-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2018-11-06
2018-08-31
"Medaliony" to niewielki zbiór opowiadań, które łączy wyjątkowo trudna i ważna tematyka: II Wojna Światowa. Każdą z historii można przyrównać do pośmiertnego medalionu, rozbitego przez esesmańskie bomby i strzały.
"Później przyszedł czas, gdy na cmentarz spadały pociski. Posągi i medaliony potłuczone leżały wzdłuż alei. Groby z otwartymi wnętrzami ukazały w pękniętych trumnach swych umarłych."
Niesamowite, jak tak niewielki zbiór oddaje grozę II W.Ś.. Każde opowiadanie jest odrębnym świadectwem holocaustu, strach pomyśleć, ile historii pozostało pogrzebanych wraz z ich autorami... Walka o "czystość rasową" pochłonęła milion istnień ludzkich. Jednak garstka ocalonych nie pozwala zapomnieć o tej zbrodni przeciwko ludzkości- "Medaliony" bowiem są literaturą faktu, do której to książki Zofia Nałkowska zbierała materiały z rozmów z ludźmi, którzy przeżyli piekło holokaustu (są też historie o ludziach którzy w opowiadaniu życie tracą- np. "Dwojra Zielona"- tutaj za pewne musiała opowiadać osoba trzecia).
Czytałam wiele książek o tematyce II W.Ś., lepszych i gorszych, za każdym razem jednak temat ten budzi we mnie strach i rozpaczliwą nadzieję, by coś takiego już nigdy się nie powtórzyło. Do historii przeszło powiedzenie: "Ludzie ludziom zgotowali ten los"- cytat z książki Z. Nałkowskiej. Chyba to jest w tym wszystkim najbardziej przerażające.
Tych, którzy nie czytali "Medalionów" (lub czytali je dawno temu jako lekturę szkolną), gorąco namawiam do zapoznania się z tym krótkim- a jak bardzo treściwym- zbiorem ludzkich historii.
"Zaledwie kilkanaście stroniczek prozy jedynej w swojej ostatecznej ascezie. Prozy o dniu zwykłym szalonego koszmaru. O mechanizmach mordowania człowieka i o zabijaniu jego nadziei.(...)".
"Medaliony" to niewielki zbiór opowiadań, które łączy wyjątkowo trudna i ważna tematyka: II Wojna Światowa. Każdą z historii można przyrównać do pośmiertnego medalionu, rozbitego przez esesmańskie bomby i strzały.
"Później przyszedł czas, gdy na cmentarz spadały pociski. Posągi i medaliony potłuczone leżały wzdłuż alei. Groby z otwartymi wnętrzami ukazały w pękniętych...
2018-05-12
Bardzo trudno jest mi ocenić tę książkę, gdyż robiąc to, oceniam poniekąd człowieka, dzięki któremu powstała. Na początku dodam więc, że moje uwagi i ocena nie dotyczy samej historii pana Andrzeja, ale jedynie książki i formy, w jakiej została napisana.
Jest to historia człowieka, który za sprawą wstawiennictwa Boga uwolnił się z długoletniego nałogu narkomanii. Historia równie niesamowita, co prawdopodobna... Wierzę że Bóg może dać nam siłę i uzdrowić nas, chociaż nie wiedziałam, że Jego oddziaływanie może być tak silne. A jednak, zastanowiwszy się, przypomniałam sobie inną książkę, historię Ani Golędzinowskiej, która także pokonała narkomanię dzięki wierze w Boga. Miałam w życiu okres, gdy pomagałam w poradni dla osób uzależnionych. Spotkałam tam dziewczynę, która pod wpływem niebiorącego chłopaka odnalazła się w kościele zielonoświątkowców. Wiem więc, że wiara w przypadku osób walczących z nałogiem bywa ostatnią deską ratunku- a szczęśliwe zakończenia w przypadku ludzi uzależnionych od twardych narkotyków to zaledwie kilka procent. Te doświadczenia z wolontariatu sprawiły, że wierzę w historię pana Andrzeja Sowy i szczerze mu gratuluję. A kim jest sam Autor?
Wychował się w niedużym mieście i już w wieku piętnastu lat zaczął eksperymentować z narkotykami. Część osób zna go jako lidera grupy Maria Nefeli, niestety ja jestem o kilka lat za młoda, by pamiętać tamte czasy. Życie miał bogate jeśli chodzi o różnego rodzaju "zakazane przygody", jednak ta droga zaprowadziła go na sam dół- opis upadku tego człowieka jest doprawdy przejmujący i gdybym nie widziała takich rzeczy, mogłabym im nie dać wiary... Obraz szczura siedzącego na gnijącej od środka nodze człowieka pogrążonego w narkomańskim letargu jest chyba wystarczająco wymowny. Mówi się, że "trzeba znaleźć się na dnie, by się odbić"- myślę że jest to prawda, choć to dno dla każdego z ludzi jest inne.
W książce, w której Andrzej Sowa dzieli się z nami swoim świadectwem uzdrowienia, oprócz Boga znajdziecie przede wszystkim Człowieka z jego wszystkimi ułomnościami, którego nie mnie oceniać. Trzeba mieć dużą odwagę, by opisać swoją- tak trudną- przeszłość. Zarówno wielbiciele "Dzieci z dworca Zoo" jak i ci, którzy szukają w książce jakiegoś sensownego zakończenia będą zadowoleni. Ja ze swojej strony mogę jedynie polecić.
Bardzo trudno jest mi ocenić tę książkę, gdyż robiąc to, oceniam poniekąd człowieka, dzięki któremu powstała. Na początku dodam więc, że moje uwagi i ocena nie dotyczy samej historii pana Andrzeja, ale jedynie książki i formy, w jakiej została napisana.
Jest to historia człowieka, który za sprawą wstawiennictwa Boga uwolnił się z długoletniego nałogu narkomanii. Historia...
2018-06-12
"Niezgodna" długo czekała na swoją kolej, stojąc na półce, aż w końcu, sięgając po najnowszą powieść Veronicki Roth stwierdziłam, że lepiej będzie zacząć od początku twórczości tej pisarki- i tak sięgnęłam po Niezgodną- w zamyśle, aby ją szybko przeczytać, bez żadnych większych oczekiwań. Tym bardziej, że czytałam wiele niepochlebnych opinii nt tej powieści i cyklu (co do którego jako całości napiszę kiedyś oddzielną opinię- mam w domu wydanie zawierające wszystkie cztery części). Wiedziałam mniej więcej o czym będzie książka, gdyż oglądałam fragment filmu nakręconego na podstawie "Niezgodnej"- i tutaj wydaje mi się, że było bardzo dużo różnic w stosunku do książki, ale to już minus ekranizacji).
