-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-11-28
2023-10-18
Faulkner inspirował i nadal inspiruje wielu pisarzy, w tym najnowszego noblistę z dziedziny literatury, Johna Fossego. Nowe wydanie „Światłości w sierpniu” z odświeżonym tłumaczeniem ma zachęcić do sięgnięcia po klasykę, która wbrew pozorom nie zestarzała się ani odrobinę. A jeśli powiem Wam, że to, o czym pisał Faulkner, znajdziecie w czwartym sezonie serialu „Synowie Anarchii”, co więcej, wiąże się to również z ruchem LGBTQ+. Niewiarygodne? A jednak :)
Dwa słowa na temat tłumaczenia. Wyrazy uznania dla Piotra Tarczyńskiego, który przywrócił fantasmagoryczny język Faulknera. Kategorycznie sprzeciwiam się jednak nazywaniu takich związków jak: zmierzchopełny, niewyraźnogłosy, cienioznaczony czy zdrewniałolicy mianem hybrydopotwora. To są wspaniałe tulosłowa, które dopiero razem tworzą pełen obraz sytuacji. Takie łączenie wyrazów jest czymś naturalnym, a przykładem niech będzie córa Uncelka i jej szorstkośliska okładka. Język tworzony na potrzebę chwili. Coś pięknego. William umiał w te klocki i tłumacz oddał to najpełniej, jak tylko można było. Na marginesie, to jedna z tych książek, które momentami czytałam na głos, żeby usłyszeć soczystość każdej sylaby, dajmy na to „stado ptaków, nisko nad ziemią w bezruchu, w nieruchomoskrzydłym, drżącym zawieszeniu”. Mrrr
„Światłość w sierpniu” to powieść drogi, szukanej i pokonywanej na wiele sposobów. To garstka wyrazistych postaci, których odkrywanie i łączenie należy do czytelnika. Nikt nie uprzedził, że to będzie łatwe zadanie, ale ileż szarych komórek wytworzy się tu przy łączeniu kropek! Duszna atmosfera małego miasteczka jest tłem dla historii ciężarnej Leny, uciekającego Lucasa, Joe Christmasa, pastora Hightowera, Byrona i panny Burden. Powieść wypełnia tajemnica, która doprowadzi do niejednej śmierci. Są zdrady, samobójstwa, przemoc fizyczna i wciąż odczuwalny podział rasowy. Sceny brutalne przeplatają się z gestami dobroci, ale „za bycie dobrym płaci się tak samo, jak za bycie złym”.
Jednym z wątków, które w swojej książce opisał Faulkner, jest tożsamościowe wyparcie, którego doświadczył jeden z bohaterów powieści, a które w psychologii określa się mianem passingu. Termin ten odnosi się do osób czarnych, bądź innych niebiałych, które z powodu jasnego odcienia skóry, mogą być uważane za białych. Osoby takie pozbawione charakterystycznych cech rasy negroidalnej, z łatwością asymilują się z rasą białą, głównie po to, by uniknąć wiktymizacji z powodu swojego pochodzenia. Takie osoby są zdolne do wszystkiego, byleby ich sekret pozostał w ukryciu. Niestety ta wewnętrzna „walka krwi” sieje spustoszenie w ich psychice. Pisała o tym dr Lillian B. Rubin. Dokładnie ten sam problem pojawia się w czwartym sezonie serialu „Synowie Anarchii”, gdzie Theo Rossi (w filmie Juice Ortiz) idealnie oddaje to, z czym zmagał się bohater „Światłości w sierpniu”. Co ciekawe, passing jest obecnie mocno związany z ruchem LGBTQ+ i oznacza osobę, która jest odbierana przez innych zgodnie z płcią, z którą się identyfikuje, a nie z płcią biologiczną. Również to jest bardzo dobrze pokazane w wyżej wymienionym serialu, tylko dwa sezony dalej. Jeśli więc ktoś mi teraz powie, że klasyka trąci myszką, to go śmiechem zabiję ;) Czytajcie, oglądajcie i bawcie się dobrze :)
IG @angelkubrick
Faulkner inspirował i nadal inspiruje wielu pisarzy, w tym najnowszego noblistę z dziedziny literatury, Johna Fossego. Nowe wydanie „Światłości w sierpniu” z odświeżonym tłumaczeniem ma zachęcić do sięgnięcia po klasykę, która wbrew pozorom nie zestarzała się ani odrobinę. A jeśli powiem Wam, że to, o czym pisał Faulkner, znajdziecie w czwartym sezonie serialu „Synowie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Co tydzień zalewa nas ogrom nowości wydawniczych, mniej lub bardziej udanych, tymczasem na bibliotecznych półkach stoją tytuły, które swoje pięć minut mają już za sobą i z wolna popadają w zapomnienie. A szkoda, bo choćby taka „Zulejka otwiera oczy” Guzel Jachiny, gdyby tylko miała odpowiedni entourage na chwilę przed premierą i w jej trakcie, zrobiłaby podobną furorę co „Akuszerki” Jakubowskiej, a nawet lepszą, bo to zwyczajnie lepsza historia jest. Aha, i w żadnym wypadku nie jest to „literatura kobieca”, choć o kobiecie opowiada.
„Zulejka” nie powstałaby, gdyby nie rozmowy autorki z jej babcią, Tatarką, która została wywieziona na Syberię jako młodziutka dziewczyna, a wróciła jako kobieta pełna siły i poczucia własnej wartości. Książka jest po części hołdem złożonym tatarskim przodkom Jachiny, historią przesiąkniętą autentyzmem (sceny, jak choćby transport przez Angarę, przy których otwierałam usta ze zdziwienia, wydarzyły się naprawdę).
Okres rozkułaczania i kolektywizacji lat 30. XX wieku do chwili obecnej jest tematem, z którym współczesna Rosja nie potrafi się oswoić. Po premierze serialu, nakręconego na podstawie powieści, zarówno na Jachinę, jak i aktorkę grającą Zulejkę, Czułpan Chamatową, wylała się potężna fala hejtu za „bezczeszczenie pamięci o ojczyźnie”. Wujek Stalin wiecznie żywy...
Filmowa narracja podkręca niesamowity klimat tej historii, natomiast wątek liryczny, który dość mocno się wyróżnia, nie przysłania dramatów, które wypełniają większość kart tej powieści. Autorka wspaniale nakreśliła charaktery swoich postaci, nie ma ich tutaj za wiele, ale każdy jest jakiś, i jest po coś. Idealne osadzenie w czasie i przestrzeni. Sięgnięcie do tatarskich słów, używanych przez babcię Guzel są smaczkiem, który czyni tę książkę jeszcze wspanialszą. A dla nieprzekonanych powiem tylko, że w przeciwieństwie do „Akuszerek”, tutaj nie wzruszałam się do łez (za duży szok), ale ostatnia scena z Ignatowem rozłożyła mnie na łopatki. Można stać po niewłaściwej stronie, ale kiedy ma się elementarne poczucie sprawiedliwości, honor i moralność, choćby kreśloną według własnych zasad, to ma się wszystko, by z godnością spojrzeć na siebie w lustrze.
Absolutnie wyjątkowa opowieść o kobiecie, której oddanie i miłość dała siłę, by żyć w miejscu, gdzie ginęły tysiące...
