Amerykański powieściopisarz, głównie literatury grozy. W przeszłości publikował pod pseudonimem Richard Bachman, raz jako John Swithen.
Mistrz horroru. Eksperymentator internetowy. Rzemieślnik i artysta. Jeden z najbogatszych pisarzy świata (zarabia rocznie średnio 50 mln dolarów). Każda jego książka trafia natychmiast po premierze na szczyty list bestsellerów, a zanim powstanie, wytwórnie filmowe biją się o prawa do jej ekranizacji. Jest przy tym kochany przez rodaków jak mało który literat: jego kariera to odzwierciedlenie amerykańskiego mitu sukcesu - od pucybuta do prezydenta. A w tym przypadku - od pracownika miejskiej pralni do króla literatury popularnej.
Stephen Edwin King, drugi syn Donalda Edwina Kinga i Nellie Ruth Pilsbury King, urodził się 21 września 1947 roku w Portland w stanie Maine. Niedługo cieszył się życiem w pełnej rodzinie - jego ojciec niespodziewanie porzucił dom, kiedy Stephen był jeszcze małym chłopcem. Po kilkuletniej wędrówce po Stanach Zjednoczonych, związanej z podejmowaniem pracy w przeróżnych miejscach, Nellie King osiadła z synami w Durham w Maine, gdzie zaopiekowała się swoimi schorowanymi rodzicami. Stephen miał wtedy 11 lat, a za sobą pierwsze próby pisarskie. Historie fabularne fascynowały go odkąd nauczył się czytać. Pochłaniał komiksy, namiętnie oglądał filmy i zapisywał ich akcję w formie opowiadań. Za namową matki zajął się tworzeniem własnych historii. To od niej otrzymał na Gwiazdkę swoją pierwszą maszynę do pisania - marki Royal. Na tym sprzęcie wystukał opowiadanie, które w 1960 roku wysłał do wydawcy. Co prawda nie otrzymał żadnej odpowiedzi w sprawie tekstu, ale rozpoczął w ten sposób uporczywe, regularne dostarczanie wydawcom i redakcjom czasopism swoich utworów. Jako pierwsze ukazało się drukiem opowiadanie "Byłem nastoletnim rabusiem grobów", które wydawca Mike Garret opublikował w swoim fanzinie pod zmienionym tytułem - "W półświecie grozy". Wydrukowanie tekstu było dla nastoletniego autora wielkim wydarzeniem. Znacznie częściej wydawcy odsyłali teksty załączając odmowy lub nie odpowiadali wcale. Kolekcja negatywnych opinii rosła, co jednak nie zniechęcało młodego pisarza. Wkrótce ambitny nastolatek postanowił wydać swoją pierwszą książkę. Sam ją napisał (była to prozatorska adaptacja horroru "Studnia i wahadło"),sam złożył matrycę, wydrukował i rozkolportował ją wśród swoich kolegów ze szkoły jako prywatne wydawnictwo V.I.B. (Very Important Book - Bardzo Ważna Książka). Kolejne lata nauki upływały pod znakiem prowadzenia gazetki szkolnej "Bęben", pisania relacji z imprez sportowych dla lokalnej gazety "Weekly Enterprise" oraz pracy zmianowej w fabryce włókienniczej. W domu się nie przelewało - matka po śmierci dziadków pracowała jako pomoc w maglu, kucharka, a później gospodyni w ośrodku dla umysłowo chorych. By uchronić syna przed wojskiem i wysłaniem na wojnę w Wietnamie, namówiła Stephena na studia na University of Maine at Orono. King ukończył je w 1970 roku jako wykwalifikowany nauczyciel angielskiego, a rok później wziął ślub z Tabithą Spruce, do dziś swoim pierwszym czytelnikiem, krytykiem i wierną towarzyszką życia. Pierwsze lata małżeństwa okazały się niełatwe pod względem finansowym. King znalazł zatrudnienie najpierw w pralni przemysłowej, później zaś jako nauczyciel literatury w szkole średniej. I pisał. Wciąż pisał - codziennie po kilka godzin tkwił przy maszynie do pisania, a opowiadania sprzedawał magazynom dla panów. Jednak dochody jego i żony często nie wystarczały nawet na opłacenie bieżących rachunków. Los państwa Kingów odmieniła dopiero powieść "Carrie"...
