-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2023-11-06
2023-09-05
Chyba nikt w historii Huty Katowice nie spojrzał na nią tak ujmująco i przenikliwie jak Anna Cieplak, zachowując przy tym surową sprawiedliwość dziejową, bo tyle, ile marzeń rozpaliło to przedsięwzięcie, tyle w ofiarach odebrało, i mowa tu nie tylko o ludziach, który tracili zdrowie przy budowie, a potem pracy w konglomeracie, ale też o zawłaszczeniu terenu Puszczy Łosieńskiej, karczowanej drzewo po drzewu. To przejęcie przestrzeni w latach siedemdziesiątych nie przerażało jednak tak bardzo, bowiem ten cywilizacyjny przeskok był obietnicą polepszenia bytu tysięcy ludzi, którzy wyrwani z zaścianka marzyli o innym życiu, innym niż mieli ich rodzice, latami związani z kawałkiem ziemi, który karmił, wyciskał siódme poty, ale nie dawał nic poza tym.
„Ciało huty” to wyimek z historii tego miejsca, przedstawiony na tyle interesująco, że mógłby stanowić kanwę dla setek autentycznych życiorysów wchłoniętych przez gorące trzewia największego zakładu metalurgicznego Europy.
To bardzo kobieca opowieść, przez którą się płynie, raz po raz współdzieląc emocje, jakimi obdarowują czytelnika główne bohaterki, Ewa, Ula i Maja. Od młodzieńczych fascynacji spełeczno-ideowych, po traumy, o których nie chce się pamiętać. Ma „Ciało huty” jeszcze jedną heroinę, to doskonale spersonikowana Huta Matka, która żywi i ogrzewa każdego bez wyjątku, aż ma człowiek dość w pewnym momencie, a wtedy Wielka Mać wyciąga resztki witalności, wypluwając ludzki wrak.
Bardzo dobra powieść z okresu PRL-u, która nie powinna przejść bez echa. Polecam!
IG @angelkubrick
Chyba nikt w historii Huty Katowice nie spojrzał na nią tak ujmująco i przenikliwie jak Anna Cieplak, zachowując przy tym surową sprawiedliwość dziejową, bo tyle, ile marzeń rozpaliło to przedsięwzięcie, tyle w ofiarach odebrało, i mowa tu nie tylko o ludziach, który tracili zdrowie przy budowie, a potem pracy w konglomeracie, ale też o zawłaszczeniu terenu Puszczy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-30
„Nie przeraziła mnie twarz prezydenckiego zwycięzcy. Maska głupoty jest przechodnia. Przygniótł mnie ciężar głosującego na niego elektoratu”.
Ten cytat, pochodzący z najnowszej książki Manueli Gretkowskiej pt. „Przeprawa” niech będzie zachętą dla tych wszystkich, którzy podobnie jak ja, lubią, cenią i czekają na każde książkowe dziecko tej autorki. Tym razem nie trzeba było posiłkować się postacią z przeszłości, by opisać beznadziejność kraju, w którym przychodzi nam żyć. Manuela teoretycznie ma już spokój. Jako osoba urodzona w ustroju komunistycznym, nie wyobraża sobie ponownego powrotu do niewolnictwa. Jej emigracja zaowocowała książką pełną inteligentnych wyzłośliwień, wspomnień osób, które stanęły na jej drodze, sytuacji, o których bez wątpienia pragnęłaby zapomnieć, detali z życia codziennego, czułych, smutnych, nazbyt osobistych, by oceniać. Rozczulające są tu ostatnie wspólne dni z matką, pokazujące w jak absurdalnym świecie żyjemy. „Dla cierpiących recepty, a dla chuja lek od ręki”. Skondensowanie znaczeń mistrzowskie.
„Przeprawa” to genialna kronika naszych czasów z perspektywy klasy średniej, zawierająca wiele cennych uwag i zaskakujących point. Mam przeczucie, że zmiana adresu zamieszkania nastąpiła w najbardziej bezpiecznym momencie. Żeromski napisał kiedyś: „Trzeba rozrywać rany polskie, żeby nie zabliźniły się błoną podłości”. Niestety ta błona rozrosła się już do gigantycznych rozmiarów i tylko patrzeć, kiedy to wszystko po raz kolejny je... zacznie krwawić, bo krwawić musi, bez tego się nie obejdzie, tego uczy historia... Czytajcie Gretkowską z otwartą głową.
IG @angelkubrick
„Nie przeraziła mnie twarz prezydenckiego zwycięzcy. Maska głupoty jest przechodnia. Przygniótł mnie ciężar głosującego na niego elektoratu”.
Ten cytat, pochodzący z najnowszej książki Manueli Gretkowskiej pt. „Przeprawa” niech będzie zachętą dla tych wszystkich, którzy podobnie jak ja, lubią, cenią i czekają na każde książkowe dziecko tej autorki. Tym razem nie trzeba...