Gorąco namawiam do wznowienia <3
IG @angelkubrick
Co tydzień zalewa nas ogrom nowości wydawniczych, mniej lub bardziej udanych, tymczasem na bibliotecznych półkach stoją tytuły, które swoje pięć minut mają już za sobą i z wolna popadają w zapomnienie. A szkoda, bo choćby taka „Zulejka otwiera oczy” Guzel Jachiny, gdyby tylko miała odpowiedni entourage na chwilę przed premierą i w jej trakcie, zrobiłaby podobną furorę co...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-31
IG @angelkubrick
Milion razy zaczynałam pisać swoją opinię na temat książki "Kleopatra. Królowa, która rzuciła wyzwanie Rzymowi i zdobyła wieczną sławę" (jest jakiś konkurs na najdłuższy tytuł przeczytanej książki?), i tyleż samo razy się poddawałam, bo z mistrzem słowa, cesarzem narracji, Alberto Angelo, iść w szranki, nie sposób. Przysięgam tutaj uroczyście, że nie miałam jeszcze okazji czytać o historii przedstawionej w tak ciekawy, interesujący i angażujący sposób. Autor zasłania czytelnikowi oczy, a następnie w magiczny sposób przenosi go do czasów za panowania Cezara i Kleopatry. Jego opowieść wolno sączy się do ucha i tworzy obrazy, które szokują, dziwią, ale najczęściej po prostu zachwycają.
Gdybym powiedziała, że to książka tylko Kleopatrze, skłamałabym. Starożytność to szalenie ciekawy czas. To świat zdominowany przez mężczyzn, dlatego silne, kobiece jednostki, którym udało się przebić, fascynują do dnia dzisiejszego. Kleopatra dorastała w Aleksandrii, chłonęła jedną z najwspanialszych kultur, jakie nosiła ta Ziemia, dla której sednem było umiłowanie mądrości. Doskonale wykształcona, znająca języki, obyta z wystąpieniami publicznymi, obdarzona wyjątkową urodą królowa, nie tylko powiększy pierwotny obszar panowania, ale też posiądzie serca aż dwóch potężnych władców, Gajusza Juliusza Cezara i Marka Antoniusza.
O nich ta książka opowiada. Niebagatelne opisy oddają ducha epoki, czytając, uczestniczymy w tym wszystkim, co opisuje autor. Są momenty, po których zbierałam zęby z podłogi. Śmierć Cezara czy też ostatnia bitwa pod Akcjum (moment z okrętami) wywalają z butów. Natomiast o dreszcze przyprawił mnie fragment, kiedy Kleopatra po raz pierwszy przypływa do Marka Antoniusza. Jej statek wolno sunie po rzece a całe miasto już WIDZI I CZUJE, że oto jest świadkiem czegoś absolutnie niezwykłego, czegoś, czego nikt do tej pory nie widział i czego nikt już, nigdy nie zobaczy. Bezprecedensowy przypadek w całej historii. Nie mam słów, żeby opisać, jak bardzo zachęcam Was do spotkania z tą książką.
IG @angelkubrick
Milion razy zaczynałam pisać swoją opinię na temat książki "Kleopatra. Królowa, która rzuciła wyzwanie Rzymowi i zdobyła wieczną sławę" (jest jakiś konkurs na najdłuższy tytuł przeczytanej książki?), i tyleż samo razy się poddawałam, bo z mistrzem słowa, cesarzem narracji, Alberto Angelo, iść w szranki, nie sposób. Przysięgam tutaj uroczyście, że nie...
2021-04-07
IG @angelkubrick
"Na południe od Brazos" czekało na swoją kolej dwa lata. Ciekawiła mnie ta książka, ale jednocześnie przerażała objętość, nie tyle ilość stron, co po prostu jej ciężar (nie da się jej czytać na leżąco, omdlenie rąk gwarantowane), mimo to po tysiąckroć zapewniam, że warto poświęcić jej bezcenne godziny życia, bo jeszcze nikt tak prosto i pięknie o życiu Wam nie opowiedział. I nie opowie, albowiem Larry McMurtry odszedł w trzecim miesiącu roku 2021, dokładnie wtedy, kiedy ja zbliżałam się małymi krokami do końca jego powieści. Och Larry! :(
Zdawać by się mogło, że w roku 1985 rynek filmowy i wydawniczy o westernie powiedział już wszystko. Wtedy to ukazuje się monumentalna powieść McMurtry`go, który wszystkim znawcom westernu mówi "potrzymajcie mi whiskey" (tak trafnie określiła to Monika @thebookofchange, i celniej się nie da). Historia Ameryki zakorzeniona jest w przeszłości pisarza. Młodość jego dziadka, właściciela rancza przypada na pierwsze dekady XX wieku, okres, w którym etos kowboja powoli odchodzi do lamusa. Larry podejmuje ten temat, pisząc w 1971 roku scenariusz do filmu, w którym jedną z głównych ról miał zagrać John Wayne (tworząc postać kapitana Calla). Ostatecznie odmówił, nie mogąc pogodzić się z faktem, że western o tak schyłkowym charakterze nie jest tym, do czego przywykł. Lepiej być nie mogło, choć kosztowało to autora 35 000 dolarów (musiał bowiem odkupić prawa autorskie do własnego scenariusza od Warner Bros). Ponad dekadę dojrzewała w nim historia, która poprzez swoją intertekstualność wymyka się ogólnemu pojęciu definicji westernu. Takiego tygla emocjonalno-historyczno-obyczajowego nie spotyka się na co dzień.
Nikt lepiej nie ujął ducha Ameryki, tu w postaci Gusa, uśmiechniętego wielbiciela kobiet, który emanuje pewnością siebie i mrukliwego Calla, którego ciężka praca buduje ten kraj. To zróżnicowanie charakterów pozwala snuć opowieść, w której na przemian przeplata się czarny humor z życiowymi problemami, z którymi muszą poradzić sobie bohaterowie tej książki. Bardziej wrażliwe dusze ostrzegam, że świat przedstawiony przez autora nie jest upiększany. Mamy więc prosty język, cięte riposty, brudnych i spoconych facetów, saloon bary, karty i whiskey. Indian nikt nie nazywa rdzennymi mieszkańcami Ameryki, w saloonach są kurwy, dzieci to tania siła robocza a zwierzęta służą do tego, aby przeżyć. Autor w paru momentach podkreśla bezsensowne wybijanie bizonów, które powoli zaczynały zanikać (scena z obłąkanym starcem zwożącym kości jest swego rodzaju epitafium upamiętniającym potęgę tych zwierząt). Z tej pozornej prostoty wybija się obraz drogi, dążenia do celu, trudnych wyborów, konsekwencji tychże, ofiar, które po drodze się ponosi, różnych rodzajów samotności i niesamowity obraz miłości, w każdym możliwym odcieniu. Tu żadna postać nie jest nijaka. Każdy szczegół ma znaczenie (tablica z Lonesome Dove, wędrujące świnki czy ogromny wół, którego nikt nie lubił - poza kapitanem - bo każdy bał się jego ogromnej siły). Należy wspomnieć, że grono bohaterów opisanych przez Larrego ma swój pierwowzór w rzeczywistości a najbardziej niezrozumiałe dla nas poczynania miały miejsce naprawdę. Na pewno warto przy tej okazji zastanowić się nad obietnicami, o ile honorowo jest je dotrzymywać, tak nie wszystkie warte są spełnienia.
Na koniec dodam, że "Na południe od Brazos" kobietami stoi. Na szczególną uwagę zasługuje Klara, właścicielka rancza, handlująca głównie końmi. Silna i niezależna. Dumna mimo bólu, jaki przyniosło jej życie. Lorie, kurwa z Lonesome Dove, w której kochają się wszyscy, a która ma dość stagnacji i mimo trudów, decyduje się na wędrówkę do miejsca, o którym od dawna marzy. Elmira, żona nieśmiałego, młodego szeryfa, która ucieka z handlarzami whiskey, pomimo tego, że ma własny dom, odchowanego już chłopca i kolejne dziecko w drodze. Dlaczego? Wreszcie Janey, niesamowita dziewczynka, która stojąc na progu dojrzałości, zmaga się z brutalnym światem mężczyzn.
