-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2024-04-24
2024-04-17
Małymi krokami zbliża się długi weekend majowy. Jak co roku, spora grupa ludzi zorganizuje sobie sprytny urlop i trzy dni wolnego zamieni się w tydzień. Może pojawić się tylko jeden mały problem. Pies. Z doświadczenia powiem, że nie jest łatwo. Nieraz prosiliśmy rodzinę lub znajomych o opiekę nad Dżambrem, bo trudno było zabrać się w drogę z owczarkiem belgijskim. Przepisy są przeróżne. Najwięcej nieporozumień dotyczyło kagańca, w Polsce zwraca się na to uwagę bardzo często, natomiast na Słowacji kazali nam „to” zdjąć z kufy. Oliwia w swojej książce „Wędrówki z psem. 87 psiolubnych miejsc w Polsce” wspomina o totalnej dezinformacji. Nie ma nic gorszego, niż sprawdzenie w Internecie, czy w dane miejsce można wejść z psem, a na miejscu okazuje się, że o wejściu można zapomnieć. Myślę, że to nie był odosobniony przypadek. Dlatego powstał jedyny w swoim rodzaju przewodnik, a w nim aż 87 miejscówek, do których z czworonogami można wejść bez żadnego przypału, na legalu.
Szlaki, zamki, trasy wzdłuż jezior i rzek, a nawet w miejsce, gdzie można zobaczyć zachowany mur berliński, od gór po morze, gdzie Was nogi i łapy poniosą. Sam konkret. Lokalizacja, dojazd, parking, orientacyjny czas zwiedzania, koszty, dodatkowe informacje, a także atrakcje w pobliżu. Często załączone są mapki z trasami. Dodatkowo psiolubne noclegi. Naprawdę solidnie wykonana robota, zarówno autorów (zdjęcia Łukasz Maksymowicz), jak i wydawcy. Bonę i Colę, oraz ich właścicieli znajdziecie na profilu @wedrowkizpsem
Jeszcze przed długim weekendem polecam zajrzeć do księgarń, bo to książka pełna inspiracji, nawet dla tych, którzy podróżują samotnie :) Polecam!
IG @angelkubrick
Małymi krokami zbliża się długi weekend majowy. Jak co roku, spora grupa ludzi zorganizuje sobie sprytny urlop i trzy dni wolnego zamieni się w tydzień. Może pojawić się tylko jeden mały problem. Pies. Z doświadczenia powiem, że nie jest łatwo. Nieraz prosiliśmy rodzinę lub znajomych o opiekę nad Dżambrem, bo trudno było zabrać się w drogę z owczarkiem belgijskim. Przepisy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-30
Z dwóch ostatnio przeczytanych książek o starości, japońskiej „Pójdę sama” oraz norweskiej „Chwile wieczności” zdecydowanie bliżej mi do tej drugiej. Kiedy przyglądam się wnikliwiej autorkom, śmiało mogę powiedzieć, że kurs kreatywnego pisania, na który uczęszczała Kjersti Anfinnsen, wykreował naprawdę dobrą twórczynię. Przez jej opowieść płynie się z przyjemnością, zupełnie inaczej niż przez historię Chisako Wakatake, która mimo niewielkiej objętości, zastopowała mnie gdzieś w połowie. Teoretycznie nie powinna, Wakatake nie jest niedoświadczoną gospodynią domową, która nagle sięgnęła po pióro. W młodości studiowała na Uniwersytecie Iwate, a nawet przez jakiś czas pracowała jako nauczycielka. Niestety jej twórczość, choć bez wątpienia ma w sobie wartość dodaną, którą są wersy dialektu tohokańskiego, przy którym trzeba się nieźle nagimnastykować, nie jest niczym szczególnym. Owszem, są tu lekko feministyczne klimaty, które epatują hasłami typu: „od miłości ważniejsza jest wolność” czy też „żadne dziecko nie jest ważniejsze ode mnie” a „młodość to synonim ignorancji”, ale to dla mnie za mało, by uznać ten tytuł za ulubieńca, co miało miejsce przy „Chwilach wieczności”. To, co jest warte uwagi w obu książkach, to proces, jakim ulegają osoby starsze. Dla obu bohaterek starość to strata, to walka z samotnością, z własną niemotą, ograniczeniami ruchowymi. „Utrata samodzielności jest straszniejsza niż śmierć”, nie sposób nie zgodzić się z panią Momoko. Lektura dla wyjątkowo zainteresowanych.
IG @angelkubrick
Z dwóch ostatnio przeczytanych książek o starości, japońskiej „Pójdę sama” oraz norweskiej „Chwile wieczności” zdecydowanie bliżej mi do tej drugiej. Kiedy przyglądam się wnikliwiej autorkom, śmiało mogę powiedzieć, że kurs kreatywnego pisania, na który uczęszczała Kjersti Anfinnsen, wykreował naprawdę dobrą twórczynię. Przez jej opowieść płynie się z przyjemnością,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-17
Kiedyś (a może i dziś też, nie wiem, nie sprawdzałam :) bycie lekarzem na wsi to było coś. Ta niemal boska pozycja społeczna wzbudzała podziw i pożądanie. Z jednego i drugiego korzystał Michał Prokopiuk, a potem, tyle tylko, że w metropolii, jego syn - Ludwik. Oba przypadki rozkłada na części pierwsze Zyta Rudzka w swojej nowej książce "Tkanki miękkie". Na nieszczęście ludzkie, starość dopada każdego, z tym też mierzy się syn Michała. To opowieść o relacji rodzicielskiej, trudnej i smutnej w rzeczy samej, gdyż ciężko jest utożsamiać się z przedstawionymi tu postaciami, przecież każde życie przeżywa się inaczej. Rudzka zmieniła swoich bohaterów (w poprzedniej książce było o kobietach), nie zmieniła się jednak chęć wzbudzenia, koniec końców, litości względem nich, co może się uda u bardziej wrażliwych, mnie nade wszystko treść ubawiła, choć momentami miałam dość zdań typu "pałał się do tej rozmowy jak niedopałek". Jedno wiem na pewno. Przynajmniej jedna osoba dobrze się przy układaniu tych zdań bawiła ;) Z premedytacją polecam serdecznie :D
IG @angelkubrick
Kiedyś (a może i dziś też, nie wiem, nie sprawdzałam :) bycie lekarzem na wsi to było coś. Ta niemal boska pozycja społeczna wzbudzała podziw i pożądanie. Z jednego i drugiego korzystał Michał Prokopiuk, a potem, tyle tylko, że w metropolii, jego syn - Ludwik. Oba przypadki rozkłada na części pierwsze Zyta Rudzka w swojej nowej książce "Tkanki miękkie". Na nieszczęście...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-02
Na czytanie Joanny Chmielewskiej namawiano mnie już w liceum. Mama mojej koleżanki miała na półce chyba wszystkie tomy. Cokolwiek wydano, ona na bank już to czytała. To było jakieś ćwierć wieku temu i wtedy nie dałam się namówić, ale nie ma tego złego, wszystko ma swój czas...
