-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2016-07-25
2016-08-31
2016-08-05
To uczucie gdy czytasz ulubioną książkę...
"...ten, kto wypełza z czeluści żalu i rozpaczy, nie jest już tą samą osobą, która w nią wpadła. Może to dobrze?"
"...za jakiś czas przestanie odczuwać ból i pogodzi się ze stratą. Żadne cierpienie nie trwa wiecznie."
"– Północą rządzi królowa, która już raz cię pokonała. Zrobi to ponownie, i to nieraz, bo zarówno ona, jak i twój syn kierują się tym, czego ty boisz się najbardziej. Oni trzymają się nadziei. Nie jesteś w stanie tego ukraść ludziom, bez względu na to, ilu spośród nich wywleczesz z domów czy zniewolisz. Nie zdołasz też jej odebrać, bez względu na to, ilu ludzi zamordujesz."
To uczucie gdy czytasz ulubioną książkę...
"...ten, kto wypełza z czeluści żalu i rozpaczy, nie jest już tą samą osobą, która w nią wpadła. Może to dobrze?"
"...za jakiś czas przestanie odczuwać ból i pogodzi się ze stratą. Żadne cierpienie nie trwa wiecznie."
"– Północą rządzi królowa, która już raz cię pokonała. Zrobi to ponownie, i to nieraz, bo zarówno ona, jak i...
2016-08-09
"- To w czymś pomoże, że się tak dręczysz? - Nie, ale nie potrafię przestać."
Nie dajcie się zwieść! To, że opis sugeruje, iż połowa akcji będzie się działa w podziemnych tunelach, nie oznacza, że książka nabrała dzięki temu
"głębi". Wręcz przeciwnie.
Ubolewam nad tą książką, bo na każdej przeczytanej stronie widziałam ogrom tkwiącego w niej potencjału. Zmarnowanego potencjału. Pomysł był świetny.
Wykonanie już nie.
Być może wszystko dlatego, że autorka poskąpiła dość sporej części opisów, co sprawiło, że akcja gnała szalenie, co w przypadku Enklawy wcale nie było dobre, a książka stała się przez to, jednowymiarowa, przeciętna, powierzchowna i... - cokolwiek jeszcze przyjdzie wam do głowy.
Problem z czytaniem jest taki, że im więcej książek masz za sobą, tym więcej wymagasz od autorów. Co prawda nie da się dogodzić wszystkim czytelnikom
(nie wszystko dla każdego), ale wymagamy przynajmniej minimum. Więc jeśli autorka zabiera się za powieść dystopijną powinna skupić się nie tylko na dynamicznej akcji, ale również na opisach. Nie tylko opisach emocji, ale przede wszystkim opisach otoczenia, bo przecież chcemy wiedzieć jak dokładnie funkcjonuje "nowy świat".
Enklawa zdawała się być piękną, krętą i głęboką rzeką, dlatego przy skoku na główkę niektórzy mogą się rozczarować, że jej toń sięga jedynie kilku centymetrów. Dla tych, którzy nie oczekują wiele, radzę powolne zanurzanie się.
"- To w czymś pomoże, że się tak dręczysz? - Nie, ale nie potrafię przestać."
Nie dajcie się zwieść! To, że opis sugeruje, iż połowa akcji będzie się działa w podziemnych tunelach, nie oznacza, że książka nabrała dzięki temu
"głębi". Wręcz przeciwnie.
Ubolewam nad tą książką, bo na każdej przeczytanej stronie widziałam ogrom tkwiącego w niej potencjału. Zmarnowanego...
2016-07-06
2016-07-17
2016-07-02
"Widzisz… niszczę wszystko! Wiem, ile ten cholerny list dla niej znaczył, a zamieniłem go w kupę gówna. – Nie! Nie, nie, nie! - Upadam na podłogę i nerwowo próbuję pozbierać fragmenty, żeby złożyć z nich całość. Niestety, jest ich za dużo… nie chcą się złożyć, a ja cały czas upuszczam je na podłogę i patrzę, jak unoszą się w powietrzu. Pewnie tak się czuła, gdy próbowała złożyć mnie do kupy. Wstaję i wymierzam kopniaka w stos strzępków, które zebrałem, po czym pochylam się szybko i znów je zbieram, a potem układam w stosik na biurku."
