-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-05-10
2023-01-30
Chorowanie ma jedną, niepodważalną zaletę, można czytać w łóżku od rana do nocy, bez wyrzutów sumienia, i mimo cielesnego uwięzienia, spirytualnie odbywać odległe wycieczki, w moim przypadku po Brazylii w towarzystwie Arkadego Fiedlera, i Boliwii u boku Arkadego Radosława Fiedlera. Obie podróże pochłonęły mnie bez reszty. Na pierwszy ogień — syn.
Muszę przyznać, że trochę mi zeszło z lekturą „Do głębi intrygującego kraju”, gdyż w połowie tekstu wyjechałam i nie zabrałam jej ze sobą, ponieważ jest niesamowicie ciężka. Lubię dźwigać książki, ale bez przesady. Jej zaskakująca waga wynika z eleganckiego wydania, choć wiem, że nie wszyscy pokochają jej śnieżnobiałe, kredowe kartki. Bernardinum wykonało jednak porządną robotę, lubię twardą oprawę, szycie i kolorowe zdjęcia, tak powinny wyglądać książki podróżnicze. Tyle odnośnie wyglądu, a jak prezentuje się treść?
Wybornie, ale o tym przekonałam samą siebie gdzieś w połowie książki, uświadamiając sobie, z jak wysokiej półki jest to rzecz. Nie da się ukryć, że autor to erudyta i to się czuje, czytając. Jego opowieść snuje się powoli, wypełniając przestrzeń historiami o miejscach, ludziach, wydarzeniach, ich zwyczajach, wzlotach i porażkach, bowiem Boliwia nigdy nie miała łatwo, spójrzmy choćby na ilość prezydentów, momentami było gorąco, czasem krwawo. Hiszpańscy konkwistadorzy pozostawili po sobie trwały ślad w boliwijskiej spuściźnie Indiganes, i choć bardzo pragnęli zatrzeć ślad po rdzennych mieszkańcach Ameryki Południowej, coś jeszcze ocalało. O zachowanych skrawkach dawnych plemion opowiada Arkady Radosław. W przeciwieństwie do współczesnych globtroterów, jego relacja opiera się na tym co widzi, czego się dowiaduje po drodze i co udaje mu się zanotować. Słowo ważniejsze jest tu niż zdjęcie. Taką samą uwagę poświęca maraguettcie jak i Cerro Rico, górze, która pochłonęła osiem milionów istnień, wszystko w celach wzbogacenia imperium hiszpańskiego.
Aktualnie Boliwia powoli podnosi się z kolan. Przeżywa dynamiczny rozwój, nadrabiając lata stracone przez Hiszpanów. Na szczęście to ziemia, która skrywa w sobie bogactwo, za które można finansować budowę miast, ich rozwój i edukację młodych Boliwijczyków. Gdyby ktoś poszukiwał swojego miejsca na Ziemi, warto rozważyć pobyt w Cochabombie , podobno w tym właśnie miejscu wiosna trwa okrągły rok! Książki podróżnicze poszerzają horyzonty, i choć teraz przegrywają z filmikami na YT, dajcie im szansę, tej szczególnie.
IG @angelkubrick
Chorowanie ma jedną, niepodważalną zaletę, można czytać w łóżku od rana do nocy, bez wyrzutów sumienia, i mimo cielesnego uwięzienia, spirytualnie odbywać odległe wycieczki, w moim przypadku po Brazylii w towarzystwie Arkadego Fiedlera, i Boliwii u boku Arkadego Radosława Fiedlera. Obie podróże pochłonęły mnie bez reszty. Na pierwszy ogień — syn.
Muszę przyznać, że trochę...
2022-11-03
„Jeśli chcesz, żeby spotkało cię coś nowego, przestań robić ciągle to samo”. Właśnie taką myśl zobaczył pewnego razu nastoletni Niko, kiedy ledwie żywy usiłował wstać z łóżka. I wiecie co? Zrobił to! Wystarczyło zmienić drogę do szkoły i stało się! Każdy krok napawał go jakimś dziwnym entuzjazmem. Zaciekawiony rozglądał się po okolicy, ale jego uwagę skutecznie przyciągała pewna rudera. Chętnie urządziłby jakiś urbex, jednak trzy zamki stanowiły prawdziwe wyzwanie, i pierwszą zagadkę do rozwiązania, zresztą jedną z wielu, jakie przygotował dla niego Wszechświat.
Ten dziwny, niemal rozsypujący się dom, okazał się przejściem do zupełnie innego świata. Jeśli cudem przypomni Wam się teraz jakiś mugol, który kpił z przenikania Harrego przez ścianę peronu 9¾, to śmiało do niego podbijcie i głosem Bogusia Lindy zadajcie mu pytanie — co ty wiesz o tunelowaniu... bo jeśli przeczytacie „Drzwi o trzech zamkach”, to przejście układu fizycznego pomiędzy stanami oddzielonymi barierą potencjału nie będzie dla Was żadną tajemnicą. Normalna sprawa, która ułatwia przemieszczanie. Podobnie jak normalny jest kot Schrödingera, który towarzyszy Niko od drzwi tajemniczego domu, i choć często nagle znika, zawsze jest tam, gdzie dzieje się coś ważnego, żywy i martwy jednocześnie.
Moim skromnym zdaniem Sonia Fernandez-Vidal dokonała niemożliwego, łącząc naukę XXI wielu z przygodami nastolatków, jednocześnie tłumacząc fizykę kwantową i dzieciom, i dorosłym. Trzeba mieć w sobie nutkę szaleństwa, żeby pojąć wszystkie te teorie, i zdecydowanie nie kierować się zdrowym rozsądkiem, który w kwantowym świecie podpowiada zgubne rozwiązania. Kiedy jednak zdołacie uwolnić umysł i zmienić perspektywę, wiele zagadek, które pojawia się w książce, okaże się nagle bułką z masłem. Pozycja poza fantastyczną treścią ma też atrakcyjną oprawę graficzną, która przyciąga czytelnika. Nie mogę się doczekać kolejnych części, a Wam gorąco polecam, czytajcie z dzieciakami :) To idealna książka do szkolnych bibliotek, tak podpowiadam :)
IG @angelkubrick
„Jeśli chcesz, żeby spotkało cię coś nowego, przestań robić ciągle to samo”. Właśnie taką myśl zobaczył pewnego razu nastoletni Niko, kiedy ledwie żywy usiłował wstać z łóżka. I wiecie co? Zrobił to! Wystarczyło zmienić drogę do szkoły i stało się! Każdy krok napawał go jakimś dziwnym entuzjazmem. Zaciekawiony rozglądał się po okolicy, ale jego uwagę skutecznie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-08
Takiej zimy jak we Wrocławiu miało nie być, jak zwykle założenia naukowców nie do końca się sprawdziły. Miliony istnień unicestwiła broń biologiczno-chemiczna, przy życiu pozostała garstka ludzi i istnienia, które narodziła nowa rzeczywistość. Zarażeni to genetycznie zmienieni ludzie, którzy żywią się żywym mięsem i trupami. W niepozornej piwnicy ukrywa się rodzina, Marek, Kasia i ich córka Julia. Żyją tak już 8 lat. Zdobywanie pożywienia jest coraz trudniejsze, zwłaszcza że niekiedy mrozy sięgają -40°C. Trzeba jeść, żeby przeżyć. Kłopoty zaczynają się wówczas, kiedy dziewczynka zaczyna chorować. Marek wyrusza na wyprawę, która odmieni ich dotychczasową egzystencję. Zarażeni zaczynają formułować stada, wspólne polowania stają się łatwiejsze. Na dodatek po latach srogich zim klimat powoli zaczyna się zmieniać. Ocieplenie sprzyja ewolucji, a ta sprzyja prokreacji. Czy człowiek w nierównej walce z bestiami jest w stanie coś ugrać? Czy bohaterowie tej postapokaliptycznej powieści uratują po raz kolejny swoje życie?
