-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2018-11-20
2018-10-28
Książki utrzymane w świątecznym klimacie są zwykle bardzo przyjemne, ciepłe, przypominają nam jak ważna jest w życiu rodzina, przyjaciele i dążenie do szczęścia (robienie czegoś dla siebie). Zwykle zaczynają się one dość smutno, ale magia świąt sprawia, że wszystko się zmienia, bo gdy zasiadamy przy wigilijnym stole razem z rodziną stajemy się silniejsi, mocniejsi, a czując wsparcie bliskich możemy góry przenosić.
W rodzinie Kreftów kobiety nie należą do szczególnie szczęśliwych (i to w kilku pokoleniach!) Są zabiegane, zagubione, często odczuwają pustkę/niedosyt/niezrozumienie, ciągle czegoś im brakuje. W swej bezsilności widzą tylko to co złe, a za swoje niepowodzenia/niedostatki obwiniają cały świat... tylko nie siebie, choć w kilku przypadkach powinny właśnie od siebie zacząć, doszukując się powodów swoich mniejszych czy większych nieszczęść.
W pierwszej części poznajemy wszystkie panie i panny Kreft, dowiadując się głównie tego na czym polega ich nieszczęście. Niestety przez pierwsze 200 stron zastanawiałam się o co im tak właściwie chodzi, bo głównie same są odpowiedzialne za to jak wygląda ich życie, a sprawiają wrażenie jakby szukały dziury w całym. Wyjątek stanowi nestorka rodu Róża (zresztą najpogodniejsza z kobiet!), która szansę na pełnię szczęścia i wyśnioną miłość straciła już we wczesnej młodości w wyniku rodzinnej przeprowadzki do innego miasta, a w późniejszym czasie w wyniku manipulacji rodziców. Jej wnuczka Basia przez wiele lat żyła w konflikcie z własnym ojcem, a z macochą i przyrodnią siostrą ich stosunki były wręcz wrogie. Sytuacja ta ciągle boli dziewczynę, niestety jest pamiętliwa, uparta i dumna, przez co przez wiele lat nie próbuje tego zmienić. Pozostałe bohaterki w moim odczuciu są bardzo niesprawiedliwe, momentami wyniosłe, niewdzięczne i zbyt wymagające od życia i innych, przez co same tak naprawdę blokują się na pełnię szczęścia.
Przez bardzo długi czas zastanawiałam się po co autorki napisały tę książkę, bo nie czułam tu za grosz świątecznej atmosfery. Bohaterki mnie irytowały (zwłaszcza Dagna i Rita) i miałam ochotę im przemówić do słuchu. Ich "problemy" były dla mnie wyssane z palca i wręcz byłam na nie zła, że tak źle traktują innych - pewnie przez to podobieństwo tak świetnie się dogadywały razem. Dagnę to najchętniej przełożyłabym przez kolano i wlała za to jak traktowała matkę, siostrę, a także za to jak wstydziła się swojej rodzinnej miejscowości.
Dopiero gdy sytuacja zaczęła się "klarować" i to wcale nie tak słodko i różowo, jak można by się spodziewać po takiej literaturze, zaczęłam patrzeć na powieść z innej strony. Być może się mylę, ale może autorki chciały trochę wstrząsnąć czytelniczkami? Może chciały byśmy się krytycznie przyjrzały swojemu życiu, relacji z bliskimi, oczekiwaniami i marzeniami, a także temu co tu i teraz. Może książka ukazała się już w październiku, żeby każda czytelniczka mogła zrobić na czas rachunek sumienia i spróbować zawalczyć o siebie, swoją rodzinę, bliskich, lepsze jutro. Może wszyscy powinniśmy się zastanowić, otworzyć szeroko oczy, rozejrzeć się wokół, spróbować coś zmienić, a nie czekać na świąteczny cud?!
