-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant879
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: maj 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w majówkę 2024LubimyCzytać132
-
ArtykułyBond w ekranizacji „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak jako serialAnna Sierant1
Biblioteczka
2024-04-15
2024-04-07
Książka, która wpadła mi w oko (na szczęście nie bolało :>) w momencie, kiedy do bibliotecznego katalogu wpisałam autora „Wojny” Louisa-Ferdinanda Céline. Okładka mnie zmroziła, więc natychmiast wyszukałam informacje o autorce, Céline Raphaël. Ukazała mi się młoda, delikatnej budowy kobieta, z uśmiechem na twarzy, oparta o instrument, który zmienił jej życie w piekło...
„W niewoli ambicji” to obraz dziecka maltretowanego przez własnego ojca, ogólnie szanowanego dyrektora, który w oczach postronnych był rodzicem idealnym. Jego rodzina mieszkała w pięknych domach, nigdy niczego im nie brakowało, uzdolniona muzycznie córka odnosiła sukcesy jako pianistka (zazwyczaj jako najmłodsza uczestniczka konkursów, w tym najbardziej wymagającego, Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina).
Ta historia boli, z wielu powodów. Jest wyraźnym sygnałem, że przemoc fizyczna i psychiczna wyrządzana dzieciom nie wiąże się tylko z dysfunkcyjnymi rodzinami. Niespełnione marzenia przerzucane na potomków zazwyczaj robią więcej krzywdy niż pożytku. Instytucje społeczne, takie jak szkoły, zupełnie nie dostrzegają sygnałów, jakie wysyłają dzieci z przemocowych rodzin. Jasno i wyraźnie widać tu, jak bardzo potrzebna jest w szkole pielęgniarka, taka, która jest tam na stałe, a nie tylko z doskoku. Na studiach medycznych nie poświęca się w ogóle czasu na przerobienie materiału na temat nadużyć względem nieletnich (może teraz się zmieniło, choć mam wątpliwość). Skoro zaś już jestem przy medycynie, punkt najważniejszy, traumy z dzieciństwa, których dorośli nie przerabiają, bo wydaje im się, że jakoś z tego wyrośli, bardzo mocno oddziaływają na następne pokolenie. Krzywda wyrządzona dziecku przenosi się na kolejne... Warto sięgnąć po ten tytuł, żeby wyczulić się na sygnały, jakie dzieci wysyłają dorosłym, kiedy jest im źle...
IG @angelkubrick
Książka, która wpadła mi w oko (na szczęście nie bolało :>) w momencie, kiedy do bibliotecznego katalogu wpisałam autora „Wojny” Louisa-Ferdinanda Céline. Okładka mnie zmroziła, więc natychmiast wyszukałam informacje o autorce, Céline Raphaël. Ukazała mi się młoda, delikatnej budowy kobieta, z uśmiechem na twarzy, oparta o instrument, który zmienił jej życie w piekło...
„W...
2024-03-10
„Zamojszczyzna 1918–1959” Zygmunta Klukowskiego dobitnie pokazuje, że historia opowiedziana bez cenzury jest znacznie ciekawsza, niż przedstawiają ją podręczniki. To jedna z tych pozycji, która wymyka się ocenom, bo cóż znaczy 10/10 przy dziele, które powstawało latami i to w czasie, kiedy za niemal każde słowo można było stracić życie. Klukowski pisał i do pisania zachęcał innych. Uważał, że moment, w którym przyszło mu żyć, jest znaczący w dziejach ludzkości i wszystko, czego jest świadkiem, zasługuje na upamiętnienie, a to należy robić na bieżąco, gdyż każdy dzień zwłoki rozmydla przeżycia.
Myli się także ten, który ocenia zakres tematyczny książki jedynie po tytule bądź profesji autora. „Zamojszczyzna 1918–1959” to opowieść o wojnie, dzień po dniu, o ludziach, którzy nie chcieli walczyć, o tych, którzy ginęli bądź uciekali, o pasji do języka polskiego, o zmaganiu z własną moralnością, konsekwencjami podjętych decyzji i zdradami, które przyszły nieoczekiwanie.
To historia Ordynacji Zamojskiej i moment jej ostatecznego upadku, to wycinek z życia małych miasteczek, który można powielać na skalę całego kraju. To wspaniałe świadectwo wierności sobie i swoim przekonaniom, w chwili, kiedy człowieczeństwo głośno upada. Doktor Zygmunt Klukowski żył godnie tam, gdzie godność deptano „prowadzimy nędzny żywot zaszczutych zwierząt”.
Dzienniki obejmujące lata 1944-1945, ze względu na cenzurę, mogły być wydane dopiero w roku 1990. Serdeczne dzięki @osrodekkarta za to wspaniałe wznowienie, dla którego nie ma skali ocen.
IG @angelkubrick
„Zamojszczyzna 1918–1959” Zygmunta Klukowskiego dobitnie pokazuje, że historia opowiedziana bez cenzury jest znacznie ciekawsza, niż przedstawiają ją podręczniki. To jedna z tych pozycji, która wymyka się ocenom, bo cóż znaczy 10/10 przy dziele, które powstawało latami i to w czasie, kiedy za niemal każde słowo można było stracić życie. Klukowski pisał i do pisania zachęcał...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-04
Z dużą dozą ciekawości sięgnęłam po obozowe wspomnienia księdza Ludwika Walkowiaka, ponieważ o ile mnie pamięć nie myli, nie czytałam jeszcze relacji z obozu napisanej przez osobę duchowną. Prześladowania nie ominęły nawet tej grupy zawodowej. Hitler miał szczególną awersję do kapłanów, umyślił sobie bowiem, że mają oni znaczący wpływ na wzmacnianie hartu ducha w narodzie, który z taką namiętnością unicestwiał. Kiedy więc burzenie przydrożnych kapliczek i krzyży nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, bez żadnych skrupułów zabrał się za aresztowania każdego, kto tylko nosił sutannę. Setki księży znalazło się w obozie Dachau, w tym też ksiądz Walkowiak.
Dość szczegółowo opisuje obozową rutynę wypełnioną modlitwą, cierpieniem i ciężką pracą. W jego wspomnieniach przewijają się postacie, których zapomnieć nie sposób. W mojej głowie utkwił obraz kapłana, który na każdy cios odpowiadał dobrym gestem. Jest coś niezwykle poruszającego w obrazie człowieka, który swojego oprawcę głaszcze po dłoni. To było coś więcej niż biblijne nastawianie drugiego policzka. Niezwykle ciekawym przypadkiem była też historia pewnego poświęcenia. Młodziutka siostra zakonna ofiarowała swój najcenniejszy dar w intencji życia przyszłego księdza. Nie doszukuję się tu cudu, lecz siły umysłu. Stało się, jak postanowiła. Umysł, siła woli, siła myśli...
