-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2016-01-08
2016-01-20
Książka zawiera spis imion damskich i męskich, przy których podani są święci o tych konkretnych imionach. Z tego właśnie względu może być przydatna w sytuacjach takich jak bierzmowanie czy nadanie imienia dziecku (choć tutaj raczej kierujemy się także innymi pobudkami). Osobiście przeglądałam książkę przygotowujac się do bierzmowania i w związku z tym- wyboru trzeciego imienia.
Czego mi brakowało? Troszkę wiecej na temat tego, czym patronują konkretni święci (jak np św. Krzysztof- patron kierowców... ale nie tylko- co zostalo już pominięte ;) ). Również ilość imion opisana nie powala- brak nawet tych w miarę popularnych, za to są zbyt wydziwnione- przypuszczam że kryterium doboru była ilość świętych o danym imieniu (?).
Ostatecznie jeszcze nie wybrałam swojego Patrona, muszę się posłużyć innymi źródłami.
Książka zawiera spis imion damskich i męskich, przy których podani są święci o tych konkretnych imionach. Z tego właśnie względu może być przydatna w sytuacjach takich jak bierzmowanie czy nadanie imienia dziecku (choć tutaj raczej kierujemy się także innymi pobudkami). Osobiście przeglądałam książkę przygotowujac się do bierzmowania i w związku z tym- wyboru trzeciego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-25
2016-05-04
"Rodzina Hudson" jest trzecią sagą V.C. Andrews, jaką mam okazję poznać. Już po przeczytaniu "Rodziny Casteel" i "Rodziny Dollangangerów", pomimo całej sympatii jaką mam do książek pióra pani Andrews, zauważyłam wiele podobieństw łączycych fabuły obydwu cykli- "Rodzina Hudson" osadzona jest w podobnych realiach. Jednak nie będę się rozpisywać nad podobieństwami, poza jednym- pomysłem na główną bohaterkę. Wcześniej Heaven Leigh i Cathy, teraz Rain. Wszystkie trzy skrzywdzone przez życie, porzucone przez matki bądź im odebrane i wychowujące się w przybranych rodzinach, w fatalnych warunkach, nieraz nędzy, w dodatku nieświadome swojego pochodzenia- i nagła zmiana, kiedy to niemal z miejsca zaczynają wieść życie jak z bajki- ale tylko z zewnątrz. Ich rodziny- zawsze bajecznie bogate (te prawdziwe, które kiedyś pozbyły się niewygodnych maleńkich dzieci czy t.p.). Bohaterki, pomimo niepowodzeń, wyrastają na piękne, mądre, szlachetne (a przy tym zaradne i sprytne) i na dodatek utalentowane młode kobiety. Niestety, jakoś "bohaterka idealna" nie bardzo do mnie przemawia. Tutaj, na korzyść Rain muszę dodać, że o ile do tej pory Heaven Leigh ("Rodzina Casteel") myli mi się z Cathy z dalszych tomów "Rodziny Dollangangerów", Rain, jako tę najmniej pokorną, można uznać za najbardziej charakterystyczną (choć posiada wszystkie te cechy, które wcześniej wymieniłam).
W drugim tomie sagi "Rodzina Hudson" Rain zostaje wysłana do Londynu, gdzie ma uczyć się aktorstwa. Stosunki z bancią Hudson bardzo się poprawiły, jednak daleka rodzina z Anglii przynosi rozczarowanie. Atmosfera panująca w ciemnym, wiktoriańskim domu jest dziwna i tajemnicza. Rain stara się rozwikłać tajemnice domu w którym przyszło jej mieszkać, a to co odkryje bardzo się dziewczynie nie spodoba... Ma także nowych znajomych ze szkoły, szczególnie pewien utalentowany młody śpiewak będzie chciał wkraść się w jej wdzięki. Czeka ją także spotkanie z przyrodnim bratem i biologicznym ojcem, a każde z nich będzie na swój sposób brzemienne w skutki. Niestety, na skutek tragedii Rain musi- dosłownie w jednej chwili- opuścić Londyn. Powrót do rodzinnego domu jest bolesny, gdyż oprócz samej tragedii dochodzi do niej, że w życiu jej nowej rodziny najważniejsze są pieniądze.
Niewątpliwie dużo się dzieje w tej książce, jednak atmosfera podobała mi się mniej niż w poprzedniej części. Pominę nawet powtarzające się w prozie pani Andrews pewne schematy. Jednak ciekawa jestem jak dalej potoczy się historia...
"Rodzina Hudson" jest trzecią sagą V.C. Andrews, jaką mam okazję poznać. Już po przeczytaniu "Rodziny Casteel" i "Rodziny Dollangangerów", pomimo całej sympatii jaką mam do książek pióra pani Andrews, zauważyłam wiele podobieństw łączycych fabuły obydwu cykli- "Rodzina Hudson" osadzona jest w podobnych realiach. Jednak nie będę się rozpisywać nad podobieństwami, poza...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-12
Przyznam od razu, że spodziewałam się czegoś innego, zbliżonego do "Pamiętnika narkomanki" tej Autorki, tym bardziej, że właśnie ze względu na sukces "Pamiętnika...", długo nie chciano wydać "Kokainy". Powodem jakoby był fakt, że "Kokaina" łamie porządek "happy endu" w "Pamiętniku narkomanki". Jednak wystarczyłoby przeczytać kilka słów n.t.Autorki, porównać daty, i już wiedzielibyśmy, że "Kokaina" jest literacką fikcją, w przeciwieństwie do "Pamiętnika narkomanki". Narracja w osobie pierwszej liczby pojedynczej i nazwanie bohaterki Basią to częsty zabieg w prozie B.Rosiek- tymczasem historie, które opisała w swoich książkach, są często historiami pacjentów, z którymi zetknęła się, pracując już jako psycholog kliniczny.
Sama książka jest połączeniem studium uzależnienia od kokainy z surrealistycznymi obrazami oglądanymi oczami narratorki- ćpunki, a później także małoletniej prostytutki oddawającej się za towar. Ciężko polubić tę postać, cóż, ciężko nawet jest jej współczuć, gdy nazywa Śmierć swoją najbliższą przyjaciółką i gna ku samozagładzie. Zdziwiło mnie, że bohaterkę tak mało obeszło odejście matki- "odeszła czy wyjechała"- tyle w temacie. Grunt, że przysyłała pieniądze za które można było kupić narkotyk. Degradacja psychiczna tej młodej kobiety jest tutaj doprawdy ogromnie szybka, dla mnie samej- nieco naciągane wydają się pewne fakty. Ale w końcu sytuację przedstawia nam kokainistka, więc trzeba wziąć poprawkę.
Czy książka mi się podobała? Ciężkie pytanie. W pierwszej części Basia przedstawia się Czytelnikowi jako narkomanka, ale pięknie pisze, ma nieprzeciętny umysł, niektóre fragmenty jej surrealistycznych wizji dodałam w formie cytatów- dobór słów sprawił, że były ucztą dla zmysłów. Później jednak pogrążamy się w coraz większych majakach, teoriach spiskowych, nawet tej brudnej prozy życia, jaką jest w tym wypadku prostytucja, zabrakło. Cała fabuła jest jakby zawieszona gdzieś w próżni- brak faktów, konkretnych ludzi, tylko opisy stanów (nie)świadomości. Być może słusznie w bibliotece stała na półce z literaturą medyczną, a nie beletrystyką...