Początkowo miało to być opowiadanie dla jednego z męskich pism, ilustrowane zdjęciami nagich nastolatek. Pomysł opowieści o brzydkiej, zaniedbanej dziewczynie obdarzonej niezwykłymi zdolnościami psychokinetycznymi przerósł jednak rozmiary zwykłego opowiadania. King zamierzał nawet zrezygnować z pisania tego tekstu, gdyż zapowiadało się na zbyt długą formę, a on sam nie potrafił obdarzyć głównej postaci sympatią. Do kontynuowania pracy nad powieścią namówiła pisarza żona, której spodobał się kontrowersyjny pomysł fabularny. Maszynopis trafił do wydawnictwa Doubleday, w ręce Billa Thompsona, tego samego, który jakiś czas później odkrył kolejną gwiazdę literatury popularnej - niejakiego Johna Grishama. Tuż przed premierą "Carrie" zmarła matka Kinga. Od kilku lat cierpiała na nowotwór. 10 lat później powstanie powieść fantasy, dziś zaliczana do klasyki gatunku, o dwunastolatku, który poszukuje talizmanu mogącego ocalić życie matce cierpiącej na raka. "Carrie" ukazała się w 1974 roku, a wkrótce potem znalazła wydawcę wersji paperbackowej. Kontrakt opiewał na sumę gigantyczną jak na debiutującego na rynku książkowym autora - 400 tys. dolarów. King mógł wreszcie porzucić pracę w szkole i zająć się wyłącznie pisaniem. Wkrótce ukazały się jego kolejne powieści: "Miasteczko Salem" (1975),"Lśnienie" (1977),"Bastion" (1978),"Strefa śmierci" (1979),"Podpalaczka" (1980),"Cujo" (1981). Praktycznie od 1977 roku King publikuje minimum jedną książkę rocznie. Nie zawsze pod własnym nazwiskiem (od 1977 roku wydał około dziesięciu tytułów pod pseudonimem Richard Bachman). Kolejne utwory były już murowanymi bestsellerami: cykl "Mroczna wieża", "Christine" (1983),"Smętarz dla zwieżąt" (1983),"Talizman" (1984),"To!" (1986),"Oczy smoka" (1987),"Misery" (1987),"Gra Geralda" (1992),"Dolores Claiborne" (1993),"Zielona mila" (1996),"Worek kości" (1998),"Pokochała Toma Gordona" (1999) i setki opowiadań z rewelacyjnymi "Sercami Atlantydów" (1999) na czele doczekały się wielomilionowych nakładów, tłumaczeń na przeszło 30 języków, a na całym świecie można znaleźć ponad 300 milionów egzemplarzy książek z nazwiskiem Stephena Kinga na okładce.
Autor wstrząsających powieści grozy żyje przykładnie z rodziną w Bangor w stanie Maine. Regularnie wspiera Amerykańskie Towarzystwo Walki z Rakiem, sponsoruje różnorodną działalność charytatywną i funduje stypendia dla uczniów szkół średnich. Dzięki pomocy rodziny wykaraskał się z alkoholizmu i narkotyków, a zniewolenie człowieka przez nałogi uosobił w bohaterce powieści "Misery": zaborczej, szalonej pielęgniarce Annie Wilkes, jednej z najpotworniejszych postaci wykreowanych mocą swojej wyobraźni. Z żoną Tabishą doczekał się trójki dzieci noszących imiona Naomi Rachel, Joe Hill i Owen Phillip. Tylko raz zawiesił swoją działalność pisarską. Przerwa była spowodowana wypadkiem samochodowym, któremu pisarz uległ w 1999 roku. Bolesna i długotrwała rehabilitacja sprawiły jednak, że King powrócił do pisania. Niestrudzenie tworzy fabuły, które zadomowiły się nie tylko na kartach książek.