Piękne świadectwo Walkowiaka pokazuje jasno i wyraźnie, że nawet w takim piekle, jakim były obozy koncentracyjne, dało się być człowiekiem empatycznym, mimo bólu odczuwanego dzień i noc, mimo śmierci, która zbierała swoje największe żniwo XX wieku.
„Pozwól mi Pani być dobrym człowiekiem, bo tylko wówczas jestem, gdy jestem dobry”.
IG @angelkubrick
Z dużą dozą ciekawości sięgnęłam po obozowe wspomnienia księdza Ludwika Walkowiaka, ponieważ o ile mnie pamięć nie myli, nie czytałam jeszcze relacji z obozu napisanej przez osobę duchowną. Prześladowania nie ominęły nawet tej grupy zawodowej. Hitler miał szczególną awersję do kapłanów, umyślił sobie bowiem, że mają oni znaczący wpływ na wzmacnianie hartu ducha w...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-23
Czekałam na nią, naprawdę czekałam. Nie na książkę, którą napisał Janek Strojny, tylko na książkę, która w jakimś stopniu odsłoni mechanizmy działania SM na psychikę i konsekwencje, jakie niesie owa „chwilowa sława” mierzona liczbą lajków i zasięgów. Czekałam na to, aż jakaś „gwiazda” TikToka powie, że TikTok to gó no i najchętniej by go zamknął. Dlaczego? Bo ta gów niana chińska aplikacja tworzy ze swoich odbiorców pustogłowe monstra, które marzą o tym, żeby też nagrywać i mieć zasięgi. Pionowe, krótkie wideo i ruch kciuka daje dopaminowy impuls, którego nie chce się przerywać, więc coraz młodsi zawodnicy godzinami pykają te ruchome obrazy, marząc o karierze oglądanych przez siebie influ. Dzieciaki jadące pociągiem lub autem siedzą z nosem w telefonie. Kilka dni temu chłopaki (klasa 1-3) czekając na przystanku, kręcili toktoka jak... czekają na przystanku. Niewinnie. Ale już włos się jeży na głowie, kiedy widzisz nastolatki wybiegające na ulicę przed samochód, i uciekające spod kół na chodnik, piszczące z radości, bo nagrały odjazdowego tiktoka. Tak to działa. Im bardziej chora sytuacja, tym większa oglądalność. O tym po części pisze Janek Strojny, i mimo iż jest to cały influencerski świat widziany przez pryzmat tiktokera, warto spojrzeć na to głębiej. Przebodźcowanie, fałszywy obraz rzeczywistości, ciągłe porównywanie się do innych, okrojone relacje, liczby, które wciąż mówią, że jesteś niewystarczający/ąca, stres, depresja. To cena, jaką płaci coraz więcej młodych ludzi, nie tylko tworzących w mediach, ale też ich odbiorcy, bo to działa destrukcyjnie w obie strony. To książka, którą przede wszystkim powinni przeczytać rodzice, zwłaszcza tych dzieci, które stawiają swoje pierwsze kroki na platformach społecznościowych. Nie usprawiedliwiajmy tego „postępem cywilizacyjnym”, bo to będzie ostatnia rzecz, jaka pogrąży ludzkość, a przede wszystkim ludzie odruchy takie jak choćby empatia. Prosty tekst, który można przeczytać w jeden wieczór, ale daje do myślenia.
IG @angelkubrick
Czekałam na nią, naprawdę czekałam. Nie na książkę, którą napisał Janek Strojny, tylko na książkę, która w jakimś stopniu odsłoni mechanizmy działania SM na psychikę i konsekwencje, jakie niesie owa „chwilowa sława” mierzona liczbą lajków i zasięgów. Czekałam na to, aż jakaś „gwiazda” TikToka powie, że TikTok to gó no i najchętniej by go zamknął. Dlaczego? Bo ta gów niana...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-17
Kto by pomyślał, że taki paskudny miesiąc, jakim bez wątpienia jest listopad, stanie się miesiącem przełomowym w wojnie, w której walczył cały świat. Już na samym jego początku brytyjska 8. Armia gen. Montgomery’ego, rozbiła wojska państw osi pod Alamajn, następnie 8 listopada w ramach operacji TORCH oddziały alianckie wylądowały w Maroku i Algierii, a 19 listopada zaczęła się bitwa o Stalingrad, która dała początek serii porażek Wehrmachtu. W końcu pojawiła się jakaś rysa! Z ciekawości zajrzałam do dzienników z Zamojszczyzny. Co działo się w tym czasie? Oprócz całkowitego zezwierzęcenia w stosunku do Żydów powoli zaczęto organizować opór, chłopi podnieśli głowy i wszystko inne, co mieli pod ręką. Ale wojna to nie tylko wielkie bitwy, to też wielkie historie każdego wciągniętego w tryby machiny wojennej.
Peter Englund, szwedzki pisarz, który doktoryzował się z historii, korzystając z licznych dzienników osobistych, przedstawił losy jednostki, które oprócz zmagania się z tymi wszystkimi problemami, jakie niesie ze sobą konflikt zbrojny, chcą żyć zwyczajnym życiem, i wyłapują jego skrawki wszędzie, gdzie tylko się da. Między śmiercią, rozgoryczeniem, alkoholem lanym strumieniami, przygodnym seksem, czytelnik zapozna się z drobiazgami, o których nawet by nie pomyślał, sięgając po tę książkę. Znajdziemy tu więc notatkę o tym, jak żołnierze amerykańscy rozpoznawali obecność żołnierzy japońskich i odwrotnie, dużą rolę odgrywał tu zmysł węchu, albo całkiem sporo o Hollywood i „Casablance”, dla mnie totalne zaskoczenie.
Wydawało mi się, że te czterdzieści historii będzie ułożone jak książki na półce, w jakiś logiczny schemat, co w przypadku notatek osobistych byłoby wskazane, ale Englund zaszalał i olał schematy. Może to i dobrze. Te historie ją jak puzzle, które trzeba sobie ułożyć, i wymaga to nieco wysiłku. Duży plus za wybór zdjęć do tego tomu. Bardzo ciekawe sceny plus opisy!