Przyznam od razu, że spodziewałam się czegoś innego, zbliżonego do "Pamiętnika narkomanki" tej Autorki, tym bardziej, że właśnie ze względu na sukces "Pamiętnika...", długo nie chciano wydać "Kokainy". Powodem jakoby był fakt, że "Kokaina" łamie porządek "happy endu" w "Pamiętniku narkomanki". Jednak wystarczyłoby przeczytać kilka słów n.t.Autorki, porównać daty, i już...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-19
"Igrzyska śmierci" od samego początku przeniosły mnie do świata wykreowanego przez S. Collins, świata niebezpiecznego, którego realia są osadzone w Panem, państwie powstałym na resztkach dawnego terytorium Ameryki Północnej, znacznie mniejszej po powodziach i innych kataklizmach. Życie w Panem jest pełne niebezpieczeństw, jedynie mieszkańcy Kapitolu mają pełne brzuchy i wszelkie możliwe luksusy. Kapitol jest siedzibą władz Panem, które to usiłują wprowadzić maksymalną kontrolę w poszczególnych dwunastu dystryktach, a najokrutniejszą tradycją, mającą przypomnieć kto rządzi, odbywającą się co roku, jest udział dwojga tzw trybutów- dzieci pomiędzy 12 a 18 rokiem życia wybieranych z każdego dystryktu, w Głodowych Igrzyskach. Główna bohaterka i jednocześnie narratorka- Katniss, bierze udział w igrzyskach zamiast swej młodszej, ukochanej siostrzyczki- wie, że Prim nie miałaby żadnych szans na arenie. Jak potoczą się igrzyska- tego nie zdradzę, przeczytajcie sami, gdyż ta książka jest po prostu genialna.
Pomysł na fabułę- nowatorski, świetny, dla mnie- majstersztyk. Czytając tę opowieść, pochłaniałam stronę za stroną, zarwałam niejedną noc, gdy w dzień nie miałam czasu na czytanie. Niezliczoną ilość razy zadawałam sobie pytanie- jak Suzanne Collins udało się stworzyć coś tak poruszającego? Czułam, jakby wszystkie inne książki przy tej jednej były przewidywalne, a ta jedna jedyna- wyjątkowa, genialna w swojej odmienności. Z taką historią, bohaterami, klimatem i akcją mknącą niczym roller-coaster, "Igrzyska..." robią niesamowite wrażenie. Bohaterowie są z jednej strony wyjątkowi, a z drugiej- bardzo ludzcy (troszkę nie rozumiem tutaj- w niektórych opiniach, pisania, że Katniss przedstawiono jako ideał- w żadnym wypadku nie jest to postać "płaska", czy na wskroś dobra. Nie jest przecież pewna swoich uczuć, a konsekwentnie gra, chcąc przeżyć i jednocześnie zachować własne ideały w tym starciu z władzami Kapitolu (Snowem), jakim naprawdę okażą się głodowe igrzyska. Katniss ponadto jest sprytna i szybko się uczy, jest honorowa i przy tym wszystkim- w pewien dziewczęcy sposób nieśmiała w kontaktach damsko-męskich (trochę tego jej podejścia nie rozumiem, bo ona sama nawet nie wie, czy kocha Gale'a, czy jest tylko jej przyjacielem- a jeśli się nie wie... Jeśli chodzi o Peetę, sytuacja jest bardziej skomplikowana. W postaci Katniss nie podobało mi się też to, że dziewczyna lubi polować- ale to już moje własne poglądy się tutaj wtrąciły. Ogólnie uważam, że ta dziewczyna ma w sobie wielką siłę i za pewne jeszcze będzie o niej głośno- w końcu nie jest tajemnicą, że "Igrzyska śmierci" są trylogią.
Książka ta, z jej bohaterami, niesamowicie szybką akcją, i tematyką stanowi coś w stylu koktajlu Mołotowa. Albo się ją odłoży po kilku stronach na półkę, albo pokocha.
Gdybym miała wybrać jedną scenę, która zrobiła na mnie najsilniejsze wrażenie, bez wątpienia byłaby to chwila tuż przed zakończeniem Igrzysk- spotkanie ze zmiechami. Ich opis sprawił, że przeszły mnie ciarki. Oczywiście pojawia się pytanie- jak powstały? I mam wielką nadzieję, że dowiem się tego z następnych części. Mam pewną teorię, ale czy chociaż trochę przybliżyłam się do prawdy? Opis zmiechów był na tyle sugestywny, że pierwszy raz od sama nie wiem kiedy, autentycznie poczułam strach, wstręt, obrzydzenie i jakąś niezdrową ciekawość (jakże ułomną istotą jest człowiek...).
Czy polecam "Igrzyska śmierci"? Tak, jak najbardziej, ale tym, którzy wiedzą, czego się spodziewać, przynajmniej z notki na okładce. Niby jest to "młodzieżówka", a dotyka problemów o wiele za poważnych jak na literaturę tego typu, dlatego i starsi czytelnicy poczują się zaintrygowani życiem w Panem. Jak dla mnie- bezwględne 10/10.
"Igrzyska śmierci" od samego początku przeniosły mnie do świata wykreowanego przez S. Collins, świata niebezpiecznego, którego realia są osadzone w Panem, państwie powstałym na resztkach dawnego terytorium Ameryki Północnej, znacznie mniejszej po powodziach i innych kataklizmach. Życie w Panem jest pełne niebezpieczeństw, jedynie mieszkańcy Kapitolu mają pełne brzuchy i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-26
Jest to pierwsza część cyklu J.Chmielewskiej o przygodach przebojowego rodzeństwa i ich psa Chabra (który odgrywa niebagatelną rolę w toczącej się akcji). Z Janeczką i Pawełkiem miałam przyjemność zapoznać się już wcześniej, w wieku lat m/w 11-12, teraz z przyjemnością sięgnęłam po "Nawiedzony dom"- pierwszą część cyklu o sympstycznym rodzeństwie. Pomimo upływu ponad 20 lat nie zawiodłam się.
"Nawiedzony dom" czyta się rewelacyjnie, strony właściwie przewracają się same. Być może intryga kryminalna nie jest tutaj szczegolnie skomplikowana, ale w żadnym wypadku nie jest nudno. Cały czas coś się dzieje, jeśli dodać do tego charakterystyczny styl pisania naszej najlepszej Autorki kryminałów- książka nie potrzebuje dodatkowej reklamy.
Oczywiście cykl o przygodach Janeczki i Pawełka jest skierowany do młodszych nastolatków, zaczynających swoją przygodę z twórczością Joanny Chmielewskiej, co nie znaczy, że dorosły Czytelnik nie odnajdzie czegoś dla siebie w książkach opisująch przygody rodzeństwa i ich niesamowitego psa- Chabra. Dla mnie obecnie była to relaksująca lektura, która dosłownie "połknęłam", a w dzieciństwie- czytałam pozostałe części z wypiekami na twarzy. Mogę jedynie polecić- oczywiście mając na uwadze wszystko, o czym wcześniej napisałam.
Jest to pierwsza część cyklu J.Chmielewskiej o przygodach przebojowego rodzeństwa i ich psa Chabra (który odgrywa niebagatelną rolę w toczącej się akcji). Z Janeczką i Pawełkiem miałam przyjemność zapoznać się już wcześniej, w wieku lat m/w 11-12, teraz z przyjemnością sięgnęłam po "Nawiedzony dom"- pierwszą część cyklu o sympstycznym rodzeństwie. Pomimo upływu ponad 20 lat...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-03
Kryminał od którego nie można się oderwać, niestety to nie jest. Owszem, jedna z bohaterek- Malwina- ma z grubsza niesprecyzowane plany względem zabicia własnego męża, więcej w tym jednak jest jej własnych, niezbyt skutecznych zabiegów (gdyż rozumem Malwina nie grzeszy). Perypetie małżeństwa Malwiny i Karola czyta się lekko i zabawnie, choć czasem- tak samo jak Justynka- miałam ochotę kopnąć "ciotkę" Malwinę.