Moją pierwszą książką Chmielewskiej był „Lesio”. Za pierwszym razem ewidentnie coś nie pykło, rzuciłam go w kąt. Widocznie to nie był moment na komedię omyłek. Za to wakacje w Łodzi okazały się przełomowe, bo przygody nieogarniętego architekta weszły mi jak nóż w masło. Czas wolny otwiera umysł na ironię w końskiej dawce, bo nie ma co ukrywać, pióro Ireny Becker Kuhn jest dość charakterystyczne, i nie każdy będzie nim zachwycony. Podobnie jak nie każdy zachwyci się najnowszą książką Katarzyny Drogi „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej”.
Ta beletryzowana biografia spodoba się tym, którzy w ogóle nie znają autorki poczytnych, polskich kryminałów. Kimś takim jestem ja. Opowieść o życiu Joanny przyjęłam z całym dobrodziejstwem inwentarza i bawiłam się przy tym świetnie! Barwnie opisane czasy PRL-u przykuwają uwagę na dobre. Trudy macierzyństwa, pomoc kobiet w rodzinie, pierwsze, wielkie marzenia, które budzą się wraz z pierwszymi odbudowanymi budynkami zrujnowanej Warszawy, pierwsze meble w pierwszym mieszkaniu, pierwszy mąż... Pierwsze postanowienia dotrzymane do śmierci, w tym to o niepościelonym łóżku. Katarzyna Droga przedstawia w swojej powieści dwie Joanny. Tę prawdziwą, zarobioną po pachy szaloną hazardzistkę i tę, którą Joanna sobie wymyśliła i dała upust w swoich książkach. Która jest bliższa oryginałowi, wie tylko sama Chmielewska. Być może wiedzą to też zagorzali fani i dlatego im jakoś ta książka nie przypadła do gustu, rozumiem. Nie mniej takim świeżakom w temacie, jak ja, polecam!
IG @angelkubrick
Na czytanie Joanny Chmielewskiej namawiano mnie już w liceum. Mama mojej koleżanki miała na półce chyba wszystkie tomy. Cokolwiek wydano, ona na bank już to czytała. To było jakieś ćwierć wieku temu i wtedy nie dałam się namówić, ale nie ma tego złego, wszystko ma swój czas...
Moją pierwszą książką Chmielewskiej był „Lesio”. Za pierwszym razem ewidentnie coś nie pykło,...
Każda książka jest w jakimś sensie cegiełką w murze naszej percepcji, że tak napiszę w duchu pióra pani Maud :) „Kilometr zerowy. Droga do szczęścia”, czyli dzisiejsza premiera ZNAKU, wiele mnie nauczyła, choć wcale tego nie obiecywała. Była to dla mnie cenna lekcja uważności, o której za moment opowiem, tylko najpierw pokrótce zarysuję fabułę.
Na początku poznajemy Maëlle, maksymalnie zabieganą dyrektorkę finansową start-upu, która nie ma chwili, by zastanowić się nad własnym życiem, ponieważ w całości poświęca się firmie. Nagle na jej drodze staje przyjaciółka, z którą kiedyś były nierozłączne. Romane jest młodą Libanką, która właśnie otrzymała diagnozę lekarską, z której jednoznacznie wynika, że jej ciało pochłania choroba. Zdesperowana i uziemiona z powodu leczenia, prosi Maëlle o przysługę. Kiedy ta zjawia się u przyjaciółki, ma dwie godziny na podjęcie decyzji.
„Życie to nic innego jak seria wyborów”.
Na drugi dzień jest już w Katmandu, z misją odszukania tajemniczego manuskryptu, który nagle znika, a pani dyrektor jest zmuszona odbyć dużo dalszą podróż, która znacząco zmieni jej życie. Maëlle odkryje, że nie ma ludzi niezastąpionych, że komórka może milczeć i świat się nie zawala, że poza pracą istnieje życie, które dotąd umykało jej między palcami.
„Codziennie zrzucasz kolejne krępujące cię warstwy ochronne, ponieważ są zbyt ciężkie, by je tu nosić”.
„Kilometr zerowy. Droga do szczęścia” już od okładki krzyczy, że jest francuskim bestsellerem, czyli podoba się masom. Nie kryje się też, skąd czerpie inspiracje, że blisko mu do „Alchemika” czy „Jedz, módl się, kochaj”. Razem z bohaterką płyniemy przez okrągłe zdania i złote myśli, którymi raczy nas nepalski przewodnik — Shanti: „Nikt nie ma większego szczęścia niż ten, kto wierzy w swoje szczęście”.