Trzecia część Aftera wydana w postaci kolejnej - tym razem zielonej - cegły została przeczytana.
Trzecia część i o kolejne sto stron więcej. Anna Todd wciąż mnie zaskakuje. Za każdym razem kiedy brałam w dłonie pustaki zwane książkami zastanawiałam się ile jeszcze można pisać o tym samym zanim zacznie mnie to wkurzać?
Pierwsze strony Ocal mnie były dobre, ale nie wciągnęły mnie aż tak jak poprzednie książki. I kiedy już myślałam: czy to już?, to jest ta chwila, w której After zaczyna być nudny?, znowu wpadłam w tryb, w którym osiemset stron przeczytałam w rekordowym dla mnie czasie, gdzie przy innych książkach już trzysta wydaje się być katorgą.
Jednakże... Nie wyobrażam, sobie Aftera jako książki z trzystoma stronami. (To by minęło zbyt szybko.)
Sądziłam więc, że trzecia część będzie nudna. Okazało się inaczej. Być może dlatego, że Ocal mnie jest trochę inne od dwóch poprzednich części. Tym razem, po przeczytaniu książki jestem w stanie streścić całą fabułę, która tym razem znacznie lepiej zawiązała się w ciąg przyczynowo-skutkowy, zamiast przypominać zbiór różnych scen, które ukazują główny wątek, ale żadna z nich donikąd nie prowadzi - tak jak to miało miejsce w dwóch poprzednich tomach.
Nawet bohaterowie choć z pozoru nadal tacy sami, przechodzą powolne przemiany. Ich sprzeczki nie są już zwykłymi przepychankami, które w następnej chwili są zażegnane, by mogły wybuchnąć kolejne. W Ocal mnie kłótni jest mniej, a każda z nich skłania Tessę i Hardina do wyciągnięcia pewnych wniosków. Bohaterowie powoli dojrzewają, a więc książka staje się lepsza i zyskuje w moich oczach, zwłaszcza gdy udało mi natrafić na kilka "głębszych" akapitów.
After składa się czterech części i jednego dodatku. Pomijając dodatek, odnoszę wrażenie, że dwa pierwsze tomy miały na celu ukazać w pełnej "dość długiej" krasie, blaski i cienie związku bohaterów. Trzeci tom wydaje się być zalążkiem do pewnej przemiany i mam nadzieję, że czwarty będzie idealnym podsumowaniem całości.
A więc Afterze widzimy się w listopadzie... albo grudniu...
Zobaczy się.
"Widzisz… niszczę wszystko! Wiem, ile ten cholerny list dla niej znaczył, a zamieniłem go w kupę gówna. – Nie! Nie, nie, nie! - Upadam na podłogę i nerwowo próbuję pozbierać fragmenty, żeby złożyć z nich całość. Niestety, jest ich za dużo… nie chcą się złożyć, a ja cały czas upuszczam je na podłogę i patrzę, jak unoszą się w powietrzu. Pewnie tak się czuła, gdy próbowała...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-18
2016-07-10
"– Trochę, to znaczy ile? – Z każdym dniem mniej."
"– Uznawanie wszystkich Srebrnych za złych jest taką samą niesprawiedliwością jak uznawanie Czerwonych za gorszych."
"Czas mija powoli, gdy czekamy na coś miłego, dlatego nie dziwię się, że dni dzielące nas od budzącego postrach balu przelatują nie wiadomo kiedy."
Czerwona królowa to jedna z książek, o których dużo się mówiło/mówi, a opinie na jej temat były wszelakie: od przeciętnych, po krytykujące i na pozytywnych kończąc.
I pomyśleć, że gdyby książka nie pojawiła się w bibliotece, wcale tak szybko - o ile w ogóle - bym jej nie przeczytała. Średnio zachęcający opis i setki wszelakich komentarzy nie zachęcały do zapoznania się z Czerwoną królową. A jednak w książce było coś zachęcającego. Tym czymś była okładka. Przepiękna okładka. I niech ktoś mi powie, żeby przy wyborze książek nie sugerować się okładką. Czy istnieje czytelnik, który nie jest sroką, przyciąganą przez ładną okładkę?, gdzie największym przestępstwem wydaje się być brzydka okładka na wspaniałej książce?