"Na południe od Brazos" to naprawdę wspaniała opowieść, to jedna z tych książek, do których będę wracać, która sprawia, że na samo wspomnienie niektórych scen wzruszam się jak nienormalna. Nie będzie nowiną, jeśli powiem, że moje serce należy do Gusa (bo SZANUJE KAŻDĄ kobietę, poświęcając jest swoją uwagę i swój czas), a także do Newta, bo mamy ze sobą wiele wspólnego. A gdyby ktoś powiedział Wam, że ta książka to tylko pędzenie krów z kilkoma wątkami pobocznymi, to zróbcie taki odwrót, jaki zrobił Gus, kiedy atakowali go Indianie. Lepiej unikać zatrutych strzał ;) Na koniec dodam, że jest szansa, że w tym roku pojawi się kontynuacja. Czytajcie, czytajcie, czytajcie!
IG @angelkubrick
"Na południe od Brazos" czekało na swoją kolej dwa lata. Ciekawiła mnie ta książka, ale jednocześnie przerażała objętość, nie tyle ilość stron, co po prostu jej ciężar (nie da się jej czytać na leżąco, omdlenie rąk gwarantowane), mimo to po tysiąckroć zapewniam, że warto poświęcić jej bezcenne godziny życia, bo jeszcze nikt tak prosto i pięknie o życiu Wam...
2020-07-17
IG @angelkubrick
Umiejętność obserwacji Maurice Maeterlincka, a następnie łatwość, z jaką przekazuje zdobyte informacje, jest ze wszech miar godna podziwu, co zresztą uhonorowano zasłużoną nagrodą Nobla (1911 r.). Jego ogrom wiedzy na dany temat (w tym przypadku mówimy o życiu i zwyczajach pszczół) wylewa się niemal z każdej strony tej monografii.
Jednocześnie autor jest przy tym szalenie powściągliwy i skromny. Nie zarzuca czytelnika górą suchych faktów, lecz umiejętnie dzieli się swoimi przemyśleniami. Dozuje je i rozbudza w odbiorcy podziw, a może i nawet miłość do tych maleńkich, ale jakże ważnych dla świata, istot.
"Wiadomo, że każdy obserwator uważa za najinteligentniejszy i najciekawszy ten rodzaj stworzeń, którymi się sam interesuje, a wszystkie inne ma za nic. Należy się pilnie wystrzegać tego urojenia powstałego pod wpływem miłości własnej".
"Życie pszczół" nie jest stricte opowieścią przyrodniczą. Niezwykle poetycki język autora oraz filozoficzne rozważania nadają tej książce wielowymiarowości a ją samą śmiało sytuują obok klasycznej literatury pięknej. Przy końcu lektury zdziwicie się, jak wiele wspólnego z pszczołą mają ludzie.
Nie sposób nie wspomnieć o wybitnym wydaniu. Solidna, gruba, fakturowana oprawa ozdobiona oryginalną ryciną z 1864 roku, malownicza WYKLEJKA, gruby papier, szycie i moc wyjątkowych ilustracji. Dzieło ABSOLUTNE.
IG @angelkubrick
Umiejętność obserwacji Maurice Maeterlincka, a następnie łatwość, z jaką przekazuje zdobyte informacje, jest ze wszech miar godna podziwu, co zresztą uhonorowano zasłużoną nagrodą Nobla (1911 r.). Jego ogrom wiedzy na dany temat (w tym przypadku mówimy o życiu i zwyczajach pszczół) wylewa się niemal z każdej strony tej monografii.
Jednocześnie autor jest...
2021-02-14
IG @angelkubrick
On pisał do niej: "Jeżeli by Ci się cokolwiek zacierało z tego, co było między nami, to przypominam Ci, że to się zaczęło w nocy 1-go lutego — data nieważna, nawet lepiej w ogóle bez dat... Zupełnie przypadkowo, w przypadkowym towarzystwie znalazłem się w STS-ie, tańczyłem z paroma dziewczynami przypadkowymi, a potem — z Tobą i przypadkowość skończyła się, bo przecież byliśmy tamtej nocy umówieni od lat i ja to od razu zrozumiałem i dlatego powiedziałem sobie: Nareszcie!"
Ona odpowiadała: "Coś Ty zrobił, Jeremi... — Zostawiłeś mnie samą w pustym mieście, w którym pełno jest tylko Twojej nieobecności."
Początek niespodziewanej miłości Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory zaowocował setkami słów, których intymność momentami zawstydza. Zauroczenie, tęsknota, namiętność, a potem nawet szaleństwo, wszystko można ułożyć ze zdań, jakie wymieniała ze sobą para kochanków, mistrzów słowa, które pokonały czas. Czytelnik "Listów na wyczerpanym papierze" ma niepowtarzalną okazję obserwacji człowieka, który pozwala sobie na zauroczenie, który karmi je i rozwija aż do momentu, w którym emocje biorą górę nad logiką. Z drugiej strony oboje byli wielkimi artystami a artysta, żeby tworzyć, musi przeżywać, dużo i silnie. Oboje byli sobie natchnieniem i ze stanu emocjonalnego, w jakim żyli, powstało mnóstwo znanych i lubianych utworów. W lutym to najlepsza lektura - polecam!
IG @angelkubrick
On pisał do niej: "Jeżeli by Ci się cokolwiek zacierało z tego, co było między nami, to przypominam Ci, że to się zaczęło w nocy 1-go lutego — data nieważna, nawet lepiej w ogóle bez dat... Zupełnie przypadkowo, w przypadkowym towarzystwie znalazłem się w STS-ie, tańczyłem z paroma dziewczynami przypadkowymi, a potem — z Tobą i przypadkowość skończyła...
2020-09-25
IG @angelkubrick
W naszym języku funkcjonuje wiele powiedzonek, które ułatwiają nam opisanie konkretnych sytuacji. Kiedy udaje się wyjść zwycięsko z opresji, mówimy "cud nad Wisłą". Dlaczego akurat tam? Wzięło się to od wygranego starcia, notabene osiemnastej decydującej bitwy w dziejach świata, która rozegrała się pomiędzy sowieckimi oddziałami Armii Czerwonej a armią Wojska Polskiego. To właśnie od tej kampanii zależało, czy Polska zostanie suwerennym i niepodległym państwem.
Uwierzcie mi, że wygrać nie było łatwo. Początek sierpnia nie malował się w szczęśliwych barwach. Piłsudski, pod wpływem nawału hiobowych wieści, traci głowę. Jego apatia zadziwia nawet jego najbliższych. Zdobywca Kijowa gubi gdzieś swoją charyzmę. Zmęczenie i bezwola drąży nie tylko morale przywódcy ale także całego Wojska Polskiego. Żołnierze zasypiają na stojąco pod ogniem granatów, byle tylko na chwilę zamknąć oczy... Depresję Piłsudskiego pogłębiają też braki w ekwipunku i umundurowaniu, co kwituje: "Takich dziadów dotąd w ciągu całej wojny nie widziałem".
Armia wroga nie była lepsza. Tamtejsi dowódcy wysłali do boju żołnierzy, którym często brakowało nawet butów, o mundurze czy broni nie wspominając. Obietnice za to mieli wielkie. Co zdobędą to ich, tak więc w pierwszej kolejności bolszewicy grabili chłopskie wozy, wierząc, że zapełnią je bogactwem.