Książka- uwzględniając to co napisałam wcześniej- zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Podobał mi się pomysł na wykreowanie takiego świata, jaki przedstawiła Autorka w "Niezgodnej". Podział ludności na frakcje nieco przypominał mi partie polityczne, lecz to zupełnie co innego. Zastanawiałam się do jakiej frakcji ja bym należała- ale odpowiedzi nie znalazłam... Razem z Tris (czy Beatrice jak kto woli) martwiłam się o zaliczenie kolejnych etapów, a także- o czym nasza bohaterka nawet nie pomyślała w końcowym teście- o jej największej tajemnicy... Czyżby było to niedopatrzenie? Czy może jednak dziewczyna nie zdaje sobie sprawy co jej grozi? Trochę mnie zdenerwowało że ten jej lęk- o którym przecież wspominała- nie został ujawniony w testach z użyciem symulacji, pozwalających poznać najskrytsze lęki każdego adepta.
Cztery został przedstawiony jako chłopak równie intrygujący, co w głębi duszy czysty, niezepsuty. Podobały mi się relacje jego z Tris- miło w moim wieku czytać o pierwszych miłościach... Jednak "Niezgodna" to nie tylko uczenie się jak być Nieustraszoną, młodzieńcza miłość i problemy typowe dla nastolatków na całym świecie. Gra toczy się o wysoką stawkę: życie wielu ludzi, władzę. Pierwsza część cyklu, a właściwie jej finał, pozostawiła we mnie wiele pytań nt. tego, co będzie dalej. Wciągnęłam się w ten cykl na tyle, że od razu zacznę czytać drugą część. Nie chcąc zdradzić za dużo z treści zakończenia, napiszę tylko, że było smutne: Autorka poświęciła życie min. bohaterów, którzy dopiero w finale pokazali swoje prawdziwe twarze- żałuję, że szczególnie pewna bardzo odważna kobieta poniosła śmierć...
Na koniec dodam może, że widziałam tutaj pewne podobieństwa do cyklu "Igrzyska śmierci"- lecz za długo by wymieniać, dlaczego mam takie skojarzenia. Podobało mi się!
"Niezgodna" długo czekała na swoją kolej, stojąc na półce, aż w końcu, sięgając po najnowszą powieść Veronicki Roth stwierdziłam, że lepiej będzie zacząć od początku twórczości tej pisarki- i tak sięgnęłam po Niezgodną- w zamyśle, aby ją szybko przeczytać, bez żadnych większych oczekiwań. Tym bardziej, że czytałam wiele niepochlebnych opinii nt tej powieści i cyklu (co do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-06-08
Sięgając po tę książkę spodziewałam się zbioru felietonów, może jakichś złotych myśli, wspomnień... i ogólnie czegoś równie oryginalnego, tak jak swojego czasu za osobę oryginalną postrzegałam Kasię Nosowską. Pierwsza uwaga jaka mi się nasuwa- przy czytaniu lektury nie da się nie zauważyć że latka lecą, a ludzie zmieniają. Trzeba przyznać, że pani Kasia nie robi z siebie gwiazdy w tej książce, jednak... może gdyby robiła, książka ta dłużej pozostałaby w mojej pamięci? To nie chodzi o to, że jest zła- jest momentami zabawna, samokrytyczna (może aż za bardzo), jednak brakuje w niej czegoś, co pozwoli zapamiętać ją na dłużej. No, chyba że mają to być puste kartki wypełnione kolorowymi "gryzmołami", pełniące tak jakby rolę zapychaczy... I tutaj wcale nie chodzi o to, że chciałabym, żeby książka "A ja żem jej powiedziała" była dłuższa, przeciwnie, dłuższą mogłabym odłożyć na półkę "do dokończenia" (na świętej Dygdy- jak to mawia bliska mi osoba). Owszem, bywa zabawnie, pani Kasia stwierdza oczywiste, znane wszystkim kobietom prawdy, jednak oprócz tego czegoś mi tutaj zabrakło.
Jestem trochę zła na siebie że nie podobało mi się tak, jak powinno. Może warto dodać, że w ogóle raczej nie przepadam za felietonami i literaturą tego typu? Za to zza samej książki zobaczyłam Kasię Nosowską- normalną kobietę, z problemami i bolączkami takimi samymi jak większość kobiet, która nie boi się o tym mówić. Z wielu powodów, nie tylko z sympatii do wokalistki którą swojego czasu lubiłam, jest mi bardzo przykro, że książka nie pozostawiła we mnie jakiegoś miejsca na refleksję. Zastanawiam się czy nastały czasy, gdy wszyscy znani i mniej znani będą łapać za pióro?
Jako że nie chcę więcej zaszkodzić tej pozycji, dodam jeszcze tylko, że niewątpliwym plusem jest to, że książkę tę czyta się naprawdę bardzo szybko. Nie będę polecać, nie będę zniechęcać (choć te wypełniacze, na które zmarnowano wiele drzew, denerwują mnie i czuję się przez nie oszukana). Oceńcie- bądź nie- sami.
Sięgając po tę książkę spodziewałam się zbioru felietonów, może jakichś złotych myśli, wspomnień... i ogólnie czegoś równie oryginalnego, tak jak swojego czasu za osobę oryginalną postrzegałam Kasię Nosowską. Pierwsza uwaga jaka mi się nasuwa- przy czytaniu lektury nie da się nie zauważyć że latka lecą, a ludzie zmieniają. Trzeba przyznać, że pani Kasia nie robi z siebie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-02-12
Książka ta wpadła mi w ręce całkiem przypadkiem, odłożona w bibliotece na półkę z horrorami (a nie jest to horror) i zaciekawiła mnie swoją specyficzną okładką. Najpierw pomyślałam że jest kiczowata i już w bibliotece przeczytałam kawałek, żeby sprawdzić, czy zawartość "dorównuje" okładce. I tutaj spotkała mnie niespodzianka. Po bardzo wielu książkach o wampirach, silących się na opowieści o wielkiej miłości, mamy coś, co znacznie bardziej przypomina rzeczywistość. Wampiry, okteślani przez Autorkę mianem "swojanów" przedstawieni są bez zbędnego idealizowania, mają charaktery i osobości. W dodatku akcja ma miejsce w czeskiej Pradze, które to miasto jest piękne- nie przeszkadzały mi więc krótkie wstawki nt. stolicy Czech. Główna bohaterka- Tina Salo- także daje się lubić. Przypomina mi odrobinę wampirzą wersję Stephanie Plum z cyklu autorstwa J. Evanovich. Nie będę się jednak rozpływać w zachwytach- po prostu dobre "czytadło" mogące poprawić humor. Najbardziej podobał mi się sposób, w jaki Petra Millner przedstawiła wampiry. Niestety nie dowiedziałam się wiele na temat ojca Tiny, czym poczułam się zawiedziona (jako że jego postać ciągle prześladuje wampirzycę w snach).
Myślę że książka powinna się spodobać wszystkim miłośnikom literatury "wampirycznej", o ile nie potraktują sprawy zbyt poważnie.
