-
Artykuły„Jednym haustem”, czyli krótka historia opowiadaniaSylwia Stano6
-
ArtykułyUwaga, akcja recenzencka. Weź udział i wygraj powieść „Fabryka szpiegów“!LubimyCzytać1
-
ArtykułyLubimy czytać – ale gdzie najbardziej? Jakie są wasze ulubione miejsca na lekturę?Anna Sierant27
-
Artykuły„Rękopis Hopkinsa”: taka piękna katastrofaSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2024-03-17
2024-02-17
2024-02-11
2024-01-13
2023-11-09
"– Cóż, wszyscy jesteśmy współwinni i dlatego właśnie wszyscy będziemy głosować. Niech to nam przypomina, że każde zdanie się liczy, a kto z własnego wyboru rezygnuje z przysługującego mu prawa głosu, ten pozwala się uciszyć."
Królowa Mroku i Powietrza to dowód na to, że Cassandra Clare dobrze zaczyna, ale nie zawsze dobrze kończy.
Po jaką cholerę tak się rozpisywać?
Trylogia podobała mi się do czasu, kiedy była ona wyłącznie historią Blackthornów. Niby stary, znany świat ale za to nowa opowieść, nowi bohaterowie i nowe przygody. Kiedy jednak w ostatniej części do fabuły włączają się „stare” postacie i to nie z jednej, a z dwóch poprzednich serii, nagle zrobiło się nazbyt tłoczno.
Im dalej wlazł tym bohaterów, z punktu widzeniach których prowadzona jest narracja było coraz więcej, w wyniku czego książka nabrała solidnej objętość, a opowieść rozpoczęła powolną, acz konsekwentną, jazdę po równi pochyłej.
Można by pomyśleć, że im więcej, tym lepiej, jednak „główni bohaterowie” tylko na tym stracili i utonęli w mnogości, narracji, imion, rozterek i zbiorowych scen.
Jakby na koniec ktoś mógł wyjaśnić, po kiego mi scena ślubu Magnusa i Aleca, dodatkowe opowiadanie z Jacem i Clary i ten cholerny epilog, który jakby daje do zrozumienia, że historia z głównej „trylogii” może być kontynuowana? I co to razem miałoby to być: Miasto...(tu możecie wstawić według uznania).
"– Cóż, wszyscy jesteśmy współwinni i dlatego właśnie wszyscy będziemy głosować. Niech to nam przypomina, że każde zdanie się liczy, a kto z własnego wyboru rezygnuje z przysługującego mu prawa głosu, ten pozwala się uciszyć."
Królowa Mroku i Powietrza to dowód na to, że Cassandra Clare dobrze zaczyna, ale nie zawsze dobrze kończy.
Po jaką cholerę tak się rozpisywać?...
2023-09-10
2023-09-03
2023-07-31
2023-07-23
"Może przyszłość nie musiała być skrzętnie zaplanowana – może wystarczyło przyjmować ją dzień po dniu."
Tylko mi nie mówcie, że te dziewięćset stron, to nieudolne budowane napięcie, że szykuje się coś wielkiego, ta desperacja i depresja i bohaterów… To wszystko… Dla tak nędznego finału.
Dobra, rozumiem, że dodatek nie mógł akcją przewyższać głównej trylogii, ale po cholerę wówczas rozpisywać się aż na tyle stron?
I tu analogia do Wieży Świtu.
Jednym słowem, strata czasu. Wszystko kręciło się jedynie wokół treningów i seksu. Nawet trudna przeszłość bohaterów nie została należycie przedstawiona. Podobnie jak urazy między Nestą a Feyrą i Eliną. Jej konflikt z Ryshem, którego, ku memu rozśmieszeniu pod koniec nazwała bratem. Albo jej kłótnia z Amreną. To że nie do końca potrafiła być częścią ich rodziny. Wszystkie te skromnie wydzielone wątki, które miały potencjał zostały zmarnowane.
