-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński10
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant30
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant2
Biblioteczka
2021-11-13
2021-07
Usprawiedliwienie?
Kiedyś rozmawiałam z egzorcystą i stwierdził, że czasami opętanie jest dobrą wymówką i usprawiedliwieniem swoich czynów. Trudno odpowiadać za swoje czyny, kiedy jest się opanowanym przez złego ducha. Takiej właśnie ekwilibrystyki dokonuje w swojej książce Thomas Mann. Tomasz Mann po dojściu Hitlera opuścił Niemcy i zrzekł się obywatelstwa niemieckiego. Osiedlił się w USA, gdzie pod koniec wojny otrzymał obywatelstwo amerykańskie. Książka „Doktor Faustus” pisana w latach 1943- 1947, była jedną z najbardziej oczekiwanych publikacji. Spodziewano się wyjaśnienia, dlaczego naród „poetów i myślicieli” stał się narodem „sędziów i katów” (słowa Karla Krausa). Tą powieścią-parabolą porównującą podanie się diabłu głównego bohatera z podaniem się narodu niemieckiego nazizmowi daje odpowiedź dość pokrętną, sugerującą, że to jakieś siły zewnętrzne to spowodowały, którym nie można było się oprzeć. Zaskoczyło mnie porównywanie narodu niemieckiego i żydowskiego, że oba narody są nacjonalistyczne. Czemu to miało służyć? Tak jak jedyne, co wzbudza rozpacz autora, to bombardowania miast niemieckich.
Kanwą powieści jest XVI- wieczna legenda o średniowiecznym alchemiku Faustcie, który dla sławy i wiedzy zaprzedaje swoją duszę diabłu. Akcja powieści toczy się w latach 1900–1935, ale są też odniesienia do lat II wojny światowej. Narratorem powieści jest Serenus Zeitblom, sześćdziesięcioletni profesor gimnazjalny, który w latach zawieruchy wojennej spisuje wspomnienie o swoim przyjacielu od lat młodzieńczych, genialnym kompozytorze Adrianie Leverkünie. Historia jego życia ma być metaforą historii narodu niemieckiego w XX wieku. Oboje dorastają z małym fikcyjnym miasteczku Kaisersaschern, w środowisku mieszczańskim, przesiąkniętym duchem romantyzmu i humanizmu. Ciekawie odmalowuje małomiasteczkowy świat i jego mieszkańców. W tym środowisku wyróżnia się Adrian, ambitny, wyrastający ponad tą społeczność, poszukujący swojego miejsca na świecie. Przenosi się do ośrodków akademickich, zaczyna od filozofii, później zagłębia się w teologię, aby poświęcić się komponowaniu muzyki. Adrian jest człowiekiem pragnącym odnieść sukces. Nie wacha się nawet przed podpisaniem paktu z diabłem, aby jego twórczość osiągnęła szczyty wirtuozerii. Jednak musi oddać coś bardzo wartościowego dla każdego człowieka. Czy staje się dzięki temu człowiekiem szczęśliwym, czerpiącym radość z życia? Pakt z diabłem sprawia, że ucieka od życia, coraz bardziej fascynuje się tematem Apokalipsy i Sądu Ostatecznego, tworzy Apocalypsis cum figuris (inspirowane drzeworytami Dürera) oraz oratorium Lament Doctora Faustusa. Obserwując życie Adriana, obserwujemy też zmiany w kulturze i w społeczeństwie Niemiec poprzez życie bohaterów drugoplanowych. Śmierć Adriana autor łączy z klęską Niemiec. W ten sposób powstała powieść o chorobliwej ambicji, dążeniu do wielkości człowieka i narodu, który jest w stanie poświęcić wszystko.
Miałam parę podejść do tej książki, aż wreszcie wysłuchałam jej w świetnym wykonaniu Gustawa Holoubka. Moja wiedza z teorii muzyki jest zerowa, a więc wszelkie jego dygresje ogólnomuzyczne były dla mnie czarną magią. Chociaż inne dygresje były minimalnie prostsze, odkryłam powiązanie życia głównego bohatera z życiem Czajkowskiego. Natomiast z życiem Igora Strawińskiego jest bardziej powiązane życie samego autora, który nie zgadzając się na to, co dzieje się w jego ojczyźnie, opuścił ją i nigdy do niej nie powrócił. Mam zawsze problem z porównywaniem do życia Nietzschego. Oczywiście bohater powieści Nietzschego ogłasza z przerażeniem, że Bóg umarł, a później sam Nietzsche popada w ciężką chorobę psychiczną. Jednak opinia Nietzschego o narodzie niemieckim jest zupełnie sprzeczna z obrazem tego narodu, jakie nam przedstawia Thomas Mann. Oprócz tego Nietzsche uciekł z Niemiec, dopiero już, jako ciężko chorego człowieka sprowadziła go do Niemiec jego siostra. Mnie natomiast nasuwa się inna znana postać żyjąca w tym czasie – Martin Heidegger. Heidegger rozpoczął swe studia od teologii, później przeniósł swe zainteresowania na filozofię. Na pewno był człowiekiem z olbrzymią wiedzą, ale mimo to opowiedział się po stronie nazistów. Do końca wojny był członkiem NSDAP i opłacał składki. W 1946 roku przeżył poważne załamanie psychiczne i fizyczne i został odsunięty w cień. Nie dziwię pretensjom Arnolda Schönberga do autora książki, nie tylko za to, że przypisał głównemu bohaterowi stworzenie techniki serialowej, ale wpisanie się do ogólnej krytyki jego muzyki. Właśnie krytycy powtarzali, że to upadek muzyki klasycznej, który mógł powstać tylko z udziałem diabelskich sił.
Mam wrażenie, że Tomas Mann, pisząc w ten sposób tę powieść, chciał pokazać, że naród niemiecki jest nadal narodem humanistów, świetnie orientującym się w muzyce, filozofii, literaturze i odczytanie tych powiązań i podtekstów będzie dla niej proste. Oprócz tego przez te liczne dygresje jakby rozmywa podstawowe pytanie, jak doszło, że naród humanistów stał się narodem oprawców.
Książka trudna, przez swą powolną narrację, liczne dygresje i wieloznaczność treści wymaga koncentracji i cierpliwości. Jednak zachwyca kunszt pisarski i erudycja autora.
Usprawiedliwienie?
Kiedyś rozmawiałam z egzorcystą i stwierdził, że czasami opętanie jest dobrą wymówką i usprawiedliwieniem swoich czynów. Trudno odpowiadać za swoje czyny, kiedy jest się opanowanym przez złego ducha. Takiej właśnie ekwilibrystyki dokonuje w swojej książce Thomas Mann. Tomasz Mann po dojściu Hitlera opuścił Niemcy i zrzekł się obywatelstwa niemieckiego....
2021-04
Sartre pisał, że człowiek jest skazany na wolność. Czy każdy?
Chiny- jedna z najstarszych cywilizacji na świecie, kraj, który zawsze był rządzony autokratycznie. Właśnie w takich krajach zwyciężał komunizm, jeden terror został zastąpiony innym. Teraz mamy dynastię Xi Jinpinga, która z jednej strony opiera się na marksizmie, z drugiej na konfucjanizmie i czerpie całymi garściami z kapitalizmu. Popiera konsumpcjonizm, gdyż ludzie w pogoni za dobrami materialnymi i rozrywkami nie zastanawiają się nad formą rządów. Dla mnie Chiny przez wieki się nie zmieniły, natomiast zachód chciał wierzyć, że Chiny się zmieniają i otwierają. Wygodnie było, obniżając koszty, przenosić produkcję do Chin. Przenoszono całe linie technologiczne i fabryk, a Chińczycy dzięki temu zdobywali nowe technologie, nic za to nie płacąc. Kiedy Europa ograniczała emisję CO2, gdzie przenosiła produkcję o wysokiej emisji CO2. Dzięki komu Chiny stały się najbardziej zaawansowanym technologicznie krajem? Teraz, gdy Chiny zaczynają dyktować warunki, świat jest zszokowany.