2023-05-23
Obcowanie z „Czerwonym młoteczkiem” bywa niebezpieczne. Można oberwać i to boli, i sakramencko śmierdzi, bo ta niewielkich rozmiarów książeczka to potężny wyrzyg, w zasadzie na wszystko. Wstrząśnięte, zmieszane, na wpół strawione, wpół sfermentowane kawałki rzeczywistości Kotas lecą teraz na każdego, kto dobrowolnie decyduje się na zapoznanie z nomen omen, jej treścią.
Dla narratorki „Czerwonego młoteczka” wszystko jest ciężarem, nie ma skrawka czasoprzestrzeni, który wiązałby się z czymś dobrym, w związku z tym obrywa się paniom z biblioteki, radiowej reporterce, osobom piszącym o książkach, matce, psycholożkom, itp., itd. W świecie stworzonym przez autorkę medal ma tylko jedną stronę. Zmęczenie autorki/narratorki przechodzi na czytelnika. Smutny obraz człowieka, który nie czuje się stworzony do życia a jedynym działaniem, jakie jest w stanie z siebie wykrzesać to trwanie, najlepiej w ciszy, ciemności, pod kocem. Czy da się tak przeżyć całe życie? Odpowiedzi szukajcie (na własną odpowiedzialność) w „Czerwonym młoteczku”.
IG @angelkubrick
Obcowanie z „Czerwonym młoteczkiem” bywa niebezpieczne. Można oberwać i to boli, i sakramencko śmierdzi, bo ta niewielkich rozmiarów książeczka to potężny wyrzyg, w zasadzie na wszystko. Wstrząśnięte, zmieszane, na wpół strawione, wpół sfermentowane kawałki rzeczywistości Kotas lecą teraz na każdego, kto dobrowolnie decyduje się na zapoznanie z nomen omen, jej treścią.
Dla...
Druga część „Zakrytych luster” toczy się około sześciu lat po upadku Powstania Listopadowego. W dworku w Przylipiu nie jest łatwo. Z jednej strony trzeba się strzec rosyjskiej straży, która chętną ręką łapie i wysyła na wygnanie za każdy patriotyczny przejaw względem ojczyzny, z drugiej strony pochyloną głowę podnoszą chłopi. Rozalia z Edwardem wciąż na posterunku. Dzieci młodego panicza potrzebują matki, tak więc dochodzą nam tu miłosne perypetie, nie tylko samego Edwarda. Zaskakujące wystąpią tu koligacje, dla których rozwiązania szybciej przewraca się kolejne strony powieści. Ogólnie w najnowszym tomie „Wino i wianki” czas przyspiesza. Dużo się też dzieje, oczywiście zakryte lustra są kluczowe, jeśli chodzi o zmiany, a te w drugim tomie są poważne. Zagmatwane losy bohaterów śledzi się z zapartym tchem, co jest najlepszą rekomendacją książki. Oba tomy polecam na wolny weekend, relaks gwarantowany.
IG @angelkubrick
Druga część „Zakrytych luster” toczy się około sześciu lat po upadku Powstania Listopadowego. W dworku w Przylipiu nie jest łatwo. Z jednej strony trzeba się strzec rosyjskiej straży, która chętną ręką łapie i wysyła na wygnanie za każdy patriotyczny przejaw względem ojczyzny, z drugiej strony pochyloną głowę podnoszą chłopi. Rozalia z Edwardem wciąż na posterunku. Dzieci...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wieś w literaturze, wydawać by się mogło, temat otrzaskany na wskroś, bo jak tu się równać z Reymontem, albo świeżą premierą „Akuszerek” Jakubowskiej, jednak warto próbować, i Ewa Cielesz zmierzyła się z tym tematem w serii „Zakryte lustra”.
Autorka przenosi nas do wsi Przylipie, gdzie toczą się losy ziemiańskiej rodziny Stalickich. Dworek skromny, wypełniony wiekowymi meblami, obrazami, pamiątkami rodzinnymi, nad którymi pieczę sprawuje obecna głowa rodziny, Rozalia. Pomaga jej syn, Edward. Pomaga oczywiście logistycznie, bo całą pracę wykonują chłopi, zatrudnieni co prawda, ale wciąż traktowaniu gorzej niż każda inna klasa społeczna. Staliccy należą jednak do tych bardziej empatycznych właścicieli ziemskich, ale doskonale widać, że bez pracy chłopskich rąk niewiele by wartali jako gospodarze. Życie dworku toczy się jak pory roku, rutynowo i przewidywalnie, zmiany wprowadza los, stawiając na drodze mieszkańców to śmierć, to zagubionego wędrowca, to znajdę z wrogiego obozu, to miłość, choć tę jakby rzadziej. W kraju wrze, budzi się Polska, budzi się Orzeł Biały, w głowach szumią marzenia o wolności i niepodległości. Powoli budzą się też chłopi.
