-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyPortret toksycznego związku w ostatnich dniach NRD. Międzynarodowy Booker dla niemieckiej pisarkiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać6
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
Biblioteczka
2022-09-19
2013-01
2022-02-06
2017-06-09
Widzieliście zdjęcie autorki na okładce tej książki? Czy tylko ja uważam, że wygląda ona jakby coś knuła?
"To pomyślny znak, wszyscy to wiedzą, pomyślała Hirka, a potem zdała sobie sprawę, że nie wierzy w znaki. Ona i ojciec dawali amulety ze znakiem kruka wielu chorym, którzy szukali pomocy. Jedni umierali, inni nie."
Zacznę od tego, że Dziecko Odyna nie było planowaną do przeczytania książką. Nie było nawet znaną przeze mnie książką. Nie znajdowała się na mojej liście i ani razu o niej nie słyszałam.
Powieść ta najzwyklej przyciągnęła moje uważne spojrzenie - przebiegające po bibliotecznych półkach - do swych dziwnych okładek (odcięty ogon - interesujące) i równie dziwnych opisów. W dodatku przeczytałam, że autorka jest norweską pisarka i to chyba przesądziło sprawę - koniecznie chciałam wiedzieć jak to jest przeczytać jakąś powieść z dalekiej północy. (Nie żeby miała się jakoś specjalnie różnić od innych.)
Początki nie były łatwe, ponieważ zostałam wrzucona na głęboką wodę całkowicie obcego świata, a potem zamiast płynąć do brzegu, prąd pociągnął mnie w głąb oceanu. Pozostało jedynie nauczyć się pływać.
Mnóstwo nowych określeń, bohaterowie rozmawiający o sprawach, o których ciężko było mieć jakiekolwiek pojęcie, i albo sobie z tym poradzisz i zakminisz o co chodzi, albo masz problem.
"Hirka coraz bardziej lubiła tego starego rzeźbiarza. To było tak, jakby składał zdania inaczej niż wszyscy. Miał własny język, którego trzeba się było nauczyć, ale gdy tylko się go opanowało, wszystko miało sens. Zamienienie z nim paru słów nic nie dawało. Wtedy miało się tylko mętlik w głowie. Po jakimś czasie jednak słowa płynęły między nimi jak mleko. Dobre i sycące."
Świat wykreowany przedstawił się jak najbardziej pozytywnie. Poczynając od ogoniastej rasy aetlingów, przechodząc przez "polityczny system", sympatycznego Kuro (choć nic nie przebije Nero z Krwawego szlaku), nieco drastycznego sposobu pochówku (rozczłonkowanie martwego ciała, które oddaje się krukom na pożarcie - ale tylko dla tych w których żyłach płynie błękitna krew, cała reszta musi się zadowolić zwykłym spaleniem), a kończąc na bohaterce, która okazuje się wyjątkowa, ale niestety w całkowicie niepożądany w krainach Ym sposób.
Spodobał mi się również wątek z wiarą Rimego w Widzącego i samym Widzącym. Przez większą połowę książki doszłam do wniosku, że Widzący jest swego rodzaju bóstwem, ale kiedy bohaterowie wspomnieli o jego "obecności" trochę się zmieszałam. No i wreszcie to kim Widzący okazał się być, a raczej kim się nie okazał... Tak, to było niezłe.
"...zdała sobie sprawę, że Widzący nigdy nie umrze. Prawdziwy czy nie, zawsze będzie istniał w jakimś miejscu."
Jednakże, napotkałam pewien zgrzyt w fabule, który świadczy o tym, że autorka chyba trochę się pogubiła we własnym świecie.
UWAGA SPOILER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mianowicie chodzi mi o scenę pod koniec książki kiedy Svarteld mówi Hirce o ostatnim rozkazie Ilume, w którym to Ciemne Cienie miały wspomóc Rimego. Niestety wcześniej stało się tak, że gdy bohaterowie po śmierci Ilume stali się zbiegami i napotkali Ciemne Cienie te zaatakowały Rimego i Hirkę. Czyżby nie wiedziały o rozkazie? Ale jak?, w końcu bohaterowie przechodzili przez Gniazdo Ślepych, minęło już kilka dni, a Ilume wysłała wiadomość od razu.