Każde komunistyczne państwo jest państwem totalitarnym, zaprzęgającym wszystkie możliwe środki do utrzymania władzy. Sztuczna inteligencja, sieci neuronowe, sieci komputerowe same w sobie nie są zagrożeniem, ale zagrożeniem jest, w jaki sposób je się używa, do jakich celów służą. Mnie zaciekawiło, jak reszta świata bierze przykład z Chin. Krytykowany przez autora Tramp nikomu ust nie zamykał, natomiast sam w imię „wolności słowa” został zablokowany w mediach społecznościowych. Coraz częściej słyszę, że w imię „wolności słowa” blokuje się wypowiedzi, które nie są zgodne z poglądami wielkich koncernów. Zaciekawił mnie rozdziały „Słowo” i „Pióro”. Czytałam i byłam zaszokowana, jak europejska lewica czerpie wzorce z Chin. W imię głoszonej tolerancji toleruje wyłącznie własne poglądy, a inne zwalcza. Jak uczy się, aby tworzyć nowe słowa, zmieniać znaczenia słów, podważać istniejące wartości lub zmieniać ich znaczenie. Przez lata krytykowano indeks ksiąg zakazanych Kościoła Katolickiego. Teraz na naszych oczach tworzy się nowy indeks ksiąg i filmów zakazanych przy pełnej aprobacie.
Ważna i potrzebna książka, swoiste memento. Poznajemy, do czego doprowadza komunizm. Możemy dzięki tej książki będziemy bardziej uczuleni na manipulacje wokół nas. W małym wymiarze jest to też nasza historia. PRL nigdy nie miał takich możliwości jak Chiny, ale mechanizmy kontroli społeczeństwa, propaganda i cenzura były bardzo rozbudowane. Propagandę tak umiejętnie skonstruowaną, że co niektórzy do dzisiaj w nią wierzą jako w prawdę. W Chinach myślący inaczej są przestępcami, w Rumuni byli chorzy umysłowo i lądowali w szpitalach- więzieniach. Czytajmy i się uczmy.
Sartre pisał, że człowiek jest skazany na wolność. Czy każdy?
Chiny- jedna z najstarszych cywilizacji na świecie, kraj, który zawsze był rządzony autokratycznie. Właśnie w takich krajach zwyciężał komunizm, jeden terror został zastąpiony innym. Teraz mamy dynastię Xi Jinpinga, która z jednej strony opiera się na marksizmie, z drugiej na konfucjanizmie i czerpie całymi...
2021-03
Miałam parę podejść do tej książki. Jednak po przeczytaniu „Siedmiu wykładów z psychologii sztuki” sięgnęłam ponownie po tę pozycję. Ten zbiór tekstów wybrał i przetłumaczył Bernard Antochewicz, aby ukazać proces pisarskiego dojrzewania wielkiego poety i prozaika oraz jego uwagi o sztuce innych twórców i o sztuce w ogóle. Mnie zainteresowały jego spostrzeżenia na temat sztuki.
Zaczyna się interesująco. 23-letni Rilke spędza samotnie cztery miesiące (kwiecień – lipiec w 1898) we Florencji. W trakcie swojego pobytu pisze dziennik, którego odbiorcą ma być Louise Andreas-Salomé. Luise była rosyjską arystokratką, pisarką, wszechstronnie wykształconą kobietę, przyjaźniącą się z Nietzsche i innymi intelektualistami. Rilke poznał o 14 lat starszą Louise rok wcześniej i zakochał się ze wzajemnością. Mam wrażenie, że tym dziennikiem pragnie zaimponować swojej ukochanej. W jego dzienniku łączą się trzy elementy: wiosna, renesans (odrodzenie) i odrodzenie jego twórczości. Razem z nim możemy podziwiać renesansową Florencję i jak rozwija się jego sposób postrzegania sztuki, jak i własnej twórczości. W swoich przemyśleniach zajmuje się głównie architekturą, rzeźbą i malarstwem, ale zaskakująco wkracza na teren muzyki:
W każdym dziele jednej ze sztuk, muszą być spełnione wszystkie działania sztuki. Obraz nie może wymagać słów, posąg farby – w sensie malarskim- a, wiersz muzyki, w każdym musi być wszystko zawarte! Jedynie tak uległy, prostacki i ograniczony teren jak scena, mógł popierać takie zespolenie tekstu i muzyki, jakie widoczne jest w operze i operetce. A że muzyka przy tym jako bardziej naiwny element zwycięża, świadczy tylko o nieuczciwości takiego mariażu. [...] Pospólstwo chciałoby najchętniej wszystkie sztuki zmieszać razem, aż do całkowitego zaniku sztuki.
Ciekawa, choć bardzo kontrowersyjna opinia, z którą się nie zgadzam. Ja wyczuwam lęk, że muzyka może przesłonić poezję.
Jedynym utworem poetyckim w tym wyborze jest napisany w 1899 roku, a opublikowany w 1906 roku, poemat prozą „Pieśń o miłości i śmierci korneta Krzysztofa Rilke.” Utwór ten był przełomowy, przyniósł sławę i zapoczątkował uznanie dla jego twórczości. Od tego wydarzenia stał się rozpoznawalnym poetą i śledzono jego dalszą twórczość. Ciekawy utwór w formie ballady o jego rzekomym przodku, siedemnastowiecznym kawalerzyście Christoph Rilk.
Powracamy do malarstwa w interesującym tekście „Wprowadzenie (do książki pt Worpswede). Przedstawia w nim historię malarstwa pejzażowego. Początkowo pejzaż był wyłącznie tłem do przedstawiania scen najpierw religijnych, a później rodzajowych. Dopiero w renesansie pejzaż wyodrębnił się jako osobny gatunek malarski. Coraz większe zainteresowanie naturą przełożyło się na zainteresowanie pejzażami. Człowiek stał się częścią natury i częścią pejzażu. Szczególną uwagę zwraca na Jean-François Millet, francuskiemu malarzowi XIX wieku, który ukazywał więź człowieka z naturą. Dzięki Internetowi mogłam podziwiać te same obrazy co autor i konfrontować własny odbiór tych obrazów z odbiorem autora.
Dwa następne teksty o mało mnie nie pokonały. Lubię twórczość Augustina Rodina, ale nie mogłam odnaleźć wszystkich rzeźb w Internecie, oprócz tego to są wyłącznie zdjęcia. Dwa wykłady Rilke z 1902 roku i 1907 roku o Augustinie Rodin i jego twórczości wynudziły mnie. Od początku zakładał, że słuchacze świetnie znają rzeźbiarza i jego twórczość, a więc snuł własne dywagacje pełne metafor o Rodinie i jego twórczości. Jego bogactwo języka o mało mnie nie pokonało.
Jednak następny tekst to wynagrodził. W 1901 roku Rodin poślubia rzeźbiarkę Klarę Westhoff. Po roku opuszcza ją i przenosi się do Paryża. W 1907 roku pisze do niej serię listów, gdzie oprócz własnych dylematów poetyckich opisuje twórczość Paula Cezannie. W 1907 roku w ramach Salonu Jesiennego w Paryżu zorganizowano retrospektywną wystawę twórczości Paula Cezanne. Tę wystawę codziennie odwiedza Rodin i dzieli się swoimi wrażeniami z Klarą. Dzięki Internetowi można razem z autorem podziwiać kolejne obrazy i wejść z nim w dialog. Rodin tak się zachwycił malarstwem Cezanne, że pojechał do Pragi, aby zobaczyć kolejne obrazy.