Ta książka znajdzie „swoich ludzi”, mój egzemplarz został u kogoś, kto sam choruje i potrzebuje ciepłego plasterka książkowego, bo ONA TYM JEST, ja zaś pobrałam lekcję uważnego czytania między wierszami, bo nie każdy wybór jest szczęśliwy, ale „błądzenie jest niezbędnym elementem sukcesu” :)
Wszystkie cytaty pochodzą z książki. Dziękuję za uwagę :)
IG @angelkubrick
Każda książka jest w jakimś sensie cegiełką w murze naszej percepcji, że tak napiszę w duchu pióra pani Maud :) „Kilometr zerowy. Droga do szczęścia”, czyli dzisiejsza premiera ZNAKU, wiele mnie nauczyła, choć wcale tego nie obiecywała. Była to dla mnie cenna lekcja uważności, o której za moment opowiem, tylko najpierw pokrótce zarysuję fabułę.
Na początku poznajemy...
2023-08-01
Jest to zupełnie zwyczajna historia o życiu ukazana męskim okiem, tyle tylko, że ta zwyczajność w żaden sposób nie porusza na tyle mocno, by powidoki poszczególnych opowieści tliły się jeszcze przez jakiś czas pod powiekami. Może poza historią o mężczyźnie z rusztowania. Uff, jak ja się cieszę, że ocieplanie bloku mamy już za sobą :D W podskórnej tkance życia przypadkowej jednostki pulsuje przemijanie, które nieuchronnie zbliża się do jednego celu. Tam, gdzie zmierza droga każdego z nas. Podobała mi się ta gra, ale nie będę do niej wracać. Natomiast pióro autorki warte jest sprawdzenia w kolejnych odsłonach.
Jest to zupełnie zwyczajna historia o życiu ukazana męskim okiem, tyle tylko, że ta zwyczajność w żaden sposób nie porusza na tyle mocno, by powidoki poszczególnych opowieści tliły się jeszcze przez jakiś czas pod powiekami. Może poza historią o mężczyźnie z rusztowania. Uff, jak ja się cieszę, że ocieplanie bloku mamy już za sobą :D W podskórnej tkance życia przypadkowej...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-30
„Nie przeraziła mnie twarz prezydenckiego zwycięzcy. Maska głupoty jest przechodnia. Przygniótł mnie ciężar głosującego na niego elektoratu”.
Ten cytat, pochodzący z najnowszej książki Manueli Gretkowskiej pt. „Przeprawa” niech będzie zachętą dla tych wszystkich, którzy podobnie jak ja, lubią, cenią i czekają na każde książkowe dziecko tej autorki. Tym razem nie trzeba było posiłkować się postacią z przeszłości, by opisać beznadziejność kraju, w którym przychodzi nam żyć. Manuela teoretycznie ma już spokój. Jako osoba urodzona w ustroju komunistycznym, nie wyobraża sobie ponownego powrotu do niewolnictwa. Jej emigracja zaowocowała książką pełną inteligentnych wyzłośliwień, wspomnień osób, które stanęły na jej drodze, sytuacji, o których bez wątpienia pragnęłaby zapomnieć, detali z życia codziennego, czułych, smutnych, nazbyt osobistych, by oceniać. Rozczulające są tu ostatnie wspólne dni z matką, pokazujące w jak absurdalnym świecie żyjemy. „Dla cierpiących recepty, a dla chuja lek od ręki”. Skondensowanie znaczeń mistrzowskie.
„Przeprawa” to genialna kronika naszych czasów z perspektywy klasy średniej, zawierająca wiele cennych uwag i zaskakujących point. Mam przeczucie, że zmiana adresu zamieszkania nastąpiła w najbardziej bezpiecznym momencie. Żeromski napisał kiedyś: „Trzeba rozrywać rany polskie, żeby nie zabliźniły się błoną podłości”. Niestety ta błona rozrosła się już do gigantycznych rozmiarów i tylko patrzeć, kiedy to wszystko po raz kolejny je... zacznie krwawić, bo krwawić musi, bez tego się nie obejdzie, tego uczy historia... Czytajcie Gretkowską z otwartą głową.
IG @angelkubrick
„Nie przeraziła mnie twarz prezydenckiego zwycięzcy. Maska głupoty jest przechodnia. Przygniótł mnie ciężar głosującego na niego elektoratu”.
Ten cytat, pochodzący z najnowszej książki Manueli Gretkowskiej pt. „Przeprawa” niech będzie zachętą dla tych wszystkich, którzy podobnie jak ja, lubią, cenią i czekają na każde książkowe dziecko tej autorki. Tym razem nie trzeba...
2023-05-10
Moi drodzy miłośnicy książek, wielkimi krokami zbliżają się Warszawskie Targi Książki, na których mnie oczywiście znowu nie będzie, bo w tym czasie mknę w przeciwną stronę... ale Was nie zabraknie, dlatego chciałam dziś zaapelować, abyście nie przegapili stoiska @oficyna_noir_sur_blanc, a na nim „Cudownych kuracji doktora Popotama”, bo jak tylko skończy się nakład, ich cena wystrzeli w kosmos, ja Wam to mówię...
Kto to jest ten doktor Popotam, zapytacie. Najkrócej mówiąc, cudotwórca, magik od przypadków beznadziejnych, lubi wyzwania, a o tej chudej Pani z kosą mówi: „Śmierć jest tylko chorobą, tylko poważniejszą od innych”, i z tymi poważnymi sytuacjami autor, francuski lekarz, rzeźbiarz, pisarz i ilustrator (kocham to zestawienie), Leopold Chauveau, zapoznaje czytelnika. To proszę państwa jest książka dla wszystkich, i zapewniam, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, szczególnie ci, którzy ukochali sobie absurd. Nie spodziewajcie się głupiutkich, ugrzecznionych bajek. Chauveau kroi swoich bohaterów, połyka, trawi, wypluwa, układa od nowa, czasem zabija, ale jednak w większości naprawia, bo może... Na uwagę zasługuje też język, realistyczny, prosty, czasem ironiczny. Autor nie ukrywa w swoich wywodach niechęci do kolonializmu, więc mimo upływu lat, jego poglądy się nie starzeją.