Justynka to studentka, siostrzenica Malwiny, wychowująca się w domu wujostwa Wolskich i jak to studentka- przeżywająca własne problemy i rozterki. Gdy jednak widzi, że w domu wujowstwa wszystko zaczyna się walić, zaczyna skutecznie działać (czym zyskuje uznanie nawet w oczach dotąd oschłego wuja). Duża część książki to opisy kłótni pomiędzy małżonkami- Malwiną i Karolem, zabiegi kulinarne Malwiny (w tej dziedzinie jest ona kullinarną boginią, której to talentu można pozazdroscić) i jej zabiegi mające na celu... no, to właśnie nie jest do końca sprecyzowane (gdyż sądząc po charakterze, do zabicia małżonka nie byłaby zdolna). Wynika z tego jednak szereg zabawnych sytuacji- a dodatkowym plusem jest fakt, ze Justynka poznaje Konrada, pracownika agencji detektywistycznej, zatrudnionego przez ciotkę.
Na pewno nie jest to jedna z najlepszych książek Chmielewskiej, ale lektura zabawna i relaksująca (kilka razy śmiałam się sama do siebie w metrze, czytając tę pozycję). Zabrakło mi jednakże wątku kryminalnego i napięcia.
Kryminał od którego nie można się oderwać, niestety to nie jest. Owszem, jedna z bohaterek- Malwina- ma z grubsza niesprecyzowane plany względem zabicia własnego męża, więcej w tym jednak jest jej własnych, niezbyt skutecznych zabiegów (gdyż rozumem Malwina nie grzeszy). Perypetie małżeństwa Malwiny i Karola czyta się lekko i zabawnie, choć czasem- tak samo jak Justynka-...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-03-18
Książka o dorastaniu. Allie jest zbuntowaną nastolatką, chodzącą w wysokich glanach i oceniającą siebie jako "chłopczycę". Ponadto ma problemy zarówno w szkole, jak i z prawem. Pod pretekstem kary rodzice wysyłają dziewczynę do szkoły z internatem, bardzo dziwnej szkoły... Lecz czym naprawdę jest Cimmeria, dowiecie się czytając książkę. W nowej szkole Allie początkowo czuje się obco, jednak z dnia na dzień coraz bardziej odpowiada jej życie w szkolnej rzeczywistości. Zafascynowana szkolnymi tajemnicami, nawet nie przypuszcza, o co toczy się gra. Jednak pewne zdarzenia sprawiają, że ma żal do rodziców za okłamywanie jej. Poznaje na swój temat nieznane dotąd wiadomości, na temat których nikt nie chce jej nic powiedzieć. Wszystko to dzieje się w typowo szkolnej atmosferze przyjaźni, które kruszą się przez byle drobiazg (Jo), pierwszych miłości (Sylvain i Carter), a także "koperkowych afer" które są rozdmuchiwane do granic absurdu ("kampania" Katie). Ponadto główna bohaterka zdaje sobe sprawę, że ktoś chce ją skrzywdzić, a moze nawet zabić...
Myślałam, że juz dawno wyroslam z książek dla młodzieży, i być może dlatego nie potrafiłam tak bardzo wczuć się w sytuację Allie. Jednak "Wybrani" okazało się książką warta poświęconego czasu- z ciekawości nawet sięgnę po następne części. Można pogratulować Autorce, tym bardziej, że jest to jej pisarski debiut.
Książka o dorastaniu. Allie jest zbuntowaną nastolatką, chodzącą w wysokich glanach i oceniającą siebie jako "chłopczycę". Ponadto ma problemy zarówno w szkole, jak i z prawem. Pod pretekstem kary rodzice wysyłają dziewczynę do szkoły z internatem, bardzo dziwnej szkoły... Lecz czym naprawdę jest Cimmeria, dowiecie się czytając książkę. W nowej szkole Allie początkowo czuje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2007-03
Zawsze interesowalo mnie zjawisko tzw "lat lemingowych" i z ciekawością sięgnęłam po tę książkę, widząc ją w osiedlowym antykwariacie. Książka zawiera pięć różnych opowiadań, dotyczących zwierząt żyjących na dalekiej północy. Niestety, jako ze książki jeszcze nie doczytałam, na razie chciałam napisać kilka słów o tytułowych lemingach, które są zwierzętami postrzeganymi jako nieco tajemnicze.
"Lata lemingowe" są to lata, kiedy lemingi całymi stadami tworzącymi żywą rzekę składającą się ze zwierząt, prą bezustannie na przód, tratując po drodze wszystko, co napotkają- w tym ludzkie domy, a nawet są w stanie powalić na ziemę człowieka. Zjawisko to zachodzi najprawdopodobniej wtedy, gdy w kolonich robi się zbyt dużo lemingów, ich agresja wtedy wzrasta, a zwierzęta zaczynają czuć tylko jedno- chęć wędrówki. Dodam, że nie wszystkie lemingi wyruszają z koloni- są takie, które zostają. Czyzby to rodzaj selekcji naturalnej? (Zjawisko to łączy się z latami szczegolnie płodnymi dla lemingów- maja one wtedy po trzy, a nie dwa mioty). Jaka siła każe im biec w kierunku morza? Tego do końca nie wiadomo... Jednak u końcu wędrówki, gdy już lad się kończy, lemingi skaczą do morza- wbrew obiegowej opinii nie tracą życia w zderzeniu ze skałą czy taflą wody- ostatnim etapem wędrówki jest dryfowanie w morskiej wodzie, a lemingi są dobrymi pływakami. Jednak wiele z niich ginie porywanych przez ptaki lub wciąganych przez ryby w głębiny. Żaden leming nie dopływa do przeciwległego brzegu, choć nasz narrator (narracja jest tutaj dwutorowa- oprócz narratora bezosobowego jest także narrator-jeden z lemingów) już widzi całkiem blisko brzeg, słysząc jednocześnie krzyki drapieżnych ptaków...
Ze wzgledu na nietypową forme narracji czujemy, jakbyśmy z bliska obserwowali opisane wydarzenia. Choć książki jeszcze ne skończyłam, polecam ją choćby tylko ze względu na opowiadanie o lemingach, jednych z bardziej tajemniczych zwierząt.
Zawsze interesowalo mnie zjawisko tzw "lat lemingowych" i z ciekawością sięgnęłam po tę książkę, widząc ją w osiedlowym antykwariacie. Książka zawiera pięć różnych opowiadań, dotyczących zwierząt żyjących na dalekiej północy. Niestety, jako ze książki jeszcze nie doczytałam, na razie chciałam napisać kilka słów o tytułowych lemingach, które są zwierzętami postrzeganymi jako...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-09
Książeczka dla najmłodszych, z obrazkami i historią która przewija się przez kolejne strony, z twardego papieru, do czytania dziecku, można też dać książkę maluchowi, by pociecha sama oglądała obrazki- konstrukcja książki jest mocna (porwać maluch jej nie da rady, ale już przy ząbkowaniu może ucierpieć).
Mała myszka szuka swojego przyjaciela. Czy go znajdzie? Na pewno maluch będzie zainteresowany, a my możemy "przemycić" kilka mądrych słów po zakończeniu książeczki, na podstawie jej zakończenia- i w ten sposób nawiązać z dzieckiem rozmowę (ma więc także walor dydaktyczny). Podstawowym problemem oczywiście jest tutaj, dlaczego myszka tak długo szukała przyjaciela...