„Zakryte lustra. Sny i przebudzenia” czyta się z dużą przyjemnością, o ile ma się sentyment do wsi, do jej obrzędów, rytuałów i wierzeń. Mieszkańcy Przylipia dają się lubić, ale nie ma tu miejsca na jakieś głębsze przywiązanie. Bohaterowie zaciekawiają, czasem złoszczą, ale nic poza tym. Na szczęście jest część druga, a tam jest trochę ciekawiej. Niemniej jednak uważam, że warto zajrzeć do tej książki, dla mnie to był relaks, zwłaszcza tu, w Bieszczadach.
IG @angelkubrick
Wieś w literaturze, wydawać by się mogło, temat otrzaskany na wskroś, bo jak tu się równać z Reymontem, albo świeżą premierą „Akuszerek” Jakubowskiej, jednak warto próbować, i Ewa Cielesz zmierzyła się z tym tematem w serii „Zakryte lustra”.
Autorka przenosi nas do wsi Przylipie, gdzie toczą się losy ziemiańskiej rodziny Stalickich. Dworek skromny, wypełniony wiekowymi...
2023-03-01
„Lunia i Modigliani” to jedna z tych książek, które po przeczytaniu odłożyłam na dwa miesiące. Przez ten czas wracałam do niej myślami, testując swoją pamięć i atomizując emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury. Bardzo nie chciałam, żeby przemawiała przeze mnie nuda i rozczarowanie. Miałam szczerą nadzieję, że powieść o ubogiej Polce, która w Paryżu staje się modelką nieźle zapowiadającego się malarza, będzie równie porywająca jak „Szklane ptaki”, i jak to w życiu bywa, moje wyobrażenia rozbiły się o rzeczywistość. Dawno już nie spotkałam tak do bólu mdłej postaci kobiecej i mam wrażenie, że gdyby tylko pozbyć się z powieści Luni, byłaby to całkiem inna, na wskroś dekadencka, szalona, tryskająca kolorami życia, historia o paryskiej bohemie artystycznej, która w oparach absyntu, między jedną a drugą porcją haszyszu, w nędznych, zatęchłych pokoikach z minimalistycznym wyposażeniem, tworzyła sztukę, którą dziś sprzedaje się za setki milionów dolarów.
Autorka bez wątpienia zrobiła dokładny research, lecz mimo wielu znaczących dla postaci szczegółów, tej książki nie czyta się z tym specyficznym drżeniem serca, które pozwala na totalne zanurzenie się lekturze. Całość jest poprawna, ale plastikowa, a prawdziwe emocje wybijają jak gejzer dopiero na ostatniej prostej. Do tej pory noszę w sobie jakiś smutek na myśl o włoskim malarzu i jego francuskiej kochance, i jestem ogromnie wdzięczna autorce, za przybliżenie mi tego przypadku miłości, wyjątkowego, porywczego i dogłębnie tragicznego. Uczucia, które spaliło się na stosie życia, do którego Ci dwoje nie byli przygotowani. Artyści nie znoszą nudy i normalności...
IG @angelkubrick
„Lunia i Modigliani” to jedna z tych książek, które po przeczytaniu odłożyłam na dwa miesiące. Przez ten czas wracałam do niej myślami, testując swoją pamięć i atomizując emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury. Bardzo nie chciałam, żeby przemawiała przeze mnie nuda i rozczarowanie. Miałam szczerą nadzieję, że powieść o ubogiej Polce, która w Paryżu staje się modelką...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-10
„Ucichło” Marii Karpińskiej należy do jednej z moich ulubionych serii wydawnictwa W.A.B. Archipelagi promują polskich autorów, tych znanych i tych, którzy właśnie zaczynają swoją literacką drogę, która przy obecnej mnogości nowych książek, łatwą nie jest. Karpińska debiutowała nagrodzonymi już „Żywopłotami”. Jak po tym wypada kolejny tytuł? W gruncie rzeczy nie jestem w stanie mocną kreską rozdzielić, o czym jest to książka (i nie jest to coś złego). Czy główny bohater bardziej opłakuję stratę przyjaciela, czy też te chwile z młodości, które przeminęły i nie wrócą? W dorosłym świecie dopada go rzeczywistość i bezceremonialnie odziera ze snu. Coraz większa bezsenność potęguje zmęczenie i niepokój, z którym nie może sobie poradzić. Pojawia się pomysł na terapię, czy skuteczną? O tym przekonacie się, czytając „Ucichło”. Gdzieś na dalszym planie jest cielesna ułomność człowieka, który nie poddaje się chorobie, co więcej, nie przyjmuje jej do świadomości, wręcz udaje, że jej nie ma, podobnie jak zupełnie nie czeka na śmierć. Po prostu żyje, wykrada chwile codzienności, oddycha powietrzem do ostatniego, samodzielnego oddechu. Być może zabrzmi to teraz dziwnie, ale spędziłam z tą książką dwa przyjemne wieczory, urzekła mnie jej sielska prostolinijność. Co więcej, skłoniła do zajrzenia na alledrogo i zakupu pewnej małej, żółtej książeczki. Jakiej? O tym dowiedzą się ci, którzy sięgną po „Ucichło”.
