-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2021-06-09
2021-04-02
6,5/10
Swego czasu kontrowersyjne "Lochy Watykanu" André Gide'a będące jedną z pierwszych eksperymentalnych powieści w literaturze Zachodu. Jej fabułę napędza absurdalna kryminalna intryga podających się za duchownych naciągaczy, którzy wyłudzają pieniądze od francuskich i włoskich arystokratów pod pozorem ratowania papieża z masońskiej niewoli. Z tego powodu nazwałbym to swoistą komedią kryminalną, choć sam pisarz formą chciał nawiązać do tradycyjnej starofrancuskiej farsy.
W pierwszej warstwie jest to przede wszystkim satyra na burżuazję, w duchu buñuelowskim wyśmiewająca jej naiwność, dziecinność i dewocję. Gide zdaje się upatrywać religijność lub ateizm tylko jako cechę charakteru lub dzieło czystego przypadku, niż faktyczne przekonanie wypływające z wnętrza człowieka. Jednym z kluczowym motywów jest także problematyka popełnienia zbrodni bez motywu, której dopuszcza się centralna postać powieści, oraz sposób pojmowania świata przez wyraźnych socjopatów reprezentowanych przez Lafcadio i Protosa. Udało się także Gide'owi podszyć wszystko bardzo subtelnym absurdem, a także roztoczyć w utworze osobliwy nastrój belle epoque, tak pięknej, że aż nudnej - stąd skłonność wśród bohaterów do poszukiwania wrażeń lub podejmowania ryzyka.
Bardzo doceniam podejmowane przez autora tematy i zabawę z oczekiwaniami czytelnika, m.in. przewrotne poświęcanie czasu narracyjnego na elementy w żaden sposób istotne, jak walka Amadeusza z pluskwami. Równie doceniam dość nowoczesną narrację. Mimo, że Gide operuje raczej prostym językiem, jego sposób opowiadania historii skojarzył mi się ze specyfiką języka i narracji Nabokova. Ten jednak zdecydowanie stoi wyżej od Francuza, bo niestety "Lochy Watykanu" literacko są raczej dość zwyczajne, przynajmniej ze współczesnej perspektywy.
Ostatecznie mam jednak bardzo mieszane uczucia względem "Lochów Watykanu". Z jednej strony imponuje mi zamysł, a także bardzo różnorodna tematyka, którą pisarz zdołał poruszyć w tak króciutkiej powieści. Czytało się ją szybko i całkiem przyjemnie, jednak w żadnym stopniu nie jest satysfakcjonująca. Brak tu głębszych rozważań mimo kilku ciekawych cytatów, intryga nie zostaje pociągnięta ani rozwiązana w interesujący sposób, a subtelny humor nie podnosi walorów rozrywkowych powieści do zadowalającego poziomu. W efekcie czekałem, aż fabuła skręci w nieoczekiwaną stronę lub zostanę w jakiś sposób zaskoczony. Zanim to nadeszło, książka się skończyła. Wielka szkoda, bo to oczywisty zmarnowany potencjał.
6,5/10
Swego czasu kontrowersyjne "Lochy Watykanu" André Gide'a będące jedną z pierwszych eksperymentalnych powieści w literaturze Zachodu. Jej fabułę napędza absurdalna kryminalna intryga podających się za duchownych naciągaczy, którzy wyłudzają pieniądze od francuskich i włoskich arystokratów pod pozorem ratowania papieża z masońskiej niewoli. Z tego powodu nazwałbym to...
2021-02-08
7,5/10
Czytając "Głód" Hamsuna miałem w głowie przede wszystkim poczucie, że czytam Dostojewskiego. Jakaż była moja radość, gdy w posłowiu odkryłem, że istotnie potężny Rosjanin był jedynym prawdziwie cenionym pisarzem przez norweskiego pioniera modernizmu.
W tej powieści Knut Hamsun przedstawia tułającego się po ulicach Christianii, jak się wówczas nazywało Oslo, głodującego pisarza. Żyjący na skraju nędzy pisarz to dość popularny motyw w literaturze wynikający z faktu, że dość wielu autorów zanim osiągnęło sukces literacki, często doświadczyła najgorszej biedy (chociażby warto u wspomnieć o Orwellu). Hamsun jednak jako pierwszy zawarł to w twórczości prozatorskiej, ale oprócz tego ważne są widoczne w "Głodzie" pierwsze tendencje modernistyczne. Na tym przykładzie wyraźnie widać, jak naturalizm Zoli i psychologizm Dostojewskiego zainspirowały następny wielki nurt w literaturze zachodniej, który zdominował pierwsze dekady XX wieku. W powieści Hamsuna mamy przede wszystkim całkowite skupienie się na psychicznym oddziaływaniu głodu na umysł bohatera wraz z działaniem wycieńczonego organizmu, zwłaszcza pustego żołądka. Bohater często zachowuje się z naszego punktu widzenia irracjonalnie, podejmuje dziwne a nawet nierzadko okropne decyzje (nagłe napady hojności czy objadanie się, dobrze wiedząc, że zaraz żołądek wszystko zwróci), a wszystko to efekt stopniowego popadania w coraz to większe wycieńczenie umysłowe i fizyczne.
Mimo wszystko psychologizmu i naturalizmu mogłoby tu być jeszcze, jeszcze więcej i z tego względu "Głód" nie robi większego wrażenia i pozostawia (nomen omen) znaczny niedosyt. Wciąż jednak nadchodzący modernizm jest tu bardzo widoczny w zaczątkach techniki strumienia świadomości, a sama powieść zdecydowanie jest warta tego, by się z nią zaznajomić.
