-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński10
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant30
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant2
Biblioteczka
2021-09-09
2021-08-01
„Ta powieść chwyta za gardło i trzyma do ostatniej strony!”, nic bardziej mylnego, raczej przeciętne czytadło. Zaczęłam poznawać twórczość Bočeka od „Pamiętnika kasztelana”. Następnie zaczęłam słuchać „Ostatnią arystokratkę” i jakie było moje zdziwienie, gdy obie powieści okazały się bliźniacze. W obu wypadkach trzyosobowa rodzina obejmuje rządy na zamku, gdzie spotyka trójkę dość dziwnych pracowników. W tym wypadku narratorem jest Wiktor, który ucieka z Pragi, aby zostań Kasztelanem Zamku na Morawach. Dziwne, że człowiek, który niezbyt dobrze orientuje się w ekonomii, bez doświadczenia zostaje właściwie Dyrektorem Muzeum, jakim jest ten Zamek. Jego małżeństwo się sypie, a więc wymyślił dość dziwny sposób na uratowanie swojego małżeństwa. Ściąga na prowincję swoją żonę, która ma doktorat z socjologii i nagraną pracą na uniwersytecie, i myśli, że zacznie tam sprzedawać bilety i myć okna z zachwytem. Najlepiej charakteryzuje Wiktora zdanie o swojej żonie: „Tylko dlaczego, do cholery, wciąż nie może zrozumieć, że to, czego tak jej brakuje, to same niepotrzebne rzeczy? Po co jej to wszystko? Cała ta quasi-kultura, koślawe pląsy beznogich artystów, wszystkie te gadki o gównie?” On się zmienił, a więc cały otoczenie powinno myśleć jak on. Niestety Wiktor nie wzbudził mojej sympatii.
Dość dziwny jest to pamiętnik człowieka, który ucieka od świata, chociaż miejscami jego rozmyślania na temat współczesnej kultury są dość ciekawe. Szkoda, że bohaterowie są jednowymiarowi i dość nudni, dużo jest wątków, które nie mają zakończenia, ani wyjaśnienia.
Miało powiać grozą, a miejscami powiało nudą. Czytając, parę razy uśmiechnęłam się, jednak to za mało, żeby tę książkę nazwać zabawną. Najbardziej rozśmieszyła mnie scena mycia okien przez dyrektora muzeum, ale może to nie miała być śmieszna scena.
„Ta powieść chwyta za gardło i trzyma do ostatniej strony!”, nic bardziej mylnego, raczej przeciętne czytadło. Zaczęłam poznawać twórczość Bočeka od „Pamiętnika kasztelana”. Następnie zaczęłam słuchać „Ostatnią arystokratkę” i jakie było moje zdziwienie, gdy obie powieści okazały się bliźniacze. W obu wypadkach trzyosobowa rodzina obejmuje rządy na zamku, gdzie spotyka...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05
Nie czytuję blogów, szkoda mi czasu. Przy blogach zastanawiam się, kto je finansuje i jaki wpływ ma to na wpisy. Lubię czytać książki popularnonaukowe, ale ta książka leżała gdzieś obok. Tematy oklepane, a i sposób ich pokazania i język niezachwycający. Tak jakby ilość poruszanych tematów zwalniała z dobrego ich omówienia. Oponentom zarzucają demagogię, ale sami ją też stosują, próbując za wszelką cenę przekonać wszystkich do swojego zdania na dany temat. Czasami miałam wrażenie, że im coś wyżej przetworzone tym dla autorów bardziej wartościowe. Nad GMO cały czas trwają badania, nie znamy długotrwałych skutków i takie podejście na hura trochę mnie dziwi. Porównanie ludzi, którzy mają zastrzeżenia w stosunku do GMO z ludźmi, którzy wierzą w płaską Ziemie, jest dla bardzo naciągane. Zgadzam się, że jesteśmy zalewani informacjami i nie jesteśmy zweryfikować wszystkie wiadomości. Wtedy należy szukać wiedzy w wiarygodnych źródłach i książkach wiarygodnych uczonych, a nie u ekspertów blogowych z Internetu. Znalazłam w książce parę ciekawostek, ale w większości książka mnie nudziła. Może dla kogoś, którego nie interesują książki popularnonaukowe, może przeczytać ją z zainteresowaniem. Gdybym tej książki nie słuchała, to podejrzewam, że po pierwszych rozdziałach porzuciłabym ją.
Nie czytuję blogów, szkoda mi czasu. Przy blogach zastanawiam się, kto je finansuje i jaki wpływ ma to na wpisy. Lubię czytać książki popularnonaukowe, ale ta książka leżała gdzieś obok. Tematy oklepane, a i sposób ich pokazania i język niezachwycający. Tak jakby ilość poruszanych tematów zwalniała z dobrego ich omówienia. Oponentom zarzucają demagogię, ale sami ją też...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-04
Oj, naiwny, naiwny, naiwny…
Pomysł fabuły ciekawy. Na terenie Polski pod koniec lat osiemdziesiątych ścierały się różne wywiady. Wywiad amerykański był szczególnie zainteresowany bazą wojsk radzieckich na Pomorzu, gdzie była umiejscowiona broń jądrowa. Do obsługi tej bazy były wyznaczone specjalne oddziały Polskie. Oprócz tego panuje tam olbrzymia korupcja, wysprzedawane jest wszystko, łącznie z materiałami radioaktywnymi. Po 25 latach od tych wydarzeń okazuje się, że działał tam amerykański agent "Joseph", który przekazywał tajne dane NATO do Rosji. Cień pada na szefa DIA. Z archiwów DIA i FBI zniknęły wszystkie dokumenty dotyczące tej sprawy. Jedynym wyjściem jest wysłanie grupy do Polski i tutaj szukanie śladu po działalności „Josepha”. Zapowiadało się naprawdę ciekawie, jednak wykonanie całkowicie zawodzi. Usypiają długie opisy na przykład atrakcji Parku Narodowego Yellowstone, ale też innych miejsc. Ciągle nas autor raczy jakimiś opisami, które nic nie wnoszą do akcji i opisami dylematów uczuciowych głównego bohatera.