Wiele jego powieści i niejedno opowiadanie doczekały się przeniesienia na taśmę filmową. A trzeba przyznać, że, jak mało który pisarz, King ma szczęście do wybitnych ekranizacji swoich utworów. Takie filmy, jak "Carrie" Briana de Palmy, "Lśnienie" Stanleya Kubricka z genialną rolą Jacka Nicholsona, "Misery" Roba Reinera z fantastyczną kreacją Kathy Bates, "Skazani na Shawshank" z Timem Robbinsem czy "Zielona mila" z Tomem Hanksem weszły do kanonu światowej kinematografii. Sam pisarz niejednokrotnie brał udział w procesie produkcji filmów powstających na podstawie swoich książek jako scenarzysta i producent. Kolejnym wyzwaniem stała się dla Kinga realizacja amerykańskiej wersji "Królestwa" Larsa von Triera.http://www.stephenking.com
[...] Boże użycz mi pogody ducha abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić; odwagi abym zmieniał to, co mogę zmienić i szczęścia, aby mi...
[...] Boże użycz mi pogody ducha abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić; odwagi abym zmieniał to, co mogę zmienić i szczęścia, aby mi się jedno z drugim nie popieprzyło [...]
Ludzie z wiekiem nie stają się lepsi, stają się tylko sprytniejsi. Kiedy jesteś starszy i mądrzejszy, to wcale nie przestajesz obrywać skrzy...
Ludzie z wiekiem nie stają się lepsi, stają się tylko sprytniejsi. Kiedy jesteś starszy i mądrzejszy, to wcale nie przestajesz obrywać skrzydełek muchom, po prostu potrafisz wymyślić lepsze powody, żeby to usprawiedliwić.
Klasyka literatury. Tak się złożyło, że przed laty obejrzałam film, który był tak dobry i tak poruszający, że wiele scen i szczegółów zostało ze mną. Przez to nie byłam zmotywowana, by sięgnąć po książkę. Teraz wreszcie przeczytałam i żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej.
Stephen King jest bardzo dobrym opowiadaczem historii. Dobrze buduje napięcie, nie stwarza niepotrzebnych wątków, śmieszy i wzrusza. Czytając ostatni rozdział nie potrafiłam powstrzymać łez i zresztą nie chciałam powstrzymywać. Bardzo poruszająca, wspaniała opowieść o człowieku, który nie potrafił się odnaleźć w świecie pełnym zła. Tutaj niewiele trzeba dodawać. Jeśli ktoś jeszcze nie zna tej historii, powinien jak najszybciej nadrobić zaległości.
A teraz czas na odświeżenie filmu :)
„Im mroczniej tym lepiej” („YOU LIKE IT DARKER”) Stephena Kinga, przełożył Janusz Ochab, Wydawnictwo Albatros 2024, z lokalnej biblioteki
1. Dlaczego? Zadaję głupie pytania. Trzeba.
2. I jak? Mistrza zawsze warto. Mam tylko wrażenie, że założony odbiorca tekstów Kinga staje się coraz starszy. I starzeje się szybciej niż ja. Na tom składa się 12 opowiadań, których tematy zdają się być czytelnikowi dobrze znane. Bohaterami 6 z nich są starzy ludzie (w jednym z tych sześciu mamy po prostu przedstawione całe dorosłe życie bohatera). nareszcie popkultura zauważa, że popularne mogą być także teksty poświęcone starszym ludziom właśnie. Rezultaty bywają różne. „Gang zielonej rękawiczki” jest miejscami słodki, miejscami żenujący). Z kolei Mikołaj J. Stankiewicz w jednym z opowiadań z tomu „Klaps” bardzo wiarygodnie i bardzo ciekawie przedstawił historię i wybory bohaterki, emerytowanej nauczycielki. Jak to poszło Kingowi? Dobrze, naprawdę, pamiętacie zresztą „Baśniową opowieść”?