Na tym się kończą rozważania na temat innych sztuk niż poezja. Wspaniałe są „Wiersze prozą”, gdzie można podziwiać jego zmysł obserwacji. W utworach drobnych zainteresowały mnie wyjątki z księgi snów i rozważania o poezji o poetach.
Ostatni, tytułowy utwór autor po przeżyciach I wojny światowej próbuje na nowe odnaleźć się i zdefiniować swoją twórczość.
Podziwiałam mistrzostwo języka Rilkego, dzięki plastycznym i barwnym opisom możemy podziwiać sztukę europejską, od renesansu po impresjonizm. Dzięki Internetowi możemy wejść w dialog z jego odbiorem sztuki. Dla mnie to zasadnicza wartość tej książki.
Miałam parę podejść do tej książki. Jednak po przeczytaniu „Siedmiu wykładów z psychologii sztuki” sięgnęłam ponownie po tę pozycję. Ten zbiór tekstów wybrał i przetłumaczył Bernard Antochewicz, aby ukazać proces pisarskiego dojrzewania wielkiego poety i prozaika oraz jego uwagi o sztuce innych twórców i o sztuce w ogóle. Mnie zainteresowały jego spostrzeżenia na temat...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03
Seria z Żurawiem wydawana przez UJ jest jedną z najciekawszych serii, które czytuję. Każda z tych książek jest osobnym światem, często są to debiuty literackie. Takim właśnie niezwykle interesującym debiutem literackim jest „Ślady wilka”, chociaż sam autor jest osobą znaną. Roland Schimmelpfennig jest niemieckim dramaturgiem i reżyserem, uważanym za jednego z najważniejszych współczesnych twórców teatralnych na świecie. Jego książka ma zaskakującą i ciekawą konstrukcję. Krótkie rozdziały, jak krótkie epizody na scenie obrotowej, najczęściej dwie lub jedna osoba uczestnicząca w scenie. Podziwiam, jak przy użyciu minimum słów można oddać tak wiele emocji, a przy tym wartka akcja.
Historia jest prosta, a jej bohaterami są przeciętni mieszkańcy Niemiec. Akcja rozpoczyna się dwoma niezależnymi wydarzeniami. Granicę Polsko- Niemiecką przekracza samotny wilk i dociera aż do Berlina. Przemieszczający się wilk łączy wszystkich bohaterów tej opowieści. Drugim wydarzeniem jest ucieczka z domu dwójki nastolatków, Elizabeth i Miszy, którzy też zmierzają do Berlina. Bohaterami są pary, które coś łączyło lub łączy. Elizabet i Misza, ich rodzice i relacje między nimi. Oprócz tego parę polaków Tomasz i Agnieszka pracujących w Berlinie i prowadzący sklep też w Berlinie, Jacku i Charly. Każda z tych par jest na inny etapie życia, ale żadna z nich nie jest szczęśliwa. Tołstoj kiedyś napisał, że każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój wyjątkowy sposób i tak jest tutaj. Jednak łączy wilka i wszystkich bohaterów samotność, nieprzyjazny świat wokół i nieumiejętność rozwiązania problemów. Ludzi łączy jeszcze nieumiejętność mówienia o własnych uczuciach. Czytamy, co bohaterowie robią, uczestniczymy w lakonicznych rozmowach, czasami we wspomnieniach przeszłych zdarzeń, ale nie wiemy, co czują i myślą. Mimo to czujemy buzujące w nich emocje, ale bohaterowie wzbudzają też skrajne emocje u nas, od współczucia po złość.
Książkę czyta się szybko, gdyż brak w niej zbędnych opisów, obserwujemy kolejne wydarzenia. Z drugiej strony zachwyca precyzyjne studium psychiki każdego z bohaterów. Autor tworzy portret współczesnego społeczeństwa, portret przygnębiający, ale według mnie prawdziwy. Ta książka nie pozostawia czytelnika obojętnym. Ile w tych bohaterach jest nas, naszych lęków, słabości i zagubienia.
Seria z Żurawiem wydawana przez UJ jest jedną z najciekawszych serii, które czytuję. Każda z tych książek jest osobnym światem, często są to debiuty literackie. Takim właśnie niezwykle interesującym debiutem literackim jest „Ślady wilka”, chociaż sam autor jest osobą znaną. Roland Schimmelpfennig jest niemieckim dramaturgiem i reżyserem, uważanym za jednego z...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12
Od wieków filozofowie i inżynierowie zajmowali się czasem. Jedni pragnęli poznać, czym jest czas, drudzy pragnęli jak najdokładniej go mierzyć.
Alister Cox jest angielskim zegarmistrzem, który buduje zegary i automaty oparte na mechanizmach zegarów. Pragnie nie tylko, aby jego zegary mierzyły czas najdokładniej, ale były to urządzenia piękne. Jednym z takich urządzeń był przed laty zbudowany przy współudziale Coxa, a podarowanych Cesarzowi Chin - Niebiański Zegar. Przykład najwyższej sztuki zegarmistrzowskiej, gdzie nie tylko mierzył minuty i godziny, ale także obroty sfer niebieskich, fazy księżyca, pory roku, a w centrum był tron Cesarski. Był to też przykład wspaniałej sztuki jubilerskiej. Od młodości dla Coxa czas płyną jednostajnym rytmem pracy i kolejnych zleceń, dopóki nie ożenił się i nie urodziła mu się ukochana córka Abigail. Czas spędzony z żoną i córką inaczej płynną. Niestety Abigail jest ciężko chora i umiera, a jego żona zamyka się w sobie i milknie. Czas dla Coxa zatrzymuje się, jego życie traci sens. Z tego zawieszenia wyrywa go zaproszenie Cesarza Chin na swój dwór, aby tam zbudował zegar. Cesarz Chin ma pełne sale najwspanialszych zegarów, które codziennie są nakręcane, ale to ma być wyjątkowy zegar. Zabiera swoich trzech najlepszych pomocników i wyrusza do Chin. Tam spotyka Cesarza Chin, Pan Dziesięciu Tysięcy Lat decydującego nie tylko o początku i końcu czasu, ale również o jego pomiarze i tempie przemijania. Spotyka w osobie Cesarza podejście filozoficzne do czasu. Czas, który inaczej biegnie dla dziecka bawiącego się, lub nudzącego się, czas, który inaczej biegnie dla człowieka oczekującego wyroku śmierci, czyli czas przez nas odczuwany, subiektywny. Cesarz Chin pragnie, aby właśnie takie zegary zbudował Cox, mierzący czas subiektywny. Jak wyglądają takie zegary i jak mierzą czas? Największym wyzwaniem jest zbudowanie wiecznego zegara, którego nie trzeba nakręcać. Podobny zegar Cox zbudował na grobie swojej ukochanej córki. Mimo że kontakt obu bohaterów jest minimalny, znajdują nić porozumienia i mają wpływ na siebie nawzajem. Dzięki Coxowi możemy obserwować fascynujący świat Wschodu i Cesarza, który jest centrum tego świata. Najpierw mieszka i pracuje w Zakazanym Mieście, a później razem z dworem Cesarza przenosi się do letnich pałaców. Autor tworzy atmosferę miejscami baśniową, choć niepozbawioną okrucieństwa. Intrygującą postacią jest Cesarz, który powoli odkrywa przed nami swoje tajemnice. Pod koniec coraz bardziej narasta napięcie. Nie wszyscy na dworze podzielają fascynacje Cesarza, a wręcz uważają, że Cox ma na niego zły wpływ. Czy sam Cesarz pozwoli im odjechać po ukończeniu Wiecznego Zegara. Autor zachwyca językiem i misterną fabułą podobną do mechanizmu zegara, gdzieś na pograniczu baśni. Tak jak każda baśń opowiada też o nas i snuje refleksje filozoficzne. Czas spędzony przy tej historii był czasem przenoszącym nas w zupełnie inny wymiar.