Książka ta wpadła mi w ręce całkiem przypadkiem, odłożona w bibliotece na półkę z horrorami (a nie jest to horror) i zaciekawiła mnie swoją specyficzną okładką. Najpierw pomyślałam że jest kiczowata i już w bibliotece przeczytałam kawałek, żeby sprawdzić, czy zawartość "dorównuje" okładce. I tutaj spotkała mnie niespodzianka. Po bardzo wielu książkach o wampirach, silących...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-09
Niezupełnie wiem, czy dobrze odebrałam tę książkę... Była ciężka, te 168 stron czytałam ponad tydzień- język, jakim operowali bohaterowie (te wszystkie przekleństwa poprzekręcane tak, żeby jednocześnie wpleść je do tekstu i nie "rzucić mięsem"- "pdolony", "kwagoać" itp.) oraz sami narratorzy,którzy na przemian opowiadają wydarzenia z "Tego Dnia", bez żadnego sygnału że nagle narrator się zmienia- można się było tego domyślać jedynie po wypowiedzi. Było to po prostu nużące. Do tego, od samego początku wiadomo jest, jak rzeczy się potoczą. Dopiero później spojrzałam na to, jak na próbę jakiejś psychoanalizy dwóch nastolatków, którzy dopuścili się zbrodni. Zakończenie, gdzie ukazane są wydarzenia z ostatnich godzin za które przyszło im ponieść karę, odrobinę ratuje książkę- choć samo w sobie jest wstrętne, jeśli chodzi o tematykę. Niby mocne w wymowie- ale jak mogłaby takie nie być, jeśli mowa jest o krzywdzie która spotyka małą dziewczynkę?
Jednak to za mało, by książka- jako twór literacki- była dobra. Liczy się jeszcze sposób przedstawienia tragedii. Mnie się nie podobało, nie poruszyło mnie, a sposób przedstawienia jest może ciekawy z założenia, ale wykonanie sprawia, że naprawdę ciężko przebrnąć przez ponad 150 stron bezładnej paplaniny.
Przykre jedynie, że by wpłynąć na czytelnika, autor zdecydował się posłużyć małą dziewczynką... (Nie jest to spoiler, od początku wiadomo za co "bohaterowie" i tym samym narratorzy, siedzą w areszcie).
Wd mnie bardzo, bardzo słabo...
Piszę to kilka miesięcy po przeczytaniu tej książki. Ciągle ją pamiętam, a o wielu dobrych zdążyłam zapomnieć. Czyżbym pominęła jaką myśl Autora, która teraz nie daje mi spać? Może jest to studium umysłów przyszłych zbrodniarzy? Za to, że ohyda "Barbie" nie chce mi wyjść z głowy, dodaję jeden punkt. Książkę chętnie oddam komuś, kto może lepiej oceni jej przesłanie...
Niezupełnie wiem, czy dobrze odebrałam tę książkę... Była ciężka, te 168 stron czytałam ponad tydzień- język, jakim operowali bohaterowie (te wszystkie przekleństwa poprzekręcane tak, żeby jednocześnie wpleść je do tekstu i nie "rzucić mięsem"- "pdolony", "kwagoać" itp.) oraz sami narratorzy,którzy na przemian opowiadają wydarzenia z "Tego Dnia", bez żadnego sygnału że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-31
Pierwsza powieść nowo poznanej pisarki podobała mi się, i to nawet bardziej niż na początku zakładałam. Owszem, widać pewne niedociągnięcia, jak choćby nierówne tempo akcji, lecz pozostałe rzeczy przyćmiły to i sprawiły, że z prawdziwą przyjemnością przeczytałam tę powieść. Najbardziej urzekła mnie postać głównej bohaterki- z którą zresztą trochę się utożsamiam. Rina żyje tak, jak sama chciałabym żyć- wyjąwszy oczywiście fakt, że Rina jest wdową. Mieszkać na ranczu pełnym zwierząt uratowanych od złych ludzi, utrzymywać się z tego co lubi się robić- opisy "szarej egzystencji" głównej bohaterki podziałały na mnie w sposób na pół marzycielski, na pół pobudziły moją ambicję- też chciałabym zamieszkać na swoim kawałku ziemi gdzie moje trzy psy mogłyby biegać bez przeszkód i wzbudzania pewnej sensacji, a czasem i strachu. Fragmenty dotyczące zwierząt skłaniały mnie do refleksji, czuję też "przez skórę" że Autorka to wielką miłośniczką naszych Braci Mniejszych. Najbardziej wzruszyłam się losem kucyka Lucka, podobał mi się też prezent od Igora o imieniu Viki. Właśnie, Igor... Facet w każdym calu, czy tacy mężczyźni istnieją naprawdę? A jeśli tak, czy nie mogłoby być ich więcej? Gorąco pragnęłam, by znajomość naszej bohaterki z tym mężczyzną się rozwinęła. Wśród drugoplanowych bohaterów mamy także Matyldę, zwaną Mati, przyjaciółkę Riny, która nie jest szczęśliwa w swoim małżeństwie. Chcąc odreagować, zabiera Rinę na grecką wyspę Thassos, co będzie brzemienne w skutkach. Wraz ze zmianą miejsca akcji przyspiesza tempo wydarzeń...
Być może historia kobiety żyjącej na ranczu ze zwierzętami nie wydaje się porywająca (choć mnie się podobała), jednak im dalej, tym więcej w powieści bohaterów, wydarzeń nie zawsze wesołych, ale jakże prawdziwych. Jest też pewna tajemnica związana z byłym mężem Riny- jeśli o mnie chodzi, myślę że Autorka mogła jeszcze lepiej wykorzystać ten pomysł (choć wtedy powieść już nie byłaby już taka sama). Z drugiej strony cieszy mnie, że w książce wielu bohaterów zostało wykreowanych tak, że chętnie bym się z nimi zaprzyjaźniła. Można też wyczuć, że książka ta jest "ukochanym dzieckiem" pani Olszanieckiej- czytając fakty z życia Autorki i widząc Jej zdjęcie (wyszperane w Internecie po lekturze książki) nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pani Olszaniecka pisząc o Rinie tak naprawdę pisała o sobie (przynajmniej w pewnej części). Można zresztą zauważyć, że Autorka "dużo siebie" przelała na karty powieści- jeśli tak jest, musi być wyjątkową osobą, z którą chętnie zamieniłabym kilka słów (nie wspominając, że chciałabym mieć taką przyjaciółkę).
"Oddam serce w dobre ręce" nie jest to raczej książka dla wszystkich- na pewno trzeba mieć pewien rodzaj wrażliwości, żeby docenić to, o czym mówi (wprost i pomiędzy wierszami). Mnie się podobało i ciekawa jestem drugiej książki, oraz tych które być może jeszcze wyjdą spod ręki Pani Anny Olszanieckiej.