7,5/10
Czytając "Głód" Hamsuna miałem w głowie przede wszystkim poczucie, że czytam Dostojewskiego. Jakaż była moja radość, gdy w posłowiu odkryłem, że istotnie potężny Rosjanin był jedynym prawdziwie cenionym pisarzem przez norweskiego pioniera modernizmu.
W tej powieści Knut Hamsun przedstawia tułającego się po ulicach Christianii, jak się wówczas nazywało Oslo,...
2021-02-11
2021-02-07
2021-02-08
8,5/10
"Przemiana" Kafki jest prostym, ale fantastycznie skonstruowanym opowiadaniem. Gregor Samsa, młody komiwojażer mieszkający z rodziną, budzi się pewnego ranka przemieniony w ogromnego robaka, co pociąga za sobą szereg absurdalnych wydarzeń. Choć dotychczas utrzymywał rodziców i młodszą siostrę, teraz on staje się dla nich ciężarem. Więzi rodzinne staję się coraz bardziej nikłe, tak jak człowieczeństwo Gregora.
Absurd rodzi znaczną ilość humoru, który zostaje uwypuklony przez prosty i zdystansowany język Kafki. Jednakże za tym humorem skrywa się swoisty i rzeczywiście smutny dramat. Być może tytułowa przemiana bohatera jest metaforą depresji czy innej choroby, która sprawia, że Gregor traci stopniowo pracę, chęć do życia, apetyt i w końcu rodzinę, która nie rozumie stanu, w jakim się znalazł - z czasem zapominają o prawdziwym Gregorze, tracą cierpliwość do niego, aż w końcu czują tylko niechęć i obrzydzenie.
8,5/10
"Przemiana" Kafki jest prostym, ale fantastycznie skonstruowanym opowiadaniem. Gregor Samsa, młody komiwojażer mieszkający z rodziną, budzi się pewnego ranka przemieniony w ogromnego robaka, co pociąga za sobą szereg absurdalnych wydarzeń. Choć dotychczas utrzymywał rodziców i młodszą siostrę, teraz on staje się dla nich ciężarem. Więzi rodzinne staję się coraz...
2021-02-07
10/10
"Zamek" jest to druga powieść Kafki, wydana pośmiertnie i bez zgody autora. Dla świata literatury byłoby wielką stratą, gdyby Max Brod (przyjaciel Kafki) uszanowałby jego wolę. Jakże niskie mniemanie o własnej twórczości musiał mieć Kafka! Obwiniać o to można tylko jego zaborczego ojca, który już w dzieciństwie zniszczył pewność siebie swojego syna. Ale gdyby Kafka nie był obciążony tym bagażem emocjonalnym stworzyłby tak wielkie dzieło?
Powieść "Zamek" znacznie przewyższa powszechnie znany wszystkim "Proces" w praktycznie każdym aspekcie, dlatego nie rozumiem dlaczego to odniesienia do tej drugiej powieści są tak wszechobecne w kulturze. "Zamek" jest dziełem w zasadzie o tym samym, napisanym znacznie lepiej, bardziej spójnie (nie jest to już zbiór epizodów), a przy tym oczywiście ciekawiej. Absurd goni absurd aż do ostatniej strony. Pełno tu humoru (właśnie absurdalnego, ze szczyptą czarnego). Znużenie się może wkraść dopiero na ostatnich stronach, gdzie Kafka celowo umieszcza niezwykle długie monologi.
Znacznie lepsza jest też postać głównego bohatera, który jest tak samo enigmatyczny jak kafkowski świat w powieści. Informacje, które K. udziela innym bohaterom powieści, często sugerują czytelnikowi, że są kłamstwem, a czasami nawet nie są ze sobą spójne, ponieważ K. z "Zamku" to nie jest ten pasywny Józef K. z "Procesu", ciągle zagubiony i polegający na innych. Bohater "Zamku", choć trafia do będącej miejscem akcji odosobnionej wioski jako obcy, który stara się zrozumieć "tubylczą" społeczność, jest przebiegły i interesowny, a nawet niezwykle elokwentny, gdyż jego argumenty są niezwykle sensowne i przekonujące, jeśli nie dla jego rozmówcy to chociaż dla czytelnika. Wydaje się, że jest przekonany, że potrafi zrozumieć otaczającą go rzeczywiście. Jednocześnie jego postać budzi największe pytania: czy K. rzeczywiście jest geometrą? Co go sprowadziło do wioski? Jaki jest jego cel? Co zamierza teraz zrobić? Dlaczego Zamek przyzwolił na jego pobyt? Dlaczego przyznano mu "pomocników"?
W wiosce pod tytułowym Zamkiem, który jest niedostępny tak bardzo, że nawet K. ani razu nie zastanawia się nad próbą dostania się tam, mieszka plejada niezwykłych postaci. Są tu sprytne barmanki i służące (zwłaszcza enigmatyczna Frieda, kilkudniowa narzeczona K.), aroganckie właścicielki oberż i zajadów, nierozgarnięci posłańcy, oberżyści i parobkowie, nieobecni duchem sekretarze, apodyktyczny i surowy nauczyciel, niezwykle inteligentny na swój wiek uczciwy uczeń, a zwłaszcza irytujący do granic możliwości "pomocnicy" K., których samemu chciałoby się zdzielić. To właśnie te postaci budują szczególną, kafkowską atmosferę w "Zamku". Pomimo tego, że często wprost mówią K. o swoich spostrzeżeniach, to ich zamiary są nieodgadnione. Wydaje się, że każda, nawet najmniejsza osoba, która pojawia się na kartach powieści ma swoją konkretną rolę do odegrania.