Historię w audiobooku czyta Andrzej Ferenc i jeżeli tekst dla starych wyjadaczy posapo jest zbyt "zwyczajny" to lektor czyni magię, bo ja nie mogłam się oderwać od telefonu. Polecam serdecznie. "Horda" dostępna między innymi na BookBeat (okres próbny wynosi tam 2 tygodnie).
IG @angelkubrick
Takiej zimy jak we Wrocławiu miało nie być, jak zwykle założenia naukowców nie do końca się sprawdziły. Miliony istnień unicestwiła broń biologiczno-chemiczna, przy życiu pozostała garstka ludzi i istnienia, które narodziła nowa rzeczywistość. Zarażeni to genetycznie zmienieni ludzie, którzy żywią się żywym mięsem i trupami. W niepozornej piwnicy ukrywa się rodzina, Marek,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-02
Indie 1987 i Indie współcześnie, dwa różne światy, przez które prowadzi nas Cezary Borowy, człowiek, który nie bał łamać się zasad a prawo lekutko naginał pod siebie. Zacznę jednak od tego, że czytając o życiu Jerzego Kukuczki czy Wojciecha Kurtyki, natknęłam się na fragmenty dotyczące nielegalnego przemytu towarów, który dawały w zamian żywą walutę, tak potrzebną na sfinansowanie wypraw himalajskich. Ukrywanie zegarków w konserwach czy nieco większych fantów w beczkach, które teoretycznie miały być wypełnione sprzętem do wspinaczki, rozbudziło we mnie ciekawość. Jak radzili sobie inni? Co przemycali? Z jakimi problemami przyszło im się mierzyć? Wszystkie odpowiedzi znalazłam w książce: "Spowiedź Hana Solo. Byłem przemytnikiem w Indiach".
Przypominam, jest rok 1987. W Polsce końcówka PRL-u, ale powoli czuć już wiatr zmian. Do roku 1989 kraj ostatecznie opuszcza ponad 2 mln ludzi, kolejne miliony włączają się w legalne i nielegalne migracje czasowe, pracując lub handlując. Jedną z tych osób jest młody Cezary Borowy, który po wyrwaniu się z kraju i pracy w Anglii decyduje się na ryzykowny, aczkolwiek intratny, krok. Zostaje przemytnikiem elektroniki w Indiach.
Przewalanie towaru przez granicę wymaga wypracowania pewnych schematów, wymusza też podział na role, za które zgarnia się mniej lub więcej keszu. Przez część tej historii obserwujemy typową zabawę w kotka i myszkę, gdyż każdy schemat przemytu jest powoli rozpracowywany przez celników, co w pewnych momentach przyprawia o palpitacje serca nawet samego czytającego. Jednak obok tematu głównego, autor porusza też wiele ciekawych kwestii związanych z samym miejscem, np. o trzeciej płci, o życiu w kastach, o emigracji, religii i kolonializmie, który Indie dotknął wyjątkowo paskudnie. Jednak pewnym zaskoczeniem była dla mnie wzajemna odpowiedzialność za siebie nawzajem, co jest szczególnie ważne na emigracji. Dlaczego o tym wspominam? Odpowiedź w kolejnym książkowym poście. "Spowiedź Hana Solo. Byłem przemytnikiem w Indiach" - dobrze się to czyta.
Indie 1987 i Indie współcześnie, dwa różne światy, przez które prowadzi nas Cezary Borowy, człowiek, który nie bał łamać się zasad a prawo lekutko naginał pod siebie. Zacznę jednak od tego, że czytając o życiu Jerzego Kukuczki czy Wojciecha Kurtyki, natknęłam się na fragmenty dotyczące nielegalnego przemytu towarów, który dawały w zamian żywą walutę, tak potrzebną na...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-14
Nie da się ukryć, że książki Artura Pacuły podobają się i starszym, i młodszym czytelnikom. To bardzo ciekawe przygodówki w stylu opowieści Zbigniewa Nienackiego, które zajmują nie tylko warstwą obyczajową, ale i historyczną. Pacuła to miłośnik historii i z przyjemnością dzieli się swoją pasją z innymi, nie omieszkam dodać, że robi to znakomicie.
Akcja najnowszej powieści toczy się głównie na wodach polskich rzek. Grupa dzieciaków pod opieką nauczyciela rusza w podróż od Zalewu Wiślanego do Iławy. W zasadzie młodzież ma zupełnie inne plany na tę wyprawę niż historyk, ale właśnie z tej różnicy wynikają zabawne historie. Szukanie skarbów wcale nie jest takie łatwe, choć pewien dziennikarz na tym właśnie opiera swoją karierę radiową. Przez całą książkę toczy się wyścig, a kto go wygra? To już musicie przekonać się sami.
Akcja jest dynamiczna, dzieje się dużo i szybko, a umiejętności żeglarskie młodzieży mogą zawstydzić niejednego wilka morskiego (plusy za rysunek żaglówki z opisem elementów żeglarskich). Czytając, podciągamy słownictwo, a także wiedzę historyczną. Nie miałam pojęcia, że w Ostródzie gościł Napoleon, ani że z tego tytułu wybito pamiątkową monetę. Koniec końców lektura okazała się ciekawa i godna polecenia młodzieży, także tej 18+ :D
IG @angelkubrick
Nie da się ukryć, że książki Artura Pacuły podobają się i starszym, i młodszym czytelnikom. To bardzo ciekawe przygodówki w stylu opowieści Zbigniewa Nienackiego, które zajmują nie tylko warstwą obyczajową, ale i historyczną. Pacuła to miłośnik historii i z przyjemnością dzieli się swoją pasją z innymi, nie omieszkam dodać, że robi to znakomicie.
Akcja najnowszej powieści...
2021-10-27
"Na południe od Brazos" długo stało samotnie na półce, jednak cierpliwość popłaca, bo oto jest, drugi tom (który na marginesie, kończy tetralogię o Dzikim Zachodzie McMurtry`ego). Ta historia mogłaby nie powstać, gdyby nie fakt, że Brazos odniósł sukces większy, niż autor się spodziewał. Jego naturalistyczna, odarta z mitu, opowieść o kowbojach zdobywcach, skradła serca pań i panów. Rewelacyjnie nakreślone postacie postawą i humorem wryły się w pamięć, szczególnie Gus McRae, który stanowił idealne uzupełnienie nieco sztywnego kapitana Woodrowa Calla. Patrząc na przepiękne polskie wydanie "Ulic Laredo" nasuwa się pytanie, czy ten klimat da się odtworzyć?
Odpowiedź krótka jak strzała, nie, nie tylko dlatego, że w kontynuacji zabrakło Gusa. Akcja powieści toczy się kilkanaście lat po jego śmierci. Część poprzedniej ekipy albo umarła, albo żyje w zupełnie innym miejscu, a czytelnik ponownie zaczyna amerykańską przygodę w stanie Teksas. Kapitan Call nie jest już strażnikiem, ale łowcą nagród i ugania się za bandytami na zlecenie. W tym zadaniu pomaga mu księgowy, wysłany do Teksasu przymusowo przez swojego pracodawcę. Obaj muszą wytropić młodego, niezwykle okrutnego, meksykańskiego przestępcę. Joey Garza robi to, co wcześniej robili amerykanie, zabija dla samej przyjemności pozbawiania życia. W "Ulicach Laredo" całkiem sporą rolę odegra też Lorena, była kochanka Gusa, która wyszła za mąż za P.E. zwanego teraz Ślepkim oraz Maria, matka Joeya Garzy. Po raz kolejny McMurtry udowadnia, że świat, nie tylko Dziki Zachód, kobietami stoi, że to kobiety potrafią wiele znieść (nieustanna "walka" między Loreną a Callem o P.E) i wiele wybaczyć (ciche pojednanie Marii z rannym Callem), i że to czasem właśnie one płacą najwyższą cenę w męskich potyczkach (zadreptana końskimi kopytami ostatnia mieszkanka Miasta Wron).