Przyznam szczerze, że wracałam do tej książki nie raz, dawkując sobie te osobliwe historie, które stawały się, dzięki cudownemu wynalazkowi doktora Popotama, popoplasterkiem na chaos lub pustkę w głowie. Kuracja zawsze kończona sukcesem, bowiem ilekroć odkładałam Chauveau, z przerwanymi rzeczami szło mi jakoś bardziej...
A tak zupełnie na marginesie, mam wrażenie, że autor przemycił tu coś więcej, niż tylko nieprawdopodobną opowieść skierowaną do dziecka. Czy ludzie w depresji nie sklejają się podobnie jak krokodyl? A naiwność foczki, to wypisz wymaluj żywot Angel... Co tu dużo mówić, kupujcie, póki jest!
IG @angelkubrick
Moi drodzy miłośnicy książek, wielkimi krokami zbliżają się Warszawskie Targi Książki, na których mnie oczywiście znowu nie będzie, bo w tym czasie mknę w przeciwną stronę... ale Was nie zabraknie, dlatego chciałam dziś zaapelować, abyście nie przegapili stoiska @oficyna_noir_sur_blanc, a na nim „Cudownych kuracji doktora Popotama”, bo jak tylko skończy się nakład, ich...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-08
Lubię literaturę podróżniczą, zwłaszcza tę, w której człowiek staje naprzeciw swoim słabościom i z mozołem, dzięki samozaparciu i ogromnemu nakładowi energii własnej, osiąga cel. „Skalny pielgrzym” jest zapisem takich właśnie zmagań, ale nie tylko. Rafał Fronia na dość specyficzny sposób wyrażania swoich „RYBKOmyśli” i dla tych, którzy jeszcze nie mieli styczności z jego książkami, może to być wielkim zaskoczeniem.
Książka dość potężnych rozmiarów, ponieważ mieści w sobie zapis dwóch wypraw. Pierwsza część to zdobycie indyjskiej góry Nanda Devi East, druga to wyprawa i zdobycie Broad Peak, samotne, za co szczególne słowa uznania. Autor, jako uważny obserwator świata, dość obrazowo opisuje każdy etap podróży, choć nie jest to opowieść wolna od uszczypliwości, bo co ma pomyśleć czytelnik, który nazywany jest tu kanapowcem, który w sumie to nie może sobie tak do końca wyobrazić tego, co widzą oczy autora, co czują inne zmysły, co odbiera każdym milimetrem swojego ciała. Pokora miesza się tu z megalomanią, surowość i prostota z przerysowaniem. Cenne fragmenty dotyczące wyprawy topią się w wodolejstwie. Na pochwałę na pewno zasługuje tu bogata oprawa fotograficzna, to bez wątpienia wartość dodana. Warto też skorzystać z kodów QR, gdzie życie codzienne alpinisty mamy na wyciągnięcie ręki. Na koniec jeden z moich „ulubionych” cytatów ;)
„Pstrągiem jest myśl pożądana, która ruchem ogona pokona wodospad i przerwie kręg czyhających jak hieny cierników, małych rybkomyśli, które kąsają zewsząd i wciąż spokojność nocy”.
IG @angelkubrick
Lubię literaturę podróżniczą, zwłaszcza tę, w której człowiek staje naprzeciw swoim słabościom i z mozołem, dzięki samozaparciu i ogromnemu nakładowi energii własnej, osiąga cel. „Skalny pielgrzym” jest zapisem takich właśnie zmagań, ale nie tylko. Rafał Fronia na dość specyficzny sposób wyrażania swoich „RYBKOmyśli” i dla tych, którzy jeszcze nie mieli styczności z jego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Druga część „Zakrytych luster” toczy się około sześciu lat po upadku Powstania Listopadowego. W dworku w Przylipiu nie jest łatwo. Z jednej strony trzeba się strzec rosyjskiej straży, która chętną ręką łapie i wysyła na wygnanie za każdy patriotyczny przejaw względem ojczyzny, z drugiej strony pochyloną głowę podnoszą chłopi. Rozalia z Edwardem wciąż na posterunku. Dzieci młodego panicza potrzebują matki, tak więc dochodzą nam tu miłosne perypetie, nie tylko samego Edwarda. Zaskakujące wystąpią tu koligacje, dla których rozwiązania szybciej przewraca się kolejne strony powieści. Ogólnie w najnowszym tomie „Wino i wianki” czas przyspiesza. Dużo się też dzieje, oczywiście zakryte lustra są kluczowe, jeśli chodzi o zmiany, a te w drugim tomie są poważne. Zagmatwane losy bohaterów śledzi się z zapartym tchem, co jest najlepszą rekomendacją książki. Oba tomy polecam na wolny weekend, relaks gwarantowany.
IG @angelkubrick
Druga część „Zakrytych luster” toczy się około sześciu lat po upadku Powstania Listopadowego. W dworku w Przylipiu nie jest łatwo. Z jednej strony trzeba się strzec rosyjskiej straży, która chętną ręką łapie i wysyła na wygnanie za każdy patriotyczny przejaw względem ojczyzny, z drugiej strony pochyloną głowę podnoszą chłopi. Rozalia z Edwardem wciąż na posterunku. Dzieci...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wieś w literaturze, wydawać by się mogło, temat otrzaskany na wskroś, bo jak tu się równać z Reymontem, albo świeżą premierą „Akuszerek” Jakubowskiej, jednak warto próbować, i Ewa Cielesz zmierzyła się z tym tematem w serii „Zakryte lustra”.
