-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2018-08-31
1994-10
2016-01-25
2017-12-03
Nie wiem co takiego Katarzyna Grochola ma w sobie, że jej książki zawsze poprawiają mi samopoczucie. Może chodzi tutaj o podejście do życia? Nie chodzi mi o humor na zasadzie "ale było śmiesznie", ale o humor sytuacyjny, który poprawia nastrój.
W "Trochę większym poniedziałku" mamy zbiór felietonów Autorki, które były publikowane na łamach czasopisma "Uroda" pod koniec lat 90-tych i na początku obecnego wieku. Z czytaniem nie spieszyłam się. Codziennie czytałam maksymalnie trzy felietony, aby pozostawić sobie czas na refleksję. A tych miałam sporo. Katarzyna Grochola pisze o swoim życiu, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu itd. Uwielbiam tę kobietę- jawi mi się jako osoba niesamowicie pozytywna, ciepła, serdeczna, kochająca zwierzęta i życie w każdym aspekcie, umiejącą cieszyć się małymi rzeczami- a to wielka sztuka. Z drugiej strony jest do siebie bardzo zdyntansowana- bez żadnych oporów opisuje kobiece dylematy, które wszystkie znamy, jednak przedstawione w odpowiedni sposób są zabawne. Smaku lekturze dodawał właśnie ten styl, tak charakterystyczny dla Grocholi.
Nie wiem co takiego Katarzyna Grochola ma w sobie, że jej książki zawsze poprawiają mi samopoczucie. Może chodzi tutaj o podejście do życia? Nie chodzi mi o humor na zasadzie "ale było śmiesznie", ale o humor sytuacyjny, który poprawia nastrój.
W "Trochę większym poniedziałku" mamy zbiór felietonów Autorki, które były publikowane na łamach czasopisma "Uroda" pod koniec lat...
1989-10
2019-04-03
Utwór ten to właściwie opowiadanie, ma niespełna 100 stron. Dotąd zawsze kojarzył mi się z Audrey Hepburn w "małej czarnej" i perłach na szyi, jedzącej tytułowe śniadanie przy stole, ustawionym na chodniku przy ulicy Nowego Jorku. Był to za pewne kadr z filmu, a jednocześnie- teraz to wiem- zjedzenie śniadania u Tiffany'ego było marzeniem naszej głównej bohaterki- Holly Golightly. Poznajemy ją dzięki naszemu narratorowi i bohaterowi w jednym- jest nim początkujący pisarz i sąsiad Holly, po cichu się w niej podkochujący- co dziwne, nie mogę przypomnieć sobie jego imienia, a kartkując książkę także go nie znajduję... Jednak to przez pryzmat tego młodzieńca poznajemy tajemniczą, piękną, szaloną Holly. Dodajmy, że akcja ma miejsce w 1943 roku- jak na tamte czasy dziewczyna jest bardzo wyzwolona, otoczona tłumem bogatych wielbicieli, jednak ma też pewne tajemnice, które w miarę jak czytamy, pokazują nam jej postać pod nieco innym kątem. Jednego na pewno nie można powiedzieć o Holly: tego, że jest szczęśliwa.
Niby nic takiego, a zarwałam dla tego opowiadania pół nocy. Wciąga, szczególnie osobowość panny Golightly jest efemeryczna i w pewien sposób zepsuta, ale bez wątpienia to ciekawa bohaterka. Mnie ta książka miło zaskoczyła.