"Ulice Laredo" spływają krwią. Wyraźnie daje się też odczuć nastrój pisarza, który wtłacza w kartki swój smutek. Temat przemijania co raz dopada czytelnika przy wątkach z kapitanem Woodrow, który nie może już nie zauważać spowolnienia, artretyzmu i ogólnego zmęczenia życiem. Przemijanie i zmiany to nuty przewodnie tej historii. Między nimi są też dźwięczne nuty pomocy i przebaczania, by człowieczeństwo nie uwierało duszy. Autor zafundował czytelnikom autentyczną, momentami brutalną, ale też pouczającą opowieść drogi, która nie ma klimatu Brazos, ale jest równie monumentalna i wyjątkowa. Gorąco zachęcam do lektury!
Ps. Pomysł ze zmianą okładki był najlepszym pomysłem roku 2021 <3 Spójność i klimat level max <3
IG @angelkubrick
"Na południe od Brazos" długo stało samotnie na półce, jednak cierpliwość popłaca, bo oto jest, drugi tom (który na marginesie, kończy tetralogię o Dzikim Zachodzie McMurtry`ego). Ta historia mogłaby nie powstać, gdyby nie fakt, że Brazos odniósł sukces większy, niż autor się spodziewał. Jego naturalistyczna, odarta z mitu, opowieść o kowbojach zdobywcach, skradła serca pań...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-20
11/10
IG @angelkubrick
Jakiego ja miałam nosa, żeby na czytanie "Terroru" wyjechać do Babci, OMG, co to była za opowieść! Dan Simmons wykreował taki świat, że autentycznie człowiek przymarza do fotela i jak zahipnotyzowany przewraca kartkę po kartce, by dobrnąć do końca, a potem jeszcze przez długi czas myśli o tym, co przeczytał. I tych myśli są tysiące, bo wiele jest tu wątków, które można rozpatrywać i o nich dyskutować, całymi nocami. O ile "Na południe od Brazos" miało u mnie 10/10 tak "Terror" ma 11/10, bo opowiedzieć w ten sposób o czymś, co wydarzyło się naprawdę i co w gruncie rzeczy jest trudne do przekazania, to już jest jakiś arcypoziom, który osiąga ledwie garstka literatów. To jest ta książka, do której wrócę zimą, jesienią i wiosną. Rok po roku. Czytana teraz, w upalne dni, przyniosła chwile wytchnienia tak potrzebne, kiedy od upału lasował się mózg.
Tytułowy HMS TERROR to nazwa statku badawczego, który wraz z HMS EREBUS wyruszył ku północnym wybrzeżom Kanady, by wytyczyć nowe Przejście Północno-Zachodnie, które znacząco skróciłoby czas przepłynięcia statków handlowych kursujących między wybrzeżami Atlantyku i Pacyfiku. Imperium Brytyjskie z ochotą wysyłało jednostki badawcze na nowe, nieznane tereny. Wiele z takich miejsc stawało się przecież koloniami, z których bez żadnych skrupułów czerpano zysk, kosztem ludności rdzennej. Bez trudu znajdowano też załogi na tego typu wyprawy, które obarczone były przecież ogromnym ryzykiem. Jeżeli takiemu zespołowi udało się wrócić, kończąc misję sukcesem, jedną z nagród była nobilitacja, taką otrzymał John Franklin – brytyjski oficer, żeglarz i badacz Arktyki, dowódca tej ekspedycji. Motywacja była więc ogromna, zysk przesłaniał wszelkie trudności.
Na te nowoczesne, jak na owe czasy, jednostki pływające, czytelnik natyka się w momencie, kiedy obie tkwią uwięzione w lodzie, który rozciąga się aż po horyzont. 129 osób uwięzionych gdzieś między wyspami Archipelagu Arktycznego, miesiącami czekało na nadejście "cieplejszych" dni w tym wyjątkowo nieprzyjaznym środowisku. Teoretycznie ekspedycja dysponowała zapasami, które miały zapewnić przeżycie całej tej grupy przez okres pięciu lat (ponad 4. tony czekolady na pokładach, tyleż samo soku cytrynowego, tysiące konserw i tony węgla do ogrzewania statków). Praktyka pokazała zupełnie inny obraz rzeczywistości. Simmons doskonale buduje klimat grozy. Bez trudu można sobie wyobrazić te minusowe temperatury, wycie wiatru bądź ciszę, w której słychać lód napierający na burty, skrzypienie, trzaski i zgrzyty. Do tego szczypta innuickiej mitologii i mamy historię, która nie bierze jeńców.
Tutaj zupełnie naturalnie nasuwa się pytanie, o czym tak ten Dan się rozpisuje na tych 660. stronach? Co takiego może się wydarzyć na statku skutym lodem? Statku, który stoi w miejscu, gdzie nie sposób się ruszyć, bo można wrócić bez palców. Można w ogóle nie wrócić... Odpowiedź jest równie banalna jak pytanie, bo tutaj może zdarzyć się WSZYSTKO (a wszystko przez Edgara Allana Poe, ech, gdyby tylko Aylmore`y nie czytał tej książki). To, oraz znikające zapasy żywności i pewne okoliczności, dzięki którym kapitan Francis Crozier przejmuje dowodzenie, napędza tę opowieść nie lepiej niż silniki parowe lokomotyw, które skrywały wnętrza statków. Obserwowanie ludzkich zachowań z pozycji czytelnika to chyba największa zaleta tej historii. Simmons mistrzowsko buduje swoje postacie. Mamy okazję zżyć się z bohaterem, a potem mocniej przeżywać emocje, które targają również nim. Są osoby, które budzą podziw oraz te, których nie da się lubić, które z każdą sytuacją sprawiają, że sami mamy ochotę je unicestwić.
Niewiarygodny jest płomień determinacji i podążanie za głosem nadziei samego kapitana Croziera, który w pewnym momencie już wie, że on sam jest żywym trupem, bo nawet jeśli jakimś cudem przeżyje, jego kariera jako komandora, jest skończona. Rozczula moment pożegnania się ze statkiem, kiedy delikatnie poklepuje burtę, jakby to był najlepszy przyjaciel. Książka składa się z rozdziałów, które są głosem poszczególnych osób z załogi. To świetny zabieg, bo często mamy okazję poznać daną sytuację z innej perspektywy. Bardzo ciekawy jest prywatny dziennik doktora Harry`ego D.S. Goodsira, który zmaga się z wieloma przypadkami nieznanych wówczas objawów chorób (przypominam, że mamy rok 1846). O ile dobrze znany i opisany jest już szkorbut, tak zatrucie toksyną botulinową to zupełne novum (zbadano i nazwano ją dopiero w roku 1897). Doktor w swoim dzienniku interesująco opisuje każdy z tych przypadków. Ostatnia notatka w dzienniku chwyta za serce. Wiele jest w tej opowieści samouśmiercania jednak swego rodzaju sokratejska ironia, z jaką pożegnał ten świat ostatni lekarz tej ekspedycji, naprawdę robi wrażenie. Tak na marginesie, nie jestem sobie w stanie wyobrazić zapachu, który unosił się na statku.
Ekstremalne warunki najlepiej uwypuklają hardość ducha. Postępowanie względem drugiego człowieka jest najlepszą miarą człowieczeństwa. Dan Simmons pokazał w "Terrorze" całą skalę ludzkich zachowań. Od głębokiego poświęcenia, kiedy to część załogi zajmuje Williamem Heather`em po absolutną, sięgającą dna Rowu Mariańskiego, podłość Corneliusa Hickey`a. Gdyby ktoś zechciał zrealizować ostatnie sceny tego jegomościa, to byłoby to epickie widowisko. Jeśli czytaliście "Ludzi na drzewach" Hanya Yanagihary, to możecie się domyśleć, w jakim kierunku nakreślono tę postać (chodzi o chorobę neurodegradacyjną, która była pokłosiem pożywienia, jakim raczył się Hickey).
