-
ArtykułyCzytamy w weekend. 20 września 2024LubimyCzytać276
-
Artykuły„Niektórzy chcą postępować właściwie, a inni nie” – rozmowa z autorką powieści „Prawda czy wyzwanie”BarbaraDorosz1
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Śnieżka musi umrzeć“ Nele NeuhausLubimyCzytać15
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Rzeczy niezbędne” z Katarzyną Warnke i Dagmarą DomińczykLubimyCzytać5
Biblioteczka
2024-09-16
2024-09-12
„49 idzie pod młotek” jest powieścią ze wszech miar interesującą, choć bardzo niekomfortową dla umysłów, które czerpią przyjemność z lektur łatwo przyswajalnych. Thomas Pynchon stworzył nietypową, postmodernistyczną powieść drogi, w której przenikają się teorie spiskowe, byli kochankowie, tajemnicze symbole, obrzydliwe bogactwo i zagadki, które w logiczną całość próbuje scalić główna bohaterka, Edypa Maas. W podróży przez Kalifornię lat sześćdziesiątych towarzyszy jej niezwykła galeria postaci, od Ojców założycieli, po Junga, Freuda, a nawet Hitlera. „49 idzie pod młotek” to Ameryka lat 60. z całym jej hippisowskim szaleństwem, popkulturą i LSD. Aberracja fabuły, którą autor wprowadził celowo, aby zainicjować wrażenie chaosu, nielinearności i nieprzewidywalności, służy jedynie temu, by wywołać u odbiorcy feerię stanów emocjonalnych, bez których żadna powieść nie utrzyma się długo przy życiu, a powieść Pynchona jest czytana, omawiana, redagowana i wydawana, do dziś. W całym tym natłoku wątków, w których każdy ma prawo się pogubić, są wspaniałe klamry, który otwierają i zamykają powieść, i do nas, czytelników należy decyzja, co z tego, co było pomiędzy nimi, jest prawdą, i czy w ogóle jest...
Bardzo ciekawe jest tutaj posłowie tłumacza, Piotra Siemiona, który wrócił do swojego tłumaczenia po czterdziestu latach, uzupełnił je, a przy okazji zrobił powrót do przeszłości, odsłaniając nie tylko kulisy pierwszego tłumaczenia (odsyłam do książki „Brzydkie wyrazy”, gdzie szerzej przedstawiono papierowe braki), ale też nieco rozjaśnił mroczne meandry tej niezwykle enigmatycznej powieści. Zmierzcie się z nią :)
IG @angelkubrick
„49 idzie pod młotek” jest powieścią ze wszech miar interesującą, choć bardzo niekomfortową dla umysłów, które czerpią przyjemność z lektur łatwo przyswajalnych. Thomas Pynchon stworzył nietypową, postmodernistyczną powieść drogi, w której przenikają się teorie spiskowe, byli kochankowie, tajemnicze symbole, obrzydliwe bogactwo i zagadki, które w logiczną całość próbuje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-09-10
Znowu mała dygresja, zanim przejdę do książki, ale sytuacja tego wymaga :D Otóż, nie miałabym zielonego pojęcia, kim jest Anna Strońska, gdyby nie NOC MUZEÓW. Wniosek? Łaźcie tam, mimo tłumów. Nocna wędrówka po przemyskim bunkrze (tak, dalej nie lubię tego budynku), dała mi możliwość poznania kobiet, o których w zasadzie nie miałam pojęcia, mea culpa. Wystawa nosiła tytuł: „Przemyślanki znane i nieznane” i prezentowała dziewięć kobiet, które osiągnęły uznanie, przynoszące zaszczyt miastu (i mieszkańcom rzecz jasna), a wśród nich znalazła się PIERWSZA DAMA POLSKIEGO REPORTAŻU, Anna Strońska. Jestem po pierwszej lekturze jej autorstwa i to jest miłość. Podziwiam warsztat, celność spostrzeżeń, szczerość przekazywanej prawdy i te nutki subtelnego, sarkastycznego humoru.
„W wolnych chwilach przed śmiercią” jest opowieścią o pacjentach dwóch oddziałów szpitala, hematologii i chirurgii. „U nas na hematologii chorzy mają to do siebie, że ich prawda niemal do ostatnich dni rozgrywa się dyskretnie”. Ową dyskrecję demaskuje narratorka, przedstawiając poszczególne historie kobiet, z którymi dzieli salę. Jest starość, krew, sondy, ropa, śluz, demencja, ksiądz przechadzający się ze stułą, lekarze, cyrulicy i ona sama, śmierć w różnych odsłonach. Obraz wyłaniający się spod pióra autorki jest niczym dzieło Beksińskiego, straszne, ale jednak piękne. Chwile przed śmiercią wypełnione są niepewnością, narkotycznymi wizjami przeszłego świata, uśmiechem maskującym strach. Strońska albo hipnotyzuje czytelnika całymi fragmentami tekstu (będą cytaty), albo dźga pojedynczymi zdaniami w stylu: „Nie każda jedna matka jest dobrą dla własnego dziecka”. W całej tej prozie nie ma grama fałszu. Gorąco polecam!
IG @angelkubrick
Znowu mała dygresja, zanim przejdę do książki, ale sytuacja tego wymaga :D Otóż, nie miałabym zielonego pojęcia, kim jest Anna Strońska, gdyby nie NOC MUZEÓW. Wniosek? Łaźcie tam, mimo tłumów. Nocna wędrówka po przemyskim bunkrze (tak, dalej nie lubię tego budynku), dała mi możliwość poznania kobiet, o których w zasadzie nie miałam pojęcia, mea culpa. Wystawa nosiła tytuł:...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-09-09
Temperatura rządzi tą planetą, rządzi nami, przestawia ludziom w głowach... a co się stanie, kiedy człowiek przejmie kontrolę nad klimatem? Marc Elsberg już wie, właśnie przedstawił nam gotowy scenariusz, a nawet scenariusz scenariusza, domyśl się człowieku, co jest prawdą, a gdzie autor robi Cię czytelniku, w bambuko.