Głównym bohaterem jest Michael Wagner. Michael właśnie w 1989 roku, w wieku czterech lat nagle z matką i siostrą wyjechał do Ameryki. Mieszkali na Pomorzu w pobliżu tej bazy wojskowej. O ojcu nic nie wiedział. Matka każdą rozmowę ucinała, twierdząc, że ojciec był złym człowiekiem. Mimo lat spędzonych w Ameryce Michael mówi po polsku bez akcentu. Michael po latach pracy w policji zgłasza się do pracy we FBI. Zostaje wysłany na mordercze szkolenie i na końcu okazuje się, że jest przyjęty do DIA i wysłany razem z oficerem DIA i z agentką CIA, Agnes do rozpracowania tej sprawy. Czy ma to związek ze starym zdjęciem, na którym między innymi widnieje obraz ojca Michaela? Może Michaelowi uda się też odszukać ojca. Po pierwszej klęsce w Ameryce przenoszą się do Polski, przemierzając ją wzdłuż i wszerz. Niestety Michael zachowuje się jak niedojrzały nastolatek. Jeżeli widzi ładną kobietę, przestaje myśleć. Niestety z myśleniem logicznym ma cały czas problemy. Nasz świetny policjant i agent rano wchodzi do otwartego domu swojego ojczyma krzycząc jego imię. Stwierdza, że w kuchni była od pewnego czasu nieużywana, a na piętrze słychać czyjeś kroki i wyczuwa zapach dymu (ojczym nie pali). Co robi nas inteligentny agent? Wbiega na piętro wciąż nawołując swojego ojczyma. Tak więc dzięki swojej super inteligencji jest ciągle obijany i musi walczyć o życie. Dużo jest w tej powieści absurdalnych zachowań, naiwnych zwrotów akcji. Do tego można dołożyć drętwe dialogi. Jedynie zakończenie, choć też absurdalne może zainteresować.
Moje drugie spotkanie z autorem i myślę, że ostatnie. Ta książka ma niewiele wspólnego z dobrą książką szpiegowską. Gdybym jej nie słuchała w czasie prac domowych, porzuciłabym czytanie.
Oj, naiwny, naiwny, naiwny…
Pomysł fabuły ciekawy. Na terenie Polski pod koniec lat osiemdziesiątych ścierały się różne wywiady. Wywiad amerykański był szczególnie zainteresowany bazą wojsk radzieckich na Pomorzu, gdzie była umiejscowiona broń jądrowa. Do obsługi tej bazy były wyznaczone specjalne oddziały Polskie. Oprócz tego panuje tam olbrzymia korupcja, wysprzedawane...
2020-11
Lubię książki o Tatrach, Zakopanem i góralach. Zainteresowałam się kryminałem rozgrywającym się w Murzasichle, w małej wiosce między Bukowiną Tatrzańską i Zakopanem. Ciekawe jest nawiązanie do historii niezbyt chwalebnej tego regionu, czyli do Goralenvolk i UB. Interesujące są postacie górali, a szczególnie Babońka. Niestety to była tylko piękna fasada, a za fasadą banał i sztampa. Po latach do swojej rodziny w Murzasichle przyjeżdża trzydziestoletnia doktor antropologii Anka Serafin. W dzieciństwie spędzała tam wszystkie wakacje, później kontakt się urwał. Teraz przyjechała na urlop. Na pierwszej wycieczce do Doliny Suchej Wody znajduje zwłoki starego górala Jana Ślebody, brutalnie zamordowanego. Oczywiście to nie jedyne zwłoki w tym kryminale. Następny zbiorowy mord jest jeszcze bardziej szokujący. Śledztwo prowadzi podkomisarz Chowaniec z Komendy w Zakopanem. Mam uczulenie na komisarzy alkoholików lub byłych alkoholików, to już wyświechtany banał. Nudziłam się przy kolejnych rozważaniach nad pełną butelką piwa, czy wódki, pić czy nie pić. Na następnym miejscu rozmyśla o ponowne spotkanie z Anką, w której był zakochany jako dziecko. Na śledztwo zostawało mało miejsca. Babońka powiedziała, że górale wszystko o sobie wiedzą, oprócz górala podkomisarza, który porusza się jak dziecko we mgle. Jednak przybywa nieustraszony dziennikarz śledczy tablioidu Sebastian Strzygoń, irytujący zarozumiały bufon. Przecież tylko tabloidy mogą odkryć prawdę. Niemniej irytująca jest pani antropolog, zachowująca się jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka, sama niewiedząca, czego pragnie. Początkowo odcina się od tego śledztwa, później ulega namowom Sebastiana i pomaga mu. Początek interesujący, ale szybko okazuje się, że wstawki historyczne mają nas tylko szokować, na przykład swastykami i Goralenvolk. Przynależność do Goralenvolk deklarowało około 18% ludności góralskiej, a w Zakopanem 23%, a więc to była mniejszość. Historia z czasów wojny dolepiona sztucznie. Zresztą górale w tym kryminale ukazani są dość kontrowersyjnie. Niestety wątek kryminalny banalny, czytelnicy w połowie powieści dochodzą do prawdy, a bohaterowie daleko w lesie. W końcówce pojawiają się gangsterzy jak z „mafii Pruszkowskiej” (przepraszam mieszkańców Pruszkowa) i zakończenie kompletnie nieprawdopodobne.