Zdaję sobie sprawę, z tego, że dla wielu osób Czerwona królowa stanowi zlepek kilku popularnych książek. Dla niektórych są to Igrzyska Śmierci, Rywalki, Niezgodna albo, co komu może przyjść do głowy. Jak dla mnie Czerwona królowa przez pewien czas przypominała Rywalki - dziewczyna z nizin trafia do pałacu, uczy się manier i ukrywa tajemnice. Wrażenie podobieństwa do Rywalek nie opuszczało mnie przez prawie cały środek czytanej powieści.
Czy to jednak oznacza, że Czerwona królowa była złą książką?
Czy mieszanka kilku popularnych, dobrych książek może być zła?
Jak dla mnie Czerwona królowa była świetna i gdyby nie odczuwalne przeze mnie podobieństwo do Rywalek mogłaby stać się moją ulubioną książką. Bo w końcu, naprawdę dobra książka wcale nie musi nas wzruszać, poruszać, rozśmieszać czy też sypać co akapit życiowymi mądrościami. Wystarczy, że będzie wciągająca. Na tyle wciągająca, że koniecznie chcemy wiedzieć, co będzie dalej i dalej aż czasami sprawiamy wrażenie nałogowców, którzy koniecznie muszą sięgnąć po kolejną dawkę inaczej będzie ich nosić. W ten sposób książka zdobywa serce czytelnika, a gdy na dodatek od czasu do czasu na naszych ustach pojawi się uśmiech, w oczach zalśni kilka łez, albo co jakiś czas zostanie rzucony jakiś mądry tekst, będzie to niczym wisienka na wyjątkowo pysznym torcie.
I co z tego, że Czerwona królowa, może momentami przypominać inne powieści? Ci, którzy uważają, że książki poruszające podobne do innych zagadnienia, nie powinny zostać wydane, niech sami spróbują wymyślić fabułę, która jest jedyna w swoim rodzaju. To niewykonalne. W obecnych czasach nie sposób pisać o czymś, co nie zostało poruszone wcześniej w mniejszym lub większym stopniu. A jeśli przeciwnicy takiego stanu rzeczy uprą się, mogą bez problemu dojść do konkluzji: jeśli podobne książki nie zostałby wydawane, na rynku pozostałoby jedynie kilka "klasyków", a nowych książek raczej, by nie przybywało.
Czy więc nie można stworzyć fabuły, w której bohaterka ma młodszą siostrę, bo powieść zostanie nazwana plagiatem Igrzysk śmierci, Delirium, Paniki czy innych? Czy w fikcyjnym świecie nie może powstać rebelia, istnieć królestwo, i żyć książę, bo te wątki były już poruszane?
A skoro autor rzeczywiście mniej lub bardziej inspiruje się innymi dziełami, to nic złego. Utarte wcześniej schematy nie są złe, jeśli są oryginalne. A Czerwona królowa z całą pewnością jest oryginalna. Victoria Aveyard spisała się. Jej powieść, toczy się szybko, a fabuła jest zajmująca...
Na przykład charakter głównej bohaterki... Wśród postaci żeńskich były takie, których charaktery mnie zachwycały na przykład Celaena ze Szklanego tronu, Amercia z Rywalek czy Gwen z Czerwieni Rubinu. Czasami napotykałam również te irytujące choćby Chloe z Dziewięć żyć Chloe King lub Tessa z Zanim umrę. Zwykle jednak było tak, że bohaterki po prostu były nie wzbudzając żadnych uczuć - w końcu ktoś musi prowadzić narrację. Jednak bohaterka ze Czerwonej królowej jest jak najbardziej do polubienia. Nie została pozbawiona charakteru, więc polubiłam ją najbardziej jak mogłam.
Przez większą część książki zastanawiałam się nad tym, gdzie są te królewskie intrygi, o których była mowa w opiniach. Więc, gdy doszłam do finału, byłam wielce zaskoczona rozwojem akcji, gdyż było to coś, czego w ogóle się nie spodziewałam.