Utwór ten to właściwie opowiadanie, ma niespełna 100 stron. Dotąd zawsze kojarzył mi się z Audrey Hepburn w "małej czarnej" i perłach na szyi, jedzącej tytułowe śniadanie przy stole, ustawionym na chodniku przy ulicy Nowego Jorku. Był to za pewne kadr z filmu, a jednocześnie- teraz to wiem- zjedzenie śniadania u Tiffany'ego było marzeniem naszej głównej bohaterki- Holly...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1991
2019-02-16
Książka ta jest zbiorem krótszych form literackich, których ja osobiście jakoś specjalnie nie darzę sympatią, być może dlatego tak długo zajęło mi czytanie- z kilkoma przerwami i jednym "zacięciem"- tej książki. Faktem jest, że dawno już nie czytałam Kinga i musiałam na nowo "poczuć" klimat jego opowieści- opowiadania po "Billy'm Blokada"- na którym to zacięłam się z powodu niezrozumiałej dla mnie tematyki baseballu, ostatecznie jednak na plan pierwszy wypłynął czynnik ludzki i uratował zarówno opowiadanie, jak i całą książkę- w moich oczach oczywiście. A później było tylko lepiej. Nie będę jednak opisywać moich wrażeń związanych z każdym opowiadaniem osobno- jest ich zbyt dużo, gdyż "Bazar..." to gruby, porządny zbiór histori z dreszczykiem. Nie sposób jednak nie wspomnieć o kilku. Najbardziej chyba zadziwiło i urzekło mnie opowiadanie "Zielony bożek cierpienia". Dla osób z bujną wyobraźnią pozostawia duże pole do popisu, zawiera też pewien morał- co u dość Kinga niezwykłe. I wd mnie było jednym ze straszniejszych opowiadań... Kolejne, które wzbudziło we mnie jakiś dziwny lęk, zatytułowane "Letni grom", zawiera opis świata postapokaliptycznego. Od czasu kiedy byłam mała i piłam w przedszkolu płyn Lugola, świadomie i podświadomie boję się efektów promieniowania, opisów skażenia itp. Tutaj jest to tylko tło, jednak niezwykle sugestywne- głównym bohaterem jest człowiek. Warto dobrnąć do końca- gdyż jest to ostatnie opowiadanie- by przeczytać ten króciutki kawałek prozy. Ponadto, kilka innych opowiadań zwróciło szczególnie moją uwagę: "Wredny dzieciak", w którym odnalazłam "starego, dobrego Kinga"- opowiadanie z pazurem i pewną mistyką. Znalazłam tutaj też zupełnie inne "smaczki". "Życie po życiu" dało mi do myślenia, gdyż zawsze zastanawiałam się jak wygląda czyściec czy raj. Podobnie "Pan Ciacho"- gdzie Autor także porusza temat starości i śmierci- czyżby ostatnio właśnie tego typu myśli chodziły Stephenowi Kingowi po głowie? Smutno mi się zrobiło, skłoniło mnie to do wielu refleksji. I w końcu: "Ur". Chyba- obok "Wrednego dzieciaka"- najlepsze opowiadanie z tego zbioru. Dla fanów cyklu "Mroczna wieża" niespodzianką będzie nawiązanie do niego, warto też przeczytać o okolicznościach, w jakich powstał ten utwór. "Ur" to nowela, w której towarzyszy nam nieustające napięcie. Ciekawy pomysł sprawia, że jest naprawdę wyjątkowe.
To tylko kilka z ponad dwudziestu zamieszczonych w tym zbiorze opowiadań. Jedne mają zaledwie po kilka stron, inne- niemal sto (co jednak nie przekłada się na ich wartość). Nie warto spieszyć się z czytaniem. Nie ma tutaj przypadkowych tekstów (wybranie każdego jest uzasadnienie opisem samego Autora). Choć długo zajęło mi czytanie "Bazaru złych snów", najbardziej zadowolona jestem, że znów odnalazłam Kinga takiego, jakiego lubię. Różnorodność tematyczna noweli sprawi, że chyba każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Ze swojej strony mogę polecić (szczególnie fanom pisarza), choć osobiście mam większych faworytów wśród książek S. Kinga.