Jako uzupełnienie polecam Wam „Okręt”, film z 1981 roku. Poczujecie klimat niemieckiej łodzi podwodnej, o której mowa również w książce, do tego wspaniała ścieżka dźwiękowa <3
IG @angelkubrick
Kto by pomyślał, że taki paskudny miesiąc, jakim bez wątpienia jest listopad, stanie się miesiącem przełomowym w wojnie, w której walczył cały świat. Już na samym jego początku brytyjska 8. Armia gen. Montgomery’ego, rozbiła wojska państw osi pod Alamajn, następnie 8 listopada w ramach operacji TORCH oddziały alianckie wylądowały w Maroku i Algierii, a 19 listopada zaczęła...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-15
„Życie z klocków” Davida Aguilara i jego ojca, Ferrana, miało predyspozycje do wywołania w czytelniku permanentnego wzruszenia, bo jak nie rozczulić się nad dziewięcioletnim chłopcem, który buduje sobie rękę z klocków Lego. Brakującą rękę, dodam. Moje wzruszenie uległo jednak dekonstrukcji, kiedy wyłapałam w książce tony zarozumialstwa. David ma tendencję do chwalenia się osiągnięciami i robi to w książce kilkukrotnie, wybiegając w przyszłość przy okazji opowiadania czegoś z przeszłości. Ma do tego prawo, tak samo jak ja mam do tego, że może mi się to nie podobać :)
Nie mniej jest tu kilka fragmentów, które zasługują na mocne podkreślenie. Przede wszystkim na gromkie brawa zasługuje tu postać Basi (Babci), która do załamanych rodziców mówi tylko jedno zdanie, kochajcie to dziecko, po prostu kochajcie. Cała rodzina robi więc to, co nakazuje mądra głowa i wszyscy wygrywają.
Jak echo wybrzmiewa we mnie zdanie Davida: „Ostatecznie nie chodzi o to, żeby mieć wszystko, co potrzebne, ale żeby robić to, co potrzeba, tym, co się ma. Żeby nie załamywać rąk.” Brzmi to jak rasowy archaizm, ale ile prawdy jest w każdym tym słowie...
„Życie z klocków” uczy szacunku do odmienności, za co szanuję.
IG @angelkubrick
„Życie z klocków” Davida Aguilara i jego ojca, Ferrana, miało predyspozycje do wywołania w czytelniku permanentnego wzruszenia, bo jak nie rozczulić się nad dziewięcioletnim chłopcem, który buduje sobie rękę z klocków Lego. Brakującą rękę, dodam. Moje wzruszenie uległo jednak dekonstrukcji, kiedy wyłapałam w książce tony zarozumialstwa. David ma tendencję do chwalenia się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-29
Jej rodzice pochodzili z małej, poleskiej miejscowości Ruchcza, leżącej niedaleko Pińska, rodzinnego miasteczka Ryszarda Kapuścińskiego. Repatriacja wymusiła na nich zmianę miejsca zamieszkania. Zostali w Warszawie. W etosie nauki i ciężkiej pracy wychowywali Irenę. „Laboratorium urody” to książka właśnie o niej.
Miała studiować medycynę, jednak skończyła farmację, a ta stała się jej pasją. Tak zrodziło się marzenie o własnej firmie, w której swobodnie mogłaby tworzyć, niczym artysta. Bez żalu porzuca etat na państwowej posadzie i wraz z mężem, Henrykiem Orfingerem, w roku 1983 otwiera biznes Dr Irena Eris, aby już za kilka lat zawojować zagraniczne rynki. Kosmetyki Dr Irena Eris sprzedawane są w sklepach, aptekach, supermarketach i gabinetach kosmetycznych w 27 krajach świata.
Pierwsza część książki jest szczególnie ciekawa, ponieważ pokazuje absurdy PRL-u. Zakładanie prywatnego zakładu w komunistycznym państwie wymagało nie lada uporu i wytrwałości. Irena Szołomicka-Orfinger pokazuje, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Droga do sukcesu wymagała tego, co od najmłodszych lat wpajali jej rodzice, ciężkiej pracy, ale czy można było inaczej, kiedy Wielki Brat patrzy na ręce? Rąk do pracy brakowało z powodu ograniczenia ilościowego, a produkcja nie nadążała za popytem. Kobiety chciały być piękne i potrzebowały do tego smarowideł :) Zdjęcia, o które wzbogacone jest to wydanie, to prawdziwi hit!
Nakład tej książki jest niewielki, warto więc pomyśleć o zakupie już teraz. To może nietuzinkowy prezent dla mam, które na bank stały w kolejce po słoiczek kremu Dr Ireny Eris :)
IG @angelkubrick
Jej rodzice pochodzili z małej, poleskiej miejscowości Ruchcza, leżącej niedaleko Pińska, rodzinnego miasteczka Ryszarda Kapuścińskiego. Repatriacja wymusiła na nich zmianę miejsca zamieszkania. Zostali w Warszawie. W etosie nauki i ciężkiej pracy wychowywali Irenę. „Laboratorium urody” to książka właśnie o niej.
Miała studiować medycynę, jednak skończyła farmację, a ta...
2023-11-02
Na czytanie Joanny Chmielewskiej namawiano mnie już w liceum. Mama mojej koleżanki miała na półce chyba wszystkie tomy. Cokolwiek wydano, ona na bank już to czytała. To było jakieś ćwierć wieku temu i wtedy nie dałam się namówić, ale nie ma tego złego, wszystko ma swój czas...
Moją pierwszą książką Chmielewskiej był „Lesio”. Za pierwszym razem ewidentnie coś nie pykło, rzuciłam go w kąt. Widocznie to nie był moment na komedię omyłek. Za to wakacje w Łodzi okazały się przełomowe, bo przygody nieogarniętego architekta weszły mi jak nóż w masło. Czas wolny otwiera umysł na ironię w końskiej dawce, bo nie ma co ukrywać, pióro Ireny Becker Kuhn jest dość charakterystyczne, i nie każdy będzie nim zachwycony. Podobnie jak nie każdy zachwyci się najnowszą książką Katarzyny Drogi „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej”.