Zaś finał... Dawno nie czytałam tak dobrego finału, który z kolei przypomniał mi o finale Szklanego Tronu, co jeszcze bardziej przypadło mi do gustu. (Tak. Ubóstwiam Szklany tron.) I tak był trochę podobny, ale w tej kwestii już się wypowiedziałam.
Skończę na stwierdzeniu, że Czerwona królowa nie okazała się - na szczęście - startą czasu. I być może zadziałała moja krótka modlitwa przed rozpoczęciem czytania, a mianowicie "książko, bądź dobra", bo przecież nikt nie lubi czytać gniotów, a zwłaszcza ludzie, którzy odczuwają potrzebę skończenia tego, co zaczęli.
"– Trochę, to znaczy ile? – Z każdym dniem mniej."
"– Uznawanie wszystkich Srebrnych za złych jest taką samą niesprawiedliwością jak uznawanie Czerwonych za gorszych."
"Czas mija powoli, gdy czekamy na coś miłego, dlatego nie dziwię się, że dni dzielące nas od budzącego postrach balu przelatują nie wiadomo kiedy."
Czerwona królowa to jedna z książek, o których dużo się...
2016-07-02
2016-07-14
2016-08-26
"Każdy z nas zasługuje na wielką przygodę. Przynajmniej jedną w życiu. Na moment, do którego można później wracać, mrucząc pod nosem: o tak, wtedy właśnie czułam, że żyję."
Niestety tym razem spadek.
To zdecydowanie najsłabsza część trylogii, zwłaszcza jeśli porównać ją z dwoma poprzednimi. Oczywiście nie było wcale tak źle, ale tym razem czegoś mi brakowało. A może coś mi przeszkadzało? Na przykład te wszystkie tajemnice, które wcale nie były tajemnicami. No i jak tu nie wspomnieć, że już od samego początku fabuła książki skojarzyła mi się z filmem Chasing Liberty/Córka prezydenta, a już zwłaszcza, kiedy Kelsey i Hunt skakali z mostu... Wtedy to już miałam wrażenie, że czytam coś, na podstawie czego zekranizowano wyżej wymieniony film.
No i oczywiście, już na samym początku lektury, tuż po skojarzeniu z filmem, obstawiłam pewną tezę, która okazała się mieć miejsce w finale. Co znaczy, że Cora Carmack tym razem mnie nie zaskoczyła. Jakby mogła, skoro już na początku przewidziałam zakończenie?
Nie mniej jednak Coś do ocalenia okazało się miłym akcentem na koniec wakacji.
A ponieważ kończą się wakacje i kolejne pokolenie w tym roku zakończy swoją edukację na pewnym poziomie... (Czy ktoś myśli podobnie?) "To zabawne, że kiedy kończysz college, wydaje ci się, że teraz natychmiast powinieneś dorosnąć. Przez lata słuchasz o dojrzałości, podejmowaniu ważnych decyzji i liczeniu się z konsekwencjami, aż zaczynasz odnosić wrażenie, że wraz z dyplomem powinieneś odebrać również dorosłą wersję siebie."
"Każdy z nas zasługuje na wielką przygodę. Przynajmniej jedną w życiu. Na moment, do którego można później wracać, mrucząc pod nosem: o tak, wtedy właśnie czułam, że żyję."
Niestety tym razem spadek.
To zdecydowanie najsłabsza część trylogii, zwłaszcza jeśli porównać ją z dwoma poprzednimi. Oczywiście nie było wcale tak źle, ale tym razem czegoś mi brakowało. A może coś mi...
2016-08-21
"Bo marzyciele zawsze budzą się z koszmarów i zostawiają w tyle nękające ich potwory."
"Takie myślenie było niebezpieczne. Pozwalałam sobie wierzyć, że czasem życie ma swoje niemal magiczne sposoby, by naprawiać złamane losy. Że historia potrafi się potoczyć znacznie lepiej i prościej, niż człowiek sobie wyobrażał."