Kiedy groźnie wyglądające, sześcioskrzydłe, ogromne drony lecą w stronę Tajwanu, świat szykuje się na wojnę. Kiedy już stan gotowości osiąga poziom krytyczny, odsłania się ta część układanki, która zmienia bieg wydarzeń. Jedno z państw przejmuje kontrolę nad klimatem całego świata. Pod ładną nazwą — geoinżynieria klimatu — człowiek bezpośrednio w stratosferze rozpyla setki ton aerozoli, żeby stworzyć chemiczny parasol ochronny dla planety. Czy to jest wystarczająca czerwona lampka dla cywilizacji, żeby przystopowała? Odpowiedź znajdziecie w najnowszym thrillerze Marca Elsberga. Jest upalnie, jest skrajnie chłodno, są protesty ekologów, jest nawet Polska. Są próby oczyszczania powietrza technologią DAC (direct air capture), jest też AI, która w jakimś momencie działa nie tak, jak się od niej tego wymaga. W głowie mieszają się różne scenariusze (słowo klucz), a trup ściele się gęsto, bo jak się ostatecznie okazuje, wpływanie na klimat to przede wszystkim... dochodowy biznes.
Boję się grzebać, ile z tego wszystkiego jest prawdą, a gdzie autor dał się porwać fantazji... Solidna rozrywka na wieczór, zamiast Netflixa :)
PS. Doceniam staranne wydanie <3
IG @angelkubrick
Temperatura rządzi tą planetą, rządzi nami, przestawia ludziom w głowach... a co się stanie, kiedy człowiek przejmie kontrolę nad klimatem? Marc Elsberg już wie, właśnie przedstawił nam gotowy scenariusz, a nawet scenariusz scenariusza, domyśl się człowieku, co jest prawdą, a gdzie autor robi Cię czytelniku, w bambuko.
Kiedy groźnie wyglądające, sześcioskrzydłe, ogromne...
2024-09-08
Bez wizualizacji ten świat nie istniałby w takiej formie, w jakiej jest obecnie. To wizje powstałe gdzieś w meandrach umysłów geniuszy i wizjonerów tworzą naszą rzeczywistość. Ale czy zdajesz sobie sprawę, że Ty też tak możesz? I to w obrębie najwspanialszej struktury, jaką jest Twoje ciało?
François J. Paul-Cavallier zainicjował nurt terapeutyczny znany psychologom pod nazwą analizy transakcyjnej. To systemem psychoterapii ukierunkowanej na osobisty rozwój i osobistą zmianę, a w tym właśnie pomaga wizualizacja. Dzięki niej człowiek może badać swoje stare doświadczenia, konfrontować je z wizjami, i z dystansu obserwować, co zmienić, a co zachować, żeby ta zmiana była z korzyścią dla jednostki.
Książka François J. Paul-Cavalliera prowadzi czytelnika od źródeł po praktykę (połowa tego dokumentu to ćwiczenia). Z technik wizualizacji najchętniej korzystają sportowcy. Pozytywne nastawienie determinuje pozytywny efekt końcowy, w ich przypadku wygraną. Czy nie warto byłoby, chociaż spróbować z tego skorzystać? Tak z ciekawości? Ta książka stanowi pewnego rodzaju kompendium, sprawdźcie koniecznie, jeśli aktualnie rozwój osobisty to Wasz cel.
IG @angelkubrick
Bez wizualizacji ten świat nie istniałby w takiej formie, w jakiej jest obecnie. To wizje powstałe gdzieś w meandrach umysłów geniuszy i wizjonerów tworzą naszą rzeczywistość. Ale czy zdajesz sobie sprawę, że Ty też tak możesz? I to w obrębie najwspanialszej struktury, jaką jest Twoje ciało?
François J. Paul-Cavallier zainicjował nurt terapeutyczny znany psychologom pod...
2024-09-02
O gustach się nie dyskutuje, ale kiedy ktoś głośno podkreśla, że oto przed nami „literacka rewolucja” to może jednak pokusimy się tu o maleńką wymianę zdań?
Na początek muszę zrobić wycieczkę w przeszłość. Kiedyś (rok?, dwa lata temu? nie pamiętam), dziennikarz, reportażysta, wykładowca Mariusz Szczygieł, wrzucał na swój Instagram krótkie filmiki o tym, jak nie pisać. Pamiętam do dziś, i oddaję za to mały palec lewej ręki, że mówił o prostym pisaniu. Jak ognia unikaniu -łszy, -ący czy zamienników słów, np. latorośl zamiast dziecko. Jak więc powstaje książka, którą z góry określana jest mianem literackiej rewolucji? W całości okrasza się ją imiesłowami przymiotnikowymi czynnymi i oto jest, trudna w odbiorze narracja, pełna archaizmów, powtórzeń, zajmujących przestrzeń rozwlekłości o niczym, stylizacji na coś, co ma być ambitne, filozoficzne i dające do myślenia.
Świat Syca jest trochę zdeformowany, gęsta jest ta sieć abstrakcji i nie będę kłamać, dałam się omotać surrealistycznej wizji autora, ale z ulgą odkładam ten tom na półkę, biblioteczną, gdyż nie będę już do niej wracać. Absolutnie! Doceniam jednak zabawę językiem, bo po to właśnie jest! Lubię takie literackie prowokacje, ale tylko od czasu do czasu, to wspaniała gimnastyka dla umysłu. Jeśli zdecydujecie się na lekturę, zachęcam równolegle do odpalenia YT z melodiami na handpanie, jest duża szansa, że złapiecie rytm, bo ta książka bez wątpienia go posiada.
Mocne brawa za okładkę, @magdalenakordowicz ekscentryzm na wysokim poziomie :)
IG @angelkubrick
O gustach się nie dyskutuje, ale kiedy ktoś głośno podkreśla, że oto przed nami „literacka rewolucja” to może jednak pokusimy się tu o maleńką wymianę zdań?