Książeczka dla najmłodszych, z obrazkami i historią która przewija się przez kolejne strony, z twardego papieru, do czytania dziecku, można też dać książkę maluchowi, by pociecha sama oglądała obrazki- konstrukcja książki jest mocna (porwać maluch jej nie da rady, ale już przy ząbkowaniu może ucierpieć).
Mała myszka szuka swojego przyjaciela. Czy go znajdzie? Na pewno...
2016-05-23
Chyba wyrosłam już z książek typowo młodzieżowych- zwyczajnie nie mogę wczuć się w reakcje bohaterów- cóż, czas przyznać, że literatura "Young Adult" już nie jest dla mnie... Co nie znaczy, że "Trzynaście powodów" mi się nie podobało. Zgrabnie napisane, z ciekawym pomysłem na fabułę, miało swój klimat.
Pewna dziewczyna- Hannah Baker, popełniając samobójstwo, pozostawia zbiór kaset- swoją "czarną listę"- osoby z listy to ci, którzy-wd Hannah-doprowadzili ją do stanu,w ktorym postanowiła się zabić. Nagranie jest swoistą zemstą zza grobu, gdyż osoba z listy, która przesłucha kasety na ujawniające powody, dla których akurat te osoby są na liście- warunek jest jeden. Mają przesłać kasetę dalej, do kolejnej osoby z "listy"- bo jeśli tego nie zrobią, zostanie ujawniony drugi zestaw kaset, opisujący wszystkie brzydkie, brudne sekrety tych osób... To, co dziewczyna opowiada o swoich "znajomych", nie stawia ich w dobrym świetle, dodając przy tym, że "śnieżna kula się toczy"- z tego co zrozumiałam te incydenty rozłożone były w czasie dwóch lat. Szczerze mówiąc, uważam, że Hannah miała po prostu depresję- przecież w końcu sama prowokowała część z tych nieprzyjemnych rzeczy, żeby "postawić na sobie krzyżyk"- jak sama mówiła. Samotność i brak pomocnej dłoni doprowadziły do tragedii- gdyż- moim zdaniem- nie stało się nic tak strasznego, co bezpośrednio mogłoby spowodować u tej dziewczyny traumę czy chęć pozbawienia siebie życia. Jednak brak wsparcia ze strony rodziców, brak przyjaciół (co w wielu kilkunastu lat jest bardzo ważne) i jakiegokolwiek wsparcia spowodował, że doszło do tragedii. Zastanawia mnie jak często nie zauważamy, że jakiś młody człowiek chce się targnąć na życie- i nie zawsze jest to "wołanie o pomoc". Książka ta powinna być przeczytana przez rodziców nastolatków, którzy bagatelizują kłopoty córki czy syna. Moją pierwszą reakcją także było: "przecież nic takiego się nie stało!", dopiero po jakimś czasie, wspominając książkę (a zostaje ona w pamięci, trzeba to przyznać) doszłam do wniosku, że tych "drobnych incydentów" było po prostu za dużo i spowodowały u Hannah uczucie osaczenia i wyobcowania. Dziewczyna musiała przeżywać jakiś gorszy dla niej okres- zresztą, przypominając sobie siebie z tego okresu, pamiętam, jak nastolatka może wyolbrzymiać problemy uczuciowe i życie skupiać właśnie dookoła nich- to ciężki wiek.
Kiedy nawet pojaeiło się "światełko w tunelu", sama je odrzuca, rezygnując z szansy poznania porządnego chłopaka. Po Podobała mi się scena spotkania Clay'a z mamą (kiedy przywiozła mu resztę taśm), zresztą sam Clay budzi sympatię- pozornie zwykły amerykański chłopak, mający jednak dobre serce i pewne priorytety. Hannah była romantyczką ("...przed zaśnięciem lubiłam patrzeć w gwiazdy..."), a romantykom ciężko jest w dzisiejszym świecie...
Książka może mnie nie porwała, ale czytało się ją miło i szybko, może to tempo akcji sprawiało że "połknęłam" ją w jeden wieczór. Jednak czegoś czegoś mi tutaj brakowało. Może jakiejś innej perspektywy, bardziej rozbudowanej fabuły? Ciekawa także jestem, co powiedziałby psycholog po przeczytaniu tej książki na temat postaci Hannah.
Ode mnie "ocena" dobra.
Chyba wyrosłam już z książek typowo młodzieżowych- zwyczajnie nie mogę wczuć się w reakcje bohaterów- cóż, czas przyznać, że literatura "Young Adult" już nie jest dla mnie... Co nie znaczy, że "Trzynaście powodów" mi się nie podobało. Zgrabnie napisane, z ciekawym pomysłem na fabułę, miało swój klimat.
Pewna dziewczyna- Hannah Baker, popełniając samobójstwo, pozostawia...
2016-06-16
Przyznam, że miałam kilkuletnią przerwe pomiędzy częścią drugą cyklu "Czarne kamienie" ("Dziedziczka cieni") a "Królową ciemności". Być może to było powodem, że z początku miałam trudności z odnalezieniem się w świecie Krwawych, wszystko wydawało mi się jakieś takie zbyt sielankowe. "Miłą" odmianą była tutaj krótka wizyta rodziny Jeanelle, która przyjechała poznać Panią Czarnego Dworu. Akcja może nie powalała do pewnego momentu, choć podobały mi się momenty opisujące "podchody" Jeanelle i Deamona do siebie. Nic dziwnego, że wszyscy mieszkańcy dworu Ebon Askavi obserwowali parę przez cały czas. Jeanelle wydoroślała, stała się piękną kobietą i Czarownicą. O ile w poprzednich tomach mogliśmy przeczytać to i owo o Czarownicy, tutaj wreszcie poznamy, kim w rzeczywistości jest "żyjące marzenie, a marzycieli było wielu...". Pojawiła się także jedna z moich ulubionych bohaterek- Surreal. To kobieta z charakterem, nie wstydząca się tego, czym kiedyś się zajmowała, a wręcz przeciwnie- to z jej ust padają w książcenajzabawniejsze i najśmielsze komentarze (zachowanie tej Czarownicy jest też najbardziej charyzmatyczne i niepozbawione humoru- ten koktajl składa się na bardzo nietuzinkową postać). Podobały mi się także scenki z Szarym Kłem- Krewniakiem, który właśnie w Surreal odnalazł swoją... no właśnie... Jeżeli już jestem przy Krewniakiem (zwierzętach posiadających Moc i noszącym Kamienie), muszę przyznać, że wyjątkowo podoba mi się ten wątek w cyklu. Pomimo iż zwierzęta mają Kamienie i mają łączność z ludzkimi Krwawymi, często nie rozumieją zachowania ludzi, z czego Anne Bishop wykreowała kilka zabawnych sytuacji. Nie personifikowała na siłę zwierzaków, co wyszło dobrze. Myślę, że bez zwierzęcych krewnych książka dużo by straciła (nie wspominając nawet o roli Krewniaków w rozwoju akcji, a w efekcie- w finale).