Niestety kolejni polscy pisarze kryminałów, które mnie jedynie zirytowały swoją banalnością, schematami i nudą. Nie jestem zainteresowana następnymi książkami tych autorów.
Lubię książki o Tatrach, Zakopanem i góralach. Zainteresowałam się kryminałem rozgrywającym się w Murzasichle, w małej wiosce między Bukowiną Tatrzańską i Zakopanem. Ciekawe jest nawiązanie do historii niezbyt chwalebnej tego regionu, czyli do Goralenvolk i UB. Interesujące są postacie górali, a szczególnie Babońka. Niestety to była tylko piękna fasada, a za fasadą banał i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-11
Cenię sobie pisarzy japońskich. Niestety pani Hiromi Kawakami nie przekonała mnie do siebie. Kupiłam książkę po podwójnej przecenie i niestety była tego warta. Ja bym dała podtytuł „Obrazki ze sklepu ze starociami”. W sklepie ze starociami należącym do pana Nakano zatrudnia się młoda dziewczyna Hitomi. Pracuje tam też młody mężczyzna Takeo i częstym gościem jest siostra pana Nakano, pani Masayo. Wokół tej czwórki rozgrywa się coś na wzór akcji, a raczej oderwanych scen. Narratorką jest Hitomi, która opisuje swoją pracę w tym sklepie. Wszyscy bohaterowi tej powieści są jakby wyrwani z kontekstu. Nic o nich nie dowiemy się poza dość płytkimi dialogami. Można doszukać się w niej opowieści o samotności i tęsknocie za miłością, ktoś pragnie bliskości, a inny jej się boi. Pojawia się też motyw seksu, o którym się nie mówi, seksu jako czynności pozbawionej uczuć. Czytając ją, zastanawiałam się, czy akcja tej powieści nie mogłaby się rozgrywać na przedmieściach Rzymu, czy na przykład Paryża, gdzie podobne sklepy istnieją. Oczywiści musiałyby się zmienić potrawy, które konsumują bohaterowie powieści i opisom ich poświęcone jest dość dużo miejsca, oraz sprzedawane towary. Reszta właściwie, poza zmianą nazwisk mogłaby pozostać. Problemem jest dla mnie główna bohaterka Hitomi, która według mnie zachowuje się irracjonalnie, jak „dziecko we mgle”. Dla mnie była postacią nijaką, przeźroczystą, o której po przeczytaniu powieści wiem tyle, co przed przeczytanie, czyli nic.
Dla mnie było to dość nużące czytadło. Nie znalazłam w niej nic, co cenię sobie w literaturze japońskiej.
Cenię sobie pisarzy japońskich. Niestety pani Hiromi Kawakami nie przekonała mnie do siebie. Kupiłam książkę po podwójnej przecenie i niestety była tego warta. Ja bym dała podtytuł „Obrazki ze sklepu ze starociami”. W sklepie ze starociami należącym do pana Nakano zatrudnia się młoda dziewczyna Hitomi. Pracuje tam też młody mężczyzna Takeo i częstym gościem jest siostra...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10
Wynudziłam się słuchając tej książki. Może gdybym miała wersję papierową zaciekawiłyby mnie ilustracje. Książka jest subiektywnym zbiorem felietonów zbudowanym na alfabecie. Każdej literze alfabetu przyporządkowane jest jakieś zwierzę lub roślina. Czytelnik nie zdobędzie pełnej wiedzy o danej roślinie lub zwierzęciu, przeczyta to, co zaciekawiło autorkę. Najbardziej wynudziłam się przy opisie zwierząt. Może gdybym miała lat 10 czytałabym z zaciekawieniem. Scenki rodzajowe z życia zwierząt do mnie nie przemawiały. Felietony poświęcone roślinom są napisane na kształt zielnika. Opisując daną roślinę najpierw poznajemy jej morfologię, później występowanie, właściwości i zastosowanie. Ma to sprawiać wrażenie dokładnego opisu roślin, ale to znów tylko zbiór ciekawostek. Byłam zaszokowana, że opisując konwalie nic nie pisze, że jest to roślina trująca, trujące są jej kwiaty i owoce. Zaciekawiły mnie jedynie wiadomości jak przez wieki stosowano je w ziołolecznictwie. Chociaż to wcale nie znaczy, że były skuteczne. W jednej z recenzji przeczytałam, że książka była wydana w 1995 roku, a więc przed Internetem. Jednak w tym czasie istniało bardzo dużo ciekawych książek o roślinach leczniczych i ich zastosowaniu. Książka, która przez swoją budowę udaje popularnonaukową, z której możemy czerpać wiedzę, ale taką nie jest. Dla mnie była to strata czasu