Jednym z większych facepalmów był fakt, że autorka tak bardzo poszła w samostanowienie lub szeroko pojęty feminizm, że kiedy Nesta znalazła się w niebezpieczeństwie, Kasjan, choć chciał ją ratować (tak twierdził), lecz związany prawem nie bardzo mógł to zrobić, ostatecznie stwierdził (lub usprawiedliwił przed czytelnikami fakt, że ostatecznie nic nie zrobił, by jej pomoc), że przecież dobrze ją wyszkolił, i że ona nigdy by mu nie wybaczyła tego, gdyby się wtrącił. Co za bzdura. A teraz wyobraźcie sobie, że wasza ukochana osoba jest w niebezpieczeństwie, a wy macie możliwości, by jej pomóc, ale jesteście ograniczeni stanowionym prawem. Co robicie?
Może to ze mną jest coś nie tak, ale uważam, że siłą wielu wątków romantycznych zarówno w książkach jak i filmach, ale i tych opowiadających o wszelkich rodzajach miłości jest właśnie to, że bohaterowie nie raz ryzykują… właściwie wszystkim, by pomóc ukochanym osobom.
Ale oczywiście rozumiem, że w zamyśle fabularnym było, żeby pozwolić Neście się wykazać. (Chodź zastanawia mnie fakt jakby się skończyła ich relacja, gdyby Nesta, rzeczywiście nie przeżyła – swoją drogą jej potężną moc śmierci związało byle jakie zaklęcie Rytuału, śmiechu warte – albo została… no nie wiem… dopowiedzcie sobie.) Problem jednak w tym, że jakość ich rzekomo opartej na miłości relacji wizerunkowo ucierpiała. A skoro autorka chciała postawić bohaterkę w położeniu, które wymagałoby od niej sprawdzenia umiejętności, to mogła przynajmniej tak pokierować fabułą, by i Kasjan rzeczywiście nie miał możliwości jej pomóc.
Sam finał po dziewięciuset stronach męki skończył się aż za szybko i aż za prosto. Podbudowa co prawda i tak była marna, ale zapowiadała ogromne niebezpieczeństwo, które zostało zażegnane na przestrzeni paru stron. Nad czym szczególnie ubolewam, bo wiem przecież, że Sarah potrafi pisać naprawdę długie i pełne napięcia sceny akcji.
I wygląda na to, że to koniec moich przygód z Sarą J. Mass, bo nie chciałabym, żeby jedna z moich ulubionych autorek zbrzydła mi tak bardzo, ze zajebiste wspomnienia o Szklanym Tronie zostaną zastąpione tymi niezbyt przyjemnymi z Wieży Świtu, Dworu Skrzydeł i Zguby i tego ostatniego koszmarku Dworu Srebrnych Płomieni…
Żegnam.
"Może przyszłość nie musiała być skrzętnie zaplanowana – może wystarczyło przyjmować ją dzień po dniu."
Tylko mi nie mówcie, że te dziewięćset stron, to nieudolne budowane napięcie, że szykuje się coś wielkiego, ta desperacja i depresja i bohaterów… To wszystko… Dla tak nędznego finału.
Dobra, rozumiem, że dodatek nie mógł akcją przewyższać głównej trylogii, ale po...
2023-06-21
"Nie potrafiła okiełznać tej części swojej osobowości, która wyła w obliczu zdrady, która kochała i nienawidziła żarliwiej, niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić."
Jak do tego doszło?
Sarah J. Mass, jedna z moich ulubionych autorek. Jej Szklany Tron, był wręcz idealnie dla mnie stworzony. Pełen akcji, tajemnic, ciekawych postaci, magii, potyczek, intryg, emocji…
Kuwa. Ja żem przecież wiedziała, że cykl Dworu cierni i róż nie będzie tak samo dobry, ale tylko dwa pierwsze tomu trzymały poziom, potem rozpoczęła się tendencja spadkowa, a sama seria stała się niskich lotów erotykami z elementami fantasy.
Jedyne, co zaczęło rosnąć w ACOWAF i ACOSF to liczba stron.