Książka ta jest zbiorem krótszych form literackich, których ja osobiście jakoś specjalnie nie darzę sympatią, być może dlatego tak długo zajęło mi czytanie- z kilkoma przerwami i jednym "zacięciem"- tej książki. Faktem jest, że dawno już nie czytałam Kinga i musiałam na nowo "poczuć" klimat jego opowieści- opowiadania po "Billy'm Blokada"- na którym to zacięłam się z powodu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2007-03
Zawsze interesowalo mnie zjawisko tzw "lat lemingowych" i z ciekawością sięgnęłam po tę książkę, widząc ją w osiedlowym antykwariacie. Książka zawiera pięć różnych opowiadań, dotyczących zwierząt żyjących na dalekiej północy. Niestety, jako ze książki jeszcze nie doczytałam, na razie chciałam napisać kilka słów o tytułowych lemingach, które są zwierzętami postrzeganymi jako nieco tajemnicze.
"Lata lemingowe" są to lata, kiedy lemingi całymi stadami tworzącymi żywą rzekę składającą się ze zwierząt, prą bezustannie na przód, tratując po drodze wszystko, co napotkają- w tym ludzkie domy, a nawet są w stanie powalić na ziemę człowieka. Zjawisko to zachodzi najprawdopodobniej wtedy, gdy w kolonich robi się zbyt dużo lemingów, ich agresja wtedy wzrasta, a zwierzęta zaczynają czuć tylko jedno- chęć wędrówki. Dodam, że nie wszystkie lemingi wyruszają z koloni- są takie, które zostają. Czyzby to rodzaj selekcji naturalnej? (Zjawisko to łączy się z latami szczegolnie płodnymi dla lemingów- maja one wtedy po trzy, a nie dwa mioty). Jaka siła każe im biec w kierunku morza? Tego do końca nie wiadomo... Jednak u końcu wędrówki, gdy już lad się kończy, lemingi skaczą do morza- wbrew obiegowej opinii nie tracą życia w zderzeniu ze skałą czy taflą wody- ostatnim etapem wędrówki jest dryfowanie w morskiej wodzie, a lemingi są dobrymi pływakami. Jednak wiele z niich ginie porywanych przez ptaki lub wciąganych przez ryby w głębiny. Żaden leming nie dopływa do przeciwległego brzegu, choć nasz narrator (narracja jest tutaj dwutorowa- oprócz narratora bezosobowego jest także narrator-jeden z lemingów) już widzi całkiem blisko brzeg, słysząc jednocześnie krzyki drapieżnych ptaków...
Ze wzgledu na nietypową forme narracji czujemy, jakbyśmy z bliska obserwowali opisane wydarzenia. Choć książki jeszcze ne skończyłam, polecam ją choćby tylko ze względu na opowiadanie o lemingach, jednych z bardziej tajemniczych zwierząt.
Zawsze interesowalo mnie zjawisko tzw "lat lemingowych" i z ciekawością sięgnęłam po tę książkę, widząc ją w osiedlowym antykwariacie. Książka zawiera pięć różnych opowiadań, dotyczących zwierząt żyjących na dalekiej północy. Niestety, jako ze książki jeszcze nie doczytałam, na razie chciałam napisać kilka słów o tytułowych lemingach, które są zwierzętami postrzeganymi jako...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011
2018-04-28
Postanowiłam przeczytać tę książeczkę, gdyż pomyślałam, że może być odpowiednia dla małej córeczki mojej kuzynki- interesowało mnie, czy sprawdzi się w charakterze bajek czytanych na dobranoc. Na początku ciężko było mi przyzwyczaić się do bajek afrykańskich, tak innych od naszych, europejskich, lecz z liczbą przewracanych stron książeczka podobała mi się coraz bardziej. Bohaterami poszczególnych bajek są zwierzęta i ludzie, te pierwsze zawsze są antropomorfizowane. Jednak dziecięca wyobraźnia jest bardzo podatna, więc z uosobieniem zwierzęcych bohaterów nie powinno być problemów. Nie można tym bajkom odmówić ludowej mądrości- zwierzęta występujące w bajkach są przebiegłe, współzawodniczą, a nawet kłamią i kombinują- w efekcie czego spotyka je kara lub nagroda. Początkowo nastawiona nieco sceptycznie, poddałam się urokowi afrykańskich bajek i książeczka przy najbliższej okazji trafi do małej Poli. Jedyne, o czym ciężko jest mi tutaj nie wspomnieć, to szok na wiadomość (a motyw ten pojawia się kilka razy), że ludzie- bohaterowie bajek- polowali na szczury aby je zjeść (zresztą myszy również były zjadane).