Wynudziłam się słuchając tej książki. Może gdybym miała wersję papierową zaciekawiłyby mnie ilustracje. Książka jest subiektywnym zbiorem felietonów zbudowanym na alfabecie. Każdej literze alfabetu przyporządkowane jest jakieś zwierzę lub roślina. Czytelnik nie zdobędzie pełnej wiedzy o danej roślinie lub zwierzęciu, przeczyta to, co zaciekawiło autorkę. Najbardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06
Szęść opowiadań, a raczej szęść zagadek kryminalnych i nie tylko ,które rozwiązuje Domenic Jordan. Prawdopodobnie szlachcić, z zawodu medyk, a z zmiłowania detektyw, trpiciel niewyjaśnionych zagadek. Czasami wysłannik władz kościelnych do rozwikłania spraw trudnych. Wszystkie jego sprawy związane są z magią,demonami i różnego rodzaju zjawiskami paranormalnymi. Taki jest świat, w którym żyje Domenic, gdzie obok realnego świata jest też magiczny. Widać fascynację autorki klasycznym angielskim kryminałem. Domenico jest racjonalny, bez emocji i posługująć się dedukcją rozwiązuje najtrudniejsze sprawy. Jednak potrafi też posługiwać się bronią i pięścią. Jest jednak w tych opowiadaniach jakiś schematyzm, warsztatowo poprawne, ale tylko poprawne, nic ponad to. Ot takie sobie słuchadło przy obieraniu ziemniaków.
Czyta Roch Siemianowski.
Szęść opowiadań, a raczej szęść zagadek kryminalnych i nie tylko ,które rozwiązuje Domenic Jordan. Prawdopodobnie szlachcić, z zawodu medyk, a z zmiłowania detektyw, trpiciel niewyjaśnionych zagadek. Czasami wysłannik władz kościelnych do rozwikłania spraw trudnych. Wszystkie jego sprawy związane są z magią,demonami i różnego rodzaju zjawiskami paranormalnymi. Taki jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04
Początek mnie zaciekawił. Nareszcie Komisarz bez problemów alkoholowych i innych, nietypowe morderstwo, wartka akcja. Jednak im dalej tym gorzej. Komisarz okazuje się zadufanym w sobie osobnikiem, a wszyscy wokół niego to idioci. Konstrukcja książki polega na obrazowym przedstawianiu kolejnych ofiar i miotającym się Komisarzu, żeby na końcu jak królik z kapelusza wyskoczył morderca. Do tego dołączone modne antykościelne wstawki, które nic nie wnoszą do akcji. Jednak z zakończenia niczego się nie dowiemy. Może w następnym tomie. Mnie wystarczy ten jeden. Zgadzam się z opinią Romana Dłużniewskiego w całości.
Nie zamierzam sięgać po następne powieści autora, dla mnie to marnotrawstwo czasu.
Początek mnie zaciekawił. Nareszcie Komisarz bez problemów alkoholowych i innych, nietypowe morderstwo, wartka akcja. Jednak im dalej tym gorzej. Komisarz okazuje się zadufanym w sobie osobnikiem, a wszyscy wokół niego to idioci. Konstrukcja książki polega na obrazowym przedstawianiu kolejnych ofiar i miotającym się Komisarzu, żeby na końcu jak królik z kapelusza...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04
„Najgorsze może dopiero nadejść” świetny tytuł książki, można sobie wyobrazić jeszcze gorszy kryminał. Zaczyna się co prawda trupem w tle, ale później dostajemy opisy biustów kolejnych pań i opisy widoków zza szyby samochodu. Akcja nabiera tempa gdy znika następna osoba. Przez pierwszą część powieści, która się snuje dziennikarz Marek Bender, narrator i główny bohater, służy raczej jako worek bokserski do bicia. Obserwujemy jak wchodzi w nocy do spalonego domu bez latarki, która jest w samochodzie. Chyba tylko po to, żeby nie wiedzieć kto go pobił. Jednak od połowy powieści akcja zaczyna pędzić, a nasz dziennikarz zamienia się w Jamesa Bonda, który wychodzi z każdej opresji, a trup się ściele gęsto. Odkrywa to, co większość czytelników wie od dawna. Wszystko jest zbyt naciągane i mało wiarygodne. Zbyt dużo tajemnic jakoś dziwnie powiązanych i gangsterów. Trudno się połapać wśród ogólnego mordobicia kto jest kim i dla kogo pracuje. Wyjaśnienie końcowe całej intrygi zupełnie nie przekonuje i nie odpowiada na pytanie : „ale dlaczego to wszystko się działo?”. Dla mnie przekombinowana intryga, która ociera się o granice absurdu.
Ponieważ „Najgorsze dopiero nadejdzie” to nie jestem zainteresowana dalszym ciągiem przygód Marka Benera. Dziękuję.