Czytało się całkiem nieźle, może bez tych emocji, które towarzyszyły lekturze dwóch pierwszych części, ale nie narzekam. Jednak końcówka uratowała książkę- ostatnie 100 stron było napisane świetnie, nie mogłam się oderwać od książki. Z resztą i na początku były takie przykuwające uwagę momenty, szkoda że całość nie była bardziej wyrównana. Było także kilka rzeczy, których było mi "za mało" (choćby wątek Draki i Lorna, choć kiedyś już została opowiedziana ich historia, mam przeczucie, że stare smoki jeszcze kiedyś obudzą się na dobre lub w inny sposób zaznaczą swoją obecność). Inne z kolei mnie trochę denerwowały- jedyne używane "przekleństwo": "O matko noc!" - które w pewnym momencie zaczęło mnie bawić. Jeśli dodać tu, jak Lucivar i Deamon zwracają się do siebe ("fiucie" i "bękarcie"- co jest także ich pieszczotliwym zdrobnieniem) możnaby uznać, że słownictwo jest nieco ograniczone. Ale warsztatu czepiać się nie wypada, gdy samemu można pomarzyć o tworzeniu takich dzieł, jak książki pani Bishop.
Na pewno nie jest to moja ulubiona część "Czarnych kamieni", choć w książce działo się dużo. Zakończenie od razu sugeruje że będzie dalszy ciąg (choć pierwotnie miała to być trylogia), więc nawet gdyby "Serce Kealeer" już nie czekało w kolejce na regale, nietrudno byłoby się domyślić, bo zbyt wiele wątków zostało niedopowiedzianych. Z przyjemnością będę kontynuowała cykl "Czarnych kamieni" pomimo uwag jakie miałam, jeśli chodzi o tę część. Z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń, gdyż po spektakularnym finale wiele się zmieniło- pytaniem jest, jak wiele trzeba było poświęcić?
Przyznam, że miałam kilkuletnią przerwe pomiędzy częścią drugą cyklu "Czarne kamienie" ("Dziedziczka cieni") a "Królową ciemności". Być może to było powodem, że z początku miałam trudności z odnalezieniem się w świecie Krwawych, wszystko wydawało mi się jakieś takie zbyt sielankowe. "Miłą" odmianą była tutaj krótka wizyta rodziny Jeanelle, która przyjechała poznać Panią...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-09
O książce tej napisano już chyba wszystko... Ciężko po wszystkich- pozytywnych i negatywnych opiniach, napisać coś nowego.
Historia zaczyna się słodko do bólu i tak jest właściwie przez całą książkę, poza wątkami z udziałem pewnego szalonego osobnika. U mnie niestety taka dawka słodyczy spowodowała, że musiałam przerwać lekturę na jakiś czas i dokończyć później. Owszem- fabuła jest przewidywalna, postaci (szczególnie Ana- duplikat Belli Swallow-Cullen z sagi "Zmierzch") nakreślone wd mnie niezbyt precyzyjnie, ale- cóż, książka czyta się sama (jak już uporać się z tym lukrem). Co mnie denerwowało w Anie? Wielokrotnie zaznaczane, jaka to silna kobieta, choć jeśli chodzi o kontakty z własnym mężem- wciąż szepcze w odpowiedzi i "sznuruje usta" (do warsztatu literackiego przejdę za chwilę). Jeśli jednak chodzi o te różne powiedzonka, ponoć to w dużej mierze wina przekładu, by zastosować właśnie takie, a nie inne określenia. Może i tak, jednak to nie usprawiedliwia faktu ciągłego powtarzania tych samych zwrotów (podświadomość Any która zastąpiła wewnętrzną boginię, obecną w poprzednich tomach- tutaj mamy tylko "jedną z tych pań", niestety, w nadmiarze, rozpadanie się i wirowanie podczas orgazmu- chyba większość kobiet zna z autopsji uczucie orgazmu, więc... nie można by jakoś inaczej? Przygryzanie wargi- ok, Ana ma ładne usta, ale żeby aż tak działaly na Christiana? Czasami miałam wrażenie, że mimika Any składa się wyłącznie z przygryzania wargi i przewracania oczami (inne miny nie są wymienione)- ale miałam się nie czepiać. Pomimo wszystko widać, że warsztat jest tutaj- szczególnie w drugiej części książki, o wiele lepszy i właściwie strony przewracają się same. Owszem, niektóre momenty chętnie bym wycięła- jak dla mnie "perwersyjne bzykanko" (czyli z pejczem w roli głównej) z kobietą w zaawansowanej ciąży. Daleko mi do tego, bym mogła tym się "zgorszyć", jednak ten opis jest po prostu niesmaczny! Cały czas podczas tego "numerki" myślałam o maleńkiej istotce w łonie Any, która to istotka wraz z matką przeżywała to, na co ochotę mieli napaleni rodzice. Przyznam że mnie samą zaskoczyła własną reakcja na ten sugestywny opis, ale nie poradzę nic na to, że jako kobieta zwyczajnie bałam się o nienarodzone dziecko.
Właśnie, przejdę teraz do sprawy, która nurtowała mnie od początku. Jak wiemy, Christian jest pierwszym partnerem seksualnym Anastazji. Kształtuje jej upodobania na miarę swoich potrzeb, a Ana nie zna innego seksu- i podejrzewam, że gdyby (zakładając) rozstała się z Christianem, miałaby duże problemy ze swoją seksualnością w związku partnerskim. Bądźmy szczerzy- pan Grey całkiem normalny w "tych sprawach" nie jest, chociaż się stara.
Cytat: "To nie jest milość. To zemsta.- Czerwony - kwilę.- Czerwony. Czerwony.- po mojej twarzy spływają łzy". Jak widać, Christian robi z Aną co chce, a ona mu się poddaje.
Nie chcę się bardziej jak rozpisywać, choć mogłabym napisać jeszcze dużo o tej książce. Czy zasługuje na tak wielką krytykę? Moim zdaniem nie, gdyż czytywałam o wiele gorsze rzeczy- ale fakt- nie były one bestsellerami. Wydaje mi się, że o to cały ten hałas. Nie jest jednak też żadnym objawieniem (choć zapoczątkowała wysyp powieści erotycznych mniej lub bardziej na rynku). Szczerze? W połowie trzeciego tomu zmęczyła mnie i musiałam zrobić sobie przerwę...
O książce tej napisano już chyba wszystko... Ciężko po wszystkich- pozytywnych i negatywnych opiniach, napisać coś nowego.
Historia zaczyna się słodko do bólu i tak jest właściwie przez całą książkę, poza wątkami z udziałem pewnego szalonego osobnika. U mnie niestety taka dawka słodyczy spowodowała, że musiałam przerwać lekturę na jakiś czas i dokończyć później. Owszem-...
2016-09-07
Moje pierwsze spotkanie z Bernardem Minierem. Od dawna chciałam przeczytać mocny, wciągający kryminał lub thriller- niestety, wszystko, po co sięgałam, nie potrafiło mnie zaskoczyć, wciągnąć, nie wspominając już o przewidywalności. Zaczęłam się poddawać i... wtedy trafiłam na "Nie gaś światła", która to książka już kilka miesięcy stała na moim regale.
Dawno, naprawdę dawno nie byłam tak wciągnięta w akcję książki (szczególnie wśród moich ulubionych książek z gatunku- nazwijmy to ogólnie- powieści grozy i thrillerów). Prawie do samego końca Minier wodzi Czytelnika za nos, nawet kiedy już się domyślimy, kto stoi za piekłem zgotowanym głównej bohaterce- Christiane, ma dla nas jeszcze kilka niespodzianek. Dla mnie książka ta to prawdziwy fenomen.