Na początek muszę zrobić wycieczkę w przeszłość. Kiedyś (rok?, dwa lata temu? nie pamiętam), dziennikarz, reportażysta, wykładowca Mariusz Szczygieł, wrzucał na swój Instagram krótkie filmiki o tym, jak nie pisać....
2024-08-27
Arto Paasilinna ma niezwykły dar tworzenia takich postaci, do których z kartki na kartkę pała się coraz większą sympatią, nawet jeśli to złodzieje, zbóje i dziµµki. Jeśli absurdalny humor jest bliski Twojemu sercu, nowa książka od @ksiazkoweklimaty jest dla Ciebie.
Oiva Juntunen to pospolity złodziej, który po napadzie ani myśli dzielić się łupem. Postanawia zniknąć i wieść luksusowe życie. Oiva i sztabki złota wyruszają w świat, by ostatecznie trafić do głuszy, gdzie może nie jest na bogato, ale za to spokój i nikogo dokoła. Do czasu. Dokładnie na podobny pomysł wpada uzależniony od pomarańczówki major Sulo Armas Remes, który ma dość obowiązków, żony, córek i samotności wśród tłumu, robi więc to, co z chęcią zrobiłaby połowa Polaków, zostawia wszystko i rusza w Bieszczady, nie no dobra, w naturę dziką jak młode liszki. Artowym zrządzeniem losu trafiają na siebie i każdy z nich obmyśla plan, jak pozbyć się lub wykorzystać tego drugiego. Ich koncepcja ewoluuje a cele, dzięki złotu, realizowane są skrupulatnie, punkt po punkcie. Co ja tu będę dużo pisać, goście po prostu spełnili moje marzenie :D Chatka w lesie, spokój, dzikość, pyszne jedzonko, książki, wanna... matko przenajświętsza....
Sukcesywnie pojawiają się też inne postacie, a każda z nich wnosi coś niepowtarzalnego. Oczyma wyobraźni wciąż widzę bożonarodzeniowy taniec skrzatów o zabarwieniu erotycznym :D i las parówek :D Może się Wam wydawać, że ta trywialna treść w żaden sposób nie uczy, jednak absolutnie mistrzowsko jest tu pokazane przesuwanie własnych granic (major jest chyba najlepszym przykładem). Poruszający jest również wątek Skoltki, której granicy nie przesunięto, ją brutalnie przekroczono, wszystko w imię dobra, rzecz jasna, ale dobra widzianego urzędowym okiem. Arto Paasilinna nie zawodzi, to jest lepsze niż „Rok zająca”, sprawdźcie :)
IG @angelkubrick
Arto Paasilinna ma niezwykły dar tworzenia takich postaci, do których z kartki na kartkę pała się coraz większą sympatią, nawet jeśli to złodzieje, zbóje i dziµµki. Jeśli absurdalny humor jest bliski Twojemu sercu, nowa książka od @ksiazkoweklimaty jest dla Ciebie.
Oiva Juntunen to pospolity złodziej, który po napadzie ani myśli dzielić się łupem. Postanawia zniknąć i...
2024-08-19
Kobieta tak piękna, że jak wchodzi do baru, to głosy zamierają, większość zgromadzonych przelatuje ją w wyobraźni, nieliczni podchodzą i próbują zagadać, tymczasem Ona ma męża, nigdy nie miała orgazmu, a zawodowo zajmuje się ci*kami, w sensie ginekolożką jest.
Ta Druga ma 45 lat i właśnie zafundowała sobie drugie życie, bez partnera, bez terapeuty i bez pracy, za to z fascynującą perspektywą desygnowania swojej skromnej osoby na stanowisko nieoficjalnego powiernika psychoterapeutycznej kozetki miejscowego seksuologa.
Jeśli wydaje Wam się, że „Szwajcara” będzie lesbijskim romansem, to nawet nie wiecie, w jak wielkim błędzie jesteście. Jen Beagin do każdej możliwej pary dodaje jeszcze jedną personę, w efekcie czego dostajemy fascynujący zbiór osobliwych trójkątów z wybuchową mieszanką relacji, których nie sposób ogarnąć na trzeźwo.
Ta książka aż prosi się o dobre wino, ale oczywiście nie namawiam, bo to się może źle skończyć, czego przykładem niech tu zostanie jedna z bohaterek :)
Pod przykrywką groteskowego humoru poruszane są kwestie rozwodu, samobójstwa, traum, przemocy fizycznej, stanów lękowych i władzy, jaką zyskuje się nad innymi, będąc w posiadaniu intymnych informacji. „Szwajcara” to mieszanka wybuchowa, uwaga, bo te sprośności mogą Ci się spodobać...
IG @angelkubrick
Kobieta tak piękna, że jak wchodzi do baru, to głosy zamierają, większość zgromadzonych przelatuje ją w wyobraźni, nieliczni podchodzą i próbują zagadać, tymczasem Ona ma męża, nigdy nie miała orgazmu, a zawodowo zajmuje się ci*kami, w sensie ginekolożką jest.
Ta Druga ma 45 lat i właśnie zafundowała sobie drugie życie, bez partnera, bez terapeuty i bez pracy, za to z...
Każdy, kto, choć odrobinę interesuje się literaturą, kojarzy, że rok 2024 jest między innymi rokiem Czesława Miłosza. Z tej oto okazji @wydawnictwoznakpl wznawia wszystkie dzieła poety, a zaczyna od wyjątkowego wydania „Ocalenia”. Wyjątkowość jawi się tu pod postacią edytorskiej prezentacji, która bliska jest pierwszemu wydaniu, z grudnia 1945 roku i zaczyna się „Przedmową”, która jest swoistym pożegnaniem z tym, co umarłe; z miastem, z miejscami bliskimi sercu, z umarłymi. Autor wszystkie wojenne zadry transferuje na papier, dokumentując w ten sposób los całego pokolenia. Tom podzielony na części łączy w sobie Miłosza, w którym drga niepokój, z Miłoszem, który świadomie rezygnuje z „czarodziejstwa słów”, by korzystając z wszystkim możliwych środków wyrazu piętnować ból i zło. „Ocalenie” z 2024 roku posiada dodatkowo ilustracje, które nie miało żadne inne wydanie. Wydawnictwo dokonało wszelkich starań, żeby tom otwierający serię był na najwyższym poziomie i to się udało, brawo!