„Najgorsze może dopiero nadejść” świetny tytuł książki, można sobie wyobrazić jeszcze gorszy kryminał. Zaczyna się co prawda trupem w tle, ale później dostajemy opisy biustów kolejnych pań i opisy widoków zza szyby samochodu. Akcja nabiera tempa gdy znika następna osoba. Przez pierwszą część powieści, która się snuje dziennikarz Marek Bender, narrator i główny bohater,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02
Najlepszym fragmentem słuchanej książki były podziękowania za wysłuchanie. Gdyby ją tak o połowę skrócić to akcja miałaby tempo , a tak ciągnęło się i ciągnęło. „Lśnienie” miało wątek psychologiczny, budzące się szaleństwo. Tutaj mamy przegadaną, nudną przygotówkę o walce dobrych ze złymi i kto, kogo zabije pierwszy. Chociaż ten wynik jest też znany. Nie ogarniam fenomenu powieści grozy, czy horrorów. Jestem chyba zbyt racjonalna, logiczna i chłodna w odbiorze i nie pojmuję czego mam się bać, fikcji literackiej. Może jeszcze kiedyś coś wysłucham Kinga (na czytanie szkoda czasu i oczu), ale muszę odpocząć i coś ciekawszego przeczytać
Najlepszym fragmentem słuchanej książki były podziękowania za wysłuchanie. Gdyby ją tak o połowę skrócić to akcja miałaby tempo , a tak ciągnęło się i ciągnęło. „Lśnienie” miało wątek psychologiczny, budzące się szaleństwo. Tutaj mamy przegadaną, nudną przygotówkę o walce dobrych ze złymi i kto, kogo zabije pierwszy. Chociaż ten wynik jest też znany. Nie ogarniam fenomenu...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02
Bez fajerwerków, poprawnie, ale nudnie. Mamy tym razem uniwersum, gdzie nocami pojawiają się bestie i atakują. Mieszkańcy nie potrafią się bronić i uciekają w obszary chronione runami. Pierwszy tom to wprowadzenie trójki bohaterów. Poznajemy historię Arlena, Rojer i Leesh od urodzenia, aż po dojrzałość. Wyróżniają się wśród reszty społeczeństwa, które jest ogarnięte strachem i oprócz ciężkiej pracy interesuje ich wyłącznie rozpusta. Oni mimo przeżytych traum są doskonali pod każdym względzie, skupieni na celu, pomimo trudności zdobywający wiedzę, odważni i nienaganni moralnie. Po prostu chodzące ideały. Myślałam, że pod koniec nastąpi ich spotkanie, ale nic z tego przecież muszą być następne tomy. Najbardziej rozbawił mnie koniec. Nagle akcja przyśpiesza i główny bohater znajduje się w potrzasku, ale przecież jest następny tom. Taki banalny chwyt aby sięgnąć po drugi tom. Dodatkowego plusa dostanie, że tym razem nie jest to romansidło w dziwnym uniwersum i ciągłe dylematy ratować świat, czy ukochanego, ale czy on mnie kocha.
Bez zachwytów, napisana bez polotu, brakuje mi w niej życia, iskry jakiegoś szaleństwa. Właściwie cała akcja jest przewidywalna. Do słuchania przy gotowaniu obiadu może być. Może kiedyś sięgnę po następny tom, łudząc się, że akcja się rozwinie.
Bez fajerwerków, poprawnie, ale nudnie. Mamy tym razem uniwersum, gdzie nocami pojawiają się bestie i atakują. Mieszkańcy nie potrafią się bronić i uciekają w obszary chronione runami. Pierwszy tom to wprowadzenie trójki bohaterów. Poznajemy historię Arlena, Rojer i Leesh od urodzenia, aż po dojrzałość. Wyróżniają się wśród reszty społeczeństwa, które jest ogarnięte...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-01
Co to za czytadło. Pierwszy tom jeszcze zainteresował mnie kreowanym światem i interesującą intrygą. W drugim tomie wchodzimy w schemat ratowania ukochanego, gdzie przeciwności i intrygi się piętrzą, do tego przewidywalna. Jedyne co ją ratuje to szybkość akcji, dzięki temu szybko się czyta. Trzeci tom odpuszczam, mam ciekawsze książki do przeczytania.
Co to za czytadło. Pierwszy tom jeszcze zainteresował mnie kreowanym światem i interesującą intrygą. W drugim tomie wchodzimy w schemat ratowania ukochanego, gdzie przeciwności i intrygi się piętrzą, do tego przewidywalna. Jedyne co ją ratuje to szybkość akcji, dzięki temu szybko się czyta. Trzeci tom odpuszczam, mam ciekawsze książki do przeczytania.
Pokaż mimo to2019-11
Książka jest lekkim czytadłem ( w dobrym tego słowa znaczeniu) , zbiór ciekawostek i anegdot pod bardzo chwytliwym tytułem. Autor stara się w sposób lekki i humorystyczny przedstawić błędy i porażki poszczególnych ludzi i ich wpływ na ludzkość. Książka jest jednak nierówna, przykłada tą samą wagę do bitwy jaka się nie odbyła, jak i doświadczeń z eugeniką. Prześmiewczy ton czasami nie pasuje do omawianych historii. Część historyjek znałam, część nie, niektóre były interesujące. Jednak nie ma w tej książce nic odkrywczego. Podziwiam autora za ogrom pracy włożony w zebranie tych historii. Jednak nie jest to książka, która zapada w pamięć (może parę historii, do opowiedzenia na spotkaniach towarzyskich) i wywołuje refleksję. Książka nie jest długa i czyta się ją łatwo i przyjemnie. Po pewnym czasie zostanie w pamięci chwytliwy tytuł i może jakaś anegdota. Kupiłam ją, pod wpływem reklamy, za 50% i tyle jest warta. Dobre czytadło do środków masowej komunikacji lub oczekiwania w jakiś kolejkach.