Ta beletryzowana biografia spodoba się tym, którzy w ogóle nie znają autorki poczytnych, polskich kryminałów. Kimś takim jestem ja. Opowieść o życiu Joanny przyjęłam z całym dobrodziejstwem inwentarza i bawiłam się przy tym świetnie! Barwnie opisane czasy PRL-u przykuwają uwagę na dobre. Trudy macierzyństwa, pomoc kobiet w rodzinie, pierwsze, wielkie marzenia, które budzą się wraz z pierwszymi odbudowanymi budynkami zrujnowanej Warszawy, pierwsze meble w pierwszym mieszkaniu, pierwszy mąż... Pierwsze postanowienia dotrzymane do śmierci, w tym to o niepościelonym łóżku. Katarzyna Droga przedstawia w swojej powieści dwie Joanny. Tę prawdziwą, zarobioną po pachy szaloną hazardzistkę i tę, którą Joanna sobie wymyśliła i dała upust w swoich książkach. Która jest bliższa oryginałowi, wie tylko sama Chmielewska. Być może wiedzą to też zagorzali fani i dlatego im jakoś ta książka nie przypadła do gustu, rozumiem. Nie mniej takim świeżakom w temacie, jak ja, polecam!
IG @angelkubrick
Na czytanie Joanny Chmielewskiej namawiano mnie już w liceum. Mama mojej koleżanki miała na półce chyba wszystkie tomy. Cokolwiek wydano, ona na bank już to czytała. To było jakieś ćwierć wieku temu i wtedy nie dałam się namówić, ale nie ma tego złego, wszystko ma swój czas...
Moją pierwszą książką Chmielewskiej był „Lesio”. Za pierwszym razem ewidentnie coś nie pykło,...
2023-09-09
Od kilku dni chodzi za mną książka, która wręcz zmusza do zajęcia pewnego stanowiska, a ja czuję się przygnieciona jej ciężarem, wręcz spłaszczona jak naleśnik, więc jak tu podjąć decyzję...
Mowa tu o niedawnej premierze wydawnictwa @filianafaktach „W imię miłości. Opowieść o wielkim uczuciu w najtrudniejszych chwilach”, która jest zapisem niezwykłym, dotyczącym bowiem śmierci na własnych warunkach. Śmierci w pełni legalnej, zaznaczam. Historia amerykańskiego małżeństwa, architekta Briana Ameche i pisarki Amy Bloom pokazuje nie tylko, jak łatwo można przeoczyć symptomy choroby trawiącej mózg, ale też jak żyć, kiedy ta ostateczna diagnoza zyska potwierdzenie.
Brian Ameche nie chciał być ciężarem dla żony, jej dzieci i wnuków, i choć decyzję o odejściu podjął w tydzień po badaniach, upłynie jeszcze dużo czasu, zanim nastąpi ostateczne. Okazuje się bowiem, że w Ameryce legalna śmierć na własnych warunkach jest praktycznie niemożliwa. Autorka wymienia na kartach tej książki wszystkie obwarowania i absurdalne wymogi, które utrudniają pacjentom godne pożegnanie się z tym światem. Kiedy Amy znajduje już kraj, w którym wspomagane samobójstwo jest możliwe, papierologia sięga granic absurdu (przeszkodą jest nawet zły format wymaganego formularza).
„W imię miłości” nie jest jedynie smutnym zapisem ostatniej prostej. Między jednym a drugim problemem do pokonania wciąż jeszcze wibruje życie, a to, z jaką swobodą opowiada o tym Bloom, jest godne pozazdroszczenia. Ta książka nie tylko daje wskazówki, jak radzić sobie z chorobą Alzheimera, ale też udowadnia, jak ważne jest spotkanie osoby, z którą można przeżyć absolutnie WSZYSTKO, jakie to szczęście mieć ją przy sobie. Wyjątkowa pozycja na rynku, czytajcie.
IG @angelkubrick
Od kilku dni chodzi za mną książka, która wręcz zmusza do zajęcia pewnego stanowiska, a ja czuję się przygnieciona jej ciężarem, wręcz spłaszczona jak naleśnik, więc jak tu podjąć decyzję...
Mowa tu o niedawnej premierze wydawnictwa @filianafaktach „W imię miłości. Opowieść o wielkim uczuciu w najtrudniejszych chwilach”, która jest zapisem niezwykłym, dotyczącym bowiem...
„Mężczyzna o pięknym głosie” mógł umknąć w mnogości sierpniowych premier, chociaż już sama okładka powinna zaintrygować. Konikowi morskiemu w kulturze greckiej, azjatyckiej, a nawet europejskiej, przypisywano wiele wartości, między innymi siłę, moc i cierpliwość. Z drugiej strony, to istota żywa, która w żadnym momencie swojego życia nie zmienia kształtu. Nie potrzebuje zmian, by być szczęśliwym na swój sposób. I to jest niezwykle ciekawa konotacja, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie to morskie stworzenie wybrano do książki o mocy terapii, bo jakby nie patrzeć, w przypadku każdego leczonego pacjenta ta przemiana jest wręcz kluczowa.
Niezwykle ciekawą postacią jest również nieżyjąca już amerykańska psychoterapeutka, profesorka Lillian B. Rubin, która terapeutką została w swoim drugim życiu, mając nieco ponad czterdzieści lat. Studiowała ona na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, niemalże w tym samym czasie co jej córki. Do zawodu wniosła od razu cały bagaż doświadczeń, który pomógł jej wypracować swoją własną taktykę prowadzenia pacjenta, która momentami dość mocno rozmijała się z akademickimi wytycznymi. Jej dojrzałość objawiała się znacznie większą empatią i zrozumieniem względem każdej osoby, z którą przyszło jej współpracować. Jej sukcesy są potwierdzeniem tego, że w całym procesie leczenia najważniejsza jest relacja, a tej nie da się zbudować jedynie na wymianie słów i sztywnym, rutynowym zachowaniu lekarza względem pacjenta.
W książce „Mężczyzna o pięknym głosie” zaprezentowane są najciekawsze przypadki z historii jej kariery i czyta się to niemal tak szybko jak kryminał, oczekując rozwiązania dla każdego z rozdziałów. Nie zawsze finał opowieści to szczęśliwe zakończenie, natomiast czytając uważnie, można wysnuć dla siebie wiele interesujących wniosków, w tym ten, że bez zmiany nie ma zmiany. Z mojej strony mocna polecajka.
IG @angelkubrick
„Mężczyzna o pięknym głosie” mógł umknąć w mnogości sierpniowych premier, chociaż już sama okładka powinna zaintrygować. Konikowi morskiemu w kulturze greckiej, azjatyckiej, a nawet europejskiej, przypisywano wiele wartości, między innymi siłę, moc i cierpliwość. Z drugiej strony, to istota żywa, która w żadnym momencie swojego życia nie zmienia kształtu. Nie potrzebuje...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-20
„Dni długie jak wieki” to książka, która uczy szacunku do życia, wdzięczności za każde dobro, jakie nas spotyka i ograniczonego zaufania do ludzi, bo nigdy nie wiadomo, jaka bestia skrywa się w człowieku, nawet tym, który przez lata mianuje się przyjacielem.