IG @angelkubrick
Każdy, kto, choć odrobinę interesuje się literaturą, kojarzy, że rok 2024 jest między innymi rokiem Czesława Miłosza. Z tej oto okazji @wydawnictwoznakpl wznawia wszystkie dzieła poety, a zaczyna od wyjątkowego wydania „Ocalenia”. Wyjątkowość jawi się tu pod postacią edytorskiej prezentacji, która bliska jest pierwszemu wydaniu, z grudnia 1945 roku i zaczyna się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-08-06
Tak. „Zielone sari” to zło w czystej postaci. Ta maurytyjska proza zwyczajnie zmiata człowieka z szachownicy. Co ciekawe, tu nie ma wyrafinowanych opisów przemocy typu Chris Carter, wielbiciele krwi i flaków mogą być zawiedzeni. Ta przemoc jest taka... zwyczajna, a jednocześnie nieznośnie uwiera czytelnika w najbardziej wrażliwe miejsce (gdziekolwiek je ma), łagodząc ten ból bukietem wymuskanych, precyzyjnie wycyzelowanych słów, które są wysokogatunkową hybrydą poezji i prozy, niebiańską jedwabną tkaniną, która swą delikatnością otula potworną, rozkładającą się karykaturę istoty ludzkiej. Nie jest to może coś godne Nobla, ale z pewnością jest to warte wynotowania w zalewie bylejakości.
System patriarchalnej dominacji i przemocy istniał, i będzie istnieć. Jak długo będzie hołdowana ta tradycja, tak długo będą pojawiać się kobiety, które ośmielą się odmówić posłuszeństwa, płacąc za to swoim cierpieniem lub śmiercią. Można by wymieniać, jaki ten narrator jest obrzydliwy, ale jego zachowanie nie wzięło się znikąd. Od wczesnej młodości stał na pozycji kata, wówczas względem matki, która pozwoliła sobie umrzeć przedwcześnie. Potem jego okrucieństwo, toksyczność i narcyzm rósł do rangi doktera-Boga. Poniżanie i słowna agresja wypełniają braki Sabnatha, przynosząc tymczasowe zadowolenie. To jest jego sposób na życie i to jest jego sposób na śmierć. To nie jest książka dla każdego, uwaga dla wrażliwców, są momenty animalne, które ranią serce. Zresztą, ileż ono przy tej lekturze było ranione...
IG @angelkubrick
Tak. „Zielone sari” to zło w czystej postaci. Ta maurytyjska proza zwyczajnie zmiata człowieka z szachownicy. Co ciekawe, tu nie ma wyrafinowanych opisów przemocy typu Chris Carter, wielbiciele krwi i flaków mogą być zawiedzeni. Ta przemoc jest taka... zwyczajna, a jednocześnie nieznośnie uwiera czytelnika w najbardziej wrażliwe miejsce (gdziekolwiek je ma), łagodząc ten...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-08-05
Wiersz Wisławy Szymborskiej ubrany w obraz, którego autorką jest turyńska artystka, Beatrice Gasca Queirazza. Historia o miłości, przypadku i niezauważalnych detalach. Gdybyśmy tak byli bardziej uważni, wolniejsi, otwarci...
Ładna rzecz na prezent. Duży format, gruby papier, rozkładane strony. Na marginesie, mam ochotę popełnić profanację, wyrwać rozkładówkę i włożyć w antyramę. Myślę nad tym intensywnie.
Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność jest piękniejsza.
...
Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.
Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im drogę
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.
Wiersz Wisławy Szymborskiej ubrany w obraz, którego autorką jest turyńska artystka, Beatrice Gasca Queirazza. Historia o miłości, przypadku i niezauważalnych detalach. Gdybyśmy tak byli bardziej uważni, wolniejsi, otwarci...
Ładna rzecz na prezent. Duży format, gruby papier, rozkładane strony. Na marginesie, mam ochotę popełnić profanację, wyrwać rozkładówkę i włożyć w...
2024-08-04
Zdarza mi się czasem robić do książki powtórne podejście. Tak też było w przypadku debiutu Terezy Semotamovej. Doceniłam ją po roku od daty premiery, ale JAK TO TERAZ WESZŁO, proszę Państwa!
„W szafie” to historia trzydziestoletniej kobiety, która sama siebie skazuje na banicję, tylko zamiast w lesie, chowa się w starej, nikomu już niepotrzebnej szafie. W dzień pomaga siostrze pilnować potomstwa, w nocy zaszywa się w wiekowym meblu „made in Poland”. Z początku nie wiemy, co powoduje taki stan. Wydaje się, że po prostu „potrzebuje ciszy, na którą sama miałaby wpływ”. I ja ją tu w pełni rozumiem, bo sama taką ciszę odzyskałam dopiero będąc w Przemyślu, wcześniej, w duecie, odgłos klikającej myszki urastał do dźwięku, który wydaje młot pneumatyczny. I to jest coś, co nie da się pojąć, póki się tego nie doświadczy. Ale kiedy staje się to Twoją rzeczywistością, odzyskana cisza będzie cenniejsza niż miejsce, w którym się śpi, nawet jeśli to jest norka wielkości szafy.