KONIEC SPOILERU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Świat jaki stworzyła Siri Pettersen okazał się jednocześnie prosty i złożony. Czasami odnosiłam wrażenie, że przydługich opisów było nieco za dużo, ale te z kolei lepiej obrazowały krainy Ym.
Dziecko Odyna z pewnością jest godną uwagi pozycją i trochę ubolewam nad tym, że pomimo ciekawej fabuły nie wzbudziła we mnie większych emocji przez co odnoszę wrażenie, że książka ta mogłaby być o wiele lepsza.
Mimo wszystko przede mną ZGNILIZNA.
Widzieliście zdjęcie autorki na okładce tej książki? Czy tylko ja uważam, że wygląda ona jakby coś knuła?
"To pomyślny znak, wszyscy to wiedzą, pomyślała Hirka, a potem zdała sobie sprawę, że nie wierzy w znaki. Ona i ojciec dawali amulety ze znakiem kruka wielu chorym, którzy szukali pomocy. Jedni umierali, inni nie."
Zacznę od tego, że Dziecko Odyna nie było planowaną...
2019-11-10
2021-12-11
2016-11-14
"Nasze sukcesy i porażki są ze sobą nierozerwalnie połączone, dokładnie jak ciało z duszą. Gdy się je rozdzieli, człowiek umiera. - Nikola Tesla"
Utopia. Mogłabym rzec, że to trafny tytuł. Z całej trylogii to właśnie Utopia była najlepszą częścią. A może najmniej nudną?
Wszechświaty...
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam na bibliotecznej półce okładkę Wszechświatów (przepiękną okładkę) i przeczytałam zachęcający opis pomyślałam: to musi być dobre. To na pewno coś dla mnie. Wreszcie przeczytam pierwszą książkę, w której dokładniej opisane zostaną, moje astronomiczne zainteresowania.
I na tym się skończyło.
Jako, że już wcześniej orientowałam się (mniej lub bardziej) w teorii o wieloświatach, temat poruszany w trylogii nie był mi obcy. Ponadto został przedstawiony w przystępny sposób, więc o jakimkolwiek braku zrozumienia fabuły nie było nawet mowy. To właśnie temat o wieloświatach, stanowiący myśl przewodnią w książkach był tym, co najbardziej zachęcało mnie, by po nie sięgnąć. I ten temat był jedyną dobrą rzeczą tej trylogii. Nie sposób w jaki autor przedstawił swój pomysł, ale sam pomysł. (Trochę dziwne, ale co poradzić?)
Dodatkowo Utopia, podobnie jak Pamięć stały się odrobinę specyficzne, gdyż autor z początku ukazywał swoich głównych bohaterów w głównych rolach, a potem nagle w drugiej połowie książki spychał ich na dalszy plan, tak jakby nie byli ważni (kto wie?, czasami Alex i Jenny wydawali mi się zbędni), albo znudzili się autorowi, który postanowił przekazać pałeczkę innej postaci. Trochę niefajne i być może ten fakt zabolałby mnie bardziej gdyby autor dokładniej rozpisał ich charaktery. A ponieważ tak się nie stało, będzie to tylko kolejny z wielu mankamentów, o których nawet nie chce mi się rozwodzić.
Pomysły nie był przeciętny, ale sama książka okazała się taka być. I właśnie w takich chwilach brakuje mi na lubimyczytac.pl jakiejś dodatkowej gwiazdki o podtytule: pomysł świetny, wykonanie słabe. Sześć gwiazdek tylko dlatego, że przy Utopi praktycznie nie ziewałam i za sam pomysł dla całej trylogii.
"Jestem przekonany, że bohater idzie dalej, nawet kiedy jego autor przestaje prowadzić go za rękę. - Słowo od autora"
Nie mogę sobie jednak pozwolić, aby nie nawiązać do powyższego cytatu i mojej konkluzji na jego temat, która brzmi: Całe szczęście, że choć książki mają swój koniec, to losy bohaterów mogą rozwijać się dalej w wyobraźni czytelników. I być może w wyobraźni jednego z nich, Marco wyjaśni prościej i krócej do jakich konkretnych przemyśleń doszedł w epilogu, którego pomimo usilnych starań nie potrafiłam zrozumieć.