"Zamku" nie sposób rozumieć, ta powieść wręcz wymusza mnogość interpretacji. Krytyka biurokracji i społecznych konwenansów wydaje się być oczywistą drogą do rozszyfrowywania znaczenia tej wybitnej powieści Kafki, ale tak naprawdę jednocześnie najprostszą i najpłytszą, która do niczego nie zaprowadzi nikogo. Wspomniany Max Brod w przedmowie do pierwszego wydania "Zamku" wysunął tezę, że "Proces" jest o karze Boskiej, zaś "Zamek" - łasce. Bardzo podoba mi się ta interpretacja, bo jest prosta i nieoczywista zarazem, a przy tym wydaje się trafna. W końcu był to człowiek, który najbliżej znał Kafkę, co daje mu szczególne pierwszeństwo przy odgadywaniu znaczenia twórczości praskiego pisarza.
10/10
"Zamek" jest to druga powieść Kafki, wydana pośmiertnie i bez zgody autora. Dla świata literatury byłoby wielką stratą, gdyby Max Brod (przyjaciel Kafki) uszanowałby jego wolę. Jakże niskie mniemanie o własnej twórczości musiał mieć Kafka! Obwiniać o to można tylko jego zaborczego ojca, który już w dzieciństwie zniszczył pewność siebie swojego syna. Ale gdyby Kafka...
2021-02-10
7/10
W "Głodomorze" Kafka zachował dla potomnych mało znany współcześnie fenomen cyrkowców, którzy pokazowo... głodzili się. Zaprawdę nie rozumiem, co było w tym tak ciekawego dla widzów, że był popyt na tego typu "sztukę cyrkową". Z tego też powodu ciężko orzec o czym jest w ogóle to opowiadanie. Możliwe interpretacje są różne - najprostsza mówi o ironicznym komentarzu na temat "głodomorstwa", inne porównują los tytułowego głodomora do losu niezrozumianego artysty (którym czuł się sam Kafka) czy poszukiwań egzystencjalnych. Trudno mi jednoznacznie ocenić to opowiadanie (poza kwestiami technicznymi, a wiadomo, że styl Kafki jest bardzo dobry mimo pewnej prostoty), dlatego ocena jest jak najbardziej neutralna - to trzeba po prostu przeczytać samemu
7/10
W "Głodomorze" Kafka zachował dla potomnych mało znany współcześnie fenomen cyrkowców, którzy pokazowo... głodzili się. Zaprawdę nie rozumiem, co było w tym tak ciekawego dla widzów, że był popyt na tego typu "sztukę cyrkową". Z tego też powodu ciężko orzec o czym jest w ogóle to opowiadanie. Możliwe interpretacje są różne - najprostsza mówi o ironicznym komentarzu na...
2021-02-10
2021-02-08
8,5/10
Jak podejrzewam, "Orlando" nie jest dobrym wyborem na początek zapoznawania się z twórczością Virginii Woolf, bowiem nietrudno się zniechęcić do tej powieści. Sam byłem trochę rozczarowany w pewnych momentach lektury, szczególnie zakończeniem, ale im dłużej rozmyślam na temat "Orlando", tym bardziej przekonuję się do zamysłu autorki. Tematykę książki pozwala lepiej zrozumieć jej ekranizacja z 1992 (reż. Sally Porter), uwypuklając pewne kwestie, które mogą umknąć przy lekturze.
Czytanie "Orlando", zwłaszcza z początku, jest zmysłową ucztą - to jedna z tych książek, przy której zachwyca się każdym zdaniem. Już samo zdanie pierwsze doskonale wprowadza w klimat i tematykę powieści. Fabuła jest dość znikoma i stanowi pretekst do rozważań na temat własnej tożsamości, ironicznych uwag o płciach i przypisanych rolach społecznych, tego kim się czujemy, tego czym jest literatura i jakie funkcje pełni w życiu istoty wrażliwej. To są z grubsza tematy podejmowane przez Woolf w "Orlando". Warto zaznaczyć, że tematyka poruszona jest dość powierzchownie, w końcu sama powieść jest dość cienka, ale pisarka doskonale porusza pewne struny w umyśle czytelnika, zachęcając go do własnych rozważań. Czy płeć niesie ze sobą wiele własnych cech, wpływających na nasz charakter? Czy po zmianie płci bylibyśmy tą samą osobą, tak jak Orlando był sobą? Czy każdy w nas ma w sobie coś z obu płci?
"Orlando" z pewnością jest bardzo charakterystyczną powieścią (sam pomysł nań jest bardzo oryginalny), ma w sobie sporą dawkę swoistego uroku i choć lektura wydaje się być lekka dzięki temu, że język Woolf jest bardzo płynny, to jednak jest to dość trudna pozycja, która może sprawić wiele kłopotów niektórym czytelnikom. Niemniej, to jedna z tych powieści naprawdę wartych do przeczytania, jeśli nie obowiązkowych. Myślę jednak, że lepiej najpierw zapoznać się z innymi powieściami Woolf przed sięgnięciem po "Orlando".
8,5/10
Jak podejrzewam, "Orlando" nie jest dobrym wyborem na początek zapoznawania się z twórczością Virginii Woolf, bowiem nietrudno się zniechęcić do tej powieści. Sam byłem trochę rozczarowany w pewnych momentach lektury, szczególnie zakończeniem, ale im dłużej rozmyślam na temat "Orlando", tym bardziej przekonuję się do zamysłu autorki. Tematykę książki pozwala lepiej...
2021-02-08
5/10
Najbardziej znane opowiadanie Tomasza Manna opowiada o fascynacji dojrzałego Niemca polskim chłopcem Tadziem, którego spotyka na urlopie w Wenecji. Cóż, chyba zbytnio liczyłem na męską wersję "Lolity". Mann stara się z całych sił pisać pięknie i poruszająco, ale wychodzi co najwyżej sztucznie i drętwo już od pierwszych stron, na których w pokrętny sposób autor tłumaczy powody, dla których bohater postanawia wyjechać do Wenecji.