Oni zatem mieli swoje obietnice, a jak budowano wolę walki w naszych obrońcach? Nieocenione okazały się kobiety, agitowały nawet w restauracjach i na bazarach, rozbudzając w mężczyznach żądzę wolności. A kiedy sytuacja na froncie była naprawdę zła, z pomocą przyszła... czekolada.
O tej wyjątkowej bitwie przeczytacie w drugiej części przepięknie wydanego albumu "Wojna o wolność 1920. Bitwa warszawska" pod redakcją Agnieszki Knyt. Cała historia opowiedziana jest poprzez osobiste zapiski uczestników i świadków wojny, nie ma tu więc miejsca na dywagacje, czytelnik dostaje świadectwo w najczystszej postaci. Do tego zdjęcia, mapy, plakaty. Edytorskie mistrzostwo. Polecam!
IG @angelkubrick
W naszym języku funkcjonuje wiele powiedzonek, które ułatwiają nam opisanie konkretnych sytuacji. Kiedy udaje się wyjść zwycięsko z opresji, mówimy "cud nad Wisłą". Dlaczego akurat tam? Wzięło się to od wygranego starcia, notabene osiemnastej decydującej bitwy w dziejach świata, która rozegrała się pomiędzy sowieckimi oddziałami Armii Czerwonej a armią...
2020-08-25
IG @angelkubrick
Każdy z nas ma na swój temat jakieś wyobrażenie, z reguły nieco odbiega ono od rzeczywistości, od tego, jak tak naprawdę czujemy gdzieś tam, w środku. Z drugiej strony, głęboko przed światem, absolutnie wszyscy, skrywamy lęki, o których sami nie chcemy pamiętać.
Tylko czasem te lęki wychodzą i przejmują władzę nad życiem tu i teraz. Dam Wam własny, najnowszy przykład. W ubiegłym tygodniu wybraliśmy się w Karkonosze. Uwielbiam chodzić po górkach, lubię ten wysiłek (nawet jak po drodze narzekam), a potem wewnętrzną radość, że udało mi się dojść do celu. Jednak w trakcie ostatniego wypadu nie weszłam na żaden szczyt. Zaczęło się na 30 minut przed wjazdem do miasteczka. Czułam ukłucia w okolicy serca, miałam płytki oddech, zaczął mnie uwierać palec, który kiedyś był złamany i czułam ogólną, wewnętrzną słabość (coś jak bóle mięśni przy grypie). Dojechaliśmy na parking, przygotowałam się do wędrówki (czując się coraz gorzej), i w momencie wejścia na szlak odwróciłam się do wszystkich, oznajmiając, że nie dam rady iść, że źle się czuję, że będę spacerować po okolicy. Zostałam w dolinie. Po godzinie wszelkie dolegliwości ustąpiły.
Miałam pół dnia do zagospodarowania. Znalazłam uroczą ławeczkę w zakątku, gdzie nikt nie zaglądał, a ja miałam piękny widok na przepływającą w dole rzekę. Zaczęłam czytać "Jak myśleć o sobie dobrze", bo tylko to miałam w PDF na telefonie. Oprócz tego, że dowiedziałam się, jakie trawią mnie lęki, że jestem mało pewna siebie, to jeszcze (strona 110) właśnie przeszłam gigantyczny atak paniki, uczucie, które właśnie rozwaliło mi plan dnia, odebrało radość wspinania się ponad chmurami (dosłownie), skazało na alienację. Siedziałam na tej ławce, kręciłam głową z niedowierzaniem i uświadamiałam sobie, że wszystkie pieprzone obawy, które dzień w dzień tłumię, niespiesznie przejmują kontrolę nad moim życiem. Unikałam wizyty u psychoterapeuty, bo nie miałam ochoty wybebeszać przeszłości. Życie zrobiło mi niespodziankę. Psychoterapeutka przyszła do mnie, Stefanie Stahl robi to DOBRZE.
To, jak odbierzecie tę książkę, zależy od ilości przeżyć, jakie dźwigacie. Wszędzie widzimy hasła dotyczące samoakceptacji. Jest tu pewna pułapka. Jak akceptować siebie, skoro podskórnie czujemy, że w środku jest coś nie tak? Książka Stahl odkrywa przed czytelnikiem obszary, które są popsute, opisuje jak do tego doszło a na koniec daje wskazówki. Do pełnej harmonii zazwyczaj prowadzi długa droga, ale kierunek mamy już wskazany :) Korzystajcie z tej literatury.
IG @angelkubrick
Każdy z nas ma na swój temat jakieś wyobrażenie, z reguły nieco odbiega ono od rzeczywistości, od tego, jak tak naprawdę czujemy gdzieś tam, w środku. Z drugiej strony, głęboko przed światem, absolutnie wszyscy, skrywamy lęki, o których sami nie chcemy pamiętać.
Tylko czasem te lęki wychodzą i przejmują władzę nad życiem tu i teraz. Dam Wam własny,...
2020-07-02
IG @angelkubrick
Po przeczytaniu ostatniej kartki "Kwestii ceny" śmiało mogę napisać: TAK! To jest TO! TEGO chcę więcej! Książka, przy której nie sposób się nudzić, książka zaangażowana społecznie, poruszająca palące tematy, które bombardują nas każdego dnia i z którymi nie umiemy sobie poradzić, mimo cywilizacyjnego zaawansowania, jesteśmy jak dzieci we mgle na statku, który tonie...
Pierwsze kilkanaście stron tej powieści sprawiło, że moja bardzo SUBIEKTYWNA ocena rozbiła skalę. 10/10 na dzień dobry, rzadko mi się to zdarza. Trzy powody tej decyzji. Profesorka Zofia Lorentz pochodzi z Przemyśla (moje rodzinne miasto <3). Pierwsza część opowieści zabiera nas do portu w Odessie (moje drugie ukochane miasto). Powód trzeci, najważniejszy, wracamy na Sachalin, a jak Sachalin to Bronisław Piłsudski, a jak Broniś to AKAN Pawła Goźlińskiego, a jak AKAN to znowu wraca klimat tej niesamowitej historii, którą poznałam w 2019 roku i którą jestem zafascynowana do dziś. Teraz po mistrzowsku została wykorzystana do stworzenia całkiem nowej książki, która absorbuje czytelnika już od pierwszych stron. Ta podróż w czasie jest zarzewiem pogoni współczesnego świata za długowiecznością, którą być może uda się osiągnąć, badając coś, co odnalazła profesorka Lorentz. Nie będzie to jednak dar, który ucieszy wszystkich. Ludzkość będzie żyła dłużej, ale zapłaci za to najwyższą cenę, nastąpi naturalna depopulacja, która ma zakończyć hegemonię człowieka nad planetą. Autor zwraca uwagę czytelnika na kryzys, przed którym stoimy. Nadmierny konsumpcjonizm, uchodźcy, bezduszność korporacji, pogoń za doskonałością, nadmierna eksploatacja planety, zjazd po równi pochyłej, gdzie ostatecznie ustanie panowanie Homo sapiens na Blue Marble. "Kwestia ceny" to fantastyczna przygodówka z momentami, gdzie myślimy "nie, nie zrobisz tego..." po czym autor właśnie to robi, zostawiając czytelnika z otwartą buzią. Pod brawurą, ciętą ripostą i zjadliwym humorem ukryte jest ważne przesłanie, które powinno kłuć nas w dupę, dopóty, dopóki czegoś w końcu nie zrobimy. Lektura obowiązkowa w te wakacje.