Podsumowując, pomysł: tak, cała reszta: nie. Bohaterowie bez wyrazu, wydarzenia, które powinny być ciekawe, okazują się nużące, wątek wszechświatów został ostatecznie zamieniony w typową rewolucję i walkę z systemem (skądś to chyba znam, a no tak połowa moich przeczytanych książek opiewała na takiej tematyce), a na dodatek podczas czytania dwóch pierwszych części nieustannie towarzyszył mi nieprzyjemny nawyk ziewania.
I tak oto pożegnałam się z kolejną trylogią.
Życie czytelnika obfituje w radosne uniesienia i bolesne rozczarowania. To niesamowite prawda? A nawet jeśli zdarzy się nam przeczytać gniota, zawsze możemy napisać o nim niepochlebną opinię i dać upust swojej frustracji. Nawet stracony czas, okazuje się nie do końca stracony.
"Nasze sukcesy i porażki są ze sobą nierozerwalnie połączone, dokładnie jak ciało z duszą. Gdy się je rozdzieli, człowiek umiera. - Nikola Tesla"
Utopia. Mogłabym rzec, że to trafny tytuł. Z całej trylogii to właśnie Utopia była najlepszą częścią. A może najmniej nudną?
Wszechświaty...
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam na bibliotecznej półce okładkę Wszechświatów...
2016-06-11
2015-09
"Przez moment pomyślał, że dwoje zakochanych ludzi to nic innego jak tylko dwie przypadkowe wektory biegnące od kołyski. Mogli odbyć na mapie świata najbardziej absurdalne podróże w różnych kierunkach i nigdy się nie spotkać. Albo spotkać się wiele razy i nigdy się nie rozpoznać. Mogli wsiadać każdego ranka do tego samego autobusu, nie wiedząc nic jedno o drugim. I tak do końca ich dni, bez jakiegokolwiek wpływu na siebie. A wystarczyło tak niewiele - przypadkowa wymiana zdań, i drogi magicznie by się złączyły. Z szarych linii biegnących samotnie przekształciłyby się w jedną."
"Przez moment pomyślał, że dwoje zakochanych ludzi to nic innego jak tylko dwie przypadkowe wektory biegnące od kołyski. Mogli odbyć na mapie świata najbardziej absurdalne podróże w różnych kierunkach i nigdy się nie spotkać. Albo spotkać się wiele razy i nigdy się nie rozpoznać. Mogli wsiadać każdego ranka do tego samego autobusu, nie wiedząc nic jedno o drugim. I tak do...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-19
"– Historia człowieka – podjął – wciąż powiela ten sam schemat. Imperia powstają, a potem pogrążają się w zepsuciu i upadają. Bez końca to samo."
Spodziewałam się czegoś o wiele lepszego.
Niby nie było źle, ale...
Diabolika zaciekawiła mnie swoją okładką, a później opisem. Potem gdy już została wydana, nagle zrobiło się głośniej na jej temat.
A ja myślałam sobie wtedy, że miałam dobre oko.
W takich okolicznościach nie mogłam postąpić inaczej jak tylko rzucić się na Diabolikę niczym głupi do sera, gdy ta znalazła się w bibliotece.
I powiem wam coś. Nie wiem skąd te zachwyty. Ani ze strony innych ludzi, ani początkowo, z mojej. (No ale wtedy jej nie przeczytałam. Skąd mogłam wiedzieć?)
Zacznę od Nemezis.
Jako postać była okej. Nic reprezentowała sobą nic wyjątkowego, ale też nie denerwowała. Była spoko, ale niewiele poza tym. Z początku została przedstawiona jako lojalne swojej pani bezlitosne i skupione na celu zwierzątko, a potem stała się taka trochę nijaka. I ta cała jej wewnętrzna przemiana też wysokich lotów nie była. Ale się nie czepiam, bo nawet lubiłam Nemezis.
Szkoda tylko, że przez całą powieść nie potrafiłam jej do końca zaakceptować.
Czy to dziwne?
W końcu Nemezis jest diaboliką. Rodzajem humanoida. Została stworzona.
I właśnie ten fakt mi przeszkadzał.
Przeszkadza.
(Ja nigdy nie twierdziłam, że jestem tolerancyjna.)