Umiejscowienie akcji aż się prosi o przedstawienie szczególnej aury tego romantycznego miasta. Mann niestety słabo buduje nastrój, skupiając się głównie na portrecie psychologicznym Aschenbacha, bo tak nazywa się. I choć poświęca temu lwią część dzieła liczącego prawie 100 stron, powody fascynacji bohatera chłopcem pozostają po prostu niejasne. Co jest tak zachwycającego w tym chłopcu, że Aschenbach obserwuje go na każdym kroku i drży na jego widok? Nie ma tu mowy o skłonnościach pedofilskich, bowiem jest to uczucie czysto platoniczne - dosłownie, bowiem Mann w środkowej części utworu bezpośrednio nawiązuje do dialogów Platona, zwłaszcza "Uczty", w której miłość do chłopca jest przedstawiana jako najczystsze z uczuć. Autor "Śmierci w Wenecji" zamierzał chyba stworzyć nowoczesną wersję Fajdrosa. Z bardzo miernym skutkiem.
"Śmierć w Wenecji" czyta się ciężko i ślamazarnie. W żadnym momencie nie jest w jakikolwiek sposób interesująca. Zakończenie przychodzi nagle i jest pozbawione konkluzji.
5/10
Najbardziej znane opowiadanie Tomasza Manna opowiada o fascynacji dojrzałego Niemca polskim chłopcem Tadziem, którego spotyka na urlopie w Wenecji. Cóż, chyba zbytnio liczyłem na męską wersję "Lolity". Mann stara się z całych sił pisać pięknie i poruszająco, ale wychodzi co najwyżej sztucznie i drętwo już od pierwszych stron, na których w pokrętny sposób autor tłumaczy...
2021-02-08
7,5/10
Być może mój zachwyt nad Nabokovem trochę opadł, być może to po prostu trochę słabsza powieść w jego dorobku, a być może przeczytałem ją po prostu za szybko, poświęcając mniej czasu na delektowanie się stylem rosyjskiego pisarza i szukaniem literackich aluzji oraz głębszych znaczeń. Najpewniej jednak wszystko po trochu przeważyło na moich odczuciach względem "Prawdziwego życia Sebastiana Knighta".
Jest to też jedna z tych książek, których opis fabuły na odwrocie okładki jest lepszy niż samo dzieło w rzeczywistości. Narracja powieści prowadzona jest przez bohatera nazywanego po prostu V. (co jest pewnie aluzją do imienia autora). Ten dość młody Rosjanin po śmierci Sebastiana Knighta, który był jego przyrodnim starszym bratem oraz uznanym brytyjskim pisarzem, narrator podejmuje się napisania jego biografii. W tym celu podróżuje w różne miejsca związane z jego osobą, spotyka się i rozmawia z jego najbliższymi znajomymi i analizuje pod różnym kątem napisane przez niego powieści, starając się zdobyć pełny obraz życia Sebastiana Knighta. I choć Nabokov perfekcyjnie snuje narrację, wplata w książkę pewne elementy, które można by wziąć za autobiograficzne, a także jak zwykle w świetny sposób posługuje się różnego rodzaju metaforami, powieść nie wciąga - czytając ją miałem wrażenie, że ciągle "się rozkręca", ale ostateczny moment "rozkręcenia się" niestety nigdy nie nadchodzi.
W gruncie rzeczy jest to jednak wciąż dobra powieść, w której Nabokov zdaje się mówić o braku możliwości w pełni poznania drugiego człowieka, jego wnętrza, nawet po poznaniu zdaje się wszystkich szczegółów z jego życia. Mało tego, jest to również powieść o niemożności poznania nawet siebie samego. Psychika i emocjonalność człowieka, nawet w czasach wysoce rozwiniętej psychologii i psychiatrii, nie jest i nigdy nie będzie obszarem do końca zbadanym. Posiadanie szerokiej wiedzy na ten temat jest złudne, albowiem każdy człowiek jest inny, a jego wnętrze nikomu niedostępne.
7,5/10
Być może mój zachwyt nad Nabokovem trochę opadł, być może to po prostu trochę słabsza powieść w jego dorobku, a być może przeczytałem ją po prostu za szybko, poświęcając mniej czasu na delektowanie się stylem rosyjskiego pisarza i szukaniem literackich aluzji oraz głębszych znaczeń. Najpewniej jednak wszystko po trochu przeważyło na moich odczuciach względem...
2021-02-08
9/10
"Niepokoje wychowanka Törlessa" to debiutancka powieść ostatniego wielkiego pisarza z Austro-Węgier, oparta na doświadczeniach autora z nauki w szkole dla kadetów. Musil opisuje w swej powieści trudne dorastanie w tego typu szkole i konwikcie (internacie), znęcanie się i molestowanie seksualne, próby intelektualnego wniknięcia wgłąb w siebie oraz dojrzewanie psychiczne i emocjonalne młodego mężczyzny.
Choć Musil ukrywa trudniejsze momenty za zgrabnym językiem i metaforami, historia zaprezentowana w "Törlessie" jest wyjątkowo odważna i "mocna" jak na pierwszą dekadę XX-wieku. Czytelnik będzie świadkiem dość nieprzyjemnych obrazów gnębienia psychicznego i fizycznego oraz upodlenia, w które może wpaść zarówno ofiara, jak i oprawcy. Törless z początku jest tylko biernym obserwatorem wydarzeń, który pasywnie poddaje się woli silniejszych kolegów i przygląda się ich bestialskim poczynaniom, ale wkrótce zaczyna usilnie analizować swoje stany emocjonalne, częściowo by zrozumieć siebie, częściowo by się odciąć od kolegów. Jest to opowieść także o budzącej się seksualności, która nie mogąc znaleźć ujścia, zostaje źle ukierunkowana.