IG @angelkubrick
„Ucichło” Marii Karpińskiej należy do jednej z moich ulubionych serii wydawnictwa W.A.B. Archipelagi promują polskich autorów, tych znanych i tych, którzy właśnie zaczynają swoją literacką drogę, która przy obecnej mnogości nowych książek, łatwą nie jest. Karpińska debiutowała nagrodzonymi już „Żywopłotami”. Jak po tym wypada kolejny tytuł? W gruncie rzeczy nie jestem w...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-14
Film „Johnny” sprawił, że znów zrobiło się głośno o księdzu Janie Kaczkowskim, o nim i o jego działalności. Na fali tej popularności pojawiło się kilka nowych książek, między innymi „Zamiast czekać, zacznij żyć!”, z krótkim i treściwym przesłaniem dla wszystkich tych, którzy w religii katolickiej odnajdują jeszcze jakiś sens, bo choć w filmie postać Jana wydaje się totalnie wyluzowana, jak kolega z sąsiedniej klatki, to nie przestaje on być księdzem, który ma jasno określone cele do osiągnięcia, a jednym z nich jest przytulenie każdej owieczki do mocarnej piersi Boga. Jeśli zdarzy się tak, że nie jest Wam po drodze z kościołem, to Kaczkowski przypomni Wam, podobnie jak przypominał Bartoszewski, że warto być przyzwoitym, że zawsze jest dobry czas na przebaczanie, że nie warto czekać z okazywaniem bliskości i że choć trudno dziś, w tym zabieganym świecie, wykrzesać trochę czasu dla siebie, warto go znaleźć dla innych... potrzebujących bardziej, choć nie zawsze sygnalizujących tę potrzebę. Mała książeczka o poważnych sprawach poleca się pod choinkę.
IG @angelkubrick
Film „Johnny” sprawił, że znów zrobiło się głośno o księdzu Janie Kaczkowskim, o nim i o jego działalności. Na fali tej popularności pojawiło się kilka nowych książek, między innymi „Zamiast czekać, zacznij żyć!”, z krótkim i treściwym przesłaniem dla wszystkich tych, którzy w religii katolickiej odnajdują jeszcze jakiś sens, bo choć w filmie postać Jana wydaje się totalnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06-16
Godna podziwu jest postawa Tarnowskich Gór, które w promocję swojego regionu wkładają kawał serca, przy okazji żywym płomieniem ogrzewając serca czytelników, raz po raz oferując im zacny tomik opowiadań. Tym razem tematyka oscylowała wokół miłości, z którą ja mam trochę na bakier, nie tylko w literaturze. W całym tym zbiorze podobały mi się aż dwie historie, może dlatego, że miłość szła tam ramię w ramię ze śmiercią. Wśród nich jest praca Agnieszki Włoki, która wychodzi poza idylliczny schemat kojarzący się z literaturą pisaną dla kobiet, a w takim nurcie jest między innymi „Psiego najlepszego!”, opowiadanie tak przewidywalne, że aż oczy bolą. Mnie, bo rozumiem, że innym może się podobać i zupełnie tego nie neguję.
Samo wydanie książki jak zawsze na wysokim poziomie, wewnątrz nie tylko piękne grafiki, ale też stare zdjęcia klimatycznych zakątków Tarnowskich Gór.
IG @angelkubrick
Godna podziwu jest postawa Tarnowskich Gór, które w promocję swojego regionu wkładają kawał serca, przy okazji żywym płomieniem ogrzewając serca czytelników, raz po raz oferując im zacny tomik opowiadań. Tym razem tematyka oscylowała wokół miłości, z którą ja mam trochę na bakier, nie tylko w literaturze. W całym tym zbiorze podobały mi się aż dwie historie, może dlatego,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-18
Ile warci są ludzie?
"A ludzie — proszę to podkreślić kilka razy — są tyle warci, jak wielka jest pustka, co po nich pozostaje".
I to jest piękna, najczystsza na świecie, prawda. To zdanie wypowiada jedna z bohaterek "Soroczki" Angeliki Kuźniak, do której materiały autorka zbierała skrupulatnie przez piętnaście lat, każdemu z rozmówcy dając tyle czasu, ile go potrzebował. Nie ma się czemu dziwić, dziś o śmierci się nie mówi. Nie ma jej w planach u ludzi współcześnie żyjących. Nie ma nawet czasu o niej pomyśleć, kiedy głowę zaprzątają setki innych bodźców. Tymczasem są takie osoby, które do dnia, w którym ich ciało odda niebu ostatni oddech, przygotowują się na tyle, na ile mogą. Gdzieś tam w szafach wiszą ubrania, w których wyruszą w ostatnią podróż. Panie w ulubionych spódnicach i bluzkach, które wbrew pozorom, nie zawsze mają kolor czarny, oraz panowie w eleganckich garniturach, czasem w tych, w których szli do ślubu, bo chcą mieć ze sobą coś, co mieli w dniu poślubienia ukochanej (omg, miłość jednak istnieje).