„Po raz pierwszy siedzę w szafie. Jestem zachwycona tym dziełem sztuki meblarskiej, made in Poland, na którym szwedzcy projektanci i polskie napalone chłopaki z prymitywnymi piłami w rękach, pod okiem potomka sudeckich Niemców, z pewnością ostro się wyżyli. Ewidentnie sami projektanci nie przypuszczali, co właściwie stworzyli i ile zastosowań ma ich szafa”.
Problem z szafą zaczyna się w momencie, kiedy pierwsze ukojenie ciszą mija i pojawia się narastający lęk, który wygryza główną bohaterkę z jej intymnej, bezpiecznej przestrzeni. „Tak bardzo chciałabym być sama, nikomu nie przeszkadzać, i teraz teraz kiedy to mam, sama sobie przeszkadzam ”.
Czy jej JA jest wystarczające? Gdzie zaprowadzi ją zaburzona relacja z własnym ciałem? Czytajcie!
IG @angelkubrick
Zdarza mi się czasem robić do książki powtórne podejście. Tak też było w przypadku debiutu Terezy Semotamovej. Doceniłam ją po roku od daty premiery, ale JAK TO TERAZ WESZŁO, proszę Państwa!
„W szafie” to historia trzydziestoletniej kobiety, która sama siebie skazuje na banicję, tylko zamiast w lesie, chowa się w starej, nikomu już niepotrzebnej szafie. W dzień pomaga...
2024-08-01
„List 34.” ma tylko dwa zdania, ale uznano je za najważniejsze w historii polskiej kultury XX wieku. To list polskich intelektualistów skierowany do premiera Józefa Cyrankiewicza w obronie wolności słowa, taki zawoalowany sprzeciw opakowany w papier, który dzień po dniu zaczęto bezlitośnie wydzielać. Tak bardzo wydzielać, że książki znikały z księgarni w momencie, a takie tytuły jak „Tygodnik Powszechny” był wypożyczany z... kiosków, ponieważ trafiał tam w zawrotnej liczbie jednego egzemplarza. Czasopisma krajowe zaczęły chudnąć albo rozpływały się jak mgła o poranku, ostatecznie. Ograniczenia w dystrybucji papieru były tylko pretekstem, bo tak naprawdę chodziło o nasilającą się cenzurę.
Józef Hen głośno apelował „Pozwólcie nam mówić!”, a co robi władza? Zamyka Jana Józefa Lipskiego, dla przykładu. Dwunastu pisarzy dotyka bezgłośna kastracja medialna, felietony Kotta, Jastruna czy Wańkowicza są wycofywane z prasy dostępnej publicznie, a jakiekolwiek zagraniczne wyjazdy pisarzy skutecznie blokowane. I pewnie długo trwałaby ta zabawa w kotka i myszkę, ale list rozpowszechnia Agencja Reutera i UPI, a stacja Wolna Europa staje się najczęściej i najchętniej słuchaną w tym okresie, do czego samoczynnie przyczyniła się Partia, ach ta ich nadgorliwość :) To był ten czas, kiedy opinia Zachodu, mocno zmobilizowana przez emigracyjne koła intelektualne, miała znaczący wpływ na sytuację w kraju. Tym samym nagle PAN otrzymuje większe przydziały papieru, a cenzura jakby łagodnieje. Można? Można.
„Brzydkie wyrazy. List 34. w świadectwach” to niewielkich rozmiarów książka obrazująca słowną przepychankę, która utorowała drogę do społecznego wyzwolenia. Słowa mają moc. Dodatkowym atutem są ciekawe zdjęcia z tego okresu, m.in. zdjęcie Mózgu elektronowego, który sam sprzedaje prasę :) Cudo.
IG @angelkubrick
„List 34.” ma tylko dwa zdania, ale uznano je za najważniejsze w historii polskiej kultury XX wieku. To list polskich intelektualistów skierowany do premiera Józefa Cyrankiewicza w obronie wolności słowa, taki zawoalowany sprzeciw opakowany w papier, który dzień po dniu zaczęto bezlitośnie wydzielać. Tak bardzo wydzielać, że książki znikały z księgarni w momencie, a takie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-07-31
Ostatni dzień lipca. Nerwówka w stolicy narasta z godziny na godzinę. Pod koniec dnia płk Antoni Chruściel przekazuje dowódcy AK, gen. Tadeuszowi „Borze” Komorowskiemu informację, że sowieckie czołgi są już na przedmieściach Pragi. To nie była do końca prawda, ale ta niepotwierdzona pogłoska stała się decydującą iskrą, dzięki której wybuch powstania ustalono na 1 sierpnia, na godzinę 17:00. Ten gorączkowy pośpiech miał swoje smutne konsekwencje. Nie zdążono zaalarmować około 50% zewidencjonowanych powstańców, nie dostarczono na czas broni i amunicji, na Żoliborzu walki rozpoczęły się już około godziny 14:00. Jeszcze przed 17:00 Niemcy zdążyli obsadzić stanowiska ogniowe, czekając na pierwsze uderzenia powstańców.
I za ten cyrk na kółkach odpowiedzialność wziął jeden człowiek, swoisty więzień klasowego pochodzenia, mężczyzna o stabilnej psychice, niekłamanej autentyczności i szlachetności, słowem człowiek honoru (i dlatego inni pchali go na najwyższe stanowiska w tym kraju). Łatwo wysnuć tu ocenę. Z drugiej strony, kiedy dziś słuchamy ludzi, którzy w sierpniu 1944 roku byli jeszcze dziećmi z bronią w ręku, jak jeden mąż zapewniają, że oni czuli taką energię i taką chęć do walki, że nogi same niosły ich na barykady. Jakby nagle nad Warszawą zdrowy rozsądek rozpłynął się w powietrzu.