Musil do analizy psychologicznej bohatera stosuje bardzo liryczne i obrazowe metafory - jego język jest bardzo ładny, zgrabny i przyjemny. "Törlessa" czytało mi się bardzo szybko i z ciekawością, mimo prawdziwego obrzydzenia do zachowania bohaterów. Fabuła na szczęście rozwija się w satysfakcjonujący sposób i posiada trafną, inteligentną puentę. Sam Törless przechodzi wiarygodną przemianę i pod wpływem traumatycznych doświadczeń szybko dojrzewa, nabiera charakteru i stanowczości.
Musil w ramach swojego dzieła piętnuje nie tylko bezmyślne okrucieństwo, samczą potrzebę dominacji, toksyczną męskość czy idiotyzm oraz pobłażliwość wychowawców, ale cały system habsburskiej edukacji. Törless w pewnym momencie odsuwa od siebie poczucie wstydu myślą "ale przecież takie rzeczy dzieją się w każdym konwikcie", czym pisarz wyraźnie wskazał problemy, które wywołuje zebranie w jednym miejscu licznej grupy zepsutych chłopców. Świetna, aczkolwiek nieznana powieść.
9/10
"Niepokoje wychowanka Törlessa" to debiutancka powieść ostatniego wielkiego pisarza z Austro-Węgier, oparta na doświadczeniach autora z nauki w szkole dla kadetów. Musil opisuje w swej powieści trudne dorastanie w tego typu szkole i konwikcie (internacie), znęcanie się i molestowanie seksualne, próby intelektualnego wniknięcia wgłąb w siebie oraz dojrzewanie psychiczne...
2021-02-08
6,5/10
Powtórzyłem lekturę "Jądra ciemności", ponieważ nie pamiętałem zakończenia, nawet nie byłem pewien, czy je dokończyłem. Pozwoliło mi to utwierdzić się w przekonaniu, że to opowiadanie Conrada wyjątkowo źle się zestarzało. Otóż "Jądro ciemności" dotyczy tematyki ważnej i być może szokującej, ale ważnej i szokującej wyłącznie pod koniec XIX wieku, u szczytu kolonializmu. Obecnie ani nie wzbudza większych emocji, ani nie daje poczucia z obcowania rzekomym arcydziełem. Prosta metafora ciemności, symbolizm postaci dobrej i złej, trochę dosadnych obrazów kolonializmu, wątek podróży - to wszystko. Byłoby znacznie lepiej, gdyby Conrad lepiej rozwinął postać Kurtza - choć być może celowo nie chciał o nim więcej mówić, by pozostawić go osnutego w tajemnicy. Czyta się dobrze, chyba nawet warto znać, ale nie robi większego wrażenia.
6,5/10
Powtórzyłem lekturę "Jądra ciemności", ponieważ nie pamiętałem zakończenia, nawet nie byłem pewien, czy je dokończyłem. Pozwoliło mi to utwierdzić się w przekonaniu, że to opowiadanie Conrada wyjątkowo źle się zestarzało. Otóż "Jądro ciemności" dotyczy tematyki ważnej i być może szokującej, ale ważnej i szokującej wyłącznie pod koniec XIX wieku, u szczytu...
2021-02-07
6,5/10
Pierwsza powieść Ernesta Hemingwaya była prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjną w jego karierze i zarazem najbardziej wpływową na amerykańskie społeczeństwo. W postaciach z powieści dopatrywano się prawdziwych osób ze środowiska anglo-amerykańskiej bohemy w Paryżu, a wiele kobiet zaczęło wzorować swój styl na postaci Lady Brett Ashley, wokół której toczy się lwia część fabuły "Słońce też wschodzi".
Bohaterem i narratorem jest pracujący w paryskiej gazecie dziennikarz Jake, który wraz z grupą znajomych organizuje wycieczkę do Pampeluny. Celem wyprawy jest obejrzenie walk byków, a przy okazji także rekreacyjne łowienie ryb w północnohiszpańskich potokach. Centrum powieści stanowi dynamika relacji pomiędzy Jake'iem, zakochanej w nim ze wzajemnością Brett, jej narzeczonym Mike'iem oraz pisarzem i bokserem pochodzenia żydowskiego, Robertem Cohnem. Na uboczu znajduje się także Bill, przyjaciel Jake'a. Wyprawa całej tej grupy szybko przeradza się w wielką alkoholową popijawę pełną kłótni, zazdrości, bijatyk i męskiej rywalizacji o Brett. Na horyzoncie pojawia się także idealny symbol wschodzącej męskości, czyli młodziutki torreador Romero.
Tematyka powieści Hemingwaya jest więc dość ciekawa, ale po prostu słabo zarysowana. Nie pomaga temu fakt, że została napisana w nowatorskim wówczas telegraficznym stylu zbliżonym do dziennikarskiej relacji. Brak tu psychologii bohaterów, zamiast tego znajdziemy tu stuprocentowy behawioryzm. W moim odczuciu zupełnie to zabija emocjonalność, która mogła się ewentualnie pojawić w powieści. Nie ma tu spodziewanego nastroju rozgoryczenia życiem i beznadziejnej dekadencji, ani nawet głębszej analizy problematyki całej sytuacji. Czytanie kolejnych wymian zdań pomiędzy bohaterami było dla mnie jak oglądanie podrygiwania drewnianych kukiełek lub teatru cieni na szarych ścianach. Na uwagę zasługują nieliczne opisy Hiszpanii sprzed wojny domowej, ogarniętej sennością przed rozpoczęciem corridy, a potem żywiołową gorączką w czasie fiesty. Poza tym "Słońce też wschodzi" jest po prostu całkiem niezłą (a może nawet i dobrą) powieścią o zdecydowanie zmarnowanym potencjale.