Książki utrzymane w świątecznym klimacie są zwykle bardzo przyjemne, ciepłe, przypominają nam jak ważna jest w życiu rodzina, przyjaciele i dążenie do szczęścia (robienie czegoś dla siebie). Zwykle zaczynają się one dość smutno, ale magia świąt sprawia, że wszystko się zmienia, bo gdy zasiadamy przy wigilijnym stole razem z rodziną stajemy się silniejsi, mocniejsi, a czując...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-26
Topielisko to miejsce niezwykle urokliwe, spokojne, klimatyczne, piękne, ale ma też swoją drugą, niepokojącą stronę. Było świadkiem wielu fantastycznych chwil - beztroskiej zabawy, miłosnych uniesień, relaksu i wypoczynku. Jednak nie tylko... Topielisko to też niemy świadek wielu tragedii, miejscem, które wybierają samobójczynie, które rzucając się z wysokiej skalnej półki w głębokie odmęty wody wybierają pewną śmierć. To miejsce, w którym swój żywot przerywały kobiety sprawiające problemy, tylko czy zawsze był to ich wybór?
W miasteczku Beckford znajdującym się niedaleko Topieliska, mieszkała Nel Abbott. Kobieta od dziecka interesowała się historiami nieszczęsnych kobiet, które na przestrzeni kilkuset lat swoje życie kończyły w głębinach i jako dorosła kobieta postanowiła napisać o nich książkę. Chciała, by pamięć o nich przetrwała i zainteresowała kolejne pokolenia ludzi żyjących w miasteczku i okolicach. Po śmierci Katie, najlepszej przyjaciółki Leny, córki Nel, jej entuzjazm zmalał, ...a kilka dni później jej ciało także wyłowiono z Topieliska.
Historię Nel oraz pozostałych kobiet poznajemy w momencie, gdy do Beckford przybywa siostra Nel - Jules, która ma zająć się 15-letnią siostrzenicą. W trakcie rutynowych czynności wyjaśniających okoliczności śmierci Nel, na jaw wychodzi coraz więcej niepokojących faktów, które poddają w wątpliwość samobójcze śmierci kobiet z Topieliska. W sprawie pojawia się coraz więcej osób i wątków, wszystko coraz bardziej się gmatwa, a kłamstwa, niedopowiedzenia, zatajenia części prawdy doprowadzają do tego, że trudno się w tym wszystkim połapać. Nie wiadomo kto jest zły, a kto dobry, komu można zaufać, komu zależy na poznaniu prawdy, a kto chciałby wszystko zamieść pod dywan. Jedno jest pewne - kłamstwo ma krótkie nogi, więc nie warto kręcić, taić, wygłaszać półprawdy, nawet jeśli robimy to w dobrej wierze to może okazać się, że efekt jest zupełnie odwrotny. Niestety kiedy to sobie uświadomimy może być już za późno!
Niedawno zachwycona byłam "Dziewczyną z pociągu". Książka zachwyciła mnie tym, że pokazała, że nie wszystko jest zawsze takie jak nam się wydaje, że tak naprawdę to co wygląda jak obrazek szczęśliwej rodziny, wcale nie musi być takie w rzeczywistości, a także tym, jak splot kilku zdarzeń może nam skomplikować życie. W "Zapisane w wodzie" autorka pokazała, że nie brak jej pomysłów, jej warsztat pisarski jest na wyższym poziomie, a umiejętność żonglowania wątkami i tajemnicami jest niesamowita i zaskakująca. Powieść trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej kartki. Duże brawa należą się autorce za stworzenie tak zagmatwanej historii i to, że wszystko tak świetnie się przenika i zazębia. Aż trudno uwierzyć, że taka historia mogła powstać, i że wszystko jest tak spójne i wszystkie wątki są wyjaśnione... tzn. może znajdzie się coś co jest niedopowiedzianego, ale jest to celowy zabieg. Ja doceniam tu też część obyczajową, ukazującą losy mieszkańców miasteczka i ich wzajemne relacje.
