-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2018-11-06
1991-08-07
2020-09-29
Tym razem moja opinia nie będzie tak pełna zachwytów jak przy innych tomach cyklu, gdzie z tomu na tom było tylko lepiej, a "Trzydziesta pierwsza" zostawiła poprzeczkę zawieszoną bardzo wysoko. Nie znaczy to, że książka mi się nie podobała! Po prostu odrobinę dłużyło mi się kluczenie policjantów z Lipowa i przydzielonych do sprawy śledczych z Brodnicy. Klementyna jak zwykle rewelacyjna, poznajemy ją też od trochę innej strony. Ciekawa jestem jak ten wątek się rozwinie (a właściwie dwa dotyczące Klementyny- prywatny i zawodowy). Daniel Podgórski... Dlaczego wydaje mi się postacią nieco bezbarwną? To jego wahania przed i po zakupie pierścionka bardzo mnie męczyły. Natomiast coraz bardziej lubię Marka Zarębę i Emilię.
Jeśli chodzi o główny wątek, wszystko było pięknie, ale miałam wrażenie, jakby nasi policjanci dostali zbiorowego letargu. I tym razem mordercę podejrzewałam od początku (wraz z kilkoma innymi typami, ale zawsze)- po raz pierwszy w cyklu "Lipowo" mi się to udało. Być może książka była po prostu za długa o te m/w 100 stron?
Podobał mi się pomysł z "nieśmiertelną rozgrywką"- takie rzeczy to "smaczki", które sprawiają, że książka jest jeszcze ciekawsza. Pani Puzyńska bardzo dobrze wykorzystuje ten "zabieg"- np. w tomie trzecim mieliśmy sektę i klejnot, a ja już nie mogę się doczekać, czym zaskoczy w tomie piątym (za który się właśnie zabieram).
Polecam pomimo tych kilku uwag, które przy całości nie są tak istotne, gdyż "Lipowo" czyta się samo! Dawno nie trafiłam na cykl, który czytałabym z równą zachłannością.
Tym razem moja opinia nie będzie tak pełna zachwytów jak przy innych tomach cyklu, gdzie z tomu na tom było tylko lepiej, a "Trzydziesta pierwsza" zostawiła poprzeczkę zawieszoną bardzo wysoko. Nie znaczy to, że książka mi się nie podobała! Po prostu odrobinę dłużyło mi się kluczenie policjantów z Lipowa i przydzielonych do sprawy śledczych z Brodnicy. Klementyna jak zwykle...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-02
"Więcej czerwieni" czytało mi się równie dobrze jak "Motylka", bohaterowie znani z pierwszej części cyklu wzbudzili pozytywne uczucia, a nowe postacie wprowadziły element zaskoczenia. Pani Kasia Puzyńska bardzo trafnie kreśli portrety swoich bohaterów- zarówno tych dobrych, jak i złych- nikt nie jest sztuczny. Jeśli chodzi o fabułę, tym razem miejsce akcji to nie tylko Lipowo, ale też kolonia Żabie Doły, a nawet Brodnica (plus retrospekcje z innych części Polski).
Dostrzegłam pewnego rodzaju schemat który sprawił, że konstrukcyjnie książka przypomina "Motylka".
W korowodzie osób podejrzanych o popełnienie morderstw przewija się kilka imion i nazwisk. Na samym końcu Autorka- tak samo jak w "Motylku"- po kolei odrzuca możliwość popełnienia zbrodni przez któregoś z podejrzanych- "mechanizm" suspensu jest tutaj taki sam, odrobinkę zbyt podobny. Ale! Nie czepiajmy się szczegółów, gdyż całość podobała mi się na tyle, że już sięgam po trzecią część cyklu. Polubiłam "Lipowo".
