Wojna dwóch królowych Jennifer L. Armentrout 7,4

Jaka książka była dla Was największym rozczarowaniem tego roku?
współpraca reklamowa @wydawnictwomuza
U mnie zdecydowanie niestety to czwarty tom Wojna Dwóch Królowych. Ostatnio pisałam, jak zaczęłam się przekonywać do tej serii i jak bardzo spodobał mi się poprzedni tom. Niestety rozczarowałam się, gdy zaczęłam czytać czwarty tom.
Zaczynamy w momencie, gdy Casteel jest przetrzymywany w niewoli, a Poppy planuje go odbić. Wszyscy szykują się do tytułowej wojny na którą, nie ukrywam, bardzo czekałam ze względu na zakończenie trzeciego tomu. Jakie było moje zdziwienie, gdy do tej wojny nie doszło. Oczekiwałam walki, bitwy, w której wezmą udział drakeny a jedyną „wojnę”, jaką otrzymałam były przepychanki słowne pomiędzy Poppy, a Isbeth…
Dodatkowo pomiędzy tymi przepychankami mamy bardzo dużo opisów, które totalnie nic nie wnoszą do całości... Możemy ominąć kilka stron i to całkowicie nic nie zmieni. Spokojnie książka mogłaby być o połowę krótsza na ilość akcji, jaka się w niej dzieje. Niestety miałam tutaj poczucie, że autorka rozlicza się za ilość słów i im ich więcej tym dla niej lepiej. Według mnie opisy powinny być ciekawe i wnosić jednak coś do całej historii.
Wiele kontrowersji wzbudziła scena pomiędzy Poppy, Casteelem i Kieranem. Należę do tych osób, które spodziewały się tego, a sam moment, kiedy do tego doszło jest zrozumiały. Jednak sam opis tej sceny był trochę dziwny. Autorka nie napisała wprost co się dzieje i dlaczego więc miałam trochę uczucie jakby nie chciała urazić czytelników, którym przeszkadza wtrącanie Kierana do relacji Poppy i Casa. Gdy jesteśmy już przy tej scenie, chciałabym jeszcze poruszyć kwestię scen spicy. Nie mam z nimi problemu, ale powinny być umieszczane w odpowiednich momentach... Niestety tutaj mam poczucie, jakby były wciśnięte na siłę.
Żeby nie było, że tylko narzekam, to bardzo podobało mi się rozbudowanie relacji pomiędzy Poppy i Kieranem, chociaż przy pewnych zachowaniach miałam mieszane uczucia. Na plus jest także zakończenie. Tylko dlaczego znowu muszę nie wiadomo ile czekać, żeby zaczęło się coś dziać? Cała akcja w zasadzie odgrywa się na ostatnich stronach... Pojawiła się też jedna nowa postać, która mnie zainteresowała, a związanego z nią plot twistu w ogóle się nie spodziewałam! Jednak ostatecznie ta postać znika nie rozwijając swojego wątku przez co zastanawiałam się w jakim celu w ogóle się pojawiła.
Książkę skończyłam z myślą, że wiem, że nic nie wiem... Autorka strasznie miesza to czym/kim jest Poppy i chyba sama trochę się zagubiła w świecie, który stworzyła. Czuję się ogromnie rozczarowana, rozżalona i sfrustrowana, bo czułam, że w końcu zaczyna mi się ta seria podobać…