Jak bardzo można manipulować inną osobą? Okazuje się, że są ludzie chorzy, tzw stalkerzy, dla których psychiczne dręczenie stanowi środek do celu i obsesję. Każdemu przeciwnikowi czy rywalowi zgotują piekło na ziemi, posuwając się do wyalienowania dręczonej osoby, utraty przez nią poczucia bezpieczeństwa, sprawienia, że osoba taka straci wszystko- przyjaciół, bliskich (którzy się od niej odsuną), utraty pracy (zaaranżanuje jakąś aferę), poczucia utraty zdrowych zmysłów (poprzez ciągłe, systematyzne dręczenie pozornie niewiele znaczącymi czynami- podsyłaniem korespodencji, włamaniami na pocztę elektronizną i wysyłaniem obraźliwych e-maili z adresu dręczonej osoby, wchodzeniem o różnych porach do mieszkania ofiary i zostawiania śladów swojego pobytu). Jeżeli komuś mało, to taki prześladowca jest w stanie skrzywdzić zwierzę ofiary, zniszczyć jej związek, a jeżeli ofiara ciągle się trzyma- prześladowca ma swoich pomagierów, którzy są w stanie zgotować człowiekowi najgorszy koszmar. Taką ofiarą jest w książce Christine. Ją spotkał los o wiele gorszy niż "zwykłe" ofiary stalkerów- bo i ten,kto ją dręczył, nie był normalną osobą... Christiane przeżyła prawdziwą gehennę.
Czytając, zastanawiałam się, co popycha stalkerów do znęcania się (bywa, że z wielkim okrucieństwem) na swoich ofiarach. Czy czerpią z tego przyjemność? W większości są to ludzie chorzy psychicznie. Drugim moim spostrzeżeniem było to, że często padamy ofiarami stalkingu, w pracy, w kontaktach ze znajomymi (oczywiście nie na taką skalę jak jest to przedstawione w "Nie gaś światła"). Uderzyło mnie to, jak łatwo możemy stać się ofiarami czyjejś manipulacji. Książka, oprócz tego, że jest rewelacyjna sama w sobie, daje także do myślenia...
Klimat w "Nie gaś światła" jest niesamowity. Mroczny, a jednocześnie opisane wydarzenia wydają się tak rzeczywiste, jakby to wszystko było opisem prawdziwej sytuacji. Minier świetnie wykreował postaci- zarówno te pozytywne, jak i prawdziwe kanalie- a bohaterów, pierwszo-, drugoplanowych i pozostałych mamy tutaj całkiem sporo. Autor musi być dobrym psychologiem, jeśli tak łatwo potrafi np opisywać działanie zdeprawowanego do granic możliwości Marcusa czy szalonej Mili, z drugiej strony tworząc tak ludzką i moralnie stabilną postać, jaką jest detektyw Martin Servaz. Przybliżanie się do rozwikłania zagadki w tej powieści było prawdziwą przyjemnością i obfitowało w wiele niespodzianek.
Pozostaje mi jedynie gorąco Was namówić do lektury, której z pewnością nie pożałujecie.
Moje pierwsze spotkanie z Bernardem Minierem. Od dawna chciałam przeczytać mocny, wciągający kryminał lub thriller- niestety, wszystko, po co sięgałam, nie potrafiło mnie zaskoczyć, wciągnąć, nie wspominając już o przewidywalności. Zaczęłam się poddawać i... wtedy trafiłam na "Nie gaś światła", która to książka już kilka miesięcy stała na moim regale.
Dawno, naprawdę dawno...
2016-07-09
Od samego początku można wyczuć niesamowity klimat powieści- mroczny, surowy, opis świata, w którym nikt nie sili się na piękne opisy, za to dokładnie opisuje brzydotę i zło. Zło, którego oddech da się wyczuć na karku, niezrozumiałe dla normalnego człowieka, a jednak obecne. Morderstwa dzieci, chłopców- i to niesamowicie okrutne morderstwa, których opis ścina krew w żyłach. Odcięte genitalia, wydłubane oczy, wyrwane języki, twarze poparzone kwasem solnym... Kto jest zdolny do popełnienia takich czynów? Ten thriller jest o tyle nietypowy, że mniej więcej wiemy, kto stoi za tymi zabójstwami, co bynajmniej nie uniejsza napięcia panującego w książce, a może nawet je wzmacnia. Mamy tutaj dwie bohaterki o silnych charakterach- Jeanette- policjantkę, matkę mającą własne życie i związane z nim problemy dnia codziennego, oraz tę drugą- Victorię Bergmann, kobietę nie do końca normalną- że tak to ujmę, nie umiejącą odnaleźć się w rzeczywistości, ukrywającą się za fasadą masek. Przyznam, że autorzy w pewnym momencie bardzo mnie tu zaskoczyli, ujawniając jedną z "masek" Victorii. Motywy postępowania tej pokręconej kobiety są niemożliwe do zrozumienia dla kogoś, kto nie ma wykształcenia psychiatry- ma chyba cały zespół chorób psyhicznych od shizofrenii poczynając, choć z drugiej strony- postać ta jest tak skomplikowana, że ciężko odgadnąć do czego jeszcze jest zdolna (a przede wszystkim- co sprawiło, że jest tak skrzywiona psychicznie). Jedno wiadomo na pewno- jest to bardzo niebezpieczna kobieta, tym bardziej, że kiedy ma którąś z "masek", nikt nie widzi w niej zagrożenia.
Książka ta jest właściwie preludium, pewne karty zostały przed nami odkryte, ale większość jest jeszcze zakrytych. Dlatego zamierzam od razu sięgnąć po tom drugi trylogii "Oblicza Victorii Bergmann". Polecam ten cykl osobom o mocniejszych nerwach- nie jest to horrorek dla nastolatków. Kto chce mrok- tutaj znajdzie go aż w nadmiarze. Dodam, że tłem dla wydarzeń jest Sztokholm- może łatwiej będzie sobie potencjalnemu Czytelnikowi wyobrazić surowy klimat tej powieści.
Dodatkowa uwaga- książkę tę wysłuchałam na audiobooku, co spowodowalo, że momentami nie nadążałam za akcją, szczególnie w połowie książki. Następne części na pewno przeczytam tradycyjnie- w wydaniu książkowym.
Od samego początku można wyczuć niesamowity klimat powieści- mroczny, surowy, opis świata, w którym nikt nie sili się na piękne opisy, za to dokładnie opisuje brzydotę i zło. Zło, którego oddech da się wyczuć na karku, niezrozumiałe dla normalnego człowieka, a jednak obecne. Morderstwa dzieci, chłopców- i to niesamowicie okrutne morderstwa, których opis ścina krew w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-10
Książka ta jest właściwie zbiorem opowiadań o ludziach, których łączy jedno- wielka miłość do zwierząt. Należy do nich również sama Autorka, która w jednym rozdziale pisze o sobie, i o tym, jak pomaga naszym braciom mniejszym. Pozwala to sobie wyrobić zdanie, kiedy jeździ na rozmowy z bohaterami innych rozdziałów- a każdy z nich jest postacią nietuzinkową. Mamy tutaj np prokuratora, opiekującego się kotami (w tym także kotem człowieka, którego skazał na wyrok więzienia), pana, który zawsze chciał pracować w zoo i opiekuje się działem "ssaków mniejszych" (to właśnie w tym rozdziale możemy przeczytać o tym, "jak kochają lemury"), człowieka który miał w życiu doczesnym- że tak się wyrażę- wszystko- a wybrał powrót do Polski i swoje pieniądze zainwestował w budowę prywatnego zoo, oraz wiele innych ludzi, których życie podporządkowane jest zwierzętom. Przyznam, że bardzo lubię tego typu literaturę, gdyż po raz kolejny mam dowód na to, że są ludzie gotowi zrobić dla zwierząt bardzo dużo (jak np pani Edyta z rozdziału "Fiś").