Sześćset stron, a bohaterowie wciąż kręcili się wokół tego samego. Treningi i… I to właściwie wszystko. Inni autorzy już w czterystu stronach potrafią zawrzeć całą fabułę. A tu przede mną jeszcze trzysta stron.
O relacji między Nestą i Kasjanem nie będę nawet wspominać, bo sprowadza się ona jedynie do seksu. I gdyby tylko autorka nie skupiła się wyłącznie na scenach łóżkowych, a pomiędzy nimi na sugestywnych spojrzeniach i myślach, to nie przeszkadzało by to tak bardzo.
Jeśli tak to ma wyglądać w jej kolejnej serii – tym bardziej, że swego czasu mówiło się, że jest ona dla młodych dorosłych – to ja podziękuje. Kończę ACOSF i pozostanę z miłymi wspomnieniami.
"Nie potrafiła okiełznać tej części swojej osobowości, która wyła w obliczu zdrady, która kochała i nienawidziła żarliwiej, niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić."
Jak do tego doszło?
Sarah J. Mass, jedna z moich ulubionych autorek. Jej Szklany Tron, był wręcz idealnie dla mnie stworzony. Pełen akcji, tajemnic, ciekawych postaci, magii, potyczek, intryg, emocji…
Kuwa. Ja...
2023-04-30
2023-04-17
2023-04-08
2023-04-12
2023-03-02
2023-02-21
2023-02-05
2023-01-21
2022-12-13
2022-12-11
"– Nigdy nie zrozumiem, co ty widzisz w tym facecie – westchnął Ghastek. – Kocha mnie – wyjaśniłam i wyszłam."
Pierwszy tom serii przeczytałam w 2015 roku, czyli prawie dziesięć lat temu. Książek akurat też jest dziesięć... Co za przypadek.
Było to prawdopodobnie moje pierwsze spotkanie z urban fantasy. Nie ma co ukrywać, że ciężko mi było przebrnąć przez Magia kąsa. Być może dlatego, że sięgając ówcześnie po tą książkę spodziewałam się czegoś zgoła innego. Później zastanawiałam się, czy kontynuować, jednak szkolne lekcje nudne bywały i postanowiłam spróbować kolejnych tomów.
Jak dobrze, że jednak nie porzuciłam tej serii i mimo wzlotów i upadków dotrwałam do końca.
Książki niczym seriale za lat 90-tych działają według konkretnego schematu. Bohaterka stara się prowadzić spokojne życie, coś się dzieje, jest tajemnica, śledztwo, poszukiwania i na końcu finał. I gdyby nie fakt, że na przestrzeni dziesięciu tomów mogliśmy obserwować jak Kate zdobywa przyjaciół, ukochanego i rodzinę, jak również odkryć tajemnicę jej pochodzenia i zachodzące w jej życiu zmiany, być może nie doczytałabym do końca.
Wielkim plusem był humor, zwłaszcza głównej bohaterki, który wręcz uwielbiałam. Dobrze wykreowany, mroczny i niebezpieczny świat. Wartka akacja i wyraziści bohaterowie, każdy z własną historią i motywacją.
Jak wspomniałam były wzloty i upadki. Tomy lepsze i gorsze. Jeśli ktoś lubi tajemnice, interesujących bohaterów i magię, której w każdej kolejnej części jest coraz więcej, to polecam.
A z Kate Daniels się żegnam.
Miło było.
Pa.
"– Nigdy nie zrozumiem, co ty widzisz w tym facecie – westchnął Ghastek. – Kocha mnie – wyjaśniłam i wyszłam."
więcej Pokaż mimo toPierwszy tom serii przeczytałam w 2015 roku, czyli prawie dziesięć lat temu. Książek akurat też jest dziesięć... Co za przypadek.
Było to prawdopodobnie moje pierwsze spotkanie z urban fantasy. Nie ma co ukrywać, że ciężko mi było przebrnąć przez Magia kąsa. Być...