Ale trzeba mieć sporo sił i dobry wzrok, żeby ze wszystkimi opowiadaniami się zapoznać – to 600 stron. Pytanie do administratorem grupy- nie dałoby się takich tekstów liczyć jako dwa? Są w tomie zresztą dwa teksty, które spokojnie mogłyby być wydane jako osobne pozycje –„Zły sen Danny`ego Coughlina” to jakieś 200 stron, a a „Grzechotniki” – przeszło 100.
Czy zawsze w przypadku tomu opowiadań trzeba pisać, że jest to zbiór nierówny? No, trzeba. Ale nawet w mniej efektownych tekstach King wciąż potrafi dowieść, że jest świetnym opowiadaczem. Warto przebijać się przez tom powoli i starać się zachować siły na ostatnie dwa teksty w tomie – „Strzeżcie się snów” i „Wszystkowiedzący”. „Wszystkowiedzący” (jeśli będę miała kiedyś okazję, kto wie) wykorzystam może jako uzupełnienie do „Procesu” Franza Kafki. Postać tytułowa to taki popkulturowy odpowiednik odźwiernego ze słynnej przypowieści, której Józefa K. wysłuchał w katedrze. Jak pytać, kogo pytać, o co pytać, kiedy pytać – to prawdziwa sztuka. I jeszcze jedno skojarzenie w tym samym stylu. Werter w książce Goethego snuł takie refleksje: Minister lubi mnie od dawna i sam nadmieniał, że powinienem wziąć się do jakiejś roboty. Czasem marzę o tym przez godzinę, ale zaraz potem przychodzi mi na myśl bajka o owym koniu, który znudzony swobodą, pozwolił się przybrać w siodło i tręzlę, a potem zginął, na śmierć zajeżdżony przez ludzi. Bohaterowi „Wszechwiedzącego” ojciec radzi: Kiedy już się dotrzesz, kiedy pozwolisz się ujeździć, pokochasz tę pracę, tak ja ją kiedyś pokochałem. Na to „Po Prostu Phil” snuje takie refleksje: Ujeżdża się konie. Łamie się ich wolę, zmusza się je do harówki, a potem wysyła do rzeźni. Nadwrażliwy Werter nie poradził sobie, świat wydawał mu się tak straszny, a ludzie tak głupi… Praktyczny Amerykanin Phil dał radę. Praca go nie zniszczyła.
Uwaga: Jaka szkoda, że w szkole wciąż nie ma przestrzeni i czasu na mocniejsze eksplorowanie popkultury – na przykład takie właśnie czytanie Kafki czy Goethego z użyciem tekstu Kinga.
Po przeczytaniu całego tomu mam wrażenie, że King nie traci optymizmu. Jego bohaterowie (nawet w wieku takim bardziej zaawansowanym) są w stanie podejmować samodzielne, czasem ryzykowne decyzje. Wygrywają (wystarczająco często). Czasem potrzebują tylko malutkiej pomocy…
Hugh Howey nie ma poczucia humoru. Stephen King ma: Podałem jej formularz, który był zapewne równie legalny jak trzydolarowy banknot. A tak bardzo aktualnie to: Założę się, że Kamala Harris jest jednym z tych najeźdźców [przejmujących ludzkie ciała] i czeka tylko, aż stary Joe wykituje, żeby mogła przejąć władzę. Z tym poczuciem humoru to raz to wypada lepiej, raz gorzej, ale jest.
3. Dokąd mnie to prowadzi? Mam ochotę przypomnieć sobie cykl o Mrocznej Wieży.