Pierwsza powieść nowo poznanej pisarki podobała mi się, i to nawet bardziej niż na początku zakładałam. Owszem, widać pewne niedociągnięcia, jak choćby nierówne tempo akcji, lecz pozostałe rzeczy przyćmiły to i sprawiły, że z prawdziwą przyjemnością przeczytałam tę powieść. Najbardziej urzekła mnie postać głównej bohaterki- z którą zresztą trochę się utożsamiam. Rina żyje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-04
Długo czekałam, żeby przeczytać tę książkę. Po lekturze, nie ujmując oczywistej wartości tego dokumentu, muszę jednak przyznać, iż czuję się odrobinę zawiedziona formą, w jakiej zostały spisane wspomnienia. Bynajmniej nie jest to jednak wina Autorki, która pierwotnie własnym nakładem wydała swoje wspomnienia pt. "Echoes From Auschwitz: Dr. Mengele's Twins, The Story of Eva and Miriam Mozes" ("Echa Auschwitz: bliźnięta doktora Mengele. Historia Evy i Miriam Mozes"). Wydanie, które powstało we współpracy z Lisą Rojany Buccieri jest skierowane do młodych czytelników (nieprzypadkowo współautorka jest autorką książek dla dzieci). Wyjaśnia to wiele rzeczy, które wydawały mi się trochę dziwne w książce o takiej tematyce. Dużo jest tutaj ogólników, brakuje naprawdę drastycznych scen i można odnieść wrażenie, że wszystko przedstawione jest z perspektywy dziecka (owszem, Eva Mozes była dzieckiem będąc więźniarką Auschwitz, ale jej późniejsza działalność jest dowodem na to, że w pełni rozumiała to, co się dzieje). Brakowało mi nakreślenia ogólnej sytuacji w obozie- treść wspomnień koncentrowała się dookoła bliźniaczek Mozes. O samym Mengele było zaledwie kilka zdań: był to mężczyzna przystojny itp. Brakowało zupełnie opisów eksperymentów, jakich dopuszczali się naziści na bliźniakach- więcej chyba mówią zawarte w książce fotografie, przedstawiające wychudzone do skóry i kości dzieci. Nie chcę umniejszać rozmiaru tragedii, jaką był Holocaust, w tym głośno znana działalność Mengele- jednak Eva i Miriam miały "dużo szczęścia w nieszczęściu". Nie wyszły z obozu całkiem bez szwanku- to było niemożliwe, jednak przeżyły, w tym jedna z nich z problemami układu moczowego z którymi musiała się borykać przez resztę życia. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie uważam, że jest to zła książka, ale nie oddaje w pełni grozy obozów zagłady. Na pewno miał tu znaczenie fakt, że "dzieci Mengelego" miały w obozie dodatkowe przywileje- nie głodowały, miały lepsze warunki zakwaterowania- przy młodym wieku bohaterki i narratorki w jednym daje to nieco inny obraz Auschwitz, niż ten, do którego przywykliśmy. Po przemyśleniu myślę, że może to być właśnie plusem tej książki- z tego względu, iż jest to dokument. Jednak w porównaniu z literaturą obozową, z jaką dotąd się spotykałam, te wspomnienia czytało się nieco dziwnie.
Podsumowując, nie mogę dać więcej niż 6 na 10 gwiazdek. Są tematy, których nie wolno spłycać tak, by znalazły szersze grono odbiorców. Muszę jednak przyznać, że książkę tę czyta się bardzo szybko i w pewnym sensie jest wyjątkowa- właśnie przez to lżejsze nieco przedstawienie tematu holocaustu. Może być to plusem tej biografii, gdyż o II Wojnie Światowej trzeba pamiętać, a pozycję takie jak ta dla młodzieży i początkujących mogą wzbudzić zainteresowanie historią.
Długo czekałam, żeby przeczytać tę książkę. Po lekturze, nie ujmując oczywistej wartości tego dokumentu, muszę jednak przyznać, iż czuję się odrobinę zawiedziona formą, w jakiej zostały spisane wspomnienia. Bynajmniej nie jest to jednak wina Autorki, która pierwotnie własnym nakładem wydała swoje wspomnienia pt. "Echoes From Auschwitz: Dr. Mengele's Twins, The Story of Eva...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-02
Sięgnęłam po "Woalki" Siesickiej, robiąc porządki na półce. Kiedy byłam młodszą nastolatką lubiłam czytać książki tej Autorki- może niezupełnie o moim pokoleniu, ale opisujące problemy rodzinne i międzyludzkie. Muszę przyznać, że "Woalki" miałam od dziecka", jednak impresjonistyczna reprodukcja Sisleya na okładce sugerowała mi, że ta króciutka powieść będzie opowieścią o "panienkach z dobrego domu". Właściwie, gdyby głębiej się zastanowić- dokładnie tak było, jednak zanim się obejrzałam, przeczytałam niemal połowę książki.
Krystyna Siesicka jak zwykle namalowała słowami piękną historię, skierowaną do nastolatek, którą ja czytałam z przyjemnością i łezką sentymentu w oku.
Paulina jak zwykle spędza wakacje u swojego dziadka- artysty malarza, człowieka bardzo oryginalnego i mającego własny kodeks honorowy, który swoje przeżył i szanuję rodzinne tradycje. Paulina jest dojrzewającą jeszcze nie kobietą, a już nie dziewczynką, co sprawia że na niektóre sytuacje reaguje dziecinnie, na inne dojrzalej. Po śmierci mamy czuję głęboką więź zarówno z dziadkiem, jak- przede wszystkim- z ojcem. Jednak życie toczy się dalej i z czasem pojawiają się pewne zmiany...
Osobiście miłym akcentem było dla mnie umieszczenie w książce papugi- amazonki niebieskoczelnej o imieniu Danka.
Miłe oderwanie od codzienności, powrót do niewinnych, dziewczęcych czasów...
Sięgnęłam po "Woalki" Siesickiej, robiąc porządki na półce. Kiedy byłam młodszą nastolatką lubiłam czytać książki tej Autorki- może niezupełnie o moim pokoleniu, ale opisujące problemy rodzinne i międzyludzkie. Muszę przyznać, że "Woalki" miałam od dziecka", jednak impresjonistyczna reprodukcja Sisleya na okładce sugerowała mi, że ta króciutka powieść będzie opowieścią o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-30
Miałam pewne obawy co do tej pozycji, gdyż przeczytałam już dużo książek nt. losu kobiet w krajach muzułmańskich- a nie życzyłam tego Autorce, o której wcześniej czytałam, iż jest Polką z pochodzenia, która wyszła za mąż za szejka z prawdziwej miłości. Laila Shukri wcześniej, przed książką opowiadającą jej własne losy, napisała kilka innych książek, z cyklem "Perska zazdrość" na czele (z których żadnej nie czytałam).
W "Jestem żoną szejka" poznajemy początki znajomości Izabeli i Salima, przerywane anegdotami o życiu najbogatszych z bogatych. Przyznam się, że niektóre z opisywanych zachcianek szejków i ich żon budziły moje zdziwienie zmieszane z niedowierzaniem- np. trzymanie w domu rzadkich, dzikich zwierząt jak biały lew czy tygrys jako pupile- zwierząt traktowanych jak zabawki- budziło to mój niesmak. Jednak nie ma się czemu dziwić, skoro w krajach ZEA kwitnie także cichy handel ludźmi... Są to kraje pełne sprzeczności- z jednej strony przepych w jakim żyją szejkowie i ich rodziny, a z drugiej- cała reszta społeczeństwa, wraz z rodzinami tak ubogimi, że muszą sprzedawać swoje dzieci.