W samej książce „Decyzje Bora” znajdziemy informację o tym, że powstanie wybuchło na wcześnie, za późno lub nie powinno zaistnieć wcale. To jedna z tych dat, o której rokrocznie dużo się dyskutuje i co raz przerzuca innymi faktami, ostatecznie nie dochodząc do jednoznacznej odpowiedzi. Warto zapoznać się z postacią hrabiego Komorowskiego, bo jest przykładem tego, że to, co najcenniejsze, nosimy w sobie, co jest szczególnie ważne w momencie, kiedy świat zaczyna wylewać swoje pomyje. Nie mogę uniknąć skojarzenia z hrabią Aleksandrem Iljiczem Rostowem. Wybaczcie. Rewelacyjne zestawienie wspomnień, dzienników, zdjęć i dokumentów, dzięki czemu książkę czyta się jak najlepszą powieść. To też książka o wspaniałej kobiecie, Irenie, która nawet w czasie wojny utrzymywała się ze swojej pasji (malarstwo), a potem wspierała męża, który był do bólu nieśmiałym, skromnym człowiekiem. Cudownie się uzupełniali. Bardzo polecam tę (auto)biografię, obecnie w znacznie niższej cenie na stronie KARTY.
IG @angelkubrick
Ostatni dzień lipca. Nerwówka w stolicy narasta z godziny na godzinę. Pod koniec dnia płk Antoni Chruściel przekazuje dowódcy AK, gen. Tadeuszowi „Borze” Komorowskiemu informację, że sowieckie czołgi są już na przedmieściach Pragi. To nie była do końca prawda, ale ta niepotwierdzona pogłoska stała się decydującą iskrą, dzięki której wybuch powstania ustalono na 1 sierpnia,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-07-28
Prosta historia. Nawet całkiem fajnie napisana, tylko duży niefart, bo tył okładki zdradza od razu, o co chodzi. Zresztą, przód też :D A Stampf`l z zegarmistrzowską wręcz precyzją, dozował czytelnikowi informacje, żeby ten samemu złożył w całość historię, która do dziś nie straciła na aktualności. Ta niewielkich rozmiarów książeczka jest częścią Serii z Koniczyną, wydaną nakładem Wydawnictwa Radia i Telewizji w roku 1980. Wcześniej, bo w roku 1976 „Kundla” można było wysłuchać w Teatrze Polskiego Radia. Jeśli darzycie sympatią słuchowiska starej daty, całość dostępna jest na YT.
Jaremka to mężczyzna w sędziwym wieku, lekko niedołężny, wydawać by się mogło, u schyłku swej życiowej drogi. Jak to często bywa, element zbędny w mieszkaniu, w którym ilość osób na metr kwadratowy przekracza przyjęte normy. Rodzina w swej wspaniałomyślności pozwala mu na bożonarodzeniowe świętowanie, ale styczeń przynosi okrutne zmiany. Opowiadanie zaczyna się od sceny w Domu Starców, do którego trafił nikomu niepotrzebny dziadunio. Tylko że on ma jeszcze misję. Ostatnią. Czy uda mu się wykonać to zadanie?
„Czas nigdy nie jest sprzymierzeńcem człowieka”.
Autor ukończył filologię polską na UMK w Toruniu. Uczestniczył w kampanii wrześniowej. W czasie okupacji żołnierz AK. Związany w Polskim Radiem i Telewizją. Współautor powieści radiowej „Matysiakowie”. Historia na jeden wieczór. Dobra, prosta, jak u mamy.
IG @angelkubrick
Prosta historia. Nawet całkiem fajnie napisana, tylko duży niefart, bo tył okładki zdradza od razu, o co chodzi. Zresztą, przód też :D A Stampf`l z zegarmistrzowską wręcz precyzją, dozował czytelnikowi informacje, żeby ten samemu złożył w całość historię, która do dziś nie straciła na aktualności. Ta niewielkich rozmiarów książeczka jest częścią Serii z Koniczyną, wydaną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-07-24
Zupełnie analogowa farma na odludziu i dwunastu śmiałków, którzy zdecydowali się na zamknięcie. Drób, zwierzęta, roślinność i ciężka praca. Jeszcze sto lat temu to był chleb powszedni polskiej wsi. Dziś to już reality show :D Randomowi uczestnicy mają zagwarantować oglądalność. Nie trzeba być wróżką, by przewidzieć, że tylko pierwszy sezon dał najlepszy wynik, kolejne obniżały pułap. Jednak na fali względnej popularności powstała powieść, która jest fabularyzowaną wersją reality. Czym autor może tu zaskoczyć czytelnika? W zamknięciu człowiek pokazuje swoje prawdziwie oblicze, są więc podziały na grupy wsparcia, niegroźne zauroczenia, romans na boku, wizje po grzybowej zupce (seriously! Czartek?), lawina stereotypów, a w to wszystko wmieszana quasi-filozofia podlana powiedzmy aktualnymi statystykami dotyczącymi ekologii, kryzysu klimatycznego, kryzysu instytucji małżeństwa i jeszcze kilku takich. Będę szczera, to nie są rozmowy na poziomie Alicii Western i jej terapeuty (mowa o „Stella Maris” McCarthy'ego), ale da się przez nie przejść w miarę bez szwanku :) Mam takie poczucie, że to jest po prostu tekst stworzony dla fanów programu, którzy dobrze się przy nim bawili, kibicując uczestnikom, i chcą mieć po nich coś na kształt pamiątki :)
IG @angelkubrick
Zupełnie analogowa farma na odludziu i dwunastu śmiałków, którzy zdecydowali się na zamknięcie. Drób, zwierzęta, roślinność i ciężka praca. Jeszcze sto lat temu to był chleb powszedni polskiej wsi. Dziś to już reality show :D Randomowi uczestnicy mają zagwarantować oglądalność. Nie trzeba być wróżką, by przewidzieć, że tylko pierwszy sezon dał najlepszy wynik, kolejne...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-07-19
Wielokrotnie spotkałam się z pytaniem, dlaczego ludzie pozostają latami w związkach z toksykiem. To jest niemożliwe, żeby dawać się krzywdzić (mowa tu też o agresji słownej), i nie próbować nic z tym zrobić (w domyśle — odejść). Odpowiedź na to pytanie zajmuje mniej więcej jedną książkę, a taką właśnie napisała Jessica Baum, która od roku 2011 prowadzi terapię par, doradztwo rodzinne i terapię uzależnień. Odpowiedzią jest rodzaj przywiązania, który wręcz cementuje takie związki.