Gdy czyta się finałową książkę i gdy z każdą stroną coraz bardziej zbliża się do końca, nie sposób nie wracać do początku. Początku jakim były Mroczne umysły, które co prawda obrały inny tor akcji niż się spodziewałam, ale mimo to wyszło dobrze. Potem było Nigdy nie gasną, kiedy przez pierwszą połowę lektury zastanawiałam się czy nie dać sobie spokoju, ale na szczęście później poszło łatwo.
I wreszcie nastało Po zmierzchu.
Gdybym miała ocenić samą ostatnią część powiedziałabym, że choć nie była ona nudna to jednak nie porywała. Tym razem na finał składa się pięćset storn, z czego całe czterysta dzieje się w jednym miejscu. Niby nie jest nudno, ale jednak nic wielkiego się nie dzieje i czasami miałam wrażenie, że akcja dąży donikąd. Poza tym dwie pierwsze części obfitowały w podróże i akcję, a tym razem...
A skoro mamy finał i wreszcie widzimy całokształt to można ocenić całą trylogię.
Weźmy na przykład główną bohaterkę. Nie była irytująca, ale jednocześnie nie powalała charakterem. Po prostu była - bo ktoś musi prowadzić narracje - i okazała się nijaka.
Albo otwarte zakończenie, na tyle otwarte, że zaczynasz się zastanawiać jak potoczą się losu bohaterów i kraju w którym żyją. I nasuwa ci się pytanie czy ci głupi ludzie czegoś się wreszcie nauczyli? (Wierzcie mi, że pod koniec czytania ignorancja "rządzących" osiągnęła takie apogeum, że miałam ochotę wejść do książki i palnąć ich wszystkich w łeb. Ośrodki zamiast obozów - dobre sobie - ale na szczęście z pomocą przyszedł Pulpet: "To jakaś kpina!".)
Mroczne umysły są trylogią dystopijną. Oczywiście pomysł jest jak najbardziej na plus, ale całe wykonanie raczej nie wybija się spośród innych powieści tego gatunku. W trylogii zabrakło mi kilku rzeczy... Choćby hmmm... trochę Czerwonego ognia..., albo rodziców Ruby, którzy chyba nawet nie wypowiedzieli na koniec ani słowa.
Jeśli macie ochotę na "lekką" dystopię polecam, jeśli zaś szukacie czegoś bardziej "wybitnie apokaliptycznego" to nie tędy droga.
"Bo marzyciele zawsze budzą się z koszmarów i zostawiają w tyle nękające ich potwory."
"Takie myślenie było niebezpieczne. Pozwalałam sobie wierzyć, że czasem życie ma swoje niemal magiczne sposoby, by naprawiać złamane losy. Że historia potrafi się potoczyć znacznie lepiej i prościej, niż człowiek sobie wyobrażał."
Gdy czyta się finałową książkę i gdy z każdą stroną...
2016-08-21
"Perfekcja nie jest jednak doskonała."
"Być może jednak istnieje coś takiego jak przeznaczenie."
Day przeżył!!!
Naprawdę myślałam... byłam wręcz przekonana, że finał trzeciej części zakończy się śmiercią bohatera. Bo przecież w zakończeniu drugiej była mowa, że Day jest śmiertelnie chory, i że zostało mu kilka miesięcy i stawał się coraz słabszy... I jeszcze przeczytałam ten cytat na portalu "Wyczuwam jego obecność w każdym kamieniu, którego dotknął, w każdej osobie, której pomógł, w każdej ulicy i alejce, którą zmienił w ciągu ostatnich kilku lat, ponieważ to on jest Republiką, to on jest naszym światłem." (ty było tak jakby June wspominała zmarłego - co tylko dowodzi, że cytaty mogą być wyrwane z kontekstu, ja przynajmniej tak mam, że gdy przeczytam cytat zanim zapoznam się z książką, moja wyobraźnia sama tworzy pewne elementy fabuły), więc wyciągnęłam oczywisty wniosek, że Day się wykończy. I byłam o tym przekonana w każdej sekundzie czytania Patrioty i przez cały ten czas starałam się z tym pogodzić i pożegnać z bohaterem.
Ale tak naprawdę o pogodzeniu się nie było mowy. Po tym, co przeczytałam w finale Niezgodnej oficjalnie ogłaszam, że nie akceptuje śmierci głównych bohaterów. Po prostu nie i już.
