Pożegnaniu jesieni" grupę znajomych: młodych i zepsutych arystokratów, skupionych wokół melancholijnego Atanazego Bazakbala, który wciąż nie może się zdecydować pomiędzy dwiema skrajnie różnymi kobietami - drapieżnie seksualną i ciągle cudownie "nawracającą się" na kolejną wiarę Helę Bertz oraz narzeczoną Atanazego, spokojną i delikatną Zosię. Wśród kilku nakreślonych postaci moje serce skradł zwłaszcza hrabia Łohoyski, jasnowłosy homoseksualista z ciągami do kokainy (w którą wciąga Atanazego) i młodych górali. Pewne wątki, sytuacje i niektóre aspekty postaci noszą silne znamiona autobiografizmu, bowiem wystarczy zaznajomić się z życiem Witkiewicza, by odnaleźć pewne punkty wspólne - chociażby kochanka pisarza, aktorka Irena Solska, zawsze znajdzie swoje odbicie we wszystkich demonicznych kobietach z jego twórczości, a Zosia i scena jej samobójstwa w górach jest niemalże dokładną kopią okoliczności śmierci narzeczonej samego Witkiewicza. Autor buduje tu osobliwy, duszny i ciężki klimat dekadencji, z jednej strony żałosnej i śmiesznej w swej nieudolności, z drugiej strony pełnego smutku poprzez rozpaczliwe próby nasycenia się życiem, co prowadzi tylko do egoizmu i wzajemnego wyniszczania samego siebie i siebie nawzajem.
Niezwykle widoczny jest szczególny pesymizm i katastrofizm pisarza, którzy przekłada się na nastrój i wymowę powieści. Czytając "Pożegnanie jesieni" miałem szczególnie dziwne uczucie, które nie spotkało mnie nigdy przy czytaniu czegokolwiek innego - miałem wrażenie, że choć Witkiewicz rozważnie i z premedytacją używa groteski, ironii i czarnego humoru, to są tylko zasłoną dla jego frustracji rzeczywistością i śmiertelnej powagi względem tego. Tą "powieść metafizyczną" odczytuję także jako osobistą rozprawę Witkiewicza ze swoim dotychczasowym życiem, zwłaszcza z tragiczną utratą narzeczonej czy dobrowolnym zaciągnięciem się do armii rosyjskiej, w której musiał zaobserwować wiele dotkliwych nieszczęść i bezmyślnego okrucieństwa. Czasem nasuwała mi się też myśl, że jest to groteska niezamierzona, a wynikająca z odmiennego postrzegania rzeczywistości przez Witkacego, rodem z jego dziwacznych, ale intrygujących obrazów.
"Pożegnanie jesieni" jest więc bardzo trudną i momentami nużącą lekturą. Moim zdaniem dla powiększenia przyjemności z czytania (która według mnie jest równie kluczowa w obcowaniu z literaturą) byłoby skrócenie pierwszych rozdziałów powieści i ograniczenia się w nich jedynie do ściślejszego zaprezentowania postaci oraz związków i relacji pomiędzy nimi. Poza tym, pierwsza wydana powieść Witkiewicza robi naprawdę spore wrażenie wymagającym językiem, kwestiami filozoficznymi i Jednak mam wrażenie, że w czasie czytania więcej niż o metafizyce dowiedziałem się na temat samego autora, jego pełnej rozczarowania i obrzydzenia perspektywy na międzywojenny świat. Zwłaszcza zainteresowała mnie wynikająca z katastrofizmu alternatywna wizja Polski po rewolucji komunistycznej, która zachodzi w czasie szalonego urlopu w Tatrach i tchórzliwej ucieczki Atanazego i Heli do Indii. Te krótkie przejawy dystopii, zwłaszcza w ostatnim rozdziale (gdy Atanazy próbuje funkcjonować w odmienionym kraju) były naprawdę świetne, ale pozostawiły spory niedosyt. Mam nadzieję, że nasycę się tym w "Nienasyceniu".
9/10
Choć Witkacy twierdził, że powieść wg jego definicji sztuki nigdy sztuką nie będzie, to i tak za swojego życia wydał dwie całkiem sporych rozmiarów powieści - pierwszą z nich było "Pożegnanie jesieni", napisane kilkanaście lat po młodzieńczych "622 upadkach Bunga", wydrukowanych jednak dopiero kilka dekad po samobójstwie autora, który zrezygnował z jej wydawania....
9/10
Zacznę od frazesu - ukryte za dość zagadkowym tytułem "Bez dogmatu" stoi w bardzo głębokim cieniu "Trylogii" i pozostałych powieści przygodowo-historycznych, z których zasłynął Sienkiewicz. Słyszałem jednak różne pochwalne opinie i zachwycone głosy, często należące do osób nie uważających się za entuzjastów popularniejszej strony twórczości Sienkiewicza, więc bardzo wysoko wywindowało to, razem z zachęcającym opisem fabuły, moje zaciekawienie i chęć zapoznania się z tą książki.Na szczęście mogę powiedzieć, że zbudowane w ten sposób wręcz ogromne oczekiwania wobec "Bez dogmatu" zostały w pełni spełnione. Nie sądziłem, że będę aż tak zachwycony i usatysfakcjonowany lekturą, ponieważ przewidywałem, że raczej się rozczaruję gdy będę tyle oczekiwał od autora "Trylogii".