Przechodząc jednak do głównego wątku- miłość Isabelle i szejka Salima zaczyna się bajkowo i tak właściwie chce widzieć swoje życie Autorka. Jednocześnie z kart jej książki wyziera samotność, strach przed rodziną męża która nigdy nie zaakceptowała ich małżeństwa. Los szejki nie jest wcale tak bajkowy- rodzina szejka nie pochwala jego małżeństwa, szczególnie brat Kaima i będzie próbowała zrobić wiele, by przysporzyć Izabelli cierpień.
Kobieta mająca właściwie wszystko, o czym może zamarzyć czuję się samotna w tym dziwnym i obcym dla niej świecie. Przesiadując w pałacu, odnajduje swoją pasję, jaką jest pisanie. A że porusza ją bieda, która tak bardzo kontrastuje ze stylem życia szejków, w tajemnicy zaczyna spisywać usłyszane historię- mamy tutaj historię, jak powstał debiut Autorki, "Perska miłość". Momentami żal mi było podporządkowanej mężowi Izabel, gdyż mocno przeżywa historie nieszczęśliwych i zniewolonych pracą ludzi. W pewnym momencie, właściwie pod koniec, książka z historii miłości ludzi z dwóch różnych kultur zmienia się także w historię wielu bezimiennych ludzi, którym Izabelle zamierza dać głos w swoich książkach- tutaj tłumaczy, co sprawiło, że zdecydowała się zaryzokować- pisanie o tajemnicach Wchodu mogła przypłacić bardzo wysoką, nawet najwyższą ceną.
Na pewno sięgnę po jakąś lekturę Layli Shükri, ciekawa jestem, w jaki sposób Autorka opisała historię np Bibi.
Miałam pewne obawy co do tej pozycji, gdyż przeczytałam już dużo książek nt. losu kobiet w krajach muzułmańskich- a nie życzyłam tego Autorce, o której wcześniej czytałam, iż jest Polką z pochodzenia, która wyszła za mąż za szejka z prawdziwej miłości. Laila Shukri wcześniej, przed książką opowiadającą jej własne losy, napisała kilka innych książek, z cyklem "Perska...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-11
Czas akcji "Lotu komety" to dwa lata po wydarzeniach z pierwszej części cyklu ("Hera, moja miłość") Anny Onichimowskiej, w której poznajemy rodzinę Niwickich- wtedy jeszcze z Michałkiem oraz Kometę i jej siostrę Dorotę- w tej powieści rodzina dziewczyny przedstawiona jest dokładniej. Zarówno Kometa, jak i Jacek, każde na swój sposób, poradziło sobie z piekłem uzależnienia od narkotyków. O ile jednak Jacek studiuje i ma pasje, pomimo wielu zmian w jego życiu, Kometa- teraz po prostu Ala- znów popada w kłopoty. Związuje się z sektą, o której wie niewiele, ale czuje że ma wobec nich do spłacenia dług. Choć każde z dwojga głównych bohaterów żyje zupełnie inaczej, po pierwszym, przypadkowym spotkaniu nie mogą przestać o sobie myśleć... Jednak Kometa nie jest romantyczką, jej motto brzmi: "Nikt nie ma prawa mnie odpychać. To moja rola. Mnie trzeba kochać, trzymać za rękę i patrzeć mi w oczy. Ja mogę na to pozwolić albo nie." Jacek wydoroślał, już nie chce być wodzony za nos przez Kometę, choć nie jest mu ona obojętna: "Niektórzy ludzie uzależniają się od innych. Nie miałbym nic przeciwko, żeby Kometa uzależniła się ode mnie." Jest także- a właściwie przede wszystkim- Rodzina, sekta która kontroluje każdy krok swoich członków. Czy Komecie i Jackowi uda się pomimo tylu przeszkód?
Oprócz pary głównych bohaterów poznajemy też dokładniej członków obu rodzin, zdawałoby się że tak różnych. Grażyna- matka Jacka- staje się zupełnie inną osobą- po stracie młodszego synka nie umie odnaleźć się w życiu. "Pomoc" otrzymuje z całkiem niespodziewanej strony, ale jaka będzie tego cena? Mamy też w końcu przedstawioną rodzinę Ali. Dorota wyjechała do Hiszpanii, wkrótce wychodzi też, że ta zawsze grzeczna, uczesana w warkocz siostra Komety ma wiele sekretów mniejszych i większych- niektóre mają wpływ na całą rodzinę.
Mały spoiler- to co stało się z Ralfem uderzyło mnie. Ta zemsta sekty... Trzeba przyznać, że Autorka znakomicie oddała uczucia, które targały Jackiem gdy nie mógł złapać taksówki do lecznicy- niestety znam to z autopsji. Ten fragment sprawił, że łzy mi zatańczyły w oczach- może za sprawą wspomnień?
Miło było powrócić do świata wykreowanego przez Annę Onichimowską. Książkę "Hera, moja miłość" czytałam ponad piętnaście lat temu, jednak wydarzenia w niej opisane zapamiętałam, dlatego gdy zobaczyłam w bibliotece "Lot Komety" nie wahałam się ani chwili. Książkę czytałam nieco ponad jeden dzień, i to z przerwami. Pisarka świetnie operuje piórem, nie moralizuje, nie ocenia, tylko pokazuje. Polecam, dodam też, że niekoniecznie trzeba najpierw przeczytać "Hera, moja miłość".
Czas akcji "Lotu komety" to dwa lata po wydarzeniach z pierwszej części cyklu ("Hera, moja miłość") Anny Onichimowskiej, w której poznajemy rodzinę Niwickich- wtedy jeszcze z Michałkiem oraz Kometę i jej siostrę Dorotę- w tej powieści rodzina dziewczyny przedstawiona jest dokładniej. Zarówno Kometa, jak i Jacek, każde na swój sposób, poradziło sobie z piekłem uzależnienia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-28
Postanowiłam przeczytać tę książeczkę, gdyż pomyślałam, że może być odpowiednia dla małej córeczki mojej kuzynki- interesowało mnie, czy sprawdzi się w charakterze bajek czytanych na dobranoc. Na początku ciężko było mi przyzwyczaić się do bajek afrykańskich, tak innych od naszych, europejskich, lecz z liczbą przewracanych stron książeczka podobała mi się coraz bardziej. Bohaterami poszczególnych bajek są zwierzęta i ludzie, te pierwsze zawsze są antropomorfizowane. Jednak dziecięca wyobraźnia jest bardzo podatna, więc z uosobieniem zwierzęcych bohaterów nie powinno być problemów. Nie można tym bajkom odmówić ludowej mądrości- zwierzęta występujące w bajkach są przebiegłe, współzawodniczą, a nawet kłamią i kombinują- w efekcie czego spotyka je kara lub nagroda. Początkowo nastawiona nieco sceptycznie, poddałam się urokowi afrykańskich bajek i książeczka przy najbliższej okazji trafi do małej Poli. Jedyne, o czym ciężko jest mi tutaj nie wspomnieć, to szok na wiadomość (a motyw ten pojawia się kilka razy), że ludzie- bohaterowie bajek- polowali na szczury aby je zjeść (zresztą myszy również były zjadane).