Autorka przenosi nas do wsi Przylipie, gdzie toczą się losy ziemiańskiej rodziny Stalickich. Dworek skromny, wypełniony wiekowymi meblami, obrazami, pamiątkami rodzinnymi, nad którymi pieczę sprawuje obecna głowa rodziny, Rozalia. Pomaga jej syn, Edward. Pomaga oczywiście logistycznie, bo całą pracę wykonują chłopi, zatrudnieni co prawda, ale wciąż traktowaniu gorzej niż każda inna klasa społeczna. Staliccy należą jednak do tych bardziej empatycznych właścicieli ziemskich, ale doskonale widać, że bez pracy chłopskich rąk niewiele by wartali jako gospodarze. Życie dworku toczy się jak pory roku, rutynowo i przewidywalnie, zmiany wprowadza los, stawiając na drodze mieszkańców to śmierć, to zagubionego wędrowca, to znajdę z wrogiego obozu, to miłość, choć tę jakby rzadziej. W kraju wrze, budzi się Polska, budzi się Orzeł Biały, w głowach szumią marzenia o wolności i niepodległości. Powoli budzą się też chłopi.
„Zakryte lustra. Sny i przebudzenia” czyta się z dużą przyjemnością, o ile ma się sentyment do wsi, do jej obrzędów, rytuałów i wierzeń. Mieszkańcy Przylipia dają się lubić, ale nie ma tu miejsca na jakieś głębsze przywiązanie. Bohaterowie zaciekawiają, czasem złoszczą, ale nic poza tym. Na szczęście jest część druga, a tam jest trochę ciekawiej. Niemniej jednak uważam, że warto zajrzeć do tej książki, dla mnie to był relaks, zwłaszcza tu, w Bieszczadach.
IG @angelkubrick
Wieś w literaturze, wydawać by się mogło, temat otrzaskany na wskroś, bo jak tu się równać z Reymontem, albo świeżą premierą „Akuszerek” Jakubowskiej, jednak warto próbować, i Ewa Cielesz zmierzyła się z tym tematem w serii „Zakryte lustra”.
Autorka przenosi nas do wsi Przylipie, gdzie toczą się losy ziemiańskiej rodziny Stalickich. Dworek skromny, wypełniony wiekowymi...
2023-04-12
Wreszcie! W końcu pojawiła się książka, przy której śmiało mogę użyć mojego ulubionego słowa :) Otóż „Absurdalne fakty z historii. Mózg Lenina, zwłoki Chaplina i ostatni dodo” to pozycja pełna fintifluszek, ot niby wiedza, ale jednak głupotki. Czy ja widzę w tym coś złego? Absolutnie nie, ponieważ nasz mózg też czasem potrzebuje chwili wytchnienia, i zamiast bezsensownie scrollować Tik Toka, można przeczytać kompromitujący, absurdalny fakt dotyczący znanej postaci z niedalekiej przeszłości. Można też oczywiście wejść na Wikipedię i znaleźć tam wiele z przytoczonych tu przypadków, ale czas spędzony z książką fizyczną zawsze uważam za terapeutyczny, i o wiele korzystniejszy dla nas.
Polecam ją szczególnie młodzieży starszej, bo o ile Hitler narkoman nie zrobi już na nikim wrażenia, to na pewno interesująca wyda im się kobieta, którą wystawiano na widok publiczny z powodu jej dużych genitaliów i niewyobrażalnie wielkiej pupy (wspaniale pokazane jak Europejczycy traktowali rdzenne ludy Afryki), bądź losy hrabiego Francesco Cenci, który miał w zwyczaju wykorzystywać damy do masowania jąder, gdyż jak twierdził, tylko to przynosiło mu ulgę, gdy roztocza atakowały jego skórę. Niestety przez takiego obleśnego kacapa zginęła piękna Beatrice, którą skrócono o głowę. Z tego galimatiasu zwycięsko wyszedł tylko jeden człowiek. Papież Klemens VIII, który wszystkie dobra po zmarłych przypisał do swojego majątku. Kościół, jaki jest, każdy widzi. Mówiłam, same fintifluszki :)
IG @angelkubrick
Wreszcie! W końcu pojawiła się książka, przy której śmiało mogę użyć mojego ulubionego słowa :) Otóż „Absurdalne fakty z historii. Mózg Lenina, zwłoki Chaplina i ostatni dodo” to pozycja pełna fintifluszek, ot niby wiedza, ale jednak głupotki. Czy ja widzę w tym coś złego? Absolutnie nie, ponieważ nasz mózg też czasem potrzebuje chwili wytchnienia, i zamiast bezsensownie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-05
Przyznaję, że książkę „Jak nie umrzeć przedwcześnie. Cała prawda o zdrowym żywieniu” przegapiłam, a podobno miała duże powodzenie. Tak duże, że doktor Michael Greger został zalany listami z prośbami o przepisy, aby tym kilkunastu chorobom, o których pisał, skutecznie zapobiec.
„Jak nie umrzeć przedwcześnie. Przepisy” to ponad setka przepisów, z których najbardziej podoba mi się rozdział ze słodyczami :) Wyobrażam sobie, jak bardzo producenci łakoci nienawidzą doktora. Sorki, dygresja taka :) Wracając do tematu. Dieta roślinna, na której opiera się doktor Greger zawiera w sobie sporo roślin strączkowych oraz orzechów, co może wywołać pewien dyskomfort u osób wrażliwych na te partie produktów. Pomijając to, cała reszta jest do ogarnięcia. Duże, kolorowe zdjęcia zachęcają do eksperymentowania w kuchni. Wiele przepisów ma obok ciekawostki naukowe, które urozmaicają cały proces tworzenia potrawy. Nie ma nudy. Poza tym wydanie jest niezwykle staranne. Twarda oprawa, gruby papier, full kolor.
IG @angelkubrick
Przyznaję, że książkę „Jak nie umrzeć przedwcześnie. Cała prawda o zdrowym żywieniu” przegapiłam, a podobno miała duże powodzenie. Tak duże, że doktor Michael Greger został zalany listami z prośbami o przepisy, aby tym kilkunastu chorobom, o których pisał, skutecznie zapobiec.