IG @angelkubrick
Po przeczytaniu ostatniej kartki "Kwestii ceny" śmiało mogę napisać: TAK! To jest TO! TEGO chcę więcej! Książka, przy której nie sposób się nudzić, książka zaangażowana społecznie, poruszająca palące tematy, które bombardują nas każdego dnia i z którymi nie umiemy sobie poradzić, mimo cywilizacyjnego zaawansowania, jesteśmy jak dzieci we mgle na statku,...
2020-06-02
IG @angelkubrick
David Nott. Na jednym z jego szkolnych świadectw napisali, że do niczego się nie nadaje (what the fuck!?) Próba dostania się na studia medyczne (ojciec, specjalista ortopedii) przyprawiła o smutek całą rodzinę, niskie oceny z biegu niwelowały szansę na karierę. Można być na siebie złym i nic z tym nie robić, można też być jak Nott, wkurzyć się nieziemsko i brnąć do obranego wcześniej celu. Człowiek jednak nigdy nie jest do końca sam. Pomagał mu nauczyciel, Alex Robinson i rodzice, którzy na czas przygotowań do egzaminu zaprzestali osobistych utarczek, całą uwagę skupiając na synu. Udało się. David zaczął zgłębiać tajniki ludzkiego ciała. Jak to się stało, że pracuje tam, gdzie historia maluje swoje najbardziej podłe pejzaże? Młody lekarz w pewnym momencie swojego życia zrozumiał (niemały wpływ na jego decyzję miało KINO), że ma do spełnienia wyjątkową misję. Potrzeba pracy na obszarach objętych wojną i pomoc najsłabszym stanowiło uwieńczenie jego nauki i nowy cel, który sumiennie realizował przez wiele lat swojej pracy. Zaczął od Sarajewa (1993) a skończył na Aleppo (2014). Każdy z wielu konfliktów, których był czynnym świadkiem, był coraz bardziej brutalny wobec cywilów, którzy za religijno-polityczne niesnaski płacili najwyższą cenę, przy czym natychmiastowa śmierć była jak prezent, w porównaniu z tym, co działo się z ludźmi, którzy odnosili rany po wybuchach choćby bomb beczkowych. Czarę goryczy przelała Syria, która w swoich walkach używała broni chemicznej i bezpardonowo atakowała punkty pomocy medycznej. David Nott to chodzący przykład na to, że szlachetnym trzeba się urodzić, trzeba mieć w sobie iskrę dobra i całe wiadro uporu, wtedy można wszystko. Niezwykle wartościowa lektura, do której gorąco zachęcam!
IG @angelkubrick
David Nott. Na jednym z jego szkolnych świadectw napisali, że do niczego się nie nadaje (what the fuck!?) Próba dostania się na studia medyczne (ojciec, specjalista ortopedii) przyprawiła o smutek całą rodzinę, niskie oceny z biegu niwelowały szansę na karierę. Można być na siebie złym i nic z tym nie robić, można też być jak Nott, wkurzyć się nieziemsko i...
2020-05-08
IG @angelkubrick
Na początku maja na moim czytniku @czytamzlegimi pojawiło się nowe wydawnictwo. NISZA przyciąga uwagę wyjątkowymi okładkami. Wyglądają trochę, jakby rysował je jakiś domorosły artysta, tu jakaś ręka, tam jakiś słoń, gdzie indziej znów tajemnicze sanktuarium. Przemawia jednolity kolor i minimalistyczny rysunek. I ten kształt liter, który lokowany jest zawsze gdzieś u góry, ze swoim specyficznym, niespotykanym krojem. Absolutnie nic krzykliwego, nic, co wpisuje się w obecne trendy, a jednak przyciąga uwagę, przynajmniej tych, którzy przesyceni szukają literackich smaczków.
Mnie najbardziej przyciągnął Mikołaj Grynberg, finalista Nagrody Literackiej „Nike” 2018. W tamtym czasie zaabsorbował mnie zwycięzca tej edycji, Marcin Wicha, które inne książkowe pozycje przykrył cieniem zwycięstwa, jednak dobra literatura obroni się sama i prędzej czy później trafi na swojego czytelnika. Autor nie tylko sprawnie posługuje się piórem, ale też wybitnie wręcz aparatem fotograficznym, czego dowody mamy w malutkiej książce pt.: "Rejwach". Niech rozmiar Was nie zwiedzie.
Mikołaj Grynberg w swoich mikroprozach ukazał 31 opowieści o losie Żydów we współczesnej Polsce. Wyabstrahowane relacje międzyludzkie, dzięki oszczędności słowa, trafiają prosto w serce i ranią. Powojenna trauma nie ma końca. Momentami jest to wręcz absurdalne, bo zastanawiam się, kto miał gorzej, Ci, co umarli, czy Ci, którzy muszą żyć z piętnem, które, jak się okazuje, jest niezbywalne. Co z nami, ludźmi, jest nie tak?
Jeżeli interesuje Was ta tematyka, a nie czytaliście jeszcze "Rejwachu" gorąco zachęcam do poznania.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa NISZA.
Projekt graficzny Ryszard Kajzer, grafik, autor plakatów, ilustracji i projektów książek.
IG @angelkubrick
Na początku maja na moim czytniku @czytamzlegimi pojawiło się nowe wydawnictwo. NISZA przyciąga uwagę wyjątkowymi okładkami. Wyglądają trochę, jakby rysował je jakiś domorosły artysta, tu jakaś ręka, tam jakiś słoń, gdzie indziej znów tajemnicze sanktuarium. Przemawia jednolity kolor i minimalistyczny rysunek. I ten kształt liter, który lokowany jest...
2020-03-15
IG @angelkubrick
Niebawem do księgarń trafi wyjątkowa książka. "Ewangelia według węgorza" ma dość enigmatyczny tytuł, w połączeniu z bajkową okładką, tworzy miks, od którego kręci się w głowie, a skołowany czytelnik nie wie, czy czytać, czy dać sobie spokój. Szwedzki dziennikarz, Patrik Svensson, połączył wątki autobiograficzne z tematem, który przez 2000 lat pozostawał dla człowieka tajemnicą i w zasadzie wciąż pozostaje, choć ostatni wiek wniósł nieco światła do świata istoty, którą Arystoteles uważał za lśniący, zagadkowy cud, który staje się z mułu i błota.
Węgorz, bo o nim mowa, to niezwykle trudny obiekt obserwacji. Drwił sobie z przyrodników przez wiele setek lat. Nic w jego budowie nie zdradza, jak młode osobniki przychodzą na świat. Wiadomo jedynie, że początek ich życia to Morze Sargassowe, nikt jednak nie spotkał tam dorosłych osobników. W głębinach, ciemnościach, na dnie morza, małe wierzbowe listki (tak wyglądają węgorze po 7 dniach od wyklucia się) zaczynają swoją podróż do rzek i jezior w Europie. Wielu uczonych miało wręcz obsesję na ich punkcie. Sam Zygmunt Freud rozkroił ich przeszło 400, wszystko w celu poszukiwaniu jąder :) Jego badania udowodniły jedynie, jak głęboko zakopana jest czasem prawda. Zrezygnowany zajął się psychoanalizą, a węgorz mógł być dumny, ukrywając przed wiedeńskim lekarzem swoją seksualność. Na marginesie, wiecie, że Zygmunt nie znosił kobiet z mocnym makijażem? Dziś pokonałby go #instamakeup :D
Zachowanie węgorza przybliżyła i pozwoliła zrozumieć amerykańska biolożka, Rachel Carson, która jako pierwsza posłużyła się antropomorfizacją, co nie było mile widziane w świecie nauki, ale znacząco zilustrowało świat tajemniczej ryby człowiekowi. Teraz można powiedzieć, że to zbliżenie nie wyszło jej na dobre. Stworzenie dotąd uznawane za obce i niepojęte, nagle stało się pożądanym produktem kulinarnym, co z kolei przyczyniło się do drastycznego spadku liczebności węgorzy. Aktualnie gatunek ten wymiera...