6,5/10
Pierwsza powieść Ernesta Hemingwaya była prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjną w jego karierze i zarazem najbardziej wpływową na amerykańskie społeczeństwo. W postaciach z powieści dopatrywano się prawdziwych osób ze środowiska anglo-amerykańskiej bohemy w Paryżu, a wiele kobiet zaczęło wzorować swój styl na postaci Lady Brett Ashley, wokół której toczy się lwia...
2021-02-08
6,5/10
Trochę nie rozumiem fenomenu "Pani Dalloway". Jasne, najsłynniejsza powieść Virginii Woolf jest bardzo nowatorska pod względem narracji prowadzonej przy pomocy techniki strumienia świadomości, ale nie widzę w niej żadnych większych zalet.
Powieść składa się niemalże wyłącznie z nieustannie płynnie przeplatających się myśli różnych bohaterów, mniej lub bardziej powiązanych ze sobą. W zasadzie fabuła jest znikoma. Główny wątek oscyluje wokół dojrzałej pani Dalloway, która w młodości musiała dokonać wyboru pomiędzy dwoma mężczyznami. Jeden z nich właśnie powrócił do Anglii, więc do pani Dalloway i jej otoczenia powracają wspomnienia pamiętnego lata. Zastosowany przez pisarkę strumień świadomości uderza w czytelnika z całą mocą. Mnie to mocno przytłoczyło, ale nawet gdy się przyzwyczaiłem do tego ciągłego potoku myśli, praktycznie nie znalazłem w powieści nic więcej ponadto.
"Pani Dalloway" to bardzo londyńska powieść, co chwilę mowa jest o bijącym Big Benie, piętrowych autobusach, spacerach w Hyde Parku czy wieżach Katedry św. Pawła. Nie czuć jednakże tego klimatu, bowiem pisarka skupiła się wyłącznie na przeżyciach swoich postaci. "Akcja" toczy się pięć lat po zakończeniu Wielkiej Wojny, która wciąż jest żywa w umysłach bohaterów. Woolf umieszcza w powieści problem weteranów dotkniętych stresem pourazowym, wspomina także o postępującej emancypacji kobiet, przemianie obyczajów i kolonialnych Indiach. Autorka jednakże nie podejmuje się zanalizowania rzeczywistości, więc najciekawsze wątki powieści przechodzą gdzieś mimochodem. Nawet feminizm jest ledwo obecny. Szkoda.
6,5/10
Trochę nie rozumiem fenomenu "Pani Dalloway". Jasne, najsłynniejsza powieść Virginii Woolf jest bardzo nowatorska pod względem narracji prowadzonej przy pomocy techniki strumienia świadomości, ale nie widzę w niej żadnych większych zalet.
Powieść składa się niemalże wyłącznie z nieustannie płynnie przeplatających się myśli różnych bohaterów, mniej lub bardziej...
2021-02-08
9/10
Choć Witkacy twierdził, że powieść wg jego definicji sztuki nigdy sztuką nie będzie, to i tak za swojego życia wydał dwie całkiem sporych rozmiarów powieści - pierwszą z nich było "Pożegnanie jesieni", napisane kilkanaście lat po młodzieńczych "622 upadkach Bunga", wydrukowanych jednak dopiero kilka dekad po samobójstwie autora, który zrezygnował z jej wydawania.
Fabuła "Pożegnania jesieni", przynajmniej początkowo, jest bardzo nikła i czysto pretekstowa. Łatwo się zrazić do powieści w czasie czytania pierwszych 150 stron, gdyż wypełniają je niemalże zawiłe dialogi o filozofii metafizycznej, naszpikowane trudnymi pojęciami i Witkiewiczowskimi neologizmami (choć nie jest tak ciężko jak chociażby w "Szewcach"). Nic dziwnego, skoro sam autor "Pożegnanie jesieni" nazwał "powieścią metafizyczną". Potem jednak robi się znacznie lżej, stosunki pomiędzy postaciami i ich poglądy zostają określone i fabuła idzie wartko do przodu, a do osobliwego stylu Witkacego czytelnik zaczyna się przyzwyczajać.
Witkiewicz w "Pożegnaniu jesieni" grupę znajomych: młodych i zepsutych arystokratów, skupionych wokół melancholijnego Atanazego Bazakbala, który wciąż nie może się zdecydować pomiędzy dwiema skrajnie różnymi kobietami - drapieżnie seksualną i ciągle cudownie "nawracającą się" na kolejną wiarę Helę Bertz oraz narzeczoną Atanazego, spokojną i delikatną Zosię. Wśród kilku nakreślonych postaci moje serce skradł zwłaszcza hrabia Łohoyski, jasnowłosy homoseksualista z ciągami do kokainy (w którą wciąga Atanazego) i młodych górali. Pewne wątki, sytuacje i niektóre aspekty postaci noszą silne znamiona autobiografizmu, bowiem wystarczy zaznajomić się z życiem Witkiewicza, by odnaleźć pewne punkty wspólne - chociażby kochanka pisarza, aktorka Irena Solska, zawsze znajdzie swoje odbicie we wszystkich demonicznych kobietach z jego twórczości, a Zosia i scena jej samobójstwa w górach jest niemalże dokładną kopią okoliczności śmierci narzeczonej samego Witkiewicza. Autor buduje tu osobliwy, duszny i ciężki klimat dekadencji, z jednej strony żałosnej i śmiesznej w swej nieudolności, z drugiej strony pełnego smutku poprzez rozpaczliwe próby nasycenia się życiem, co prowadzi tylko do egoizmu i wzajemnego wyniszczania samego siebie i siebie nawzajem.