Mój szczery podziw wzbudza nawiązywanie autora do innych dzieł literackich, które nie polega jedynie na wymienieniu tytułu czy nazwiska pisarza, ale sprytnym wykorzystaniu motywu, na którym Simmons buduje swoją opowieść. Miłośnicy Johna Steinbecka będą wręcz zachwyceni, nie da się nie porównać pary Manson-Hickey do George’a i Lenniego. Zwolennicy Shirley Jackson znajdą tu najbardziej dramatyczne elementy "Loterii", Poe zaś może się tylko cieszyć realizacją planu, który wymyślił w swojej głowie. Te elementy powieści są jak szkatułki ze skarbami, ich obecność cieszy podwójnie.
Na koniec clou całej tej historii. Mitologia ludności inuickiej, którą autor genialnie wykorzystał w procesie tworzenia i która jest obecna niemal od pierwszych stron "Terroru". Owa nieuchwytna postać, która niesie śmierć, mocno zakorzeniona w wierzeniach rdzennych mieszkańców obszarów arktycznych. Anioł Zemsty wysłany przez samą Naturę. Śmierć za śmierć. Śmierć za pychę. Śmierć za wkroczenie do świata, gdzie noga białego człowieka miała nigdy nie postać. Mitologia rzuca światło na wiele zachowań, które opisuje autor. Samotność Lady Ciszy czy polowanie na zwierzynę (piękna scena z zabitą foką, w której Cisza przeprasza duszę - INUA - martwego zwierzęcia za zadany cios, przez szacunek do niego. Podobną scenę zaserwował Cooper w "Ostatnim Mohikaninie". W każdym przypadku poszanowanie dla życia i śmierci zwierząt jest porażająca i niezrozumiała po dzień dzisiejszy przez białego człowieka). Ta pycha i brak wiary w to, co mówią ludzie o odmiennej kulturze, do tej pory jest widoczna gołym okiem. Wrak HMS „Terror” znalazłby się kilka lat wcześniej, gdyby ktoś wysłuchał i uwierzył w to, co mówił Sammy Kogvik, Inuita, który wskazał szczątki masztu "Terroru". Nie sprawdzono tej informacji. Zrobiono to dopiero w roku 2016.
O wielowymiarowości samego tytułu tej powieści nawet nie wspominam, Simmons to geniusz. Do lektury będę zachęcać gorąco, dla mnie to jest absolutne PODIUM, nie do pokonania.
11/10
IG @angelkubrick
Jakiego ja miałam nosa, żeby na czytanie "Terroru" wyjechać do Babci, OMG, co to była za opowieść! Dan Simmons wykreował taki świat, że autentycznie człowiek przymarza do fotela i jak zahipnotyzowany przewraca kartkę po kartce, by dobrnąć do końca, a potem jeszcze przez długi czas myśli o tym, co przeczytał. I tych myśli są tysiące, bo wiele jest...
2021-06-16
IG @angelkubrick
Książka IDEALNA na wakacje/urlop/wolnyweekend lub gdy po prostu chcesz sobie poprawić humor bezprocentowo? Oto ona! "Świat Nali" to dziennik podróży, niezwykłej przyjaźni i kolosalnej zmiany życiowej postawy. Jeden rower, jeden świat, jeden człowiek i jedna kotka, przed Wami historia Szkota, który dosłownie, zmienia świat :)
Dean Nicholson nie był grzecznym chłopakiem z sąsiedztwa. Wraz z kumplem ostro imprezowali i to w tym momencie narodził się pomysł na rowerową podróż, gdzie koła poniosą. Teoretycznie przygotowywali się do tej wyprawy z "głową". Sprzęt, wstępny plan i kasa, którą Dean zarabiał pracując nawet na kilka etatów. Wyruszając zapomnieli o jednym - rozwadze. Dotychczasowy tryb życia i codzienne pedałowanie na rowerze zdecydowanie nie idą w parze. W pewnym momencie przyjaciel Deana rezygnuje (i całe szczęście, bo nie byłoby tej książki), jednak on sam postanawia kontynuować plan podróży. I tutaj na jego drodze staje mały, futrzany zwierzak. Na zupełnym odludziu nasz bohater spotyka kotka. One zawsze pojawiają się wtedy, kiedy ich potrzebujemy.
Jak wyglądała przeprawa przez granice, jakie perypetie spotykały ich po drodze, ile istnień zdołali uratować i jak zmienia się charakter Szkota, o tym dowiecie się z książki. Gwarantuję, że przeżyjecie niezłą przygodę zakrapianą toną pozytywnej energii. Ta dwójka to doskonały przykład na to, że media społecznościowe mogą dużo dobrego. Lektura przyjemna i budująca. Serdecznie Polecam!
IG @angelkubrick
Książka IDEALNA na wakacje/urlop/wolnyweekend lub gdy po prostu chcesz sobie poprawić humor bezprocentowo? Oto ona! "Świat Nali" to dziennik podróży, niezwykłej przyjaźni i kolosalnej zmiany życiowej postawy. Jeden rower, jeden świat, jeden człowiek i jedna kotka, przed Wami historia Szkota, który dosłownie, zmienia świat :)
Dean Nicholson nie był...
2021-05-18
"Pieśń bogini Kali" to debiutancka powieść Dana Simmonsa, która pozornie może wydawać się opowieścią z dreszczykiem. Akcja rozgrywa się w Indiach lat 70. Aktualnie w pięknym stylu wznowiona przez Vesper.
Robert Luczak, pracownik amerykańskiego czasopisma literackiego, wraz z żoną i sześciomiesięczną córeczką, udaje się w podróż służbową do Kalkuty. Jego zadanie jest proste, ma zdobyć prawa do publikacji najnowszego dzieła wybitnego poety indyjskiego, M. Dasa. Jest tylko jeden szkopuł. Das uznawany jest za zaginionego, natomiast próbka tekstu jednoznacznie wskazuje na jego pracę autorską. Czy umysł Luczaka będzie w stanie pojąć spektrum zjawisk, w których będzie miał okazję uczestniczyć? Jaką cenę będzie musiał zapłacić za dziennikarską ciekawość?
Nie uchronił się Simmons przed powieleniem mitów, które zaczęły krążyć po rejsach pierwszych europejczyków, oszołomionych innością tego kraju. Po raz kolejny kulturowe niezrozumienie utrwaliło w opinii publicznej nieco skrzywiony obraz wierzeń, które mają miejsce w tym oficjalnie świeckim państwie, świeckim teoretycznie, bo prawie 80% ludności praktykuje hinduizm. Mity powtarzane przez całe pokolenia Europejczyków dotyczyły głównie obrzędów. Kult śmierci, kanibalizm, rozwiązłość (bez której nie było mowy o pozyskaniu mocy magicznych), dotyczyła tylko niewielkiego odłamu wierzeń indyjskich.
Simmons od pierwszych stron wspomina o Kapalikach, tajnej grupie ascetycznej, która będzie się przewijać jeszcze nie raz na kartach tej powieści. Hermetyczny krąg wyznawców bogini Kali zadziwi i przerazi amerykańskiego dziennikarza, przyprawiając go o gęsią skórkę. Momentami odbierze mu dech. Okrucieństwo i wszechobecna przemoc są sola tej ziemi, czymś, z czym trzeba się zmierzyć albo zginąć. Tymczasem w opozycji staje tu inny wielki poeta, Tagore, który sprzeciwiał się przemocy, mówiąc, że religia nie usprawiedliwia zła! Nie ma do tego żadnego prawa.
Jednak to właśnie strach przez ZŁEM zmienia ludzie losy. Przemoc jest próbą sprawowania władzy, dlatego wszystkie religie świata opierają się na zastraszeniu po to, by móc dowolnie sterować stłamszoną jednostką, a jednostki tworzą armie, a armia zmienia świat tak, jak chce tego przywódca.