Książka jest WSPANIAŁYM połączeniem historii ojca i syna z filozofią, psychologią, ekologią i ochroną środowiska. Węgorz stał się symbolem skomplikowanej relacji, jaką człowiek utrzymuje z innymi istotami żyjącymi. A tytuł? Przeczytajcie i oceńcie sami, czy zakończenie niesie ze sobą dobrą nowinę. Bardzo udany debiut, który z przyjemnością polecam.
Dodam, iż weryfikacji merytorycznej w zakresie biologi węgorza dokonał Mikael Svensson ze Szwedzkiego Centrum Informacji o Gatunkach. Weryfikacji polskiego tłumaczenia dokonał dr inż. Stanisław Robak, a za bajkową okładkę odpowiada Eliza Luty. Wiedza podana w sposób prosty i przyjemny w odbiorze, brawo.
IG @angelkubrick
Niebawem do księgarń trafi wyjątkowa książka. "Ewangelia według węgorza" ma dość enigmatyczny tytuł, w połączeniu z bajkową okładką, tworzy miks, od którego kręci się w głowie, a skołowany czytelnik nie wie, czy czytać, czy dać sobie spokój. Szwedzki dziennikarz, Patrik Svensson, połączył wątki autobiograficzne z tematem, który przez 2000 lat pozostawał...
2020-03-04
IG @angelkubrick
Dla Mirosława Tryczyka, doktora nauk humanistycznych, rok 1941 jest studnią bez dna, z której hektolitrami czerpie informacje zmieniające obraz naszej historii. Po "Miastach śmierci" nadeszła pora na książkę, która pokazuje, jak traumatyczna przeszłość i niewygodne fakty wpływają na życie ludzi w świecie współczesnym. Na Podlasiu prawda zakopana jest pod ziemią, "Drzazga" ją odkopuje. Radziłów, Barchów koło Węgrowa, Wąsocz, Trzcianne, Szczuczyn. Miejsca, w których przed wojną w większości zamieszkiwali Żydzi, to przystanki, w których autor doszukuje się prawdy ostatecznej, a prawda jest taka, że w 1941 roku to Polacy, a nie Niemcy, mordowali w sposób okrutny, całe rodziny żydowskie.
Głęboko zakorzeniona niechęć do tej nacji znalazła swoje ujście. Wojna, bezprawie, chęć zemsty i wzbogacenia się przesłoniły szlachetne uczucia, takie jak pomoc bliźniemu, współczucie, bezinteresowność. W 1941 roku sąsiad sąsiadowi wbijał nóż w plecy, jakikolwiek sprzeciw mógł skończyć się śmiercią. Jesteś Żydem, giń. Jesteś za Żydem, giń razem z nim. Żadnych skrupułów. Te niewygodne dla Polski fakty były przez wiele lat ukrywane. W wielu śledztwach, dotyczących pogromu, manipulowano danymi, zmieniano słowa, tak, że treść oskarżenia była zgoła inna od pierwotnej wersji. Kategorycznie pomijano rolę kościoła katolickiego w budowaniu nastrojów antysemickich. Wojennych i powojennych bandytów w czasach obecnych, przemianowywano na bohaterów AK. Mirosław Tryczyk dociera w końcu do ludzi, którzy z różnych powodów, chcą prawdy. Teraz mogą powiedzieć już wszystko.
Jeśli czytaliście "Płuczki" i uważacie, że to był bardzo dobry i ważny reportaż, sięgnijcie PROSZĘ po "Drzazgę". To nie będzie łatwa lektura, ale jest znacznie lepsza, niż ww. Po setnej stronie musiałam ją przerwać. Wróciłam dokończyć na drugi dzień. Dwa dni po przeczytaniu całości wciąż czuję psychiczne obciążenie. Czuję to bagno okropności i kłamstw, które oblepia mi duszę. Co za kraj, co za ludzie, myślę. Jestem w totalnej dekonstrukcji. Na szczęście mam w zanadrzu książkę, która przywróci mi wiarę w bliźniego. Czytajcie, proszę...
IG @angelkubrick
Dla Mirosława Tryczyka, doktora nauk humanistycznych, rok 1941 jest studnią bez dna, z której hektolitrami czerpie informacje zmieniające obraz naszej historii. Po "Miastach śmierci" nadeszła pora na książkę, która pokazuje, jak traumatyczna przeszłość i niewygodne fakty wpływają na życie ludzi w świecie współczesnym. Na Podlasiu prawda zakopana jest pod...
IG @angelkubrick
Mówią, że jaka Wigilia, taki cały rok. Biorąc to pod uwagę, już wiem, że rok 2020 będzie znakomity, jeśli chodzi o przeczytane książki. Dziś opowiem Wam o smakowitym debiucie Pauliny Jóźwik.
"Strupki" to książka na wskroś nostalgiczna. Pięknie skomponowane, krótkie zdania, celnie opisujące prawdziwe życie, uderzają czytelnika już od pierwszej strony. Start z wysokiego C. Poziom ten utrzymuje się aż do zakończenia. Już wiem, że nie każdy to przetrzyma, ale osoby spragnione piękna i prostoty w literaturze, poczują się bezwstydnie rozpieszczane.
"Strupki" to opowieść o poszukiwaniu fundamentów własnej tożsamości i miłościach utraconych, bo tak chciał los. To też snująca się powoli gawęda człowieka chorego na Alzheimera, pamięci wypalającej się jak las, o zgliszczach wspomnień, których nie sposób już rozpoznać. W końcu to też próba zobrazowania śmierci, która zagarnia wszystkie rodzinne historie, zubożając poczucie bezpieczeństwa. Choć Pola, główna bohaterka, stara się pozbierać wszystkie strzępki przeszłości, tworzące filar jaźni, ten po stracie najbliższej osoby, pozostaje na zawsze już zachwiany.
Autorka poprzez swój sielski, nostalgiczny, momentami prosty przekaz pragnie zwrócić uwagę na rodzinę, na to, że niesnaski i tajemnice nie służą budowaniu silnej osobowości pokoleń, które miast czerpać siłę z gniazda rodzinnego, gonią za prawdą, która została przed nimi utajona. W roku 2020 zwróćcie uwagę na ten debiut, zapewniam, że warto!
IG @angelkubrick
Mówią, że jaka Wigilia, taki cały rok. Biorąc to pod uwagę, już wiem, że rok 2020 będzie znakomity, jeśli chodzi o przeczytane książki. Dziś opowiem Wam o smakowitym debiucie Pauliny Jóźwik.
"Strupki" to książka na wskroś nostalgiczna. Pięknie skomponowane, krótkie zdania, celnie opisujące prawdziwe życie, uderzają czytelnika już od pierwszej strony....
2019-12-05
IG @angelkubrick
Lektura "Płuczek" do doskonały pretekst, żeby wrócić do książki z 2011 roku, wydanej przez @wydawnictwoznakpl
O ile "Płuczki" nie dają jednoznacznej odpowiedzi, DLACZEGO ludzie dopuszczali się takich profanacji, a pytanie to ciśnie się na usta każdemu czytelnikowi, o tyle "Złote żniwa" próbują dojść do zrozumienia przyczyn tego koszmaru.