Książkę polecam przede wszystkim miłośnikom tajemnic, czytelnikom, którzy lubią dochodzić finału książki na podstawie ledwo dostrzegalnych szczegółów, którzy nie zadowalają się banalnymi rozwiązaniami i lubią być zaskakiwani, ale także sympatykom powieści obyczajowych, którzy od czasu do czasu chcą się zmierzyć z czymś trudniejszym.
Topielisko to miejsce niezwykle urokliwe, spokojne, klimatyczne, piękne, ale ma też swoją drugą, niepokojącą stronę. Było świadkiem wielu fantastycznych chwil - beztroskiej zabawy, miłosnych uniesień, relaksu i wypoczynku. Jednak nie tylko... Topielisko to też niemy świadek wielu tragedii, miejscem, które wybierają samobójczynie, które rzucając się z wysokiej skalnej półki...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-06
[Trzy początkowe akapity można pominąć, to czysta prywata...]
Święta Bożego Narodzenia to często czas refleksji nad życiem i światem. To czas, w którym ludzie zastanawiają się nad tym co ważne i najważniejsze. Weryfikują swoje postępowanie, przewartościowują życiowe priorytety i tak zwyczajnie chcą być lepszymi ludźmi. Na takie zachowania często wpływa świąteczna atmosfera, którą tworzą liczne ozdoby świąteczne; choineczki, lampioniki, świecidełka...
Bywa też tak, że ludzie tak bardzo skupiają się tworzeniu tej całej atmosfery, że jednak zapominają o tym co ważne. Chcą pokazać przed innymi, jakimi są tradycjonalistami, jak pięknie potrafią dekorować domy itd. Jednak w amoku świątecznych przygotowań zapominają dlaczego tak właściwie to robią. A jak jest z Wami? Potraficie się do tego uczciwie przyznać?
Chętnie opowiem jak to jest ze mną. Choć pewnie Wam się to nie spodoba. Już dawno temu odeszłam od wiary. Zwątpiłam w istnienie Boga. Z jednej strony miałam wiele wątpliwości na temat powstania świata, historii biblijnych i losów chrześcijaństwa na przestrzeni dziejów, z drugiej strony nie czułam zupełnie obecności Boga w życiu codziennym. Nie raz wspominałam, że jestem szczęśliwym człowiekiem, doceniam to co mam i cieszę się każdym dniem. Nie uważam jednak by to moje szczęście było dziełem Boga. Wierzę natomiast w to, że każdy człowiek jest generatorem własnego szczęścia i w dużej mierze sam je wywołuje. Jest jeszcze los, który w jakiś sposób kieruje naszym życiem - decyduje o tym w jakiej się urodzimy rodzinie, w jakim kraju, decyduje o naszym zdrowiu, charakterze, temperamencie, predyspozycjach zawodowych. Jednak to, w jaki sposób tym wszystkim pokierujemy i jak to co otrzymaliśmy od losu wykorzystamy w życiu zależy tylko od nas. Jedni dążą do sukcesu po trupach, inni skupiają się głównie na bliskich, jedni wybierają życie w pojedynkę, inni zakładają rodziny; jedni skupiają się na życiu zawodowym inni pracę traktują tylko jako środek do zaspakajania życiowych potrzeb. Ja łączę życie rodzinne z zawodowym. Nie dążę do spektakularnych sukcesów, ale lubię to co robię i realizuję się w pracy. Nie dane mi było urodzić własne dziecko, ale staram się być najlepszą matką dla córki swojego męża. Czasem miewam upadki, ale zawsze potem następują wzloty. Zawsze staram się iść do przodu, nawet gdy dopada mnie chandra, zmęczenie czy zwyczajnie gorsze dni. Przy tym wszystkim staram się być dobrym człowiekiem. Każdego dnia, nie tylko od święta. Czasem wystarczy miły uśmiech do nieznajomego, dobre słowo dla sprzedawcy, komplement dla koleżanki, pochwała dla ucznia. Bycie wrażliwym na czyjeś potrzeby, uczucia. Staram się czynić dobro każdego dnia. W końcu sama chciałabym zawsze być dobrze traktowana...