Od wieków filozofowie i inżynierowie zajmowali się czasem. Jedni pragnęli poznać, czym jest czas, drudzy pragnęli jak najdokładniej go mierzyć.
Alister Cox jest angielskim zegarmistrzem, który buduje zegary i automaty oparte na mechanizmach zegarów. Pragnie nie tylko, aby jego zegary mierzyły czas najdokładniej, ale były to urządzenia piękne. Jednym z takich urządzeń był...
2020-08
Bert Hellinger jest bardzo kontrowersyjną postacią. Jego metoda „ustawiania rodzin” ma dużo zwolenników, ale też dużo przeciwników. Wystarczy wejść do Internetu, aby się o tym przekonać. Oczywiście jest dużo reklam grup, gdzie za odpowiednią opłatą można uczestniczyć w takich sesjach, ale jest też dużo wypowiedzi ze świata nauki przeciwnych jego metodzie. Sam mówiąc o ustawieniach rodzin – a także o nowych ustawieniach rodzin- nie używam określenia „metoda terapeutyczna”, lecz pomoc życiowa. Nie może używać określenia „metoda terapeutyczna” gdyż nie spełnia ona żadnych wymagań jej dotyczących. Natomiast jest to w tej chwili bardzo modny kierunek. Mnie po przeczytaniu ogarnęło przerażenie i będę omijać książki tego pana z daleka.
Najbardziej charakteryzuje go zadanie na stronie 125: „Dawanie przyrzeczenia nie stanowi dla mnie problemu – i tak robię potem to, co ja uważam za słuszne. W tym zakresie poruszam się poza granicami moralności.” Czy tylko w tym zakresie?
Tekst autobiografii jest podzielony jego przemyśleniami i uwagami ogólnym (złotymi myślami).Występuje jednak dużo sprzeczności. Z jednej strony pisze, że najpierw należy się wyciszyć, wsłuchać się w swoje wnętrze i poczekać na impuls zanim się podejmie decyzję. Z drugiej strony, kiedy według niego traci poprzez napisany na niego donos możliwość sakry biskupiej od razu odchodzi, zrywa wszystko z natychmiastowym skutkiem, nawet nie ustosunkowując się do treści zarzutu. Nie odchodzi jednak w próżnię, wie, że będzie kierownikiem Seminarium Duchownego. Z jednej strony pisze, że wyrzeczenie „może przynieść rozluźnienie i uwolnienie (…)gdy dążymy do jakiegoś celu , który jest dla nas ważny, wyrzekamy się wielu rzeczy stojących nam na przeszkodzie. Wyrzekanie jest wtedy ceną za to, co zyskujemy.” Parę stron dalej pisze, że wszystkie wyrzeczenia jego jako księdza były złe i nic nie dały. Widać zmienił się cel. Może jednak sam cel się nie zmienił, ale środki do niego prowadzące.
Ciekawa jest jego droga życiowa. Jako chłopiec chciał zostać księdzem, gdyż „pięknie by było (…) gdybym i ja mógł, jako ksiądz stanąć przed ołtarzem i mieć takie oddziaływanie na wiernych. Później doszła jeszcze jedna motywacja: „Zawód duchownego wiązał się w tamtych czasach z wysokim poważaniem. Jednak z czasem okazało się, że we współczesnym świecie wpływ na ludzi jak i prestiż dla duchownych maleją. Odnalazł więc gałąź, która się właśnie rozwijała, gdzie nie tylko mógł mieć wpływ na ludzi, prestiż, ale też niezłe dochody. Odchodzi więc ze stanu duchownego i kończy kolejne kursy różnych powstających psychoterapii. Jednak nie mając żadnego wykształcenia w tym kierunku i nie będąc terapeutą, stosowanie kolejnych terapii na ludziach musi zaniechać. Stwarza więc w oparciu o inne psychoterapie jak na przykład psychodramę własną metodę – ustawienia rodzin.
Według niego: „Przychodząc na świat, stajemy się częścią tej samej wspólnoty duszy, duchowego pola, które dzielimy ze wszystkimi członkami naszej rodziny i która nas z nimi w głęboki sposób wiąże. Równocześnie sami stajemy się też częścią losu innych.”
„Uświadomiłem sobie dwóch form sumienia: sumienie osobiste i sumienie grupy, klanu. Chodzi tutaj o duchowe pole.”(str. 148)
Okazuje się, że sumienie osobiste jest zupełnie relatywne, jak pisze: „Dlatego mamy inne sumienie w relacji z matką i inne w relacji z ojcem. Inne w rodzinie i inne w pracy. Inne w kościele, inne w knajpie.” Sumienie ma zaspakajać trzy potrzeby
- potrzebę przynależności
-potrzebę wyrównywania między dawaniem i braniem. Do wyrównania musi dojść nie tylko w zakresie dobra, ale także w zakresie zła.
- potrzeba porządku, które on określa. Przeszłe pokolenia są wyżej i musimy im służyć. Na przykład złem jest jak dziecko pomaga rodzicom, to się zemści. (str. 152)
Najważniejsze to jest ród, przeszłe pokolenia mają bezpośredni wpływ na nasze życie i postępowanie. Członek rodziny przejmuje w zastępstwie los osoby kiedykolwiek wcześniej wykluczonej z rodziny. Myśli jak ona, odczuwa jak ona, żyje w podobny sposób jak ona i choruje jak ona, a nawet w podobny sposób umiera. Żyje ona w służbie osoby wykluczonej i reprezentuje jej prawa.” Podał przykład: ” żonaty mężczyzna poznaje inną kobietę i mówi do żony: „Nic mnie już nie obchodzisz”. Kiedy na świat przychodzą dzieci z nowego związku, jedno z dzieci będzie reprezentowało pierwszą żonę, którą opuścił, i, być może, będzie ono zwalczało ojca z taką samą nienawiścią, jaką odczuwa żona. Albo odsunie się od niego a takim samym smutkiem, jaki stał się jej udziałem. Dziecko nie będzie jednak wiedziało, że uosabia i daje wyraz osobie wykluczonej.”(str.157) Tych przykładów jest bardzo dużo. Jednak można to zmienić dzięki odpowiednio opłaconej procedurze.
Istnieje coś takiego jak porządek miłości, który wymaga, by kobieta podążała za mężczyzną. To znaczy idzie za nim do jego rodziny, języka, kultury. Jeżeli jest na odwrót, mąż i dzieci podążają za matką to w tym związku dzieje się źle. Str 175
Jego spojrzenie na choroby, które nas dotykają jest też kontrowersyjne. „ Z moich obserwacji wynika, że prawie wszystkie choroby, także chroniczne, niebezpieczne czy też zagrażające życiu, jak rak, mają coś do czynienia z osobami, które zostały wykluczone. (…) Czas dzielący wystąpienia choroby od wykluczenia może wynosić przy tym kilka pokoleń.”
„Schizofrenia nie jest chorobą, lecz problemem systemowym. Znajdziemy ją tylko tam, gdzie doszło do morderstwa wewnątrz rodziny.’
Atropowe zapalenie skóry to gniew z powodu doznanej krzywdy, która nie dotyka krzywdziciela, ale zostaje przesunięty na dziecko w postaci choroby.
Rak u kobiet oznacza, że odwróciły się one od swych matek, a nadwaga u kobiet w przenośnym rozumieniu zjadają one odrzuconą przez siebie matkę. To tylko niektóre przykłady wpływu na nas przodków. „Ciekawe” są powiązanie samobójstw z dziejami poprzednich pokoleń.