Być może dlatego, że nie jestem fanką sztucznej inteligencji. (Ponieważ są pewne granice, których ludzie nie powinni przekraczać. Nigdy.) Nawet jeśli ta inteligencja ma wiele ludzkich cech. Po prostu nie mogłam strawić tego, że Nemezis nie była tworem natury. Że nie miała rodziców, nie była prawdziwą osobą, a zamiast tego została stworzona. I nawet do końca nie dowiedzieliśmy się jak. W książce było tylko jakieś napomknięcie odnośnie genetyki. (To rzeczywiście wiele wyjaśniało.)
Chociaż z drugiej strony był to ciekawy zabieg. Ukazać coś stworzonego na kształt człowieka, ale niebędącego człowiekiem i pokazać jak to "coś" początkowo beznamiętnie i bezlitosne staje się ludzkie.
I tu przypominają mi się słowa Samanthy Shannon, która będąc w Polsce, w jednym z wywiadów stwierdziła, że nie mogłaby pisać z punktu widzenia Naczelnika, ponieważ nie jest on człowiekiem i co za tym idzie nie potrafiłaby go odpowiednio przedstawić. Osobiście nie zgodziłam się z jej tokiem rozumowania. Uznałam, że skoro jest autorką tworzącą własny świat mogłaby pisać nawet z punktu wdziania chociażby kamienia. (Kto jej zabroni?)
Z kolei Stephenie Meyer nie miała podobnych rozterek pisząc Intruza z punktu widzenia tzw. "obcego" co nawiasem mówiąc wyszło jej genialne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że spodziewałam się, iż narracja będzie prowadzona z punktu widzenia Melanie, a dusze zostaną ukazane jako przykład czystego, pasożytniczego zła, którego należy się pozbyć. Stephenie Meyer obsadziła w głównej roli duszę z innego świata i pokazała jak zdobywa zaufanie ludzi i powoli staje się jedną z nich, jednocześnie wciąż pozostając sobą. I ani trochę nie przeszkadzało mi to, że ta dusza była w rzeczywistości małym wijącym się stworzonkiem wczepionym w ludzki mózg.
Do czego piję?
Mogę zaakceptować naprawdę przeróżne stworzenia. Poczynając od moich przygód, z aniołami, wampirami i wilkołakami, a na elfach, fae, trollach, czarownicach i obcych kończąc. Ale nie humanoida.
Ponieważ te wszystkie dziwne twory były naturalne, a nie stworzone prze jakieś tam maszyny.
A jeśli już autorka chciała mieć silną bohaterkę. No wiecie, taką, która nawet jako kilkulatka potrafi jednym skokiem rozłupać człowiekowi czaszkę, to trzeba było wprowadzić jakieś mutacje genetyczne chociażby.
Na dodatek od samego początku coś w tej historii mi nie pasowało.
I nie byłam nawet w stanie stwierdzić co.
Dopiero w połowie książki doznałam nagłego olśnienia i zdałam sobie sprawę, że chodzi o zwykłe niedopracowanie.
Diabolika sama w sobie jest bardzo dobrą książka. Lepszą od Eve, Nevy, Dotyku ciemności czy choćby Kronik rodu Drake'ów jednak przypomina je ponieważ odniosłam wrażenie, że te książki mogłyby być o wiele lepsze gdyby tylko zostały bardziej dopracowane.
A w przypadku Diaboliki ta sprawa nie jest aż tak prosta. Ponieważ S.J. Kincaid wyraźnie się postarała. Spod jej pióra nie wyszła nazbyt prosta książka i autorka starała się ukazać jak najwięcej.
Ale i tak było tego za mało.
410 stron to za mało na to co przedstawia Diabolika. W końcu akcja dzieje się w kosmosie. A bohaterka przenosi się w więcej niż jedno miejsce. Ogrom kosmosu jest niewyobrażalny dla człowieka, a ponieważ tak jest S.J. Kincaid powinna potraktować sprawę poważnie i przyłożyć o wiele większą wagę do szczegółów. Wielu szczegółów, które pozornie nic nie znaczą, a których brak był przeze mnie wyraźnie odczuwalny przez co umniejszał powieści.
No bo co szkodziło dopisać do tej historii jeszcze 200 czy 300 detali?
Wtedy Diabolika zamiast bardzo dobra mogłaby stać się wybitna, a tak...