Książka jest lekkim czytadłem ( w dobrym tego słowa znaczeniu) , zbiór ciekawostek i anegdot pod bardzo chwytliwym tytułem. Autor stara się w sposób lekki i humorystyczny przedstawić błędy i porażki poszczególnych ludzi i ich wpływ na ludzkość. Książka jest jednak nierówna, przykłada tą samą wagę do bitwy jaka się nie odbyła, jak i doświadczeń z eugeniką. Prześmiewczy...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11
Polecił mi tę książkę Zięć. Jak zaczęłam ją słuchać, to uświadomiłam sobie, że posiadam wersję papierową i kiedyś próbowałam ją przeczytać. Jak po raz kolejny autor zaczynał temat, aby poinformować, że pomówimy o tym później, przerwałam czytanie. Gdy okazało się, że autor jest gwiazdą współczesnej duchowości to zapaliło się czerwone światło. Za dużo książek przeczytałam, naprawdę mądrych, na temat duchowości, aby ta książka mnie porwała. W buddyzmie zen, a także w medytacji chrześcijańskiej jest podkreślane skupienie na chwili obecnej, a nie na przeszłości, czy przyszłości. Naprawdę nic nowego nie wnosi, tyle tylko, że ubiera to w inne słowa i nimi żongluje. Bo czy nazwę coś problemem, czy sytuacją z którą muszę się uporać to i tak muszę znaleźć rozwiązanie, bez względu na to jak to nazwę. Więcej jest takich przykładów dyskusji wyłącznie na temat używanych słów do określenia czegoś. Wprowadza dużo terminów, typu niewola ciała bolesnego, opętanie przez pole energetyczne, nagromadzenie czasu osłabiające komórki, które tylko zaciemniają wszystko i mają chyba jedynie ukazać jego geniusz i wyjątkowość. Powtarza, że nie należy wygłaszać osądów, tylko fakty, po czym ciągle wygłasza osądy. Nagle okazuje się, że jest jedyną osobą, która prawidłowo odczytuje Pismo Św. Znam i czytałam o wiele pełniejsze i ciekawsze interpretacje Pisma Św. przez mistrzów buddyjskich, czy hinduskich i nie rościli sobie prawa do jedynego słusznej interpretacji.
Nie, nie, nie, przemęczyłam, wysłuchałam i zastanawiałam się, dlaczego to wszystko trzeba tak komplikować? Czemu ma to służyć? To każdy czytający może sobie sam odpowiedzieć. Musi się czymś wyróżniać, aby stać się sławnym. Mnie ta książka nic nie dała i nic nie wniosła do mojego życia. Może czasami niesmak, zdziwienia. Pisze cały czas, że nie sposób pewnych rzeczy oddać słowami, ale cały czas tymi słowami żongluje, przestawia, wprowadza dziwne terminy, aby je później objaśniać w jeszcze dziwniejszy sposób. Dla mnie był to przerost formy nad treścią.
Polecił mi tę książkę Zięć. Jak zaczęłam ją słuchać, to uświadomiłam sobie, że posiadam wersję papierową i kiedyś próbowałam ją przeczytać. Jak po raz kolejny autor zaczynał temat, aby poinformować, że pomówimy o tym później, przerwałam czytanie. Gdy okazało się, że autor jest gwiazdą współczesnej duchowości to zapaliło się czerwone światło. Za dużo książek przeczytałam,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08
Strzał w ciemno. Najpierw zaciekawiła mnie okładka , tytuł i autor, matematyk, który doktoryzował się z logiki matematycznej i cały czas wykłada. Z tyłu książki czytamy, że jest to thriller matematyczno-psychologiczny. W domu w którym zatrzymuje się młody matematyk dochodzi do zbrodni. Zabita zostaje wdowa po innym matematyku, a więc sprawa rozgrywa się w świecie matematyków. Do tego sprawca zostawia dziwne symbole. Thriller to nie jest raczej lekki kryminał zawierający dużą ilość rozważań matematycznych. Dla kogoś, kto lubi matematykę i nie obca mu logika matematyczna fajna zabawa. Nie jest to książka wysokich lotów, trzymająca w napięciu, ale dobry relaks i zabawa. Zachęcam jako odskocznie od wszystkich mrocznych kryminałów. Książkę czyta się w jeden wieczór.