Marian Berland bardzo szybko zaczął spisywać swoje wspomnienia, dzięki czemu mamy możliwe najdokładniejsze świadectwo najbardziej haniebnej eksterminacji rodzaju ludzkiego. „Dni długie jak wieki” to wnikliwy obraz przeistaczania całych rodzin w dzikie, zaszczute stada zwierząt, skrywających się w najmroczniejszych dziurach jeszcze niedawno pięknej Warszawy. To wyrażenie śmierci na wszystkie możliwe sposoby. Najbardziej porażające są tu jednak poczynania Ukraińców, które szokują nawet żołnierzy niemieckich.
Od książki nie można się oderwać, a mimo to, pozostanie ona jedną z tych, które pochłaniałam fragmentami, przez co znacznie wydłużył mi się czas jej czytania. Wiele scen pozostanie już we mnie na zawsze. To pięknie zachowane świadectwo polecam każdemu, ponieważ pokazuje, jak łatwo można poddać się szaleństwu, a jednocześnie ile wysiłku trzeba włożyć w zachowanie życia i ludzkiej godności. Pamiętam wieczór, kiedy kładłam się spać w świeżo wypranej pościeli, pachnącej świeżością i słońcem, codzienność, a jednak cud. Zasnęłam wzruszona i wdzięczna. Zrozumie to każdy, kto pozna wspomnienia Berlanda. Szalenie ważna książka. Gorąco polecam!
IG @angelkubrick
„Dni długie jak wieki” to książka, która uczy szacunku do życia, wdzięczności za każde dobro, jakie nas spotyka i ograniczonego zaufania do ludzi, bo nigdy nie wiadomo, jaka bestia skrywa się w człowieku, nawet tym, który przez lata mianuje się przyjacielem.
Marian Berland bardzo szybko zaczął spisywać swoje wspomnienia, dzięki czemu mamy możliwe najdokładniejsze...
Czy jest tu ktoś z Katowic lub okolic? Jeśli tak, to mam dla Was idealną propozycję na wakacje. Podróż w przeszłość w cenie książki. Zresztą, nawet jeśli nie jesteście ze Śląska i tak warto sięgnąć po „Klachy z Koszutki”, ponieważ wspomnienia związane z okresem dorastania w czasach PRL-u zawsze budzą w człowieku jakiś sentyment i wspomnienia, które z wiekiem cenimy coraz bardziej.
Koszutka to dzielnica Katowic, położona w północnej części miasta, na Wzgórzach Chorzowskich. W latach 50. obok czarnych jak smoła familoków powstały pierwsze otynkowane bloki z cegły, w których zamieszkała setka rodzin pracowniczych. Ogólnie bardzo ciekawa zbieranina postaci, tworząca barwny przekrój ówczesnego społeczeństwa. Wśród nich sama autorka, która będzie narratorką tej historii. Historii prawdziwej.
To nie jest obszerna pozycja, dlatego też nie zdradzę nic ze szczegółów, aby nie odbierać Wam przyjemności z czytania. Jestem jednak pewna, że z każdym kolejnym rozdziałem będziecie wynajdować kolejne punkty styczne z własnymi wspomnieniami z tego okresu. Szczególne uznanie dla autorki, która dzięki konsultacjom odtworzyła język, jakim się wówczas posługiwano. Ślůnsko godka jest tu obecna, na szczęście zadbano o tłumaczenie (na bieżąco, więc się człowiek nie męczy z wertowaniem stron, co przy tych upałach jest zbawienne). Są też archiwalne zdjęcia, i dzieci bawiące na placu przy bloku, piłka, trzepak, guma, zimą lodowisko, na nogach najbrzydsze buty świata — trzewiki. Kto miał? :D A za komunijną sukienkę ze spadochronu należy się ELLE STYLE AWARDS :) Książka lekka i przyjemna, z przyjemnością więc polecam!
IG @angelkubrick
Czy jest tu ktoś z Katowic lub okolic? Jeśli tak, to mam dla Was idealną propozycję na wakacje. Podróż w przeszłość w cenie książki. Zresztą, nawet jeśli nie jesteście ze Śląska i tak warto sięgnąć po „Klachy z Koszutki”, ponieważ wspomnienia związane z okresem dorastania w czasach PRL-u zawsze budzą w człowieku jakiś sentyment i wspomnienia, które z wiekiem cenimy coraz...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-08
Autorka, Katarzyna Kubisiowska, miała przed sobą nie lada wyzwanie, podejmując się uporządkowania biografii kobiety tak barwnej, a jednocześnie tak doświadczonej przez los.
Kora, ikona polskiej sceny muzycznej. Głos pokolenia, które w latach 80. miało dość grania do kotleta, szukało dźwiękowej świeżości i wolności, nie tylko słowa. Autorka w tej podróży zabiera czytelnika do miejsc, w którym żyli rodzice Olgi, jej trudnego dzieciństwa, naznaczonego wiecznymi przeprowadzkami, z którymi wiązały się tylko przykre wspomnienia, do młodości, w której narodziła się jako Kora.
Stawia pierwsze kroki na scenie. Jest nieśmiała, jakby w cieniu mężczyzn, z którymi tworzy, ale tylko przez chwilę. Maanam zaczyna gromadzić coraz większą publiczność. Sukces nie przychodzi łatwo. Daniel Passent widzi tylko nogi, na muzykę jest głuchy, Agnieszka Osiecka nie może połapać sensów w tekstach. Szara, skostniała Polska nie lubi nowości, krytykuje co tylko może, jednak rewolucji nie sposób już zatrzymać.
Opole 80. jest przełomem. W tym wszystkim ona, jako frontmenka, żona, matka i kobieta czerpiąca przyjemność ze swojej własnej cielesności. Ma dobre i złe momenty, żyje w emocjonalnym rozedrganiu, wyjątkowe chwile łapią Rolke, Szmuc, Plewiński, ich fotografie oglądamy w książce, choć nie ma ich tu wiele, większość bez problemu można odszukać w Internecie. Prawdą jest, że była nieznośna, ale była sobą, nie udawała, umiała walczyć, do końca. Dzięki jej petycjom refundowano lek na raka jajników. Ceniła kobiety umiejące o siebie zawalczyć. Jej ostatnią wolą było stworzenie domu pracy twórczej na Roztoczu, dla kobiet właśnie, do tego momentu nic w tym zakresie nie zrobiono. Biografię czyta się świetnie, przy okazji szperając w sieci po więcej. Z czystą przyjemnością polecam!