Warto wspomnieć o ładnej oprawie graficznej książki: twarda okładka, bardzo dobrej jakości papier, zdjęcia uśmiechniętych dzieci Afryki autorstwa R. Kapuścińskiego.
Jeżeli głębiej się zastanowić, bajki afrykańskie tylko pozornie są tak różne od europejskich- w rzeczywistości mają te same walory, przekazują morały, uczą i bawią.
Postanowiłam przeczytać tę książeczkę, gdyż pomyślałam, że może być odpowiednia dla małej córeczki mojej kuzynki- interesowało mnie, czy sprawdzi się w charakterze bajek czytanych na dobranoc. Na początku ciężko było mi przyzwyczaić się do bajek afrykańskich, tak innych od naszych, europejskich, lecz z liczbą przewracanych stron książeczka podobała mi się coraz bardziej....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-29
Sięgnęłam po "Hopeless", żeby przekonać się, na czym polega fenomen Colleen Hoover. Wiedziałam, że jest to powieść dla nastolatków, byłam więc przygotowana na pewien schemat, wiedziałam też że będzie to książka o pierwszej miłości. A jednak... Autorce udało się zainteresować kobietę w wieku +30 swoją powieścią- szczególnie druga część książki sprawiła, że przeczytałam ją na jednym wydechu.
Główną bohaterką jest tutaj Sky, dziewczyna której postać została ciekawie przedstawiona. Z początku jej nie rozumiałam- do czasu... Momentem zwrotnym w jej życiu jest spotkanie z Deanem Holderem, który poprowadzi ją w świat pełen wszystkiego tego, o czym dotąd Sky nie miała pojęcia. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale nie zawsze będzie to przyjemna podróż, w czasie, przestrzeni i na gruncie emocjonalnym.
Co mnie najbardziej zastanowiło w tej książce? Otóż- uwaga, tu będzie maleńki spoiler- jak dziecko w wieku siedmiu lat może prawdziwie kochać swojego rówieśnika? Może psychiatrzy mieliby tu więcej do powiedzenia... Jednak dla mnie ta część powieści wydaje się nieco naciągana i wyolbrzymiona przez Holdera (taka to już ze mnie romantyczka, ale w końcu to moja osobista opinia). Z tego jednego powodu muszę obniżyć ocenę o jedną gwiazdkę, gdyż przeszkadzało mi to w realistycznym odbiorze tej powieści.
W przeciwieństwie do Sky ja chcę wierzyć w happy-endy. Mam też nadzieję, że właśnie taki scenariusz szykuje dla nas C. Hoover w drugiej części cyklu: "Losing Hope", którą na pewno przeczytam.
Sięgnęłam po "Hopeless", żeby przekonać się, na czym polega fenomen Colleen Hoover. Wiedziałam, że jest to powieść dla nastolatków, byłam więc przygotowana na pewien schemat, wiedziałam też że będzie to książka o pierwszej miłości. A jednak... Autorce udało się zainteresować kobietę w wieku +30 swoją powieścią- szczególnie druga część książki sprawiła, że przeczytałam ją na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-09-24
2018-10-27
Jestem mile zaskoczona, jako że romans historyczny dotąd mnie specjalnie nie interesował, z wyjątkiem kilku ponadczasowych dzieł. Jednak, czytając takie dzieła jak "Pokonani" Gołowkiny czy "Krystyna córka Lavransa" koncentrowałam się na losach bohaterów, historia była jedynie tłem. W tym miejscu należą się ogromne słowa uznania dla Katarzyny Maludy, która potrafiła tak pokierować akcją, że wplotła w nią najważniejsze wydarzenia z okresu przed i powojennego oraz- rzecz jasna- I Wojny Światowej, sprawiając, że stanowią one część opowieści, którą snuje Autorka. Nie przesadzę, jeżeli napiszę że z książki tej nauczyłam się więcej nt. okresu wojennego niż z lekcji historii (którą to- niestety- nauczyciele raczej mi obrzydzili niż przybliżyli). Jestem pod wielkim wrażeniem wiedzy zawartej w samej fabule i przypisach, które pojawiały się w miejscach, gdzie wypadało rozwinąć jakiś temat, nakreślić np wypowiedź któregoś z bohaterów czy tp.. Brawo, Pani Kasiu!
Jednakże nie jest to książka do gruntu historyczna, gdyż na kartach powieści mamy szansę przeczytać, jak w tamtych ciężkich czasach żyli ludzie. Był to bardzo niepewny okres, zarówno dla kraju jak i dla człowieka- niepewność jutra, dezinformacja, nagłe zmiany całego życia- tak wyglądały wtedy losy Polaków (i nie tylko oczywiście, jednak skoncentruję się na naszych bohaterach). Główną bohaterką powieści jest Irena- dziewczyna z dobrego domu ale z własnym zdaniem, powiedziałabym że nawet nieco zbuntowana do pewnego czasu. Co czy kto odmieni Irenkę- tego nie zdradzę, los sprawi jednak że znajdzie się daleko od kochających rodziców podczas wojennej zawieruchy... Z drugiej strony mamy Jędrka Ojrzanowskiego- przystojnego młodego lekarza, który w 1913 roku zdecyduje się na wyjazd do Petersburga. Jakie będą skutki tej decyzji, przeczytajcie sami. Jednocześnie K. Maluda pokazuje życie mieszczaństwa na przykładzie rodziców Irenki i ich znajomych- trudności z przystosowaniem się do życia w nowych, zupełnie innych warunkach.
Muszę jednak dodać, że nie jest to książka "łatwa", do przeczytania w drodze do pracy czy poczekalni. Chwilami smutna, czasem- za sprawą opisanej sceny- sprawiała że się uśmiechałam... Aby w pełni zagłębić się w niepewny świat drugiej dekady XX wieku, trzeba usiąść w fotelu i dać się ponieść lekturze- wrażenia gwarantowane.
Dodam jeszcze, że dla mnie, jako dla Warszawianki, szczególnie miłe i ciekawe były wzmianki o moim mieście z czasów, kiedy Warszawa znajdowała się pod zaborami "wszechmocnej"- jak to się wówczas wydawało- Rosji. Kiedy wraz z Irenką przemierzałam ulice Śródmieścia południowego, w myślach porównywałam je z dzisiejszym wyglądem ulic. W ten sposób odkryłam wiele ciekawych rzeczy- np. na terenie byłych koszar na Nowowiejskiej mamy obecnie szpital psychiatryczny (czy nie zakrawa to na ironię?), Politechnika stoi tak jak przed stoma laty... Była to miła podróż ulicami mojego miasta- szkoda, że później było już mniej Warszawy, jednak jest to oczywiście moje subiektywne odczucie.
Ktoś za pewne zapyta: "gdzie są ci tytułowi kochankowie?". Odpowiem że są oni jak najbardziej obecni przez cały czas. Nie chcę jednak psuć nikomu radości z czytania.