Strzał w ciemno. Najpierw zaciekawiła mnie okładka , tytuł i autor, matematyk, który doktoryzował się z logiki matematycznej i cały czas wykłada. Z tyłu książki czytamy, że jest to thriller matematyczno-psychologiczny. W domu w którym zatrzymuje się młody matematyk dochodzi do zbrodni. Zabita zostaje wdowa po innym matematyku, a więc sprawa rozgrywa się w świecie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03
Dość typowa ,w pewien sposób schematyczna fantasy dla młodzieży. Bohaterką jest młoda dziewczyna, obdarzona pewnymi mocami, która chce uratować swój świat. Jest w pewien sposób poza obrębem społeczności , ma tajemnice i przeszłości, która ją ściga. Oczywiście jest wątek miłosny chociaż na szczęście nie jest on dominujący w tej części. Plusem jest jej inteligencja, zdolność uczenia się na własnych błędach i samorefleksja. Poznajemy zbuntowaną nastolatkę, która powoli odkrywa co jest najważniejsze w życiu. Mamy też świat na który składają się odizolowane, zupełnie zniszczone prze ludzi wyspy. Rządzone są przez szoguna i jego dwór, a także przez gildie. Mamy więc świat japońskiej mitologii , japońskich średniowiecznych zwyczajów i hierarchii władzy. Czasami jednak opisy obyczajów, a głownie strojów rozwlekają akcję i czynią ją nużącą. Natomiast bardzo barwny i ciekawy jest opis mitologii japońskiej i występujące tam postacie. Na pewno najbarwniejszą i najciekawszą postacią jest gryf, tak zwany tygrys burzy. Chociaż jest jeszcze parę barwnych postaci. Chyba tylko ta postać skłoni mnie do przeczytania następnego tomu. Akcja toczy się zrywami.
Dla mnie to było lekkie czytadło, nie wymagające zaangażowania. Plusem jest postać gryfa i jego poczucie humoru. Książka zapewnia zupełny relaks i może być dobrym przerywnikiem i zabawą.
Dość typowa ,w pewien sposób schematyczna fantasy dla młodzieży. Bohaterką jest młoda dziewczyna, obdarzona pewnymi mocami, która chce uratować swój świat. Jest w pewien sposób poza obrębem społeczności , ma tajemnice i przeszłości, która ją ściga. Oczywiście jest wątek miłosny chociaż na szczęście nie jest on dominujący w tej części. Plusem jest jej inteligencja,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03
Od powieści i bohaterów wymagam pewnej logiki i przede wszystkim minimalnego myślenia. Ma autorka pomysł na książkę, we współczesnym świecie oskarża się kogoś o bycie czarownicą, w tym wypadku dziecko i toczy się pewien rodzaju proces. Na koniec wyskakuje królik z kapelusza, bo przecież czarownic nie ma. Wykonanie fatalne .
Dziesięcioletnia Ellie przeżyła tragedię, jej cała rodzina spłonęła i ocalała tylko ona. Jednak czeka ją następna tragedia, czyli spotkanie z Imogen, psychologiem dziecięcym i opiekunką społeczną. Jeżeli sobie wymyślimy kogoś najgorszego do pełnienia tej roli, to właśnie mamy. Kobieta, która swoje traumatyczne przeżycia z dzieciństwa przenosi na innych i według tego ocenia innych. Czy ona chce dojść prawdy, czy tylko snuje swoje wizje? W zależności od swoich wizji i wyobrażeń zmienia zdanie i ocenę ludzi. Ma trudności z kontaktami z innymi ludźmi i rozmową. Unika raczej rozmów, a jak już prowadzi to tendencyjnie. Przecież ona wie najlepiej. Czytelnik nie ma szans poznać jakiejkolwiek prawdy, a więc obserwuje szamotanie się Imogeny i czeka na królika z kapelusza. Z jednej strony było to nudne co nowego wymyśli Imogen, z drugiej strony irytujące jej postępowanie. Ja wiem, że głupota ludzka nie zna granic, ale czy ja muszę o tym czytać.
Mój znajomy ma takie ulubione stwierdzenie , nie dotyczy tej książki , ale innych przez niego czytanych.
PAŁA
Od powieści i bohaterów wymagam pewnej logiki i przede wszystkim minimalnego myślenia. Ma autorka pomysł na książkę, we współczesnym świecie oskarża się kogoś o bycie czarownicą, w tym wypadku dziecko i toczy się pewien rodzaju proces. Na koniec wyskakuje królik z kapelusza, bo przecież czarownic nie ma. Wykonanie fatalne .
Dziesięcioletnia Ellie przeżyła tragedię,...
2019-03
Dawno już nie czytałam tak tendencyjnej i irytującej książki. Ciężko się czyta, gdyż jedno zdanie mówi o współczesnej Japonii, następne o powojennej, a następne o przedwojennej. Można się w tym pogubić. Mamy opis kraju, który według autorki jest piekłem dla kobiet, chylący się ku upadkowi. Każdy kraj ma swoje blaski i cienie, ale jak ktoś opisuje tylko mroczną stronę to mnie zastanawia. Japonię traktuje jako szklaną bańkę bez odniesień do świata i bez uwzględnienia kultury danego kraju. Opisuje jak w Japonii między XI- XVII wiekiem kobiety z zamożnych i władających krajem rodzin musiały wychodzić za mąż aby umacniać dynastię i sojusze. Przecież w Europie było to samo, dzięki małżeństwom podpisywało się i umacniało traktaty i sojusze. Opisuje jak biedne Japonki do ukończenia wojny nie mogły się uczyć i studiować. Tak jakby reszta kobiet na świecie to mogła. Stryjeńska w latach 20 musiała przebrać się za mężczyznę, żeby móc studiować w Monachium. Dla dziewcząt były tylko specjalne pensje, gdzie uczyły się jak być dobrymi gospodyniami. Kobiety z nieślubnymi dziećmi i ich dzieci były stygmatyzowane , tak jakby to nie dotyczyło kobiet w innych krajach, choćby w Polsce. W pewnym miejscu z potępieniem pisze, że kobiety po ślubie przybierają nazwisko męża. Ja się pytam, a jak jest przyjęte w większości krajów choćby Europy. Rozpisuje się o dziecięcej prostytucji, tak jakby u nas nie było problemu z ”galeryjkami”, które za nowe ciuchy są gotowe na wszystko. Opisuje los kobiet w pracy, gorsze zarobki, gorsza i niżej płatna praca. Francja w tej chwili ma w planie specjalne ustawy, żeby to zmienić w swoim kraju. Mogłabym tak wyliczać i wyliczać. Powtarzam każdy kraj ma swoje blaski i cienie. Tych cieni w Japonii jak w każdym kraju jest dużo., choćby model rodziny i model pracy. Jednak Japonia jak wszystkie kraje się zmienia. Opisuje zubożenie obywateli, tylko nie wiem jakim sposobem spotyka się na całym świecie tłumy zwiedzających Japończyków.