Osoby, u których wykształcił się lękowo-ambiwalentny styl przywiązania podskórnie odczuwają lęk przed porzuceniem, zatem ich motywacja do zrobienia wszystkiego dla partnera będzie silniejsza, niż rany, które on będzie regularnie zadawał. Braki emocjonalne, które wytworzyły się u osoby z lękowo-ambiwalentnym stylem przywiązania powstają często jeszcze w łonie matki. Przychodzimy na świat z dawką lęku, który pogłębia się, kiedy relacja rodzic-dziecko jest niestabilna, kiedy brakuje jej budulca, z którego powstaje fundament dziecięcej pewności siebie i poczucia bezpieczeństwa.
Dorosła osoba, która nosi w sobie takie skrzywdzone Małe Ja, nie będzie w stanie zbudować zdrowej relacji. Dlatego po nieudanym związku WARTO POPRACOWAĆ NAD SOBĄ, zanim wejdzie się w kolejny, warto to zrobić, bo zmieni się wówczas nie tylko nasz sposób widzenia nas samych, ale też sposób widzenia potencjalnych partnerów, którzy w niczym nie będą przypominać tych, których wybieraliśmy do tej pory. Wewnętrzna transformacja pozwoli zbudować związek, który będzie jak bezpieczny azyl, w którym rozwój będzie sprawą kluczową, gdzie zmiany na lepsze będą pieśnią dnia codziennego. W takiej atmosferze rozwija się prawdziwa, głęboka miłość i emocjonalna bliskość, która będzie ukojeniem dla obojga. Ten proces uzdrawiania siebie jest opisany przez Jessicę Baum krok po kroku, przejrzyście i zrozumiale. Tylko korzystać!
IG @angelkubrick
Wielokrotnie spotkałam się z pytaniem, dlaczego ludzie pozostają latami w związkach z toksykiem. To jest niemożliwe, żeby dawać się krzywdzić (mowa tu też o agresji słownej), i nie próbować nic z tym zrobić (w domyśle — odejść). Odpowiedź na to pytanie zajmuje mniej więcej jedną książkę, a taką właśnie napisała Jessica Baum, która od roku 2011 prowadzi terapię par,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-07-09
Mężczyzna, który myli ukochaną z inną kobietą, kobieta, której wydaje się, że z wiekiem przestaje być atrakcyjna dla innych mężczyzn. Para, która z upływem czasu dostrzega, że osoba, którą poznali na początku znajomości, nie jest już taka sama. Codzienność założyła im ciemne okulary, przez które nie widać detali, dlatego po ich zdjęciu zmiany tak bardzo zaskakują.
Uwielbiam przedstawianie cielesności przez Kunderę. Za każdym razem trafia celnie w punkt. Dla mnie „Tożsamość” jest historią kobiety dla kobiet. Historią niezgody na upływ czasu, na zmiany, jakie dokonują się w ludzkim ciele, na bezsensownym, ciągłym poszukiwaniu potwierdzeń swojej atrakcyjności, bez względu na miłość tego Jednego. Mistrzowskie odzieranie bohaterów z ich masek Milan opanował do perfekcji. Ta opowieść jest też dowodem na to, że nie zawsze pomoc drugiej osobie przybiera odpowiednią formę, czasami można stracić więcej, niż się z początku wydaje. Szczere rozmowy są trudne, ale trzeba nauczyć się je prowadzić, żeby nie skończyć jak Chantal i Jean-Marc. Idealna lektura na wakacje, polecam!
„Wyobraził sobie historię jej ciała: było zagubione wśród tysięcy innych ciał aż do dnia, w którym pożądliwe spojrzenie na nim się zatrzymało i wyciągnęło je z galaktycznej wielości; następnie spojrzenia się rozmnożyły i rozpaliły to ciało, które od tamtej pory kroczy przez świat niczym pochodnia; to czas świetlistej chwały, lecz wkrótce spojrzenia zaczną się przerzedzać, światło przygasać aż do dnia, w którym to ciało, prześwietlone, następnie przezroczyste, następnie niewidzialne, będzie spacerowało po ulicach niczym mała wędrująca nicość”.
IG @angelkubrick
Mężczyzna, który myli ukochaną z inną kobietą, kobieta, której wydaje się, że z wiekiem przestaje być atrakcyjna dla innych mężczyzn. Para, która z upływem czasu dostrzega, że osoba, którą poznali na początku znajomości, nie jest już taka sama. Codzienność założyła im ciemne okulary, przez które nie widać detali, dlatego po ich zdjęciu zmiany tak bardzo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-07-08
Bardzo wiele ludzi żyje w związkach, które ich wyczerpują. Jednym z takich dewastujących czynników jest słowna agresja, o której wiele się nie mówi, mało tego, ofiary tejże często nie wiedzą, nie zdają sobie sprawy, że ich partner (lub partnerka) właśnie ich emocjonalnie i psychicznie dojeżdża.
Słowna agresja to drobne upokorzenia, sarkastyczne uwagi (nie mylić z czarnym humorem), to perfidne umniejszanie wartości drugiego człowieka, manipulacje, wymuszanie zachowań pod groźbą rozpadu związku, to egoizm, brak empatii, gaslightning, nagłe wybuchy gniewu a przede wszystkim chęć dominacji. Ofiarami niestety najczęściej są kobiety. Czasami do słownej agresji dochodzą rękoczyny. Jeżeli właśnie przeleciała Ci przez głowę myśl — znam to — to bez sentymentu KOŃCZ TĘ RELACJĘ.