Niezwykle widoczny jest szczególny pesymizm i katastrofizm pisarza, którzy przekłada się na nastrój i wymowę powieści. Czytając "Pożegnanie jesieni" miałem szczególnie dziwne uczucie, które nie spotkało mnie nigdy przy czytaniu czegokolwiek innego - miałem wrażenie, że choć Witkiewicz rozważnie i z premedytacją używa groteski, ironii i czarnego humoru, to są tylko zasłoną dla jego frustracji rzeczywistością i śmiertelnej powagi względem tego. Tą "powieść metafizyczną" odczytuję także jako osobistą rozprawę Witkiewicza ze swoim dotychczasowym życiem, zwłaszcza z tragiczną utratą narzeczonej czy dobrowolnym zaciągnięciem się do armii rosyjskiej, w której musiał zaobserwować wiele dotkliwych nieszczęść i bezmyślnego okrucieństwa. Czasem nasuwała mi się też myśl, że jest to groteska niezamierzona, a wynikająca z odmiennego postrzegania rzeczywistości przez Witkacego, rodem z jego dziwacznych, ale intrygujących obrazów.
"Pożegnanie jesieni" jest więc bardzo trudną i momentami nużącą lekturą. Moim zdaniem dla powiększenia przyjemności z czytania (która według mnie jest równie kluczowa w obcowaniu z literaturą) byłoby skrócenie pierwszych rozdziałów powieści i ograniczenia się w nich jedynie do ściślejszego zaprezentowania postaci oraz związków i relacji pomiędzy nimi. Poza tym, pierwsza wydana powieść Witkiewicza robi naprawdę spore wrażenie wymagającym językiem, kwestiami filozoficznymi i Jednak mam wrażenie, że w czasie czytania więcej niż o metafizyce dowiedziałem się na temat samego autora, jego pełnej rozczarowania i obrzydzenia perspektywy na międzywojenny świat. Zwłaszcza zainteresowała mnie wynikająca z katastrofizmu alternatywna wizja Polski po rewolucji komunistycznej, która zachodzi w czasie szalonego urlopu w Tatrach i tchórzliwej ucieczki Atanazego i Heli do Indii. Te krótkie przejawy dystopii, zwłaszcza w ostatnim rozdziale (gdy Atanazy próbuje funkcjonować w odmienionym kraju) były naprawdę świetne, ale pozostawiły spory niedosyt. Mam nadzieję, że nasycę się tym w "Nienasyceniu".
9/10
Choć Witkacy twierdził, że powieść wg jego definicji sztuki nigdy sztuką nie będzie, to i tak za swojego życia wydał dwie całkiem sporych rozmiarów powieści - pierwszą z nich było "Pożegnanie jesieni", napisane kilkanaście lat po młodzieńczych "622 upadkach Bunga", wydrukowanych jednak dopiero kilka dekad po samobójstwie autora, który zrezygnował z jej wydawania....
2021-02-08
6,5/10
"Granica" to kolejna pozycja, która ominęła mnie w liceum i w sumie całkiem dobrze się stało, bowiem na pewno bym po nią nie sięgnął. Jest to jedna z najbardziej uznanych powieści psychologicznych dwudziestolecia międzywojennego, chyba dość słusznie, ale to niestety jeszcze nie znaczy, że jest szczególnie wybitna.
W stylu Nałkowskiej widać inspiracje dziełami Virginii Woolf, zwłaszcza "Panią Dalloway", m.in. za sprawą techniki strumienia świadomości. Porównując oba dzieła, język wychodzi na korzyść Woolf, ale Nałkowska stworzyła lepszą fabułę i bohaterów. Choć historia jest dobra, a związana z nią problematyka ważna, Nałkowska nie potrafi ciekawie opowiadać. Słynna technika retrospektywna moim zdaniem osiągnęła skutek odwrotny do zamierzonego - niszczy zainteresowanie w końcowym stadium fabuły. Ponadto pojawienie się na pierwszych stronach niezliczonych imion przytłacza, zwłaszcza, że trudno zrozumieć, kto jest kim i kto będzie ważny w tej historii. Później jest z tym lepiej, ale pozostaje spory niesmak po nieistotnych szczegółach z początku powieści (słynny piesek Fitek zabiera półtorej strony i nie pociesza fakt, że niesie ze sobą niewyszukaną symbolikę).
Nałkowska porusza tematy ważne w jej czasach - nędzne warunki mieszkaniowe, różne orientacje polityczne, strajki robotnicze, emancypacja, rozbite rodziny i dyskusja o aborcji. W pewnym momencie powieści zauważyłem, że połowa bohaterek jest wdowami, rozwódkami albo samotnymi matkami, które nawet nie wiedzą, kim są ojcowie ich dzieci. Są to wyraźne skutki nagłej emancypacji i rozluźnienia obyczajów tamtych czasów. Ciężko jednakże określić, co sądzi o tym wszystkim sama Nałkowska, która zostawia opinię dla siebie, pozwalając czytelnikowi samemu ocenić nie tylko ogół międzywojennej rzeczywistości, ale także różne postawy trójki bohaterów. Zwłaszcza konformistyczne postępowanie Zenona z pewnością zostanie skrajnie negatywnie ocenione przez większość czytelników.
Podsumowując, w "Granicy" znajdzie się zarówno specyfika życia w II Rzeczpospolitej, jak i ponadczasowe obserwacje ludzkich charakterów. Choć jestem trochę rozczarowany, to myślę, że i tak warto chwilę pochylić się nad tą pozycją, nawet kosztem pewnego znużenia, które może się niestety pojawić.