Podsumowując bardzo mało było w tym reportażu Japonii, jej specyfiki, kultury i zwyczajów. Ja w ogóle nie czułam Japonii. Natomiast czytałam jakiś manifest umiejscowiony w Japonii.
Jeżeli chcecie poznać Japonię to omijajcie tą książkę.
Dawno już nie czytałam tak tendencyjnej i irytującej książki. Ciężko się czyta, gdyż jedno zdanie mówi o współczesnej Japonii, następne o powojennej, a następne o przedwojennej. Można się w tym pogubić. Mamy opis kraju, który według autorki jest piekłem dla kobiet, chylący się ku upadkowi. Każdy kraj ma swoje blaski i cienie, ale jak ktoś opisuje tylko mroczną stronę to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wielkie rozczarowanie
Jako dziecko z zachwytem oglądałam program „W starym kinie” i prezentowane tam przedwojenne filmy. Zaciekawiła mnie książka o Toli Mankiewiczównie i sięgnęłam po audiobook. Niestety przez dwie trzecie książki postać artystki wyłącznie przewija się w tekście. Wspomina tylko o jej młodości i latach nauki. Autor dużo pisze o operze, operetce, a później poznajemy historię kolejnych kabaretów, w których występowała, z listą spektaklów, w których brała udział, do tego cytaty relacji prasowych z tych występów. Rozumie, że nawet tak popularna aktorka, robiąca wielkie wrażenie na mężczyznach nie angażowała się w romanse, skandale i awantury. Chociaż może to być niepojęte w dzisiejszych czasach. Jednak jakieś życie prywatne miała. Natomiast, gdy autor przechodzi do jej kariery filmowej, zaczyna się nudny katalog filmów, w których brała udział. Każdy film jest dokładnie opisany, jakbym czytała napisy końcowe każdego z filmów. Dopiero od wybuchu wojny autor skupia się na życiu aktorki, a także na życiu jej męża, który zostaje wywieziony w głąb Rosji. Po wojnie początkowo koncertuje, ale nie zostaje nigdzie zaangażowana. Autor sugeruje, że nie była przygotowana do tego, aby dla gwiazdy tego formatu stworzyć odpowiednią oprawę i repertuar godne jej statusu i talentu. Jednak przez całą książkę mamy obraz skromnej i pracowitej kobiety. Parę razy jest cytowany siostrzeniec, który mówi, że dla Cioci najważniejsze w życiu były praca, dom i Kościół. Może właśnie z powodu tego trzeciego elementu w komunistycznej Polsce nie mogła kontynuować kariery. Szkoda, że autor pominą jej losy powojenne. Dopiero z Wikipedii dowiedziałam się, że w latach 1951- 1955 była aktorką Teatru Nowego, a swoją karierę sceniczną zakończyła w 1975 roku i później pracowała, jako urzędniczka. Szkoda, że ten okres życia aktorki pominą autor, szkoda, gdyż dużo artystów przedwojennych borykało się z trudnościami finansowymi.
Mnie przeraził inny stwierdzenie autora w czasie opisu wojennych losów męża aktorki i jego pobytowi w Rosji. Autor stwierdza, że tylko dzięki uprzejmości, czy dobroci Stalina, Armia Andersa mogła opuścić Rosję. Czytając to, byłam w szoku. Nie byłoby tamtych setek tysięcy ludzi, gdyby nie „uprzejmość” Stalina. Nie mówiąc już o tym, że Rosja nie dostałby pomocy aliantów, gdyby nie wypuściła tej armii.
Jedyna zasługa autora, że zajął się życiem Toli Mankiewiczówny, ale książka mierna, wręcz miejscami nudna. Autor nie pokazał jakim człowiekiem była Tola, a jedynie jej karierę sceniczną w dwudziestoleciu międzywojennym.
Pierwotnie w serwisie Na kanapie.
Wielkie rozczarowanie
więcej Pokaż mimo toJako dziecko z zachwytem oglądałam program „W starym kinie” i prezentowane tam przedwojenne filmy. Zaciekawiła mnie książka o Toli Mankiewiczównie i sięgnęłam po audiobook. Niestety przez dwie trzecie książki postać artystki wyłącznie przewija się w tekście. Wspomina tylko o jej młodości i latach nauki. Autor dużo pisze o operze, operetce, a później...