Atmosfera świąt zawsze wywołuje u mnie refleksje nad tym jak minął mi ostatni rok, czy byłam dostatecznie dobra, czy kogoś nie uraziłam, czy ktoś przeze mnie nie cierpiał i czy pomogłam potrzebującym w satysfakcjonujący ich sposób (zwykle pomagam po prostu dobrą radą, wysłuchaniem drugiej osoby i zachowaniem usłyszanych informacji dla siebie - tylko tyle? powiecie... dla niektórych to aż tyle i przez to bardzo często wybierana jestem na powiernika). Wracając do świątecznej atmosfery... świecidełek, licznych choinek, lampeczek, Mikołajów itd.... może to się wydawać komuś śmieszne, a może nawet żałosne, ale u mnie to wszystko wywołuje przyjemne uczucie podniecenia, oczekiwania i radości. Choć sama świąt nie obchodzę to jednak uczestniczę w wigilii, którą przygotowuje moja mama. Spotykamy się całą rodziną w jej mieszkaniu i jest cudownie! Oczywiście zdarza nam się w ciągu roku kilka razy spotkać w podobnym składzie, ale to nie to samo... W wigilię jest inaczej, wyjątkowo! Uwielbiam to nasze rodzinne ciepło, to, że nikt przed nikim nie musi niczego udawać, że w pełni akceptujemy wszystkie swoje wady i zalety, że jesteśmy dla siebie wsparciem. Czasem się przekomarzamy, śmiejemy z siebie (tak z siebie!), ale panuje ogólna wesołość, nikt nie robi innym z tego powodu przykrości. Nie mogę tu nie wspomnieć o prezentach, którymi się obdarowujemy... Są to zawsze prezenty przemyślane, specjalnie dobrane i wybrane z "listy prezentów", którą każdy tworzy jeszcze w listopadzie, żeby dać innym czas i możliwość zrealizowania jej części. Jesteśmy świetną rodziną! Dobrze nam ze sobą, to cudowne, że mogę być jej częścią!
[Jest i recenzja...]
Nie wszyscy jednak mają tyle szczęście co ja. Chociażby Michalina, bohaterka książki "Anioł do wynajęcia". Dziewczyna właściwie ma ojca, który jednak gdzieś się po drodze pogubił, zaślepiony "urokiem" swojej nowej żony. Tak się jakoś zadziało, że bohaterka (mimo bardzo młodego wieku) stanęła na życiowym zakręcie zupełnie sama (czy raczej osamotniona), nie wiedziała jak sobie poradzić z trudną sytuacją i postąpiła bardzo nierozsądnie, w sposób, który wydawał jej się jedynie właściwy, a później trudno jej było wszystko "odkręcić". Mówi się, że jak trwoga to do Boga... i tak też postąpiła Michalina. W desperackim kroku poprosiła Boga o jakiegoś bezrobotnego Anioła, który mógłby się nią zaopiekować. I.. no właśnie, czasem trzeba dokładnie się zastanowić zanim o coś poprosimy... Bohaterka spotyka na swojej drodze życzliwe osoby, które otaczają ją opieką, a nawet dają o wiele więcej.
"Anioł do wynajęcia" to lektura idealna na przedświąteczny czas. Pomaga zrozumieć co w życiu ważne, wywołuje najlepsze rodzinne wspomnienia, uczy dostrzegać i cieszyć się z tego co mamy, odwołuje się do tradycji, zachęca do zwolnienia tempa życia i przewartościowania go. Być może opowiedziana tu historia jest zbyt nieprawdopodobna i przesłodzona, ale myślę, że w grudniu czytelniczki właśnie tego potrzebują.