6,5/10
"Granica" to kolejna pozycja, która ominęła mnie w liceum i w sumie całkiem dobrze się stało, bowiem na pewno bym po nią nie sięgnął. Jest to jedna z najbardziej uznanych powieści psychologicznych dwudziestolecia międzywojennego, chyba dość słusznie, ale to niestety jeszcze nie znaczy, że jest szczególnie wybitna.
W stylu Nałkowskiej widać inspiracje dziełami...
2021-02-07
10/10
Tak, zostałem ferdydurkistą! Tę lekturę szkolną darzyłem swego czasu szczególną nienawiścią i uznawałem za najgorszą rzecz z całego języka polskiego. Na drugim miejscu była "Zbrodnia i kara". Najwyraźniej zmądrzałem, bowiem po latach "Ferdydurke" mnie zachwycił już od pierwszych stron, choć wciąż byłem dość chłodno nastawiony do perspektywy jej przeczytania.
Powieść Gombrowicza jest doskonała pod praktycznie każdym względem, zwłaszcza jeśli chodzi o błyskotliwą zabawę słowem. Skąd te wszystkie pupy, mordy, gwałty, łydki i jeszcze raz pupy? Sądzę, że jest to związane z Formą, o której Gombrowicz obszernie mówi w którymś z pierwszych rozdziałów "Ferdydurke". Poprzez nagminnie używanie słów kojarzących się nieprzyzwoicie (ale nie na tyle, by być uznawane za wulgarne) autor pokazuje, że nawet coś niezbyt wzniosłego w owej Formie może być sztuką, czymś stawianym na piedestale. Liczy się to, co chce się osiągnąć. I Gombrowiczowi właśnie udaje się osiągnąć swój cel - udowadnia, że nawet łamiąc wszelkie dotychczasowe zasady, można stworzyć arcydzieło.
"Ferdydurke" sprawnie działa też jako satyra na międzywojenną Polskę okresu rządów Sanacji i polskość ogólnie. Mamy tu krytykę systemu edukacji wraz z promowanymi przez szkołę narodowymi świętościami (m.in. Gałkiewicz i słynna scena o zachwycaniu się Słowackim) i szkoły jako mikrospołeczności ze swoimi własnymi tarciami (pojedynek na miny i gwałt przez uszy) w pierwszej części. Potem satyrę na dom mieszczański, w którym toczy się ciągła walka nowoczesności ze staroświeckością. Później zaś krytykę dworu ziemiańskiego, ostoję zacofania, zbytku i wyzysku.
To, czym "Ferdydurke" mnie też zachwyciło to humor - jest go naprawdę sporo. Właściwie cała książka jest niewiarygodnie zabawna i wciągająca. Bawiłem się przy niej wyśmienicie, kilka razy wybuchając śmiechem lub się szczerząc głupkowato przy przewracaniu kolejnych stron. Groteskowość wydarzeń czy używanych w narracji słów jest wręcz porażająca. Posługiwanie się nonsensem, lekkim surrealizmem i absurdem Gombrowicz opanował w stopniu mistrzowskim.
Pod wieloma względami powieść Gombrowicza przypomina mi "Proces" Kafki, tylko w znacznie jaśniejszych barwach. Kafka miał ogromny wpływ na literaturę, który widać moim zdaniem także u Gombrowicza, ale to jednak ten polski awangardzista stworzył znacznie wspanialszą, bardziej interesującą i bardziej przyjemną powieść. Coś wspaniałego.
10/10
Tak, zostałem ferdydurkistą! Tę lekturę szkolną darzyłem swego czasu szczególną nienawiścią i uznawałem za najgorszą rzecz z całego języka polskiego. Na drugim miejscu była "Zbrodnia i kara". Najwyraźniej zmądrzałem, bowiem po latach "Ferdydurke" mnie zachwycił już od pierwszych stron, choć wciąż byłem dość chłodno nastawiony do perspektywy jej przeczytania.
Powieść...
5,5/10
Do sięgnięcia po ten tomik skusiła mnie oczywiście sława filmu Finchera, który planowałem od dawna obejrzeć. Tytułowe opowiadanie było całkiem niezłe, ale bardzo prostolinijne i oparte tylko na tym jednym pomyśle Marka Twaina. Łatwo się domyślić, że filmowa adaptacja "Ciekawego przypadku Benjamina Buttona" jest raczej wyłącznie inspirowana opowiadaniem.
Pozostałe nowele są jednak tak potwornie nijakie, że aż drażniące w swojej przeciętności, mimo dość dobrego (choć nadal zwyczajnego) języka Fitzgeralda. W dodatku często oparte są na humorze niezbyt wysublimowanym i po prostu nietrafionym, zupełnie niezabawnym. Jedynym opowiadaniem, jakie się choć trochę wyróżniło, jest zdecydowanie "Przybrzeżny pirat", fabułą przypominający klasyczną komedię romantyczną "Ich noce". Niemniej nawet to dziełko nie zaliczyłbym do szczególnie udanych - co najwyżej w porządku.
5,5/10
więcej Pokaż mimo toDo sięgnięcia po ten tomik skusiła mnie oczywiście sława filmu Finchera, który planowałem od dawna obejrzeć. Tytułowe opowiadanie było całkiem niezłe, ale bardzo prostolinijne i oparte tylko na tym jednym pomyśle Marka Twaina. Łatwo się domyślić, że filmowa adaptacja "Ciekawego przypadku Benjamina Buttona" jest raczej wyłącznie inspirowana opowiadaniem.
Pozostałe...