„Jak nie umrzeć przedwcześnie. Przepisy” to ponad setka przepisów, z których najbardziej podoba...
2023-03-27
Lubię wygrzebywać stare książki podróżniczo-przyrodnicze, bo jest w nich świat, którego dziś już nie ma, albo wygląda zupełnie inaczej, i nawet sposób pisania o nim jest inny. Książka „Rio de Oro” Arkadego Fiedlera przenosi nas do niemal zupełnie dzikiej Brazylii. Przyrodnik znalazł się tam na zlecenie Poznańskiego Ogrodu Zoologicznego, do którego miały trafić nowe, żywe okazy zwierząt egzotycznych, oraz Muzeum Przyrodniczego w Poznaniu, które czekało na preparowane ptaki. Oprócz swojej pracy bacznym okiem śledził codzienne życie i zwyczaje brazylijskich Indian, co nie było łatwym zadaniem, ponieważ Koroadzi byli bardzo nieufni wobec europejskich przybyszów, mając ich za mierniczych, do których pałali jawną wrogością (Fiedler podróżował z leśnikiem Antonim Wiśniewskim).
Książka ukazała się na rynku w roku 1966. Wyobraźcie sobie, jak ten przedstawiony przez Arkadego świat oddziaływał na czytelników, kiedy w Polsce szarość i apatia wychylała się z każdej lodówki, o ile ją ktoś miał. Niestety raj miał też swoje mroczne oblicza. Przez kontynent przewalały się epidemie, gryzły muchy, których larwy rozwijały się pod skórą, a w tropikalnym lesie można było stanąć na żararakę, czasem niestety po raz ostatni w życiu. „Rio de Oro” czyta się jak najprawdziwszą przygodówkę. Zdania są zwięzłe, opisy trafne i czasem nawet dowcipne, dialogi ciekawe. Do sięgania po takie starocie gorąco zachęcam.
IG @angelkubrick
Lubię wygrzebywać stare książki podróżniczo-przyrodnicze, bo jest w nich świat, którego dziś już nie ma, albo wygląda zupełnie inaczej, i nawet sposób pisania o nim jest inny. Książka „Rio de Oro” Arkadego Fiedlera przenosi nas do niemal zupełnie dzikiej Brazylii. Przyrodnik znalazł się tam na zlecenie Poznańskiego Ogrodu Zoologicznego, do którego miały trafić nowe, żywe...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-22
Jestem przekonana, że na widok kolejnej książki z dobrymi radami na żyćko reagujecie jak atakowany jeżozwierz, ale spoko, siedząc w pozycji kwiatu lotosu, jestem przygotowana na ten iglany masaż, serio, wytrzymam to (czy już mogę reklamować Pranamat?) ;)
„Poczuj się dobrze” to kolejna popandemiczna książka, której treść niczym Was nie zaskoczy, jeżeli macie już za sobą lekturę kilku innych, podobnych poradników, i wewnętrznie czujecie, że tej wiedzy już dość. Są jednak ludzie, którzy czytają naprawdę dużo, a im więcej czytają, tym wydaje im się, że mniej wiedzą. To ja. Takie powtórzenie materiału to złoto, dlatego mnie o zdrowym odżywianiu, śnie, piciu wody, przytulaniu, wdzięczności, życzliwości, oddechu, uśmiechaniu, przytulaniu, wiem, że było, medytacjach, śpiewaniu czy czytaniu, nomen omen, czytało się dobrze. Mało tego.
Uważam, że to jest genialna książka, dla tych, co czytać nie lubią, albo nie mają na to czasu, albo sięgają po książkę tylko w kibelku (proszę się nie oburzać, na tronie czyta naprawdę spory odsetek czytelników, a ja przy tej okazji zaapeluję o rozsądek, bo to nie jest zdrowe dla mięśni dna miednicy, Waszej miednicy OfC!). Rozdziały są mega krótkie, trzy, cztery strony plus linki do „dowiedz się więcej”, idealna ilość dla nielubiących zbyt długo zagłębiać się w jakiś temat.
Treści podane ze smakiem a co ważniejsze, wszystkie triki sprawdzone przez autorkę osobiście, co tylko podkreśla autentyczność podtytułu — 52. sposoby na poprawę jakości życia. Dodam, że da się to ogarnąć nieco szybciej. Bonusem są fajne, liniowe ilustracje, które dla odstresowania, można pokolorować. Jest też całkiem sporo miejsca na notatki własne, jeśli więc coś Was ciśnie, wylejcie to na papier, ten przyjmuje wszystko. Brawka dla autorki okładki, Katarzyny Bućko, piękna jest.
IG @angelkubrick
Jestem przekonana, że na widok kolejnej książki z dobrymi radami na żyćko reagujecie jak atakowany jeżozwierz, ale spoko, siedząc w pozycji kwiatu lotosu, jestem przygotowana na ten iglany masaż, serio, wytrzymam to (czy już mogę reklamować Pranamat?) ;)
„Poczuj się dobrze” to kolejna popandemiczna książka, której treść niczym Was nie zaskoczy, jeżeli macie już za sobą...
2023-03-04
Pamiętacie czasy, kiedy najciekawsze rzeczy na Allegro znajdowały się w kategorii WYJĄTKOWO OSOBLIWE? Oj, ciekawe rzeczy można tam było znaleźć, łącznie z używaną bielizną dla koneserów :D Do dziś drzemy z tego łacha. Przy poniedziałku chciałabym podzielić się z Wami dwoma audiobookami, które spokojnie w wyżej wymienionej kategorii, znalazłyby swoje miejsce. Proszę tylko teraz nie przewracać oczami, kiedy padnie pierwszy tytuł, drugi w kolejnym poście.