Warto wspomnieć o ładnej oprawie graficznej książki: twarda okładka, bardzo dobrej jakości papier, zdjęcia uśmiechniętych dzieci Afryki autorstwa R. Kapuścińskiego.
Jeżeli głębiej się zastanowić, bajki afrykańskie tylko pozornie są tak różne od europejskich- w rzeczywistości mają te same walory, przekazują morały, uczą i bawią.
Postanowiłam przeczytać tę książeczkę, gdyż pomyślałam, że może być odpowiednia dla małej córeczki mojej kuzynki- interesowało mnie, czy sprawdzi się w charakterze bajek czytanych na dobranoc. Na początku ciężko było mi przyzwyczaić się do bajek afrykańskich, tak innych od naszych, europejskich, lecz z liczbą przewracanych stron książeczka podobała mi się coraz bardziej....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-10
Książka ta jest właściwie zbiorem opowiadań o ludziach, których łączy jedno- wielka miłość do zwierząt. Należy do nich również sama Autorka, która w jednym rozdziale pisze o sobie, i o tym, jak pomaga naszym braciom mniejszym. Pozwala to sobie wyrobić zdanie, kiedy jeździ na rozmowy z bohaterami innych rozdziałów- a każdy z nich jest postacią nietuzinkową. Mamy tutaj np prokuratora, opiekującego się kotami (w tym także kotem człowieka, którego skazał na wyrok więzienia), pana, który zawsze chciał pracować w zoo i opiekuje się działem "ssaków mniejszych" (to właśnie w tym rozdziale możemy przeczytać o tym, "jak kochają lemury"), człowieka który miał w życiu doczesnym- że tak się wyrażę- wszystko- a wybrał powrót do Polski i swoje pieniądze zainwestował w budowę prywatnego zoo, oraz wiele innych ludzi, których życie podporządkowane jest zwierzętom. Przyznam, że bardzo lubię tego typu literaturę, gdyż po raz kolejny mam dowód na to, że są ludzie gotowi zrobić dla zwierząt bardzo dużo (jak np pani Edyta z rozdziału "Fiś").
Ciężko jest mi odnieść się do tej książki obiektywnie, gdyż porusza we mnie jedną z najbardziej czułych "strun"- przyznaję, że kocham zwierzęta, i wyrzucam sobie, że teraz już nie robię dla tych w potrzebie tyle co kiedyś. Autorka niewątpliwie napisała tę książkę z potrzeby serca- to gdzieś tam między wierszami "wyziera" (i za pewne dlatego też napisała krótko o sobie). Do każdego ze spotkań przygotowywała się rzetelnie, jednocześnie pisząc o swoich odczuciach.
Dla wszystkich, którzy interesują się zwierzętami, będzie to książka którą połkną jednym tchem, choć polecam ją każdemu- może dzięki niej ludzie zrozumieją, ile jesteśmy w stanie zrobić dla zwierzaków, i jak one odwdzięczają się nam na swój sposób (nie mówiąc o psach czy kotach, weźmy np oswojonę kawkę Autorki o imieniu Czesiek, która co jakiś czas przewija się w treści książki).
Książka ta jest właściwie zbiorem opowiadań o ludziach, których łączy jedno- wielka miłość do zwierząt. Należy do nich również sama Autorka, która w jednym rozdziale pisze o sobie, i o tym, jak pomaga naszym braciom mniejszym. Pozwala to sobie wyrobić zdanie, kiedy jeździ na rozmowy z bohaterami innych rozdziałów- a każdy z nich jest postacią nietuzinkową. Mamy tutaj np...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2008-02
Zbiór wielu krótkich opowiadań o psach, które w jakiś sposób pokazały ludziom swoją wyjątkowość (piszę "pokazały", bo o tym że każdy pies jest wyjątkowy, chyba zapewniać nie muszę :) ). Opowiadania te są krótkie, treściwe- ot, zwięzła historia niezwykłych relacji pomiędzy psem i jego człowiekiem. Co czyni wyjątkową, sprawiającą, że porusza najgłębsze sfery naszych uczuć? Tego nie umiem powiedzieć, ale niewątpliwie znając psy, i kochając je, mogę uznać, że każda z tych historii jest dla mnie wiarygodna.