Polecam, zarówno tym którzy kochają historię, jak i tym, którzy- tak jak ja- niezbyt pewnie czuliby się w książce gdzie podane są takie jej niuanse- dzięki przypisom Autorki mamy szansę dowiedzieć się czegoś, co powinien wiedzieć każdy Polak.
Jestem mile zaskoczona, jako że romans historyczny dotąd mnie specjalnie nie interesował, z wyjątkiem kilku ponadczasowych dzieł. Jednak, czytając takie dzieła jak "Pokonani" Gołowkiny czy "Krystyna córka Lavransa" koncentrowałam się na losach bohaterów, historia była jedynie tłem. W tym miejscu należą się ogromne słowa uznania dla Katarzyny Maludy, która potrafiła tak ...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-12
Aurelia Jedwabińska- zagubiona pół-sierota, nieco niezgrabna, przepełniona smutkiem i niepewnością, przedstawiająca się kiedyś jako Genowefa, to główna bohaterka tej części "Jeżycjady". Swojego czasu dziewczyna była związana blisko z Kreską i rodziną Borejków, których nie zabrakło w tym tomie. Spotkamy też młodszego brata Bebe Bitner (tej od "Brulionu Bebe B."), Kozia- obecnie w wieku lat szesnastu. Główną bohaterkę spotkamy po ceremonii rozdania świadectw do następnej klasy liceum- kupkę nieszczęścia, nie mogącą znaleźć sobie miejsca. Zbieg zdarzeń sprawi, iż Aurelia podejmie decyzję o wyjeździe do babci mieszkającej w Pobiedziskach- co przyniesie to spotkanie po latach, nie zdradzę jednak...
Wątkiem poniekąd pobocznym, lecz nie do przeoczenia, będzie życie codzienne Gabrysi Borejko i jej rodziny: męża Grzesia oraz córek: Pyzy i Tygryska. Obecność tych bohaterów gwarantuje, że także wątek poboczny będzie ciekawy. W tym tomie poznałam najmłodsze wcielenie Tygryska i coraz ciekawsza jestem, na jaką kobietę wyrośnie ta nieco przerażająca istotka.
Jak zwykle u Musierowicz znajdziemy w tej książce dużą dawkę pozytywnej energii, uśmiechu i domowego ciepła. Chciałabym umieć przyjmować książki tej Autorki tak bezkrytycznie jak za czasów dzieciństwa- zdaję sobie jednak sprawę, że mój odbiór książki to wina mojego bagażu życiowego, nie Autorki. "Dziecko piątku" nie jest może tak genialne jak "Kwiat kalafiora", "Ida sierpniowa" czy moje odkrycie sprzed dwóch lat: "Nutria i Nerwus", nie mniej na pewno warte przeczytania.
Aurelia Jedwabińska- zagubiona pół-sierota, nieco niezgrabna, przepełniona smutkiem i niepewnością, przedstawiająca się kiedyś jako Genowefa, to główna bohaterka tej części "Jeżycjady". Swojego czasu dziewczyna była związana blisko z Kreską i rodziną Borejków, których nie zabrakło w tym tomie. Spotkamy też młodszego brata Bebe Bitner (tej od "Brulionu Bebe B."), Kozia-...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-01-21
"Kredziarz"... Ciekawy tytuł, niosący zagadkę, na którą staramy się znaleźć odpowiedź. A jednak "Niczego nie zakładaj. Poddawaj wszystko w wątpliwość. Odrzucaj to, co wydaje się oczywiste"- jak mawiał ojciec Eddiego, głównego bohatera powieści. Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda...
Złe rzeczy działy się za pewne w Anderbury dużo wcześniej, ale nagle zaczęto je zauważać w lecie roku 1986, kiedy do miasteczka przyjechał dziwny nieznajomy, a miejscowa ludność, żądna krwi, podsycana przez wielebnego Martina, protestowała pod kliniką, w której dokonuje się aborcji. Mamy też grupę naszych bohaterów- dzieciaki wystarczająco bystre, by widzieć niektóre rzeczy, ale jeszcze niewinne i nieco naiwne.
Autor zastosował w książce podwójny czas akcji: wydarzenia z roku 1986 przeplatają się z tymi z 2016. Wtedy to starzy przyjaciele znów zmuszeni są się spotkać, ale to już nieco inna historia, choć jak najbardziej powiązana z tym, co stało się w roku 1986. Tajemnic pojawia się jeszcze więcej...
Nie chcąc zdradzić zbyt wiele, napiszę tylko, że ja odrobinę się zasugerowałam tym początkiem "w stylu Kinga": obcy przybysz, dziwne rzeczy jakie zaczynają się dziać zaraz po jego przyjeździe, paczka dzieciaków, mających bezpośredni związek z niejedną tragedią która tego lata się wydarzyła. Jednak, w przeciwieństwie do horrorów Kinga, u C. J. Tudor nie ma żadnych nadprzyrodzonych mocy. Okazało się natomiast, że prawie każdy człowiek ma co najmniej jednego "trupa w szafie".
Powieść podobała mi się, aczkolwiek miałabym małą uwagę na nierówno rozłożone napięcie w książce- długo, długo "gra wstępna", a na ostatnich, niespełna stu stronach- rozwiązanie całej zagadki. No, może prawie całej, gdyż jak ktoś już tutaj zauważył, ja także nie dowiedziałam się, kto narysował sylwetki ludzików kredą po napadzie na wielebnego Martina.
Jeżeli chodzi o bohaterów, pomimo szczerych chęci nie mogłam się też przekonać do głównego bohatera- wcale nie chodziło o to, że jest to dziwak, ale był jakiś- pomimo wszystkiego, co miał "za uszami"- mdły i nieciekawy. Broń Boże nie chodziło o to, że postać Eda była niedopracowana- po prostu był takim typem człowieka, za jakimi nie przepadam. Jeśli chodzi o bohaterów, Autor z lekkością nakreślił wiarygodne postaci- podobały mi się zwłaszcza postaci kobiece: Nicky i Chloe. Ciężko momentami było uwierzyć, że jest to debiut- co nie ja jedna zauważyłam. Jeżeli tak, z niecierpliwością czekam na następne książki Autora.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca oraz portalowi LubimyCzytać.
"Kredziarz"... Ciekawy tytuł, niosący zagadkę, na którą staramy się znaleźć odpowiedź. A jednak "Niczego nie zakładaj. Poddawaj wszystko w wątpliwość. Odrzucaj to, co wydaje się oczywiste"- jak mawiał ojciec Eddiego, głównego bohatera powieści. Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda...
Złe rzeczy działy się za pewne w Anderbury dużo wcześniej, ale nagle zaczęto je...
2018-12-25
Już w trakcie czytania drugiej książki Jenny Blackhurst, dodałam Autorkę do moich ulubionych pisarzy. "Czarownice nie płoną" są zupełnie inne niż debiutancka powieść "Zanim pozwolę ci wejść", według mnie jeszcze lepsze. Dawno nie byłam pod takim wrażeniem dwóch czytanych- niemal "pod rząd"- książek jednego autora.