Ciężko jest mi odnieść się do tej książki obiektywnie, gdyż porusza we mnie jedną z najbardziej czułych "strun"- przyznaję, że kocham zwierzęta, i wyrzucam sobie, że teraz już nie robię dla tych w potrzebie tyle co kiedyś. Autorka niewątpliwie napisała tę książkę z potrzeby serca- to gdzieś tam między wierszami "wyziera" (i za pewne dlatego też napisała krótko o sobie). Do każdego ze spotkań przygotowywała się rzetelnie, jednocześnie pisząc o swoich odczuciach.
Dla wszystkich, którzy interesują się zwierzętami, będzie to książka którą połkną jednym tchem, choć polecam ją każdemu- może dzięki niej ludzie zrozumieją, ile jesteśmy w stanie zrobić dla zwierzaków, i jak one odwdzięczają się nam na swój sposób (nie mówiąc o psach czy kotach, weźmy np oswojonę kawkę Autorki o imieniu Czesiek, która co jakiś czas przewija się w treści książki).
Książka ta jest właściwie zbiorem opowiadań o ludziach, których łączy jedno- wielka miłość do zwierząt. Należy do nich również sama Autorka, która w jednym rozdziale pisze o sobie, i o tym, jak pomaga naszym braciom mniejszym. Pozwala to sobie wyrobić zdanie, kiedy jeździ na rozmowy z bohaterami innych rozdziałów- a każdy z nich jest postacią nietuzinkową. Mamy tutaj np...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-13
Książka H.Ziętka jest właściwie niewielkim leksykonem ptaków wystepujących w naszych hodowlach z rodzin papug, astryldów, oraz wróblowych (oraz po trzy gatunki małych kuraków i pięć gołębi)- w książce opisanych jest m/w 60 gatunków ptaków.
Porad tzw. ogólnych jest niewiele- jak Autor pisze, tego typu informacje "można znaleźć w specjalistycznej literaturze lub na profesjonalnych stronach internetowych"- takie zdanie trochę mnie dziwi, gdyż przynajmniej podstawy powinny zostać opisane. W większym stopniu należałoby poświęcić miejsca na ogólne zagadnienia dotyczące hodowli ptaków- zasady zoohigieny, żywienia, rozmnażania (w tym genetyki- a na ten temat jest zaledwie strona czy dwie, nic nie mówiące laikowi- wyjaśnienie czym jest mutacja recesywna sprzężona z płcią oraz- jedynie w tym kontekście- szpalt, podczas gdy innych informacji brak, w tym tych najbardziej podstawowych, od których należaloby zaczynać "przygodę z genetyką". Jeżeli już tych- wcale nie tak łatwych informacji zabrakło, wypadałoby chociaż zamieścić informacje o typach mutacji- w dzisiejszych czasach jednak to wszystko można znaleźć w internecie (niekoniecznie na stronach polecanych przez Autora). W tym małym rozdzialiku o genetyce mam wrażenie że sam Autor nie do końca zna temt, i dlatego troszke zaczął od tylniej strony- wszystko to jest wytłumaczone nie dość że bardzo wybiorczo, to jedynie szczątkowo i do tego ze dwa terminy (szpalt i cos jeszcze, przy czym definicja szpalta nie do ko,nca wydaje mi się poprawna- a już na pewno nieprawdą jest, że szpaltami są tylko samce mutacji recesywnych sprzężonych z płcią- mogą być nimi i samiczki, ale w wypadku mutacji recesywnych autosomalnych- a tej informacji już zabrakło).
Moją uwagę zwróciło także kilka zamieszczonych zdjęć, na których widać, jak plasterek jabłka włożony jest pomiędzy oczka siatki- wystarczy poszukać odpowiednich informacji, by wiedzieć, że tak podawane jabłko wchodzi w reakcję z metalem z którego zrobiona jest siatka (dotyczy to też szczebelków klatek), a szkodliwe substancje które zawiera tak podany owoc gromadzą się w organach ptaków. Warto dodać, że owoce i warzywa podajemy w deserówkach.
Plusem jest ładna szata graficzna, duża ilość fotografii i estetyczne wydanie. Jak już pisałam, Autor skupił się na opisaniu gatunków różnych egzotycznych ptaków (wcale nie tych najpopularniejszych, gdyż na pewno więcej mamy np w hodowlach wiele gatunków papug, których opisu nie ma w książce, są za to opisane rzadko spotykane gatunki astryldów, za to zabrakło mi kilku tych spotykanych średnio często- np amadyny czerwonogłowej (Amadina erythrocephala).
Opisowi kanarków moim skromnym zdaniem należałoby poświęcić nieco więcej miejsca, niż tyle samo, co każdemu innemu gatunkowi- nie tylko ze względu na popularność kanarków, ale na szerokość zagadnienia, jakie obejmuje hodowla tego gatunku (jednak niemal to samo możnaby powiedziec i o zeberce, i papużce falistej- tak więc może być to moja własna opinia, jako miłośniczki kanarków...). Niestety brak tu wymienienia szeregu ras, nawet podziału kanarków na śpiewające, kolorowe i kształtne- co np. przy pokazaniu kilku mutacji barwnych ryżowca jednak rzuca się w oczy (a kanarki oprócz mutacji barwnych mają też cały szereg ras śpiewających czy posturalnych). Brak nawet wzmianki na temat, że kanarki oprócz różnych typów upierzenia (u kształtnych przedstawicieli gatunku) mają także- zależnie od rasy- różną wielkość- od 11cm u mini-borderów czy miniatury hiszpańskiej, do ponad 20cm u trębacza paryskiego czy giganta włoskiego (AGI). Także (dalej-przy kanarkach) podany rozmiar obrączki nie jest prawidlowy- 3,0mm (w rzeczywistosci dla śpiewających i kolorowych jest to 2,9mm, u kształtnych- w zależności od rasy oscyluje nawet do 3,3mm wd zaleceń COM). Wydawałoby się, że to drobiazg, jednak za ciasna obrączka może spowodować uraz, a nawet utratę nogi (tak samo jak za duża, która też nie jest dobrym rozwiązaniem).
Pomimo wszystkich tych uwag, myślę że debiut Pana Ziętka jest udany (choć nie da się ukryć, że przebija z książki slabość do astryldów ;) ). Samo wydanie książki w czasach "internetów"- blogów, for i grup, już jest sukcesem (choć Autor sam poleca kilka for internetowych- niekoniecznie tych najlepszych).
Podsumowując- daję 6/10, czyli "dobry"- chyba dostatecznie uzasadniłam ocenę.
Książka H.Ziętka jest właściwie niewielkim leksykonem ptaków wystepujących w naszych hodowlach z rodzin papug, astryldów, oraz wróblowych (oraz po trzy gatunki małych kuraków i pięć gołębi)- w książce opisanych jest m/w 60 gatunków ptaków.
Porad tzw. ogólnych jest niewiele- jak Autor pisze, tego typu informacje "można znaleźć w specjalistycznej literaturze lub na...
2016-11-30
Książka reklamowana jako oparta na wydarzeniach, którym winna była, owiana złą sławą, grupa Charlesa Mansona. Z tyłu okładki zdjęcie Autorki- Emmy Cline- jakby żywcem wyjęte z lat sześćdziesiątych: z fotografii patrzy na nas młodziutka dziewczyna, być może nastoletnia, o poważnej twarzy, przenikliwych, intensywnie niebieskich oczach i długich blond włosach przedzielonych po środku przedziałkiem. Zdjęcie nie wygląda na stylizację, podsyca ciekawość...