Dużo jego poglądów wzbudzało mój sprzeciw. Jednak najbardziej zaszokowała mnie opinia o związkach kazirodczych. Oburzenie i pociąganie takie człowieka do odpowiedzialności karnej jest bardzo złe. Dziewczynka wykorzystywana powinna powiedzieć takiemu ojcu; „Bardzo cię kocham i robiłam dla ciebie wszystko.” Jednocześnie wskazuje, że w kazirodztwie winna jest też matka, bo za mało dawała mężowi. Kazirodztwo jest formą wyrównania. Rozumiem, że nienawiść najbardziej niszczy osobę nienawidzącą, ale czy to jest rozwiązanie?
Przyznaję się, że po jej przeczytaniu poczułam niesmak. Jednak nie oceniam poglądów autora, ale napisaną przez niego autobiografię. Ta natomiast dostarczyła mi pełnej informacji o jego życiu, jak i o metodzie ustawiania rodzin. Napisana jest prostym językiem, gdzie autor stara się nawet odnieść do swych przeciwników, gdyż występowały samobójstwa po jego seansach. Ciekawa pozycja, aby poznać życie i poglądy autora.
"Książkę otrzymałem/otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl"
Bert Hellinger jest bardzo kontrowersyjną postacią. Jego metoda „ustawiania rodzin” ma dużo zwolenników, ale też dużo przeciwników. Wystarczy wejść do Internetu, aby się o tym przekonać. Oczywiście jest dużo reklam grup, gdzie za odpowiednią opłatą można uczestniczyć w takich sesjach, ale jest też dużo wypowiedzi ze świata nauki przeciwnych jego metodzie. Sam mówiąc o...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07
Jest to książka o dojrzewaniu, o szukaniu swojego miejsca w świecie i wśród ludzi. Także o tym, że czasami to, co w pierwszej chwili wydaje się katastrofą, można obrócić na coś dobrego dla nas. Poznajemy Gottfrieda Kuhna jako bardzo młodego człowieka, który czuje, że jego światem jest muzyka. Wbrew rodzinie zaczyna studia muzyczne. Niestety ulega wypadkowi i staje się kaleką. Czy jednak jest to całkowita klęska Coś traci, ale coś zyskuje. Powoli wspina się do swojego marzenia aby być kompozytorem, stać się znany i przede wszystkim słuchany. Spotyka na swojej drodze przyjaciół i miłość swojego życia Gertrudę. Następuje następny konflikt między przyjaźnią z Henrykiem Muothem, a miłością do Gertrudy. Co traci, a co zyskuje? Hess pisząc tą książkę przeżywał kryzys związany z egzystencją artysty, jest ona jakby odpowiedzią na ten kryzys. Młody Kuhn przeżywa w samotności wzloty i upadki, czasami dzieląc się tym ze swoim przyjacielem podobnym mu Henrykiem. Jednak każdy z nich wybrał inną drogę. On się przekonuje, że zapatrzenie się wyłącznie w siebie jest prawem młodości. Jednak trzeba dorosnąć. Na swojej drodze spotyka swojego dawnego nauczyciela, który mu powie: „ Przecież to urojenie, że nie ma żadnego pomostu między Ja i Ty, że każdy jest sam i nierozumiany przez innych. Przeciwnie, to, co ludziom wspólne, znaczy o wiele więcej aniżeli to, co każdy ma dla siebie i przez co odróżnia się od innych.”, a także: „Człowiek jest bardziej zadowolony, gdy żyje dla innych.” Prosi, aby kiedyś spróbował zrozumieć innych, sprawić im radość, sprostać ich oczekiwaniom. Czy go posłuchał? Czy ilość konfliktów egzystencjalnych jakie przeżywa i rozterek zmniejszy się, a może inaczej na nie spojrzy. Czy życie, jako twórcy, artysty da mu spełnienie. Autor za pomocą swojego bohatera przedstawia to tak. „Ja widzę ludzkie życie jako głęboką, ciemną noc, która nie byłaby do zniesienia, gdyby tu i ówdzie nie rozpalały się błyskawice, których nagła jasność jest tak zbawienna i cudowna, że te krótkie sekundy mogą zatrzeć lata ciemności i je wynagrodzić. (…) Momenty te nazwać można twórczymi, bo wydaje się, że przynoszą poczucie zjednoczenia z twórcą, albowiem wszystko, co w nich następuje, również to, co zazwyczaj przypadkowe, doznawane jest jako zamierzone. Mistycy nazywają to zjednoczeniem z Bogiem. (…) Ale wiem jedno: to trwanie owych chwil nie może być zakłócone; a jeśli ową szczęśliwość wieczną osiągnąć można przez cierpienie i oczyszczenie w bólu, to żaden ból i żadna udręka nie są tak wielkie, aby od nich uciekać.”
Jak zwykle u Hessego jest to powieść, która porusza dylematy egzystencjalne każdego z nas, nie tylko artysty: walczyć z losem, czy go zaakceptować, żyć samotnie, czy wśród przyjaciół. Książkę świetnie się czyta, akcja jest bardzo dynamiczna. W życiu Kuhna brak tylko jednego, nudy. Autor nam i sobie na koniec daje podpowiedź. „Los jest niedobry, życie kapryśne i bezlitosne, przyroda nie zna dobroci i rozsądku. Ale dobroć i rozsądek istnieje w nas, w nas ludziach, z którymi igra przypadek, i możemy być silniejsi niż natura i los, choćby przez chwilę. Możemy być sobie bliscy, gdy to konieczne, i patrzeć sobie w pełni zrozumienia oczy, i kochać się i żyć, krzepiąc się wzajemnie. (…)Nie potrafimy z życia wyłączyć naszego serca, ale możemy je tak ukształtować i pouczać, by zwyciężyło nad przypadkiem i umiało niezłomnie przyglądać się temu co bolesne.
Warto się nad tym zastanowić.
Jest to książka o dojrzewaniu, o szukaniu swojego miejsca w świecie i wśród ludzi. Także o tym, że czasami to, co w pierwszej chwili wydaje się katastrofą, można obrócić na coś dobrego dla nas. Poznajemy Gottfrieda Kuhna jako bardzo młodego człowieka, który czuje, że jego światem jest muzyka. Wbrew rodzinie zaczyna studia muzyczne. Niestety ulega wypadkowi i staje się...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05
Po przeczytaniu jednej z ważniejszych książek w moim życiu „W poszukiwaniu sensu” zaopatrzyłam się we wszystkie znajdujące się w tej księgarni jego książki. Ta książka jest swoistą składanką. Główny jej trzon został napisany w 1948 roku, w którym opowiada o podstawach logoterapii i czym się różni od innych psychoterapii. Także w swych badaniach odwołuje się do filozofii fenomenologicznej – Maxa Schelera i filozofi egzystencjonalnej, ale także do Konrada Lorentza.. Występuje w niej bardziej jako badacz. W 1975 roku, gdy książka zostaje przetłumaczona na język angielski dołącza rozdział o nowych badaniach w dziedzinie logterapii. Występuje już jako lekarz psychiatra. W książce jest także wykład wygłoszony przez autora w 1985 roku „ W poszukiwaniu ostatecznego sensu”. Poprzedzają ją dwa wstępy, jeden Swanee Hunta z 2000 roku i drugi Claudii Hammond z 2011 roku. Najciekawszym dodatkiem jest jednak posłowie też z 2011 roku Alexandra Batthyany’ego: „ Ponad trzydzieści pięć lat później – rozwój logoterapii po 1975 roku. „
Autor od początku sprzeciwiał się uproszczonym modelom antropologicznym, że w człowieku nie znajdziesz niczego, czego nie znalazłoby się u zwierząt. Uważał, że istnieją zjawiska specyficznie ludzkie. „Twierdzenie, że on (człowiek jest) jedynie „całość somatyczno- psychiczną”, jest absolutnie nieuprawnione. Ciało i psychika mogą co prawda stanowić jedność – jedność psychofizyczną- ale nie reprezentują ona jeszcze całości człowieka. Nie istnieje bowiem bez sfery duchowej, stanowiący fundament człowieczeństwa.” Przy czym nie należy sfery duchowej mylić wyłącznie ze sferą religijną. Logoterapia nie jest jedyną słuszną drogą, ale często pomaga w leczeniu.” Analiza egzystencjalna stosowana w formie logoterapii jest metodą psychoterapeutyczną, ponieważ w sposób szczególny dotyczy neurotycznego sposobu istnienia , a jej celem jest uświadomienie człowiekowi- szczególnie neurotykowi – jego odpowiedzialności. Zarówno w wyniku psychoanalizy, jak i analizy egzystencjalnej człowiek staje się czegoś świadomy. Dzięki psychoanalizie uświadamia sobie swoje popędy, a dzięki analizie egzystencjalnej albo logoterapii staje się świadomy tego, co duchowe, duchowej egzystencji. Postrzeganie bytu ludzkiego w kategorii odpowiedzialności jest możliwe wyłącznie z punktu widzenia ludzkiej duchowości czy wymiaru egzystencjalnego.”