Książkę tę czytałam już dwa razy, i na pewno jeszcze do niej wrócę- naprawdę jest swoistym balsamem dla naszego zmęczonego, zestresowanego, wiecznie za czymś goniącego, umysłu. Działa jak ciepła herbata w deszczowy dzień po powrocie do domu, jak bieganie w letnim deszczu, jak smak ulubionych lodów w upał... Zdecydowanie polecam zarówno młodzieży, jak i ludziom dorosłym w każdym wieku- moją książką zaczytywała się moja ś.p.Babcia, Mama, ja oczywiście, a także siostrzenica i kilka znajomych czy koleżanek. Dla kociarzy ponoć napisano "Balsam dla duszy miłośników kotów"- tak więc niech nie czują się pokrzywdzeni (wszystkie zwierzaki są wspaniałe i zasługują na naszą bezwarunkową miłość- taką, jaką one daj nam).
Zbiór wielu krótkich opowiadań o psach, które w jakiś sposób pokazały ludziom swoją wyjątkowość (piszę "pokazały", bo o tym że każdy pies jest wyjątkowy, chyba zapewniać nie muszę :) ). Opowiadania te są krótkie, treściwe- ot, zwięzła historia niezwykłych relacji pomiędzy psem i jego człowiekiem. Co czyni wyjątkową, sprawiającą, że porusza najgłębsze sfery naszych uczuć?...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1989
1988
2017-12-08
Czytając "Witaj smutku" trzeba przede wszystkim pamiętać, że opowiadanie to powstało w połowie ubiegłego stulecia, a więc w czasach, w których panowały- powiem delikatnie- nieco inne normy społeczne. Być może dzisiaj przemknęłoby bez echa, co nie zmienia faktu, że nawet obecnie postać narratorki i jednocześnie głównej bohaterki jest zblazowana, brak jej wzorców moralnych, choć nie szokuje. Dziewczyna nawet jak na dzisiejsze normy zachowywała się skandalizująco przy cichym przyzwoleniu ojca- paliła papierosy, piła (przy czym bynajmniej nie chodziło o francuski obyczaj picia wina do obiadu, a o upijanie się w miejscach publicznych), uprawiała seks bez zobowiązań i zabezpieczeń (w razie "wpadki" oświadczała: "Ty się wszystkim zajmiesz"). Czy przasadzę, biorąc pod uwagę całokształt działań Cecylki, jeśli stwierdzę, że była to niedojrzała, szukająca aprobaty, bardziej cwana niż inteligentna dziewczyna? Pozostałe postaci tego utworu również mają swoke wady i zalety, ale "w krzywym zwierciadle" przedstawionym przez Cecylkę trudno oceniać je obiektywnie- można to robić wyłącznie za pomocą czynów. Pozostali bohaterowie to wiecznie uganiający się za spódniczkami Rajmund- ojciec Cecylki, Elza- jego "dziewczyna", Anna- przyjaciółka rodziny i Cyryl- chłopak zakochany w Cecylce. Nie zdradzę jak potoczą się losy tych bohaterów, gdyż pisząc więcej odebrałabym całą przyjemność czytania. Niestety z biegiem przewracanych stron coraz mniej lubiłam Cecylkę, o jej niepoważnym ojcu nie wspominając. Cyryl wydał mi się zbyt "papierowy". Najciekawsze niewątpliwie są postacie kobiet- Anny i Elzy, tak różne od siebie. Niestety, co do akcji, brakowało mi tutaj pewnego dynamizmu. Żeby zrozumieć fenomen "Saganki" musiałam zrozumieć czasy, w jakich powstało opowiadanie. To, że Autorka wydała je w wieku lat siedemnastu na pewno jest swoistym ewenementem, biorąc pod uwagę wyszukany język jakim się posługuje (jak mało autorów pamięta dzisiaj o doborze słów budujących odpowiedni klimat!), z drugiej strony jednak mam wrażenie, że bardziej siliła się na "dorosły" ton, niż faktycznie była tak dojrzała. Choć czasami dawałam się złapać na ten trik i kiedy pisała o "tamtym lecie" miałam wrażenie, że wspomina je osoba dużo starsza.