Książka Patrici Evans „Toksyczne słowa. Słowna agresja w związkach” UCZY rozpoznawania subtelnych form słownej agresji i manipulacji. Definiuje rzeczywistość, w jakiej funkcjonuje kat, a w jakiej ofiara. Pokazuje, jak panować nad emocjami i jak gasić swojego kata w sposób spokojny i kulturalny (ale po co się męczyć, lepiej SKOŃCZYĆ TĘ RELACJĘ).
Jedyny plus tej życiowej sytuacji jest taki, ze PRZESZŁOŚĆ WIELE UCZY. Zdobyta wiedza (choć nauka boli), pozwala podejmować ŚWIADOME DECYZJE w PRZYSZŁOŚCI.
Przeczytanie tej książki może skończyć się utratą „miłości” i wielkimi zmianami, ale BRAK REAKCJI grozi utratą SIEBIE.
Nigdy nie pozwól na utratę SIEBIE.
To powinna być lektura obowiązkowa przeczytana jeszcze przed osiemnastką!
IG @angelkubrick
Bardzo wiele ludzi żyje w związkach, które ich wyczerpują. Jednym z takich dewastujących czynników jest słowna agresja, o której wiele się nie mówi, mało tego, ofiary tejże często nie wiedzą, nie zdają sobie sprawy, że ich partner (lub partnerka) właśnie ich emocjonalnie i psychicznie dojeżdża.
Słowna agresja to drobne upokorzenia, sarkastyczne uwagi (nie mylić z czarnym...
2024-07-01
„ Ja, która nie poznałam mężczyzn” rozjechała mnie jak walec g wno. Podobnie jak w przypadku „Ściany”, praktycznie rzecz biorąc, mamy tu świat bez mężczyzn, tzn. oni są przez chwilę, ale ich obecność jest dla kobiet stresogenna, a momentami nawet ociera się o śmierć. W sumie to do końca nie wiadomo, co stało się ze światem, i czy ci mężczyźni też nie są ofiarami systemu, którym akurat przypadła rola katów, bo gdzieś, ktoś albo coś, tak sobie to po prostu wymyślił.
Homogenizacja przestrzeni jest wręcz boleśnie nudna. Czterdzieści kobiet uwięzionych w ciasnej klatce, w której swobodne poruszanie się sprawia trudność, jednocześnie wzajemny dotyk, przypadkowy bądź nie, jest natychmiast karany. Strażnicy milczą, ograniczając się jedynie do przynoszenia jedzenia lub smagania batem. Kobiety, mimo różnicy wieku, wydają się jednakowo zdezorientowane. Domniemają, co wydarzyło się w przeszłości, egzystują w wiecznej teraźniejszości, bez planów na przyszłość. Nie ma nic, prócz śmierci Wyzwolicielki. I nagle ten marazm przerywa alarm. Znikają strażnicy, otwierają się bramy, upragniona wolność czeka. Szkopuł w tym, że otwarta przestrzeń to nie wszystko, kiedy prawdziwie więzienie jest w głowie.
„Przez całe dotychczasowe życie czegoś pragnęły, ale w tym, co tu otrzymały, nie rozpoznały swoich oczekiwań”.
Wspaniała opowieść o samotności, odkrywaniu swojej tożsamości, poznawaniu kultury ze strzępków wspomnień starszych pokoleń, o poznawaniu swojego ciała, kobiecości, wspólnych zależności i ciepła, jakie niosą wzajemne relacje. Możliwości interpretacyjne tego dzieła — nieskończone. Kolejna CYMELIA, którą kocham miłością prawdziwą.
IG @angelkubrick
„ Ja, która nie poznałam mężczyzn” rozjechała mnie jak walec g wno. Podobnie jak w przypadku „Ściany”, praktycznie rzecz biorąc, mamy tu świat bez mężczyzn, tzn. oni są przez chwilę, ale ich obecność jest dla kobiet stresogenna, a momentami nawet ociera się o śmierć. W sumie to do końca nie wiadomo, co stało się ze światem, i czy ci mężczyźni też nie są ofiarami systemu,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jeśli zdarzyło Ci się odczuwać ból brzucha lub nudności, wystąpiła nadmierna potliwość, zawroty głowy czy płytki oddech, wiedz, że są to objawy towarzyszące zaburzeniom lękowym. Mają to dzieci, mają dorośli, w różnych sytuacjach życiowych. Ten strach lub lęk umiejscawia się w ciele i jeśli nic z nim nie zrobimy, to on się w nim zadomowi i przyczyni do spadku naszego poczucia wartości i sprawczości. I chociaż Barbara Tovar kieruje swoją publikację do dzieci 6+, to zapewniam, że dorośli też z niej skorzystają. W moim idealnym świecie tę książkę kupuje każdy rodzic. Zwłaszcza ten, który nie ma specjalistycznej wiedzy na temat psychologii dziecięcej. Tu nie ma nic zbędnego. Książka wypełniona jest konkretnymi strategiami terapeutycznymi, które w sposób pragmatyczny wspierają w okiełznaniu lęku, pozwalając na poznawanie swojego wnętrza, a także metodycznie wspierają samorozwój dziecka. Ta książka jest tak samo obowiązkowa, jak obowiązkowe jest obejrzenie „W głowie się nie mieści 2” :) Nie ma lepszej nauki niż wizualizacja tego, z czym się zmagamy. Bardzo gorąco zachęcam do zapoznania się z tym tytułem i rodziców, i nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej.
Na marginesie, nie ma górnej granicy wieku, ja wiele z tych technik zrozumiałam dopiero teraz ;)
IG @angelkubrick
Jeśli zdarzyło Ci się odczuwać ból brzucha lub nudności, wystąpiła nadmierna potliwość, zawroty głowy czy płytki oddech, wiedz, że są to objawy towarzyszące zaburzeniom lękowym. Mają to dzieci, mają dorośli, w różnych sytuacjach życiowych. Ten strach lub lęk umiejscawia się w ciele i jeśli nic z nim nie zrobimy, to on się w nim zadomowi i przyczyni do spadku naszego...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to