Książka jest udokumentowana empirycznie i życiowo przez samego autora, opisane są historie pacjentów, jak i poszczególne badania. Specyficznie ludzkie jest szukanie sensu i celu działań i życia. Jednak sens nie może być zadany, ale można go tylko samemu odkryć, jest on jedyny i niepowtarzalny dla każdego z nas. Tak jak autentyczna religijność jest spontaniczna i musi rozwijać się we własnym tempie, nie można do niej nakłaniać, czy popychać. „" Głównym celem religii, nie jest rozwiązanie problemów psychicznych, lecz zbawienie duszy.” Najważniejsze dla mnie: „nie możemy być wolni od okoliczności, mamy wolny wybór, jeśli chodzi o sposób, charakter i stopień tego, jak owe okoliczności na nas wpływają (to znaczy dysponujemy relatywną wolną wolą.”
Większość teorii i terapii z latami blakną zastępowane nowymi. Natomiast logoterapia jako metoda psychoterapii rozwija się i model natury człowieka przez nią stworzony został potwierdzony empirycznie. Coraz ściślejszy jest związek między tradycją egzystencjalną w psychologii, w dużej mierze zapoczątkowanej przez Frankla, a psychologią eksperymentalną i badaniami kognitywnymi.
Książka inspirująca i zapadająca w pamięć.
Po przeczytaniu jednej z ważniejszych książek w moim życiu „W poszukiwaniu sensu” zaopatrzyłam się we wszystkie znajdujące się w tej księgarni jego książki. Ta książka jest swoistą składanką. Główny jej trzon został napisany w 1948 roku, w którym opowiada o podstawach logoterapii i czym się różni od innych psychoterapii. Także w swych badaniach odwołuje się do filozofii...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04
„Twoim jucznym osłem się stałem i właśnie w ten sposób jestem blisko Ciebie” w ten sposób jeszcze wtedy kardynał Ratzinger kończy swoją autobiografię nawiązując do Psalmu 73. Podkreśla tymi słowami, że on jako osoba nie jest ważny, ale to co może mówić i pisać. Jednak taka biografia, a najlepiej autobiografia powinna powstać, aby poznać osobę kardynała, a później papieża. Powstała autobiografia bardzo zwięzła, ale jednak pełna ciepła. W swojej autobiografii pragnie nie pominąć nikogo ze swego otoczenia przez te wszystkie lata i o każdym coś ciepłego powiedzieć. Tak więc jesteśmy zarzuceni dużą ilością nazwisk . Mnie zaciekawił wpływ myśli Heideggera na niemiecką teologię. Ten filozof milczy w swoich pracach na temat Boga. Dopiero w ostatniej części gdzie mowa już nie jest o nim samym, ale o myśli teologicznej i toczących się dyskusjach wokół Soboru Watykańskiego II książka nabiera życia. Jednak nie tylko widzimy Go jako chłodnego intelektualistę, ale jako człowieka głębokiej wiary. O tym choćby świadczą ostatnie słowa książki. Pozostaje pewien niedosyt, ale można go zaspokoić czytając inne jego dzieła. Miłym dodatkiem jest duża ilość ciekawych zdjęć dodanych do tej książki, które tworzą mini album.
Polecam wszystkim, którzy pragnęliby się zapoznać z życiem Benedykta XVI, szczególnie z latami II wojny Światowej i początkach powojennych odbudowy kraju. Jest to bardzo zwięzła biografia.
„Twoim jucznym osłem się stałem i właśnie w ten sposób jestem blisko Ciebie” w ten sposób jeszcze wtedy kardynał Ratzinger kończy swoją autobiografię nawiązując do Psalmu 73. Podkreśla tymi słowami, że on jako osoba nie jest ważny, ale to co może mówić i pisać. Jednak taka biografia, a najlepiej autobiografia powinna powstać, aby poznać osobę kardynała, a później papieża....
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02
W księgarni Uniwersytetu Jagiellońskiego natknęłam się na książkę przez nich wydaną, a napisaną przez współczesną Niemkę: Irys Hainka. Książka ta dostała Nagrodę Literacką Unii Europejskiej. Na tylnej okładce przeczytałam: „Dlaczego współcześnie żyjący człowiek obsesyjnie rozmyśla o obozach koncentracyjnych? Dlaczego nieustannie o nich mówi i porównuje swoje życie z egzystencją więźniów w Auschwitz? „ Właśnie szukając tych odpowiedzi sięgnęłam po tą książkę. Nie jest to książka łatwa, gdyż jest pełna podtekstów, dygresji i pytań bez odpowiedzi? Jednak jeszcze jedno ważne pytanie zadaje. Jak zmieniło się nasze spojrzenie i sposób przedstawiania tamtych faktów, czy to ma wpływ na nasze zainteresowanie tym czasem. Nie ułatwiają nam tego bohaterowie tej książki, dwoje współczesnych Niemców, którzy w odmienny sposób próbują sobie radzić z przeszłością swojej ojczyzny. Jednak ta powieść nie zamyka się wyłącznie na Niemcach, ale zadaje też pytanie jak reszta świata sobie z nią radzi. Głównym bohaterem jest Hans, który dobrowolnie skazał się na izolację i samotność, upatrując sens swojego życia w pracy w Ośrodku Dokumentacji Zbrodni Nazistowskich. Jednak on przestaje widzieć sens swojej tam pracy. Dlaczego? Czy w tym obrazie, który nam jest teraz przedstawiany widzi jakiś fałsz i zakłamanie? Jak sam mówi: „Mam tylko wątpliwości, czy to koniecznie muszę być ja. To znaczy czy akurat to muszę być ja, robiłem to już wystarczająco długo. Po prostu nie ma już nic do roboty, zrobiło się z tego przedsiębiorstwo Holokaust.” W innym miejscu pisze: „Dostosowaliśmy naszą historię do gustów masowej publiczności. Jest miękka jak masło, obszlifowana ze wszystkich niuansów. Nie trzeba też więcej liczyć się z tymi, co przeżyli ją osobiście, widzieli na własne oczy, którzy ocaleli, by dawać świadectwo, bo tych w większości już nie ma; bez skrupułów można więc napychać naszą historią brzuch wielkiej machiny narracji.” W innym miejscu opisuje projekt niemieckiego artysty, który między płytkami chodnika umieszcza specjalne płytki z nazwiskami ofiar Holokaustu z najbliższej okolicy. Główny bohater chodzi tymi chodnikami i boi się zadeptać historię. Musimy sobie sami odpowiedzieć dlaczego teraz, gdy prawie wszyscy świadkowie tych zbrodni nie żyją jest takie wielkie zainteresowanie obozami koncentracyjnymi. Nie interesujemy się bezpośrednimi relacjami, świadectwami ocalałych ale fikcją powstałą na ich podstawie, po która tak chętnie teraz sięgają twórcy. Czy mam teraz koncern Holokaust na którym łatwo zarobić „wyciskając serce jak cytrynę”.
