(1880-1942),prozaik, eseista i dramaturg austriacki. Pochodził z rodziny wojskowo-urzędniczej. Z wykształcenia był inżynierem budowy maszyn, studiował także filozofię, matematykę i fizykę. Przez kilka lat był urzędnikiem ministerialnym. W 1938 wyemigrował do Szwajcarii, gdzie zmarł w biedzie i osamotnieniu. Już w debiutanckiej powieści Niepokoje wychowanka Törlessa (1906, Die Verwirrungen des Zöglings Törleß),formalnie nawiązującej do popularnego na przełomie wieków modelu powieści o trudnościach okresu dojrzewania młodego człowieka, który popada w konflikt z aplikowanym mu przez dorosłych bezdusznym systemem wychowania, zerwał z tradycyjnym psychologizmem, a funkcję fabuły zredukował do środka wywoływania myśli i uczuć w bohaterze, człowieku o nie ustalonych właściwościach, który - tak poprzez autorefleksję, jak zmysłowe doznania - próbuje uświadomić sobie swą osobowość. Podstawową sferą jego doświadczeń jest perwersyjna erotyka o charakterze sadomasochistycznym. Powieść, na drodze niezwykle oryginalnej, drobiazgowej analizy, wiwisekcji ducha (stąd przydomek autora "monsieur le vivisecteur"),ukazuje człowieka jako rezerwuar nieskończonych możliwości, również takich, których najpełniejszą emanacją stał się później hitleryzm. Całkowicie zrywają z tradycyjnym stylem narracji dwa opowiadania opublikowane w tomie Zespolenia (1911, Vereinigungen). Opisuje w nich Musil, przy użyciu bardzo zróżnicowanych i oryginalnie zastosowanych środków wyrazu, erotyczne (perwersyjne) przygody trzech nimfomanek, rozgrywające się jednak tylko w świecie marzeń, snu i wyobraźni. Dominującym motywem tych utworów jest samotność jednostki i niemożność rzeczywistego zespolenia z drugim człowiekiem. Także w refleksyjnej sztuce Marzyciele (1921, Die Schwärmer),w której zręczny uwodziciel rozbija pozornie szczęśliwe małżeństwo, bohaterowie - pozbawieni określonych cech - kumulują w sobie sprzeczne marzenia i możliwości, są zagadką również dla siebie samych. Najbardziej tradycyjne w jego dorobku utwory, trzy opowiadania składające się na tom Trzy kobiety (1924, Drei Frauen),mimo dość realistycznej narracji, wyjątkowo pozbawionej eseistycznych wtrętów, w istocie również są wieloznacznymi parabolami skomplikowanych stanów psychicznych. Najpełniejszy wizerunek wykreowanego przez pisarza typu bohatera zawarty jest w monumentalnej, nie ukończonej powieści Człowiek bez właściwości (1930-1943, Der Mann ohne Eigen-schaften),w której zbiegają się wszystkie znane z wcześniejszych utworów wątki i motywy; stanowi ona wielkie podsumowanie przemyśleń autora o współczesnym człowieku (intelektualiście) i rozpadającym się wokół niego świecie; jest syntezą, podbudowaną całym twórczo przetworzonym dorobkiem myśli europejskiej w dziedzinie filozofii, religii, psychologii i nauk ścisłych. Bohater, otwarty na wszelkie doznania i myśli, świadomie, w akcie buntu przeciwko skostniałym normom martwego świata, który w powieści symbolizuje ,"Cekania", wypróbowuje różne sposoby bycia w celu przezwyciężenia swej samotności i wyobcowania i osiągnięcia tzw. drugiego stanu, syntezy "ja" i "ty", jako jedynej możliwości uratowania świata przed samozagładą. Eksperyment ten, który w powieści przybiera postać kazirodczej miłości, kończy się fiaskiem. Człowiek bez właściwości przedstawia na przykładzie Austrii, ukazanej w przededniu wybuchu pierwszej wojny światowej, kryzys kultury europejskiej. Dzieło to, stojące na pograniczu beletrystyki i eseistyki (powieść ma formę sfabularyzowanego eseju),jest cennym dokumentem dramatów i konfliktów myśli współczesnej. Utwory Musila tłumaczyli na polski m.in. K. Radziwiłł, K. Truchanowski, J. Zeltzer, W. Kragen.
- No to może wygląda na matematyka?
- Tego nie wiem, bo przecież nie wiem, jak ma wyglądać matematyk.
- Powiedziałaś teraz coś bardzo słuszn...
- No to może wygląda na matematyka?
- Tego nie wiem, bo przecież nie wiem, jak ma wyglądać matematyk.
- Powiedziałaś teraz coś bardzo słusznego. Matematyk na nic nie wygląda, to znaczy, że ma wygląd człowieka w ogóle inteligentnego, tak że nie wiąże się to z żadną ściśle określoną treścią. Z wyjątkiem księży rzymskokatolickich nikt już dzisiaj nie ma wyglądu takiego, jaki mieć by powinien, gdyż głową posługujemy się jeszcze bardziej anonimowo niż rękami. A matematyk to szczyt wszystkiego, to ktoś, kto już tak mało wie o sobie, jak ludzie, którzy w przyszłości zamiast mięsem i chlebem żywić się będą pigułkami, będą mało wiedzieć o łąkach, cielętach czy krowach.
Miłość bywa przeceniana. Szaleniec, który w swym obłędzie wyciąga nóż i przebija nim niewinnego, co stanął właśnie w miejscu jego urojenia, ...
Miłość bywa przeceniana. Szaleniec, który w swym obłędzie wyciąga nóż i przebija nim niewinnego, co stanął właśnie w miejscu jego urojenia, jest w miłości czymś całkiem
normalnym.