"Więcej czerwieni" czytało mi się równie dobrze jak "Motylka", bohaterowie znani z pierwszej części cyklu wzbudzili pozytywne uczucia, a nowe postacie wprowadziły element zaskoczenia. Pani Kasia Puzyńska bardzo trafnie kreśli portrety swoich bohaterów- zarówno tych dobrych, jak i złych- nikt nie jest sztuczny. Jeśli chodzi o fabułę, tym razem miejsce akcji to nie tylko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-28
Sięgnęłam po tę książkę "w ciemno", chcąc zrobić sobie przerwę w czytaniu czegoś, co idzie mi opornie. "Żniwiarz" to jak najbardziej kryminał, choć postać młodej detektyw z początku wydała mi się nieco mało realna. Miejscem akcji są wydarzenia z Bułkowic, sennego miasteczka, które właściwie bardziej przypomina wieś. Zabita dziewczyna pozbawiona głowy, miejscowe przesądy o "południcy" (szkoda, że ten wątek nie został rozbudowany), senna, letnia atmosfera... Śmierć dziewczyny jest zagadką, którą stara się rozwiązać przystojny, choć ponury sierżant, zblazowany, telewizyjny gwiazdor kryminalnego programu i nasza główna bohaterka- Julia. Każda z tych postaci jest barwnie nakreślona, jednak czy wiarygodnie? Moim zdaniem nie spotyka się takich osób na codzień, jednak kto chciałby czytać o przeciętniakach? Tak więc momentami książka bardziej przypomina romans z tłem kryminalnym, niż kryminał. Brakowało mi tutaj jakiegoś "mroku", który powinien wiązać się z brutalnym morderstwem, ale to właśnie przez tę "sielankowość" książkę czyta się tak łatwo (i przyjemnie). Rozwiązanie śledztwa to duże zaskoczenie i na tym poprzestanę.
Jeśli chodzi o samą bohaterkę, czasem miałam wrażenie, że Autorka wzorowała się na postaci Stephanie Plum z cyklu J. Evanovich.
Kiedy będę miała okazję, sięgnę po inną książkę Pani Grzegorzewskiej, choćby po to, żeby wyrobić sobie zdanie na temat tej Autorki.
Sięgnęłam po tę książkę "w ciemno", chcąc zrobić sobie przerwę w czytaniu czegoś, co idzie mi opornie. "Żniwiarz" to jak najbardziej kryminał, choć postać młodej detektyw z początku wydała mi się nieco mało realna. Miejscem akcji są wydarzenia z Bułkowic, sennego miasteczka, które właściwie bardziej przypomina wieś. Zabita dziewczyna pozbawiona głowy, miejscowe przesądy o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1994-10
2002
2020-06-16
Nie potrafię jednoznacznie ocenić tej książki. Z jednej strony mam wiele uwag, a z drugiej... czytała się właściwie sama, szybko. Choć na pewno nie bez znaczenia był tu mocny początek i chęć poznania prawdy o tym, co stało się z dzieckiem dziewczyny, którą poznajemy na pierwszych stronach. Wszystko jednak było zbyt chaotyczne, wiele pozornie nie związanych ze sobą osób (prawie każda przedstawiona z imienia i nazwiska, które zaczęły mi się mylić), wątków pobocznych i niejasne nawiązania do sprawy głównej bohaterki. Długo czekałam aż zacznie się "właściwa akcja", t. j.- według moich oczekiwań- los narodzonego dziecka Edyty- jednak oprócz mglistych opisów z udziałem pewnych osób musiałam czekać do ostatnich stron, aż temat ten wypłynie. Wśród wielu wątków i bohaterów wyróżniały się fragmenty o żmiji. Długo myślałam, że jest to rozbudowana metafora... Do tej pory nie rozumiem tego zabiegu, jednak wstawki te- choć dziwne- nadały książce swoistego klimatu, tak więc nie mogę stwierdzić, iż były złe. Cały paradoks który dostrzegłam w tej książce polegał na tym, że pomimo prostego języka i niespecjalnie dopracowanego warsztatu literackiego Pani Jodełka ma swój styl, który mam nadzieję znaleźć w kolejnych Jej powieściach. Potrafi być ironiczna, może nawet zabawna, brakowało mi jednak tutaj jakiegoś "szlifu", który mógłby tej samej historii nadać zupełnie inny wyraz. Tymczasem jednak książce tej dam 5 "gwiazdek"- nie lubię chaosu.
