Dla mnie to książka przede wszystkim o żałobie i jej doświadczaniu utrzymana w konwencji pamiętnika. Jestem bardzo wdzięczna Marii Karpińskiej za to, że opisała przeżycia osób najbliższych osobie zmarłej bez upiększania i bez "szczęśliwego zakończenia", bez przesłania i nauki, jaką można wyciągnąć z przeżycia żałoby, bez pocieszania że śmierć ma sens. Śmierć nie ma sensu i pozostaje pustka, która zmienia życie całych rodzin.
Niby ok, ale bez szału. Niby o śmierci, ale tak naprawdę o wszystkim i o niczym. Mimo, że autorka ma fajny styl, pisze sprawnie i jej książki szybko się czyta, to mam poczucie, że są jednak o niczym, a na pewno są "jednymi z wielu", jakie możemy znaleźć wśród mnóstwa innych tytułów. "Ucichło" porusza temat żałoby, ale to jest tak obojętne w tym wypadku, że aż boli. Oczekiwałam raczej takiego pogłębionego stanu, pogłębionych relacji, jakichś głębszych uczuć i emocji, a dostałam obojętność, a przynajmniej tak czułam się czytając tę książkę. Nie jest ona niczym wyróżniającym się, nie wywołała we mnie żadnych emocji. Ot, taka książka, którą przeczytałam i zapomnę.