Książka wprowadzi nas w świąteczny nastrój, ale ten prawdziwy - nie komercyjny, błyszczący i na pokaz, tylko taki pełen radości, miłości i oczekiwania. Przypomni, jak przyjemne jest wspólne przygotowanie tradycyjnych, rodzinnych potraw, wspólne rozmowy, spacery, żarty i dyskusje. Przypomni jak ważna jest rodzina, tradycja i rodzinna historia. Człowiek samotny nie jest w stanie cieszyć się tym co ma. Do celebrowania szczęścia potrzebni są bliscy, musimy mieć się nim z kim podzielić, dopiero wtedy daje nam radość i satysfakcję.
Książka tak po prostu jest cudowna!
[Trzy początkowe akapity można pominąć, to czysta prywata...]
Święta Bożego Narodzenia to często czas refleksji nad życiem i światem. To czas, w którym ludzie zastanawiają się nad tym co ważne i najważniejsze. Weryfikują swoje postępowanie, przewartościowują życiowe priorytety i tak zwyczajnie chcą być lepszymi ludźmi. Na takie zachowania często wpływa świąteczna...
2016-02-25
Za mną kolejna część niesamowitej serii kryminalnej dla młodzieży CLUE. Jak zwykle było interesująco, ekscytująco i zaskakująco :)
Nad Zatoką Okrętów trwa nagrywanie kolejnych scen do filmu kryminalnego. Cała ekipa filmowa zamieszkuje w pensjonacie "Perła", dlatego też trójka przyjaciół: Cecilia, Une i Leo mają na wszystko oko. Co więcej, udaje im się nawet dostać role statystów, i to w najbardziej spektakularnej scenie filmu! W tym czasie w pensjonacie zamieszkuje jeszcze dwóch tajemniczych brodaczy. Kiedy wkrótce ginie kamera, rejestrująca kulisy powstawania filmu, to właśnie ci mężczyźni stają się głównymi podejrzanymi. Czy słusznie?
Z pozoru mało istotne zniknięcie kamery staje się początkiem rozwikłania pewnej zagadki sprzed lat. Nastoletni bohaterowie znowu znajdą się w centrum zdarzeń, w nie zawsze bezpiecznych sytuacjach. Co tym razem się wydarzy? Jednak w tym tomie to nie tajemnica, którą skrywa morskie dno jest najważniejsza. Jestem przekonana, że wszystkich czytelników o wiele bardziej zainteresuje rozwikłanie zagadki śmierci matki Cecilii. To chyba najlepsza rekomendacja, prawda?
Tym razem akcja książki rozwija się nieco wolniej, acz sukcesywnie. Jednak gdy tylko czytelnik odkryje, jak jest blisko poznania tajemnicy śmierci Iselin Gaathe, to bez względu na poziom tempa akcji nie będzie w stanie odłożyć książki nawet na chwilę. Ja wręcz połykałam kolejne kartki, by wreszcie poznać prawdę... Autor kolejny raz w swej opowieści odwołuje się do filozofii. Opowiedziana tu historia nawiązuje do arystotelesowego "złotego środka". Musimy pamiętać, by w każdej sytuacji zachować umiar (także w wysuwaniu wniosków), bo zarówno nadmiar, jak i niedobór czegoś jest szkodliwy i zwykle ma zgubne skutki.
Strasznie podoba mi się ta seria. To, jak autor poważnie "traktuje" swoich czytelników - mimo, że są bardzo młodzi, to on ich szanuje i wierzy w ich inteligencję. Książka powoduje przyspieszone bicie serca, zmusza do myślenia, kojarzenia faktów i racjonalnej analizy sytuacji. Polecam.
Za mną kolejna część niesamowitej serii kryminalnej dla młodzieży CLUE. Jak zwykle było interesująco, ekscytująco i zaskakująco :)
Nad Zatoką Okrętów trwa nagrywanie kolejnych scen do filmu kryminalnego. Cała ekipa filmowa zamieszkuje w pensjonacie "Perła", dlatego też trójka przyjaciół: Cecilia, Une i Leo mają na wszystko oko. Co więcej, udaje im się nawet dostać role...