Klasyka austriackiej literatury tym razem nieszczególnie mi podeszła. "Człowiek bez właściwości" kojarzył mi się z książkami tak chętnie wybieranymi na lektury szkolne w liceum - rozwlekłymi i pełnymi filozoficznych rozważań. Do tego napisanymi w dość trudny w odbiorze sposób - to moja pierwsza w tym kończącym się już przecież roku książka, w której tak często łapałam się na tym, że nie wiem, co przed chwilą czytałam. Nudziło mnie to i moje myśli odbiegały od lektury...
Na szczęście nie cały "Człowiek bez właściwości" jest taki - są też i rozdziały, w których się coś dzieje, a te czytało mi się w porządku ;). Głównym bohaterem jest Ulrich, matematyk "bez właściwości", którego ojciec angażuje go w rodzącą się "Akcję Równoległą". To planowana 70-ta rocznica panowania Franciszka Józefa, choć z założenia wydarzenia nie toczą się w Austro-Węgrzech, ale państwie nazwanym Cekanią (od popularnego "C.K."). Na początku się trochę w tym gubiłam, bo z jednej strony autor pisze o Cekanii, a z drugiej we wszystkich rozmowach omawiana jest sytuacja austriacka, więc już nie wiedziałam, czy to ma być świat wymyślony czy prawdziwy. Jednak Musil opisał tu wiele ciekawostek z wiedeńskiego świata z początku XX wieku i muszę przyznać, że takie fragmenty wciągały mnie niesamowicie. Nieraz bawiły mnie też dyskusje prowadzone nad "Akcją Równoległą" i gdyby książka ograniczała się do takich rozdziałów, byłby to kawałek fajnej literatury. Niestety, to wszystko przeplatają różne rozważania społeczne czy filozoficzne - nawet niewkładane w usta bohaterów, ale stanowiące po prostu rozważania nad Europą, człowiekiem, państwowością, moralnością... Nie neguję, że wiele z tych rozważań może być słusznymi i mądrymi, ale tego było stanowczo za dużo, zaserwowane w nieprzystępny sposób, no i jednak czego innego po tej lekturze się spodziewałam. Był to dopiero tom I "Człowieka bez właściwości", ale po kolejne sięgać nie zamierzam - nie moja bajka, niestety.
Trochę nudziarstwo tracące myszką. Łatwe do czytania; aż za bardzo (wspominam o tym, bo dziwią mnie opinie, ze to trudna książka: ludzie, toż to w pełni przegadana lit. piękna niższego poziomu z banalnym językiem i narracją, bez rozbudowane fabuły!). Większość książki to rozważania i stany psychiczne dojrzewającego młokosa, które można streścić jako "ojej smutno mi dziwnie mi moja dusza moje bolączki samotność nastroje". Tytuł trafny, trzeba przyznać. Wygląda to trochę staroświecko. Taki intelektualizowany, wykształcony młody wystraszony emo zawieszony między platońskim światem idei a rzeczywistością w której dorasta (ale drobne wątki naukowe dość słabe, nudne). Ojej jakże cierpi, jak mu dziwnie smutno. I tak bez końca. Pragnie seksu, ale ten seks taki brudny, zły, co by mamusia powiedziała? Pisane nieco jakby pod freudowskie pierdololo. Oczywiście teraz tak łatwo to widać, gdy jesteśmy już wiek po modernizmie i spora część kultury przemieliła takie tematy na drobne. Motywy homoseksualne, intrygi czy relacje nastolatków naznaczone walka o władzę, dominacja.
Jest to nudne nie tylko z powodu infantylności postawy (która może tylko z perspektywy czasu taka się zdaje; słusznie, ale...),lecz też dlatego i przede wszystkim dlatego, że wszystko jest tu podane na tacy. Przegadane, wyjaśnione, opisane. Mało lub prawie brak niedopowiedzeń. Torless smutny. Torless se myśli o tym, że odczuwa trwogę czy cokolwiek. Słyszy bicie serca. Jest wystraszony. Zastanawia się nad x. Odczuwa przygnębienie. I tak w kółko w kółko w kółko. Ale praktycznie brak tła, tzn. świata przedstawionego, czyli opisów szkoły, lekcji, postaci itd. Miałkie to, drętwe. Obok Torlessowych nudów mamy gadki czwórki kolegów knujących na siebie, chcących nad sobą dominować lub nie potrafiąc się temu przeciwstawić, szukających jak T. uzasadnienia dla znęcania jako koniecznej kary. Dla porównania, skoro można zaliczyć tą krótką powieść częściowo do Bildungsroman, proszę porównać co robi Joyce w "Portrecie..." (i w kwestii niedopowiedzeń, i wspomnianego tła, i postaci, języka; w zasadzie...wszystkiego). I tu i tu młody bohater, dojrzewający, w szkole dla chłopców plus intelektualno-artystyczne tematy obok dojrzewania i seksualności.
Od połowy (od tematu matematyki i Kanta) książka jest na szczęście trochę ciekawsza. Na krótko. Szybko wpada w główną swą treść, czyli "eksplikanctwo" bez ciekawych konstrukcji umysłowych w tym całym mieleniu tematu. Zakończenie podobnie, słabe. Nasilenie chorych gierek sadystycznych - w pełni przewidywalne. Wątek (główny) jest ciekawy, ale nie nadrobi słabości fabuły oraz przegadania w gruncie rzeczy nudną i bezpłciowa postacią i jej infantylnymi rozterkami, których nawet nie potrafi dobrze przedstawić (nawiązania do liczb urojonych i Kanta są tak słabe, że wstyd). To mogłaby być dobra książka - gdyby usunąć wszelkie wyjaśnianie i 90% przemyśleń super postaci T. Niestety nie jest. Raczej strata czasu; nie polecam.