Do religijnych potyczek Dobra i Zła Simmons dokłada prawdziwy obraz Kalkuty, niedostępny dla sezonowego turysty. W tym kraju miliony ludzi nie jest ujętych w żadnym spisie, żyją i umierają w ciemnych zaułkach miasta lub tuż pod jego powierzchnią, tak naprawdę nikt nie wie, ile ich jest. Bród, smród i ubóstwo kontra luksusowe hotele. To świat zaobserwowany i opisany przez autora, który na przestrzeni lat niewiele się zmienił. Dualizm odczuwa się mocno i wyraźnie, gdzieś pomiędzy tym wszystkim tkwi człowiek, którym targają słabości. Kalkuta dla każdego ma inną twarz bogini Kali. Rasowy debiut!
IG @angelkubrick
"Pieśń bogini Kali" to debiutancka powieść Dana Simmonsa, która pozornie może wydawać się opowieścią z dreszczykiem. Akcja rozgrywa się w Indiach lat 70. Aktualnie w pięknym stylu wznowiona przez Vesper.
Robert Luczak, pracownik amerykańskiego czasopisma literackiego, wraz z żoną i sześciomiesięczną córeczką, udaje się w podróż służbową do Kalkuty. Jego zadanie jest...
2021-04-13
Zbiór opowiadań "Czarna góra" jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Andrzeja Pilipiuka i muszę przyznać, że jak na literacką randkę w ciemno, nudy nie było, a pozostało jedynie dobre wrażenie. Sprawne pióro pisarza stworzyło obrazy, które absolutnie przylgnęły mi do serca. Ujmujący mezalians dziejów narodowych ze światem fantastycznym, tudzież historią alternatywną pochłonął moją uwagę i utrzymał ją do ostatnich stron tego pięknego wydania.
Nieśpieszne snucie opowieści, które osobiście bardzo mi odpowiada, pozwala związać się z bohaterami i wraz z nimi odkrywać kolejne karty opowieści. Strasznie dużo tu historii i postaci, które znamy. Przewija się Marszałek Piłsudski, Mościcki, Himmler, Juliusz Verne, a nawet Vivaldi. Jest wyprawa po skarb i zmaganie się z tajemniczą chorobą, wywoływaną przez paskudnego robala. Dla miłośników wątków medycznych też coś się znajdzie. Ta przygoda pozwoliła mi zapoznać się z postacią Skórzewskiego, przyszłego doktora, który pewnie nie raz pojawia się w twórczości Pilipiuka.
Książka zawiera w sobie pięć opowiadań i wydaje mi się, że spokojnie zadowoli fanów historii i łowców przygód. Z kwestii technicznych, nie mogę przestać się zachwycać tym wydaniem. Tłoczona okładka, złocone elementy, pobudzająca wyobraźnię wyklejka, wstążkowa zakładka (czy to ma jakąś profesjonalną nazwę?). Każdy taki detal składa się na radość czytelnika, a tutaj jest ogromna :)
IG @angelkubrick
Zbiór opowiadań "Czarna góra" jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Andrzeja Pilipiuka i muszę przyznać, że jak na literacką randkę w ciemno, nudy nie było, a pozostało jedynie dobre wrażenie. Sprawne pióro pisarza stworzyło obrazy, które absolutnie przylgnęły mi do serca. Ujmujący mezalians dziejów narodowych ze światem fantastycznym, tudzież historią alternatywną...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-04-07
IG @angelkubrick
"Na południe od Brazos" czekało na swoją kolej dwa lata. Ciekawiła mnie ta książka, ale jednocześnie przerażała objętość, nie tyle ilość stron, co po prostu jej ciężar (nie da się jej czytać na leżąco, omdlenie rąk gwarantowane), mimo to po tysiąckroć zapewniam, że warto poświęcić jej bezcenne godziny życia, bo jeszcze nikt tak prosto i pięknie o życiu Wam nie opowiedział. I nie opowie, albowiem Larry McMurtry odszedł w trzecim miesiącu roku 2021, dokładnie wtedy, kiedy ja zbliżałam się małymi krokami do końca jego powieści. Och Larry! :(
Zdawać by się mogło, że w roku 1985 rynek filmowy i wydawniczy o westernie powiedział już wszystko. Wtedy to ukazuje się monumentalna powieść McMurtry`go, który wszystkim znawcom westernu mówi "potrzymajcie mi whiskey" (tak trafnie określiła to Monika @thebookofchange, i celniej się nie da). Historia Ameryki zakorzeniona jest w przeszłości pisarza. Młodość jego dziadka, właściciela rancza przypada na pierwsze dekady XX wieku, okres, w którym etos kowboja powoli odchodzi do lamusa. Larry podejmuje ten temat, pisząc w 1971 roku scenariusz do filmu, w którym jedną z głównych ról miał zagrać John Wayne (tworząc postać kapitana Calla). Ostatecznie odmówił, nie mogąc pogodzić się z faktem, że western o tak schyłkowym charakterze nie jest tym, do czego przywykł. Lepiej być nie mogło, choć kosztowało to autora 35 000 dolarów (musiał bowiem odkupić prawa autorskie do własnego scenariusza od Warner Bros). Ponad dekadę dojrzewała w nim historia, która poprzez swoją intertekstualność wymyka się ogólnemu pojęciu definicji westernu. Takiego tygla emocjonalno-historyczno-obyczajowego nie spotyka się na co dzień.
Nikt lepiej nie ujął ducha Ameryki, tu w postaci Gusa, uśmiechniętego wielbiciela kobiet, który emanuje pewnością siebie i mrukliwego Calla, którego ciężka praca buduje ten kraj. To zróżnicowanie charakterów pozwala snuć opowieść, w której na przemian przeplata się czarny humor z życiowymi problemami, z którymi muszą poradzić sobie bohaterowie tej książki. Bardziej wrażliwe dusze ostrzegam, że świat przedstawiony przez autora nie jest upiększany. Mamy więc prosty język, cięte riposty, brudnych i spoconych facetów, saloon bary, karty i whiskey. Indian nikt nie nazywa rdzennymi mieszkańcami Ameryki, w saloonach są kurwy, dzieci to tania siła robocza a zwierzęta służą do tego, aby przeżyć. Autor w paru momentach podkreśla bezsensowne wybijanie bizonów, które powoli zaczynały zanikać (scena z obłąkanym starcem zwożącym kości jest swego rodzaju epitafium upamiętniającym potęgę tych zwierząt). Z tej pozornej prostoty wybija się obraz drogi, dążenia do celu, trudnych wyborów, konsekwencji tychże, ofiar, które po drodze się ponosi, różnych rodzajów samotności i niesamowity obraz miłości, w każdym możliwym odcieniu. Tu żadna postać nie jest nijaka. Każdy szczegół ma znaczenie (tablica z Lonesome Dove, wędrujące świnki czy ogromny wół, którego nikt nie lubił - poza kapitanem - bo każdy bał się jego ogromnej siły). Należy wspomnieć, że grono bohaterów opisanych przez Larrego ma swój pierwowzór w rzeczywistości a najbardziej niezrozumiałe dla nas poczynania miały miejsce naprawdę. Na pewno warto przy tej okazji zastanowić się nad obietnicami, o ile honorowo jest je dotrzymywać, tak nie wszystkie warte są spełnienia.
Na koniec dodam, że "Na południe od Brazos" kobietami stoi. Na szczególną uwagę zasługuje Klara, właścicielka rancza, handlująca głównie końmi. Silna i niezależna. Dumna mimo bólu, jaki przyniosło jej życie. Lorie, kurwa z Lonesome Dove, w której kochają się wszyscy, a która ma dość stagnacji i mimo trudów, decyduje się na wędrówkę do miejsca, o którym od dawna marzy. Elmira, żona nieśmiałego, młodego szeryfa, która ucieka z handlarzami whiskey, pomimo tego, że ma własny dom, odchowanego już chłopca i kolejne dziecko w drodze. Dlaczego? Wreszcie Janey, niesamowita dziewczynka, która stojąc na progu dojrzałości, zmaga się z brutalnym światem mężczyzn.