Chociaż motywem "Soroczki" jest odzież, to jednak przy okazji rozmów z autorką, rozmówcy wspominają dawne czasy, w tym okres wojny i powojnia, życia i zwyczajów polskiej wsi, w której śmierć była czymś wyjątkowym, a jej święto (choć absolutnie nieradosne) trwało aż trzy dni i jak każde, wymagało pewnych rytuałów. Mnie najbardziej poruszył rozdział "Tej, która patrzy". Dla mnie to była najsmutniejsza historia, taka, która porusza serce i uczy — nie oceniaj! Nawet jak cię kusi — nie oceniaj!
Warta przeczytania.
IG @angelkubrick
Ile warci są ludzie?
"A ludzie — proszę to podkreślić kilka razy — są tyle warci, jak wielka jest pustka, co po nich pozostaje".
I to jest piękna, najczystsza na świecie, prawda. To zdanie wypowiada jedna z bohaterek "Soroczki" Angeliki Kuźniak, do której materiały autorka zbierała skrupulatnie przez piętnaście lat, każdemu z rozmówcy dając tyle czasu, ile go potrzebował....
2021-10-14
Macie takie miejsce, do którego się wybieracie już od dłuższego czasu i dojechać nie możecie, bo gdy już macie zaplanowaną podróż, nagle wydarza się sytuacja, która diametralnie zmienia Wasze plany? Co gorsza, która uziemia Was na dłuższy czas? Ja mam dwa takie punkty na mapie Polski, Tarnicę, u której stóp złamałam małego palca, i Tarnowskie Góry, przed którymi zwichnęłam kostkę. Podjęłam cztery próby dotarcia do celu i cztery razy nic z tego nie wyszło. Powiedziałam dość! Minęło trochę czasu i ewidentna klątwa zaczyna słabnąć. Na pierwszy ogień pojednania wyszły Tarnowskie Góry, które zagościły u mnie fantastycznymi opowiadaniami związanymi z tym wyjątkowym miastem.
"Tarnowskie Góry Fantastycznie 3" to zbiór 11 opowiadań, które ukazały się nakładem @wydawnictwo_almaz i podkreślam od razu — nie można ich kupić wszędzie! A warto mieć i warto przeczytać, by choć trochę zgłębić klimat i tajemniczość Górnego Śląska. Szczegółowa lista punktów sprzedaży dostępna na stronie wydawnictwa na Facebooku.
Pokusą do zakupu niech będą nazwiska: Anna Kańtoch, Wit Szostak, Paweł Kwiatek, Agnieszka Włoka, Marcin Rusnak, Anna Krztoń, Witold Jabłoński, Anna Askaldowicz, Anna Maria Wybraniec, Marta Magdalena Lasik i Kazimierz Krycz Jr i Zeter Zelke.
Moją uwagę skupiły dwie prace, komiks Anny Krztoń, pokazujący jak łatwo dajemy uciec marzeniom bez ani jednej próby ich realizacji, oraz wspaniałe opowiadanie Agnieszki Włoki, które choć fantastyczne, uderza realiami życia, które dotykają większość z nas. Szukanie własnej drogi, niespełnianie wywindowanych wymogów rodziców, ich niewiara w dobro własnego dziecka, zbyt wczesna ucieczka w dorosłe życie, obcość we własnym domu rodzinnym i wybory, najtrudniejsza część dorosłości. "Wszystkie śmierci Klasy" zaskakuje jakością, gratuluję autorce. CZYTAJCIE <3
Chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na przepiękną okładkę — OBRAZ — autorstwa Barbary Mróz.
Macie takie miejsce, do którego się wybieracie już od dłuższego czasu i dojechać nie możecie, bo gdy już macie zaplanowaną podróż, nagle wydarza się sytuacja, która diametralnie zmienia Wasze plany? Co gorsza, która uziemia Was na dłuższy czas? Ja mam dwa takie punkty na mapie Polski, Tarnicę, u której stóp złamałam małego palca, i Tarnowskie Góry, przed którymi zwichnęłam...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-01
IG @angelkubrick
"Czarty, biesy, zjawy. Opowieści z pańskiego stołu" to dziesięć opowiadań, które żywcem przenoszą czytelnika w odległe czasy, kiedy to wiara chrześcijańska mieszała się z wierzeniami pogańskimi. Autorzy wykorzystali teksty źródłowe epoki, dodając do nich autorską wizję fabularną. Dzięki temu zabiegowi książka wciąga jak najczarniejsze bagno, tylko przyjemności z tego zdecydowanie więcej.
Aby oddać ducha siedemnastowiecznego dworu, autorzy wykorzystali staropolszczyznę, która w pierwszym zetknięciu może nieco odrzucić, gdyż do słownictwa i rytmu zdań trzeba się odrobinę przyzwyczaić (wystarczy przebrnąć przez pierwszy rozdział), za to w kolejnych opowieściach odkrywamy wachlarz słów już zapomnianych, które nadają temu tomowi wyjątkowego smaczku.