„Spokój grabarza” już brzmi dobrze. Kiedy dowiadujemy się, że główny bohater to pan Ludwik Popiołek, który mieszka we wsi Mogiłka, czujemy pozytywne wibracje, kosmiczne zen pełną gębą, bo jakby tak wszystko do siebie idealnie pasuje. Tytułowy spokój pan Ludwik osiągnie, kiedy wysłucha wszystkie niespokojne dusze, które bez wygadania się, nie mają szans na wieczny odpoczynek, a każdy człowiek to inna historia, i to jaka!
Będzie wzruszenie, złość, żal, winy ciężkie jak głaz, ale będzie też pełne pogodzenie się z losem, śmiech przez łzy, nawet miłość. Możemy w życiu dotrzeć w różne miejsca, na różne stanowiska, mieć dużo, mało albo nic, kiedy jednak nadejdzie śmierć, każdy z nas będzie dla niej równy. Warto żyć dobrze, żeby łatwiej było odejść...
Świetna powieść obyczajowa. Rozdziały polecam słuchać po jednym, dwa dziennie, by nie przedawkować ;) Lektorka miła dla ucha :)
Pamiętacie czasy, kiedy najciekawsze rzeczy na Allegro znajdowały się w kategorii WYJĄTKOWO OSOBLIWE? Oj, ciekawe rzeczy można tam było znaleźć, łącznie z używaną bielizną dla koneserów :D Do dziś drzemy z tego łacha. Przy poniedziałku chciałabym podzielić się z Wami dwoma audiobookami, które spokojnie w wyżej wymienionej kategorii, znalazłyby swoje miejsce. Proszę tylko...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-22
Biurokracja PRL-u albo doprowadzała do szału, albo do śmiechu, niekiedy przez łzy, ale zawsze to śmiech. Barometrem tego okresu może być Mrożek. „Tango”, „Emigrantów” czy „Policję” równoważą takie choćby humoreski zebrane w „Czekoladkach dla Prezesa”.
Głównym bohaterem jest tu oczywiście Prezes wraz z armią wiernych mu klakierów. Referent, Księgowy, Magazynier, Kasjer i Radca stanowią barwne tło, bez których Prezes byłby bezradny jak dziecko we mgle, na próżno jednak szukać w tej urzędniczej trupie choćby grama mądrości, za to wachlarz głupoty raz po raz eksploduje porażającą dawką dekadencji.
Doskonały zmysł obserwacji autora owocuje tomikiem pełnym prześmiewczych treści, których aktualność nie wygasa. Powiem więcej, momentami zastanawiałam się, czy to aby nie opis współczesnego wydarzenia (np. sytuacja z językami obcymi), bo tak to już na tym świecie bywa, że czas płynie, ludzie rodzą się i umierają, cywilizacja się rozwija, a ona jedna trwa, niewzruszona, nieśmiertelna — ludzka głupota. Czytajcie Mrożka <3
IG @angelkubrick
Biurokracja PRL-u albo doprowadzała do szału, albo do śmiechu, niekiedy przez łzy, ale zawsze to śmiech. Barometrem tego okresu może być Mrożek. „Tango”, „Emigrantów” czy „Policję” równoważą takie choćby humoreski zebrane w „Czekoladkach dla Prezesa”.
Głównym bohaterem jest tu oczywiście Prezes wraz z armią wiernych mu klakierów. Referent, Księgowy, Magazynier, Kasjer i...
2023-01-30
Chorowanie ma jedną, niepodważalną zaletę, można czytać w łóżku od rana do nocy, bez wyrzutów sumienia, i mimo cielesnego uwięzienia, spirytualnie odbywać odległe wycieczki, w moim przypadku po Brazylii w towarzystwie Arkadego Fiedlera, i Boliwii u boku Arkadego Radosława Fiedlera. Obie podróże pochłonęły mnie bez reszty. Na pierwszy ogień — syn.
Muszę przyznać, że trochę mi zeszło z lekturą „Do głębi intrygującego kraju”, gdyż w połowie tekstu wyjechałam i nie zabrałam jej ze sobą, ponieważ jest niesamowicie ciężka. Lubię dźwigać książki, ale bez przesady. Jej zaskakująca waga wynika z eleganckiego wydania, choć wiem, że nie wszyscy pokochają jej śnieżnobiałe, kredowe kartki. Bernardinum wykonało jednak porządną robotę, lubię twardą oprawę, szycie i kolorowe zdjęcia, tak powinny wyglądać książki podróżnicze. Tyle odnośnie wyglądu, a jak prezentuje się treść?
Wybornie, ale o tym przekonałam samą siebie gdzieś w połowie książki, uświadamiając sobie, z jak wysokiej półki jest to rzecz. Nie da się ukryć, że autor to erudyta i to się czuje, czytając. Jego opowieść snuje się powoli, wypełniając przestrzeń historiami o miejscach, ludziach, wydarzeniach, ich zwyczajach, wzlotach i porażkach, bowiem Boliwia nigdy nie miała łatwo, spójrzmy choćby na ilość prezydentów, momentami było gorąco, czasem krwawo. Hiszpańscy konkwistadorzy pozostawili po sobie trwały ślad w boliwijskiej spuściźnie Indiganes, i choć bardzo pragnęli zatrzeć ślad po rdzennych mieszkańcach Ameryki Południowej, coś jeszcze ocalało. O zachowanych skrawkach dawnych plemion opowiada Arkady Radosław. W przeciwieństwie do współczesnych globtroterów, jego relacja opiera się na tym co widzi, czego się dowiaduje po drodze i co udaje mu się zanotować. Słowo ważniejsze jest tu niż zdjęcie. Taką samą uwagę poświęca maraguettcie jak i Cerro Rico, górze, która pochłonęła osiem milionów istnień, wszystko w celach wzbogacenia imperium hiszpańskiego.