"Na południe od Brazos" to naprawdę wspaniała opowieść, to jedna z tych książek, do których będę wracać, która sprawia, że na samo wspomnienie niektórych scen wzruszam się jak nienormalna. Nie będzie nowiną, jeśli powiem, że moje serce należy do Gusa (bo SZANUJE KAŻDĄ kobietę, poświęcając jest swoją uwagę i swój czas), a także do Newta, bo mamy ze sobą wiele wspólnego. A gdyby ktoś powiedział Wam, że ta książka to tylko pędzenie krów z kilkoma wątkami pobocznymi, to zróbcie taki odwrót, jaki zrobił Gus, kiedy atakowali go Indianie. Lepiej unikać zatrutych strzał ;) Na koniec dodam, że jest szansa, że w tym roku pojawi się kontynuacja. Czytajcie, czytajcie, czytajcie!
IG @angelkubrick
"Na południe od Brazos" czekało na swoją kolej dwa lata. Ciekawiła mnie ta książka, ale jednocześnie przerażała objętość, nie tyle ilość stron, co po prostu jej ciężar (nie da się jej czytać na leżąco, omdlenie rąk gwarantowane), mimo to po tysiąckroć zapewniam, że warto poświęcić jej bezcenne godziny życia, bo jeszcze nikt tak prosto i pięknie o życiu Wam...
2021-01-26
IG @angelkubrick
Julka, Klara, Tymon, Zosia i Janek mieli ambitny plan wyśledzenia tajemniczego typa, który zlecił ich obserwację i dokumentację fotograficzną. Kolejnym krokiem miał być atak na człowieka z blizną (choć jeszcze nie mieli pomysłu, jak go przeprowadzić). Niestety, jak to w życiu bywa, plany się snuje, a Pan Bóg je krzyżuje, czy jak to tam szło ;)
Ukochany pies pana Zacharego, suczka rasy Buldog, zostaje perfidnie wykradziona z prywatnego ogrodu staruszka. Po głębszej analizie sytuacji okazuje się, że w okolicy zniknęły też inne suczki, innych ras. Ulica Ciemna staje się głównym miejscem akcji najnowszej książki Katarzyny Gacek "Supercepcja. Sekret ulicy Ciemnej". To już trzeci tom przygód super paczki dzieciaków, które posiadają super zdolności. Zaangażowanie w poszukiwania psa zajmuje mnóstwo czasu, ale dziewczyny i chłopaki brawurowo ogarniają temat, choć czasem wymaga to wspinaczki na dach lub pożyczenia peruki od wścibskiej Babci. Kiedy już dzieciom udaje się odnaleźć wszystkie zaginione psy, akcja komplikuje się maksymalnie. Życie małych bohaterów jest poważnie zagrożone i tylko od błyskotliwego planu i pracy ich własnych rąk zależy, czy wyjdą z tego cali.
Najnowszy tom zbacza trochę z początkowo obranego toru po to, by poruszyć kwestię odpowiedzialności za zwierzęta domowe oraz wskazać problem pseudohodowli, które czerpią ogromne zyski ze sprzedaży małych psów popularnych ras, często kosztem ich życia. Cieszę się, że został poruszony ten temat, bo to najczęściej zachcianki dziecka są przyczyną moralnie nieodpowiedzialnego zakupu rodziców. Spełniać marzenia nie licząc się z cierpieniem zwierząt, głównie suczek, które przymuszane są do ciąż jedna po drugiej, aż do zamęczenia psa, to smutne. Oczywiście w książce nie jest to poruszone tak mocno, ale jest w ogóle i to się liczy. Bardzo polecam ten tom rodzicom młodszych pociech.
IG @angelkubrick
Julka, Klara, Tymon, Zosia i Janek mieli ambitny plan wyśledzenia tajemniczego typa, który zlecił ich obserwację i dokumentację fotograficzną. Kolejnym krokiem miał być atak na człowieka z blizną (choć jeszcze nie mieli pomysłu, jak go przeprowadzić). Niestety, jak to w życiu bywa, plany się snuje, a Pan Bóg je krzyżuje, czy jak to tam szło ;)
Ukochany...
2020-12-22
IG @angelkubrick
Żeby polubić głównych bohaterów "Supercepcji" trzeba być fanem produkcji serwowanych przez studio Hanna-Barbera i Warner Bros Animation, wówczas wchodzenie po pionowej ścianie, podsłuchiwanie wiewiórki w parku trzy ulice dalej czy smak absolutny nie będą niczym dziwnym. Zdolności Julki, Klary i Tymona napędzają fabułę kolejnego tomu noszącego tytuł: "Podwójny spisek".
Dzieciaki zaczynają odkrywać pochodzenie niezwykłych mocy, nad którymi umiejętnie panują, choć wymaga to od nich sporo wysiłku. Punktem wspólnym są ich mamy, szpital i tajemniczy wybuch, który miał w nim miejsce. Dobrze znane nam grono powiększa się o kolejne dwie osoby, które uzupełniają zgraną paczkę o dodatkowe zmysły. Piątka nastolatków stawia teraz czoło paskudnej kradzieży, o którą posądzono niewinnego człowieka. Jednocześnie ich wspólne działania zaczynają być zauważane w szerszych kręgach, na domiar złego w tych, z których nie wyniknie nic dobrego.
Zaczyna się polowanie...
IG @angelkubrick
Żeby polubić głównych bohaterów "Supercepcji" trzeba być fanem produkcji serwowanych przez studio Hanna-Barbera i Warner Bros Animation, wówczas wchodzenie po pionowej ścianie, podsłuchiwanie wiewiórki w parku trzy ulice dalej czy smak absolutny nie będą niczym dziwnym. Zdolności Julki, Klary i Tymona napędzają fabułę kolejnego tomu noszącego tytuł:...
2020-12-20
IG @angelkubrick
Julka, Klara i Tymon to wyjątkowe dzieciaki, w których zdolności trudno uwierzyć. Te moce sprawiają, że czują się inne, a bycie innym w szkole podstawowej nie jest łatwe. Traktowani jak dziwadła stronią od życia społecznego, otoczone swoim własnym murem samotności. Dzieci poznają się w Strasznym Dworze i powoli ze sobą zaprzyjaźniają, akceptując swoją odmienność, która prócz tego, że niesie ze sobą pewne niedogodności, jest też zaletą, którą sprytnie wykorzystają w sprawie, z którą przyjdzie im się zmierzyć. Muszą zrobić wszystko, by uratować pensjonat, który straszy tylko swoją nazwą.
"Supercepcja" zadowoli zarówno młodszych jak i starszych odbiorców. Może być czytana na dobranoc, bo rozdziały są krótkie, a akcja dynamicznie się rozwija, trudno się oderwać. O nudzie nie może być mowy. Zaczynając tę książkę, trzeba sobie zarezerwować wieczór.
"Początek" to zapoznanie się bohaterami i przywiązanie do nich. Dzieciaki będą stawiać czoła zachłannym dorosłym, dla których liczą się tylko zyski, a swoje majątki nabywają nieuczciwą drogą. Poruszony jest temat obciachowych wielorazówek i ekologicznego jedzenia. Wszystko podane w sposób przyjemny dla młodego odbiorcy. Finał książki zaskakuje nie tylko bohaterów.
IG @angelkubrick
Julka, Klara i Tymon to wyjątkowe dzieciaki, w których zdolności trudno uwierzyć. Te moce sprawiają, że czują się inne, a bycie innym w szkole podstawowej nie jest łatwe. Traktowani jak dziwadła stronią od życia społecznego, otoczone swoim własnym murem samotności. Dzieci poznają się w Strasznym Dworze i powoli ze sobą zaprzyjaźniają, akceptując swoją...