Podziękowania za ten trud należą się ogromne, bo nie często zdarza się współcześnie obcować z językiem naszych pradziadów. Tu gromkie brawa! Gdyby zdarzyło się, że z ciągu tekstu nie uda nam się wywnioskować znaczenia poszczególnych słów, na ostatnich stronach umieszczono słownik. Gromkie brawa po raz drugi!
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o ilustracjach, które zdobią każdy rozdział książki. Autorem tych prac jest Błażej Ostoja Lniski, profesor sztuk plastycznych, laureat Nagrody im. Tadeusza Kulisiewicza, wielokrotny zwycięzca warszawskiego konkursu Najlepsza Grafika Miesiąca. Autorskie prace dedykowane dziełu literackiemu zawsze cieszą me oko i budują szacunek do wydawnictwa, które wspiera rodzimych artystów.
"Czarty, biesy, zjawy. Opowieści z pańskiego stołu" gorąco polecam tym z Was, którzy lubią czytać o diabłach, duchach, zjawach, skarbnikach, topielcach, ognikach, morowych dziewicach i innych czortach, które kiedyś nawiedzały polskie ziemie. Nie jestem pewna, czy przegoniono je na zawsze...
IG @angelkubrick
"Czarty, biesy, zjawy. Opowieści z pańskiego stołu" to dziesięć opowiadań, które żywcem przenoszą czytelnika w odległe czasy, kiedy to wiara chrześcijańska mieszała się z wierzeniami pogańskimi. Autorzy wykorzystali teksty źródłowe epoki, dodając do nich autorską wizję fabularną. Dzięki temu zabiegowi książka wciąga jak najczarniejsze bagno, tylko...
2020-07-02
IG @angelkubrick
Po przeczytaniu ostatniej kartki "Kwestii ceny" śmiało mogę napisać: TAK! To jest TO! TEGO chcę więcej! Książka, przy której nie sposób się nudzić, książka zaangażowana społecznie, poruszająca palące tematy, które bombardują nas każdego dnia i z którymi nie umiemy sobie poradzić, mimo cywilizacyjnego zaawansowania, jesteśmy jak dzieci we mgle na statku, który tonie...
Pierwsze kilkanaście stron tej powieści sprawiło, że moja bardzo SUBIEKTYWNA ocena rozbiła skalę. 10/10 na dzień dobry, rzadko mi się to zdarza. Trzy powody tej decyzji. Profesorka Zofia Lorentz pochodzi z Przemyśla (moje rodzinne miasto <3). Pierwsza część opowieści zabiera nas do portu w Odessie (moje drugie ukochane miasto). Powód trzeci, najważniejszy, wracamy na Sachalin, a jak Sachalin to Bronisław Piłsudski, a jak Broniś to AKAN Pawła Goźlińskiego, a jak AKAN to znowu wraca klimat tej niesamowitej historii, którą poznałam w 2019 roku i którą jestem zafascynowana do dziś. Teraz po mistrzowsku została wykorzystana do stworzenia całkiem nowej książki, która absorbuje czytelnika już od pierwszych stron. Ta podróż w czasie jest zarzewiem pogoni współczesnego świata za długowiecznością, którą być może uda się osiągnąć, badając coś, co odnalazła profesorka Lorentz. Nie będzie to jednak dar, który ucieszy wszystkich. Ludzkość będzie żyła dłużej, ale zapłaci za to najwyższą cenę, nastąpi naturalna depopulacja, która ma zakończyć hegemonię człowieka nad planetą. Autor zwraca uwagę czytelnika na kryzys, przed którym stoimy. Nadmierny konsumpcjonizm, uchodźcy, bezduszność korporacji, pogoń za doskonałością, nadmierna eksploatacja planety, zjazd po równi pochyłej, gdzie ostatecznie ustanie panowanie Homo sapiens na Blue Marble. "Kwestia ceny" to fantastyczna przygodówka z momentami, gdzie myślimy "nie, nie zrobisz tego..." po czym autor właśnie to robi, zostawiając czytelnika z otwartą buzią. Pod brawurą, ciętą ripostą i zjadliwym humorem ukryte jest ważne przesłanie, które powinno kłuć nas w dupę, dopóty, dopóki czegoś w końcu nie zrobimy. Lektura obowiązkowa w te wakacje.
IG @angelkubrick
Po przeczytaniu ostatniej kartki "Kwestii ceny" śmiało mogę napisać: TAK! To jest TO! TEGO chcę więcej! Książka, przy której nie sposób się nudzić, książka zaangażowana społecznie, poruszająca palące tematy, które bombardują nas każdego dnia i z którymi nie umiemy sobie poradzić, mimo cywilizacyjnego zaawansowania, jesteśmy jak dzieci we mgle na statku,...