Nie potrafię jednoznacznie ocenić tej książki. Z jednej strony mam wiele uwag, a z drugiej... czytała się właściwie sama, szybko. Choć na pewno nie bez znaczenia był tu mocny początek i chęć poznania prawdy o tym, co stało się z dzieckiem dziewczyny, którą poznajemy na pierwszych stronach. Wszystko jednak było zbyt chaotyczne, wiele pozornie nie związanych ze sobą osób...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1988
1989
1990
2016-05-04
"Rodzina Hudson" jest trzecią sagą V.C. Andrews, jaką mam okazję poznać. Już po przeczytaniu "Rodziny Casteel" i "Rodziny Dollangangerów", pomimo całej sympatii jaką mam do książek pióra pani Andrews, zauważyłam wiele podobieństw łączycych fabuły obydwu cykli- "Rodzina Hudson" osadzona jest w podobnych realiach. Jednak nie będę się rozpisywać nad podobieństwami, poza jednym- pomysłem na główną bohaterkę. Wcześniej Heaven Leigh i Cathy, teraz Rain. Wszystkie trzy skrzywdzone przez życie, porzucone przez matki bądź im odebrane i wychowujące się w przybranych rodzinach, w fatalnych warunkach, nieraz nędzy, w dodatku nieświadome swojego pochodzenia- i nagła zmiana, kiedy to niemal z miejsca zaczynają wieść życie jak z bajki- ale tylko z zewnątrz. Ich rodziny- zawsze bajecznie bogate (te prawdziwe, które kiedyś pozbyły się niewygodnych maleńkich dzieci czy t.p.). Bohaterki, pomimo niepowodzeń, wyrastają na piękne, mądre, szlachetne (a przy tym zaradne i sprytne) i na dodatek utalentowane młode kobiety. Niestety, jakoś "bohaterka idealna" nie bardzo do mnie przemawia. Tutaj, na korzyść Rain muszę dodać, że o ile do tej pory Heaven Leigh ("Rodzina Casteel") myli mi się z Cathy z dalszych tomów "Rodziny Dollangangerów", Rain, jako tę najmniej pokorną, można uznać za najbardziej charakterystyczną (choć posiada wszystkie te cechy, które wcześniej wymieniłam).
W drugim tomie sagi "Rodzina Hudson" Rain zostaje wysłana do Londynu, gdzie ma uczyć się aktorstwa. Stosunki z bancią Hudson bardzo się poprawiły, jednak daleka rodzina z Anglii przynosi rozczarowanie. Atmosfera panująca w ciemnym, wiktoriańskim domu jest dziwna i tajemnicza. Rain stara się rozwikłać tajemnice domu w którym przyszło jej mieszkać, a to co odkryje bardzo się dziewczynie nie spodoba... Ma także nowych znajomych ze szkoły, szczególnie pewien utalentowany młody śpiewak będzie chciał wkraść się w jej wdzięki. Czeka ją także spotkanie z przyrodnim bratem i biologicznym ojcem, a każde z nich będzie na swój sposób brzemienne w skutki. Niestety, na skutek tragedii Rain musi- dosłownie w jednej chwili- opuścić Londyn. Powrót do rodzinnego domu jest bolesny, gdyż oprócz samej tragedii dochodzi do niej, że w życiu jej nowej rodziny najważniejsze są pieniądze.
Niewątpliwie dużo się dzieje w tej książce, jednak atmosfera podobała mi się mniej niż w poprzedniej części. Pominę nawet powtarzające się w prozie pani Andrews pewne schematy. Jednak ciekawa jestem jak dalej potoczy się historia...
"Rodzina Hudson" jest trzecią sagą V.C. Andrews, jaką mam okazję poznać. Już po przeczytaniu "Rodziny Casteel" i "Rodziny Dollangangerów", pomimo całej sympatii jaką mam do książek pióra pani Andrews, zauważyłam wiele podobieństw łączycych fabuły obydwu cykli- "Rodzina Hudson" osadzona jest w podobnych realiach. Jednak nie będę się rozpisywać nad podobieństwami, poza...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-12
Przyznam od razu, że spodziewałam się czegoś innego, zbliżonego do "Pamiętnika narkomanki" tej Autorki, tym bardziej, że właśnie ze względu na sukces "Pamiętnika...", długo nie chciano wydać "Kokainy". Powodem jakoby był fakt, że "Kokaina" łamie porządek "happy endu" w "Pamiętniku narkomanki". Jednak wystarczyłoby przeczytać kilka słów n.t.Autorki, porównać daty, i już wiedzielibyśmy, że "Kokaina" jest literacką fikcją, w przeciwieństwie do "Pamiętnika narkomanki". Narracja w osobie pierwszej liczby pojedynczej i nazwanie bohaterki Basią to częsty zabieg w prozie B.Rosiek- tymczasem historie, które opisała w swoich książkach, są często historiami pacjentów, z którymi zetknęła się, pracując już jako psycholog kliniczny.