"W końcu każdy z nas każdego dnia dostaje do rąk maleńki okruszek dobra. Takie ziarenko. Dobrą drobnostkę. Dobrostkę, można by rzec. Wystarczy, że się ją zasadzi w swojej duszy i zacznie pielęgnować. Wtedy dostąpimy prawdziwego szczęścia - i my, i to miasto, i cały świat."*
Ile osób - tyle historii do opowiedzenia. Każdy z nas ma swój bagaż doświadczeń, jedni mniejszy, drudzy większy, ale wszyscy odczuwamy jego "wagę". Przeżyte radości i smutki, sukcesy i porażki wpływają na naszą osobowość, nasz stosunek do życia i świata. Jednak... obojętnie co by się nie działo, warto wykrzesać z siebie okruchy dobra i ofiarowywać je innym każdego dnia. Te drobne gesty z naszej strony sprawią, że komuś będzie lepiej, łatwiej, radośniej, ale i my sami poczujemy się z tym dobrze i jednocześnie silniejsi, by stawić czoła jutru.
O czym zatem jest ta książka? O czynieniu dobra? Też! Jednak przede wszystkim jest to książka o nadziei.
Mieszkańców krakowskiej kamienicy życie delikatnie mówiąc "nie rozpieszcza". Każdy z mieszkańców przeżywa rozterki sercowe, rozlicza się z błędów przeszłości i nie jest pewien co przyniesie przyszłość. Choć jest im naprawdę trudno to świąteczna aura w przededniu wigilii napawa ich nadzieją na odmianę losu. W tym czasie linia życia mieszkańców kamienicy i kilku innych osób przecinają się i łączą w jedną. Nieoczekiwanie tych kilka osób spotyka się przy wspólnym wigilijnym stole i to spotkanie pozwala odzyskać siły, uwierzyć, że będzie dobrze i daje nadzieję na rozwiązanie wszystkich problemów...
Celowo nie opisuję dokładnie książki, bo chcę byście sami poznali jej bohaterów, poczuli tę nadzieję w ich sercach i zrozumieli, że warto wierzyć, warto się starać, dawać sobie i innym szansę, a w problemach, które na nas spadają nie zapominać o drugim człowieku, który często jest tuż obok, a w biegu życia nie zauważamy go, nie zaglądamy w oczy, w których przecież odbijają się potrzeby, uczucia, myśli. Czyńmy dobro, nie wahajmy się rozsiewać "dobrostek" wokół i pamiętajmy o złotej prawdzie - dobro zawsze do nas wraca!
Znany nam z serii "Ogród Zuzanny" duet pisarski poradził sobie z zadaniem stworzenia historii, która podtrzymuje nas na duchu, daje wiarę i siłę, sprawia, że chcemy być jeszcze lepsi, ale też wierzymy, że i nas czekają lepsze chwile. Mnie ujęła zwłaszcza końcówka książki, a więc wspólna wieczerza, budujące rozmowy i wyjście na pasterkę, a tam... słowa kazania. No tak... mnie niewierzącej ujęły właśnie słowa księdza, które miały pomóc odnaleźć w wiernych to co w nich najlepsze i sprawić, by podzielili się tym z innymi.
"W końcu każdy z nas każdego dnia dostaje do rąk maleńki okruszek dobra. Takie ziarenko. Dobrą drobnostkę. Dobrostkę, można by rzec. Wystarczy, że się ją zasadzi w swojej duszy i zacznie pielęgnować. Wtedy dostąpimy prawdziwego szczęścia - i my, i to miasto, i cały świat."*
więcej Pokaż mimo toIle osób - tyle historii do opowiedzenia. Każdy z nas ma swój bagaż doświadczeń, jedni...