Więc gdy Day został postrzelony, a ja już nastawiałam się na smutne zakończenie, wtedy okazało się, że się pomyliłam i Day przeżył.
Każdy czytelnik z pewnością natknął się na książkę, która mu się nie spodobała, ale którą mimo to skończył, a jeśli nie, to przynajmniej - z ciekawości - przekartkował zakończenie. Nie wiem jak inni, ale mnie zakończenie zawsze ciekawi, nawet jeśli książka była okropna. Bo przecież koniec jest zwieńczeniem historii, czymś, co stanowi jeden z najważniejszych elementów książki. W końcu czytając dążymy do końca.
Koniec Patrioty obfitował w wydarzenia i emocje, ale przecież należy oceniać całość, a całość niestety z jakiegoś powodu nie wypada już tak dobrze jak dwie poprzednie części, które wręcz połknęłam.
Patriotę zaczęłam czytać jeszcze przed dwudziestym czwartym czerwca. Dobrnęłam mniej więcej do połowy, a potem nagle zaprzestałam czytania, gdyż książka mnie nie wciągała i jedynie od czasu do czasu przeczytałam kilka stron, ale mimo to nadal tkwiłam w środku. Przez wakacje zamieniłam Patriotę na parę innych książek i nagle wypadła druga połowa sierpnia, a ja uświadamiam sobie, że skończą się wakacje, a ja nie skończę Patrioty. Więc nakazałam sobie, że przeczytam dziennie określoną ilość stron i wreszcie pożegnam się z trylogią.
Pragnę jednak zaznaczyć, że Patriota wcale nie był złą książką - może trochę słabszą od poprzedniczek - ale nadal trzymającą poziom. Patriota po prostu mnie nie wciągnął. Być może dlatego, że czytałam wydanie w formie ebooka. A ponieważ zwykle czytam ebooki na komputerze, więc w tym wypadku książka musi być naprawdę zajmująca jeśli chcę ją przeczytać, a nie zajmować się innymi czynnościami jakie umożliwia nam obcowanie z komputerem. Jestem pewna, że Patriota w formie papierowej sprawiłby mi o wiele więcej przyjemności i znacznie szybciej bym się z nim uporała.
Trudno.
Oczywiście wielki plus za zakończenie i nie uśmiercenie bohatera. Oraz za zabieg polegający na przedstawieniu dwóch stron medalu, mianowicie rebelii, czyli walki z własnym państwem, by zmienić je na lepsze jak i późniejszy patriotyzm względem tego samego kraju.
Po przyjemnych chwilach z Legendą i zapoznaniu się ze stylem Marie Lu chętnie zabiorę się również za Malfetto, zwłaszcza, że opis i okładki b a r d z o zachęcają. Ale to później.
Tak wiele książek, że nie wiadomo w co ręce włożyć.
"Perfekcja nie jest jednak doskonała."
"Być może jednak istnieje coś takiego jak przeznaczenie."
Day przeżył!!!
Naprawdę myślałam... byłam wręcz przekonana, że finał trzeciej części zakończy się śmiercią bohatera. Bo przecież w zakończeniu drugiej była mowa, że Day jest śmiertelnie chory, i że zostało mu kilka miesięcy i stawał się coraz słabszy... I jeszcze...
2016-08-14
2016-08-07
2016-08-03
"- ...na tak długo, ile trwa wieczność."
Nie jestem znawczynią duchów. Więcej przeczytanych książek było o cholernych wampirach niż duchach. A jednak zdarzały się duchy... Choćby dwie książki z trylogii Odcień filetu oraz cała trylogia Błękitnej miłości.
Teraz przeczytałam Pomiędzy. W sumie sześć książek o duchach, więc uznam, że mogę wypowiadać.
Po pierwsze i najważniejsze: decydując się na przeczytanie jakiejkolwiek książki sugeruję się oceną, opiniami i przede wszystkim opisem. Opis Pomiędzy był przeciętny, więc na mojej liście książek do przeczytania, gdzie znajdowały się pozycje znacznie wyżej ocenianie i sprawiające wrażenie ciekawszych, Pomiędzy znajdowało się gdzieś na końcu i raczej nie skusiłabym się na przeczytanie książki gdyby nie okładka.