2020-05-29
IG @angelkubrick
Wiedziałam, że nowa książka Manueli Gretkowskiej będzie o władzy i seksie. Z jednej strony byłam jej ciekawa, z drugiej mój pożałowania godny sceptycyzm wymownie kręcił nosem, bo ile można czytać o seksie... Kiedy przyszła, zachwyciłam się jej piękną szatą, a potem, stojąc jeszcze, zajrzałam na pierwszą stronę, potem drugą, trzecią, kolejną... Potem usiadłam, bo ile można stać czytając ;)
Wchodzimy w świat władzy, koligacji, knucia i mataczenia. Władzę sprawuje Stasio Poniatowski, który, choć chęci do rządzenia ma, woli oddać się żądzom, licząc, że reszta jakoś się potoczy. A toczy się i stacza szlachta, której głosy można kupić, a ta chętna jest na pieniądze, bo wydawać musi, sobie uciechy sprawiać i kochankom, a jakże. Tu miesza się absurdalne bogactwo ze skrajną nędzą. Kiedy jedni grzeją się papierami, inni mają w dupie ciasta, słodko jest i rozkosznie. Degrengolada i dewiacje snują się tu i oplątują czytelnika niczym mgła. Fantastyczny obraz kobiet przedstawiła nam autorka, mamy tu Elisabeth Lubomirską, Izabelę Czartoryską i Magdalenę Sapiehę, każda chce być tą jedyną i każda ma na to swój misterny, bezpruderyjny plan. Wiecie, co mnie najbardziej urzekło? Autentyczność i ponadczasowość. Niby mamy tu dworską historię schyłku XVIII wieku a jakbyśmy o czasach współczesnych czytali. Już dawno nie pochłaniałam książki z tak rozbuchaną ciekawością i niekłamanym podziwem. Fascynująca lektura, którą gorąco polecam na weekend :)
IG @angelkubrick
Wiedziałam, że nowa książka Manueli Gretkowskiej będzie o władzy i seksie. Z jednej strony byłam jej ciekawa, z drugiej mój pożałowania godny sceptycyzm wymownie kręcił nosem, bo ile można czytać o seksie... Kiedy przyszła, zachwyciłam się jej piękną szatą, a potem, stojąc jeszcze, zajrzałam na pierwszą stronę, potem drugą, trzecią, kolejną... Potem...
2020-03-19
IG @angelkubrick
"Czarne miasto" to opowieść o śląskiej rodzinie i mieście, które kochają i nienawidzą jednocześnie, gdzie węglowy pył osiada na każdej powierzchni, tworząc surowy, przygnębiający krajobraz a ludzie smętnie snują się po ulicach w brudnych, potarganych ubraniach, których nie szkoda doszczętnie zniszczyć. Przeciwieństwem tego miejsca jest Białe Miasto, gdzie króluje minimalizm, przeszklone ściany budynków, ogromne, jasne mieszkania z ascetycznym wyposażeniem wnętrz. W Roku Zaćmienia główna bohaterka, Wanda, traci miłość swojego życia. W tym samym roku nastąpiła seria katastrof, które zmusiły ludzi do szukania schronienia w tunelach miasta (bardzo podobał mi się fragment z książkami i rozkwitającym życiem towarzyskim). Matka i dwie córki przeżywają utratę ojca, każda z nich na swój sposób. Jak zwykle nieocenionym dobrem są ludzie, którzy z własnej, nieprzymuszonej woli, czasem zachęceni dobrym gestem wykonanym w przeszłości, pomagają na tyle, na ile mogą.
"Czarne miasto" pod potokiem niepotrzebnych słów i mgiełką realizmu magicznego, opowiada o procesie żałoby (Wanda) i przygniatającej sile depresji (Bianka). Szczególnie mocno przebija się tu jednak historia Wandy, smutnej i osamotnionej wdowy. Zabrakło mi tu ślůnskiej godki, szkoda, bo etnolekt w książce o Śląsku byłby wspaniałym dopełnieniem tego i tak przebogatego obrazu, z tym że "przebogaty" nie jest tu komplementem. Jeśli uda się Wam przebrnąć przez 20% tekstu początkowego, jest szansa, że doczytacie do końca. Jest tu masa ciekawych wątków społecznych, jednak praktycznie żaden nie został rozwinięty, ot pojawił się i zniknął w natłoku słownych ozdobników. Niestety nie przypadł mi go gustu również styl autorki, nie należę do osób, które lubią powtórzenia, zdania dołożone przypadkiem, które w istocie nic nie wnoszą, a ich sens jest taki sam, jak w poprzednich zwrotach. Po lekturze czuje się przygnieciona, wracam więc z podkulonym ogonem do Grzędowicza.
IG @angelkubrick
"Czarne miasto" to opowieść o śląskiej rodzinie i mieście, które kochają i nienawidzą jednocześnie, gdzie węglowy pył osiada na każdej powierzchni, tworząc surowy, przygnębiający krajobraz a ludzie smętnie snują się po ulicach w brudnych, potarganych ubraniach, których nie szkoda doszczętnie zniszczyć. Przeciwieństwem tego miejsca jest Białe Miasto, gdzie...