Zaczęło się od zawiści. Na porządku dziennym były hasła: "Żyd wyzyskiwacz", "Żyd morderca rytualny", "Żyd krwiopijca". Potem padały hasła dotyczące "odżydzenia gospodarki". Na zły czas to trafiło. Okres przedwojenny to gorączkowe poszukiwanie funduszy, wojna przecież kosztuje. Tak więc jeszcze przed jej wybuchem doszło do największego transferu własności w czasach współczesnych. Łatwo jest większości okraść mniejszość. Żydzi niemieccy, czescy i austriaccy doświadczyli aryzacji jeszcze zanim Hitler rozpętał piekło. Kryształowa noc w listopadzie roku 1938 była ostatecznym bodźcem do wyjazdu. Rodzinne majątki, gromadzone przez pokolenia, zostały przejęte przez skarb państwa i NSDAP. Nie był to przypadek jednorazowy. Zjawisko przywłaszczania sobie tego, co żydowskie, miało zasięg europejski. Mordy i grabieże popełniano tam, gdzie uciekający Żydzi szukali schronienia. A potem, w Polsce, po roku 1942 wolno było już wszystko.
Przedwojenna niechęć do mniejszości żydowskiej przeistoczyła się w fizyczne unicestwienie bez najmniejszego wyrzutu sumienia. I nic się nie nauczyliśmy. Wciąż panoszy się mowa nienawiści, wciąż człowiek przeciwko człowiekowi, wciąż moja mojsza jest najmojsza.
IG @angelkubrick
Lektura "Płuczek" do doskonały pretekst, żeby wrócić do książki z 2011 roku, wydanej przez @wydawnictwoznakpl
O ile "Płuczki" nie dają jednoznacznej odpowiedzi, DLACZEGO ludzie dopuszczali się takich profanacji, a pytanie to ciśnie się na usta każdemu czytelnikowi, o tyle "Złote żniwa" próbują dojść do zrozumienia przyczyn tego koszmaru.
Zaczęło się od...
2019-11-12
IG @angelkubrick
Patologia to jedna z dziedzin medycyny zajmująca się badaniem przyczyn, mechanizmów powstawania i rozwoju, a także skutków chorób. Patolog albo gapi się w mikroskop albo plasterkuje nasze ciało. Wszystko po to, żeby jak najdokładniej wybadać i zrozumieć każdą zmianę w naszym ciele.
Paulina Łopatniuk, autorka bloga "Patolodzy na klatce" w swojej książce "Patolodzy. Panie doktorze, czy to rak?", w sposób absolutnie doskonały przedstawia historię i kulisy tego trudnego zawodu. Codzienność patologa jest barwna, nie tylko dlatego, że ma do czynienia z zabarwionymi próbkami tkanek, które tworzą wręcz fantazyjne wzory. Do patologa trafiają wszystkie wycinki, jakie pobiera lekarz. Każdy guzek musi być przebadany. Zobaczcie, jakie to jest fascynujące i okrutne zarazem. To patolog jako pierwszy ma pewność, czy dana osoba będzie miała przed sobą długie i szczęśliwe życie, czy nie... W książce znajdziemy mnóstwo historii, począwszy od przeinaczania istotnych w tej dziedzinie nazwisk damskich na męskie (tak właśnie traktowano kobiety nauki), skończywszy na tajemniczych przypadkach raka moszny, występujących u londyńskich kominiarczyków. Absolutnie odjechany rozdział o nużeńcach (BORZE ZIELONY, MOJE ŻYCIE JUŻ NIE BĘDZIE TAKIE SAMO!). Książkę powinny przeczytać zwłaszcza kobiety, bo jest tam całkiem sporo o zmianach kobiecych narządów, a także o endometriozie, wszystko opisane w sposób przystępny i zrozumiały (choć wiadomo, ilość terminów medycznych jest tu większa niż w innych pozycjach popularnonaukowych). Da się przywyknąć. W zasadzie każdy rozdział tej książki jest o czymś ważnym, o czymś, co może nas dotknąć, o czym lepiej wiedzieć więcej niż nie wiedzieć nic. Jako ciekawostkę powiem Wam, że jest na świecie kobieta, której usunięto za jednym razem --> 300 zębów. TRZYSTA, mówię przecież :) O tej historii dowiecie się z "Patolodzy. Panie doktorze, czy to rak?" Czytać, póki można :)
IG @angelkubrick
Patologia to jedna z dziedzin medycyny zajmująca się badaniem przyczyn, mechanizmów powstawania i rozwoju, a także skutków chorób. Patolog albo gapi się w mikroskop albo plasterkuje nasze ciało. Wszystko po to, żeby jak najdokładniej wybadać i zrozumieć każdą zmianę w naszym ciele.
Paulina Łopatniuk, autorka bloga "Patolodzy na klatce" w swojej książce...
2019-11-12
IG @angelkubrick
Jakieś 9 lat temu w moje ręce wpadła książka Jacka Pałkiewicza pt.: ANGKOR. Pięknie ilustrowana z bardzo ciekawą historią Kambodży, zauroczyła mnie totalnie. Od tego momentu moim marzeniem była podróż w to miejsce i zobaczenie tej magicznej krainy na własne oczy. Wojciech Tochman uzupełnił moje wiadomości o tej części świata, pokazał mroczną historię tego kraju, bo Kambodża to nie tylko egzotyczne wycieczki i zachody słońca nad Angkor Wat (który na marginesie, rozsypuje się powoli pod stopami miliona turystów rocznie).
Kambodża oczami Tochmana to ludzie i ich świat po Pol Pocie. To traumy, bieda, choroby i obłęd. "Pianie kogutów, płacz psów" zaczyna się od opisu chorób psychicznych. Do tej pory mam przed oczami chłopca, na którego w swojej podróży natrafiła @travelover Chłopca przykutego łańcuchem do ściany. Zaburzeń psychicznych tu się nie leczy. Nie ma na to środków, brakuje placówek, ilość specjalistów można policzyć na palcach jednej ręki. Tamto spotkanie skończyło się dobrze. Jednak problem jest i sam się nie rozwiąże. Kiedy o tym myślę, ciężko mi jest wyobrazić sobie siebie jako beztroską turystkę podążającą na Angkor Wat. A obłęd to nie jedyny problem. Wzruszająca jest historia chłopca z wagą, jeszcze mocniej wzruszyły mnie ostatnie słowa matki skierowane do okaleczonego syna. Gotowałam się w środku, kiedy słuchałam o rynku nieruchomości, gdzie to Korea, Japonia i Chiny równają z ziemią domy, by mieć plac na budowę kasyn. Czasami płacą za to wysiedlenie, najczęściej jednak jest to brutalne wygnanie, mieszkańcy nic nie mogą zrobić. Smutek, niedowierzanie, bezsilność i wściekłość, to najczęstsze emocje towarzyszące lekturze tej książki. Gorąco polecam!
Książka wysłuchana w ramach akcji @czytaj_pl oraz @woblink_com Audiobook czyta @marcindorocinski, znakomity jak zawsze. Polecam również story @podrozodbyta, bo właśnie na story pokazują więcej obrazów z prawdziwej Kambodży.
IG @angelkubrick
Jakieś 9 lat temu w moje ręce wpadła książka Jacka Pałkiewicza pt.: ANGKOR. Pięknie ilustrowana z bardzo ciekawą historią Kambodży, zauroczyła mnie totalnie. Od tego momentu moim marzeniem była podróż w to miejsce i zobaczenie tej magicznej krainy na własne oczy. Wojciech Tochman uzupełnił moje wiadomości o tej części świata, pokazał mroczną historię tego...