Sama książka jest połączeniem studium uzależnienia od kokainy z surrealistycznymi obrazami oglądanymi oczami narratorki- ćpunki, a później także małoletniej prostytutki oddawającej się za towar. Ciężko polubić tę postać, cóż, ciężko nawet jest jej współczuć, gdy nazywa Śmierć swoją najbliższą przyjaciółką i gna ku samozagładzie. Zdziwiło mnie, że bohaterkę tak mało obeszło odejście matki- "odeszła czy wyjechała"- tyle w temacie. Grunt, że przysyłała pieniądze za które można było kupić narkotyk. Degradacja psychiczna tej młodej kobiety jest tutaj doprawdy ogromnie szybka, dla mnie samej- nieco naciągane wydają się pewne fakty. Ale w końcu sytuację przedstawia nam kokainistka, więc trzeba wziąć poprawkę.
Czy książka mi się podobała? Ciężkie pytanie. W pierwszej części Basia przedstawia się Czytelnikowi jako narkomanka, ale pięknie pisze, ma nieprzeciętny umysł, niektóre fragmenty jej surrealistycznych wizji dodałam w formie cytatów- dobór słów sprawił, że były ucztą dla zmysłów. Później jednak pogrążamy się w coraz większych majakach, teoriach spiskowych, nawet tej brudnej prozy życia, jaką jest w tym wypadku prostytucja, zabrakło. Cała fabuła jest jakby zawieszona gdzieś w próżni- brak faktów, konkretnych ludzi, tylko opisy stanów (nie)świadomości. Być może słusznie w bibliotece stała na półce z literaturą medyczną, a nie beletrystyką...
Przyznam od razu, że spodziewałam się czegoś innego, zbliżonego do "Pamiętnika narkomanki" tej Autorki, tym bardziej, że właśnie ze względu na sukces "Pamiętnika...", długo nie chciano wydać "Kokainy". Powodem jakoby był fakt, że "Kokaina" łamie porządek "happy endu" w "Pamiętniku narkomanki". Jednak wystarczyłoby przeczytać kilka słów n.t.Autorki, porównać daty, i już...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-02-12
Książka ta wpadła mi w ręce całkiem przypadkiem, odłożona w bibliotece na półkę z horrorami (a nie jest to horror) i zaciekawiła mnie swoją specyficzną okładką. Najpierw pomyślałam że jest kiczowata i już w bibliotece przeczytałam kawałek, żeby sprawdzić, czy zawartość "dorównuje" okładce. I tutaj spotkała mnie niespodzianka. Po bardzo wielu książkach o wampirach, silących się na opowieści o wielkiej miłości, mamy coś, co znacznie bardziej przypomina rzeczywistość. Wampiry, okteślani przez Autorkę mianem "swojanów" przedstawieni są bez zbędnego idealizowania, mają charaktery i osobości. W dodatku akcja ma miejsce w czeskiej Pradze, które to miasto jest piękne- nie przeszkadzały mi więc krótkie wstawki nt. stolicy Czech. Główna bohaterka- Tina Salo- także daje się lubić. Przypomina mi odrobinę wampirzą wersję Stephanie Plum z cyklu autorstwa J. Evanovich. Nie będę się jednak rozpływać w zachwytach- po prostu dobre "czytadło" mogące poprawić humor. Najbardziej podobał mi się sposób, w jaki Petra Millner przedstawiła wampiry. Niestety nie dowiedziałam się wiele na temat ojca Tiny, czym poczułam się zawiedziona (jako że jego postać ciągle prześladuje wampirzycę w snach).
Myślę że książka powinna się spodobać wszystkim miłośnikom literatury "wampirycznej", o ile nie potraktują sprawy zbyt poważnie.