2020-11-21
IG @angelkubrick
Możemy z kpiącym uśmiechem czytać o poszukiwaniach kamienia filozoficznego bądź eliksiru nieśmiertelności. Te alchemiczne atrybuty wydają się jedynie chorym wymysłem ludzkiego umysłu, tonącego w laboratoryjnych oparach chemii. Tymczasem nawet powszechnie szanowany Isaac Newton przez pół życia szukał magicznego napoju. Czy znalazł? Nie dowiemy się tego, bo ostatecznie osobiście podpalił swoją pracownię. Cokolwiek znalazł, zniszczył to.
Trudno się dziwić, że temat ten, co raz podejmowany jest w literaturze. Klasyka gatunku pióra Oscara Wilde, „Portret Doriana Graya” od dawna zasila vesperowską półkę. W tym miesiącu dołączy do niego nowa pozycja. Debiut polskiego autora, który zaskakuje dojrzałością warsztatu literackiego. Zaskakuje też samo wydawnictwo, bo znowu, zaraz po „Dunkelu”, stawia na historię z Dolnego Śląska, jakże ciekawą i jakże inną, niż u Jakuba Bielawskiego.
Ponownie przewija się motyw przesiedleń (fragmenty z roku 1945/1946), wszystko jednak owiewa mgła tajemnicy czeskiego wolnomyśliciela, Nikolasa Stroibera, dla którego ULOTNOŚĆ była najgorszym przymiotem tego świata. Z przemijaniem nie godzą się też inni bohaterowie, których autor stawia nam na książkowej osi czasu, a czas tutaj odgrywa niebagatelną rolę. Co połączy żydowskiego alchemika, pułkownika Armii Czerwonej, nazistów, blond piękność i braci Brońskich z ówczesnych Brzezinek? Ile ofiar wymaga nieśmiertelność? Czy to będzie koniec, czy dopiero początek większej historii?
Objętościowo niewielka książka Wojciecha Uszoka nie jest może dziełem wybitnym, ale czyta się to bardzo przyjemnie i lekko. Malowniczy język pięknie opisuje świat widziany oczyma autora. Z dbałością o szczegóły przedstawia nawet elementy architektoniczne (do których mam słabość :), a także sprawnie wplata przepiękną i ponadczasową łacinę, choć nie obyło się bez błędów. Zamiana „a” na „e” w najważniejszym słowie „Manuskryptu” mnie nie przeszkadza, nie wiem co pocznie latynista :) Niczego sobie żarty też się pojawiły, choćby domniemana etymologia eternitu :D Jest trochę bajkowo, trochę fantastycznie, szczyptę historycznie, ani trochę groźnie. Czy mi to przeszkadza? Zupełnie nie, ale fani grozy, do jakiej przyzwyczaiło nas wydawnictwo, mogą poczuć się zawiedzeni. To się będzie dobrze czytało w zimny, zimowy wieczór :)
IG @angelkubrick
Możemy z kpiącym uśmiechem czytać o poszukiwaniach kamienia filozoficznego bądź eliksiru nieśmiertelności. Te alchemiczne atrybuty wydają się jedynie chorym wymysłem ludzkiego umysłu, tonącego w laboratoryjnych oparach chemii. Tymczasem nawet powszechnie szanowany Isaac Newton przez pół życia szukał magicznego napoju. Czy znalazł? Nie dowiemy się tego, bo...
2020-10-02
IG @angelkubrick
Bram Stoker, przedstawiając swój rękopis pierwszemu wydawcy, podkreślał, że historia przez niego spisana jest prawdziwa. Odmówiono publikacji. Stoker wycofuje swoją pracę, jednocześnie gryząc się (nomen omen), że jeżeli nie dokona żadnych zmian, być może jego przekaz nigdy nie wypłynie na szerokie wody. Miesiącami pracował nad poprawkami, spierając się z wydawcą, co musi zostać, a co zniknąć. W 1897 roku w końcu ukazuje się "Drakula" z której wyjęto ponad sto stron tekstu pierwotnego. W marcu 2017 roku, Paul Allen, zaprasza potomka Brama Stokera do obejrzenia oryginalnego rękopisu "Nieumarłego", bo taki pierwotnie tytuł nosiła ta książka. KLAUZULA POUFNOŚCI spisana pomiędzy Dacre Stokerem a Allenem kategorycznie zabraniała ujawniania treści pierwowzoru, jednak pamiętając jego zawartość i wspomagając się notatkami, które w rodzinie były i są pieczołowicie przechowywane, powstała powieść "Dracul", która ZAWIERA W SOBIE historię spisaną przez Brama Stokera, zmienioną na tyle, by uniknąć kary z tytułu niedotrzymania tajemnicy. Prequel jest więc CZĘŚCIĄ HISTORII ORYGINALNEGO "Drakuli", którą wydawcy przed laty ocenzurowali. Zmieniają się nazwy bohaterów, co jest zrozumiałe z ww. powodu, jednak klimat pozostaje zachowany. Trumny z artefaktami, trupami i cmentarną ziemią są, opuszczone kościoły, zamkowe wieże, zapyziałe zajazdy, konie, karety, mrok, mgła i magią, są. Nieumarli w różnych odmianach, są. Krzyże, dzikie róże i święcona woda, jest. Fani wiktoriańskich powieści, z wampirami w tle, powinni być zadowoleni. Książka, jak na dzisiejsze czasy, jest poprawnie napisana, nieco ugłaskana, mroczna, ale nie straszna. Taka młodzieżówka z wyższej półki (mówię z wyższej, bo dzisiejsza literatura młodzieżowa momentami pozostawia wiele do życzenia). "Dracul" to literacka ciekawostka. Do zapoznania się zachęcam, z ciekawości :)
IG @angelkubrick
Bram Stoker, przedstawiając swój rękopis pierwszemu wydawcy, podkreślał, że historia przez niego spisana jest prawdziwa. Odmówiono publikacji. Stoker wycofuje swoją pracę, jednocześnie gryząc się (nomen omen), że jeżeli nie dokona żadnych zmian, być może jego przekaz nigdy nie wypłynie na szerokie wody. Miesiącami pracował nad poprawkami, spierając się z...
2020-07-17
IG @angelkubrick
W zasadzie nie wiem, czy to książka o czterech facetach zamkniętych w szpitalu, czy książka o książkach Josepha Conrada, jakby tego nie rozważał "Dżozef" Jakuba Małeckiego zauroczył mnie do imentu.
Grzesiek Bednar zostaje napadnięty na warszawskiej Pradze, po czym ze złamanym nosem trafia do szpitala, gdzie rezyduje już trzech, zupełnie różnych facetów. Jeden z nich zafascynowany jest twórczością angielskiego pisarza polskiego pochodzenia, Józefem Teodorem Konradem Korzeniowskim herbu Nałęcz. Stanisław Baryłczak nakłania Grzegorza do spisania swojej ostatniej powieści. W trakcie tej czynności poznajemy historię Stasia, jednocześnie obserwując z boku to, co dzieje się na szpitalnej sali, a dzieją się tam wbrew pozorom, niesamowite rzeczy.
Realizm magiczny pełną gębą, ale nie taki głupiutki, jak w książkach dla nastolatek. Małecki tak prowadzi tę opowieść, że człowiek czyta, a gęba sama otwiera mu się ze zdziwienia. W białych rękawiczkach przykuwa czytelnika do papierowych stron, czarując słowem. Poprzez bohaterów ukazuje prawdziwą wartość życia. Bardzo polecam Wam tę pozycję, jeśli jakimś cudem jeszcze jej nie poznaliście.
IG @angelkubrick
W zasadzie nie wiem, czy to książka o czterech facetach zamkniętych w szpitalu, czy książka o książkach Josepha Conrada, jakby tego nie rozważał "Dżozef" Jakuba Małeckiego zauroczył mnie do imentu.
Grzesiek Bednar zostaje napadnięty na warszawskiej Pradze, po czym ze złamanym nosem trafia do szpitala, gdzie rezyduje już trzech, zupełnie różnych facetów....