To już zostawiam czytelnikom, ponieważ warto po tą książkę sięgnąć wśród zalewających nas powieści, które zawierają w sobie Holokaust.
W księgarni Uniwersytetu Jagiellońskiego natknęłam się na książkę przez nich wydaną, a napisaną przez współczesną Niemkę: Irys Hainka. Książka ta dostała Nagrodę Literacką Unii Europejskiej. Na tylnej okładce przeczytałam: „Dlaczego współcześnie żyjący człowiek obsesyjnie rozmyśla o obozach koncentracyjnych? Dlaczego nieustannie o nich mówi i porównuje swoje życie z...
więcej mniej Pokaż mimo to2016
2019-11
Taki typ książek fantastyczno-naukowych mnie odpowiada, mieszanka fantastyki naukowej z powieścią psychologiczną. W centrum taj książki jest człowiek i jego przeżycia. Oprócz wartkiej akcji możemy też śledzić przemyślenia natury etycznej i filozoficznej, jak człowiek sobie radzi w tak odmiennych warunkach. W normalnych warunkach często jesteśmy samotni nawet w tłumie ludzi. Może w przestrzeni kosmicznej, gdzie ludzie są stłoczeni na małej powierzchni ta samotność jeszcze bardziej doskwiera. Dowódca wyprawy naukowe Reuben Vaybar musi się zmierzyć z rzeczywistością w obcym świecie, własną załogą i z sobą samym. W założonej bazie naukowej ludzie zaczynają się dziwnie zachowywać. Czy jedynym wyjściem jest opuszczenie tego miejsca ? Co ma taki wpływ na zachowanie ludzi? ? Czy sam kapitan znajdzie się w sytuacji bez wyjścia? Co robić kiedy samemu sobie trudno zaufać? Zawsze spotkanie z nieznanym rodzi wiele pytań i wątpliwości natury etycznej i poznawczej.
Zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona i z chęcią sięgnę po inne książki tego autora.
Gorąco polecam, wszystkim, którzy oprócz wartkiej akcji oczekują od książki jeszcze czegoś innego
Taki typ książek fantastyczno-naukowych mnie odpowiada, mieszanka fantastyki naukowej z powieścią psychologiczną. W centrum taj książki jest człowiek i jego przeżycia. Oprócz wartkiej akcji możemy też śledzić przemyślenia natury etycznej i filozoficznej, jak człowiek sobie radzi w tak odmiennych warunkach. W normalnych warunkach często jesteśmy samotni nawet w tłumie ludzi....
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11
Polecił mi tę książkę Zięć. Jak zaczęłam ją słuchać, to uświadomiłam sobie, że posiadam wersję papierową i kiedyś próbowałam ją przeczytać. Jak po raz kolejny autor zaczynał temat, aby poinformować, że pomówimy o tym później, przerwałam czytanie. Gdy okazało się, że autor jest gwiazdą współczesnej duchowości to zapaliło się czerwone światło. Za dużo książek przeczytałam, naprawdę mądrych, na temat duchowości, aby ta książka mnie porwała. W buddyzmie zen, a także w medytacji chrześcijańskiej jest podkreślane skupienie na chwili obecnej, a nie na przeszłości, czy przyszłości. Naprawdę nic nowego nie wnosi, tyle tylko, że ubiera to w inne słowa i nimi żongluje. Bo czy nazwę coś problemem, czy sytuacją z którą muszę się uporać to i tak muszę znaleźć rozwiązanie, bez względu na to jak to nazwę. Więcej jest takich przykładów dyskusji wyłącznie na temat używanych słów do określenia czegoś. Wprowadza dużo terminów, typu niewola ciała bolesnego, opętanie przez pole energetyczne, nagromadzenie czasu osłabiające komórki, które tylko zaciemniają wszystko i mają chyba jedynie ukazać jego geniusz i wyjątkowość. Powtarza, że nie należy wygłaszać osądów, tylko fakty, po czym ciągle wygłasza osądy. Nagle okazuje się, że jest jedyną osobą, która prawidłowo odczytuje Pismo Św. Znam i czytałam o wiele pełniejsze i ciekawsze interpretacje Pisma Św. przez mistrzów buddyjskich, czy hinduskich i nie rościli sobie prawa do jedynego słusznej interpretacji.
Nie, nie, nie, przemęczyłam, wysłuchałam i zastanawiałam się, dlaczego to wszystko trzeba tak komplikować? Czemu ma to służyć? To każdy czytający może sobie sam odpowiedzieć. Musi się czymś wyróżniać, aby stać się sławnym. Mnie ta książka nic nie dała i nic nie wniosła do mojego życia. Może czasami niesmak, zdziwienia. Pisze cały czas, że nie sposób pewnych rzeczy oddać słowami, ale cały czas tymi słowami żongluje, przestawia, wprowadza dziwne terminy, aby je później objaśniać w jeszcze dziwniejszy sposób. Dla mnie był to przerost formy nad treścią.
Polecił mi tę książkę Zięć. Jak zaczęłam ją słuchać, to uświadomiłam sobie, że posiadam wersję papierową i kiedyś próbowałam ją przeczytać. Jak po raz kolejny autor zaczynał temat, aby poinformować, że pomówimy o tym później, przerwałam czytanie. Gdy okazało się, że autor jest gwiazdą współczesnej duchowości to zapaliło się czerwone światło. Za dużo książek przeczytałam,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10
Nagroda Nobla w 1972 roku.
Można by nadać podtytuł „Cierpienia młodego klowna” – powieść egzystencjalna, bo takową jest. Tytułowy klown, syn bogatej mieszczańskiej rodziny, gdy kończyła się wojna był jeszcze chłopcem i razem z bratem obserwował zachowania i nastawienia nacjonalistyczne jego rodziny i starszych kolegów. Obserwuje jak jego matka wysyła jego siostrę do obrony przeciwlotniczej gdzie ginie. Obserwuje jak oni szybko o tym zapominają, wypierają i zmieniają front. On nie zapomina. Oboje z bratem buntują się i odchodzą od rodziny, ale każdy w inny sposób. Jego brat zrywa z protestantyzmem, przechodzi na katolicyzm i wstępuje do seminarium. On zostaje klownem, zakochuje się w Marii i razem z nią ucieka zrywając kontakty z rodziną. Prowadzą wędrowny tryb życia, od jednego hotelu do drugiego. Zarabia na życie występując jako klaun i w stand-up wyśmiewając i krytykując otaczający go świat, który się przystosował. Jednak pewnego dnia Marii to nie wystarcza i odchodzi. Jego świat, który poukładał sobie według własnego wyobrażenia się wali. Wraca do swojego mieszkania w Bonn i prowadzi wiwisekcję i staje przeciw zachowaniom tego społeczeństwa po wojnie. Po której stronie leży racja, myślę, że po środku. Mówi dużo o straconej miłości do Marii, ale czy kochał Marię, czy swoje wyobrażenie jak ta miłość powinna wyglądać i jaka Maria powinna być. Ma swoje wyobrażenie o ludziach, przyjaźni, miłości i jego się trzyma. Tylko, czy próbuje zrozumieć ludzi inaczej myślących, czy od razu neguje ich zachowania? Zrywa ze swoją mieszczańską rodziną, ale oczekuje, że ta będzie wspierać finansowo dorosłego , samodzielnego mężczyznę. Nie wiem, gdzie jest większa hipokryzja? Bardzo ciekawy jest obraz społeczeństwa niemieckiego i młodych ludzi, którzy jeszcze pamiętali czasy wojny. Społeczeństwa, które w sposób czynny lub bierny popierało działania Hitlera, a teraz muszą się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Wybierają różne drogi i postawy. Na pewno jest potrzebny ktoś, kto będzie ich pokazywał w krzywym zwierciadle, wytykał ich hipokryzję i zakłamanie. Ale czy tylko z negowania wszystkiego można żyć, czy jest na tyle silny?