Jak wyglądała forteca Impirianów, co zrobiono ze zwłokami Mordercy (pewnie wystrzelono w Kosmos, ale nie zostało to nawet napisane, umarł i po sprawie) i Sydonii, jak dokładniej wyglądała Lumina, i życie Nemezis zanim została kupiona?
A to tylko wierzchołek góry lodowej.
Do tego często było tak, że akcja toczyła się stanowczo za szybko. Sceny akcji były zwykle przedstawione dość pobieżnie i może trochę na odczepnego. Finał chociażby. Albo ta scena, w której Nemezis przemierzała miasto na Luminie w poszukiwaniu Tyrusa została spisana niemalże w jednym akapicie.
Jak więc wspomniałam gdyby uzupełnić Diabolikę 200 czy 300 stronami detalów, a do tego dodać bardziej rozbudowane wątki fanatyzmu religijnego i polityki (intryg nie będę się czepiać, bo intrygi wyszły w porządku), więcej scen z Sydonią (bo tej ich więzi to kompletnie nie czułam) i parę innych rzeczy wtedy Diabolika stałaby się naprawdę, naprawdę świetna.
A tak mamy tylko nieoszlifowany diament.
I tak skończywszy Diabolikę chyba jestem zdania, że autorka powinna darować sobie dopisywanie kolejnych tomów. Według mnie przedstawiła w jednej części, to, co inne autorki zwykle robią w trylogiach. I jak dla mnie zakończenie było wystarczająco satysfakcjonujące.
Ale kto wie, może przeczytam kolejny tom.
I może autorka jeszcze nas czymś zaskoczy.
"– Historia człowieka – podjął – wciąż powiela ten sam schemat. Imperia powstają, a potem pogrążają się w zepsuciu i upadają. Bez końca to samo."
Spodziewałam się czegoś o wiele lepszego.
Niby nie było źle, ale...
Diabolika zaciekawiła mnie swoją okładką, a później opisem. Potem gdy już została wydana, nagle zrobiło się głośniej na jej temat.
A ja myślałam sobie wtedy,...
2016-07-25
"Mój duch jest silniejszy od mojego strachu. - Dedykacja"
"Zbliża się czas wojny. Wojna musi się pojawić, ponieważ wielkie zło wymaga naprawy, zło, które rośnie w siłę wraz z każdym odebranym życiem. Wojna jest jedynym rozwiązaniem."
Imperium ognia...
Po tej książce spodziewałam się zupełnie innego klimatu. Tymczasem otrzymałam pustynie, dżiny, ifryty, karawany i plemienia. To wszystko skojarzyło mi się z południowo wschodnią kulturą, co nadało książce pewnej oryginalności.
Mało oryginalny za to jest wątek rebelii. Uciśniony i zniewolony lud pragnie wyzwolenia z rąk oprawców. Ile już razy natykaliśmy się na ten aspekt? Pojawił się w Czerwonej Królowej, Dotyku Julii, Igrzyskach Śmierci, Opowieści Penryn o Końcu Świata, Kronikach Czerwonej Pustyni, Córce Dymu i Kości, Szklanym Tronie, Legendzie, Rywalkach, a to tylko kilka przykładów, gdzie tych z pewnością jest więcej. (W końcu tylu książek jeszcze nie przeczytałam.) Na szczęście wątek rebelii w nie został przedstawiony sztampowo, co daje kolejnego plusa.
No i bohaterowie... Cała gama różnych bohaterów, a każdy z nich ma inny charakter. - Cudo.
Po raz pierwszy obcowałam też z czymś w rodzaju czworokąta miłosnego, co dla wszystkich antyfanów trójkątów, może być kolejną zaletą. Przy czym te wątki miłosne zostały przedstawione raczej jako tło, które jeszcze nabierze kształtu, więc nie liczcie na zbyt dużo romansu.
Pani Tahir sprezentowała również całą gamę odczuć jakie mogą towarzyszyć podczas czytania.
A gdyby ktoś chciał abym opisała tą książkę jednym słowem? Nasuwa mi się takie: okrucieństwo. Skoro już mamy uciśniony lud, mamy więc też niewolników i gdyby ktoś powiedział, że niewolników nie traktuje się dobrze raczej wzruszylibyśmy ramionami. W Imperium ognia kwestia okrucieństwa - nie tylko wobec niewolników - jest bardzo rozbudowana, co nasuwa na myśl pytanie: jakie mogą być granice ludzkiej wytrzymałości? A przecież te wszystkie wymyślne sposoby zadawania bólu wcale nie spadły autorce z nieba. Wszystko to kiedyś spotykało ludzi i nieraz podczas lektury przyłapywałam się na myśleniu: jak dobrze, że urodziłam się w lepszych czasach.