Mamy tutaj dwie główne bohaterki: Imogen, psychoterapeutkę, która z pewnych względów wraca do miasteczka, w którym się wychowała, oraz jej podopieczną: Ellie Atkinson, dziesięciolatkę, która nie cieszy się w Lichocie dobrą opinią- miejscowi podejrzewają dziewczynkę o to, że jest czarownicą i izolują się od niej. Autorka świetnie przedstawiła klimat małomiasteczkowej mentalności społeczeństwa- plotka która urasta do rozmiarów absurdu, sekrety mieszkańców, o których pozornie tylko nic nikt nie wie... Przykro czytało się o dzieciach mieszkających w rodzinach zastępczych- oczywiście nie jest to łatwy temat, dotąd nawet specjalnie nie zastanawiałam się nad plusami i minusami takiego rozwiązania. Ellie jest sierotą- jej rodzina zginęła w pożarze, z którego uratowała się tylko ona. Opieka społeczna znalazła jej miejsce w domu, gdzie mieszka z "tymczasowymi rodzicami", ich córką Mary i chłopcem, który jest w podobnej sytuacji, jak ona sama- Billie'm. Tymczasem w Lichocie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Ludzie zaczynają bać się Ellie. Imogen zostaje przydzielona, by poprowadzić sprawę dziewczynki z ramienia fundacji Place2be, sprawującej opiekę nad dziećmi w domach zastępczych i dysfunkcjonalnych.
Nie chcę zdradzić zbyt dużo z fabuły- napisałam jedynie to, co Czytelnik wie po przeczytaniu kilku pierwszych stronach książki lub opisu.
Powieść ta niesamowicie wciąga- przyznam się, że miałam ją w torbie podczas Wigilii (spędzałam wieczerzę u rodziców i teściów), z nadzieją, że znajdę chwilkę, by ją dokończyć- tak się jednak nie stało, i po powrocie do domu czytałam ją jeszcze do późna- nie mogłam odpuścić.
Co najbardziej mnie ujęło w prozie Jenny Blackhurst? Sposób przedstawienia wydarzeń, kreacja postaci- szczególnie udana w tej książce, tematyka balansująca na granicy dwóch gatunków, a nawet pozorna prostota w budowie zdań i jasny układ powieści (krótkie rozdziały). Autorka ta ma wyjątkowo dojrzałe pióro jak na osobę, która wydała dopiero drugą książkę- z niecierpliwością będę oczekiwać następnej. Pomysł na fabułę świetny, pani Blackhurst nie raz i nie dwa wodziła nas za nos. I zakończenie, które sprawią, że człowieka przechodzą ciarki...
Polecam wszystkim, którzy dotąd nie zapoznali się z prozą tej Autorki- nie zawiedziecie się!
Już w trakcie czytania drugiej książki Jenny Blackhurst, dodałam Autorkę do moich ulubionych pisarzy. "Czarownice nie płoną" są zupełnie inne niż debiutancka powieść "Zanim pozwolę ci wejść", według mnie jeszcze lepsze. Dawno nie byłam pod takim wrażeniem dwóch czytanych- niemal "pod rząd"- książek jednego autora.
Mamy tutaj dwie główne bohaterki: Imogen, psychoterapeutkę,...
2017-12-22
Jest to już mój czwarty kalendarz zaprojektowany przez Panią Beatę Pawlikowską i nie dość, że od tylu lat pozostaję przy tym samym kalendarzu, uważam że z roku na rok jest on coraz lepszy. W tym roku jak zawsze mamy twardo-miękką okładkę, zabawne rysuneczki autorstwa Pani Beaty przy na każdej kartce, ciekawe myśli i cytaty oraz nietypowe święta- np Dzień Uprzejmych Kierowców. O ile w poprzednich kalendarzach były wymienione święta obchodzone w różnych zakątkach naszego globu, co do niektórych z tych zaznaczonych w kalendarzu na rok 2018 mam pewne wątpliwości co do ich genezy. Z kolei bardzo miłą niespodzianką są piosenki do posłuchania za pomocą aplikacji Tap2c- wystarczy zrobić zdjęcie strony z daną piosenką i już leci znany przebój sprzed lat albo całkiem nowy. Przy doborze muzyki pani Pawlikowska za pewne kierowała się własnym gustem ale myślę że każdy znajdzie tutaj piosenkę króra mile go zaskoczy. Smakoszy, którzy narzekali że jest za mało przepisów warto poinformować że w roku 2018 Autorka zamieściła ich więcej- wprawdzie tylko trochę, ale zawsze. Na końcu kalendarza znajdziemy też kilka wolnych stron na osobiste notatki- akurat dla mnie jest to bardzo przydatne. Myślę że kolejny Rok Dobrych Myśli jest równie udany jak jego poprzednicy, a najbardziej cieszą mnie te dodane piosenki- specjalnie nie patrzyłam na wszystkie tytuły, żeby mieć pózniej niespodziankę.
Polecam, dni z tak optymistycznym kalendarzem nie mogą być nijakie! W swojej kategorii jak co roku: 10/10.
Jest to już mój czwarty kalendarz zaprojektowany przez Panią Beatę Pawlikowską i nie dość, że od tylu lat pozostaję przy tym samym kalendarzu, uważam że z roku na rok jest on coraz lepszy. W tym roku jak zawsze mamy twardo-miękką okładkę, zabawne rysuneczki autorstwa Pani Beaty przy na każdej kartce, ciekawe myśli i cytaty oraz nietypowe święta- np Dzień Uprzejmych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Czarnoksiężnik z archipelagu" to druga z przeczytanych przeze mnie części "Ziemiomorza" (choć pierwsza chronologicznie), miałam więc jakiś zamysł, jaka może być ta książka. A jednak była zupełnie inna niż "Grobowce Atuanu". Bohaterem jest tutaj młody czarownik, Ged, zwany też Krogulcem. Postać ta pojawi się w późniejszych częściach "Ziemiomorza", warto więc wiedzieć o tym obiecującym czarnoksiężniku więcej. Jednakże brakowało mi czegoś w tej historii. Nużąca pogoń Geda za Cieniem nie była specjalnie ekscytująca, z wyjątkiem kilku momentów (nie będę ich wymieniać nie chcąc zdradzać treści). Jednak- jako że w przyszłości Ged ma być kimś szczególnym, ten tom jest obowiązkowy dla tych, którzy zamieszają przeczytać całe "Ziemiomorze".
"Czarnoksiężnik z archipelagu" to druga z przeczytanych przeze mnie części "Ziemiomorza" (choć pierwsza chronologicznie), miałam więc jakiś zamysł, jaka może być ta książka. A jednak była zupełnie inna niż "Grobowce Atuanu". Bohaterem jest tutaj młody czarownik, Ged, zwany też Krogulcem. Postać ta pojawi się w późniejszych częściach "Ziemiomorza", warto więc wiedzieć o tym...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to