Książka ta wpadła mi w ręce całkiem przypadkiem, odłożona w bibliotece na półkę z horrorami (a nie jest to horror) i zaciekawiła mnie swoją specyficzną okładką. Najpierw pomyślałam że jest kiczowata i już w bibliotece przeczytałam kawałek, żeby sprawdzić, czy zawartość "dorównuje" okładce. I tutaj spotkała mnie niespodzianka. Po bardzo wielu książkach o wampirach, silących...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1990
1989-10
2017-06-12
Niewątpliwie najlepsza z książek nt. akwarystyki, jaką ostatnimi czasy miałam przyjemność czytać (a przeglądałam ich sporo, gdyż postanowiłam znów założyć akwarium). Od strony technicznej mamy tutaj podstawy-gdyż jak tytuł mówi- jest to książka skupiająca się na rybach. Opisane gatunki należą do mieszkańców wód słodkich, ciepłych. Jak Autor napisał w przedmowie- wybrał gatunki odpowiednie do akwarium towarzyskiego, rezygnując z niektórych gatunków sumowatych, pyszczaków i in., a także z ryb które wymagają innych warunków bytowych (np ryb morskich czy tych z akwarium o wodzie "zimnej"). Taki dobór gatunków wskazuje na pewne doświadczenie, gdyż żadna książka nie pomieści wszystkich gatunków spotykanych w handlu. Jeżeli chodzi o opisy gatunków- choć właściwie nie musiałam ich czytać, robiłam to z czystą przyjemnością- wiadomości podawane są w sposób zarówno konkretny, jak i wzbudzający ciekawość. Autor dokładnie opisuje każdy gatunek, a że jest ich wiele, tym bardziej uważam tę książkę za udaną, a na tle innych o tej tematyce- wręcz wybitną. Opisy poszczególnych gatunków opatrzone są zdjęciami formy nominalnej i jeśli występują- także mutacjami (dzięki czemu dowiedziałam się np., że brzanka mszysta jest w rzeczywistości mutacją barwną brzanki sumatrzańskiej). W przypadku innych gatunków pokazane są formy wielkopłetwe, długopłetwe czy o zmienionym kolorze. Zdjęcia są dobrej jakości i widać na nich ładne ryby. W opisach nie zabrakło nawet wskazówek dotyczących rozmnażania przeróżnych gatunków, a informacje takie bywają bardzo przydatne nawet dla bardziej zaawansowanych doświadczeniem akwarystów. Opisy gatunków podzielone są według systematyki. Charakterystyka poszczególnych gatunków sprawia, że książka ta wyróżnia się bardzo na korzyść spośród wielu innych- pozornie podobnych- tytułów.
Dodatkowo warto wspomnieć o atrakcyjnym wydaniu- twarda oprawa, kredowy papier, wielkość A4. Podsumowując to wszystko, mogę "Poradnik encyklopedyczny..." jedynie polecić tym, których interesuje akwarystyka, lub którzy chcą mieć źródło rzetelnych informacji o rybach akwariowych.
Niewątpliwie najlepsza z książek nt. akwarystyki, jaką ostatnimi czasy miałam przyjemność czytać (a przeglądałam ich sporo, gdyż postanowiłam znów założyć akwarium). Od strony technicznej mamy tutaj podstawy-gdyż jak tytuł mówi- jest to książka skupiająca się na rybach. Opisane gatunki należą do mieszkańców wód słodkich, ciepłych. Jak Autor napisał w przedmowie- wybrał...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1992
2016-05-23
Chyba wyrosłam już z książek typowo młodzieżowych- zwyczajnie nie mogę wczuć się w reakcje bohaterów- cóż, czas przyznać, że literatura "Young Adult" już nie jest dla mnie... Co nie znaczy, że "Trzynaście powodów" mi się nie podobało. Zgrabnie napisane, z ciekawym pomysłem na fabułę, miało swój klimat.