IG @angelkubrick
Autorka, Katarzyna Kubisiowska, miała przed sobą nie lada wyzwanie, podejmując się uporządkowania biografii kobiety tak barwnej, a jednocześnie tak doświadczonej przez los.
Kora, ikona polskiej sceny muzycznej. Głos pokolenia, które w latach 80. miało dość grania do kotleta, szukało dźwiękowej świeżości i wolności, nie tylko słowa. Autorka w tej podróży zabiera czytelnika...
2023-05-30
„Nie przeraziła mnie twarz prezydenckiego zwycięzcy. Maska głupoty jest przechodnia. Przygniótł mnie ciężar głosującego na niego elektoratu”.
Ten cytat, pochodzący z najnowszej książki Manueli Gretkowskiej pt. „Przeprawa” niech będzie zachętą dla tych wszystkich, którzy podobnie jak ja, lubią, cenią i czekają na każde książkowe dziecko tej autorki. Tym razem nie trzeba było posiłkować się postacią z przeszłości, by opisać beznadziejność kraju, w którym przychodzi nam żyć. Manuela teoretycznie ma już spokój. Jako osoba urodzona w ustroju komunistycznym, nie wyobraża sobie ponownego powrotu do niewolnictwa. Jej emigracja zaowocowała książką pełną inteligentnych wyzłośliwień, wspomnień osób, które stanęły na jej drodze, sytuacji, o których bez wątpienia pragnęłaby zapomnieć, detali z życia codziennego, czułych, smutnych, nazbyt osobistych, by oceniać. Rozczulające są tu ostatnie wspólne dni z matką, pokazujące w jak absurdalnym świecie żyjemy. „Dla cierpiących recepty, a dla chuja lek od ręki”. Skondensowanie znaczeń mistrzowskie.
„Przeprawa” to genialna kronika naszych czasów z perspektywy klasy średniej, zawierająca wiele cennych uwag i zaskakujących point. Mam przeczucie, że zmiana adresu zamieszkania nastąpiła w najbardziej bezpiecznym momencie. Żeromski napisał kiedyś: „Trzeba rozrywać rany polskie, żeby nie zabliźniły się błoną podłości”. Niestety ta błona rozrosła się już do gigantycznych rozmiarów i tylko patrzeć, kiedy to wszystko po raz kolejny je... zacznie krwawić, bo krwawić musi, bez tego się nie obejdzie, tego uczy historia... Czytajcie Gretkowską z otwartą głową.
IG @angelkubrick
„Nie przeraziła mnie twarz prezydenckiego zwycięzcy. Maska głupoty jest przechodnia. Przygniótł mnie ciężar głosującego na niego elektoratu”.
Ten cytat, pochodzący z najnowszej książki Manueli Gretkowskiej pt. „Przeprawa” niech będzie zachętą dla tych wszystkich, którzy podobnie jak ja, lubią, cenią i czekają na każde książkowe dziecko tej autorki. Tym razem nie trzeba...
2023-05-08
Lubię literaturę podróżniczą, zwłaszcza tę, w której człowiek staje naprzeciw swoim słabościom i z mozołem, dzięki samozaparciu i ogromnemu nakładowi energii własnej, osiąga cel. „Skalny pielgrzym” jest zapisem takich właśnie zmagań, ale nie tylko. Rafał Fronia na dość specyficzny sposób wyrażania swoich „RYBKOmyśli” i dla tych, którzy jeszcze nie mieli styczności z jego książkami, może to być wielkim zaskoczeniem.
Książka dość potężnych rozmiarów, ponieważ mieści w sobie zapis dwóch wypraw. Pierwsza część to zdobycie indyjskiej góry Nanda Devi East, druga to wyprawa i zdobycie Broad Peak, samotne, za co szczególne słowa uznania. Autor, jako uważny obserwator świata, dość obrazowo opisuje każdy etap podróży, choć nie jest to opowieść wolna od uszczypliwości, bo co ma pomyśleć czytelnik, który nazywany jest tu kanapowcem, który w sumie to nie może sobie tak do końca wyobrazić tego, co widzą oczy autora, co czują inne zmysły, co odbiera każdym milimetrem swojego ciała. Pokora miesza się tu z megalomanią, surowość i prostota z przerysowaniem. Cenne fragmenty dotyczące wyprawy topią się w wodolejstwie. Na pochwałę na pewno zasługuje tu bogata oprawa fotograficzna, to bez wątpienia wartość dodana. Warto też skorzystać z kodów QR, gdzie życie codzienne alpinisty mamy na wyciągnięcie ręki. Na koniec jeden z moich „ulubionych” cytatów ;)
„Pstrągiem jest myśl pożądana, która ruchem ogona pokona wodospad i przerwie kręg czyhających jak hieny cierników, małych rybkomyśli, które kąsają zewsząd i wciąż spokojność nocy”.
IG @angelkubrick
Lubię literaturę podróżniczą, zwłaszcza tę, w której człowiek staje naprzeciw swoim słabościom i z mozołem, dzięki samozaparciu i ogromnemu nakładowi energii własnej, osiąga cel. „Skalny pielgrzym” jest zapisem takich właśnie zmagań, ale nie tylko. Rafał Fronia na dość specyficzny sposób wyrażania swoich „RYBKOmyśli” i dla tych, którzy jeszcze nie mieli styczności z jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-19
O Januszu Majewskim wspominałam, kiedy polecałam Wam pierwszy polski film grozy z 1970 roku, „Lokis. Rękopis profesora Wittembacha”, wciąż polecam, zremasterowaną wersję można obejrzeć na Youtube. Dziś ten wyjątkowy reżyser zagości tu wraz z szanowną małżonką, wspaniałą Zofią Nasierowską, wybitną fotografką, do której gwiazdy ówczesnego kina waliły drzwiami i oknami. Kobiety ją kochały, bo potrafiła dostrzec ich piękno, nawet wtedy, kiedy one same go nie widziały.