Jedynym co w książce nieco mnie irytowało to dwie pierwsze Próby, ale w porównaniu z całą resztą, mogę puścić to w zapomnienie.
Jeśli Imperium ognia jest książką młodzieżową, to z całą pewnością nie jest taką zwykłą książką. Nie jest wcale lekka i przyjemna, więc radzę mieć to na uwadze, gdy zabierzecie się za jej czytanie.
"Mój duch jest silniejszy od mojego strachu. - Dedykacja"
"Zbliża się czas wojny. Wojna musi się pojawić, ponieważ wielkie zło wymaga naprawy, zło, które rośnie w siłę wraz z każdym odebranym życiem. Wojna jest jedynym rozwiązaniem."
Imperium ognia...
Po tej książce spodziewałam się zupełnie innego klimatu. Tymczasem otrzymałam pustynie, dżiny, ifryty, karawany i...
2014-01
2015-06
2016-02-20
2020-06-04
"Julie przewróciła oczami z całą pogardą, na jaką było stać czternastolatkę, i odrzuciła blond włosy do tyłu. – Kate, serio, kiedy mi się to przyda w prawdziwym życiu? – Za pięć sekund, kiedy cię zaatakuję."
Wiedzcie, że właśnie odkryłam tajemnicę wszechświata. Z niektórych serii się wyrasta... do innych serii się dorasta.
"Julie przewróciła oczami z całą pogardą, na jaką było stać czternastolatkę, i odrzuciła blond włosy do tyłu. – Kate, serio, kiedy mi się to przyda w prawdziwym życiu? – Za pięć sekund, kiedy cię zaatakuję."
Wiedzcie, że właśnie odkryłam tajemnicę wszechświata. Z niektórych serii się wyrasta... do innych serii się dorasta.
2019-06-15
2016-08-31
2016-11-25
2018-01-19
"Ogień niszczył, ale również oczyszczał."
(Z góry przepraszam, za wszystkie niecenzuralne słowa... Ale czasami... No musisz...)
"– Jesteście tylko młodymi marzycielami z głowami pełnymi ideałów! – Kapitan zaśmiał się cicho. – Ten świat zostanie ocalony i przebudowany przez marzycieli, Rolfe – rzekła Aelin."
Co tu się odpierdala, ja się pytam...?
Co się będzie odpierdalało? - to też jest dobre pytanie...
Sarah proszę, muszą przecież istnieć jakieś granice zajebistości. A może nie...?
I jak mogłaś to zrobić?
A więc tak to jest, jak się łamie czytelnikowi serce...
Podłe...
Jeszcze jedno..
Aelin, musisz zrobić wszystko, aby ta suka za wszystko zapłaciła...
"...wojna potrafi przynieść wiele korzyści ludziom, którzy wiedzą, jak prowadzić interesy."
I dawać mi tu ostatnią część, a nie jakieś pierdoły o Chaolu.
Zwłaszcza, że ja na początku byłam za Dorianem.
"– Dramatyczne wejścia robią lepsze wrażenie – odparła Aelin."
W takiej sytuacji pozostaje mi jedynie wierzyć, że...
"– Spotkamy się niebawem. Wszyscy."
"– Tchórzysz! – oznajmił stalowym głosem ten, który władał tarczą i strzałami. – Tylko tchórz zrzuca ciężar na innych."
"Ogień niszczył, ale również oczyszczał."
(Z góry przepraszam, za wszystkie niecenzuralne słowa... Ale czasami... No musisz...)
"– Jesteście tylko młodymi marzycielami z głowami pełnymi ideałów! – Kapitan zaśmiał się cicho. – Ten świat zostanie ocalony i przebudowany przez marzycieli, Rolfe – rzekła Aelin."
Co tu się odpierdala, ja się pytam...?
Co się będzie...
2017-10-21
REREAD 09.04.2022
6/10
REREAD 09.04.2022
Pokaż mimo to6/10