Właściwie nie przepadam za formą epistolarną lub powieści-dziennika, ale Sienkiewicz wykorzystał ją do tego, w czym najlepiej się sprawdza, czyli tworzeniu bardzo złożonego i niejednoznacznego portretu psychologicznego. Na łamach "Bez dogmatu" poznajemy Leona Płoszowskiego, pozbawionego celu życiowego dekadenta, będącego zarówno dzieckiem swojej epoki (i dziedzicem bajecznej fortuny, dzięki której może swoje prowadzić bezproduktywne życie), jak i przedstawicielem bardzo uniwersalnego typu osobowościowego - niepozbawionego inteligencji i uroku egoisty. Zastosowany tutaj wysublimowany, wzniosły i przemyślany styl literacki Sienkiewicza świetnie współgra z kreowanym portretem charakterologicznym Leona, którego poznajemy jego własnymi oczami, bowiem sam bohater stara się w swoim dzienniku dokonać autoanalizy. Powieść sprawia wrażenie napisanej bardzo autentycznym językiem, którym mógłby posługiwać się ówczesny człowiek wykształcony i oczytany, o czym świadczy też ilość bardzo interesujących, nawet jeśli nierewolucyjnych, przemyśleń na temat literatury (zwłaszcza Hamleta, z którym Leon zdaje się utożsamiać). I tak jak to się dzieje zawsze w najlepszych powieściach psychologicznych, czytelnik po prostu rozumie głównego bohatera, mimo że potępia jego działania, którymi krzywdzi nie tylko otoczenie, ale też siebie.
"Bez dogmatu" zapewnia w pierwszej kolejności doznań estetycznych, ale współczesny czytelnik będzie też w stanie wyciągnąć dla siebie także niezbyt odkrywcze i głębokie, ale wciąż interesujące, rozważania Leona na temat ludzkiej natury, a z tym garść złotych myśli i zaskakująco aktualnych obserwacji na temat relacji damsko-męski. Uderzyło mnie zwłaszcza ciągłe analizowanie najmniejszych gestów i zachowań Anielki, rozpaczliwe poszukiwanie najmniejszego "dowodu" na jej odwzajemnione uczucie, a także sama miłość faktycznie granicząca z nienawiścią. Fabuła "Bez dogmatu" jest ściśle pretekstowa, służąca Sienkiewiczowi przede wszystkim do prezentowania kolejnych stanów psychicznych bohatera, zwłaszcza pogłębiającego się chorobliwego i niszczącego uczucia do Anielki. Nie dzieje się tu za wiele, ale nie jest też nudno. Oprócz dobrze prowadzonego romansu mamy tu chociażby epizod z wyścigami konnymi i wiele innych drobnych elementów, które przypominają, że rzecz dzieje się wśród zamożnej arystokracji końca XIX wieku. A warstwa psychologiczno-społeczna jest wciąż tak szalenie aktualna, że bardzo łatwo o tym zapomnieć. Rozwój wypadków, choć powolny, jest zwłaszcza w pewnym momencie bardzo interesujące i zapowiada, że patowa sytuacja pomiędzy bohaterami zostanie rozwiązana w niesztampowy sposób. Niestety zakończenie wydaje się być napisane na kolanie, tak jakby Sienkiewicz poszedł po najmniejszej linii oporu. Po prostu poszedł w zupełnie nieoczekiwaną sztampę. Jest to jedyny prawdziwie rozczarowujący element powieści, na szczęście nieprzysłaniający tego, jak dobre było to co się działo wcześniej.
Jakbym miał krótko opisać "Bez dogmatu", to byłoby zderzenie dwóch literackich światów znanych z daleko popularniejszych powieści powieści. Nieszczęśliwy romans prowadzący do skrajnego rozstroju psychicznego i oczywiście forma epistolarna nasuwają mi jasne skojarzenia z "Cierpieniami młodego Wertera", natomiast wspaniały styl literacki, głęboki portret psychologiczny, pożądanie nieznajdujące ujścia i pewna złowroga aura przywodzą na myśl "Lolitę". Powieść czyta się dość wolno z powodu języka, ale nie odejmuje to przyjemności z lektury. Szczerze polecam, zwłaszcza krytykom Sienkiewicza, uznającym go jedynie za przecenianego i podrzędnego pisarza XIX-wiecznych bestsellerów. Samym "Bez dogmatu" udowodnił, że jest bardzo wszechstronnym i elastycznym pisarzem, który w kostiumie historycznym po prostu czuł się najlepiej, nawet jeśli nie jest to najlepsze oblicze jego twórczości.
9/10
więcej Pokaż mimo toZacznę od frazesu - ukryte za dość zagadkowym tytułem "Bez dogmatu" stoi w bardzo głębokim cieniu "Trylogii" i pozostałych powieści przygodowo-historycznych, z których zasłynął Sienkiewicz. Słyszałem jednak różne pochwalne opinie i zachwycone głosy, często należące do osób nie uważających się za entuzjastów popularniejszej strony twórczości Sienkiewicza, więc bardzo...