Książkę czyta się ciężko. Opisany jest jeden wieczór i noc w trakcie której pozbawiony środków do życia i miłości klown próbuje pojąć jak do tego doszło. Mieszają się z sobą poszczególne wydarzenia z jego życia, jego wyobrażenia, wizje przerywane rozmowami telefonicznymi ze znajomymi i wizytą ojca od których pragnie wsparcia finansowego. Tylko czy on nimi nie gardzi? Otrzymujemy rodzaj spowiedzi i my mamy wydać werdykt. Na pewno jest to bardzo ważna książka dla społeczeństwa niemieckiego. Ale myślę, że nie tylko. Może i w Polsce, gdzie tek chętnie popierano stalinizm i komunizm, a później wszystko upadło i trzeba było się odnaleźć w nowej rzeczywistości i postępować tak aby najmniej stracić. To zostawiam do rozsądzenia czytelnikom. Mnie jednak nie porwała i nie wiem czy sięgnę po inne jego książki.
Nagroda Nobla w 1972 roku.
Można by nadać podtytuł „Cierpienia młodego klowna” – powieść egzystencjalna, bo takową jest. Tytułowy klown, syn bogatej mieszczańskiej rodziny, gdy kończyła się wojna był jeszcze chłopcem i razem z bratem obserwował zachowania i nastawienia nacjonalistyczne jego rodziny i starszych kolegów. Obserwuje jak jego matka wysyła jego siostrę do...
2019-08
„Ten, kto wie, dlaczego żyje, nie troszczy się o to, jak żyje”. (F.Nietzsche)
Jedna z najbardziej wartościowych i mądrych książek jakie czytałam. Dużo o niej czytałam i długo szukałam. Udało mi się kupić w przemiłej księgarni Ojców Franciszkanów w Krakowie. Po przeczytaniu zakupiłam też inne książki tego autora. Od pewnego czasu nie czytam książek dotyczących przeżyć obozowych. Jednak te wspomnienia nie mają na celu ukazania przerażającego piekła obozowego.. Frankl , neurolog i psychiatra, spędził trzy lata w obozach, między innymi w Auschwitz i przeżył. Niestety jego rodzina nie przeżyła. Po wojnie spisał swoje wspomnienia i najpierw chciał opublikować je anonimowo, później opublikował pod swoim nazwiskiem i dołączył do nich wstęp do logoterapii. Jak sam pisze: „chciałem po prostu przekazać czytelnikowi, poprzez konkretny przykład, że życie ma sens i potencjał w każdych warunkach, nawet w tych najbardziej nieszczęśliwych” i dalej pisze : „ człowiekowi można odebrać wszystko z wyjątkiem jednego – ostatniej z ludzkich swobód: swobody wyboru swojego postępowania w konkretnych okolicznościach, swobody wyboru własnej drogi.” . Dla Framkla najważniejsze w życiu jest poszukiwanie sensu i celu w każdej sytuacji uważa, że w każdej sytuacji człowiek ma wybór, choćby sposobu reakcji na tą sytuację.
Gorąco polecam. Uważam, że to jest książka, którą musi się przeczytać i to nie jeden raz. Mnie pozwoliło spojrzeć na różne sprawy z innej perspektywy i zadumać się nad nimi.
„Ten, kto wie, dlaczego żyje, nie troszczy się o to, jak żyje”. (F.Nietzsche)
Jedna z najbardziej wartościowych i mądrych książek jakie czytałam. Dużo o niej czytałam i długo szukałam. Udało mi się kupić w przemiłej księgarni Ojców Franciszkanów w Krakowie. Po przeczytaniu zakupiłam też inne książki tego autora. Od pewnego czasu nie czytam książek dotyczących przeżyć...
Kiedy śmierć daje życie.
Zawsze z przyjemnością sięgam po książki Thorwalda. Każda jego książka jest dopracowana od strony naukowej, a jednocześnie napisane znakomitym stylem. W jego książkach dotyczących medycyny, wszystkie terminy medyczne są bardzo dobrze wyjaśnione, a więc nawet bez ich znajomości każdy może je zrozumieć. Do tej pory w jego książkach z historii medycyny bohaterami byli lekarze i naukowcy. To dzięki ich pracy i badaniom można coraz lepiej leczyć ludzi i ratować ich życie. Właśnie zawsze dla nich najważniejszy był człowiek, jego życie i zdrowie. Sensem i celem medycyny jest pacjent i to także dzięki nim medycyna się rozwija. Jednak zawsze musi być ten pierwszy, który najczęściej w obliczu śmierci decyduje się na nowatorskie procedury, aby być może przedłużyć sobie życie. Pamiętamy, że pierwszy pacjent po przeszczepie serca żył tylko parę tygodni. Właśnie tym ludziom i ich rodzinom poświęcona jest ta książka, ale też opisuje zastosowane procedury.
Autor swoją opowieść zaczyna od historii dzieci, które ze względu na wady serca skazane były na śmierć. Znaleźli się jednak lekarze i pacjenci, którzy omijając serce, starali się, aby organizm był odpowiednio utleniony. Dopiero po latach odważono się operować na otwartym sercu i zastępować uszkodzone zastawki. Mnie zainteresowała historia dializ i chorób nerek. Moja Babcia właśnie umarła, gdyż jej nerki przestały działać. Wtedy na początku lat siedemdziesiątych w katowickiej klinice był już aparat do dializ, ale mógł być używany jednorazowo, gdy po zabiegu operacyjnym, nerki przestają na jakoś czas pracować. Dopiero po latach można było dializować wielokrotnie.
Najważniejszą i najciekawszą jest historia transplantacji, która jest historią zwycięstw i porażek lekarzy i pacjentów. Na szczęście nie są to „suche” opisy kolejnych przypadków. Z jednej strony dowiadujemy się o życiu prywatnym lekarzy i ich motywacji do podjęcia ryzyka pionierskich operacji. Z drugiej strony historie poszczególnych pacjentów, dzięki którym transplantologia mogła się rozwijać. Autor cytuje artykuły naukowe, wycinki z prasy, ale też osobiste zapiski, wspomnienia i korespondencja z bliskimi. Dzięki temu uczestniczymy w tych wydarzeniach i przeżywamy je razem z bliskimi i lekarzami. Także zadajemy sobie pytania natury etycznej, które towarzyszom transplantacji od jej początków. Oprócz przeszczepów rodzinnych nerki lub wątroby każde uratowane życie łączy się ze śmiercią kogoś innego. Najważniejszą prawą staje się określenie momentu śmierci, momentu, od którego można pobrać narządy do transplantacji i przekonanie rodziny. Z drugiej strony zastanawia się nad sztucznym przedłużaniem życia za pomocą aparatury, kiedy należy zakończyć takie działania i pozwolić odejść.
Dzięki tej książce możemy poznać duży obszar wiedzy medycznej przedstawiony w sposób zrozumiały nawet dla laika. Oprócz tego jest to hołd złożony lekarzom i pacjentom za ich odwagę, a także zmarłym i ich rodzinom za szalenie trudne decyzje, dzięki którym ofiarowują coś najważniejszego życie innemu człowiekowi.
Pierwotnie w serwisie Na kanapie.
Kiedy śmierć daje życie.
więcej Pokaż mimo toZawsze z przyjemnością sięgam po książki Thorwalda. Każda jego książka jest dopracowana od strony naukowej, a jednocześnie napisane znakomitym stylem. W jego książkach dotyczących medycyny, wszystkie terminy medyczne są bardzo dobrze wyjaśnione, a więc nawet bez ich znajomości każdy może je zrozumieć. Do tej pory w jego książkach z historii medycyny...