2020-02-02
IG @angelkubrick
Samotne rodzicielstwo to wyzwanie. Sytuacja trudna z każdego punktu widzenia. Każda decyzja okupiona jest podwójną dawką stresu i wątpliwości. Debiutancka powieść Anny Cieślar pt.: "BERDO" opowiada o takiej relacji, z tym że autorka postawiła sobie poprzeczkę pod samo niebo. Akcja toczy się w malowniczych Bieszczadach, które odkrywają przed czytelnikiem swoje mroczne, niedostępne dla turystów, tajemnice. W tym surowym, dzikim miejscu mieszka Berdo, młody, zielonooki mężczyzna, który pod swoją opieką ma Radka, sześcioletniego chłopca, którego pasją jest obserwacja przyrody. Pod pieczą przybranego dziadka uczy się rysować, obserwując zwierzęta w naturalnym środowisku.
Dziecko zdane jest na rodzica, w którym buzuje ogrom emocji, które skrywa pod warstwą szorstkiej nieprzystępności. W tej sielankowej scenerii mamy wiele brutalnych scen, których świadkiem jest Radek. Obraz śmierci zostaje wdrukowany w psychikę dziecka i pozostanie tam na zawsze, zmieniając niewinne dzieciństwo w to przepełnione bólem, strachem i niepewnością. Każdy popełniony tu czyn niesie z sobą tragiczne w skutkach konsekwencje, za które częściowo płaci najmłodszy bohater tej powieści.
BERDO to świetnie skonstruowana powieść drogi. Wędrówka zbliża do siebie tę dwójkę outsiderów, ale wiąże się to z niesamowitym wyrzeczeniem i fizycznym wycieńczeniem. Dramat, w którym główną rolę odgrywa strata, i nie mówię tu tylko o rzeczach materialnych. W życiu najtrudniejsze jest podejmowanie decyzji, ta ostatnia, podjęta przez BERDO, wprawi Was w osłupienie.
Cieślar znakomicie oddała emocje nie tylko dorosłych, ale przede wszystkim dziecka. Pochłaniając kolejne kartki powieści, pochłaniałam też bunt, niepokój i wątpliwości Radka, obawy, który musi rozwiać samotny rodzic, zapewniając dziecku spokój ducha. To jeden z piękniejszych debiutów, jakie przyszło mi czytać. Dla kochających naturę i ogrom emocji, lektura obowiązkowa.
IG @angelkubrick
Samotne rodzicielstwo to wyzwanie. Sytuacja trudna z każdego punktu widzenia. Każda decyzja okupiona jest podwójną dawką stresu i wątpliwości. Debiutancka powieść Anny Cieślar pt.: "BERDO" opowiada o takiej relacji, z tym że autorka postawiła sobie poprzeczkę pod samo niebo. Akcja toczy się w malowniczych Bieszczadach, które odkrywają przed czytelnikiem...
Zyta Rudzka jest trochę jak jej bohaterki, pisze tak, jak jej się podoba, a jak się komuś nie podoba, to niech spada z hukiem! „Ten się śmieje, kto ma zęby” to historia znajomości Wery i Karola, pary dość osobliwej, ale miłość podobno ślepa jest. Niestety Karol nie ma już za wiele do powiedzenia, bo jako świeży nieboszczyk może jedynie z góry spoglądać na to, co też wyczynia jego kobieta, a wdowa, wbrew powszechnym założeniom, radzi sobie całkiem nieźle. Wyprzedaje dorobek życia, lustra, karty, puchary i zegary, wszystko to, na co znajdzie kupca. Przygotować pogrzeb i stypę to nie przelewki, trzeba mieć głowę na karku, a Wera ma. Poza tym jest indywidualistką ponad miarę, pali, pije i przeklina, i ma w nosie, co pomyślą o niej inni. Łącznie z czytelnikami :) Wera żyje i brnie do przodu. Autorka wyciska z języka polskiego ostatnie soki, po raz kolejny bawiąc się przy tym zacnie. „Jak dżokeja zrobić w konia”, „każda jedna dała się ujeździć” i tym podobne kwiatki docenią ludzie z poczuciem humoru i lekko obruszoną piątą klepką. Osobiście preferuję, kiedy autorka mówi męskim głosem (dlatego dużo bardziej podobały mi się „Tkanki miękkie”). Liczę na płodozmian i na kolejną książkę Rudzkiej w takim klimacie :)
IG @angelkubrick
Zyta Rudzka jest trochę jak jej bohaterki, pisze tak, jak jej się podoba, a jak się komuś nie podoba, to niech spada z hukiem! „Ten się śmieje, kto ma zęby” to historia znajomości Wery i Karola, pary dość osobliwej, ale miłość podobno ślepa jest. Niestety Karol nie ma już za wiele do powiedzenia, bo jako świeży nieboszczyk może jedynie z góry spoglądać na to, co też...
więcej Pokaż mimo to