Wydarzenia opisane w "Dziewczynach" dzieją się na dwóch płaszczyznach czasowych- w latach 60-tych, gdy główna bohaterka Evie szukała swojego miejsca na świecie, oraz jakieś 20 lat później, kiedy z piętnem uciekinierki mieszka w letnim domu znajomego (o czym nie wie nawet jego żona).W lecie 1969 roku Evie miała niespełna 15 lat. Ulegając fascynacji eterycznej i jednocześnie charyzmatycznej Suzanne, trafia na ranczo zamieszkiwane przez grupę niejakiego Russella (niewątpliwie w książce to właśnie on, samozwawczy i niekwestionowany lider, był odpowiednikiem Masona). Jednak w "Dziewczynach" mężczyźni stanowią jedynie niezbędne tło dla postaci kobiecych. Główna bohaterka, dziewczyna dopiero wkraczająca w okres dojrzewania, odkrywa w sobie pociąg do tej samej płci- z czego chyba nawet z początku nie zdaje sobie sprawy. Nawet po latach, gdy wspomina Suzanne, miałam wrażenie że idealizuje jej postać, przypisując jej odruchy i uczucia, których ja podczas lektury nie zauważyłam. Mając lat prawie 40, poznajemy Evie która nie żyje, lecz wegetuje czekając na coś, co nigdy nie nastąpi- samotna, wyobcowana, żyjąca w ciągłym strachu i wspominająca bez końca lato 1969 roku. Ma się wrażenie, że kobieta ta na zawsze zatrzymała w latach 60-tych, w okresie, gdy po raz ostatni widziała się ze skazaną za morderstwo Suzanne. Jeśli już jestem przy temacie zbrodni, wbrew temu, czego się spodziewałam, w książce brak jest szczegółowych opisów rzezi. Zaskoczyło mnie natomiast dojrzałe pióro pani Cline, upajałam się klimatem, jaki wyczarowała w książce, doborem słów i aurą tajemniczości. Jak dużo Emmy Cline jest w Evie? Zastanawiało mnie to cały czas. Biorąc pod uwagę, że jest to debiut literacki, mogę jedynie z niecierpliwością wyczekiwać innych książek tej Autorki.
Książka reklamowana jako oparta na wydarzeniach, którym winna była, owiana złą sławą, grupa Charlesa Mansona. Z tyłu okładki zdjęcie Autorki- Emmy Cline- jakby żywcem wyjęte z lat sześćdziesiątych: z fotografii patrzy na nas młodziutka dziewczyna, być może nastoletnia, o poważnej twarzy, przenikliwych, intensywnie niebieskich oczach i długich blond włosach przedzielonych po...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-12
Tę książkę, w zestawie z nagranymi już odgłosami, wydawanymi przez wszystkie opisane gatunki, dostałam od Rodziców po ich powrocie ze Szkocji. Opisane tutaj gatunki to mieszkańcy Wysp Brytyjskich i ptaki, które na Wyspach pojawiają się okresowo. Niektóre z nich to te same ptaki, które możemy zaobserwować w Polsce, inne- są dla nas zupełnie egzotyczne- oczywiście mam na myśli egzotyczne gatunki, występujące na dalekiej północy. Opisano tu ponad 180 gatunków, przy czym każdemu z nich poświęcono całą stronę, na górze opisu zamieszczając wysokiej jakości zdjęcia poglądowe (i małe rysunki, w przypadku gdy konkretny gatunek zmienia upierzenie w zależności od wieku czy pory roku. Opisy są dokładne, oprócz wszystkich niezbędnych informacji, zawierają także ciekawostki charakterystyczne dla opisywanego gatunku. Brakuje mi tutaj jedynie dokładnych danych dotyczących rozmnażania (takich szczegółów jak: ile jaj znosi samica, jaki jest czas inkubacji, jak długo młode pozostają pod opieką rodziców itp), ale przypomnę, że jest to leksykon, stworzony by rozpoznawać przy jego pomocy napotkane ptaki, a nie silenie się na opis wszystkich aspektów dotyczących danego ptaka, tak, że w rezultacie opis- z powodu ograniczonego miejsca, jest chaotyczny.
Rozpoznanie ptasich gatunków ma ułatwić dodane do książki urządzenie z nagranymi odgłosami dla każdego z opisanych gatunków (często jest to np śpiew i nawoływanie lub tzw "dźwięk alarmowy").
Gorąco polecam tym, którzy wybierają się do Wielkiej Brytanii i lubią obserwować ptaki (książka ma poręczny format i można zabrać ją na każdą wyprawę) a także ornitologom-pasjonatom- każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Mnie osobiście zadziwiły dźwięki wydawane przez niektóre ptaki-zupełnie inaczej je sobie wyobrażałam.
Jeżeli chodzi o wykonanie, "noblesse oblige", a więc nie można się do niczego przyczepić. Książka jest szyta, wydrukowana na kredowym papierze, w sztywnej, twardej okładce, ukrywającej urządzenie z nagranymi głosami ptaków.
Tę książkę, w zestawie z nagranymi już odgłosami, wydawanymi przez wszystkie opisane gatunki, dostałam od Rodziców po ich powrocie ze Szkocji. Opisane tutaj gatunki to mieszkańcy Wysp Brytyjskich i ptaki, które na Wyspach pojawiają się okresowo. Niektóre z nich to te same ptaki, które możemy zaobserwować w Polsce, inne- są dla nas zupełnie egzotyczne- oczywiście mam na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ta część, jak do tej pory, była najlepsza z całego cyklu "Akademii wampirów". Fakt, akcja dość dlugo się rozkręca, gdyż dużo jest wątków pobocznych, jednak kiedy już przyspieszy- nie sposób się oderwać. Wybaczę także Autorce pewne niedociągnięcia a propos Syberii (Rose wędrowała po niej w okresie Wielkanocy odziana w jeansy i chyba nawet bez kurtki- w swetrze- wypadaloby zapoznać się z klimatem miejsca, gdzie w zimie -40 stopni nie jest niczym wyjątkowym).
Poznajemy kilka nowych postaci- Sydney (która wzbudza ciekawosc i owiana jest pewna tajemnicą), Avery (nową uczennicę przyjętą do Akademii, próbującą zająć miejsce Rose u boku Lissy), Abe'a Mazura (tajemniczego mężczyznę, który pojawiał się "znikąd" zawsze, kiedy trzeba było) i innych- wśród nich rodzinę Dymitra.
Nie chcąc nic zdradzać, nie mogę napisać zbyt dużo o samych bohaterach (a będzie się działo, oj, będzie!). Rose w tej części pokaże, że z tomu na tom dojrzewa, i pomimo tego, że uczy się na własnych błędach- ma w sobie jakąś niezłomną siłę i chęć życia, a także pewne priorytety.
Jako że skończyłam "Przysięgę krwi" niecałą dobę temu, jeszcze nie ostygły we mnie emocje związane z lekturą (a nastolatką już długo nie jestem). Czasami sprawia to trudności z napisaniem obiektywnej opinii- mam nadzieję, że przynajmniej w części teraz mi się to udało.
Ta część, jak do tej pory, była najlepsza z całego cyklu "Akademii wampirów". Fakt, akcja dość dlugo się rozkręca, gdyż dużo jest wątków pobocznych, jednak kiedy już przyspieszy- nie sposób się oderwać. Wybaczę także Autorce pewne niedociągnięcia a propos Syberii (Rose wędrowała po niej w okresie Wielkanocy odziana w jeansy i chyba nawet bez kurtki- w swetrze- wypadaloby...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to