Każda osobowość artystyczna ma w sobie jakiś pierwiastek narcystyczny, a jak to jest, kiedy dwie takie osobowości zdecydują się na wspólne życie pod jednym dachem? Dzisiejszy świat show-businessu nie kreuje dobrego wizerunku małżeństwu. Pary wiążą się ze sobą i dość szybko dochodzi do rozstania. Wydaje mi się, że poprzednie pokolenie miało w sobie większe pokłady cierpliwości do siebie. Spójrzmy choćby na Majewskiego i Nasierowską. On miał wszystko ułożone od linijki (prawdopodobnie robił nawet zdjęcia co, gdzie, jak leży), podczas gdy jej świat to chaos totalny, w którym się odnajdowała, a on tylko patrzył i wzdychał. Każdy miał swój kawałek podłogi, na którym czuł się dobrze i nie było presji partnera. Być może to właśnie tajemnica wzajemnego bycia ze sobą na dłużej, niż kilka miesięcy czy lat.
„Twórcze życie we dwoje” to opowieść o Jeremim Przyborze i Alicji Wirth, Eryku Lipińskim i Hannie Gosławskiej, Franciszce i Stefanie Themerson, Hani i Gabrielu Rechowicz oraz o wspomnianych już Januszu Majewskim i Zofii Nasierowskiej. Każdej parze poświęcony jest jeden rozdział, w którym poznajemy dzieciństwo bohaterów, a następnie ich wspólne życie. Bardzo przyjemnie się to czyta. Książka bogata w zdjęcia i ilustracje, które są wartością dodaną dla tej pozycji. Polecam tym, którzy nie zgłębiali biografii poszczególnych postaci i chcą zanurzyć się niepowtarzalny klimat PRL-u.
IG @angelkubrick
O Januszu Majewskim wspominałam, kiedy polecałam Wam pierwszy polski film grozy z 1970 roku, „Lokis. Rękopis profesora Wittembacha”, wciąż polecam, zremasterowaną wersję można obejrzeć na Youtube. Dziś ten wyjątkowy reżyser zagości tu wraz z szanowną małżonką, wspaniałą Zofią Nasierowską, wybitną fotografką, do której gwiazdy ówczesnego kina waliły drzwiami i oknami....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-16
Mam wrażenie, że u Wszystkich widziałam już tę książkę, więc nie będę zbyt głęboko wchodzić w fabułę. „Cieszę się, że moja mama umarła” to jedna z tych książek, które w dużej mierze stanowią literaturę terapeutyczną, w tym przypadku dla Jennette McCurdy, hollywoodzkiej gwiazdy dziecięcej, znanej z takich produkcji jak „ICarly” oraz „Sam i Cat”. Osobiście nie znam kobiety, nie widziałam ani jednego serialu z nią w roli głównej, a mimo to zachęcam gorąco do lektury i zapoznania się z obezwładniająco złym modelem wychowania, który niszczy dziecko od najwcześniejszych lat. Echa traumy zaznanej w dzieciństwie odbijają się jeszcze przez wiele, wiele lat w życiu dorosłym.
Momentami ta książka była dla mnie po prostu szokująca. Poprawka, w niepoliczalnej ilości momentów ta książka mnie rozwalała na kawałki. Ogrom zachowań matki wobec dziecka w tym konkretnym przypadku jest dla mnie zwyczajnie niewyobrażalna. Przenoszenie swoich marzeń na córkę, osiąganie ich przez cielesną ofiarę własnego dziecka, blokowanie dojrzewania, głodzenie (w Stanach, gdzie jedzenie ma status świętego sakramentu!), totalny brak przygotowania do dorosłego życia (zdziwienie podczas pierwszego zbliżenia), wykorzystywanie własnej choroby do emocjonalnych manipulacji, wreszcie bezpardonowe wysysanie kasy (rozmowy wyglądały mniej więcej tak: szantaż, groźby, poniżanie a na koniec hasło: pamiętaj o $ na lodówkę). Mózg staje.
Ta książka jest bardziej przerażająca niż literatura grozy, a to wszystko ukryte za lukrowaną, słodziutką, niewinnie wyglądającą okładką. Szok i niedowierzanie. Czytajcie, jeśli jeszcze nie znacie i nie róbcie tak!
IG @angelkubrick
Mam wrażenie, że u Wszystkich widziałam już tę książkę, więc nie będę zbyt głęboko wchodzić w fabułę. „Cieszę się, że moja mama umarła” to jedna z tych książek, które w dużej mierze stanowią literaturę terapeutyczną, w tym przypadku dla Jennette McCurdy, hollywoodzkiej gwiazdy dziecięcej, znanej z takich produkcji jak „ICarly” oraz „Sam i Cat”. Osobiście nie znam kobiety,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-12
Cztery lata temu film „7 uczuć” oceniłam na 7 gwiazdek, z krótką notką na Filmwebie: „czasami jest śmiesznie, ale tematyka poważna i ważna, więc warto się wybrać. Świetna gra aktorska”, przy czym kiedy zobaczyłam Michała Koterskiego w roli Adasia Miauczyńskiego, pomyślałam sobie: „no tak, tatuś zatrudnił synusia”. I teraz powinnam zrobić to samo, co zrobił Marcin Dorociński, bo inaczej żadne kolejne zdanie nie spłynie z moich ust. PRZEPRASZAM MICHAŁ...
Nie da się ukryć, że mamy wręcz wrodzoną, paskudną przypadłość oceniania innych, no dobra, większość tak ma, są wyjątki, ale cała reszta leci z ferowaniem wyroków po bandzie. Te wszystkie sądy a posteriori na temat młodego Koterskiego wynikały z tego, co do naszej wiadomości przemyciły media, a tym nigdy nie zależało na prawdzie, tylko klikalności, bo przecież goła pupa pokazana gdzieś na mieście wyświetli się lepiej, niż tekst o tym, że Michał po raz kolejny walczy ze swoim uzależnieniem.
„Michał Koterski. To już moje ostatnie życie” to wspomnienia spisane przez doświadczoną Beatę Nowicką, która dokonała niemożliwego, mianowicie ogarnęła życie Michała. Od dzieciństwa, poprzez dorastanie w rodzinie dysfunkcyjnej, następnie kolejne kroki ku całkowitej zagładzie, powolne tonięcie w morzu używek, a gdzieś pomiędzy urywki życia z planu filmowego, pracy, jeśli akurat była, czy związków z kobietami, które gdzieś tam zawsze czuwały. Absolutnie poruszająca jest tu szalenie trudna relacja ojciec-syn. Jestem pewna, że każdy z nich, w pewnych momentach płakał, choć każdy oddzielnie, każdy w innym paroksyzmie bólu. Wrażliwy czytelnik wyłapie te momenty i będzie płakał razem z nimi, bo ta szczerość porusza. Mam tu zaznaczone mnóstwo fragmentów i mam nadzieję, że osoba, do której powędruje ta książka, przeczyta, chociaż te urywki. Piękniejszego świadectwa o upadku człowieka i wstawaniu z kolan nie przeczytacie.