Okładka, która również może przyciągać.
A okładka Pomiędzy tak bardzo mnie urzekała, że musiałam tę książkę wypożyczyć choćby po to tylko, żeby dotknąć łapkami tej przecudnej okładki. Pojęcia nie macie ile minut podczas czytania "zmarnowałam" na jej podziwianie. Moje ulubione kolory, czyli odcienie niebieskiego i czerń tworzą iście cudny obrazek: dziewczyna odwrócona plecami, przezroczyste fałdy jej długiej sukni, gorset, który wydaje się stworzony z ciemnych koron drzew, no i oczywiście tlący się w oddali zachód (a może wschód?) słońca. Oraz toń przywodząca na myśl nieliczne w te wakacje, naprawdę gorące dni, które spędziłam nad wodą.
Tak, wzięłam tą książkę w 99% dla okładki.
Co do treści...
Pomiędzy wcale nie okazało się takie złe. Fabuła była prosta i nieskomplikowana. Lekka. Czasami wyzuta z emocji. Mimo że opisów odczuć jest wiele, te raczej przeszły bez echa.
Pod koniec lektury nie mogłam się powstrzymać, aby nie porównać Pomiędzy do Odcienia fioletu i Błękitnej miłości. Pomiędzy odnajduje się między jednym, a drugim.
Zacznę od tego, że początek był naprawdę obiecujący i kiedy już myślałam, że tak pozostanie książka nagle stała się zwyczajna. Chociaż niektóre rzeczy z nią związane wcale nie były zwyczaje... Kiedy słyszymy hasło duchy, na myśl nasuwa nam się kilka oczywistości. Podobnie jak ze słowem "wampir". Słyszymy takie i od razu myślimy: coś co pije krew. Ale kiedy w jednej z historii o wampirach dostaliśmy mieniące się wampiry (tak mam na myśli Stephenie Meyer) to wielu z pewnością pomyślało: dziwne. Niektórzy mogli nawet stwierdzić, że oryginalne, ale przede wszystkim dziwne.
Parę takich dziwności przedstawia nam również pani Hudson. Mamy więc ducha i...
Ten duch nie ma możliwości wejścia do domu, dopóki drzwi nie zostaną otwarte, ponieważ owy duch nie potrafi przenikać ścian, ani ludzi, gdyż ci omijają go jakby czuli opór w powietrzu (to pewnie dlatego, nikt nie chodzi prosto po chodniku...). Akurat ten zabieg przypadł mi do gustu i wydał się ciekawy, ale weźmy za przykład inny...
Mamy wątek miłosny, który nawiasem mówiąc nie powalał. Był lekki niczym piórko unoszące się przez cały czas na jednym poziomie. Bohaterów zaczyna łączyć uczucie. Szkoda by więc było gdyby nie byli w stanie się dotknąć - bo dziewczyna jest duchem!!! A jednak! Dotykają się, całują, przytulają. Rozumiem, że wątek miłosny miał się rozwijać, - choć jak wspomniałam, nie rozwijał się wcale - ale mamy duchy. Duchy nie dotykają żywych. (W Błękitnej miłości bohaterowie nie mogli się dotykać, chociaż łączyło ich uczucie, a dzięki temu fabuła zyskała jeszcze bardziej w moich oczach.)
Co jeszcze mamy...?
Ach tak! To dziwne światło na samym końcu, ale już nie będę spoilerować. Sami oceńcie.
Na koniec dodam, że nie chciałam, aby książka, za którą zabrałam się w wakacje była nudna, ale nie chciałam też, żeby Pomiędzy spodobało mi się na tyle, by rozpaczać z powodu braku kontynuacji. (Tak jak miało to miejsce przed wydaniem trzeciej części Córki dymu i kości.)
Moje życzenie zostało spełnione. Chwile z Pomiędzy nie były stracone, jednak z łatwością pożegnam się tą książką już po pierwszym tomie, choć ciekawi mnie w jaki sposób autorka zakończyła całą historię - w końcu mamy martwą dziewczynę. Chociaż spekuluję, że po niektórych dziwactwach przedstawionych w pierwszym tomie zakończenie trylogii mogłoby równie dziwnie.