Aktualnie Boliwia powoli podnosi się z kolan. Przeżywa dynamiczny rozwój, nadrabiając lata stracone przez Hiszpanów. Na szczęście to ziemia, która skrywa w sobie bogactwo, za które można finansować budowę miast, ich rozwój i edukację młodych Boliwijczyków. Gdyby ktoś poszukiwał swojego miejsca na Ziemi, warto rozważyć pobyt w Cochabombie , podobno w tym właśnie miejscu wiosna trwa okrągły rok! Książki podróżnicze poszerzają horyzonty, i choć teraz przegrywają z filmikami na YT, dajcie im szansę, tej szczególnie.
IG @angelkubrick
Chorowanie ma jedną, niepodważalną zaletę, można czytać w łóżku od rana do nocy, bez wyrzutów sumienia, i mimo cielesnego uwięzienia, spirytualnie odbywać odległe wycieczki, w moim przypadku po Brazylii w towarzystwie Arkadego Fiedlera, i Boliwii u boku Arkadego Radosława Fiedlera. Obie podróże pochłonęły mnie bez reszty. Na pierwszy ogień — syn.
Muszę przyznać, że trochę...
2022-12-02
Wiele razy zastanawiałam się nad zakupem książek BUSEM PRZEZ ŚWIAT, ale trochę bałam się rozczarowania. Kiedy jednak zobaczyłam jedną z nich leżącą w kołobrzeskiej bibliotece, nie mogłam sobie odmówić zajrzenia do jej wnętrza. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Książka jest ładnie wydana, na dobrej jakości papierze i ma mnóstwo kolorowych zdjęć. Ujęcia z The Wave zapierają dech w piersi, nawet nie mogę sobie wyobrazić emocji, jakie towarzyszą zobaczeniu Fali na żywo. Sporo jest tu takich miejsc, o których w zwykłych przewodnikach nie usłyszycie. Karol i Ola w podróży nie uznają pośpiechu, co przekłada się na niezwykłość miejscówek, w jakie kieruje ich los, bo oprócz z góry założonego planu chętnie jadą w miejsca, które polecają im spotkani po drodze ludzie. Fajna jest ta spontaniczność.
O Drodze 66 powstawały piosenki, filmy a sam Steinbeck nazwał ją Drogą Matką. Główna arteria Ameryki łączyła osiem stanów i aż trzy strefy czasowe. Droga gęsta od ludzkich historii, droga, która zmienia losy ludzi do dziś, mimo że niektóre jej fragmenty już dawno porosły trawą lub przestały istnieć. Co ważne, powoli znikają też ludzie, którzy pamięć o tej historycznej trasie przez stany utrzymują przy życiu. Kiedy oni zgasną, zgaśnie też część historii tego miejsca.
Książka jest literalnym zapisem busowych filmów, rozdziały są krótkie, treść typowo pamiętnikowa, momentami osobista, na pewno przyjemna w odbiorze dla tych, którzy pojawili się na drodze Karola i Oli. Jeśli ktoś wybiera się w podobną podróż, to ta pozycja jest wręcz obowiązkowa. Cieszą też nawiązania do filmów, z przyjemnością obejrzałam wczoraj „Bagdad Café” z roku 1987, niby komedia, a naprawdę mocny, feministyczny manifest. Klimat Drogi 66 oddany mistrzowsko. Lektura na jedno posiedzenie, chętnie widziałabym więcej ich książek w bibliotece.
IG @angelkubrick
Wiele razy zastanawiałam się nad zakupem książek BUSEM PRZEZ ŚWIAT, ale trochę bałam się rozczarowania. Kiedy jednak zobaczyłam jedną z nich leżącą w kołobrzeskiej bibliotece, nie mogłam sobie odmówić zajrzenia do jej wnętrza. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Książka jest ładnie wydana, na dobrej jakości papierze i ma mnóstwo kolorowych zdjęć. Ujęcia z The Wave zapierają...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie ma się co czarować, że jako ludzkość mamy pamięć złotej rybki. O ile chowanie urazy wychodzi nam całkiem nieźle, tak z zapamiętaniem dobrych rad bywa różnie. Dlatego powstają książki takie jak „Tego nie kupisz za pieniądze”, której autorem jest kanadyjski prawnik Robin Sharma. Mam takie osobiste przeczucie, że to jego indyjskie korzenie sprawiły, że od 25 roku życia pisze książki, które zajmują się rozwojem osobistym, a ponieważ to bardzo oczytany osobnik, jego prace są esencjonalne i popularne na całym świecie. Na bazie setek przyswojonych tytułów stworzył swoją własną filozofię życia, którą chętnie się dzieli. Ósemka Wspaniałych to skondensowana prawda o dobrym życiu, w którym pieniądze nie są celem samym w sobie. Rozwój, dobrostan, rodzina, rzemiosło, pieniądze, społeczność, przygoda i służba to elementy składowe drogi, która pozwoli dostrzec drobnostki o strategicznym znaczeniu, czyniąc Twoje życie o niebo lepszym. To jakby z maluszka przesiąść się Mercedesa klasy S, oczywista oczywistość, że jakość robi różnicę. Krótkie rozdziały są stworzone do porannego czytania, czy to zaraz po przebudzeniu, czy też przy śniadaniu (rozdział zamiast scrollowania SM, serdecznie polecam ;) „Tego nie kupisz za pieniądze” to książka, która przypomina o prostych zasadach, które wprowadzone w życie, zmienią je na lepsze. Bardzo mądra, bardzo życiowa, bardzo na czasie. Jedyny minus, jaki dostrzegam to brak bibliografii, do której można potem wrócić, bez wertowania znaczników. Ogólnie mocna polecajka!
IG @angelkubrick
Nie ma się co czarować, że jako ludzkość mamy pamięć złotej rybki. O ile chowanie urazy wychodzi nam całkiem nieźle, tak z zapamiętaniem dobrych rad bywa różnie. Dlatego powstają książki takie jak „Tego nie kupisz za pieniądze”, której autorem jest kanadyjski prawnik Robin Sharma. Mam takie osobiste przeczucie, że to jego indyjskie korzenie sprawiły, że od 25 roku życia...
więcej Pokaż mimo to