2020-07-28
IG @angelkubrick
"Niedźwiedzica z Baligrodu i inne historie Kazimierza Nóżki" działa trochę jak SSRI, tylko nie ma absolutnie żadnych skutków ubocznych (ok, ma jeden, człowiek chce się spakować i ruszyć w Bieszczady), i podobnie jak SSRI podwyższa poziom SEROTONINY. To książkowa dawka ludzkiego szczęścia, którego nieodłącznym elementem jest NATURA, a ta opowiedziana słowami leśnika Kazimierza Nóżki zachwyca na każdej stronie. Znajdziecie tu nie tylko kulisy "znajomości" pana Kazimierza z niedźwiedziami, które kojarzycie z filmików na YT, ale też trochę historii samych Bieszczad oraz opowieści o innych futrzastych jegomościach, dzięki którym te góry są miejscem wyjątkowym.
W związku z sytuacją, która po części więzi Polaków w kraju, góry przeżywają prawdziwe oblężenie. Większość turystów stanowi dziki, rozwrzeszczany tłum, z jeszcze bardziej hałaśliwą dziatwą, którego jedynym celem jest selfie przy punktach widokowych, kupno chińszczyzny, którą zalane są stragany, a na koniec objedzenie się czym popadnie i porzucenie góry niesegregowanych śmieci, które dzień w dzień zalewają każdy zakątek naszego kraju. Piszę o tym akurat teraz, bo do tej chwili nie mogę się otrząsnąć z widoku, jaki zastałam w niedzielę przy solińskiej tamie. W gawędach Kazimierza Nóżki odnajdziecie piękno polskiej przyrody i błogą ciszę lasów, ozdobioną dźwiękami natury. Mam wrażenie, że za kilkanaście lat ten błogostan zostanie tylko w takich książkach. Zachęcam, czytajcie.
IG @angelkubrick
"Niedźwiedzica z Baligrodu i inne historie Kazimierza Nóżki" działa trochę jak SSRI, tylko nie ma absolutnie żadnych skutków ubocznych (ok, ma jeden, człowiek chce się spakować i ruszyć w Bieszczady), i podobnie jak SSRI podwyższa poziom SEROTONINY. To książkowa dawka ludzkiego szczęścia, którego nieodłącznym elementem jest NATURA, a ta opowiedziana...
2020-07-13
IG @angelkubrick
Charlie N. Holmberg @cnholmberg pisze od dziecka. Zanim jednak wydała pierwszą książkę, zdążyła uszyć kołdrę z odmów, które dostała od kolejnych wydawców. Nie załamywała rąk. Jej wielkim idolem jest Brandon Sanderson, a ten musiał napisać aż trzynaście powieści, zanim ktoś w końcu wydał jego pierwsze fantasy. Upór Charlie zaowocował "Papierowym Magiem" który całkiem niedawno ukazał się nakładem @wydawnictwo.kobiece
Sama Charlie otwarcie przyznaje, że dopiero po lekcjach pisania u Sandersona twory jej wyobraźni zdołały zainteresować redakcje domów wydawniczych, a ja skusiłam się na poznanie tej magicznej historii właśnie ze względu na zacnego nauczyciela, jakim bez wątpienia jest twórca takich uniwersów jak " Ostatnie imperium" czy "Archiwum Burzowego Światła".
Fascynację Holmberg współczesnym mistrzem fantasy widać, słychać i czuć, choć nie jest to absolutnie nic negatywnego, biorąc pod uwagę target, dla którego przeznaczona jest ta książka. Młody czytelnik poznaje surowy, wiktoriański świat Ceony Twill, zdolnej uczennicy Szkoły Magów Tagis Praff, która zmuszona jest do porzucenia własnych marzeń na rzecz narzucanego przez dorosłych obowiązku, jakim jest nauka składania papieru. Ceony stanie się Składaczem, posługującym się magią tego jakże delikatnego materiału. Dziewczyna jest wzorem wiktoriańskiej damy, kobietą piękną, mądrą, zaradną, pracowitą i usłużną, która swoje emocje ukrywa za woalem nieśmiałości. Uczucia lokuje w młodym nauczycielu, którego ratuje z nie lada opresji, której powodem jest była ukochana Emery'ego Thane'a. Wykreowany przez autorkę świat nie jest skomplikowany, nie ma tu wielu bohaterów, ani dzikich zawrotów akcji. Większość książki opisuje podróż Ceony przez wyjątkową krainę, o której nie zdradzę ani słowa, ale napiszę, że było to bardzo pomysłowe posunięcie. Czy magia papieru okaże się skuteczna przeciwko innym magicznym frakcjom? O tym przekonacie się, czytając tę książkę. Polecam młodym czytelnikom (10-15 lat), to będzie fajne wejście w świat fantasy.
IG @angelkubrick
Charlie N. Holmberg @cnholmberg pisze od dziecka. Zanim jednak wydała pierwszą książkę, zdążyła uszyć kołdrę z odmów, które dostała od kolejnych wydawców. Nie załamywała rąk. Jej wielkim idolem jest Brandon Sanderson, a ten musiał napisać aż trzynaście powieści, zanim ktoś w końcu wydał jego pierwsze fantasy. Upór Charlie zaowocował "Papierowym...
Moi drodzy miłośnicy książek, wielkimi krokami zbliżają się Warszawskie Targi Książki, na których mnie oczywiście znowu nie będzie, bo w tym czasie mknę w przeciwną stronę... ale Was nie zabraknie, dlatego chciałam dziś zaapelować, abyście nie przegapili stoiska @oficyna_noir_sur_blanc, a na nim „Cudownych kuracji doktora Popotama”, bo jak tylko skończy się nakład, ich cena wystrzeli w kosmos, ja Wam to mówię...
Kto to jest ten doktor Popotam, zapytacie. Najkrócej mówiąc, cudotwórca, magik od przypadków beznadziejnych, lubi wyzwania, a o tej chudej Pani z kosą mówi: „Śmierć jest tylko chorobą, tylko poważniejszą od innych”, i z tymi poważnymi sytuacjami autor, francuski lekarz, rzeźbiarz, pisarz i ilustrator (kocham to zestawienie), Leopold Chauveau, zapoznaje czytelnika. To proszę państwa jest książka dla wszystkich, i zapewniam, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, szczególnie ci, którzy ukochali sobie absurd. Nie spodziewajcie się głupiutkich, ugrzecznionych bajek. Chauveau kroi swoich bohaterów, połyka, trawi, wypluwa, układa od nowa, czasem zabija, ale jednak w większości naprawia, bo może... Na uwagę zasługuje też język, realistyczny, prosty, czasem ironiczny. Autor nie ukrywa w swoich wywodach niechęci do kolonializmu, więc mimo upływu lat, jego poglądy się nie starzeją.
Przyznam szczerze, że wracałam do tej książki nie raz, dawkując sobie te osobliwe historie, które stawały się, dzięki cudownemu wynalazkowi doktora Popotama, popoplasterkiem na chaos lub pustkę w głowie. Kuracja zawsze kończona sukcesem, bowiem ilekroć odkładałam Chauveau, z przerwanymi rzeczami szło mi jakoś bardziej...
A tak zupełnie na marginesie, mam wrażenie, że autor przemycił tu coś więcej, niż tylko nieprawdopodobną opowieść skierowaną do dziecka. Czy ludzie w depresji nie sklejają się podobnie jak krokodyl? A naiwność foczki, to wypisz wymaluj żywot Angel... Co tu dużo mówić, kupujcie, póki jest!
IG @angelkubrick
Moi drodzy miłośnicy książek, wielkimi krokami zbliżają się Warszawskie Targi Książki, na których mnie oczywiście znowu nie będzie, bo w tym czasie mknę w przeciwną stronę... ale Was nie zabraknie, dlatego chciałam dziś zaapelować, abyście nie przegapili stoiska @oficyna_noir_sur_blanc, a na nim „Cudownych kuracji doktora Popotama”, bo jak tylko skończy się nakład, ich...
więcej Pokaż mimo to