"- ...na tak długo, ile trwa wieczność."
Nie jestem znawczynią duchów. Więcej przeczytanych książek było o cholernych wampirach niż duchach. A jednak zdarzały się duchy... Choćby dwie książki z trylogii Odcień filetu oraz cała trylogia Błękitnej miłości.
Teraz przeczytałam Pomiędzy. W sumie sześć książek o duchach, więc uznam, że mogę wypowiadać.
Po pierwsze i...
2016-07-30
2016-07-20
"Mój duch jest silniejszy od mojego strachu. - Dedykacja"
"Zbliża się czas wojny. Wojna musi się pojawić, ponieważ wielkie zło wymaga naprawy, zło, które rośnie w siłę wraz z każdym odebranym życiem. Wojna jest jedynym rozwiązaniem."
Imperium ognia...
Po tej książce spodziewałam się zupełnie innego klimatu. Tymczasem otrzymałam pustynie, dżiny, ifryty, karawany i plemienia. To wszystko skojarzyło mi się z południowo wschodnią kulturą, co nadało książce pewnej oryginalności.
Mało oryginalny za to jest wątek rebelii. Uciśniony i zniewolony lud pragnie wyzwolenia z rąk oprawców. Ile już razy natykaliśmy się na ten aspekt? Pojawił się w Czerwonej Królowej, Dotyku Julii, Igrzyskach Śmierci, Opowieści Penryn o Końcu Świata, Kronikach Czerwonej Pustyni, Córce Dymu i Kości, Szklanym Tronie, Legendzie, Rywalkach, a to tylko kilka przykładów, gdzie tych z pewnością jest więcej. (W końcu tylu książek jeszcze nie przeczytałam.) Na szczęście wątek rebelii w nie został przedstawiony sztampowo, co daje kolejnego plusa.
No i bohaterowie... Cała gama różnych bohaterów, a każdy z nich ma inny charakter. - Cudo.
Po raz pierwszy obcowałam też z czymś w rodzaju czworokąta miłosnego, co dla wszystkich antyfanów trójkątów, może być kolejną zaletą. Przy czym te wątki miłosne zostały przedstawione raczej jako tło, które jeszcze nabierze kształtu, więc nie liczcie na zbyt dużo romansu.
Pani Tahir sprezentowała również całą gamę odczuć jakie mogą towarzyszyć podczas czytania.
A gdyby ktoś chciał abym opisała tą książkę jednym słowem? Nasuwa mi się takie: okrucieństwo. Skoro już mamy uciśniony lud, mamy więc też niewolników i gdyby ktoś powiedział, że niewolników nie traktuje się dobrze raczej wzruszylibyśmy ramionami. W Imperium ognia kwestia okrucieństwa - nie tylko wobec niewolników - jest bardzo rozbudowana, co nasuwa na myśl pytanie: jakie mogą być granice ludzkiej wytrzymałości? A przecież te wszystkie wymyślne sposoby zadawania bólu wcale nie spadły autorce z nieba. Wszystko to kiedyś spotykało ludzi i nieraz podczas lektury przyłapywałam się na myśleniu: jak dobrze, że urodziłam się w lepszych czasach.
Jedynym co w książce nieco mnie irytowało to dwie pierwsze Próby, ale w porównaniu z całą resztą, mogę puścić to w zapomnienie.
Jeśli Imperium ognia jest książką młodzieżową, to z całą pewnością nie jest taką zwykłą książką. Nie jest wcale lekka i przyjemna, więc radzę mieć to na uwadze, gdy zabierzecie się za jej czytanie.
"Mój duch jest silniejszy od mojego strachu. - Dedykacja"
więcej Pokaż mimo to"Zbliża się czas wojny. Wojna musi się pojawić, ponieważ wielkie zło wymaga naprawy, zło, które rośnie w siłę wraz z każdym odebranym życiem. Wojna jest jedynym rozwiązaniem."
Imperium ognia...
Po tej książce spodziewałam się zupełnie innego klimatu. Tymczasem otrzymałam pustynie, dżiny, ifryty, karawany i...