IG @angelkubrick
Cztery lata temu film „7 uczuć” oceniłam na 7 gwiazdek, z krótką notką na Filmwebie: „czasami jest śmiesznie, ale tematyka poważna i ważna, więc warto się wybrać. Świetna gra aktorska”, przy czym kiedy zobaczyłam Michała Koterskiego w roli Adasia Miauczyńskiego, pomyślałam sobie: „no tak, tatuś zatrudnił synusia”. I teraz powinnam zrobić to samo, co zrobił Marcin...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-12
O matko i córko, jak te Niemce się na ten ruski tron pchały, olaboga! Choć tak naprawdę, Ci co zasiadali na tronie, niewiele mieli do powiedzenia, bo tutaj górę brały interesy rodów panujących i państw, dokładnie w tej kolejności. Jak wyglądała procedura przemienienia? Wystarczyło odrzucić luteranizm, przyjąć wiarę prawosławną i tak oto z Sophie Friederike Auguste von Anhalt-Zerbst robiła się Katarzyna II Aleksiejewna Wielka, z kolei jej mężna przemianowano na Piotra Fiodorowicza. Krócej i ładniej, nieprawdaż? Choć Piotr akurat nie cierpiał wszystkiego, co rosyjskie, co za pech!
Katarzyna II bez wątpienia była postacią wyjątkową, bo już samo to, że przez 34 lata rządziła Rosją, wiele mówi. My, jako naród, chyba jednak nie przepadamy za nią jakoś specjalnie. Wraz z Poniatowskim, na marginesie, jej kochankiem, zawarła traktat gwarancyjny, który czynił Rzeczpospolitą protektoratem rosyjskim. Potem bez zmrużenia okiem uczestniczyła w trzech rozbiorach Polski. To się nazywa mieć dobry układ polityczny, caryca wiedziała, kogo, gdzie i w jakim momencie historii usadzić na stanowisku, żeby jak najwięcej zyskać dla siebie i Rosji.
Jaka była prywatnie? Co czuła, jak wyglądało jej małżeństwo, ile była w stanie znieść w imię dobra państwa? O wszystkim, szczerze jak na spowiedzi, opowiada w fikcyjnym wywiadzie sama Katarzyna II, rozmawiając z nie kim innym, tylko samym Stasiem, bo to z nim właśnie, oprócz spraw łóżkowych, łączyły ją jeszcze inteligentne rozmowy. Ceniła je sobie. Wywiad oparty na faktach historycznych, dopełniony wstawkami uzupełniającymi treść. Duża ilość ilustracji zdecydowanie na plus. Swobodny język zachęci do lektury nawet tych, co biografii normalnie nie trawią. I jak to w końcu było z koniem? Hmmmm...
IG @angelkubrick
O matko i córko, jak te Niemce się na ten ruski tron pchały, olaboga! Choć tak naprawdę, Ci co zasiadali na tronie, niewiele mieli do powiedzenia, bo tutaj górę brały interesy rodów panujących i państw, dokładnie w tej kolejności. Jak wyglądała procedura przemienienia? Wystarczyło odrzucić luteranizm, przyjąć wiarę prawosławną i tak oto z Sophie Friederike Auguste von...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Egzekutor” to tego typu książka, która zaraz po wydaniu zagotowała Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, czego wyrazem były publikacje w prasie i listy kierowane do wydawcy. Ośrodek Karta przy każdym wznowieniu dodawał je do książki, tworząc osobny rozdział, który doskonale pokazuje, jak bardzo podzielonym narodem jesteśmy i jak trudno przyznajemy się do historycznego skundlenia. O tym, że wojna to ból, cierpienie i chwalebne poświęcenie się ojczyźnie wiemy ze szkolnych lektur, taki obraz nam wtłoczono do głowy. Pokazywanie drugiej strony medalu było passé. Dlaczego, ja się pytam, skoro to właśnie ta druga strona medalu razi mocniej?
Stefan Dąmbski miał szesnaście lat, jak wstąpił do Armii Krajowej. Było mu to na rękę, nie musiał chodzić do szkoły ani pracować fizycznie. Szkolił się w głębi rzeszowskich lasów i szybko awansował. Dywersyjne życie było dla niego stworzone. Na pierwsze likwidacje zgłosił się na ochotnika. Lubił patrzeć na krew tryskającą z rozwalonej głowy. Otwarcie przyznawał, że po „akcjach” wracało się „na gazie”, a samogon pity był bez zakąsek. Wolne chwile spędzał w ramionach młodych dziewczyn, które były w tym samym wieku, co Dąmbski. Rzadko kiedy pozwalał sobie na chwilę człowieczeństwa. Wspominał również o tym, jakie kary cielesne dotykały kobiet, które obcowały z Niemcami (25 kijów na gołą d oraz golenie głów, a następnie smarowanie tarem, który powodował wypadanie włosów i łyse placki).
O oburzających zachowaniach żołnierzy AK pisał w swoich dziennikach również Zygmunt Klukowski, opisując nawet konkretne osoby, które zdołała zidentyfikować jego współpracownica. Odnotował również nagminne nadużywanie alkoholu, którym jakimś cudem zawsze był gdzieś pod ręką. Tymczasem w listach pisanych współcześnie pan Mieczysław Skotnicki (w imieniu ŚZŻAK) kategorycznie zaprzecza masowym strzyżeniom dziewcząt romansujących z Niemcami, określając to mianem bzdury, zaś samogonu nie pijał nikt, bo pito bimber lub księżycówkę (zamienne nazwy bimbru, generalnie czegoś, co się robiło po piwnicach czy strychach). Gdzie leży prawda? :)
Słowem, bardzo ciekawa pozycja, do której trzeba zajrzeć.
IG @angelkubrick
„Egzekutor” to tego typu książka, która zaraz po wydaniu zagotowała Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, czego wyrazem były publikacje w prasie i listy kierowane do wydawcy. Ośrodek Karta przy każdym wznowieniu dodawał je do książki, tworząc osobny rozdział, który doskonale pokazuje, jak bardzo podzielonym narodem jesteśmy i jak trudno przyznajemy się do historycznego...
więcej Pokaż mimo to