Powtórka Ken Grimwood 7,5
ocenił(a) na 101 tydz. temu “Wiele minęło mych narodzin, i twoich także, Ardżuno
Podczas gdy ja znam je wszystkie, ty nie znasz ich wcale.” - fragment z Bhagawadgita.
“Jeff Winston umarł, rozmawiając przez telefon z żoną.” To nie spoiler, to zdanie otwierające powieść Kena Grimwooda. 43-letni Jeff umiera na zawał w 1988, a następnie budzi się w swoim osiemnastoletnim ciele w 1963 roku z pamięcią o wydarzeniach ostatnich (tym samym nadchodzących) 25 lat. Jak wykorzysta tę szansę na nowy początek?
Żałuję, że nie miałem okazji przeczytać “Powtórki” 10 lat temu. Lekcja, jaka płynie z tej powieści jest ponadczasowa i uniwersalna, ważna w życiu każdego człowieka. Niestety będziecie musieli poznać ją sami, bo zdrada przesłania książki byłaby w tym przypadku spoilerem. Nie fabularnym, lecz emocjonalnym i duchowym. Nigdy nie jest za późno, by przeczytać “Powtórkę”, jednak im wcześniej w swoim życiu weźmiecie się za nią, tym mniejsza szansa, że będziecie później żałować, jak potoczyły się niektóre wasze sprawy.
Należy pochwalić język powieści, który uważam balansuje na tej cienkiej granicy artyzmu i kiczu. Szczególnie będzie to widocznie w późniejszej części lektury, bowiem wraz z kolejnymi stronami stylistycznie jest tu więcej piękna i głębi. Książka bogato opisuje Amerykę lat 60.-80; skupiając się na społecznych konwenansach, trendach, różnicach w postrzeganiu świata, od życia kulturalnego po scenę polityczno-gospodarczą.
Jako, że lądujemy w roku 1963 nietrudno jest się domyśleć, jakie wydarzenie z amerykańskiej historii będzie piastowało w początkowej fabule zaszczytne miejsce. Podobała mi się ta część książki, w której Jeff próbuje rozstrzygnąć, na ile jest w stanie wpłynąć swoją wiedzą na dalsze losy świata. Podobało mi się również to, jak starał się on dociec przyczyn swoich powtórnych reinkarnacji i jak możemy przyrównać te dociekania do pytania o sens naszego istnienia, istotę życia i pojawienia się człowieka we wszechświecie. Owe przemyślenia szczególnie trafnie ilustrują strony 190-191.
Konstatacja na temat przemocy na świecie i ludzkiej obojętności na nią potrafi poruszyć nawet najbardziej skamieniałe serce (no może przesadziłem, takiego nie ruszy zapewne nic). Nie mniej powtórne życia (bo Jeff doświadcza więcej niż jednej powtórki) uwrażliwiają naszego bohatera na cierpienie innych, stawia on jednak w wątpliwość sens ratowania świata, któremu nie ważne jak bardzo staramy się pomóc, to i tak za rogiem czeka kolejna dawka bólu i rozczarowań. Na szczęście na tej pesymistycznej nucie się nie kończy, przynajmniej tyle mogę wam zdradzić (polecam stronę 260).
Ale co najbardziej zapadnie mi w pamięć po lekturze to dogłębna samotność i smutek, jaki odczuwałem obserwując zmagania Winstona z tą nową-starą rzeczywistością. Chcąc zrealizować swoje ambicje, marzenia, nadzieje zawsze tracimy coś w zastępstwie, czasem alternatywa ujawnia przed nami ukryte dotąd pułapki nieszczęść, innym razem zyskujemy coś nowego, by na koniec tylko znów to utracić. Gdzie w tym wszystkim leży sens życia? Nie ukrywam, że obok “Kwiatów dla Algernona” była to najlepsza humanistyczna powieść z elementami fantastyki, jaką kiedykolwiek przeczytałem. A może była ona po prostu dla mnie wyjątkowo osobista? A może po prostu wciąga opowieścią i wzrusza tragizmem postaci?
Na koniec warto wspomnieć, że jest to w zasadzie romans. Główna oś fabularna kręci się wokół Jeffa, który próbuje odzyskać utraconą miłość. To twierdzenie jest prawdziwe na wielu płaszczyznach. Pierwsza powtórka wyrywa go z więzi nieszczęśliwego małżeństwa. Zdobywa fortunę i jako człowiek majętny ma problem, aby odnaleźć prawdziwą miłość w tych wyższych, przepełnionych zimną kalkulacją sferach. Przychodzi ona do niego troszkę nieoczekiwanie, na sam koniec, by ostatecznie paść ofiarą niezrozumiałego resetu powtórek. Kolejna szansa otwiera się przed Jeffem za sprawą swojej dawnej sympatii ze studiów (z którą w “oryginalnym” życiu rozstał się parę miesięcy później). Jeszcze inna: w nieograniczonym, niezobowiązującym, otwartym seksie. Następna w spotkaniu dwóch dusz, mających ze sobą wiele wspólnego, które próbują się odnaleźć w tej chaotycznej rzeczywistości. A może warto spróbować odbudować stare małżeństwo, mając w pamięci wszystkie czynniki, które doprowadziły do jego upadku? Jeff Winston szuka miłości, potrzebuje jej do przetrwania, do złagodzenia bólu straty i bezlitosnej śmierci, które czyhają na niego niezmiennie 18 października 1988 roku. Nie obędzie się bez wzlotów i upadków, bez emocjonalnych wyzwań dla bohatera, które mnie - czytelnika - poruszały do żywego, bo całe to tworzenie więzi i relacji przez Jeffa ostatecznie doprowadzi go do odpowiedzi o sens skazanej na unicestwienie egzystencji. Jest tu również dużo wstawek erotycznych, które miały sensowne uzasadnienie fabularne. Były zmysłowe, napisane z szacunkiem do drugiej strony uwielbienia, nie odsłaniające wszystkich kart, przywołujące odrobinę radości w tym oceanie smutku i utraty. Tak powinien wyglądać erotyzm, a nie to co mamy w literaturze YA fantasy.
Polecam absolutnie każdemu. No, może jakaś szczątkowa wrażliwość jest niezbędna, aby pełnymi garściami czerpać z lektury to, co najlepsze. Wzruszająca, wciągająca historia (nie mogłem oderwać się od niej ani na chwilę, nawet w pracy myślałem tylko o niej),bogata w przemyślenia i przede wszystkim z budującą puentą, która mam nadzieję zostanie z Tobą do końca życia.
Drobna uwaga-ostrzeżenie: książka może wydać się wam banalna, ale moim zdaniem najprostsze/fundamentalne rzeczy w życiu takie są. Sztuką natomiast jest przedstawić ten banał tak, abyśmy nie mogli wyjść po kontakcie z nim obojętnie.
Ps. Ironicznie Ken Grimwood zmarł na zawał serca (tak samo jak Jeff Winston) pisząc sequel “Powtórki”. Miał 59 lat.
“- Czy kiedyś szybowałaś? - zapytał Jeff.
- To znaczy, czy latałam szybowcem? Nie, nigdy.
Objął ją w talii obydwiema rękami i mocno przytulił.
- To poszybujemy - wyszeptał w jej miękkie piaskowe włosy. - Poszybujemy razem.” - str. 192.