Pewna dziewczyna- Hannah Baker, popełniając samobójstwo, pozostawia zbiór kaset- swoją "czarną listę"- osoby z listy to ci, którzy-wd Hannah-doprowadzili ją do stanu,w ktorym postanowiła się zabić. Nagranie jest swoistą zemstą zza grobu, gdyż osoba z listy, która przesłucha kasety na ujawniające powody, dla których akurat te osoby są na liście- warunek jest jeden. Mają przesłać kasetę dalej, do kolejnej osoby z "listy"- bo jeśli tego nie zrobią, zostanie ujawniony drugi zestaw kaset, opisujący wszystkie brzydkie, brudne sekrety tych osób... To, co dziewczyna opowiada o swoich "znajomych", nie stawia ich w dobrym świetle, dodając przy tym, że "śnieżna kula się toczy"- z tego co zrozumiałam te incydenty rozłożone były w czasie dwóch lat. Szczerze mówiąc, uważam, że Hannah miała po prostu depresję- przecież w końcu sama prowokowała część z tych nieprzyjemnych rzeczy, żeby "postawić na sobie krzyżyk"- jak sama mówiła. Samotność i brak pomocnej dłoni doprowadziły do tragedii- gdyż- moim zdaniem- nie stało się nic tak strasznego, co bezpośrednio mogłoby spowodować u tej dziewczyny traumę czy chęć pozbawienia siebie życia. Jednak brak wsparcia ze strony rodziców, brak przyjaciół (co w wielu kilkunastu lat jest bardzo ważne) i jakiegokolwiek wsparcia spowodował, że doszło do tragedii. Zastanawia mnie jak często nie zauważamy, że jakiś młody człowiek chce się targnąć na życie- i nie zawsze jest to "wołanie o pomoc". Książka ta powinna być przeczytana przez rodziców nastolatków, którzy bagatelizują kłopoty córki czy syna. Moją pierwszą reakcją także było: "przecież nic takiego się nie stało!", dopiero po jakimś czasie, wspominając książkę (a zostaje ona w pamięci, trzeba to przyznać) doszłam do wniosku, że tych "drobnych incydentów" było po prostu za dużo i spowodowały u Hannah uczucie osaczenia i wyobcowania. Dziewczyna musiała przeżywać jakiś gorszy dla niej okres- zresztą, przypominając sobie siebie z tego okresu, pamiętam, jak nastolatka może wyolbrzymiać problemy uczuciowe i życie skupiać właśnie dookoła nich- to ciężki wiek.
Kiedy nawet pojaeiło się "światełko w tunelu", sama je odrzuca, rezygnując z szansy poznania porządnego chłopaka. Po Podobała mi się scena spotkania Clay'a z mamą (kiedy przywiozła mu resztę taśm), zresztą sam Clay budzi sympatię- pozornie zwykły amerykański chłopak, mający jednak dobre serce i pewne priorytety. Hannah była romantyczką ("...przed zaśnięciem lubiłam patrzeć w gwiazdy..."), a romantykom ciężko jest w dzisiejszym świecie...
Książka może mnie nie porwała, ale czytało się ją miło i szybko, może to tempo akcji sprawiało że "połknęłam" ją w jeden wieczór. Jednak czegoś czegoś mi tutaj brakowało. Może jakiejś innej perspektywy, bardziej rozbudowanej fabuły? Ciekawa także jestem, co powiedziałby psycholog po przeczytaniu tej książki na temat postaci Hannah.
Ode mnie "ocena" dobra.
Chyba wyrosłam już z książek typowo młodzieżowych- zwyczajnie nie mogę wczuć się w reakcje bohaterów- cóż, czas przyznać, że literatura "Young Adult" już nie jest dla mnie... Co nie znaczy, że "Trzynaście powodów" mi się nie podobało. Zgrabnie napisane, z ciekawym pomysłem na fabułę, miało swój klimat.
Pewna dziewczyna- Hannah Baker, popełniając samobójstwo, pozostawia...
2018-03-11
Czas akcji "Lotu komety" to dwa lata po wydarzeniach z pierwszej części cyklu ("Hera, moja miłość") Anny Onichimowskiej, w której poznajemy rodzinę Niwickich- wtedy jeszcze z Michałkiem oraz Kometę i jej siostrę Dorotę- w tej powieści rodzina dziewczyny przedstawiona jest dokładniej. Zarówno Kometa, jak i Jacek, każde na swój sposób, poradziło sobie z piekłem uzależnienia od narkotyków. O ile jednak Jacek studiuje i ma pasje, pomimo wielu zmian w jego życiu, Kometa- teraz po prostu Ala- znów popada w kłopoty. Związuje się z sektą, o której wie niewiele, ale czuje że ma wobec nich do spłacenia dług. Choć każde z dwojga głównych bohaterów żyje zupełnie inaczej, po pierwszym, przypadkowym spotkaniu nie mogą przestać o sobie myśleć... Jednak Kometa nie jest romantyczką, jej motto brzmi: "Nikt nie ma prawa mnie odpychać. To moja rola. Mnie trzeba kochać, trzymać za rękę i patrzeć mi w oczy. Ja mogę na to pozwolić albo nie." Jacek wydoroślał, już nie chce być wodzony za nos przez Kometę, choć nie jest mu ona obojętna: "Niektórzy ludzie uzależniają się od innych. Nie miałbym nic przeciwko, żeby Kometa uzależniła się ode mnie." Jest także- a właściwie przede wszystkim- Rodzina, sekta która kontroluje każdy krok swoich członków. Czy Komecie i Jackowi uda się pomimo tylu przeszkód?