Niestety, "Witaj, smutku" nie spełniło moich czytelniczych oczekiwań, choć może nie potrafię go docenić? Z mojej strony jest ono jedynie "dobre", podsumowując wszystko.
Czytając "Witaj smutku" trzeba przede wszystkim pamiętać, że opowiadanie to powstało w połowie ubiegłego stulecia, a więc w czasach, w których panowały- powiem delikatnie- nieco inne normy społeczne. Być może dzisiaj przemknęłoby bez echa, co nie zmienia faktu, że nawet obecnie postać narratorki i jednocześnie głównej bohaterki jest zblazowana, brak jej wzorców moralnych,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2007
"Medaliony" to niewielki zbiór opowiadań, które łączy wyjątkowo trudna i ważna tematyka: II Wojna Światowa. Każdą z historii można przyrównać do pośmiertnego medalionu, rozbitego przez esesmańskie bomby i strzały.
"Później przyszedł czas, gdy na cmentarz spadały pociski. Posągi i medaliony potłuczone leżały wzdłuż alei. Groby z otwartymi wnętrzami ukazały w pękniętych trumnach swych umarłych."
Niesamowite, jak tak niewielki zbiór oddaje grozę II W.Ś.. Każde opowiadanie jest odrębnym świadectwem holocaustu, strach pomyśleć, ile historii pozostało pogrzebanych wraz z ich autorami... Walka o "czystość rasową" pochłonęła milion istnień ludzkich. Jednak garstka ocalonych nie pozwala zapomnieć o tej zbrodni przeciwko ludzkości- "Medaliony" bowiem są literaturą faktu, do której to książki Zofia Nałkowska zbierała materiały z rozmów z ludźmi, którzy przeżyli piekło holokaustu (są też historie o ludziach którzy w opowiadaniu życie tracą- np. "Dwojra Zielona"- tutaj za pewne musiała opowiadać osoba trzecia).
Czytałam wiele książek o tematyce II W.Ś., lepszych i gorszych, za każdym razem jednak temat ten budzi we mnie strach i rozpaczliwą nadzieję, by coś takiego już nigdy się nie powtórzyło. Do historii przeszło powiedzenie: "Ludzie ludziom zgotowali ten los"- cytat z książki Z. Nałkowskiej. Chyba to jest w tym wszystkim najbardziej przerażające.
Tych, którzy nie czytali "Medalionów" (lub czytali je dawno temu jako lekturę szkolną), gorąco namawiam do zapoznania się z tym krótkim- a jak bardzo treściwym- zbiorem ludzkich historii.
"Zaledwie kilkanaście stroniczek prozy jedynej w swojej ostatecznej ascezie. Prozy o dniu zwykłym szalonego koszmaru. O mechanizmach mordowania człowieka i o zabijaniu jego nadziei.(...)".
"Medaliony" to niewielki zbiór opowiadań, które łączy wyjątkowo trudna i ważna tematyka: II Wojna Światowa. Każdą z historii można przyrównać do pośmiertnego medalionu, rozbitego przez esesmańskie bomby i strzały.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Później przyszedł czas, gdy na cmentarz spadały pociski. Posągi i medaliony potłuczone leżały wzdłuż alei. Groby z otwartymi wnętrzami ukazały w pękniętych...