2019-10
12 września 2001 roku stał się pierwszym dniem nowej ery. Zjednoczona bólem Ameryka zamiast ugruntować swoją demokrację, ruszyła na wojnę. Obywatele przestali być WOLNI. Władza państwowa stworzyła narzędzia do masowej inwigilacji całego świata. Bezpardonowo przekroczono wszelkie możliwe granice, a prywatność odeszła w niepamięć.
Edward Snowden od najmłodszych lat interesował się informatyką. Zaczynał od hakowania systemów i wykrywania luk, przez które mogły wyciekać informacje (ośrodek badań jądrowych Los Alamos National Laboratory zawdzięcza młodemu hakerowi lepszą ochronę katalogów, które przez długi czas pozostawały dostępne dla każdego, kto potrafił dostać się do ich otwartej struktury. Zresztą z przyjemnością by go zatrudnili, gdyby nie fakt, że chłopak musiał chodzić do szkoły :)) Po ukończeniu nauki pracuje dla CIA (Centralna Agencja Wywiadowcza) oraz NSA (Agencja Bezpieczeństwa Narodowego). Po roku 2001 był współtwórcą systemów gromadzących dane masowe. Między innymi dlatego prywatnie korzysta z sieci cebulowej TOR, która opiera się na losowym przesyle danych między przypadkowymi serwerami. Wszystko jest anonimowe a do tego maksymalnie zaszyfrowane (c o ciekawe, w Polsce z tego narzędzia korzysta jedynie 3% uczestników ruchu internetowego).
Dlaczego warto korzystać z TORa? My i dane, które codziennie generujemy to towar, za który wiele firm płaci całkiem realną górę pieniędzy. Specjalny program (PRISM) pobiera i przechowuje dane zbierane przez Microsoft, Yahoo!, Google, Facebook, Paltalk, Youtube, Skype, AOL i Apple. Do tego zacnego grona miał jeszcze dołączyć Dropbox. Na żądanie NSA przedsiębiorstwa internetowe zobowiązały się do przedstawienia danych zawartych w listach elektronicznych, wszystkich danych przechowywanych na dyskach operatorów internetowych (zdjęć i materiałów wideo), danych przekazywanych w formie transferu plików, wideokonferencji, czatów oraz danych gromadzonych przez serwisy społecznościowe. Wszystko, co wysłaliście do CHMURY, nie jest Waszą WŁASNOŚCIĄ i w każdej chwili może zostać użyte przeciwko Wam.
Książkę Snowdena czyta się jak thriller, bo też faktycznie niektóre informacje mrożą krew w żyłach. Pozycja obowiązkowa!
IG @angelkubrick
12 września 2001 roku stał się pierwszym dniem nowej ery. Zjednoczona bólem Ameryka zamiast ugruntować swoją demokrację, ruszyła na wojnę. Obywatele przestali być WOLNI. Władza państwowa stworzyła narzędzia do masowej inwigilacji całego świata. Bezpardonowo przekroczono wszelkie możliwe granice, a prywatność odeszła w niepamięć.
Edward Snowden od najmłodszych lat...
2019-10
Jesień to pora pijackiego, czerwonego nosa i zużytych chusteczek, walających się po kieszeniach. I ten ściskający głowę ból o poranku, który nie pozwala otworzyć Ci oczu. Jak sobie z tym poradzić? Nad tym samym zastanawiała się Maria Borelius, która powiedziała "DOŚĆ" zmęczeniu i apatii, i zaczęła czteroletnie poszukiwania lepszej strony życia. Opierając się na przełomowych badaniach prowadzonych w ośrodkach na całym świecie (bibliografia do tej książki ma aż 10 stron), poprzez wgląd do ajurwedy, Maria opracowała plan udoskonalania swojego ciała i umysłu, składający się z pięciu kroków, który podnosi jakość życia. Jeśli potrzebujesz inspiracji do działania, ta książka jest dla Ciebie. A może już coś zmieniasz w swoim życiu i potrzebujesz kogoś, kto Cię zrozumie i pomoże przetrwać? "Silna i szczęśliwa" może być jak pies przewodnik w świecie pełnym pułapek. Dobrze jest mieć ją pod ręką. Bardzo osobista książka, która stała się szwedzkim bestsellerem, pięknie wydana przez Insignis Media.
IG @angelkubrick
Jesień to pora pijackiego, czerwonego nosa i zużytych chusteczek, walających się po kieszeniach. I ten ściskający głowę ból o poranku, który nie pozwala otworzyć Ci oczu. Jak sobie z tym poradzić? Nad tym samym zastanawiała się Maria Borelius, która powiedziała "DOŚĆ" zmęczeniu i apatii, i zaczęła czteroletnie poszukiwania lepszej strony życia. Opierając się na przełomowych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książki poruszające jakość życia u jego schyłku wzruszają mnie aktualnie szczególnie mocno. To chyba zrozumiałe, kiedy ma się ukochaną Babcię, dla której każdy dzień może być tym ostatnim. Sama siebie pocieszam, że jest z pokolenia zahartowanego wojną, które łatwo do grobu się nie złoży, nie zmienia to jednak faktu, że taki dzień kiedyś, kiedyś, kiedyyyyyyś nastąpi. Nie mam odwagi zapytać jej wprost, czy się boi, na szczęście są takie książki jak „Chwile wieczności”, które pozwalają oswoić strach przed odchodzeniem, bo kiedy spojrzy się na to z perspektywy osoby starszej, schorowanej a przede wszystkim osamotnionej, sama śmierć nabiera zupełnie nowego znaczenia. „Śmierć kładzie przynajmniej kres starości”.
Kiedy poznajemy Birgitte Solheim, umiera jej ostatnia przyjaciółka. Już kilka pierwszych zdań pozwala określić skalę naszej sympatii do tej postaci. Mnie ujęła jej szczerość, poczucie humoru zahaczające o sarkazm oraz dojrzałość, z jaką opisuje rzeczywistość, świat, który zmienia się na jej oczach, niekoniecznie na lepsze. „Okazuje się, że ludzkość ma coraz wyższy iloraz inteligencji. Trudno w to uwierzyć, bo przecież otacza nas tyle głupoty”. Nie odżegnuje się od cielesności. Bez zbędnej egzaltacji wspomina o wyjątkowo brzydkich jądrach ostatniego partnera, oraz o zbyt małej ilości orgazmów przed czterdziestką, natomiast z dużą przyjemnością wraca do wspomnień o Javierze, jej ostatniej miłości, po której pozostał tylko szal (i żal). „Gdy na mnie patrzy, przepełnia mnie zupełnie nowa czułość względem mojego otoczenia”.
Birgitte uświadamia nam, że odchodzenie to proces, który trwa. Pojawiają się pierwsze momenty zwątpienia w swoją pamięć, zmienia się zapach ciała, ubrań, głos, stawiane kroki stają się niepewne, pojawiają się zawroty głowy. Pierwsze upadki. Ostatecznie następuje pewnego rodzaju wycofanie w głąb siebie i zastygnięcie w oczekiwaniu. „Samotność to jedna z najbardziej odrażających rzeczy na świecie. Człowiek zatraca siebie”. Boleśnie piękna, autentyczna proza, która uwrażliwia na drugiego człowieka. Czytajcie.
IG @angelkubrick
Książki poruszające jakość życia u jego schyłku wzruszają mnie aktualnie szczególnie mocno. To chyba zrozumiałe, kiedy ma się ukochaną Babcię, dla której każdy dzień może być tym ostatnim. Sama siebie pocieszam, że jest z pokolenia zahartowanego wojną, które łatwo do grobu się nie złoży, nie zmienia to jednak faktu, że taki dzień kiedyś, kiedyś, kiedyyyyyyś nastąpi. Nie...
więcej Pokaż mimo to