Oprócz pary głównych bohaterów poznajemy też dokładniej członków obu rodzin, zdawałoby się że tak różnych. Grażyna- matka Jacka- staje się zupełnie inną osobą- po stracie młodszego synka nie umie odnaleźć się w życiu. "Pomoc" otrzymuje z całkiem niespodziewanej strony, ale jaka będzie tego cena? Mamy też w końcu przedstawioną rodzinę Ali. Dorota wyjechała do Hiszpanii, wkrótce wychodzi też, że ta zawsze grzeczna, uczesana w warkocz siostra Komety ma wiele sekretów mniejszych i większych- niektóre mają wpływ na całą rodzinę.
Mały spoiler- to co stało się z Ralfem uderzyło mnie. Ta zemsta sekty... Trzeba przyznać, że Autorka znakomicie oddała uczucia, które targały Jackiem gdy nie mógł złapać taksówki do lecznicy- niestety znam to z autopsji. Ten fragment sprawił, że łzy mi zatańczyły w oczach- może za sprawą wspomnień?
Miło było powrócić do świata wykreowanego przez Annę Onichimowską. Książkę "Hera, moja miłość" czytałam ponad piętnaście lat temu, jednak wydarzenia w niej opisane zapamiętałam, dlatego gdy zobaczyłam w bibliotece "Lot Komety" nie wahałam się ani chwili. Książkę czytałam nieco ponad jeden dzień, i to z przerwami. Pisarka świetnie operuje piórem, nie moralizuje, nie ocenia, tylko pokazuje. Polecam, dodam też, że niekoniecznie trzeba najpierw przeczytać "Hera, moja miłość".
Czas akcji "Lotu komety" to dwa lata po wydarzeniach z pierwszej części cyklu ("Hera, moja miłość") Anny Onichimowskiej, w której poznajemy rodzinę Niwickich- wtedy jeszcze z Michałkiem oraz Kometę i jej siostrę Dorotę- w tej powieści rodzina dziewczyny przedstawiona jest dokładniej. Zarówno Kometa, jak i Jacek, każde na swój sposób, poradziło sobie z piekłem uzależnienia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Czarnoksiężnik z archipelagu" to druga z przeczytanych przeze mnie części "Ziemiomorza" (choć pierwsza chronologicznie), miałam więc jakiś zamysł, jaka może być ta książka. A jednak była zupełnie inna niż "Grobowce Atuanu". Bohaterem jest tutaj młody czarownik, Ged, zwany też Krogulcem. Postać ta pojawi się w późniejszych częściach "Ziemiomorza", warto więc wiedzieć o tym obiecującym czarnoksiężniku więcej. Jednakże brakowało mi czegoś w tej historii. Nużąca pogoń Geda za Cieniem nie była specjalnie ekscytująca, z wyjątkiem kilku momentów (nie będę ich wymieniać nie chcąc zdradzać treści). Jednak- jako że w przyszłości Ged ma być kimś szczególnym, ten tom jest obowiązkowy dla tych, którzy zamieszają przeczytać całe "Ziemiomorze".
"Czarnoksiężnik z archipelagu" to druga z przeczytanych przeze mnie części "Ziemiomorza" (choć pierwsza chronologicznie), miałam więc jakiś zamysł, jaka może być ta książka. A jednak była zupełnie inna niż "Grobowce Atuanu". Bohaterem jest tutaj młody czarownik, Ged, zwany też Krogulcem. Postać ta pojawi się w późniejszych częściach "Ziemiomorza", warto więc wiedzieć o tym...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to